-Zostańcie.- powiedziałem do psów.
Spokojnie wszedłem do boksu uważając na zdenerwowaną klacz. Podszedłem do roztrzęsionego i mokrego chłopaka po czym podałem mu rękę, którą po chwili zawahania złapał. Pomogłem mu wstać z podłogi. Gdy stanął na nogi od razu ją wyrwał czyszcząc się i poprawiając z zapałem maniaka. Gdy w miarę się ogarnął zwrócił swoją uwagę na mnie.
-Przepraszam za nią. Sprawdzała nowe miejsce i mogła trochę straszyć.
-Powinny być na smyczy mogą kogoś ugryźć.- fuknął.
-Jak mnie nie zaczniesz bić albo nie dam im polecenia to nawet cię nie dotkną.
-To tylko psy, nie wiadomo co im w głowie siedzi.
-To aż psy.- odparłem najspokojniej jak umiałem ukrywając zirytowanie w swoim głosie.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu nie wiedząc co robić podszedłem krok bliżej i wystawiłem w jego kierunku rękę.
-Wiktor, a te krwiożercze bestie to Celeste i Thor.
-Adam.- odpowiedział ściskając wysuniętą dłoń.
Wyszedłem z boksu, by nie torować drogi Japończykowi. Złapałem smycz samca, a suczce kazałem stać przy nodze.
-Możesz je teraz pogłaskać, nic nie zrobią.
-Raczej podziękuję.- odparł.
-Wiesz może gdzie znajdę Davida?- zmieniłem temat.
-W akademii ma biuro z tabliczką. Raczej znajdziesz.
-Okej, dzięki.
Po tych słowach zawróciłem w stronę wyjścia ze stajni i poszedłem do biura właściciela ośrodka. Nie musiałem długo czekać gdyż był on widoczny. Zapukałem w drewnianą powłokę, którą po chwili uchyliłem. Mężczyzna uśmiechnął się miło i poprosił żebym usiadł.
-Coś się stało?
-Nie, chciałem zapytać czy można brać konie szkółkowe do jazdy? Smarti radzi sobie w klasyku, ale nie skacze nie wiadomo jakich wysokości i szerokości.
-Jasne, że można tylko musisz się dowiedzieć kto ma pod opieką jakiego konia, i którego można brać.
-Okej. A jak z prywatnym trenerem? Mogę mieć kogoś takiego?
-Do westernu? Jak najbardziej.
-Okej, dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.
-Do widzenia.
Poszedłem do pokoju gdzie przebrałem się w rzeczy na jazdę i wziąłem w rękę kask oraz ostrogi. Wyciągnąłem również z torby specjalną smycz dzięki, której psy nie mogły się rozdzielać na zbyt dużą odległość co było bardzo dobrym pomysłem patrząc na to co czasami potrafi odwalić Thor. Wyszedłem z pokoju upewniwszy się, że wszystko mam i poszedłem do stajni.
-Hej mały.- pogłaskałem konia po ganaszu.- Co ty na teren?
Koń szturchnął moją rękę z niecierpliwością. Założyłem mu kantar na głowę i wyprowadziłem na korytarz przywiązując go do boksu. Z zadowoleniem stwierdziłem, że nie jest brudny. Jedyne co musiałem zrobić to wyczyścić grzywę, ogon i kopyta. Ogon nie zawierał zbyt dużo słomy, więc po chwili był w porządku, a grzywę musiałem tylko rozczesać. Przy czyszczeniu kopyt zauważyłem, że brakuje mi jednej śrubki, a druga jest wykrzywiona.
-Czeka cię za niedługo podkuwanko chłopie.- poklepałem go po odłożeniu kopyta.- Terenówka czy techniczna?- spytałem choć wiedziałem, że i tak nie dostanę odpowiedzi.
Stwierdziłem, że wezmę terenówkę. Będzie wygodniejsza i dla mnie i dla ogiera. Zarzuciłem mu na kłąb ciemny pad i na to siodło, które zwinnie zapiąłem. Po chwili dołożyłem jeszcze ogłowie i koń był gotowy do drogi. Na swoje nogi założyłem ostrogi, a na głowę kask po czym przywołałem psy i przypiąłem je do strringsów tak, by móc jednym ruchem je odczepić. Upewniłem się, że wszystko jest jak należy i wsiadłem na konia. Stępem wyjechałem ze stajni i ruszyłem pierwszą lepszą drogą, którą zauważyłem. Gdy Smarti wyczuł otwartą przestrzeń od razu zrobił się o wiele żywszy i energiczny. Po wjechaniu głębiej w las ruszyłem kłusem. Srokacz jechał z postawionymi uszami i rozszerzonymi charapami chłonąc wszystko dookoła. Gdy przebiegły przed nami sarny psy zaczęły się rzucać, a Smarti popatrzył się na zwierzęta z zaciekawieniem. Po zniknięciu saren z mojego pola widzenia odpiąłem smycz od siodła i ruszyłem wolnym galopem. Nie chciałem się rozpędzać, gdyż nie znałem terenu, ale jak zobaczyłem równy wjazd pod górkę dodałem łydki i koń z ochotą ruszył szybciej. Czuć było, że czuje radość, gdyż pracował grzbietem i zadem jak nigdy. Po wjechaniu na górkę zwolniłem do kłusa i poczekałem na psy, które po chwili dobiegły lekko zdyszane. Poklepałem konia po szyi i ruszyłem stępem. Przejechałem przez lasek i pojechałem ścieżką, na której dole była rzeczka. Wjechałem do niej dając się napić zwierzakom i ruszyłem w drogę powrotną. Po powrocie do stajni rozsiodłałem konia i podszedłem do jednego ze stajennych z pytaniem gdzie mam wypuścić konia. Nakierował mnie na jeden padok, który był z dala od reszty i stały na nim dwa wałachy. Założyłem Smartiemu halter i stanąłem przy ogrodzeniu pastwiska. Zaciekawione konie podeszły niemalże od razu i zaczęły się obwąchiwać. Oczywiście nie obyło się bez kwiczenia i machania nogami, ale nie zauważyłem też żadnych agresywnych zachowań. Wpuściłem więc go do koni i odszedłem powolnym krokiem z psami u boku. Odłożyłem cały sprzęt do siodlarni i posprzątałem po sobie, by po chwili iść do akademika. Otworzyłem pokój i uważając żeby nie nadepnąć na dywan wszedłem z psami do łazienki. Thor jako pierwszy poszedł do mycia, a po nim Celeste. Gdy były już czyste wytarłem im łapy i dałem jedzenie po czym sam usiadłem na łóżku. Wziąłem z szafki pierwszą, lepszą książkę, która była jakimś kryminałem. Po skończeniu pierwszego rozdziału poczułem jak cztery łapy boleśnie wbijają mi się w brzuch. Próbowałem zepchnąć z siebie psa, który miał mnie głęboko i szeroko. Gdy poczułem, że jeszcze Celeste wdrapuje mi się na łóżko powiedziałem:
-Do siebie!
Suczka od razu udała się do siebie, a czarny pies musiał chwilę to przetrawić, bo dopiero jak powtórzyłem udał się do swojej klatki. Wywróciłem oczami i podniosłem książkę, która była lekko naderwana.
-Thor ty mendo. Nie będzie jedzenia.- fuknąłem do psa, który spojrzał na mnie spod byka.
A propo jedzenia. Dochodziła pora obiadowa, wypadałoby coś zjeść. Zamknąłem klatki psów dla bezpieczeństwa wszystkich rzeczy z pokoju i wyszedłem z niego. Stołówki nie musiałem długo szukać, bo już po chwili czuć było zapach jedzenia. Udałem się w tamtym kierunku parę razy się gubiąc, aż w końcu dotarłem do celu. Stanąłem w drzwiach, by się zorientować jak to wszystko działa. Każdy kto przychodził brał tacę i udawał się z nią do bufetu. Zrobiłem podobnie i stanąłem nad ladą myśląc na co mam ochotę. W ostateczności mój wybór padł na pierogi- to chyba była najbezpieczniejsza opcja.
-Do siebie!
Suczka od razu udała się do siebie, a czarny pies musiał chwilę to przetrawić, bo dopiero jak powtórzyłem udał się do swojej klatki. Wywróciłem oczami i podniosłem książkę, która była lekko naderwana.
-Thor ty mendo. Nie będzie jedzenia.- fuknąłem do psa, który spojrzał na mnie spod byka.
A propo jedzenia. Dochodziła pora obiadowa, wypadałoby coś zjeść. Zamknąłem klatki psów dla bezpieczeństwa wszystkich rzeczy z pokoju i wyszedłem z niego. Stołówki nie musiałem długo szukać, bo już po chwili czuć było zapach jedzenia. Udałem się w tamtym kierunku parę razy się gubiąc, aż w końcu dotarłem do celu. Stanąłem w drzwiach, by się zorientować jak to wszystko działa. Każdy kto przychodził brał tacę i udawał się z nią do bufetu. Zrobiłem podobnie i stanąłem nad ladą myśląc na co mam ochotę. W ostateczności mój wybór padł na pierogi- to chyba była najbezpieczniejsza opcja.
Adam?
1008 słów.
1008 słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz