Zdenerwowany Manu to nieobliczalny Manu, więc lepiej się dostosować do tego co mówi. Zawróciłem konia i usłyszałem głos instruktora, który pytał czy wszystko w porządku.
-Nic się nie stało, zaraz się ogarnie.- odparłem żeby nie męczył chłopaka.
Florence zaczęła jechać trasę, a ja miałem być następny. Gdy dziewczyna dojechała do dziesiątki ruszyłem równym tempem. Jednak nie byłem skoncentrowany i już na drugiej przeszkodzie klacz się pogubiła i zaliczyliśmy szorowanie o przeszkodę. Złapałem mocniej klacz i tym razem starałem się skupić na reszcie przeszkód. Dojechaliśmy do końca bez żadnych przygód prócz lekkiego ślizgania się na trawie. Podjechałem do karego konia i ustawiłem klacz obok niego. Dostałem ostrzegawczy wzrok od chłopaka na co przewróciłem oczami i patrzyłem jak jedzie reszta osób. Gdy nadeszła pora Manuela ten ruszył konia i przejechał tor już bez zbędnych przygód. Po jego przejeździe jechały jeszcze dwie osoby. My w tym czasie stępowaliśmy, a następnie wróciliśmy do stajni gdzie konie zostały rozsiodłane, hacele wykręcone, a nogi zlane. Odstawiłem klacz do boksu i podszedłem do chłopaka, który wychodził z siodlarni. Objąłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie idąc w stronę akademika. Blondyn próbował się wyrwać na co mu nie pozwoliłem, więc szedł obok z miną obrażonej księżniczki. Gdy doszliśmy do pokoju spytałem:
-O co chodzi?
-Zrobiłem z siebie pośmiewisko.
-Nikt się nie śmiał.
-Na pewno.
Wziąłem w dłonie policzki chłopaka i pocałowałem go w nos.
-Jesteś uroczy jak się obrażasz.
Manuel na moje słowa prychnął. Przyciągnąłem go do siebie i powiedziałem:
-Dwie śmierdzące osoby w jednym pomieszczeniu to za dużo.
-To idź się umyć.- wzruszył ramionami.
Prychnąłem na jego słowa. I wyszedłem z pomieszczenia, by po chwili do niego wrócić.
-To mój pokój, musisz wyjść.
Chłopak lekko się zaśmiał i wyszedł. Wyciągnąłem z szafy czyste ubrania i udałem się pod prysznic. Ciepła woda idealnie robiła na zmarznięte palce. Stałem pod strumieniem czując nieprzyjemne mrowienie w stopach, które z każdą chwilą mijało. Umyłem włosy i ciało po czym wyszedłem na zimne kafelki łapiąc ręcznik, który owinąłem dookoła bioder. Wyszedłem z łazienki zostawiając za sobą mokry ślad i wziąłem miskę na wodę Chomika, którą opłukałem i nalałem świeżej cieczy. Tym razem Chomik nie próbował nawet mnie ugryźć, więc było dobrze. Cofnąłem się do łazienki gdzie wytarłem się i ubrałem w przygotowane rzeczy. Wziąłem mokrawy ręcznik i wytarłem nim ślady zostawione przez wodę, które były w pokoju po czym usiadłem na łóżku patrząc tępo w ścianę. Z braku zajęcia wyszedłem z pokoju i stwierdziłem, że przejdę się po korytarzach naszej pięknej akademii. Korytarze były utrzymane w jasnych kolorach, a podłogę ścielił dywan. Od czasu do czasu stała doniczka z roślinką czy jakiś obraz. Na końcu korytarza było biuro pana Lasamarie o czym informowała tabliczka na drzwiach. Zawróciłem patrząc na drzwi, które były identyczne. Każde z nich były ciemnobrązowe i miały małą tabliczkę z numerem pokoju. Nie wiem kiedy, ale znalazłem się na drugim piętrze przy pokoju o numerze dwadzieścia jeden. Podniosłem rękę żeby zapukać, lecz zatrzymałem ją przed samym drewnem. A co jak mu w czymś przeszkodzę? Stałem w takiej pozycji, gdy nagle otworzyły się drzwi, którymi dostałem w twarz. Od razu wyłonił się zza nich blondyn.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Tak, tak. Zamyśliłem się.
-Przed moimi drzwiami?
-Tak.
-O czym?- spytał podejrzliwie.
-Długo, by gadać. Szedłeś gdzieś?
-W zasadzie to nie.
Nagle z pokoju wyleciał czarny doberman biegnący jak oszalały przed siebie.
-Proteo! Ja pierdole...- powiedział chłopak.
-Trzeba po niego iść?
-Na to wygląda.
-To co robimy?
-Chyba po niego idziemy.
-Oh.- westchnąłem.
Powinniśmy po niego iść, ale nadal staliśmy patrząc w kierunku gdzie zniknął pies. Staliśmy jeszcze chwilę pełni nadziei, że wróci, ale tak się nie stało, więc ruszyliśmy się, a chłopak wołał psa. Chwilę zajęło nam szukanie go, ale zdradziło go szczekanie i odgłos łap. Gdy wyszliśmy za zakręt zobaczyliśmy jak doberman lata w tą i z powrotem za charcicą, a blond dziewczyna usiłuje złapać mniejszego psa. Manuel wkroczył do akcji i odciągnął samca, który zaskomlał czując dotyk właściciela.
-Przepraszam za niego.- powiedział do dziewczyny.
-Nic się nie stało.
Dziewczyna odeszła z samicą, a my poszliśmy z powrotem do pokoju. Chłopak w pomieszczeniu puścił psa i kazał mu iść do siebie. Stanąłem po środku pokoju nie wiedząc co robić.
-Krzesło ani łóżko nie gryzie.
-Jesteś pewien?
Dostałem wzrok jak na debila i kiwnięcie głową od chłopaka. Usiadłem na krześle i założyłem ręce na kolana.
-Co znaczy ja pierdole?- spytałem nieudolnie wymawiając przekleństwo.
-To znaczy ja pierdole.
-O ja. Po jakiemu to?
-Po Polsku.- odparł.
-Znasz jeszcze jakieś fajne słowa?
-Coś się znajdzie. Na przykład jest takie słowo kurwa.
-To też przekleństwo?
-Zgadłeś.
Manułel?
754 słowa.
Badziewie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz