Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam. Pokaż wszystkie posty

1.25.2020

Od Adama cd Ronana

“Hej, Aniołku ;* Jakieś plany na dziś?”
Wysłanie smsa do Ronana stało się już częścią mojej porannej rutyny. Nadal trudno było mi uwierzyć, że oficjalnie byliśmy parą, a już tym bardziej, że byłem tym, który to zainicjował. Nie tak miało to wyglądać. Miałem się nie angażować, traktowałem wszystko jak zabawę, unikałem nieuchronnego bólu… I wszystko to diabli wzięli. Albo raczej anieli. Niecałe trzy miesiące i proszę, już zachowywałem się jak nastolatka, pierwszy raz w związku z miłością swojego życia. No, może niezupełnie jak w pierwszym związku. W końcu, nie miałem lat czternaście, tylko dwadzieścia i nie panikowałem na myśl o głupim pocałunku. Wręcz przeciwnie, po głowie chodziło mi wiele innych zajmujących czynności, jakie można było wykonywać z partnerem, choć w tym wypadku, nie wszystkie mogły liczyć na spełnienie. Ale cóż, ta drobna niedogodność, choć wkurzająca, nie zniechęcała mnie w żadnym stopniu, lecz nawet potęgowała moje zainteresowanie osobą blondynka. Ech… Ja to lubiłem utrudniać sobie życie i związki. 
Dzień dobry ;). Jadę do miasta z rodzicami, chcesz dołączyć? :D
Cholera, nie tym razem. Na ten dzień miałem już inne plany, a ich częścią była Blue, więc nie mogłem się wymigać, bo zjadłaby mi twarz. Poza tym, kosztem dnia bez Ronana, miałem dostać całą noc z Ronanem, choć on sam jeszcze o tym nie wiedział. Pewnie domyślał się, że jego najlepsza przyjaciółka stalkerka, nie przepuści okazji na zorganizowanie mu urodzin, ale nie znał dnia ani godziny. 
“Oh, jak miło, że za mną tęsknisz ^^ Ale nie da rady :/ Mam dziś robotę u Blue do wykonania. Wiesz, kolejny genialny projekt krawiecki i robię za diabelnie przystojnego modela.”
Przewróciłem się na brzuch, a kołdra zsunęła mi się z pleców. Chyba powinienem się niedługo ubrać, bo wredna małpa mogła wpaść do mojego pokoju w każdej chwili. Nie żeby przeszkadzało mi paradowanie przed nią w bokserkach, ale nie chciałem dawać jej dodatkowych powodów do wkurwu, skoro już pewnie odwalało jej z powodu planowanej imprezy. Miała przecież tylko pół dnia na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. 
Uważaj na igły. Lubi nimi dźgać jak się wkurzy :*
Miał rację, o czym zdążyłem się już nie raz i nie dwa przekonać. 
“Lubi dźgać, niezależnie od nastroju xD”
Podniosłem się do siadu, odrzucając telefon na materac i rozejrzałem się za Yurio. 
Futrzak spał w pudle, które zostało mi jeszcze z dnia przeprowadzki do Akademii, a nie mogło zostać usunięte, bo paszczur uznał je za idealne leże. Cóż, wola kota, a mnie i tak bałagan w pokoju guzik obchodził. Istotniejsze było, że nie mogłem zostawić zwierzaka na cały dzień i noc, zamkniętego w pokoju, więc wstałem, by otworzyć mu okno na świat. Dołożyłem mu żarcia do miski, w ramach śniadania, gdy raczy się obudzić i dodałem trochę ekstra na zaś. Uzupełniłem mu też zapas świeżej wody, a resztę już sobie jakoś zorganizuje. Podejrzewałem, że i tak jak mu się znudzi, przejdzie się do domu Aniołka, odwiedzić swojego kociego amanta, więc nie musiałem się martwić o jego brak rozrywki, czy towarzystwa. 
To chyba ciebie ;* Mnie nie dźga igłami, nawet jak coś u niej mierzę ^^
“Cheater >.< To nie fair, że wszyscy obchodzą się z tobą jak z jajkiem, a mnie nawet mój własny kot nie oszczędzi T-T”
Na chwilę odłożyłem telefon na stolik nocny i poszłem do łazienki, by wziąć szybki prysznic i trochę ogarnąć się przed wyjściem. Narazie nie planowałem ubierać się w nic specjalnego, bo przygotowania do wieczoru zakładały jeszcze sporo pracy, w tym pieczenie tortu, ale woda pomagała się obudzić, a umycie włosów umożliwiało mi ich ujarzmienie po nocy. 
Z ręcznikiem wokół bioder uwijałem się po pokoju, by spakować do plecaka ciuchy na wieczór, trochę przyborów do makijażu i co tam miałem zabrać z zakupionych wraz z Jane rzeczy, po czym szybko ubrałem się w coś wygodnego. Biały T-shirt oraz luźna koszula w czerwoną kratę, nie rzucały się w oczy, ale wyglądałem w nich po prostu dobrze i mogłem je pobrudzić w razie czego. Oczywiście na samą imprezę przygotwałem coś bardziej wyjściowego.
Bo jestem słodki i cudowny i mnie kochasz ^^
“Nie fair. Nawet nie mogę się z tobą o to kłócić >w<”
Zaśmiałem się do siebie, pisząc odpowiedź i włożyłem telefon do tylnej kieszeni spodni, by włożyć plecak. Blue na pewno już była gotowa, więc mogłem równie dobrze wbić do niej pierwszy, zanim Aniołek opuści strategiczną pozycję.
***
- Ej, ludzie! Ogarniamy się! - zawołała Jane, klaszcząc w dłonie, by dodać sobie siły przebicia, jakby od kilku godzin nie rozstawiała po kątach wszystkiego i wszystkich. 
Dom udekorowany, tort upieczony, przekąski i napoje rozłożone w salonie, a prezenty ułożone w zgrabną górkę na środku pokoju. Wszędzie walały się nadmuchane baloniki, z helem lub bez, a wraz z nimi serpentyny ku uciesze kotów. W magnetofonie już włożona była płyta z przygotowaną przez samą organizatorkę składanką, na razie wyłączoną, by nie zepsuć niespodzianki. Plan zakładał, że gdy tylko Ronan wejdzie do domu, zaskoczymy go radosnym okrzykiem oraz eksplozjami brokatowego konfetti. Klasyczne i oklepane, ale wciąż dające dużo frajdy i to nie tylko Nico. 
- No ruchy, kuźwa mać! Już idzie! - Dziewczynę już rozsadzało z emocji, to też nikt nie zamierzał protestować. 
- Nie drzyj tak mordy, bo nici z niespodzianki - odparłem tak dla zasady, ale posłusznie schowałem się za sofę, kiedy posłała mi TO mordercze spojrzenie. 
Zaraz usłyszeliśmy klik klucza w drzwiach. Ze swojej pozycji nic nie widziałem, ale słyszałem szczęk klamki, szuranie butami i karmelowy głos mojego Aniołka.
- Jesteś pewien, że to będzie pasować? Przecież…
- NIESPODZIANKA! - wydarłem się z innymi w grupowym okrzyku i wyskoczyłem z ukrycia, by zobaczyć raczej nie zaskoczoną, a wystraszoną twarz blondynka.
- Wszystkiego najlepszego staruszku! - Blue jako pierwsza rzuciła mu się na szyję. Niech będzie, znała go w końcu najdłużej.
- Matko jedyna BB, mówiłem ci, że jeśli jeszcze raz tak wyskoczycie to zejdę na zawał. - Otulił ją i potargał jej włosy. - Możecie krzyczeć, ale nie skaczcie!
- Nie przesadzaj - odparła dziewczyna i pacnęła go w ramię. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
- Dzięki. - Uśmiechnął się szeroko, a ten szczery wyraz dodał mu uroku. Jakby już nie był idealny. 
- Dobra, już dobra, Jane. Miałaś swój moment, więc teraz moja kolej - rzuciłem, odciągając przylepę od swojego chłopaka, po czym mocno go przytuliłem. - Sto lat, mój Aniołku - życzyłem mu, zanim odsunąłem się tylko po to, by móc go pocałować. Krótko, by nie robić sceny, ale w dalszym ciągu z uczuciem. - Najchętniej zabrałbym cię gdzieś sam na sam, ale ta mała cholera uparła się na imprezę. 
- Podejrzewałem - mruknął konspiracyjnie i puścił mi oczko. - I dziękuję. Wrócę do ciebie, gdy reszta już mi złoży życzenia.

Ronan?
1060 słów

1.11.2020

Od Adama cd Blue

Mogłem spodziewać się, że Jane tak po prostu nie odpuści tematu, czepiając się mojej relacji z Ronanem jakby była jej jedynym źródłem rozrywki. Nie minęło nawet parę dni, a znów się zaczęło.
- Powinieneś mu powiedzieć.
- Nie - odparłem krótko, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu laptopa.
- Dlaczego nie? Kochasz go! - Na chwilę nastała cisza, bo nie zamierzałem znowu zaczynać tej dyskusji, ale oczywiście dziewczyna nie dała mi od tak spokoju. - Co cię powstrzymuje? Przecież już praktycznie jesteście razem. Wszyscy w Akademii o was gadają, a Nico już planuje ślub.
- Ale nie jesteśmy razem. On tego nie chce - odpowiedziałem jej, opadając plecami na miękki materac. Szykowała się długa, męcząca rozmowa.
- Bardziej wygląda na to, że ty nie chcesz. Cholera, Adam ile razy się już całowaliście? Na ilu byliście randkach? I nie, nie mów, że to nie było na poważnie - powstrzymała mnie, gdy już otwierałem usta, by zaprzeczyć. - Ro nie jest typem osoby, która traktuje tego typu rzeczy jak zabawę.
- Ale ja jestem. I kto jak kto, ale ty powinnaś dobrze o tym wiedzieć - zauważyłem, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie w klubie i akcję na podłodze.
- Gdybyś miał to gdzieś, nie byłoby tej dyskusji.
- Nie ma żadnej dyskusji - powiedziałem, zakrywając twarz poduszką, ale ta puszysta osłona szybko została mi odebrana.
- Jest! Bawicie się w kotka i myszkę, a ja mam już dość patrzenia jak się męczycie. Bo widzę jak cię to męczy. Ciebie i jego.
- O. Czyli już go ranię - zauważyłem chyba tylko po to by ją zirytować.
- Idiota. Zranisz go, jeśli dalej będziesz to ciągnąć - kontynuowała Blue, na co jęknąłem przeciągle i podniosłem się, by na nią spojrzeć.
- Teraz jest dobrze - stwierdziłem poważnym tonem. - Obaj cieszymy się sobą, po prostu, bez zobowiązań, bez kłótni, bez złamanych serc. Bo nic między nami nie ma. A jeśli będzie, to...
- To co? - Wpatrywała się we mnie wyczekując odpowiedzi, której nie chciałem jej udzielić.
- Nie ważne - urwałem wypowiedź. - Sebastian leci na Ro - dodałem krótko, choć wiedziałem, że to nieprawda.
- Idiota. Jesteś cholernym idiotą, Mikaelson. Nikogo nie obchodzi Sebastian! - Uniosłem brew. -  Znaczy prawie nikogo... Ale na pewno nie Ronana. To nie z Bashem nasz Aniołek spędza niemal każdy dzień.
- Z tobą też spędza czas - broniłem się, choć wiedziałem, że zmierzam tym donikąd.
- Jestem jego przyjaciółką. To co innego.
- Ja też jestem jego przyjacielem.
- Tia. Przyjaźń z korzyściami - skomentowała z wyczuwalną irytacją.
- Nawet jeśli, to lepsze niż związek i późniejsze rozczarowanie.
- Już zakładasz najczarniejszy scenariusz, a nawet nie chcesz spróbować - westchnęła.
- Robię to co mi kazałaś, uważam, by go nie zranić.
- Powtarzasz się.
- Bo mnie nie słuchasz! - Wkurzyłem się już jej gadaniem. - To zawsze źle się kończy. Zawsze. Bo ja nie nadaję się do związku z nim, ani nikim innym. Nie ma związku, nie ma problemów i wszyscy szczęśliwi.
- Wszyscy? - Uniosła brwi, po czym pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Ugh... Idioci, otaczają mnie idioci.
- Nikt nie każe ci się z nami zadawać… - zauważyłem, uśmiechając się lekko. 
Miała rację. Byłem idiotą, ale nie widziałem w tym nic złego, dopóki moja głupota psuła życie jedynie mnie. 
***
- Przestaniesz się wreszcie tak szczerzyć? Zachowujesz się jak jakiś creep - rzuciłem, nawet nie patrząc znad telefonu na Jane. Nie musiałem, by wiedzieć, że gapi się na mnie z tym swoim głupim uśmiechem.
Odkąd tylko wróciliśmy do Akademii po kilku dniach pobytu u rodziny Ronana, dziewczyna nie przestawała fangirlować na temat mojej relacji z jej najlepszym przyjacielem. Przez chwilę było to nawet przyjemne, mieć kogoś kto, kibicuje związkowi, który moim zdaniem nie miał prawa wypalić, ale szybko stało się irytujące. Ale fakt faktem, sam też nie byłem lepszy i na mojej twarzy zdecydowanie częściej niż wcześniej gościł uśmiech, kiedy czytałem wiadomości od swojego chłopaka, jak właśnie w tej chwili. Miałem wpaść do niego na noc, więc temat obracał się wokół filmów na wieczór oraz życzeń co do kolacji. Zaoferowałem, że upiekę pizzę, jeśli tylko załatwi składniki. 
- W ogóle to czemu zawdzięczam tę twoją wizytę? Bo wiesz, mam plany na wieczór - oznajmiłem, pokazując jej ekran czatu w smartfonie.
 - Wieeeeem. - Przeciągnęła się jak kotka. - Ale mamy ważną sprawę. Na ile zdajesz sobie sprawę, kiedy Amorek ma urodziny?
- Eee… - Tym pytaniem zdecydowanie mnie zaskoczyła. - Kiedy?
Znów się wyszczerzyła.
- Miał dwudziestego ósmego marca, ale to były święta, więc przenieśliśmy je na ten weekend. - Zatarła rączki. - Znaczy ja. Ro nic nie wie.
- Impreza niespodzianka? - Nie byłem pewien, czy Aniołkowi spodoba się taka akcja, ale czego innego możnaby się spodziewać po Jane? Powinien być mentalnie przygotowany.
- Tak! Wiedziałam, że załapiesz! - Klasnęła w dłonie. - Tu mam listę zakupów i tego, co trzeba zrobić. Rodzice Ro wywiozą go na cały dzień na miasto, więc będzie można wszystko przygotować. Tu masz kopię, z zaznaczoną twoją działką, a ja idę dalej rozdawać zadania. - Z uśmiechem na ustach wyszła z mojego pokoju, o dziwo, nie trzaskając za sobą drzwiami. 
- No dobra. Co my tu mamy? - Odłożyłem telefon na bok i opadłem na poduszki, trzymając listę przed twarzą i szybko prześledziłem ją wzrokiem. Przekąski, napoje, składniki na tort… Oczywiście z dopiskiem, że mam go zrobić. - Kurde… - Mój wzrok przykuł wyraz “prezenty”. No i co ja miałem niby kupić Aniołkowi?!
***
- Gdzie chcesz zajrzeć najpierw? - spytałem, stojącą obok dziewczynę, gdy tylko weszliśmy do galerii handlowej.
- Najpierw do rękodzieła, potem księgarnia, twój prezent i supermarket - wymieniła. - Przed supermarketem możemy jeszcze gdzieś. Zrobiłam składkę, więc mamy fundusze.
- Zrozumiano - odparłem, salutując i skierowałem się w odpowiednią stronę. Nie pierwszy raz towarzyszyłem Jane w zakupach, więc dobrze wiedziałem, jakie dokładnie lokale miała na myśli i gdzie się znajdowały. - Co konkretnie chcesz mu kupić? - Sam wciąż szukałem jakiegoś dobrego pomysłu.
- Chciał jakąś książkę, której nigdzie nie da się dostać. - Machnęła ręką. - Zamówiłam ją jakiś czas temu. Dzisiaj muszę ją odebrać. No i jakieś skarpetki z jednorożcami, czy coś.
- Uroczo - skomentowałem z uśmiechem, wyobrażając sobie Aniołka w samych bokserkach i skarpetkach z tęczowymi jednorożcami. Bardziej gejnie już się chyba nie dało… Chociaż… - Ok mam, pójdziemy do sklepu z bielizną.
- Masz brudne myśli. - Pokręciła głową. - Chodź, muszę dokupić białą kredkę i miękkie ołówki.
- Innych nie mam - odparłem zanim, pociągnęła mnie za ramię w stronę sklepu plastycznego. 
- Ciągle nie wiem, czemu jesteś z Ro. - Zaśmiała się. - Chodźmy! Przyjęcie samo się nie ogarnie!
- Już, już. 
Do właściwego sklepu dotarliśmy dość szybko i dziewczyna od razu rzuciła się do szukania właściwych produktów, a że znałem się trochę na rzeczy, gdy w grę wchodziło rysowanie, mogłem pomóc. Moje rady skończyły się długą i ożywioną dyskusją, która nawet zwróciła uwagę sprzedawcy, ale ten, napotkawszy spojrzenie Jane, postanowił się wycofać. Ostatecznie doszliśmy do jako takiego porozumienia, po czym, ku uldze mężczyzny przy kasie, wyszliśmy wcześniej kupując więcej niż planowaliśmy.Uważałem jednak, że za dużo markerów to zawsze lepiej niż za mało, więc nie żałowałem wydanych pieniędzy. I tak nie musiałem martwić się wydatkami.
- Wkurza mnie, że zawsze brakuje im akurat markera “zero zero pięć”. Mogliby się w końcu nauczyć, że najlepiej schodzi i zamawiać w zapasie - wyraziłem swoją irytację.
- Mhm. - Przeliczała coś jeszcze. - Taaaak. Bo internet tak daleko.
- Jak już ten jeden raz kopsnę się do sklepu, to miło byłoby znaleźć tam co chcę, nie? - Pewnie, że zwykle zamawiałem rzeczy przez internet, ale zakupy w galerii miały swój urok. Nie rozumiałem, czemu tak wielu facetów unika ich jak ognia.
- Jesteś dziś strasznie roszczeniowy. - Parsknęła śmiechem. - Normalni ludzie takich nie kupują. A artystów jest zadziwiająco mało.
- Właśnie problem w tym, że te konkretne markery schodzą niemal od razu, a tylko nimi można zrobić precyzyjne konturowanie - wyjaśniłem, kiedy przeszliśmy przez bramki do księgarni. - Dobrze, że mamy cały dzień. - Może bardziej interesowały mnie gry, niż książki, ale w dalszym ciągu, buszowanie między regałami stanowiło dla mnie dość zajmujące zajęcie. - To ty odbierz ten Necronomicon, a ja idę zerknąć na dział z komiksami - oznajmiłem, już kierując się w stronę odpowiedniej półki.
- Okej, będę potem gdzieś w notatnikach. - Machnęła ręką i sobie poszła.
Bardzo szybko moją uwagę przykóły nowe tomiki czytanych przeze mnie serii, o których jakoś umknęło mi, że już wyszły, więc odłożyłem je na bok, by później kupić. Prześledziłem też wzrokiem dopiero wydane tytuły, z których przynajmniej dwa wydały mi się interesujące na tyle, by dodać je do zakupów, a następnie, z pięcioma mangami w rękach, udałem się na poszukiwania Jane. Jak mówiła, znalazłem ją przy dziale papierniczym, przeglądającą ozdobne notesy.
- Coś interesującego? Ile już takich masz? Z dziesięć? - Zaśmiałem się, zaglądając jej przez ramię.
- Skończył mi się ostatni, ale żaden nie spełnia kryteriów. - Odłożyła holo-brokatowy notes. - Ja już mam wszystko.
- To czekaj, tylko kupię te komiksy - rzuciłem i udałem się do kas. Szybko zapłaciłem, uśmiechając się przy tym do stojącej przy ladzie, młodej kasjerki, po czym dołączyłem do stojącej już u wyjścia przyjaciółki. - To co teraz? Sklep z bielizną?

1414 słów
Blue? Jakieś pomysły?

12.28.2019

Od Adama cd Blue

Po wyjściu Jane, zwyczajnie wstałem z krzesła, zrobiłem kilka kroków na przód i padłem twarzą na łóżko. Pozytywny nastrój, w jaki wpędziła mnie wczorajsza randka oraz noc spędzona z Aniołkiem, zupełnie mnie opuścił, a wraz z nim odeszły też chęci na cokolwiek. Co było złego w traktowaniu relacji z innymi na równi z zabawą? Dopóki obie osoby czerpią z tego przyjemność, wszystko powinno być ok, prawda? Przecież rozmawiałem już z Ronanem o swoim podejściu do związków. Mówiłem mu, że nie chcę się angażować, a on nie wydawał się mieć nic przeciwko, nie naciskał na mnie, nawet się nie wkurzył, choć taka reakcja była jak najbardziej uzasadniona. Ale skoro tak… Dlaczego czułem się jak kompletny dupek, kiedy dziewczyna wygarnęła mi moje debilne, lekkomyślne zachowanie? Cholera, jeśli coś jej nie pasowało, mogła zabronić mi kontaktu ze swoim przyjacielem, a nie pomagać mi w poderwaniu go.
- Dlaczego dziewczyny są jakieś dziwne? - spytałem Yurio, który postanowił, że w ramach “pomocy” wskoczy mi na plecy. Ważył na pewno ponad pięć kilo, bo wbił mnie tym w materac, aż wypuściłem z płóc powietrze.
Niestety jedyną odpowiedzią jaką uzyskałem było głośne miauknięcie i miarowe ugniatanie przestrzeni między moimi łopatkami.
- Ałaaa… - Jęknąłem przeciągle, czując haczyki ostrych pazurów, wbijające się w moją skórę. - Cholera, już wstaję!
Obróciłem się na bok, strącając tym z siebie wredne zwierzę, po czym niemrawo przerzuciłem nogi przez krawędź łóżka i usiadłem, łapiąc się za skronie. Parę wdechów, wydechy…
- No dobra, zróbmy coś do jedzenia - oznajmiłem, po czym wstałem, ale zamiast do kuchni, skierowałem swe kroki w stronę łazienki. Tak, gorący prysznic był tym, czego potrzebowałem, by pozbyć się uciążliwych myśli i rozluźnić ciało.
***
Po dłuższym pobycie w łazience, już odświeżony i z wciąż wilgotnymi włosami, przebrałem się w wygodne dresy oraz za dużą bluzę, po czym wyszedłem z pokoju. Nie zdziwiło mnie, że Yurio podążył moim śladem, pewnie oczekując przysmaków, jakie mogły mu przypaść podczas przyrządzania obiadu. Tak właściwie, chyba powinien otrzymać też coś więcej, bo od wczorajszego poranka, nikt go nie karmił.
- Sorki, mały. - Posłałem mu pełne skruchy spojrzenie. - Zaraz znajdę ci trochę surowego kurczaka. Chyba, że wolisz szynkę? Albo kiełbasę?
Odpowiadały mi odgłosy pośrednie między miauczeniem i pomrukami, ale wyglądało na to, że wszytskie opcje brzmiały dla kota zachęcająco.
Kiedy dotarłem do kuchni od razu zajrzałem więc do lodówki i wydobyłem z niej zapakowaną w papier szynkę, którą następnie pokroiłem na małe kawałki. Nie całą, ale wystarczająco, by zadowolić zwierzaka na czas, gdy kurczak będzie rozmrażał się w mikrofali. Yurio przyjął przekąskę z entuzjazmem, a ja zająłem się gromadzeniem składników na jakiś pożywny obiad. Nie miałem ochoty na nic skomplikowanego, więc szybko mój wybór padł na prosty omurice z kurczakiem oraz warzywami, po czym zabrałem się do pracy.
Kiedy gotowałem mogłem skupić się na wykonywanych czynnościach, nie myśląc o niczym i mając na uwadze jedynie staranne ruchy oraz odmierzanie składników. Nastawić wodę na ryż, umyć warzywa, pokroić, zeszklić cebulę, przyrządzić mięso… Od czasu do czasu, rzucałem coś zachłannemu kotu, ale poza tym moja uwaga była skupiona jedynie na idealnym przygotowaniu obiadu. Do takiego stopnia, że zauważyłem Jane dopiero, gdy podebrała mi kawałek marchewki z miski.
- Możemy mieć gościa na obiedzie?
- Jeżeli dalej będziesz podbierać mi składniki, to… - Odwróciłem się i mój wzrok od razu padł na stojącego przy stole blondynka. - Co ty tu robisz? Nie miałeś odpoczywać w domu?
- Zmienił zdanie. - Dziewczyna machnęła ręką i zabrała kolejny składnik, lecz tym razem był to kawałek mięsa. - Okazuje się, że można jeździć też z gipsem.
- Na pewno wszystko w porządku? Nie boli cię? - Odsunąłem miskę od Jane, zanim podebrała więcej kurczaka i zwróciłem się do chłopaka  z raczej zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- Wszystko okej. - Uśmiechnął się lekko i sam wykorzystał okazję, by podebrać marchewkę. - Inaczej by mnie tu nie było. Ja, w odróżnieniu od innych, jestem odpowiedzialny.
- Z tym się spierać nie będę - odparłem, bo cóż, dobrze zdawałem sobie sprawę ze swojego braku zaangażowania w cokolwiek. - Okej, jak poczekasz jeszcze chwilę to skończę obiad. Jane, ty się na coś przydaj i wymieszaj te wszystkie składniki z ryżem, gdy będę smażyć omlety - zdecydowałem, po czym zanim zdążyła zaprotestować wcisnąłem jej w ręce łyżkę.
- Ja to wezmę. - Aniołek przejął łyżkę. - Byłem świadkiem jak spaliła mleko i garnek. Nie powinna gotować.
- Nawet nie zbliżyłaby się do palnika - odparłem, bo przecież wystarczyło wsypać wszystko do miski i połączyć, ale nie zaprotestowałem. Jeżeli chłopak chciał mi pomóc, nie miałem nic przeciwko, tylko… - Na pewno dasz radę tylko z jedną ręką? - Zwykle w jednej dłoni trzymałem łyżkę, a drugą przytrzymywałem naczynie.
W odpowiedzi chłopak poruszył palcami i zacisnął je na uszku garnka.
- Mam unieruchomiony nadgarstek, a nie palce. - Uniósł kącik ust. - A dla naszego bezpieczeństwa naprawdę będzie lepiej, jeśli ona nie będzie się zbliżać.
- No dzięki, wiesz? - Westchnęła. - Zamieszać składniki raczej potrafię.
- Nie jestem pewien. - Blondynek popatrzył na nią przenikliwie. - Przypomnieć ci, gdzie skończyła ostatnio nasza sałatka z kurczakiem?
- W brzuchu Klio? - Popatrzyła na nas niby niewinnie.
- Dokładnie. - Ronan pacnął ją po głowie zdrową ręką. - Nasza umowa, że trzymasz się z dala od robienia żarcia ciągle obowiązuje.
- Okej, okej. Jane posiedź sobie przy stole i nie przeszkadzaj - nakazałem dziewczynie, po czym zabrałem się za mieszanie jajek.
Kątem oka zerkałem na stojącego obok chłoapaka, sprawdzając jak sobie radzi, ale wyglądało na to, że nie potrzebował pomocy. Sprawnie usmażyłem więc pierwszego omleta na tyle, by jego spód się ściął, a góra wciąż pozostała lekko płynna, a następnie wyłożyłem wymieszany ryż na talerz i przykryłem go żółtym kocykiem. Powtórzyłem to jeszcze z dwoma porcjami i na koniec ozdobiłem je uśmiechniętymi buźkami z ketchupu. Postawiłem wszystkie talerze na stole, razem z łyżkami i usiadłem przed jednym z nich, po czym wskazałem już niecierpliwej Jane, że w końcu może jeść.
- Mogą być trochę pikantne - ostrzegłem.
- Mamy colę? - Dziewczyna chwyciła łyżkę i popatrzyła na mnie z zainteresowaniem.
- Albo mleko? - Dodał Aniołek.
- Zachowujecie się tak, jakbym wrzucił tam całą łyżkę chili - stwierdziłem ze śmiechem. - Ale tak, coś powinno być w lodówce.
Blue radosnym krokiem udała się do urządzenia i wyjęła sobie colę i blondynowi mleko. Po chwili postawiła też trzy szklanki na stole.
- Nie wiem, co będziesz pił ty. - Po czym zjadła pierwszą łyżkę dania.
- Itadakimas… - Powiedziałem cicho, składając dłonie, po czym sam spróbowałem własnego dania. Wcale nie zaskoczyło mnie, że było dobre jak zawsze. Trudno było cokolwiek spieprzyć w tak prostym przepisie.
- Dobre. - Westchnęła zadowolona Jane. - Bardzo dobre.
- Cieszę się, że doceniasz ten darmowy obiad - rzuciłem z uśmiechem, po czym przeniosłem uwagę na Aniołka. - Jest okej?
Pokiwał z uśmiechem głową, pewnie dlatego, że akurat połykał swoją porcję.
- Dobre. - Wziął kolejną łyżkę i zjadł. - Uwielbiam jajka!
- Serio? - Uśmiechnąłem się szeroko. - W takim razie mogę je robić częściej. Jest dużo japońskich dań z jajkami.
- Więcej jajek, lepiej dla mnie. - Zaśmiał się Ronan i wrócił do jedzenia. Lubiłem, gdy innym smakowały zrobione przeze mnie dania, ale komplement od niego chyba szczególnie mnie ucieszył. Choć gdybym wiedział, że Jane go tu ściągnie zrobiłbym coś bardziej specjalnego, bo hej, co było złego w chęci popisania się?
- Masz jakieś plany na dziś? - spytałem zupełnie bez żadnych intencji.
- Nie, chyba nie. - Zmarszczył brwi. - Ale nie wiem, czy Blue nic nie planuje.
- Jane? - Zerknąłem na nią, oczekując odpowiedzi.
- Mam ochotę wyciągnąć go na miasto. - Wyszczerzyła się zadowolona. - Może do tego baru, gdzie można przychodzić ze zwierzętami…
- Brzmi fajnie. Nie macie nic przeciwko, bym poszedł z wami, prawda? W końcu to nie tak, że idziecie na randkę - rzuciłem z rozbawieniem, ale mimo wszystko posłałem Ro pytające spojrzenie. Jak nie chciał mnie w pobliżu, nie zamierzałem się narzucać. A przynajmniej nie jakoś bardzo.
- Zawsze możesz dołączyć. - Uśmiechnął się blondyn, co od razu wywołało podobny uśmiech na mojej twarzy. WIęc jednak nie miał dość mojego towarzystwa po wczorajszej randce.
- O ile nie będzie macania. - Założyła ręce dziewczyna. - Poza tym, skąd wiesz, że nie mamy rocznicy?
- A siedzielibyście tu wtedy ze mną? Bez urazy Jane, ale sądziłem, że akurat ty masz dobry gust, gdy trzeba zorganizować coś specjalnego - odparłem, opierając podbródek na dłoni.
Dziewczyna przewróciła oczami i oparła się o blondyna.
- Dawaj, możemy iść. - Popatrzyła na Ronana. - Prowadzisz?
- A niby jak się tu dostałem? - odparł, śmiejąc  się. - Chodźcie.
- Siadam z przodu! - zadeklarowała szatynka, już zrywając się z krzesła, ale powstrzymałem ją i blondynka, zanim zdążyli pobiec do auta.
- Moment, stop. Przecież nie mogę wyjść do baru w dresie - zauważyłem, wskazując na swój definitywnie mało wyjściowy strój. - I ktoś musi umyć te naczynia, więc ty się tym zajmij… - Skinąłem na dziewczynę. - ...a ja pójdę się szybko ogarnąć.

1387 słów
Jane?

11.23.2019

Event halloweenowy: wampiry i świry - Adam i Ronan

ADAM:
Mimo zapewnień ze strony Aniołka wcale nie byłem tego taki pewien. Zaczynałem sądzić, że nawet w pokoju hotelowym znalazłby się ktoś lub coś, co nie pozwoliłoby nam się nacieszyć wspólnymi chwilami przyjemności. A jednak dałem się pociągnąć na piętro, choć schody okazały się sporym wyzwaniem dla plątających się nóg i jakoś znaleźliśmy się w łazience. Zapobiegawczo zamknąłem drzwi na wewnętrzny zamek, by w razie nagłego wypadku, skończyło się na waleniu w drewno, a nie na czyimś nagłym wparowaniu w najmniej odpowiednim momencie. Człowiek uczy się na błędach.
- Wanna czy prysznic? - Spytałem, ściągając z siebie koszulkę i rzucając ją później na podłogę. Obie te opcje miały swoje zalety, co zdążyliśmy już przetestować.
- Obawiam się, że nie wystoisz pod prysznicem. - Aniołek uśmiechnął się z czułością i powoli rzecz po rzeczy, zdjął swoje ciuchy, a ja mogłem obserwować go z pełną uwagą oraz czystą przyjemnością. - A w wannie można wygodnie usiąść.
- A więc wanna - odparłem, zabierając się za przygotowanie kąpieli.

Event halloweenowy: straszna impreza - Ronan i Adam

ADAM:
- Podchodzę do pięknego młodzieńca z zamiarem zaoferowania mu drinka - oznajmiłem, puszczając oczko swojemu Aniołkowi, na co Nico parsknął krótkim śmiechem, a Gansey przewrócił oczami.
Miejscem rozgrywki okazał się nocny klub, którego klientelę stanowiły w dużej mierze wampiry, a wśród nich my, czy raczej nasze postaci. Dziś grałem Dorianem, czyli dość młodym członkiem Brujah i “synem” przywódcy ich tutejszego klanu. Teoretycznie powinienem skupiać się na umacnianiu swojej pozycji oraz zbieraniu dobrej reputacji, by kiedyś przejąć władzę, ale zamiast tego wolałem korzystać z życia, albo nie-życia. Dlatego też nie mogłem obojętnie przejść obok cholernie pociągającego blondynka, samotnie siedzącego przy barze z już w większości pustym kieliszkiem w dłoni.

11.22.2019

Event halloweenowy: cukierek albo psikus - Adam i Ronan

ADAM:
Aniołek miał rację. Nie potrzebowałem dużo pracy, by skompletować swój strój na wieczór. W zasadzie wystarczyło otworzyć szafę w mojej sypialni i trochę pogrzebać w stercie ciuchów, by znaleźć trochę idealnie wręcz pasujących do zjawiskowego demona. Czarne, wąskie spodnie nieźle podkreślające co trzeba, równie czarna koszula z mankietami i kołnierzykiem, w której rozpiąłem parę górnych guzików, moja ulubiona skórzana kurtka… Miałem nawet wysokie nieco ponad kostkę buty na obcasie, wystarczająco wysokim, by jakoś wyglądały, ale nie na tyle, bym się zabił przy chodzeniu. Planowałem ten cosplay odkąd obejrzałem wszystkie sześć genialnych odcinków i choć nie myślałem o nim specjalnie na tę okazję, zdążyłem wcześniej zamówić czerwoną perukę oraz ciemne okulary. Te drugie może nie były identyczne do posiadanych przez Crowleya, jednak wystarczały by zakryć oczy. Nie miałem tylko odpowiednich soczewek, ale no trudno. I tak miało być ciemno, więc nikt nie zwróci uwagi. Najwięcej czasu zajął mi makijaż, a w tym tatuaż, narysowany na szyi z pomocą wodoodpornego eyelinera, który ostatecznie wyszedł znośnie. Ostatnim elementem były małe, czarne skrzydła z tektury i sztucznych piór, zrobione przez cholernie utalentowaną Jane. Dziewczyna mimo początkowego boczenia się na mnie za kradzież Ronana, naprawdę zaangażowała się w dopracowanie szczegółów naszego stroju i byłem pewien, że mój blondynek będzie wyglądał dziś zjawiskowo.

11.16.2019

Event halloweenowy: straszne rękodzieło - Adam i Ronan

RONAN:
Środowe poranki były męczące. Poranki były męczące. Wyjątkiem była sytuacja, kiedy byłeś kotem. Koty mogły robić co chciały, kiedy chciały i nie przejmować się niczym innym. Tak jak dzisiaj. Chociaż nie, dzisiaj było inaczej. Adam spał spokojnie za moimi plecami. Odwróciłem się i przeczesałem jego włosy palcami. Ten delikatny gest sprawił, że zamruczał przez sen, zupełnie jak wspomniany kot i nie otwierając oczu, skulił się bliżej mnie. Uniosłem lekko kącik ust i  pochyliłem się, by szepnąć mu do ucha:
 - Adam, czas wstawać.
Brak reakcji był spodziewany. Postanowiłem budzić go etapami. Byłem mniej ordynarny niż Yurio, który po prostu na niego wskakiwał i miauczał, aż nie został nakarmiony. Przesunąłem ustami po jego policzku, szyi i dotarłem do ramienia. Spotkało się to z kolejnym pomrukiem zadowolenia.
- Chcesz mnie obudzić, czy zatrzymać w łóżku? - spytał z uśmiechem, po czym westchnął i rozchylił powieki, skupiajac na mnie spojrzenie. - Bo jak narazie zachęcasz mnie do tego drugiego.
- Jest ósma, a zajęcia zaczynają się po dziesiątej. - Pocałowałem go lekko. - Mamy godzinę, mama zostawiła mi samochód, śniadanie chyba nie jest problemem.

9.14.2019

Od Adama do Ronana

Tak, wszystkiemu było winne zmęczenie. Nie uczucia, kłębiące się w moim sercu, którym wciąż bałem się zaufać. Nie wzruszenie tym pięknym prezentem, danym mi przez jeszcze piękniejszą osobę. A już na pewno nie wspomnienia, które uporczywie chciały wydostać się ze skrzynki, w której zamknąłem je z tak wielkim trudem. Musiałem być zmęczony. Na tyle, że drobny gest i ciepłe intencje ze strony Aniołka sprawiły, że musiałem wycierać mokre od łez oczy. Potrzebowałem odpoczynku. Przerwy od emocji, myśli, decyzji... Od wszystkiego. Może po kilku godzinach snu, rano wszystko samo się ułoży. Dobrze wiedziałem, że były to nadzieje głupca, ale i tak mogłem się ich trzymać. 
Spora część mnie chciała od razu wpakować się pod kołdrę i zamknąć oczy, ale ta druga, mniejsza oraz najwyraźniej pozbawiona rozsądku, mówiła stanowcze "nie". Powód odmowy był jasny i namacalny: Ronan. Siedzący obok mnie na łóżku, cholernie pociągający Ronan. Byliśmy w zasadzie sami, nie licząc Nyx w klatce, a przez te całe róże atmosfera wciąż sprawiała romantyczne wrażenie. Innymi słowy, niewykorzystanie okazji i pójście spać wydawało się ogromnym błędem. Nie chciałem niczego żałować, więc musiałem wziąć się w garść i coś zrobić, choć nie miałem pomysłu co dokładnie. A raczej miałem, ale jedyny jaki przychodził mi do głowy, z żalem odstawiłem gdzieś na później. 
- Powinniśmy wziąć kąpiel przed snem, co nie? - spytałem, odkładając kwiaty na stolik nocny, bo tak w zasadzie nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Pewnie przydałby się jakiś wazon, czy coś, by nie uschły, ale pod ręką żadnego nie miałem. - Jeśli weźmiemy ją razem będzie szybciej - dodałem z lekkim uśmiechem, jakby nigdy nic. Spodziewałem się, że blondynek odbierze propozycję jako żart, albo zwyczajnie odmówi, ale nie zaszkodziło spróbować.
- Masz kosmate myśli - odparł, śmiejąc się cicho. - Ale po części twój plan może się udać, bo mamy dwie łazienki. Wolisz wannę, czy prysznic?
- Czuję się bezpodstawnie oskarżony - rzuciłem z jak najbardziej poważnym oburzeniem. - Po prostu wspólna kąpiel oznacza o połowę mniej zmarnowanej wody. Przecież na pewno zależy ci na ochronie środowiska, prawda? - Mój argument może i brzmiał niedorzecznie, ale równocześnie nie dało się mu zaprzeczyć. - No proszę. - Przybrałem jak najbardziej niewinny uśmiech. - Obiecuję nie wykorzystać sytuacji... A przynajmniej nie bardzo.
- Na jakiej podstawie mam ci zaufać? - Spytał całkiem logicznie, w nieco szelmowskim wyrazie unosząc kąciki ust.
- Dałbym ci moje słowo, ale sam sobie nie ufam, więc... Możesz zaryzykować, albo nie - powiedziałem szczerze, po czym wstałem na równe nogi i wyciągnąłem, ku chłopakowi rękę.
- Chyba nie mam wyjścia, nie? - Ścisnął moją dłoń, by z małą pomocą podnieść się z łóżka. - Tylko znajdę ci ręcznik... I wazon - dodał, zerkając na kwiaty. - Przyda się.
- Myślę, że nie umrą bez niego w przeciągu najbliższych minut - stwierdziłem. Róże wyglądały na dość wytrzymałe kwiaty, ale w sumie co tam mogłem w tym temacie wiedzieć.
Ronan pokręcił głową, wciąż lekko się uśmiechając, po czym i tak kazał mi chwilkę zaczekać. Wrócił ze smukłym, szklanym wazonem napełnionym wodą oraz z puchatym ręcznikiem, w drugiej ręce, który zaraz do mnie rzucił, by zająć się kwiatami.
- Wracając do twojego pytania... Wolę wannę - powiedziałem, obserwując jak delikatnie obchodzi się z różami.
- To dobrze, bo wanna jest na piętrze - rzucił zadowolony. - Chodź. - Pociągnął mnie za rękę i z uśmiechem wyszedłem za nim z pokoju.
Łazienka sprawiała wrażenie perfekcyjnie czystej i przestronnej, z kosmetykami schludnie poukładanymi w koszyczkach oraz starannie złożonymi ręcznikami. Podłoga wyłożona delikatnie niebieskimi kafelkami odbijała lekkim połyskiem białe światło lamp. Za dnia pomieszczenie musiały rozjaśniać duże okna, jednak teraz żaluzje blokowały widok na podwórze pogrążone w mroku nocy. Podszedłem do wanny, która ku mojemu zachwytowi okazała się duża i nawet wyposażona dysze do masażu, po czym przekręciłem kurek, by powoli napełniała się gorącą wodą. Bez oporów ściągnąłem przez głowę bluzę razem z koszulką i odwróciłem się do blondynka, który zamykał za nami drzwi.
- Masz może ten taki płyn do robienia piany? - Spytałem z nadzieją w głosie. W akademiku był jedynie prysznic, a naprawdę lubiłem długie kąpiele i moja łazienka w domu gromadziła całą kolekcję kolorowych płynów, zapachowych olejków, czy musujących bomb.
- Hmmm… Gdzieś w szafce, w koszyku podpisanym "Nico" - odparł, zdejmując koszulkę.
Szukając płynu, przez myśl przeszło mi, czy nie była to aluzja do moich zbyt dziecinnych przyzwyczajeń i może powinienem czuć się przez to zawstydzony, ale... Co złego było w płynach do kąpieli? Czemu tylko dzieciaki miałyby mieć z nich zabawę? Znalazłem fioletową butelkę z dużą ilością baniek nadrukowa nich na etykiecie i nie patrząc na wskazówki co do użycia, wlałem dwie nakrętki barwnego płynu pod strumień wody. Niemal natychmiast na jej powierzchni zaczęły formować się puszyste chmurki lekko liliowej piany. Sprawdziłem dłonią temperaturę i nabrałem w ręce trochę bąbelków cudownie pachnących leśnymi jagodami.
- Dzieciak ma dobry gust - stwierdziłem z uśmiechem i zaczepnie, rzuciłem kłębkiem piany w pół nagiego chłopaka.
- Ej! - Zaśmiał się, zasłaniając ramieniem przed pociskiem. - Nie ładnie tak na bezbronnego!
- Nikt nie mówił, że gram fair - odparłem ze śmiechem, wycierając dłoń w spodnie, które i tak zaraz ściągnąłem.
Za spodniami na ziemię zostały zrzucone również skarpetki, ale kiedy przyszła kolej bokserek, trochę się zawahałem. Jasne, sam zaproponowałem tę wspólną kąpiel i wizja siedzenia w wannie razem z Aniołkiem zdawała się bardzo atrakcyjna. Za bardzo. Mogłem strać się trzymać swoje zapędy na wodzy, ale nie mogłem być w stu procentach pewien, że naprawdę uda mi się nie zrobić nic lekkomyślnego. No i wciąż pozostawała kwestia reakcji mojego ciała. W końcu byłem facetem, a przed sobą miałem chłopaka, który cholernie mnie pociągał. Nawet choćbym się powstrzymywał, byłem pewien, że prędzej, czy później w oczywisty sposób zdradzę się ze swoimi myślami. Może i dla mnie nie było to jakoś bardzo zawstydzające, ale... Cóż, ostatecznie winna była też po stronie Ronana. Nie zastanawiając się więc dłużej, pozbyłem się również bielizny i szybko wszedłem do wanny, a gorąca woda momentalnie mnie rozluźniła, aż westchnąłem zadowolony.
- Dołączysz? - Spytałem z figlarnym uśmiechem, zerkając w oczekiwaniu na chłopaka.
- Mam wybór z koro wszystko jest gotowe? - Może mi się zdawało, ale przysiągłbym, że zobaczyłem rumieniec, kiedy uciekł wzrokiem na bok.
- Nie - odpowiedziałem krótko, a mój uśmiech zrobił się szerszy. - No chodź. Nic ci nie zrobię - dodałem opierając podbródek na złożonych na krawędzi wanny rękach.
Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz ucieknie, ale jednak nieśmiało zaczął rozpinać pasek od spodni. Może trzęsły mu się ręce, bo trochę mu zeszło zanim dolna część garderoby znalazła się na podłodze. Obserwowałem jak sumiennie składa ubranie, po czym odkłada je na szafkę i naprawdę bawiło mnie jego zawstydzenie, ale kiedy miał ściągnąć bokserki, odwróciłem się od niego, by nie krępować go jeszcze bardziej swoim spojrzeniem. Byłem pewien, że na mojej twarzy poza rozbawieniem malowało się też wyraźne pożądanie, a przecież głupio byłoby wystraszyć Aniołka kiedy już udało mi się go na to wszystko namówić. Udałem, że całą uwagę skupiam na zabawie wodą i podniosłem wzrok na blondynka dopiero, gdy piana zakryła mi widok na wiadome miejsce, kiedy usiadł przede mną.
- Wiedziałem, że pod ubraniem ukrywasz całkiem niezłe mięśnie - wyrwało mi się po części nieumyślnie.
- To tak... przypadkiem. - Znowu się zarumienił, co wywołało u mnie uśmiech.
- Nie uwierzę, że to tylko dzięki jeździe konnej. No dalej, zdradź mi swój sekret - nalegałem, nachyliwszy się do niego lekko.
- Teraz to już nic - westchnął, chyba z odrobiną zawodu. - Czasem ćwiczę z Blue.
- Żal zmarnować takie arcydzieło - stwierdziłem, muskając jego klatkę piersiową palcami. Obietnica obietnicą, najchętniej w ogóle nie pytałbym o zgodę tylko korzystał z chwili, ale wbrew sobie, postanowiłem być delikatny i wybadać co mogę, a czego nie.
- Chyba nie jestem jedyny. - Uśmiechnął się i ku mojemu zadowoleniu, przyciągnął za ramię nieco bliżej.
- Uważaj Aniołku, bo uznam, że sam mnie sprowokowałeś - zaśmiałem się, pewniej opierając dłoń na jego ciele i przesunąłem ją niżej, po linii mięśni, aż spoczęła na zakrytej pianą talii.
- Może jeszcze robię to od pierwszego spotkania, co? - Zawtórował mi śmiechem.
- Skoro sam się przyznałeś... - Do jednej dłoni dołączyła druga i przytrzymując chłopaka w pasie, przysunąłem się do niego z nadzieją na pocałunek. Ten z rozbawieniem pokręcił głową, ale lekko cmoknął moje usta.
- Niegrzeczny z ciebie demon - rzucił, co wywołało u mnie wesołe parsknięcie.
- Odezwał się święty Aniołek - odparłem, kradnąc kolejnego buziaka i wiele nie myśląc, musnąłem wargami również kącik jego ust, szczękę i wrażliwą skórę szyi. Wyglądało, że to na tyle w kwestii bycia grzecznym w kąpieli.
- Przypomnij mi, dlaczego się zgodziłem? - Odchylił głowę i popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek.
- Bo mojemu urokowi trudno się oprzeć? - Ten tekst brzmiał nawet jak dla mnie zbyt żałośnie, a jednak go rzuciłem.
- Masz szczęście Mkaelson. Naprawdę - mówiąc to podparł dłonią mój podbródek i złączył nasze usta w pocałunku.
Tym razem delikatność i wahanie zastąpiła czysta namiętność, kiedy ochoczo odpowiedziałem na pieszczotę. Szybko ręce blondynka objęły mnie za szyję, a ja pogłębiłem pocałunek, gdy dał mi na to szansę, rozchylając lekko usta. Uwielbiałem go całować. Ta bliskość i pasja, były dla mnie niemal uzależniające i choć gdzieś tam w głowie pojawiała mi się myśl, że go wykorzystywałem, stanowczo ją ignorowałem. Oboje zgodziliśmy się na brak zobowiązań, więc skoro razem odczuwaliśmy przyjemność z zabawy, przecież nie mogło być w tym nic złego. To nie tak, że posuwaliśmy się za daleko. Całowanie przecież wiele nie znaczyło, a przy tym było cholernie zajmujące.
- Smakujesz jak kolacja - parsknął śmiechem. - Piana? - Odsunąłem się niechętnie i przekrzywiłem głowę, nie rozumiejąc.
- Masz coś przeciwko pianie? - Rzuciłem mu urażone spojrzenie, po czym szybkim ruchem ręki sprawiłem, że część bąbelków wylądowała na jego głowie. - Lubię mieć trochę zabawy w czasie kąpieli.

1555 słów
Ro? Będą się grzecznie kąpać?

7.19.2019

Od Adama cd Ronana

Ronan miał rację. Było za późno, by się wycofać. Próby wyjaśnienia sytuacji również nie pomogły by w choćby najmniejszym stopniu, a moje zażenowanie tylko pogarszało sprawę. Państwo Chainsaw i tak mieli już swoją teorię i choć była błędna, nie mogłem uczciwie stwierdzić, że mijała się bardzo z prawdą. Może i nie uprawiałem seksu z ich synem, ale miałem taki zamiar, zaś nasze relacje od czysto przyjacielskich zdecydowanie odbiegały. Jedyną bezpieczną opcją wydawało się zignorowanie faktu, że wszelkie dowody były przeciwko nam i puszczenie w niepamięć faktu, iż mama Aniołka rzucała nam uwagi o bezpiecznym współżyciu. Może i razem z mężem nie mieli nic przeciwko mojej orientacji i kontaktom z blondynkiem, ale w dalszym ciągu chyba nikt nie byłby zachwycony rozmową z rodzicami swojego chłopaka na temat kontaktów seksualnych. Najgorsze było to, że sam ją wywołałem swoim niewyspaniem i wylaniem zimnego kakaa na koszulę. Powinienem już dawno pogodzić się z moim pechem kiedy chodziło o związki.
- Adam! - Dzieciak złapał mnie, gdy tylko wszedłem do jadalni i za ramię pociągnął do stołu. - Siadaj tutaj - powiedział, wskazując na miejsce, po czym sam usiadł obok. Znalazłem się więc pomiędzy nim, a blondynkiem i centralnie na przeciwko jego ojca.
- Skoro wszyscy jesteśmy już w komplecie... Smacznego. - Pani Chainsaw uśmiechnęła się promiennie i dodała: - Nie odejdziecie od stołu jeżeli to wszystko z niego nie zniknie. - Nie chciałem się z nią kłócić, bo denerwowanie mamy Ro zdecydowanie nie przyniosłoby mi nic dobrego, więc pozostało mi tylko kiwnąć głową z niezręcznym uśmiechem i zająć się jedzeniem. Aniołek najwyraźniej również nie był skory do protestów, bo już nakładał na talerz zachęcająco wyglądającą sałatkę, a Nico...
- Tooo jesteście razem? - Zamarłem z widelcem w połowie drogi do ust, a Ro odkaszlnął krztusząc się sałatką.
- Młody człowieku. - Kobieta zabrała głos, patrząc na młodszego syna z dezaprobatą. - To nieuprzejme zadawać podobne pytania. Lepiej skup się na kolacji, a nie wypytuj naszego gościa. - W duchu podziękowałem jej za interwencję.
- Ale przecież to łatwe pytanie - zaprotestował dzieciak. - Albo są, albo nie. Ronan już ukrywał przede mną, że zna Adama, a wiedział, że to jeden z moich ulubionych aktorów! To nie fair! - Wspomniany chłopak uniósł brew.
- Em... Myślę, że brat nie chciał przed tobą niczego ukrywać. Po prostu znamy się ledwie od tygodnia, czy dwóch. Na pewno powiedziałby ci prędzej czy później - odezwałem się w obronie blondynka.
- I już się całujecie? - Oczy młodego zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, a ja automatycznie pożałowałem zabierania głosu. Ronan w szoku wypluł wodę, którą pił i zaczął kasłać.
- Nie drąż - nakazał ostro, kiedy już się opanował.
- Ale...
- Nie - dodał, wchodząc dzieciakowi w słowo i na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami kolacji.
- Dlaczego odszedłeś z serialu? - Kolejne pytanie młodego oczywiście zaburzyło chwilowy spokój.
- Musiałem zrobić sobie przerwę - odparłem, powtarzając to samo, co usłyszała ode mnie Jane, ale Nico nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Ale dlaczego? Przecież tak świetnie ci szło, a ty i Arthur byliście najbardziej rozpoznawalną parą! - Ronan znów się zakrztusił, co tym razem przykuło już uwagę jego matki.
- Wszystko w porządku, Ro?
- Tak. Tak, jasne - odparł szybko, popijając kanapkę. - Nie martw się.
- Chciałem skupić się na innych rzeczach. Wiesz, spróbować czegoś innego - odpowiedziałem siląc się na lekki ton i uśmiech. Musiałem jakoś odwrócić uwagę od tego cholernego tematu. - Teraz rysuję. Zacząłem nawet własny komiks. Może nie jest arcydziełem, ale jak będziesz chciał to kiedyś ci go pokażę.
- Naprawdę? - Błyszczące iskierki w oczach i radość na twarzy dzieciaka znaczyła, że mi się udało.
- A no.
- Super! - Okrzykowi zachwytu towarzyszyło dość niezdarne przytulenie mnie, przez co prawie upuściłem szklankę.
- Nico. - Mama postanowiła znów upomnieć syna. - Przytulisz Adama jak zjecie, a teraz pochwal się jak ci poszedł ten sprawdzian z matematyki. - Ups. Nie chciałbym być teraz w skórze dzieciaka.
- Eee… Ymm…. Noo.. Ok. Chyba... - Zauważyłem, ze Aniołek uśmiechnął się do siebie.
- Nicolas, obiecałeś, że się postarasz. - Kobieta nie wyglądała na zachwyconą. Naprawdę cieszyłem się, że szkołą była już za mną, a rodzice nigdy nie przywiązywali większej wagi do moich wyników.
- No przepraszam, ale to nie moja wina, że tam były logarytmy - bronił się młody, wywracając oczami.
- To tylko część podstaw tego przedmiotu. - Do dyskusji włączył się ojciec Ronana. - Po kolacji przećwiczymy to jeszcze raz i następnym razem na pewno już sobie poradzisz.
- Ok - zgodził się Nico, wbijając wzrok w zawartość talerza.
- Dlaczego tak mało jesz, Adasiu? - Co? Zamrugałem oczami słysząc troskliwy głos pani Chainsaw. - Może jeszcze jedna kanapka? Albo trochę sałatki? Wiem, że teraz wśród młodzieży jest popularne to całe odchudzanie, ale rośniecie i potrzebujecie energii.
- Teoretycznie już nie rośniemy... - Wtrącił się Aniołek.
- Ale energii wciąż potrzebujecie. - Kobieta z wprawą typowej matki urwała wszelkie protesty i nałożyła mi na talerz kolejną kanapkę, więc godząc się na swój los tylko krótko podziękowałem. Blondynek uśmiechnął się do mnie rozbawiony i sam również zajął się opróżnianiem zawartości swojego talerza.
- Masz zamiar wrócić kiedyś do aktorstwa? - spytał nieśmiało dzieciak, który owszem, był całkiem spoko jak na małolata, ale jednak coraz bardziej mnie męczył. Westchnąłem cierpiętniczo.
- Nie wiem - odparłem krótko, nie podnosząc na niego wzroku.
- Oh… Ok - rzucił markotnie i wrócił do jedzenia.
- Tato? - Mężczyzna zwrócił uwagę na starszego z rodzeństwa, kiedy usłyszał pytanie. - Dasz mi później kluczyki do auta? Chciałbym odwieźć Adama do akademika.
- To Adam nie zostanie na noc? - Pytanie padło ze strony mamy Ronana. - Jest już późno. Po co macie się męczyć, skoro możecie na spokojnie pojechać jutro razem do Akademii. Jesteście w tej samej grupie, prawda?
- Już i tak zbytnio się narzucałem... - Chciałem zaprotestować, ale nie dostałem prawa głosu.
- Oj tam, nie gadaj głupot. Nico zostanie w swoim pokoju, by nie męczyć cię już pytaniami, a ty i Ronan będziecie mieli czas dla siebie - oznajmiła kobieta, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wymownie puściła nam oczko.
- Mamo! - Aniołek jęknął z rezygnacją. - Już ci tłumaczyliśmy, że to nie tak!
- Mówcie co chcecie. Ja jestem matką i swoje wiem - zakończyła dyskusję. - To kto pomoże mi przy sprzątaniu? - Pytanie z braku innych możliwości skierowane było oczywiście do mnie.
- Z chęcią pomogę. Choć tyle mogę zrobić, by odwdzięczyć się za gościnność - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, choć bycie sam na sam z panią Chainsaw w tym momencie wydawało mi się cholernie niezręczne.
Mimo braku wszystko, sumienie naprawdę kazało mi pomóc, a zmywanie naczyń do jakiś trudnych zadań nie należało, więc gdy kolacja została uznana za zakończoną, udałem się z kobietą do kuchni. Nico wraz z tatą usiedli na kanapie w salonie i zajęli się matematyką, zaś Ronan w miarę możliwości pomógł nam zebrać wszystkie naczynia i napełnił kocią miskę karmą. Ku mojemu rozczarowaniu, zamiast zostać i mnie wesprzeć, zabrał tylko jedzenie dla Nyx i odszedł do swojego pokoju. Czułem się niema jak zdradzony i zostawiony bezbronny na pastwę przeciwnika, z którym nie miałem szans wygrać.
- Nie złość się na Nico. Jest po prostu dzieckiem - zagadnęła mnie kobieta, podając mi talerz do wytarcia.
- Nie jestem zły - odparłem zgodnie z prawdą. - Po prostu... To męczące. - Chwilę milczałem, ale zaraz dodałem: - Nie spodziewałem się, że ktokolwiek rozpozna we mnie tamtego sławnego Adama Mikaelsona.
- Jak widać moi synowie są wyjątkowi - rzuciła ze śmiechem, co wywołało i u mnie słaby uśmiech. - Chociaż dziwię się, że tak cię to zaskoczyło. Z opowieści Nico i jego fascynacji wynikało, że ten twój serial jest całkiem popularny.
- Zagrałem tylko w jednym sezonie i to nawet nie we wszystkich odcinkach - wyjaśniłem, choć dobrze wiedziałem, że nie miało to znaczenia. Jeden sezon, czy nie, przez otwartość Arthura i jego uzależnienie od mediów społecznościowych staliśmy się całkiem znani. Wtedy bardzo mnie to cieszyło, teraz chciałem tylko mieć święty spokój.
- Jak widać nie doceniłeś swoich fanów - stwierdziła z rozbawieniem, kręcąc głową jak to mamy potrafią.
- Najwyraźniej. - Nie miałem ochoty na ciągnięcie rozmowy w tym konkretnym kierunku i liczyłem, że moje zdawkowe odpowiedzi zniechęcą mamę Ronana od drążenia tematu.
Zauważyłem, ze do kuchni wszedł Hammer i po otarciu się o moje nogi, z gracją podszedł do miski na zasłużony posiłek po dniu ciężkiej kociej roboty. Czyli spania najprawdopodobniej. Po paru minutach dało się słyszeć prędkie kroki na schodach i do pomieszczenia trafił właściciel futrzaka.
- Nyx nakarmiona, więc mogę jeszcze w czymś pomóc, jeśli trzeba - oznajmił, na co kobieta roześmiała się wesoło.
- Właśnie uratowałeś swojego kolegę od madczynej ciekawości - powiedziała.
- Czyli jak zwykle jestem bohaterem - odpowiedział, wtórując jej śmiechem, po czym podszedł do mnie i pociągnął mnie za ramię. - Mogę już ukraść ci pomocnika?
- A mogę cię przed tym powstrzymać?
- Nie.
- Więc zmykajcie już. - Machnęła na nas ręką i uśmiechnęła się. - Tylko pamiętajcie żeby się zabezpieczać! - Dodała, kiedy już wychodziliśmy i chyba obaj poczuliśmy się w równym stopniu zażenowani.

1396 słów
Ronan? Niespodzianka?