Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blue. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blue. Pokaż wszystkie posty

2.13.2020

Od Blue cd. Noah

- Możecie przestać badać sobie migdałki, czy nie? - Warknęłam na Adama, który już na stałe przyssał się do twarzy Ronana.
A miał być normalny wieczór, podczas którego mieliśmy oglądać film. Nie. Adam musiał ogarnąć, że jego cud-chłopiec jest z nami i teraz obrzydzili mi “Iluzję 2”. Nie żeby coś, ale w przypadku drugiej części wystarczyła mi Lulu.
- Niech pomyślę… Nie. - A to świnia.
- Noah słońce, odsuń laptopa, ja tu robię dywersję. - Zatarłam ręce.
- Ale Atlas! - Popatrzyła na mnie błagalnie.
- Chcesz odzyskać Poduszkę, czy nie? - Uniosłam brew.
Nie mogłam z tym dyskutować, więc niechętnie zatrzymała film i odstawiła laptopa. W tym czasie wskoczyłam na Adama wbijając swoje łokcie w jego boki. Usłyszałam tylko zaskoczone westchnięcie Noah i ciężkie sapnięcie Ro. W końcu ponad pięćdziesiąt kilo żywej wagi zwaliło się na jego chłopaka, który i tak leżał na nim.
- Cholero piekielna, pogięło cię? Chcesz mi udusić chłopaka?!
- Przeżyje. - Z meandrów pamięci wygrzebałam, jak pociągnąć za sobą Adama. Co prawda oznaczało to, że to mnie przygniecie, ale co tam. Owinęłam go ciaśniej rękami i szarpnęłam się do tyłu. Całe szczęście nie był na to przygotowany i polecieliśmy do tyłu, a później zepchnęłam go na podłogę. W tym czasie Noah wykorzystała wolne miejsce i usadziła się na kolanach Ronana. Poprawiłam rozwichrzone włosy i otrzepałam ręce.
- Następnym razem nie przygniatajcie mnie do łóżka. We dwoje. Samego Adama zniosę. - Ronan podał Noah brokatową kulę śnieżną i zaczął robić jej warkoczyki. Prychnęłam.
- Ja naprawdę nie chcę wiedzieć, co was kręci w łóżku. - Pokręciłam głową. - Wystarczy, że jeśli jesteście tu, to słyszę niektóre słowa. I tak, to nie jest moje marzenie.
- Przestań! - Noah zatkała uszy. - Przypomina mi się jak Adam krzyczy “Ronan”! Nie chcę tego pamiętać!
- Nikt nie kazał ci się przenosić. - Adam siadł na łóżku. - Poza tym, jeśli się nudzisz, możesz dołączyć…
- Nie. - Ronan posłał nam karcące spojrzenie. - Wystarczy mi jeden amator uniesień seksualnych na raz.
- Ojej, powiem Ganseyowi, żeby przestał się wam pchać do łóżka - rzuciłam.
- To się pcha? Mógł powiedzieć, że jest chętny…
- Czy ja nie wyrażam się jasno? - Ronan schował twarz w dłoniach, a potem spojrzał na Adama. - Bo nie będzie wiązania.
- Słyszysz, Jane? Zero towarzystwa - odparł jego chłopak, automatycznie podpisując kapitulacje. - Nie mogę się z nim kłócić, gdy ma w ręku wszystkie asy.
- Asy to bardzo dobre stwierdzenie - zaśmiałam się. - Dobra! Dawać mi moje ciasteczko Jacka!
***
- Myślisz, że dziś też będzie coś słychać? - Popatrzyłam na dziewczynę, kiedy nasze dwa kochasie udały się na spoczynek. Teoretyczny. Mocno wątpiłam, żeby spali.
- Nie. Dałyśmy im do zrozumienia, że mają być ciszej. - Noah ciągle bawiła się kulą śnieżną, którą zostawił nam Ro. Ewentualnie zapomniał jej odstawić.
- O ile buteleczek brokatu zakład, że Adam będzie się darł specjalnie głośniej? - Uniosłam brew.
- Hmmm… trzy? - Fioletowowłosa popatrzyła na swoją kolekcję (tą w zasięgu jej rąk). - Biały, złoty i niebieski.
- Okej. - Uśmiechnęłam się. - Czyli nie możemy spać, żeby sprawdzić.
- Dam radę. - Noah rozsiadła się wygodniej. - Co oglądamy?
- Nie wiem? - Wzięłam laptopa. - Słodkie, nie wymagające użycia mózgu, na rozluźnienie?
- Wracamy do słodkiej waty cukrowej? - Klasnęła w dłonie.
- Jestem za!
***
- Nie mogę uwierzyć, że masz trzy buteleczki brokatu MOIM KOSZTEM. - Noah nieporadnie próbowała wcisnąć w siebie śniadanie pod czujnym okiem Ronana. - Jak mogłaś!
- Jak NIE mogłam? - Puściłam jej oczko. - Darmowy brokat, to najlepszy brokat!
- Nie lubię cię! - Wystawiła mi język, a potem zjadła kolejny kęs kanapki.
- Co tym razem? - Ro ziewnął, ale z gracją, zasłaniając usta.
- Założyłyśmy się, czy Adam znowu będzie hm…
- Prezentował swoje odczucia za pomocą głosu. - Ronan potargał swoje włosy. - Taaaaak. Innymi słowy, czy będzie krzyczał moje imię.
- Dobrze, że twoje. - Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. - A nie na przykład moje.
- Jaaaasne. - Amorek zjadł kolejną łyżkę płatków. Taki niewinny, taki niedomyślny…
- Nie ważne. - Zjadłam do końca swoje jajko. - Mam dziś robotę, do której nie mogę się spóźnić. Ktoś zaproponuje podwózkę, czy mam zmusić?
- Jak zjemy, to mogę was zawieźć. - Przeciągnął się Ro. - O ile wiem, kawiarnia czeka.
- Tak, tak. - Noah w końcu zjadła wszystko. - Praca. Trzeba z czegoś żyć.
- Niestety. - Pokiwałam głową. - Z każdym dniem w tej pracy coraz mniej lubię ludzi.
- Nawet nic nie mów. - Noah objęła mnie ramieniem. - Idziemy Podusiu! Praca czeka!
- Zatem zapraszam na parking! - Ronan popchnął nas w stronę wyjścia. - I na obiad, kiedykolwiek kończycie. Dzisiaj Nico znowu kombinuje w kuchni, więc…
- Jak się potrujemy, miło było cię znać Noah Blake. - Teatralnym gestem ołożyłam jej dłoń na ramieniu. - Jego mniej, bo jest terrorystą.
- Dla waszego dobra. - Pacnął nas po głowach. - Wsiadać i zapinać pasy.

Noah? Możesz odzyskać broookat… jeśli chcesz.
726 słów

2.10.2020

Od Blue cd. Noah

- Popilnuj dzisiaj Noah, proszę? - Szczenięce oczy Ronana były nie do pokonania.
- Wiesz, że ona raczej już nie będzie tego próbować? - Uniosłam brwi. - Wróciła z farmy, jest w miarę okej, ciągle jest pod czyjąś opieką. No i jest osłabiona. Do tego Leo chyba leci na nasze ciasteczko…
- W sensie Gansey? - Zmarszczył brwi blondyn. - To przegrana sprawa. - Zaśmiał się. - Nie ważne. Popilnuj jej, proszę Blue.
- Chodzi o Adama? - Zagadnęłam. Ciągle nie był w najlepszej kondycji.
- Tak. - Oparł się ociężale o drzwi boksu Kaliope. - Wiem… że coś w nim siedzi, ale on woli milczeć. - Odwrócił głowę w bok. - A ja nie mam prawa pytać. Nie mam prawa do niczego.
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Zawsze martwił się za bardzo. Nawet nie wiem, czy już odreagował niedawną sytuację. Ale mnie też nie chciał martwić. Powinnam o tym pogadać z Ganseyem… wydają się dobrze dogadywać.
 - Popilnuję jej. - Potargałam mu włosy. - Ale mam dobrą radę: pomartw się o siebie, co Amorku?
- Pomyślę o tym. - Uśmiechnął się lekko i wyszedł ze stajni.
***
- Cześć szalona. - Stanęłam w drzwiach pokoju Noah z całą siatą słodyczy, słonych przekąsek i paru mrożonek. - Gotowa na kolejne szalone popołudnie?
- Czy ty nie masz dzisiaj pracy? - Uniosła brwi fioletowowłosa.
- Nie, dzisiaj środa, dzisiaj miałam poranną zmianę, a dobrze wiesz, jakie są poranne zmiany w barze. - Uśmiechnęłam się. - Niiiiic nie robię. Za to możemy teraz nawpierniczać się niezdrowego żarcia i obejrzeć jakieś ciacha.
- Gdzie Klio? - Dziewczyna założyła ręce. - Bez niej cię nie wpuszczę.
Zaśmiałam się cicho i wręczyłam siatki dziewczynie, po czym wróciłam do pokoju po psa. Suczka była przeszczęśliwa i gdy tylko wpadła do pokoju dziewczyny, od razu przywitała się z lisami i samą lokatorką. Ja z kolei zajęłam się rozpakowywaniem siatki, żeby dobrać się do żarcia. Kiedy wszystko było wyjęte i położone na stół, popatrzyłam na boki i z zacięciem oznajmiłam:
- Idziemy do kuchni po miski.
- Co? Po co? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Lubię mieć żelki w miskach, żeby nie szeleścić. - Zamyśliłam się. - No i potrzebujemy szklanek na picie. Chodź!
Pociągnęłam ją za rękę i uważając, by żadne ze zwierząt nie uciekło, zamknęłam drzwi. Potem ruszyłam do pomieszczenia, które było naszym celem.
- A teraz się przyznaj, że Ronan kazał ci mnie pilnować. - Dziewczyna położyła dłonie na bokach.
- Czy to kogokolwiek jeszcze dziwi? - Westchnęłam, kiedy szklanki kolejny raz umykały mojemu wzrokowi. - Masz Poduchę, która martwi się o wszystkich, tylko nie siebie.
- Nie mogę powiedzieć, że to złe, ale to jest też męczące. - Przewróciła oczami.
- Było nie odpierdalać akcji z samobójstwem. - Namierzyłam szklanki. - Teraz będziesz miała go na głowie. Ciągle.
- Ty też tak masz? - Fioletowowłosa wzięła kilka misek na przekąski. - W sensie nie, że sytuacja wyjściowa jest taka sama, ale... wiesz.
- Tak, nade mną Ronan też się trzęsie. - Parsknęłam śmiechem. - Tylko mniej. No ale mi się nie zdarzyło celowo się uszkodzić.
- Myślisz, że gdybym go do siebie zniechęciła… - Zaczęła.
- ...to byś miała jeszcze większe cenzurowanie. - Uniosłam lekko kącik ust. - Z nim nie jest tak łatwo jak z Leo.
- Uparta Poduszka. - Westchnęła kolejny raz. - Chodźmy do mnie do pokoju. Potrzebuję tego cukru i soli, które tam są.
- No i zaczynasz mówić z sensem. - Wzięłam ją pod rękę. - Ruszajmy ku żarciu!

Noah? Żarełko? Może brokat?
514 słów

1.26.2020

Od Blue i Noah - dodatek

- BLUE! ŚPISZ? - Noah zapukała w ścianę dzielącą pokoje.
- NIE DRZYJ SIĘ, TYLKO CHODŹ! - Brązowowłosa odkrzyknęła tak, że zapewne słyszało ją pół akademii.
- TY CHODŹ! - Jeżozwierz zsunął stopy z łóżka, zbierając się w sobie przed nieuniknioną wyprawą za ścianę.
Blue westchnęła głęboko i wsunęła stopy w kapcie w kształcie corgich.
- IDĘ! - krzyknęła ostatni raz.
Wygrana! Noah uśmiechnęła się pod nosem, ponownie zarzucając stopy na materac, by po chwili zobaczyć w drzwiach swojego pokoju Blue w kigurumi w kształcie Totoro.
- Mam coś wziąć od siebie, czy nie? - Uniosła brwi, opierając się o drzwi.
- Pieska! Chcemy tulić coś, co nie gryzie po rękach! - Fioletowowłosa zamrugała oczami. - Jedzenie już mam.
- Lakier, kosmetyki, alkohol? - zapytała jeszcze.
- A chcesz pić? - Noah odbiła pytanie.
- Myślałam, że wyśmiejesz kosmetyki - zaśmiała się. - Pójdę po piwo.
- Weź też brokat, brokatu nigdy za wiele - odezwała się jeszcze starsza dziewczyna.
- To oczywiste. - I wyszła, by po chwili wrócić z dość sporym bagażem.
- Whoa… Dużo tego... - Starała się odróżnić od siebie poszczególne przedmioty, co w świetle tylko jednej, małej lampki nie było zbyt proste.
- Podkład, cienie, bazy, rozświetlacze, pędzelki, gąbki i brokat. To wszystko zajmuje miejsce szalona. - Położyła wszystko na podłodze i pozwoliła wejść psu. - No chodź Klio.
- Piesek! - Noah zaklaskała jak dwuletnie dziecko, jednocześnie przetaczając się po łóżku by zrobić miejsce dla przyjaciółki.
Blue dumnie siadła na wolnej przestrzeni i położyła obok siebie fanty.
- Nie Klio, zostajesz na podłodze. - Suczka popatrzyła się na nią błagalnie. - Nie działa.
Noah dołączyła do suczki, również posyłając szatynce proszące spojrzenie.
- Ale jest taka puszysta i ciepła!
- No i co ja mam zrobić, co? - Dziewczyna westchnęła cierpiętniczo. - No dawaj ją, jak chcesz.
- Klio, wskakuj! - Poklepała ręką materac. Gest ten był na tyle uniwersalny, że w mgnieniu oka na łóżku znalazła się nie tylko suka, ale i rozpędzona Dot. Blue zaśmiała się wesoło.
- Mogę ją pogłaskać? - zapytała.
- Jasne, nie powinna gryźć mocno - zaśmiała się Noah, przesuwając lisa w stronę Blue.
- Jak nie, to dasz buzi, żeby nie bolało. - Potem dziewczyna podstawiła lisowi rękę do obwąchania, a następnie zaczęła go głaskać.
- To można zorganizować. - Uśmiechnęła się, by po chwili wrócić do drapania szpica za uchem.
- Cieszę się. - Dziewczyna zaczęła miziać lisicę, co chyba za bardzo nie przeszkadzało zwierzęciu. - To co robimy?
- Przegląd brokatu? Możemy też pooglądać YouTube…
- Możemy coś obejrzeć. - Blue ułożyła się wygodniej. - Na przykład tutoriale make-up, to cię upaciam!
- Czy to to, co zwykle robisz z Adamem kiedy akurat nie ma Poduszki? - Noah przyjrzała się przyjaciółce, która już wpisywała coś niezrozumiałego w wyszukiwarkę.
- Dzień, w którym Mikaelson pozwoli mi się dotknąć do swojej facjaty, będzie najlepszym dniem jego życia - prychnęła i popatrzyła na dziewczynę. - Z nim drę się do anime.
- Ale my nie będziemy drzeć się do anime? - upewniła się.
- A znasz jakiś opening, ewentualnie ending? - Szatynka nastawiła odpowiedni filmik.
- Od kilku lat próbuję opracować swój ending, jednak jak widać kiepsko mi idzie - zażartowała Noah.
- Serio? Myślałam, że jesteś martwa od siedmiu lat. - Dziewczyna odwołała się do książki, którą zwędziły Amorkowi i czytały z podziałem na role kilka dni temu.
- To też nie najlepiej świadczy o moich zdolnościach, skoro po siedmiu latach wciąż tu jestem… może pojedziemy porwać moje zwłoki?
- Możemy cię co najwyżej porwać do Walmartu, bo pewnie zgłodniejemy, albo coś.
- To też jest niezły pomysł. - Odgarnęła z twarzy kosmyk włosów. - Więc co to za filmik?
- Z tutorialem. Ocenisz i powiesz, czy chcesz. Powinien być dobrany. - Blue była z siebie dumna.
- Chcę! - Dziewczyna była wyraźnie podekscytowana.
- No to odpalamy! - zaśmiała się. - Wybrałam ten z brokatem!
- BROKAT! - Klio, która dopiero co ułożyła się wygodnie, zerwała się rozglądając się, z której strony nadchodzi zagrożenie. - Przepraszam, Klio! - Podrapała sukę.
Zadowolony szpic wystawił język i widząc, że może trochę ugrać, zaczął się jeszcze bardziej przymilać. Blue tylko parsknęła śmiechem i wróciła do oglądania.
- Rozpuścisz mi ją - rzuciła jeszcze.
- To jedyne co umiem robić - Noah delikatnie przesunęła zwierzaka, by widzieć ekran laptopa.
Potem obydwie dziewczyny skupiły się na filmiku i piszczały, gdy pojawił się brokat.
- Też bym chciała mieć tyle kosmetyków - westchnęła Blue. - Ale na razie pozostaje mi kradzież kosmetyków Adama. Do tego tak, żeby się nie dowiedział.
Noah spojrzała na ich stertę na biurku. Była pewna, że nie potrafiłaby użyć nawet ⅓ z nich, a Blue wciąż było mało.
- Zdajesz sobie sprawę, że połowa tego pochodzi właśnie z tej kradzieży, tak? - Blue szepnęła konspiracyjnie.
- Nie - przyznała, mając w głębi duszy nadzieję, iż Adam nie zauważy braku swoich skarbów kiedy są one w tym pokoju. Chciała umrzeć, ale chyba nie w ten sposób.
- Spokojnie, dopóki liże się z Ro, to nie ma problemu. - Machnęła ręką dziewczyna. - A pojechali teraz na jakiś konwent, wrócą dopiero w poniedziałek rano, a ja odłożę je jak cię pomaluję.
Noah odetchnęła z ulgą. Blue miała rację, Adam z Ro to Adam zupełnie niegroźny dla otoczenia.
- Ale wiesz jak to robić? Bo ja pamiętam już tylko brokat...
- Spokojna twoja jeżowata, nie na darmo oglądałam takich filmików na pęczki. - Dziewczyna już zatarła ręce. - Zaufaj mi.
- Jesteś jedyną osobą w tym pomieszczeniu, której ufam - zapewniła. - Ale błagam, nie zawiedź mnie. Ro jest za daleko by przytulić.
- Mamy hektolitry płynu micelarnego jakby co. - Wskazała pokaźną butelkę. - Przy naszym kombinowaniu z Adamem, naprawdę mało zostaje.
Noah zaśmiała się, po czym ponownie spróbowała skupić się na filmiku. Zamiast dawki wiedzy o makijażu dostała jednak fragment piosenki, której nie można było pomylić z niczym innym, a na ekranie pojawił się szary guziec.
- IN THE JUNGLE THE MIGHTY JUNGLE A LION SLEEPS TONIGHT! - Blue bez ceregieli zaczęła śpiewać.
- Blue, Blue, Blue, BLUE?! Możemy obejrzeć bajkę?
- Najpierw make-up! - Zaklaskała w dłonie. - Ale w międzyczasie możemy puścić piosenki.
Włączenie soundtracka z Króla Lwa zajęło ułamek sekundy (no chyba, że wliczymy w to wrodzone opóźnienie procesorowe komputera) i po chwili obie dziewczyny śpiewały razem, nie zwracając nawet uwagi na wgrane na video napisy.
- Okej, okej. - Blue w pewnym momencie otarła łzy śmiechu. - Brokat. Teraz, albo nigdy.
- Więcej brokatu! - Fioletowe włosy spadły na twarz, by po chwili zostać bezpiecznie spięte w upośledzony kucyk na czubku głowy.
- Wyglądasz jak ufoludek - zaśmiała się Blue.
- Jestem zielona?! - Noah z teatralnym przerażeniem pomacała się po twarzy.
- No co ty. - Szatynka przewróciła oczami. - Ale masz czułek!
- Czy zatem zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i sprawić, żebym zaczęła wyglądać jak człowiek? - Dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zamrugała kilka razy.
- Wybierz kolor brokatu! - Blue zatarła rączki w iście szatańskim geście.
Noah ogarnęła wzrokiem ich połączone kolekcje plastikowego pyłu. Tyle kolorów! Tyle możliwości! TYLE BROKATU! Jak ma wybrać jeden?
- Niebieski! Ale nie ten, tamten między limonkowym, a pudrowym różem! - Patrzyła z zachwytem jak Blue bierze do ręki pojemniczek.
- Okej, to jeszcze jedna piosenka dla ciebie, bo muszę dobrać resztę kosmetyków. - Blue zagrzebała się w swoich (a raczej adamowych) fantach.
- Mam pomysł! - Już sam ton jej głosu zdradzał, że nie był to dobry pomysł, a kilka kliknięć sprawiło, że “nie za dobry pomysł” rozbrzmiał w ciemnym pokoju. - I’M BLUE DA BA DEE DA BA DAA! - Noah rzucała się po łóżku jak śledź wyciągnięty z wody.
Młodsza tylko się zaśmiała i po dość długiej chwili grzebania, znalazła odpowiednie kosmetyki.
- No to dawaj twarz. Mam nadzieję, że bladość twoja i Adama jest taka sama. - Uniosła kącik ust.
- One way to find out - zaśmiała się, próbując powstrzymać się od tańczenia, by nie ryzykować wkurzenia przyjaciółki ani utraty oka.
Blue tylko przewróciła oczami i maznęła jej policzek. Całe szczęście kolor pasował, więc już tylko czekała, aż tak uwielbiany przez jej utrapienie (potocznie zwane Ronanem) Jeżozwierz skończy śpiewać.
- Okej, jestem gotowa. - Muzyka ucichła i Noah się uspokoiła.
- To dajemy. - I Blue zaczęła swoje dzieło.
***
- WOOOW! To wciąż ja?!
- No raczej. - Blue zdmuchnęła pył z pędzla. - Nie jest źle.
- Mam wrażenie, że powinnyśmy teraz gdzieś iść skoro już mam twarz, ale jednocześnie bardzo nie chcę wychodzić.
- Po co wychodzić, możemy oglądać bajki! - Klasnęła w dłonie szatynka.
- Wygrałaś. - Noah się zaśmiała. - W nagrodę możesz wybrać pierwszą bajkę.
- Jakąś starszą? Książę? Biały koń? - Wyszczerzyła się. - Czy po prostu Król Lew?
- Jeśli za mało ci w życiu książąt, to możemy po jednego zadzwonić - zażartowała. - Król Lew. Zdecyduj tylko czy oryginał czy remake.
- Oryginał. Błagam cię. Potrzebuję Rafikiego - prychnęła szatynka.
- A więc jeden Rafiki specjalnie dla ciebie, kochana.
- Jej!
- Hej, internety… dajcie nam bajkę - poprosiła Noah wpisując w wyszukiwarkę tytuł filmu.
- Poczekaj. - Blue ruszyła tyłek z łóżka i zniknęła na chwilę w pokoju. - Mam cię! - Wróciła z triumfalną miną i bajką na płycie.
- Awwww! - Szatynka włożyła płytę do napędu urządzenia.
- Chodźcie do mnie traumatyczne wspomnienia - mruknęła pod nosem dziewczyna.
Komputer zabuczał i po dłuższej chwili na ekranie pojawiło się okienko odtwarzacza. Noah kliknęła przycisk play i położyła głowę na rękach.
- Obudź mnie jak się zacznie - poprosiła.
- Okej, ustawię i cię obudzę. - Popacała Noah po głowie.
Fioletowowłosa przeniosła ciężar ciała lekko w bok, tak by przytulić się do przyjaciółki i zamknęła oczy.
Po chwili brązowowłosa z zadowoleniem dźgnęła przyjaciółkę w bok, akurat wtedy, gdy zaczął się pokazywać zamek z czołówki. Noah zaś jeszcze przez kilka sekund nie otwierała oczu, jedynie nucąc pod nosem “Krąg życia”. Blue nie była tak subtelna. Ona śpiewała na cały głos. Szarooka roześmiała się, zastanawiając się czy jest sens przypominać jej, że za ścianą są ludzie. Okej, nie oszukujmy się, nie było. Potem zaczął się seans.
***
- Ja chcę jeszcze! - Blue podskoczyła jak oparzona.
- Król Lew II? Proszę, nie… nie zaniosę złamanych lwich serc. - Noah starała się utrzymać szklankę tak, by nie wylać jej zawartości na poduszkę.
- Nie Króla Lwa, co ty. - Machnęła ręką Blue. - Ale ładnym księciem możesz się pochwalić tylko ty, dlatego obejrzymy przygody jakiejś księżniczki. Z księciem. Na białym rumaku. Trochę jak Osioł ze Shreka.
- Osioł chyba nie był biały… - zauważyła.
- Cicho. Chcę księcia - zaśmiała się brunetka. - I nie Leo.
- Filip miał chyba białego konia.
- Filip? - Zmarszczyła brwi. - Mów do mnie po ludzku!
- Twój książe. Ten ze Śpiącej Królewny - roześmiała się, bo chyba po raz pierwszy to nie ona dopytywała kim jest jakaś postać.
- Aaaaa, ten. - Dziewczyna wzięła laptopa na kolana. - Więc szukamy Śpiącej Królewny!
Noah obserwowała jak przyjaciółka przekopuje internet w poszukiwaniu odpowiedniej bajki, jednocześnie otwierając kolejną paczkę żelków. Wyjęła jednego z kolorowych misiów, kilka razy ścisnęła go palcami, jakby sprawdzając czy jest wystarczająco żelkowy, po czym odgryzła mu głowę.
- Mam! - zakrzyknęła zadowolona. - Możemy oglądać!
***
- Pomalujmy konia Leo na biało! - Blue klasnęła w ręce, kiedy bajka dobiegła końca.
Noah potrzebowała chwili, żeby przetworzyć słowa przyjaciółki.
- Na biało? Ale jak?
- Farbą z puszki! - Szatynka natychmiast się podniosła i pociągnęła starszą do pionu. - Musimy jechać do Walmarta!
- Przecież to się nie zmyje! - Zaprotestował Jeżozwierz, szukając pod łóżkiem buta.
- To cokolwiek innego białego w puszce! - Blue zgarnęła kosmetyki. - Za dziesięć minut przy twoim samochodzie!
- Jasne! - Noah wyciągnęła w końcu buta i rozejrzała się po pokoju, ale Blue już nie było.
Cóż, pozostało się przebrać. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu raz jeszcze, tym razem namierzając jakieś spodnie. Chyba nawet należały do niej, ale trudno powiedzieć ile z rzeczy w tym pokoju należało do fioletowowłosej, a ile do szatynki. Tak czy inaczej, Noah naciągnęła na siebie spodnie, olewając całkowicie fakt, że miała na sobie też górę od piżamy. Zarzuciła na nią tylko jakąś bluzę, zamknęła lisy i zabrała się za szukanie kluczyków od auta, po czym wyszła. W tym czasie Blue szybko odłożyła kosmetyki Japończyka na miejsce i wciągnęła na nogi ulubione jeansy, a na bluzkę od piżamy naciągnęła koszulkę zabraną kiedyś Ronanowi. Zastanawiała się, czy nie założyć jakichś dodatków, ale zrezygnowała. To były tylko zakupy w środku nocy, prawda? Nie musiała wyglądać fantastycznie. Kiedy już zawiązała swoje ulubione martensy, ruszyła na parking, gdzie już czekała Noah.
- Kierunek miasto, kierunek Walmart! - zawołała.
- Tak jest! - Starsza zasalutowała, starając się nie śmiać zbyt głośno i otworzyła drzwi przed Blue. Dziewczyna wskoczyła do auta, zapięła pas i zaczęła podskakiwać z ekscytacji. Noah obeszła samochód i również wsiadła.
- Nawet lisy siedzą spokojniej - zażartowała. - Poza tym, śnieg brudzi mniej niż farba…
- Może być. - Szatynka popatrzyła na kierowcę. - I nie będę spokojna, jak jestem podekscytowana!
- Wiem, wiem. - Noah przekręciła kluczyk w stacyjce, poklepując lewą dłonią kierownicę pojazdu. Jej też zaczęły udzielać się emocje Blue.
- Książę na białym koniu, książę na białym koniu - zaczęła nucić.
Fioletowowłosa uśmiechnęła się tylko szeroko, skupiając się na nie rozbiciu samochodu na jakimś drzewie. Kiedy już były na miejscu, młodsza dosłownie wystrzeliła z pojazdu i podbiegła pod drzwi sklepu.
- Chodź, chodź, chodź! - Klasnęła w dłonie.
Noah zamknęła samochód i truchtem dołączyła do przyjaciółki. Weszły do sklepu, biorąc największy koszyk jaki znalazły i ruszyły na poszukiwanie wszystkiego, co białe i czym można byłoby wysmarować konia.
- Hmmmm… popatrz. - Szatynka podjechała z koszykiem do jednej z półek. - Jest sztuczny śnieg! I to na przecenie!
- Nie wiem ile będzie nam potrzeba, więc proponuję wziąć wszystko. Jeśli coś zostanie, zawsze możemy… - Zawahała się. Przez chwilę miała powiedzieć "zwrócić", ale… - ...ozdobić coś jeszcze!
- Tak! - Blue zaczęła pakować puszki ze śniegiem do koszyka. - Biały koń, biały koń, białyyyy koooooń! I jak się uwali, to trzeba go będzie czyścić.
- Biedny Leo, będzie musiał to wszystko wyczyścić… - westchnęła cicho Noah, pomagając z puszkami.
- Eeee, ma ludzi. Albo pieniądze na ludzi. - Blue je podliczyła. - Powinno wystarczyć. I może upacamy tym włosy Adasia.
- Ronan chyba by nas zabił… A przynajmniej zabrał cały brokat…
- Ronan nie może się dowiedzieć! - Pokręciła głową. - Inaczej możemy pożegnać się z brokatem na wieczność.
- Ja potrzebuję brokatu. - Noah wrzuciła puszkę do koszyka. - Ty potrzebujesz brokatu. Koń potrzebuje brokatu. - Dwa kolejne brokatowe spraye wylądowały w koszyku.
- Proponuję wziąć brokat dla nas. W nagrodę. - Blue wyrzuciła ręce w górę. - Za genialny pomysł.
- Popieram. Należy nam się dużo brokatu! - Noah roześmiała się.
- Cudnie. - Wzięła koszyk i zaczęła go pchać. - Idziem po brokat i do kasy!
- Brokat! - Oczy Jeżozwierza zaświeciły się, gdy dziewczyna ruszyła za przyjaciółką.
Szatynka zaśmiała się i stanęła przed półką pełną brokatu. Tak duży wybór, tak mało pieniędzy… a może tak by pchnąć Noah do Leonarda i zmuszać go do regularnego kupowania ton brokatu? W końcu to książę, a brokat nie był aż tak drogi… albo poczekać aż Adam weźmie ślub z Ronanem i wtedy bez oporów wykorzystywać tego drugiego, żeby kupował dar bogów (albo chociaż dar przemysłu dekoracyjnego).
- Musimy wziąć ładny, ale nie za ładny, żeby nie było smutno kiedy Ro go weźmie - westchnęła.
- Może nie powiemy mu, że mamy brokat? - Noah naiwnie się oszukiwała. Nie było opcji by nie pobiegła prosto do Poduszki, by pochwalić się nową zdobyczą.
- Dasz radę? - Brwi Blue powędrowały do góry. - Jeśli tak, sama wręczę ci kolejną buteleczkę!
- Sprawiasz, że mam ochotę spróbować. - Fioletowowłosa uśmiechnęła się.
- Okej. - Niższa wpakowała dodatkową buteleczkę brokatu. - A teraz do kasy, bo inaczej Leo odkryje nasz niecny plan!
- Nie możemy nawet pooglądać? - Noah zrobiła smutną minę.
- Hm… - Zamyśliła się Blue i spojrzała na zegarek. - No dobra. Piętnaście minut czystego brokatu.
- Brokat! - Powtórzyła się Jeżozwierz, podskakując kilka razy w miejscu, po czym zastygając, by patrzeć się na ustawione równo na półkach pojemniczki.
- Dużoooo. - Blue wzięła jedną z kul śnieżnych stojących obok i potrząsnęła nią, jednocześnie podsuwając pod nos starszej.
- Mogę coś kupić?
- Tak. Jak masz pieniądze. - Blue popatrzyła tęsknie na brokat.
- Ja nigdy nie mam pieniędzy. - Noah zaśmiała się. - Ale wystarczy kupić mniej jedzenia. - Wzięła do ręki najtańszy.
- Musisz żreć, bez żarcia nie ma zachwycania się brokatem. - Popatrzyła na koszyk. - Żarcie jest okej. Dobra! Idziemy do kas!
***
- Ciszej! - Blue zatrzymała Noah. - Położyli sianoooo!
Fioletowowłosa z trudem powstrzymywała śmiech, skradając się wzdłuż boksów pod czujną obserwacją mieszkańców stajni. Co prawda nie było to konieczne, bo kto normalny byłby w tym miejscu i w tym czasie. Jednak Blue chciała zachować pozory. Jak najdokładniej.
- To który koń stanie się śnieżnobiały? - Odwróciła się do współtowarzyszki.
- Proponuję Attacka. - Noah powoli wychyliła się ponad drzwiczki boksu gniadego ogiera. - Ale uważaj, czasem straszy. - Delikatnie odsunęła zasuwkę.
- Spokooo, rękę do zwierząt mam po Ro - zaśmiała się i weszła do boksu.
Całe szczęście koń, nie wiedząc co go czeka i wyczuwając znajomą Noah, postanowił współpracować, co - w jego przypadku - oznaczało spokojne stanie. Albo spanie, Blue nie była pewna.
- Cześć koniku. - Noah przywitała się z ogierem, przekonując go do siebie kawałkiem marchewki znalezionym w odmętach kieszeni bluzy. W końcu w bluzie zawsze można znaleźć zaginione jedzenie, prawda? - Nie bój się, to tylko małe farbowanie.
- Nic ci nie będzie, tylko następne mycie będzie trochę dłuższe. - Blue szykowała puszki.
Fioletowowłosa wzięła jedną i psiknęła sobie na wierzch dłoni. Koń wzdrygnął się lekko, ale po chwili z zainteresowaniem obwąchał podstawioną pod nos dłoń.
- Widzisz? To nie takie straszne. - Noah czystą ręką wyciągnęła jakiś przysmak, który musiał spędzić w kieszeni już kilka dni. - Tylko trochę mokre i dziwne. Ale niegroźne.
Młodsza w tym czasie postanowiła psiknąć konia w okolicach złączenia szyi i grzbietu. Wymierzyła odległość, sprawdziła, czy dziurka w nakrętce jest z dobrej strony i prysnęła. Attack co prawda delikatnie się poruszył, ale nie wydawał się sabotować ich planu.
- Dobry koń. - Noah zaśmiała się cicho i również przyłączyła się do spryskiwania ogiera białą substancją.
- Hmmm… myślisz, że zdążymy? - Blue starała się równomiernie rozłożyć śnieg z wystawionym językiem, jakby mogło to pomóc.
- Jeszcze ciemno, chyba nie spodziewasz się zobaczyć Leo przed wschodem słońca, nie?
- W ogóle się go nie spodziewam - parsknęła śmiechem. - Czy on tu w ogóle przyjdzie?
- Powinien. - Skupiła się na malowaniu. - Przynajmniej obiecał. Mieliśmy wybrać się w teren po tym jak już uniknę śniadania z Ro.
- Żyjesz tą nadzieją? - Blue pokręciła głową. - Przecież on jest gorszy niż terroryści i specjaliści od PR Hitlera w jednym!
- Nadzieja umiera ostatnia. - Noah wzruszyła ramionami. - Ja nie żyję już siedem lat, a ona nadal się trzyma.
- Podziwiam ją. - Blue zmieniła puszkę, bo poprzednia już się skończyła. - Ja się zgadzam już na wszystko. Oszczędzanie energii. Mojej i jego.
- Ale on wymaga jedzenia zbyt dużo! I pilnuje, żebym go nie oszukała! - Wyższa
broniła się. - Kto normalny je trzy posiłki dziennie? I to takie duże?
- Statystyczny Amerykanin je więcej niż my obie razem wzięte. - Szatynka zatrzymała się wpół ruchu. - Noah?
- Taak? - Noah instynktownie znieruchomiała.
- Powiedz mi… ile obiadów musimy odpuścić, żeby wyżyć do końca miesiąca z tego, co zostało nam po zakupie tej farby?
- Nie wiem, niczego nie żałuję. - Fioletowowłosa nie przejęła się zbytnio. - Mam zapas czekolady i soku, brakuje tylko bułek do pełnowartościowych posiłków. I może to kolejny argument, by Ro mnie tak nie karmił - dorzuciła naiwnie.
- Dostaniesz od niego zaproszenie na obiad CODZIENNIE, jak tylko się o tym dowie. - Zironizowała młodsza. - Ale jakby co, też coś mam. Albo pójdziemy obrabować Adama z pocky i ramune.
- Brzmi fajnie, ale obrabowanie Adama to chyba najszybszy sposób, by Ronan się dowiedział. - Tym razem to Noah zmieniła puszkę.
- On już wie - szepnęła. - On zawsze wie więcej i szybciej. Jakby był pieprzonym telepatą. Albo chociaż Holmesem, czy czymś.
- Może jego konia też powinnyśmy przemalować? W zemście na zapas… - zaproponowała. - W końcu biel to istnie anielski kolor.
- Nie wystarczy nam puszek, a nie mamy hajsu na kolejne. - Skrzywiła się. - No i Hespero nie będzie taki spokojny.
- Nie kracz. - Noah upomniała młodszą, po czym prysnęła śniegiem na swoją dłoń i ostrożnie, omijając oczy, zaczęła smarować pysk Attacka.
- Na tego wystarczy. - Blue wzięła do ręki ogon. - To też?
- Jak malować, to wszystko - zaśmiała się.
- Okej. - Szatynka z uwagą pokryła również ogon, a potem grzywę konia. - Ładnie wygląda.
- Biały. - Noah uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- To prawie jak izabelowaty albo gniady! - Klasnęła w ręce.
- Przecież był gniady. - Fioletowowłosa znów nałożyła śnieg na rękę, ale tym razem zamiast posmarować konia, zostawiła go na przedramieniu Blue.
- Tak? - Ta tylko jej oddała. - Nie wiem. Nie znam się. Wiem za to, że białe chujowo się czyści.
- Myślisz, że możemy się tu schować i patrzeć jak Leo będzie go czyścił?
- Ba! - zaśmiała się. - Obie jesteśmy małe, prawda?
- Tak! - Noah krzyknęła z entuzjazmem. - Masz może zegarek?
- Mam telefon. - Młodsza wyciągnęła urządzenie z kieszeni.
- Szlag, już po siódmej! - Tym razem w jej głosie nie było już entuzjazmu. - Powinnyśmy stąd spadać. - Zaczęła pakować puste puszki do kieszeni.
- Okej! - Blue szybko rzuciła się do pomocy. - Musimy znaleźć miejsce do obserwacji.
- Boks Kaliope? Hespero? - Noah szukała wzrokiem dobrego miejsca. - Tester stoi zbyt daleko. No i prędzej by nas zjadł, niż pozwolił przesiadywać z nim w boksie…
- Do Hespero prędzej czy później wejdzie Ro… zostaje Kaliope. - Zatarła rączki. - Jest w miarę okej. No i można się schować kucając.
Ostatni raz rozejrzały się dookoła, by mieć pewność, że wszystko zabrały i wyszły ukryć się w boksie klaczy. Pozostało czekać.
***
- Głowa w dół, Leo idzie! - Blue położyła dłoń na włosach Noah i zminimalizowała ryzyko odkrycia. - Kurwa. Rodo też!
Noah pozwoliła wcisnąć się w dół i podkradła się do szpary w drzwiach boksu. Nie była najlepsza i zawias nieco zasłaniał, ale przynajmniej była niewidoczna.
Blue kucnęła nad nią i również zaczęła obserwację. Stało się. Po chwili usłyszały tylko śmiech Adama.
 - Nie wiem kto to zrobił, ale dostaje ode mnie alkohol! Albo co tam woli.

Koniec bajki xD
3377 słów

1.22.2020

Od Blue cd. Adama

Jakżeby inaczej. Przecież bielizna to wspaniały prezent dla nowego chłopaka. Logika Adama mnie powalała, ale cóż. Nie mogłam jednak zarzucić mu braku gustu. Dlatego kolejne i kolejne propozycje nie były najgorsze. Co najwyżej mogły nie przypaść do gustu Amorkowi. Ale cóż. Jego szafa zawierała dokładnie dwa rodzaje bielizny: czarne bokserki i gejowskie bokserki (czyli na ogół z dziwnymi wzorkami). Nic pomiędzy. I Adam właśnie próbował wbić się w to “pomiędzy”.
- Nie możesz go wziąć ze sobą, czy coś? - Oparłam policzek o dłoń.
- Wtedy to nie będzie prezent niespodzianka - rzucił, po czym w końcu rzucił do koszyka dwie pary, bo idiota nie mógł się pomiędzy nimi zdecydować. - Ok, to teraz ta bardziej interesująca część - oznajmił, po czym skierował się na dział z damską bielizną i niemal od razu rzucił mi jeden z kompletów. - Przymierz. 
Przyjrzałam się całkiem zgrabnemu body. Oczywiście czarne, bo inne kolory nie są tak seksowne. Lekko przejechałam po nim palcami.
- Masz taką fantazję i potrzebujesz mnie w seksownej bieliźnie, czy co? - Uniosłam brew. - Ja urodziny mam za pół roku.
- Powiedzmy, że ten kawałek sztuki, marnuje się na wieszaku, a jeśli już ktoś ma go nosić, to niech chociaż ten ktoś dobrze w nim wygląda - wyjaśnił, po czym krótko parsknął śmiechem. - No dalej, załóż. Skoro już jesteśmy na zakupach, możemy trochę zaszaleć - dodał z uśmiechem.
- Niereformowalny. - Przewróciłam oczami i sprawdziłam metkę. - Znajdź mi rozmiar większą miseczkę. - Uśmiechnęłam się uroczo i ruszyłam do przebieralni.
- Auć, ale byłem blisko, nie? - Jego uśmiech był zabarwiony rozbawieniem, kiedy szukał dla mnie właściwego rozmiaru. Nie zdziwiło mnie, że finalnie na wieszakach w przebieralni znalazły się też dwa inne zestawy, już dwu częściowej bielizny. Szary z bordowymi wstawkami i szmaragdowy. Do wyboru do koloru.
- Widzę, że honorujesz moje próżne, ślizgońskie serce. - Odsunęłam zasłonkę i pokazałam mu się w czarnym body. - Masz szczęście, że goliłam wczoraj nogi. Całkiem niezłe, ale nie wiem po co miałabym to zakładać, skoro ty sypiasz z Ro.
- A ty z Sebastianem. Musiałby być ślepy, żeby nie docenić jak w tym wyglądasz - oznajmił, lustrując wzrokiem moją sylwetkę. - Jeśli nie będzie zachwycony, rzuć go.
- Nie sypiam z Sebastianem, nie jestem z Sebastianem, a jak mnie zapyta, to będę musiała się zastanowić. - Skrzywiłam się. - Związki na dłużej niż jedną noc nigdy mi nie wychodziły. - Obejrzałam się w lustrze. - Wow, w końcu coś, co podkreśla mi tyłek.
- Nikt nie mówi, że to musi być na dłużej - stwierdził, szczerząc zęby. - Poza tym patrz na mnie. Jestem chodzącą definicją faceta, który nie nadaje się do związku i gdyby nie twoje... przepełnione mądrością słowa, nie umawiałbym się teraz z Ro na poważnie.
- Pieprzysz Mikaelson. - Uniosłam lekko kącik ust. - Nie jestem manipulatorem, nie przekonałam cię do tego. Nie wiem jak, ale jesteście razem i jesteście szczęśliwi. Więc ja jestem zadowolona. - Zasunęłam zasłonkę i przebrałam się w szary z bordowym. Był bardzo wygodny, jak na stanik. - Ten jest wygodny. Mogę nie być obiektywna.
- Leży w porządku - stwierdził, podchodząc do mnie, by obejść mnie dookoła. - Mniej seksowny ale nadaje się też pod zwyczajne ciuchy, a w razie czego dobrze wypadniesz w nim też, gdy ubranie pójdzie w odstawkę. Ale spróbuj też ten trzeci. Ceną się nie przejmuj - dodał, mrugnąwszy do mnie i cofnął się, bym mogła się przebrać. - I nie. WCALE nie jesteś manipulatorką.
- Ty ciągle nie wiesz, kto jest największym manipulatorem. - Uniosłam lekko kącik ust i zasunęłam zasłonkę. Może i Amorek był niewinny i słodki, ale potrafił dopiąć swego. Zawsze. I to tak, że się nie zorientowałeś.
- Jeżeli myślisz, że Aniołek, to cholera masz rację - dobiegło mnie zza zasłony.
- Prawda? - Cóż. Trzeci komplet łączył w sobie wygodę i wygląd dwóch poprzednich. Zakochałam się w nim i nie było odwołania. Szybkim ruchem odsłoniłam materiał. - Masz rację. Nie mogę przejmować się ceną, bo jest cudny. Masz oko mój drogi. Cholera, mogłam cię wyrywać, ale Ronan... 
- Pozabijalibyśmy się po pierwszym tygodniu związku - zauważył z powagą, po czym znów się do mnie zbliżył i przesunął lekko palcami po moim ramieniu, teraz odsłoniętym i wrażliwym na dotyk. - Ale wiesz… - Jego dłoń zawędrowała na szyję i zatrzymała się na moim policzku, gdy nachylił się ku mnie. - Bycie najlepszym gej przyjacielem też mi odpowiada - zażartował z uśmiechem, odsuwając się ode mnie i oboje zauważyliśmy jak sprzedawczyni ze sklepu patrzy na nas z zupełnym zawstydzeniem, wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłam się bezczelnie.
- Awansowałeś na mojego chłopaka. - Popatrzyłam na niego. - To… co z tym? - Uniósł brew, po czym zobaczyłam w jego oczach błysk zrozumienia.
- Oh, nie wiem czy bardziej zachwyca mnie jak w nim wyglądasz, czy raczej mam ochotę go teraz z ciebie ściągnąć - stwierdził, grając ku uciesze widowni. Choć równie dobrze mógł mówić szczerze. Uśmiechnęłam się. Co z tego, że był chłopakiem Ro. Nie byłam głupia, a on był dobry w łóżku. I nie mogłam tego nie przyznać.
- Ściągaj to bokserki w sypialni, ja poradzę sobie sama. - I znów zniknęłam w przebieralni, żeby tym razem wcisnąć się w swoje ciuchy. - To jak? - Zatrzepotałam rzęsami. - Na co mogę liczyć.
- Gdy chodzi o taką piękność, pieniądze nie grają roli. - Mówił o mnie, bieliźnie, albo o obydwu. Tak czy siak, sprzedawczyni miała niezłe przedstawienie. Nawet podeszła do nas z nieśmiałym uśmiechem.
- To komplet z nowej kolekcji, ale myślę, że możemy pomyśleć o małej zniżce - powiedziała dziewczyna z wyraźnymi rumieńcami na twarzy. - Przepraszam za śmiałe słowa, ale to naprawdę urocze, że razem kupujecie bieliznę. Ma pani szczęście, mając takiego chłopaka.
- Oh, mam szczęście, to prawda. - Wyszczerzyłam się. - Adam? Chcesz wziąć coś jeszcze dla swojego chłopaka, czy idziemy? - Mina sprzedawczyni była bezcenna. 
- Myślę, że mamy już wszystko, co wpadło nam w oko, moja piękna - oznajmił chłopak i znałam go na tyle, by wiedzieć, że bliski był wybuchnięcia śmiechem, ale starał się opanować. - Poczekaj, a ja zapłacę. Będzie kartą. - Oczywiście, że miał kartę. 
- Oh… Um… Tak. Dobrze. Już pakuję - odpowiedziała zupełnie skołowana dziewczyna, zabierając wybrane przez nas rzeczy do zapakowania. Pociągnęłam go jeszcze za rękę.
- Jesteś pewien, że nie chcesz tego dla Ro? - Wskazałam na całkiem zgrabny, puchaty ogonek. Różowy jak świnka.
- W sumie czemu nie? Ale wolę biały. Są do tego uszy? - Zwrócił się do kasjerki, a ta szybko dorzuciła do zakupów biały zestaw królika. - Idealnie - rzucił Adam, po czym zapłacił i na odchodnym jeszcze mrugnął do zawstydzonej po koniuszki uszu dziewczyny. Gdy oddaliliśmy się na odpowiednią odległość od sklepu oboje brechliśmy głośnym śmiechem.
- Zakupy z panem, to czysta przyjemność Mikaelson - powiedziałam, gdy już złapałam oddech. - Wróćmy tam za jakiś czas.
- Aż w końcu nas wyrzucą? Jak wtedy na Laser Tagu? - spytał, ale wciąż szczerzył się rozbawiony. 
- Nieee, tu będziemy grzeczni. - Zaśmiałam się. - Mają zbyt dobrą bieliznę.
- Następnym razem możesz wybrać coś dla mnie - rzucił. - Nie tylko ja tutaj mam dobry gust.
- Aw, słodko. - Popatrzyłam na zegarek. - Ale teraz musimy ruszać, nie mamy wieczności!

Adam? Gotowy na urodziny?
1099 słów

1.19.2020

Od Blue cd. Sebastiana

Stop. Czekaj. Stop. Czy ja się przesłyszałam, czy Sebastian właśnie proponował mi coś w rodzaju… randki? Pewnie wyglądałam nieco dziwacznie wpatrując się w niego bez słowa i skupiając na potarganych włosach. Musiałam jakoś z tego wybrnąć, wyjść na kulturalną, ale… fuck. Relacje międzyludzkie.
- O ile nie będzie ci przeszkadzać, że już to widziałam, potem na stówę pojedziemy do Maka i nie będziesz negował ilości zamówionego przeze mnie żarcia. - Odchylałam kolejno palce. - I nie będzie ci przeszkadzało moje wycie od połowy filmu.
- Aż tak źle? - Zmarszczył brwi.
- Człowieku, pół mojego życia minęło! - Wyrzuciłam ręce w górę. - A oni mi to kończą! To powód do płaczu.
- Rozumiem. - Pokiwał głową. - Więc weźmy chusteczki.
- I taka postawa się chwali. - Uniosłam kącik ust.
***
- To było straaaaszneeeee! - Smarkałam nos, chociaż chusteczka była już do niczego. - To boliiiii jeszcze bardzieeeeeej. - Pociągnęłam nosem. - Potrzebuję jedzenia, żeby ukoić moje smutki.
- Już możesz wybrać. - Sebastian popatrzył na kiosk, przed którym staliśmy.
Genialne urządzenie. Zero użerania się z ludźmi, wszystko dostosujesz i masz żarcie. Ktoś, kto je wymyślił, był geniuszem.
- Hmmm… - Westchnęłam. - Nie wiem…
Wybrałam menu i po kilku kliknięciach zostałam posiadaczką kąsków z kurczaka (w liczbie dziewięć), sosu śmietanowego i koperkowego, dużych frytek i frytek w kształcie łódeczek, coli, lodowego deseru i keczupu. Zastanawiałam się jeszcze nad ciastkiem, kiedy Bash wybierał swój obiad. Finalnie jednak je sobie darowałam. Kiedy Bash zapłacił za posiłek, wzięłam paragon i szybko przekalkulowałam cenę.
- Czyli wiszę ci…
- Nic - powiedział. - To ja wymyśliłem to spotkanie, to ja płacę. No i musisz zregenerować siły po płaczu.
- Jesteś niezwykle delikatny w słowach. - Zmarszczyłam lekko brwi. - To był ryk. Ale okej. Więc jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Naprawdę nie musisz. - Zerknął na ekran z numerkami.
- No dawaj Russo. - Pacnęłam go w ramię. - Serio nie masz nic do zszycia, uszycia, pomalowania, namalowania…
- W sumie. - Zarumienił się. - Saint ostatnio nadszarpnął mi… znaczy sobie… zabawkę.
- Saint rozszarpał swoją zabawkę, a ty chcesz ją zszywać? - Parsknęłam śmiechem. - Zdajesz sobie sprawę, że ostatnio Adam poprosił mnie o uszycie stroju dla swojego pluszowego misia, nie?
- No i? - Zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- No i to, że nie musisz się wstydzić posiadania pluszaka. - Podeszłam po nasze zamówienie i postawiłam je na naszym stoliku. - Ja, Ro i Adam mamy ich całą armię.
- Och - wymruczał. - Okej.
- Super. - Uśmiechnęłam się. - A teraz: żarło!
***
- Hmmmm… myślałam, że będzie gorzej. - Zakończyłam wnikliwe obserwowanie pluszowego nietoperza Sebastiana. - Spróbuj zgłosić się do niego po weekendzie, ale nic nie obiecuję.
- Tak szybko? - Zdziwił się.
- No właśnie niekoniecznie. - Zamyśliłam się. - Ronan ma zjazd, więc teoretycznie Adam będzie się snuł po całej akademii, jeśli już wstanie z łóżka. A to oznacza, że będziemy razem oglądać kolejny serial. Albo wyciągnę go do stajni? Kto wie…
- Ambitnie. - Pokiwał lekko głową.
- Nawet nie wiesz jak. - Wzruszyłam ramionami. - Albo… może być moim modelem!
- Modelem? - Popatrzył jakby lekko rozczarowany.
- Żeby coś sprzedać, muszę uszyć model. Adam ma całkiem całkiem figurę, więc robi mi za modela. - Popukałam palcem w wargi. - Albo trafniej: za żywego manekina.
- A nie możesz poprosić Ronana? - zapytał.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Ronan jest zbyt… androgyniczny. On jest całkiem niezłym żywym manekinem, jeśli mówimy o kieckach. Serio, każda dziewczyna może mu zazdrościć wcięcia w talii. - Westchnęłam. - Wam facetom jakby jest łatwiej. - Nadęłam policzki. - Ja na figurę muszę pracować, a Ronan co? Nic! Jeździ tylko. A Adam dodatkowo opycha się słodyczami. Chociaż… może po prostu spala je z Ro?
Chłopak znowu spłonął rumieńcem, a ja lekko uniosłam kącik ust. Tak łatwo było go zawstydzić. Niewinne dziecko.
- Zapewne. - Odwrócił wzrok.
- No nie mów mi, że jesteś taki nieobeznany. - Przewróciłam oczami. - Seks jest dobry. Seks z Adamem jest bardzo dobry. A skoro nawet Ronan uważa, że warto, to Adam kochający się ze swoim chłopakiem musi być bardzo bardzo dobry.
- Nie mam najlepszych wspomnień z… seksem. - Przełknął ślinę.
- Może po prostu źle trafiłeś. - Zaśmiałam się. - Co prawda Adam raczej się nie zgodzi, ale może ktoś inny będzie chętny. - Ruszyłam do drzwi. - Dobra. Idziemy się zająć panem nietoperkiem. Do zobaczenia!
- Hej. - Pomachał mi, zanim zamknęłam drzwi.
Potem zaczęłam rozważać, w jaki sposób zapytać Ronana o jego pożycie z Adamem. To przecież było fascynujące!

Sebastian? Nietoperek uratowany!
668 słów

1.06.2020

Od Blue cd. Adama

Pan Mikaelson lubił się szarogęsić. Ale niestety jedno musiałam mu przyznać. Wypadałoby umyć naczynia, czy mi się to podobało, czy nie. Szkoda tylko, że on w międzyczasie postanowił się przebrać. Ronan popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- Leć do siebie, ja pozmywam. - Lekko popchnął mnie w kierunku pokoju.
- Nie, zostanę tak. - Założyłam ręce. - I udowodnię Adamowi, że wyrwę kogoś tak!
Ronan tylko się roześmiał i pomógł mi zanieść talerze do zlewu. Normalnie pewnie by mi pomógł, ale gips pewnie nieco przeszkadzał. Westchnęłam więc i zajęłam się zmywaniem. Ro opierał się biodrem o blat.
- Jak randka na lodowisku? - Zapytałam po chwili.
- Nie nazwałbym tego randką. - Podsadził się i usiadł na blacie. - Raczej… wypad. Z zabawą. Miły.
- Już się w nim zakochałeś, czy jeszcze nie? - Uniosłam brew.
- Nie wiem, czy to, co nas łączy kiedykolwiek będzie połączone z tym słowem. - Lekko się skrzywił.
- Bo to tylko zabawa, tak? - Zaśmiałam się pusto. - Obydwoje wiemy, że jeśli odpowiedź na moje pytanie brzmi tak, rozbijasz swoje serce o betonową posadzkę. Jesteś uczuciowym masochistą. A jakoś nie wydaje mi się, żebyś odpowiedział przecząco.
- Nie jestem w nim zakochany Blue. - Westchnął. - Znamy się za krótko i za słabo, żebym…
- Kłamiesz - stwierdziłam.
- Nie wiesz tego. - Założył ręce.
- Ile my się znamy, co? - Odetchnęłam głęboko. - Z resztą, nie ważne. Dobrze wiem, że nie zmienisz zdania, bo jesteś za dużym altruistą. - Popatrzyłam na niego. - Pomogę ci pozbierać kawałki serca każdorazowo, wiesz? Od tego są przyjaciele.
- Wiem BB. - Zeskoczył z blatu i przytulił mnie, opierając brodę na czubku mojej głowy. - Wszystko wiem.
Parsknęłam śmiechem i odłożyłam ostatni talerz na suszarkę. Akurat wtedy, gdy Adam zszedł na dół. Zlustrowałam go od góry do dołu.
- Nieźle. - Rzuciłam. - Możemy iść. Powtórzę się: siedzę z przoduuuu!
***
- Mikaelson! - Walnęłam otwartą dłonią w drzwi Adama. - Mikaelson! Otwieraj te cholerne drzwi!
Adam w końcu mógłby się na coś przydać. A mając na myśli COŚ, miałam na myśli jego budowę. Szyłam właśnie nieco bardziej skomplikowany strój, a Ronan z jego wcięciem w talii i resztą androgynicznej budowy nie mógł mi pomóc. Stałam tak chwilę, aż drzwi się nie otworzyły, a przede mną nie pojawił się Japończyk w samym ręczniku.
- No nie mów mi, że jestem tak gorąca, że aż czuć to przez drzwi. - Zironizowałam.
- I na tyle bezczelna, by dobijać się do kogoś w porze, gdy normalni ludzie śpią - odparł, zaplatając ręce na piersi. - Masz jakiś kolejny wielki problem, czy zwyczjanie ci się nudzi? Bo jeśli to drugie, to akurat brałem prysznic - dodał z zadziornym uśmiechem, co możnaby odebrać za żart. Albo nie.
Zamachałam materiałem i bez zbędnych ceregieli wpakowałam się do jego pokoju.
 - Potrzebuję modela. - Położyłam wszystko na łóżku i zaczęłam porządkować biurko, by ustawić tam nici, igły i inne pierdoły. - A ty jesteś nie najgorszy.
- Z twoich ust to prawdziwy komplement - rzucił ze słyszalną ironią w głosie. - Dostanę za to całe modelowanie jakąś zapłatę, czy mam to zrobić z dobroci serca?
 - Mam wino. - Postawiłam ostatni fant na stole. - Załóż tylko bokserki. Nie chcę cię pokłuć. Ronan byłby pewnie niepocieszony. Jak się ładnie spiszesz, to może nawet poopowiadam ci co nieco o Amorku.
- Okej teraz mamy układ - zgodził się, pokazując zęby w uśmiechu, po czym bez skrępowania, ściągnął przy mnie ręcznik i ubrał bokserki. W końcu i tak już widziałam go nago. - No dobra, co mam założyć najpierw? - Zerknął na stos ciuchów.
Podałam mu pierwszy skrawek materiału i uśmiechnęłam się uroczo.
- Wciskaj to na ten swój tyłek. Przy moich obliczeniach powinno być nieco przed kostkę.
Otworzyłam butelkę i z szafki ze słodyczami wyciągnęłam truskawkowe pocky.
- Teraz to. - Podałam mu drugi skrawek. - To w założeniu powinno być koszulą. Tylko uważaj na odpowiednie dziury. Chociaż ty nie powinieneś mieć z tym problemu.
- Miałem dużo okazji by ćwiczyć zasięg i zręczność - rzucił ze śmiechem, wkładając na siebie podane mu ubrania.
- Ro będzie zadowolony - mruknęłam z przekąsem. - Jak Thane?
Przesunęłam wzrokiem po Adamie i tym, co miało być moją fantazją na temat XIX-wiecznego odświętnego ubioru. Jak na razie miało nieciekawy kształt, ale wzięłam w zęby igłę, a w ręce nici. Miałam nadzieję, że nie pokłuję mojego modela. Przez przypadek.
- Garrus, ale byłaś blisko - odparł, uśmiechając się sztucznie miło. - W ogóle to co cię wzięło na szycie w środku nocy? I to jeszcze tego? Jakiś bal przebierańców w planach?
Ta igła wcale nie trafiła specjalnie w jego rękę, wcale.
 - Wcale nie jest środek nocy. - Popatrzyłam na zegarek. - A jednak nie. Kurwa znowu. Nie ważne. Mam wenę to szyję. - Nieco poprawiłam kołnierzyk. - No i muszę wymyślić jakieś stroje na maskaradę. Co prawda Ro się w to nie wbije, ale może komuś się spodoba. - Odwróciłam go i zaczęłam zajmować się materiałem na plecach. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, muszę z czegoś żyć. Porusz rękami i powiedz, czy wszystko okej.
- Maskaradę? - Zrobił co kazałam. - Chyba jest ok, choć mogłoby być nieco luźniejsze.
- Maskaradę. Wampiry. - Poluzowałam igły na spięciach. - Dostał bilet na urodziny. Co prawda przed czasem, ale prawdopodobnie do jego urodzin by się wyprzedały. - Odwróciłam go i poprawiłam trochę długość. - Jeszcze raz.
- Twoje zainteresowanie mnie nie dziwi, ale Aniołek? Jakoś nie pasują mi do niego takie zabawy - stwierdził, po czym skinął głową, że teraz już wszystko ok. - Chociaż ta uroda… Ok, definitywnie chciałbym go w wiktoriańskich ciuszkach.
- Cóż, jeśli są jeszcze bilety, może go zobaczysz. - Założyłam mu coś, co w założeniu miało być marynarką. - Ręce wzdłuż ciała. Poza tym, podczas maskarady nie mówimy o Ronanie, tylko jego postaci. A to dwie różne rzeczy.
- Tylko mnie zachęcasz, wiesz? - Uśmiechnął się do własnych myśli, pewnie już wyobrażając sobie cholera wie co. - Mógłbym zrobić użytek ze swoich aktorskich zdolności.
- Podnieś. - Pacnęłam go w ręce i spięłam odpowiednie miejsca. - Porusz i sprawdź, czy wszystko dobrze. Wracając: o bal nie za bardzo mogę mieć pretensje. - Skrzywiłam się. - To tylko zabawa. Ale… dlaczego jeszcze nie potwierdzacie, że jesteście razem?
- Jesteśmy? - Przekrzywił głowę i spojrzał na mnie bez krzty zrozumienia.
- A jak inaczej to zdefiniujesz? - Uniosłam brew. - Odbierasz go z uczelni, chodzicie razem na kawę, do kina, spędzacie czas u jednego i drugiego… nie licząc tego, że jesteś zazdrosny o wszystkich, którzy potencjalnie ci zagrażają. No i Nico cię uwielbia. Jeśli ci na nim nie zależy w ten sposób, to jak inaczej to wyjaśnisz? - Uniosłam nieco kącik ust. - Marynarka okej? - Zamachał rękami.
- Okej - rzucił krótko, po czym wrócił do właściwego tematu. - Nie jestem zazdrosny. Wyszedłbym na hipokrytę, nie? - No tak, coś wiedziałam o jego przygodach na jedną noc.
- Ale nie jesteś też obojętny. I nie mów, że nie jest dla ciebie wyjątkowy. - Uniosłam kącik ust i zdjęłam marynarkę, zakładając kamizelkę. - Powiedz, gdzie za ciasna.
- Chyba na klatce piersiowej - rzucił, co było dość spodziewane. Może na pierwszy rzut oka wyglądał dość szczupło, ale miał mięśnie gdzie trzeba. - Ronan… to Ronan. - Jakie odkrywcze… - Jest cholernie śliczny, uroczy, zabawny, opiekuńczy i denerwująco odpowiedzialny. Do tego genialnie całuje i ma wręcz idealną sylwetkę, którą nie sposób nie podziwiać… Tak, w sumie można powiedzieć, że jest wyjątkowy. - Jego uśmiech przybrał marzycielski wyraz. Boże, jaki z niego idiota… - Ale tak jak on jest materiałem na idola nastolatek i idealnego partnera, tak ja nie jestem. A przynajmniej gdy chodzi o to drugie.
Stanęłam przed nim i poluzowałam nieco szwy na marynarce. Poruszył rękami i kiwnął głową, że dobrze. Zdjęłam kamizelkę i założyłam żabot. To akurat nie wymagało wielu poprawek, ale wolałam sprawdzić. Całe szczęście z nim nie było problemu.
- Dlaczego niby? - Uniosłam brew. - Nie wiesz, póki nie spróbujesz. A Ronan jest bardzo wyrozumiały. Bardziej niż ja bym była. Jesteś w nim zakochany, czy chcesz, czy nie. Czego chcieć więcej?
- Skąd niby wiesz, że jestem zakochany? Może to zwykłe zauroczenie, co?
- Zacznij o nim gadać jeszcze raz, jak nie zaczniesz się szczerzyć jak głupi może ci uwierzę. Nogi w górę, zegnij w kolanie.
- Nastolatki z crushem też się tak szczerzą - odparł, starając się jakoś zachować równowagę, robiąc przy tym co kazałam. - Poza tym ja się często szczerzę, więc to żaden argument.
- Jaaaaasne. - Prychnęłam i zwinęłam nogawkę tak, żeby pasowała. - Okej, druga i cię puszczam.
- Tak bardzo podoba ci się robienie za swatkę?
- Znam Ronana dłużej niż ty i dobrze wiem, że przepadł. - Wyprostowałam jego nogę i zadowolona podniosłam się. - Wszystko gotowe, możemy pić. Wracając do Ronana: on już się w tobie zakochał. I zależy mu bardziej niż to pokazuje. Nie licząc, że… dobra nie ważne. Za trzeźwa na to jestem.
- Zakochał? - Jego wyraz twarzy wskazywał na niedowierzanie… albo przerażenie. - Cholera… Teraz to też się muszę napić - rzucił i sięgnął po butelkę.

 Adam? Dostateczne niedowierzanie?
1380 słów

1.03.2020

Od Blue cd. Sebastiana

Zbliżało się lato. Adam oficjalnie był z Ronanem, Wielkanoc poszła dobrze… wszystko pięknie, ale. Zawsze musi być jakieś ,,ale". Urodziny Ro, które były przeniesione na po świętach. Prezent już miałam, ale trzeba było załatwić rzeczy na imprezę-niespodziankę. Noah już pomogła mi z listą, Adam stwierdził, że też pomoże (oczywiście musiałam mu przygotować cosplay na jakiś konwent), wystarczyło tylko jechać do sklepu i wszystko kupić. Wbiłam się więc szybko w zestaw, który pozwalał mi nie zamarznąć, ale też nie udusić się z gorąca i ruszyłam do wyjścia z Akademii. Oczywiście razem z Klio. Pomyślałam, że spacer dobrze jej zrobi, ale musiałam załatwić jej towarzystwo przed sklepem… hmm… Bash! Bash nadawał się idealnie. Szczególnie, że mógł wziąć Sainta! Stanęłam więc przed jego drzwiami akurat wtedy, gdy się otworzyły. Przyznam, zaskoczyło mnie to.
- Um… hej? Wszystko dobrze? - Zapytał.
- Tak. - Uśmiechnęłam się. - Wybieram się do sklepu z Klio, ale nie mogę do samego sklepu jej wziąć, więc… chcesz może jechać z nami?
- Chciałbym, ale nie wiem czy powinienem. - Spojrzał na swój pokój. - Trochę mnie poturbowało…
- Ah, okej. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - No cóż. Może dopadnę Noah. Ona ma nawet samochód… Albo zostawię Klio… nie wiem. - Wzruszyłam ramionami, a potem znowu na niego popatrzyłam. - Uważaj na siebie. - Pomachałam mu i odeszłam.
Może znajdę Noah w kuchni…
***
- Cześć! I jak? Czujesz się lepiej? - Przy obiedzie siadłam obok Sebastiana i dyskretnie podwędziłam mu frytkę.
- Uhm, tak. - Zarumienił się lekko. - Już jest okej.
- Cieszy mnie to. - Uniosłam kącik ust. - Ale mam sprawę. Jak pewnie nie wiesz, bo Amorek jest w chuj milczący, Ronan ma urodziny.
- Oh. - Pokiwał głową.
- No i robię mu imprezę niespodziankę. Na spółkę z Adamem i jego rodziną oczywiście. - Zjadłam trochę swoich frytek i sałatki. - Więc czuj się zaproszony.
- Em… Adam nie będzie… zły? - Uniósł lekko brwi.
- Gdzie tam. - Machnęłam ręką. - Od kiedy oficjalnie jest z Ronanem nie patrzy na innych. Wiesz. Ronan nie zdradza.
- To do niego podobne - powiedział.
- Bardzo. - Zamerdałam łyżeczką w sosie czosnkowym, który wzięłam do frytek. - Nie to co Adam.
- Wydają się być szczęśliwi. - Zauważył.
- Możliwe. - Westchnęłam cicho i znowu przywołałam na twarz uśmiech. - Więc… przyjdziesz?
- Jasne. - Pokiwał głową. - Kupić mu coś?
- Jak uważasz. - Przeżuwając sałatę, zaczęłam myśleć nad potencjalnym prezentem od Basha dla Ro. - Prawdopodobnie będzie zachwycony książką. Mam całą listę z jego zachciankami, jeśli chcesz.
- Robicie sobie takie listy? - Zdziwił się lekko.
- No ba. W końcu istnieje tyle książek, na które żal pieniędzy, ale chce się je przeczytać. - Zaśmiałam się i upiłam łyk soku, który też wzięłam. - Dlatego czekają na dobrą okazję.
- Ciekawie. - Zjadł trochę swojego obiadu. - Fajnie mieć takich przyjaciół.
- Tak. - Zaśmiałam się. - Ale wiesz. Znamy się już dłuuugo. - Popatrzyłam na niego z uśmiechem. - My też możemy być przyjaciółmi, wiesz? Jesteś nawet spoko człowiekiem.
- A znasz jakichś nie-spoko ludzi? - Zaśmiał się delikatnie.
- Windsor? - Zawtórowałam mu. - Czasami zastanawiam się nad Adamem, ale zawsze robi coś na plus. No i nie przepadam tak ogólnie za większością ludzi…
- Nie dajesz tego odczuć. - Pokręcił głową.
- Po co mam sobie utrudniać życie? - Parsknęłam śmiechem. - Mogę mieć swoją opinię, ale dopóki nie zmusisz mnie do tego, żebym ją wygłosiła, zostaje dla mnie.
- Czyli nie lubisz ludzi, ale się tym nie chwalisz? - Uniósł brwi.
- Yup. - Kiwnęłam głową i zapatrzyłam się w talerz. - Ugh, muszę to zjeść. Wybacz, ale przerwę naszą pasjonującą konwersację, żeby obiad nie wystygł, czy coś.
- Smacznego. - Kiwnął głową.
- I tobie. - A potem zaczęłam jeść.
***
- Hej. - Pomachałam do Sebastiana, kiedy minęłam go w szatni. - Nie ładnie się spóźniać.
- Miałem mały problem z Saintem. - Zarumienił się lekko. - Może pani Hils nie będzie zła…
- Może, nie znam jej. - Wzruszyłam ramieniem. - Adaś skacze, nie ja.
- No tak. - Uśmiechnął się. - Może… zobaczymy się po treningu?
- Możemy. - Pokiwałam głową. - Do zobaczenia?
- Do zobaczenia. - I ruszyłam do boksu Kaliope.

Bash? Czego chcesz? XD
609 słów

12.23.2019

Od Blue cd. Adama

Łeb bolał mnie niemiłosiernie, oczy się zamykały, a całe ciało napierdalało w każdym możliwym miejscu. Na domiar złego, nie pamiętałam większości tej jebanej nocy. Ugh, nigdy więcej tyle nie piję. A przynajmniej nie z Mikaelsonem. Tak sam na sam. Nigdy więcej. Jedyne, co mogłam teraz zrobić, to trzymać kciuki za niego i Amorka, bo w końcu randka to randka. No i przypomnieć sobie kto to, do chuja pana, jest Jasper…
***
– I jak ci poszło? – Zapytałam chłopaka, gdy tylko zauważyłam jego czuprynę wysiadającą z samochodu ojca Ro. – I dlaczego nie ma z tobą naszego kochanego blondyneczka?
- Pytasz czy zaliczyłem? - odparł pytaniem na pytanie, ale uśmiechał się jak debil. Nie, żeby było w tym coś dziwnego. 
- Ronana? Proszę cię, nie ma szans. - Zaśmiałam się szczerze. - Prędzej znowu pocałujesz Morningstara niż zaliczysz swojego Aniołka.
- Na pewno nie jest taki łatwy jak ty - rzucił milutkim tonem, z dłońmi w kieszeniach, kierując się ku drzwiom akademika.
- Ja przynajmniej nie całuję się z nieznajomymi. - Wystawiłam mu język. - Jaki drink pił wcześniej ten chłopak?
- Jaki chłopak? - Albo udawał, albo naprawdę nie pamiętał, ale logicznym było obstawiać to drugie. Założyłabym się, że nawet nie spytał o imię.
- Może ten Jasper, o którym mi mówiłeś. - Założyłam ręce i weszłam z nim do pokoju, a on… Zatrzymał się w drzwiach, a wyraz twarzy miał co najmniej nieciekawy. Jakbym zabiła mu kota czy coś. Normalnie byłoby mi go szkoda, gdybym nie miała takiej satysfakcji z dręczenia go.
- Skąd… - Zaciął się, a w jego oczach widoczna była panika, niezrozumienie i cień bólu. Czyżbym przesadziła? Westchnęłam.
- Nie ważne. Byłeś pijany. - Machnęłam ręką. - Miałeś mi powiedzieć jak ci poszło z Ro. Bo na razie wiem, że nie zaliczyłeś. I zaliczysz na święte nigdy.
- Założymy się? - spytał z udawanym uśmiechem, kierując się prosto do mini lodówki, z której wyciągnął niedobitki sody i duszkiem wypił pół butelki.
- O butelkę wina? - Wyciągnęłam rękę.
- Czerwone słodkie? - upewnił się i przyjął zakład. - Stoi.
- Cudnie. - Wyszczerzyłam się. - Jak tam pierwsze wrażenie co do Nico?
- Gdyby nie był bratem Aniołka, zacząłbym się poważnie martwić - wyznał ze śmiechem. - Młody zdecydowanie za dużo naoglądał się tego durnego serialu.
- Po prostu go lubi. - Wyszczerzyłam się. - Mówiłam ci, że pisze fanfiction? Słabe, bo słabe, ale pisze.
Usiadłam na łóżku chłopaka i od niechcenia chwyciłam za kartkę, która na nim leżała. Wyglądało to trochę jak komiks, ale jak dla mnie, niedokończony. Popatrzyłam się uważniej. Tych loczków nie dało się pomylić z niczym innym. Zastanawiałam się, co Adam powie, kiedy Amorek w końcu pójdzie do fryzjera i je zetnie.
- Ten aniołek  serio wygląda jak Ro. - Odłożyłam kartkę. - Masz obsesję.
- Ma ładną twarz - rzucił, wzruszywszy ramionami, po czym zabrał mi kartkę. - Jeszcze nie skończyłem - dodał i odłożył rysunek na już i tak pogrążone w chaosie biurko. Wiedziałam, że gdzieś w tym bałaganie ma też inne komiksy, szkice, plany… A jednak choć wciąż coś dodawał, nigdy nie pokazał mi czegoś, co faktycznie wyglądałoby na skończone.
- Cały jest ładny. - Siadłam u niego na łóżku. - Więc opowiadaj o randce i czemu nie było cię całą noc.
- Rodzice Aniołka nalegali, bym został, bo zrobiło się późno, a ja… Wiesz jak wyglądałem - wyjaśnił ze śmiechem, siadając na obrotowym krześle. - No i skończyło się na nocy w łóżku z Ronanem, choć nie, nie zaliczyłem. Ale na brak rozrywki narzekać nie mogę. - Uśmiechnął się jak debil. 
- Wasz związek wkroczył na nowy poziom? - Uniosłam zabawnie brew.
- Zaczął się od sesji całowania na moim łóżku, więc co miałoby się stać po kilku kolejnych? - spytał, odpychając się od mebla, by obrócić się wraz z krzesłem. 
- Cóż, idąc tym tropem rozumowania… gdzie skończymy my? - Zatrzymałam stopą ruch obrotowy jego krzesła.
- Masz jakieś sugestie? - Oparł brodę na oparciu. - Jestem otwarty na propozycje. 
- Sorki, już mi Ronan obiecał, że się ze mną chajtnie jak nikogo sobie nie znajdziemy. - Udałam rozczarowanie. - Ale wiesz. Zawsze możesz zadzwonić do Arthura…
- Albo pójść do randomowego klubu. Mniejsze prawdopodobieństwo, że dostanę w twarz - oznajmił, krzywiąc się jakby go to obchodziło.
- Wydawało mi się, że ten tęczowy chłopiec patrzy na ciebie baaaardzo przychylnym wzrokiem. - Ułożyłam się na brzuchu i oparłam brodę na ręce. - I to nie tylko wtedy, gdy chodziły kamery... 
- Błagam, tylko nie ty… - Jęknął cierpiętniczo, wznosząc oczy ku niebu to jest sufitowi. - Czemu wy, dziewczyny, uwielbiacie bawić się w shipy? Bycie yaoistką macie w genach, czy co?
- Może mamy szósty zmysł? - Zamyśliłam się. - Ale wybacz. Sceny pocałunków, które nagrywaliście, były równie niewinne co twoje pocałunki z Amorkiem…
- To się nazywa aktorstwo, Branwell - odparł krótko. 
- Nie sądzę. - Przekrzywiłam głowę. - Przynajmniej nie ze strony Morningstara.
- Arthur i ja jesteśmy… byliśmy tylko przyjaciółmi, jasne? Gdyby było inaczej to chyba by powiedział, nie? Poza tym i tak nic, by z tego nie było - wyjaśnił, odwracając wzrok w stronę kota, który postanowił właśnie opuścić szafę i przeciągał się rozespany.
- O, przynajmniej temu udał się coming out - parsknęłam.
- Więc powinienem oficjalnie ogłosić jego związek z Hammerem? - zastanowił się chłopak, wtórując mi śmiechem. 
- Zróbcie im imprezę z tuńczykiem, czy coś. - Znowu się przekręciłam. - Ale wracając do tematu… pamiętaj, że umiem złamać rękę w trzech miejscach. Tak na wszelki wypadek.
- A mówisz mi to, bo? 
- Bo ostatnią osobą, na której to trenowałam był ex Ronana. - Uśmiechnęłam się miło.
- Twoje groźby stają się powoli nudne, wiesz? - Odpowiedział na uśmiech tym samym. 
- Po prostu cię uprzedzam. - Przewróciłam oczami. - Rozumiesz. Czasami mamy księcia i rycerkę w lśniącej zbroi.
- Spokojnie, Jane. Schowaj te pazurki - rzucił, znowu kręcąc się wokół własnej osi, czy raczej osi krzesła. - To tylko zabawa, a nie pole bitwy. Nikt nie zginie.
Wolnym i gustownym (o ile taki istnieje) krokiem i zatrzymałam fotel, przypierając do niego Adama, by uderzyć oparciem o biurko. Potem zatrzepotałam uroczo rzęsami i zbliżyłam swoją twarz do jego.
- Obiecuję ci, że jeśli Ronan skrzywi się chociaż raz z twojego powodu, tylko dlatego, że uznajesz to za “zabawę”, ja postaram się przybliżyć ci termin sterylizacja w praktyce. - Sugestywnie zerknęłam między jego nogi. - I wtedy żadne zbliżenie nie będzie przyjemnością.
- Oh… - Jeśli moja groźba podziałała, to dobrze to ukrywał, bo nie wydawał się bardzo przejęty. - Traktujesz, Ronana jak jakąś nieświadomą niczego księżniczkę, która potrzebuje ochrony, ale hej, nie jest nią. Z resztą już z nim o tym rozmawiałem. O twoim podejściu i tej naszej “zabawie”, więc wyluzuj trochę. Jeśli go skrzywdzę, sam mi o tym powie, lecz jak na razie oboje wiemy na czym stoimy i dopóki tak zostanie, nie musisz brudzić sobie tych ładnych rączek - był poważny, choć jego ton brzmiał raczej lekko. - I uwierz, lub nie, nie zamierzam umyślnie go zranić. Ale z zupełnie innego powodu, niż strach przed sterylizacją.
- Chyba nigdy nie miałeś prawdziwych przyjaciół. - Odsunęłam się i wróciłam na łóżko. - Ale dobrze. Niech wam będzie. Ja będę robiła swoje. Tak, czy inaczej. - Adam jeszcze nie wiedział, że to największa groźba, jaka do tej pory wyszła z moich ust. I miałam nadzieję, że nie będzie musiał się dowiadywać.
- Miałem przyjaciół ale, niespodzianka, spieprzyłem sprawę - oznajmił z krótkim śmiechem pozbawionym prawdziwej wesołości. - A skoro skończyłaś już tryb kazań i gróźb, może zajmiemy się czymś pożytecznym i obejrzymy kolejne odcinki Voltrona, co?
- Mówisz z sensem. - Zmrużyłam oczy. - Ale nie mamy słodyczy i alkoholu. I w sumie to mamy zajęcia.
- Zajęcia? - Po jego minie wiedziałam, że kompletnie nie łapał o co chodzi. 
- Konie, patataj, skoku skoku? - Pokręciłam głową. - Tam jest staaajnia. No i Ronan pewnie zaraz tu będzie. Chociaż nie. Czekaj. Pewnie nie będzie jeździł z gipsem...
- No i właśnie moja motywacja do ruszenia się z pokoju przepadła - odarł z cierpiętniczym westchnięciem. 
- A te pieniądze, które przepadają z każdą twoją nieobecnością? - Uniosłam lekko brwi.
Nie sądziłam, by ruszyło to kogoś oprócz mnie, Ro i Noah. Reszta dzieciaków, które tu się uczyły raczej nie znała pojęcia “kłopoty finansowe”. A to tylko przypomniało mi, że powinnam w końcu porozsyłać swoje CV… god damn it! Życie to sucz.
- To pieniądze moich rodziców, a cała ta jazda konna to tylko wymówka, by trzymać mnie z dala od miasta, klubów, dragów… - Machnął ręką. - ...i reszty rzeczy potencjalnie niebezpiecznych, lub prowadzących do skandalu. ich nie obchodzi co robię, dopóki nie muszą odebrać mnie z komisariatu, albo szpitala - wyjaśnił z rozbawieniem, które nijak nie pasowało mi do przybliżonej sytuacji.
- W sumie to zapomniałam, że gadam z chłopakiem, który był w stanie wynająć lodowisko od ręki. - Przewróciłam oczami. - Właśnie dlatego nie rozumiem, co Ronan w tobie widzi. - Westchnęłam. - Nie ważne. Ważne, że ja nie mogę sobie pozwolić na takie marnotrawstwo, więc wybacz, ale idę na zajęcia. Może potem wpadnę. - I wolnym krokiem zaczęłam zbliżać się do drzwi.
- Powodzenia tam - rzucił, znów kręcąc się na tym głupim meblu. - I nie tylko ty nie ogarniasz gustu Aniołka - dodał ze śmiechem. - Może ogarnę obiad… Chcesz obiad? 
- Darmowe żarcie? - Uniosłam brwi. - A czy istnieje inna odpowiedź niż tak?
- To widzimy się później - oznajmił, odsłaniając zęby w uśmiechu. 
Wyszłam z pokoju kręcąc głową. Każdy facet był taki sam. Cokolwiek miało to podsumować.
***
- Och piękna Roszpunko, co ty tu do cholery robisz? - Zapytałam, kiedy w końcu wysoka sylwetka przybrała kształt Amorka. Powinnam zainwestować w okulary…
- Cześć. - Uśmiechnął się blondyn. - Podejrzewam, że powód mamy podobny.
- Pieniądze wydane na lekcje nie pozwalają ci ich przepierdolić? - Parsknęłam. - U ciebie pewnie by dało się to jeszcze jakoś załatwić.
- Mogę jeździć z gipsem. - Wzruszył ramionami. - Tylko muszę uważać.
- Jak chcesz. - Westchnęłam. - Uważać na siebie potrafisz w każdej sytuacji z wyjątkiem uczuciowej.
- Prawdopodobnie. - Rzucił pogodnie i wspiął się na konia. - Ale za to mnie kochasz.
- I dlatego nie szukam faceta. - Wsiadłam na Kaliope. - Kto pierwszy na miejscu, czy truchtamy razem?
- Truchtamy. Moja ręka nie pozwala na wyścigi - westchnął.
Trudno. Pościgamy się następnym razem.

Adam? Jak tam obiad?
1564

11.22.2019

Event halloweenowy: wampiry i świry - Gansey i Blue

Gansey:
Naprawdę nie wiedziałem, jakim cudem Mikaelson zdołał przekonać właścicieli IHA, żeby zamienić stołówkę i akademiki w wampirzy dwór. Jasne, on i Blue dogryzali sobie niemal non stop, a każdy kto ich znał wiedział, że Azjata często nazywa ją wamiprem, ale nie sądziłem, że ten żart osiągnie taki poziom. Jak widać nie doceniłem Adama.
 - Wyglądasz jakbyś wypił sok z cytryny. - Gin jak zawsze potrafiła podnieść na duchu.
 - A ty, jakbyś miała zaraz zejść z tego świata. - Przesunąłem po niej wzrokiem. - I co ty masz na sobie?
 - Strój Selene z Underworld. Taki prawie. - Wzruszyła ramionami. - Wyglądam lepiej niż ty w tym wdzianku pseudo-Volturich.
 - Shhh bo jeszcze Blue usłyszy. - Położyłem jej palec na ustach.
 - Strój jest boski, to ty jesteś brzydki. - Wyszczerzyła się.
 - Mała szumowina - rzuciłem.
 - Mamut. - Wystawiła język. - Nie wyrwiesz Sky z taką twarzą!
I wybiegła z pokoju. Prawdopodobnie na stołówkę, gdzie - tak czułem - czeka Nico w stroju pseudo-Michaela…

11.13.2019

Event halloweenowy: drabble - Blue

Dynie były gotowe. Stroje czekały zawieszone w szafie. Blue siedziała przy biurku i kończyła próbny makijaż. Halloween zbliżał się wielkimi krokami, tak jak zbieranie cukierków. Teraz trzeba było wyglądać lepiej niż Adam. To nie było proste, bo Japończyk z reguły wyglądał dobrze. O nie, Blue Jane Branwell tak łatwo się nie podda. Eyeliner, podkład, peruka. Będzie idealną Czarną Wdową. Co prawda Sebastian nie był zachwycony wizją zbierania cukierków w stroju Hawkeye’a, ale przeżyje. Wystarczy, że ona ze swoją pewnością siebie będzie obok. Wesprze go. Tak samo jak Ronan i Adam się wspierają. Miłość. Ot, normalne uczucie łączące dwójkę ludzi.

100 słów

8.29.2019

Od Blue - dodatek

All the right moves, hey
Yeah, we're going down
All the right moves, hey
Yeah, we're going down
Ostatnie nuty piosenki zadrgały w powietrzu, a stopy Ronana w całości dotknęły podłogi. Strój był dla niego jak druga skóra. Lubiłam patrzeć jak trenuje, chociaż on… nie. Nie lubił mówić, myśleć, a tym bardziej przyznawać się, że żyje baletem. Ciągle tańczy, chociaż nie jest to już czysta forma. Dodaje coś od siebie. Swoje uczucia i swoją muzykę. Chociaż ciągle widać to zacięcie, ten ideał. Mogliby go przyjąć teraz i nie odstawałby od innych…
– Nie wyszedłeś z wprawy. – Usiadłam obok niego.
– Podobno. – Napił się wody.
– Powiedz mi, kiedy ty masz na to wszystko czas? – Zapytałam się.
– Niektóre obowiązki przy koniu wymagają użycia tych samych mięśni. Albo jak mam wolne. Albo jak nikt nie patrzy. – Westchnął. – No chyba, że ty się przypałętasz.
– Podejrzewam, że od kiedy jesteś z Adamem ćwiczysz rzadziej? – Uniosłam brew.
– Raczej wstaję wcześniej. – Odłożył butelkę na taras. – Albo kładę się później.
– Nie możesz sobie darować, prawda? – Oparłam głowę o jego ramię.
– Pytasz, jakbyś nie znała odpowiedzi. – Westchnął. – Oglądałem z młodym Dance Revolution. Wiesz… nie da się tak udawać. Arthur naprawdę się w nim bujał.
– Ale Adam w nim nie. – Popatrzyłam na niego. – Teraz też nic nie czuje.
– Tja. – Ronan znów wstał i włączył na nowo All the right moves.
Popatrzyłam na niego z zachwytem. Nie grał na pianinie ani skrzypcach nawet w połowie tego, jak tańczył. O tej jednej rzeczy wiedziałam tylko ja i jego rodzina. Nienawidził tego, że wyleciał za to, że jest za wysoki. Potem już nie chciał wracać w żadnym innym mieście. Tańczył sam. I robił to cholernie dobrze, chociaż pewnie nie spełniał ścisłych wymogów. Miałam to gdzieś.
I know we've got it good
But they've got it made
And the grass is getting greener each day
I know things are looking up
But soon they'll take us down
Before anybody's knowing our name.
Przeszły mnie ciarki. Do dziś nie wiedziałam czemu wybrał akurat tę piosenkę, ale nie mogłam powstrzymać uczucia, że jest genialna. Ronan miał do tego nosa. Obserwowałam go uważnie. Ani jednego niekontrolowanego ruchu. Potrzebował tylko jednego – partnera. Takiego, który nie tylko dopasuje się do jego wizji, ale też odczuje ją. I odpowie na jego uczucia. Każdy skrawek bólu, jaki w sobie nosił. Wiedziałam, że niektóre rany się nie goją, ale blondyn potrzebował kogoś, kto chociażby o nich wiedział i od czasu do czasu zmienił opatrunki. To nie tak, że nie lubiłam Adama, czy coś. Po prostu, po tylu latach, ciągle nie byłam przekonana, czy będzie odpowiedni dla Ronana. Ale z drugiej strony… nie byłam przekonana, czy jakikolwiek facet będzie dla niego dobry. Ro był delikatny. Jak porcelanowa lalka. A lalki były zazwyczaj domeną dziewczyn. Te porcelanowe – delikatnych dziewczyn.
It don't matter what you see.
I know I could never be
Someone that'll look like you.
It don't matter what you say
I know I could never fake
Someone that could sound like you.
Oparłam się na rękach i ciągle go obserwowałam. Martwiłam się. To chyba nie było dziwne. Patrzyłam na niego aż do ostatniego ruchu, kiedy opadł na pełne stopy. Idealnie. Jak zawsze. Poklepałam miejsce obok siebie i podałam mu butelkę.
– Powiesz mu? – Patrzyłam w przestrzeń.
– Nie wiem BB. – Przeczesał włosy i po chwili je związał. Powinien iść do fryzjera. – Nie umiem i nie lubię o tym mówić. To jak rozdrapywanie całkiem nieźle zagojonej rany.
– Ale… – Zamknęłam się. W końcu Adam też nie powiedział mu o Jasperze. – W sumie… każdy ma tajemnice, nie?
– Tak. – Pokiwał głową i wytarł twarz ręcznikiem. – To nie tak, że będziemy razem do końca życia, nie?
– Nie? – Uniosłam lekko kącik ust. – Adam ma chyba o tym inne zdanie.
– On nie usiedzi w jednym miejscu, a ja nie umiem żyć z dala od rodziny. – Zaśmiał się jakoś tak pusto. – I żaden z nas nie umie pójść na kompromis.
– Ale ty zrobisz dla niego wszystko. – Podciągnęłam nogi pod brodę. – Chociaż nie wiem… rodzinę też kochasz. Ciężki wybór.
– Mam nadzieję, że nie ja go dokonam. – Wstał po chwili. – Idę się przebrać. Zaraz wracam. Uważaj na Edgara. I Bekę. Lubią wychodzić.
– Okej. – Zastawiłam sobą podstawowe wejście. Nie żeby obydwa zwierzaki miały problem z przekroczeniem tych granic. Ale pomóc zawsze mogłam.
Nie minęła chwila, a obok mnie pojawił się Edgar, jednak nie chciał uciekać. Położył się obok mnie na plecach i całym sobą mówił: „Miziaj!”. Co miałam zrobić. Wyciągnęłam dłoń i zaczęłam głaskać psa. Łatwo było mnie przekonać. Szczególnie do głaskania. Szczególnie, że w pobliżu nie widziałam żadnego innego zwierza, który mógłby być zazdrosny. Jednak po chwili ktoś się pojawił.
– Jane, myślałem, że cię tu nie będzie. – Skrzywił się Adam.
– Miło mi zniszczyć twoje marzenia, Mikaelson. – Uśmiechnęłam się. – Edgarowi też.
Chłopak wzdrygnął się na widok psa. Chociaż czworonóg był bezpieczny i nawet upominał się o pieszczoty od Japończyka. Niestety zderzał się z murem.
–  Ha, ha, ha. – Zaśmiał się sztucznie chłopak. – Czego sama tu siedzisz? Aniołek miał cię dość?
Uniosłam zadowolona kącik ust i popatrzyłam na niego z dołu.
– Chciałbyś kochanie. – Wyszczerzyłam się. – Poszedł się przebrać w jakiś seksowny ciuch. Ale nie wiem, czy dla ciebie.
– Dla ciebie na pewno nie – odparł z uśmiechem. – Dobra, to ja do niego idę, a ty sobie zostań z tym… – Popatrzył na psa. – Pchlarzem.
Zastąpiłam mu drogę nogą.
– Po pierwsze, to jest Edgar. – Pogroziłam mu palcem. – Po drugie, zostajesz tu, Ronan zaraz zejdzie. Nie będziecie się macać niekontrolowanie, jak ja tu jestem.
– Zazdrościsz? Sebastian nie daje ci się macać? – Oparł się o ścianę i założył ręce.
– Gdyby nie dawał poszłabym do ciebie. – Wystawiłam mu język i zajrzałam w głąb domu.
Ronan powoli schodził po schodach. Kroki stawiał na wyczucie, więc podejrzewałam, że miał zamknięte oczy. Założył tylko krótkie spodenki i swoją najbardziej znoszoną koszulkę Marvela z logo Czarnej Wdowy. Po chwili zauważyłam, że wyciera włosy. Musiał wziąć naprawdę szybki prysznic. Po chwili stanął w drzwiach i ziewnął. A potem zauważył Adama.
– Jesteś – powiedział szczęśliwy. Czułam jak każda głoska po kolei promieniuje szczęściem. Jak zawsze.
Odsunęłam się nieco, czym pozwoliłam stanąć mu bliżej Japończyka.
– Zawsze – odparł Adam, przygarniając do siebie chłopaka na powitalny pocałunek. – Blue nie chciała mnie puścić na górę.
– Lepszy stróż niż Edgar. – Uśmiechnął się lekko i podrapał psa. – Ale teraz możemy wejść. Nico już czeka z jakimś specjalnym napojem, czy coś. Degustacja.
– Spodziewałeś się mnie? – Spytał brunet, przytulając się do pleców Ro. – Ej, ja też tu potrzebuję uwagi, a ten zwierzak ma ją przez cały dzień.
– Już, już. – Ronan cmoknął go w skroń. – I nie do końca. Nico ma swoje odpały, a Blue miała być, więc…
– Oby tym razem nie pomylił miętusów ze środkami na przeczyszczenie. – Przewróciłam oczami.
– Mam spisać testament? – Zaśmiał się Adam.
– Raczej kupić zapas papieru toaletowego. – Usiadłam przy stole w kuchni. – Ale może nie tym razem…
– Jak miło, że zgłaszasz się na ochotnika na pierwszą szklankę... – Chłopak popatrzył na mnie z uśmiechem i objął swojego blondynka ramieniem.
– Chciałbyś Mikaelson. – Przewróciłam oczami.
– Adam! – Nico pojawił się w kuchni i od razu objął bruneta. – Przyszedłeś!
– Brzmisz jakbym nie przychodził tu niemal codziennie – odparł ten ze śmiechem, odwzajemniając uścisk i zwichrował dzieciakowi włosy. – Podobno przygotowałeś jakąś miksturę alchemiczną. Jane już się nie może doczekać.
– Chłodzi się! I to wcale nie tak, że siedzicie z Ronanem u niego w pokoju i tylko się całujecie i migdalicie… – Przewrócił oczami. – I słuchacie muzyki, ale to chyba, żeby nic nie było słychać. Dla ciebie dam więcej posypki!
– Fakt – przyznał mu rację Azjata. – Chyba zaniedbaliśmy młodego – rzucił do swojego chłopaka. – Może mu to wynagrodzimy jakoś, co?
– Kino? – Ronan wziął łyka wody.
– Spacer? – Podrzuciłam.
– Dzieciak nie jest psem, by go brać na spacery. Ale możesz wziąć tamtego merdającego futrzaka jak tak bardzo chcesz i stąd znikać – odpowiedział mi Adam z bardzo miłym uśmiechem.
– Poczekam aż wypijesz napój od Nico. – Oparłam brodę na rękach.
– Ja mogę iść do wesołego miasteczka! – Młodszy brunet właśnie postawił przed nami milkshake’i z bitą śmietaną, posypką i innymi „polepszaczami”. – Przyjechało ostatnio!
– Załatwione, dzieciaku. – Adam nawet się nie zastanowił z odpowiedzią.
– A teraz powiedz mi, co to jest, do jasnej Anielki. – Ronan zamerdał słomką w napoju.
– Lód, mleko, oreo, lody śmietankowe i waniliowe zblendowane, na górze bita śmietana, trzy rodzaje posypki i ciastko. Aha. No i pianki. Pianki też są. – Nico zadowolony zaczął pić.
– Idź do NASA, zamiast bomb cukrowych będziesz budował prawdziwe. – Popatrzyłam nieprzekonana na napój, ale pociągnęłam łyka.
– To brzmi jak ultra freakshake... – stwierdził Adam, po czym widząc, że nie padam na podłogę w konwulsjach, sam spróbował. Po chwili zamrugał oczami jak zaskoczony i wziął większego łyka. – I tak smakuje!
Mina Nico wyrażała czyste szczęście. Ale co się młodemu dziwić. Adam był dla niego czymś w rodzaju Boga, co najmniej. A przynajmniej idola. Miał tylko taką przewagę, że jednocześnie był bratem jego chłopaka, więc mógł robić rzeczy, które normalnie klasyfikowałyby go jako psychofana.
– I jest w chuj cukru. – Ronan chyba wziął za duży łyk. – Dzieciaku, ty nie będziesz dzisiaj spał.
Popatrzyłam na Nico, który łyżką właśnie wyjadał bitą śmietanę.
– To tylko bomba cukrowa. – Puściłam młodemu oczko, a potem spojrzałam na zegarek. – Możesz przygotować jeszcze dwie.
– Po co? – Zdziwił się.
– Zapomniałeś, że Helen i Gansey przyjeżdżają po nas do kina? – Popatrzyłam na niego. – Nie po was. – Machnęłam ręką na Adama i Ro.
– Na co idziecie? – Zainteresował się Japończyk.
– Nie wiem, zadecydujemy jak dojedziemy do kina. – Popatrzyłam na Ronana. – Co prawda dzieci z waszego seksu nie będzie, ale uważajcie na choroby weneryczne.
Adam nic sobie z tego nie zrobił, a Amorek poczerwieniał. Uniosłam lekko kącik ust i dalej siorbałam napój.
– Nie mogę. Mrozi się trzy godziny. – Nico podrapał się po policzku. – Następnym razem im zrobię.
– Jak uważasz. – Przewróciłam oczami. – Smaczne to nawet.
– Dzięki! – Dzieciak dopił swój napój do końca. – Jestem gotowy!
W tym właśnie momencie usłyszałam klakson camaro. Podniosłam się wprawnie i popatrzyłam na nasze dwa gołąbki.
– Bez chorób wenerycznych. – I po prostu wyszłam.
Po chwili dopadł mnie zadowolony Nico.
– Blue? Myślisz, że Adam i Ronan będą razem na zawsze? – Zapytał.
– Nie wiem młody. – Westchnęłam. – Ale wiem, że życie to nie bajka.
– Chciałbym. – Szepnął. – Bo chyba naprawdę się lubią.

1647 słów

8.28.2019

Od Blue cd Lydii

W słuchawkach leciał Ledger, Klio spała w legowisku, miałam na sobie ciuchy do prania, a na biurku leżały farby i paleta. Na sztaludze stało płótno, a w zębach miałam pędzel. Jeszcze tylko zmieszać farby i może powstawać moje dzieło. Zbliżały się urodziny Ronana, więc musiałam dać mu jakiś prezent. A obraz jego i Adama. Całe szczęście Nico był dobrą duszą i miał rękę do zdjęć. Szczególnie tych, na których jego brat całował jego idola. Ewentualnie na odwrót. Zdjęcie już przypięłam do płótna i zastanawiałam się, czy nie puszczę pawia po paru godzinach. Ale cóż. Urodziny ma się tylko raz w roku.
Kiedy farby były już gotowe, zasiadłam na specjalnym krześle i wyjęłam pędzel z ust. Potem przełączyłam piosenkę na coś Panic! At The Disco i zaczęłam malować. W końcu obraz sam się nie namaluje.
***
Po paru godzinach postanowiłam skończyć pracę na ten dzień. Byłam cała umazana farbą, tak jak ubrania i pędzle. Całe szczęście nic, co należało do wyposażenia Akademii. Poszłam więc ostrożnie do łazienki i z przerażeniem odkryłam, że nie ma wody. Kurwa jego mać! Noah nie było, a nie miałam pojęcia, kto mieszka najbliżej. Założyłam rękawiczki i wyszłam z pokoju. Całe szczęście zauważyłam, że w osiemnastce paliło się światło. Zaczęłam więc pukać. A że byłam nieco zirytowana, przypominało to bardziej walenie. Kiedy w końcu drzwi się otworzyły, wbiłam bez ogródek i zauważyłam, że właścicielka leży jak długa na podłodze.
– Ugh, wybacz. – Przewróciłam nieco ostentacyjnie oczami. – Nie pomogę ci wstać, bo jestem cała w farbie, więc… wstaniesz i sprawdzisz, czy masz wodę? – Nie, nie zależało mi na byciu miłą.
– Czekaj. – Dziewczyna podniosła się, czyli nic jej nie było. Uf? – Zaraz…
– Na pewno nic ci nie jest? – Uniosłam lekko brwi.
– Tak. – Ciemnowłosa ruszyła do łazienki. – Obawiam się, że nie mam wody…
– Irrumator! – Parsknęłam słowem, którego nauczył mnie ostatnio Ronan. – No nic. Dzięki. Czas na mały spacerek do chłopaków…
– Okej… – Nie wiem, czy coś jeszcze powiedziała, bo ruszyłam do pokoju Adama.
I lepiej dla niego, żeby tam była woda.
***
U Adama też nie było wody. Co więcej, w całej Akademii nie było wody, więc na gwałt szukaliśmy Ganseya, żeby zawiózł nas do Ronana. Blondynek raczej się nie zdziwił, po prostu udostępnił mi łazienkę i ręcznik, Ganseyowi dostęp do lodówki i Edgara, a Adamowi… do samego siebie, prawdopodobnie do całowania. Całe szczęście o nic nie pytał. Wszyscy byliśmy zachwyceni i wróciliśmy w trochę lepszych humorach. A dziś okazało się, że mamy łączone zajęcia z grupą drugą, bo nauczyciel się pochorował. Cóż. Przynajmniej odkryłam, że ta nowa faktycznie się tu uczy.
– Hej. – Podeszła nieśmiało. – Widzę, że odkryłaś źródło wody.
– Tak się złożyło. – Lekko wykrzywiłam usta w uśmiechu. – Pardon, tak właściwie. Jestem Blue Jane Branwell. – Gdzieś z tyłu Gansey krzyknął, że pierwsza. – I nie zwracaj uwagi na tego idiotę. Od kiedy dowiedział się, że Leoś jest drugi, czy trzeci, każdego tytuuje numerem.
– Lydia Martin. – Lekko ścisnęła moją dłoń. – I to chyba nie jest najdziwniejsza rzecz, jaką widziałam.
– Możliwe. – Pogłaskałam Kaliope. – No dobra, nie na darmo tak wcześnie wstałam. – Wsiadłam na konia. – Hej przygodo, czy coś.

Lydia?
503 słowa

7.16.2019

Od Blue cd Sebastiana

Wiosenne popołudnia miały w sobie coś z przyjemnego lenistwa, które – według mnie – mogłoby trwać w nieskończoność. Dlaczego więc nie wykorzystać ich jako miłą przejażdżkę z ciekawym człowiekiem?
– Małego bernardyna i opiekuję się też krukiem wujka... Dlaczego pytasz? – Oczy Sebastiana skupiły się na mnie.
– Musi być powód? – Zaczęłam bawić się kwiatkiem. – Po prostu chcę wiedzieć. Ja mam szpica fińskiego. Wabi się Klio. I jest słodka.
– Klio, Kaliope… chyba lubisz muzy? – Usłyszałam w jego głosie śmiech.
– Kaliope, Klio, Erato, Euterpe, Melpomene, Polihymnia, Talia, Terpsychora, Urania. – Wyliczyłam. – Erato to był mój chomik, a Talia i Urania to moje dwie złote rybki. Nie miałam lepszego pomysłu. I tak jakoś wyszło.
– To bardzo ciekawe. – Zauważył.
– Może. – Machnęłam ręką i schyliłam się, bo znowu napatoczyła się gałąź. – Sama uważam, że to dziwne. Ale mi to nie przeszkadza.
– Nie jesteś dziwna. – Uśmiechnął się lekko. – Jesteś wyjątkowa.
***
– Dzięki za miłą przejażdżkę. – Podeszłam do Sebastiana, kiedy już oporządziłam Kaliope i zostawiłam całe oporządzenie. – Pierwszy raz jechałam z kimś tak doświadczonym.
– Eeee tam… – Podrapał się po głowie. – Może trochę…
– Wiesz, zazwyczaj jeżdżę z Amorkiem, albo tym debilem Mikaelsonem. – Przewróciłam oczami. – Więc tak. Jesteś najbardziej doświadczony.
– Masz bardzo… miłe towarzystwo. – Zauważył.
– Ronan tak, Adam… – Uniosłam lekko kącik ust. – Jest zazdrosny o wszystko co chodzi obok Amorka i jest rodzaju męskiego.
– Da się zauważyć. – Uśmiechnął się słabo. – Zawsze go trzyma. To słodkie.
– Możliwe. – Wzruszyłam ramionami. – Dla mnie zbędne. Jeśli Ro go lubi, to nie ważni są inni. Dla Ronana liczy się tylko…
– …Adam. – Dokończył Bash.
– Dokładnie. – Westchnęłam. – Ale nie mówmy o nich, bo o ile kocham Ro, to jednak miejscami rzygam ich związkiem.
– To może być męczące. – Przyznał. – Więc…
– Pokaż mi swojego psa! – Klasnęłam w dłonie. – Lubię psy. Koty też. Zwierzęta też.
– No dobrze. – Wyszedł z boksu. – Ale poczekaj. Muszę odnieść sprzęt.
– Mogę ci towarzyszyć, wiesz? – Wzięłam go pod rękę. – Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam tym trzymaniem.
– Nie. – Zarumienił się. – Jest dobrze.
– To dobrze. – Pociągnęłam go do wyjścia ze stajni. – Chodźmy!
***
– Awww, ale jestem słodki! Tak ty! Ty jesteś śłodki! – Drapałam Sainta po brzuszku. – No tak, tak! Wydrapiemy cię!
– Nie wiem czy to dobre, żeby tak go rozpieszczać… – Bash chyba próbował zwrócić na siebie swoją uwagę.
– Oj już nie bądź zazdrosny panie ładny. – Podniosłam na niego wzrok. – Jesteś równie uroczy co twój piesek.
Chłopak znowu tylko spłonął rumieńcem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba nie przywykł do niewinnego flirtowania, ale co miałam zrobić. Był uroczy i nie chciałam, żeby się zraził. Wróciłam do drapania Sainta.
– Nie musisz się bać, ja tak mam. – Usiadłam na podłodze i pozwoliłam wskoczyć bernardynowi na kolana. – Dość bezpośrednia jestem.
– Chyba masz dużo przyjaciół. – Siadł obok.
– Raczej nie. – Podrapałam psa między uszami. – Nie lubię ludzi. Znaczy większości. Niektórzy są okej. Niektórych lubię bardziej niż innych. Na przykład Ronana. I w sumie na razie tylko Ro. No i może Noah, ale jej aż tak dobrze nie znam.
– A Mikaelson? – Dłoń Sebastiana lekko musnęła moją.
– Nie podoba mi się. – Zmarszczyłam nos. – Znaczy okej, nie mam do niego nic, wspaniale się z nim bawię i… – Zgubiłam się. – No tak. Ale coś mi w nim nie gra. W jego relacji z Ronanem. Boję się… że on też go skrzywdzi.
– Też? – Sebastian popatrzył na mnie otwarcie.
– Też. – Pokiwałam głową. – Całe życie chronię Amorka, ale nie zawsze wychodzi. Czasami połamie mu się serce. Ale potem je zlepię. Bo mamy serca z czekolady.
– A nie marcepanu? – Zapytał ze śmiechem.
– Nie lubię marcepanu. – Zaśmiałam się razem z nim. – Wolę czekoladę. Albo karmel.
– Dobrze wiedzieć. – Uniósł kącik ust. – Podejrzewam, że za czekoladę karmelową zabijesz.
– Albo się zakocham. – Popatrzyłam na niego z szerokim uśmiechem. – Zależy jak to rozegrasz.

Bash? Blue lubi Sainta!
592 słów