1.06.2020

Od Blue cd. Adama

Pan Mikaelson lubił się szarogęsić. Ale niestety jedno musiałam mu przyznać. Wypadałoby umyć naczynia, czy mi się to podobało, czy nie. Szkoda tylko, że on w międzyczasie postanowił się przebrać. Ronan popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
- Leć do siebie, ja pozmywam. - Lekko popchnął mnie w kierunku pokoju.
- Nie, zostanę tak. - Założyłam ręce. - I udowodnię Adamowi, że wyrwę kogoś tak!
Ronan tylko się roześmiał i pomógł mi zanieść talerze do zlewu. Normalnie pewnie by mi pomógł, ale gips pewnie nieco przeszkadzał. Westchnęłam więc i zajęłam się zmywaniem. Ro opierał się biodrem o blat.
- Jak randka na lodowisku? - Zapytałam po chwili.
- Nie nazwałbym tego randką. - Podsadził się i usiadł na blacie. - Raczej… wypad. Z zabawą. Miły.
- Już się w nim zakochałeś, czy jeszcze nie? - Uniosłam brew.
- Nie wiem, czy to, co nas łączy kiedykolwiek będzie połączone z tym słowem. - Lekko się skrzywił.
- Bo to tylko zabawa, tak? - Zaśmiałam się pusto. - Obydwoje wiemy, że jeśli odpowiedź na moje pytanie brzmi tak, rozbijasz swoje serce o betonową posadzkę. Jesteś uczuciowym masochistą. A jakoś nie wydaje mi się, żebyś odpowiedział przecząco.
- Nie jestem w nim zakochany Blue. - Westchnął. - Znamy się za krótko i za słabo, żebym…
- Kłamiesz - stwierdziłam.
- Nie wiesz tego. - Założył ręce.
- Ile my się znamy, co? - Odetchnęłam głęboko. - Z resztą, nie ważne. Dobrze wiem, że nie zmienisz zdania, bo jesteś za dużym altruistą. - Popatrzyłam na niego. - Pomogę ci pozbierać kawałki serca każdorazowo, wiesz? Od tego są przyjaciele.
- Wiem BB. - Zeskoczył z blatu i przytulił mnie, opierając brodę na czubku mojej głowy. - Wszystko wiem.
Parsknęłam śmiechem i odłożyłam ostatni talerz na suszarkę. Akurat wtedy, gdy Adam zszedł na dół. Zlustrowałam go od góry do dołu.
- Nieźle. - Rzuciłam. - Możemy iść. Powtórzę się: siedzę z przoduuuu!
***
- Mikaelson! - Walnęłam otwartą dłonią w drzwi Adama. - Mikaelson! Otwieraj te cholerne drzwi!
Adam w końcu mógłby się na coś przydać. A mając na myśli COŚ, miałam na myśli jego budowę. Szyłam właśnie nieco bardziej skomplikowany strój, a Ronan z jego wcięciem w talii i resztą androgynicznej budowy nie mógł mi pomóc. Stałam tak chwilę, aż drzwi się nie otworzyły, a przede mną nie pojawił się Japończyk w samym ręczniku.
- No nie mów mi, że jestem tak gorąca, że aż czuć to przez drzwi. - Zironizowałam.
- I na tyle bezczelna, by dobijać się do kogoś w porze, gdy normalni ludzie śpią - odparł, zaplatając ręce na piersi. - Masz jakiś kolejny wielki problem, czy zwyczjanie ci się nudzi? Bo jeśli to drugie, to akurat brałem prysznic - dodał z zadziornym uśmiechem, co możnaby odebrać za żart. Albo nie.
Zamachałam materiałem i bez zbędnych ceregieli wpakowałam się do jego pokoju.
 - Potrzebuję modela. - Położyłam wszystko na łóżku i zaczęłam porządkować biurko, by ustawić tam nici, igły i inne pierdoły. - A ty jesteś nie najgorszy.
- Z twoich ust to prawdziwy komplement - rzucił ze słyszalną ironią w głosie. - Dostanę za to całe modelowanie jakąś zapłatę, czy mam to zrobić z dobroci serca?
 - Mam wino. - Postawiłam ostatni fant na stole. - Załóż tylko bokserki. Nie chcę cię pokłuć. Ronan byłby pewnie niepocieszony. Jak się ładnie spiszesz, to może nawet poopowiadam ci co nieco o Amorku.
- Okej teraz mamy układ - zgodził się, pokazując zęby w uśmiechu, po czym bez skrępowania, ściągnął przy mnie ręcznik i ubrał bokserki. W końcu i tak już widziałam go nago. - No dobra, co mam założyć najpierw? - Zerknął na stos ciuchów.
Podałam mu pierwszy skrawek materiału i uśmiechnęłam się uroczo.
- Wciskaj to na ten swój tyłek. Przy moich obliczeniach powinno być nieco przed kostkę.
Otworzyłam butelkę i z szafki ze słodyczami wyciągnęłam truskawkowe pocky.
- Teraz to. - Podałam mu drugi skrawek. - To w założeniu powinno być koszulą. Tylko uważaj na odpowiednie dziury. Chociaż ty nie powinieneś mieć z tym problemu.
- Miałem dużo okazji by ćwiczyć zasięg i zręczność - rzucił ze śmiechem, wkładając na siebie podane mu ubrania.
- Ro będzie zadowolony - mruknęłam z przekąsem. - Jak Thane?
Przesunęłam wzrokiem po Adamie i tym, co miało być moją fantazją na temat XIX-wiecznego odświętnego ubioru. Jak na razie miało nieciekawy kształt, ale wzięłam w zęby igłę, a w ręce nici. Miałam nadzieję, że nie pokłuję mojego modela. Przez przypadek.
- Garrus, ale byłaś blisko - odparł, uśmiechając się sztucznie miło. - W ogóle to co cię wzięło na szycie w środku nocy? I to jeszcze tego? Jakiś bal przebierańców w planach?
Ta igła wcale nie trafiła specjalnie w jego rękę, wcale.
 - Wcale nie jest środek nocy. - Popatrzyłam na zegarek. - A jednak nie. Kurwa znowu. Nie ważne. Mam wenę to szyję. - Nieco poprawiłam kołnierzyk. - No i muszę wymyślić jakieś stroje na maskaradę. Co prawda Ro się w to nie wbije, ale może komuś się spodoba. - Odwróciłam go i zaczęłam zajmować się materiałem na plecach. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, muszę z czegoś żyć. Porusz rękami i powiedz, czy wszystko okej.
- Maskaradę? - Zrobił co kazałam. - Chyba jest ok, choć mogłoby być nieco luźniejsze.
- Maskaradę. Wampiry. - Poluzowałam igły na spięciach. - Dostał bilet na urodziny. Co prawda przed czasem, ale prawdopodobnie do jego urodzin by się wyprzedały. - Odwróciłam go i poprawiłam trochę długość. - Jeszcze raz.
- Twoje zainteresowanie mnie nie dziwi, ale Aniołek? Jakoś nie pasują mi do niego takie zabawy - stwierdził, po czym skinął głową, że teraz już wszystko ok. - Chociaż ta uroda… Ok, definitywnie chciałbym go w wiktoriańskich ciuszkach.
- Cóż, jeśli są jeszcze bilety, może go zobaczysz. - Założyłam mu coś, co w założeniu miało być marynarką. - Ręce wzdłuż ciała. Poza tym, podczas maskarady nie mówimy o Ronanie, tylko jego postaci. A to dwie różne rzeczy.
- Tylko mnie zachęcasz, wiesz? - Uśmiechnął się do własnych myśli, pewnie już wyobrażając sobie cholera wie co. - Mógłbym zrobić użytek ze swoich aktorskich zdolności.
- Podnieś. - Pacnęłam go w ręce i spięłam odpowiednie miejsca. - Porusz i sprawdź, czy wszystko dobrze. Wracając: o bal nie za bardzo mogę mieć pretensje. - Skrzywiłam się. - To tylko zabawa. Ale… dlaczego jeszcze nie potwierdzacie, że jesteście razem?
- Jesteśmy? - Przekrzywił głowę i spojrzał na mnie bez krzty zrozumienia.
- A jak inaczej to zdefiniujesz? - Uniosłam brew. - Odbierasz go z uczelni, chodzicie razem na kawę, do kina, spędzacie czas u jednego i drugiego… nie licząc tego, że jesteś zazdrosny o wszystkich, którzy potencjalnie ci zagrażają. No i Nico cię uwielbia. Jeśli ci na nim nie zależy w ten sposób, to jak inaczej to wyjaśnisz? - Uniosłam nieco kącik ust. - Marynarka okej? - Zamachał rękami.
- Okej - rzucił krótko, po czym wrócił do właściwego tematu. - Nie jestem zazdrosny. Wyszedłbym na hipokrytę, nie? - No tak, coś wiedziałam o jego przygodach na jedną noc.
- Ale nie jesteś też obojętny. I nie mów, że nie jest dla ciebie wyjątkowy. - Uniosłam kącik ust i zdjęłam marynarkę, zakładając kamizelkę. - Powiedz, gdzie za ciasna.
- Chyba na klatce piersiowej - rzucił, co było dość spodziewane. Może na pierwszy rzut oka wyglądał dość szczupło, ale miał mięśnie gdzie trzeba. - Ronan… to Ronan. - Jakie odkrywcze… - Jest cholernie śliczny, uroczy, zabawny, opiekuńczy i denerwująco odpowiedzialny. Do tego genialnie całuje i ma wręcz idealną sylwetkę, którą nie sposób nie podziwiać… Tak, w sumie można powiedzieć, że jest wyjątkowy. - Jego uśmiech przybrał marzycielski wyraz. Boże, jaki z niego idiota… - Ale tak jak on jest materiałem na idola nastolatek i idealnego partnera, tak ja nie jestem. A przynajmniej gdy chodzi o to drugie.
Stanęłam przed nim i poluzowałam nieco szwy na marynarce. Poruszył rękami i kiwnął głową, że dobrze. Zdjęłam kamizelkę i założyłam żabot. To akurat nie wymagało wielu poprawek, ale wolałam sprawdzić. Całe szczęście z nim nie było problemu.
- Dlaczego niby? - Uniosłam brew. - Nie wiesz, póki nie spróbujesz. A Ronan jest bardzo wyrozumiały. Bardziej niż ja bym była. Jesteś w nim zakochany, czy chcesz, czy nie. Czego chcieć więcej?
- Skąd niby wiesz, że jestem zakochany? Może to zwykłe zauroczenie, co?
- Zacznij o nim gadać jeszcze raz, jak nie zaczniesz się szczerzyć jak głupi może ci uwierzę. Nogi w górę, zegnij w kolanie.
- Nastolatki z crushem też się tak szczerzą - odparł, starając się jakoś zachować równowagę, robiąc przy tym co kazałam. - Poza tym ja się często szczerzę, więc to żaden argument.
- Jaaaaasne. - Prychnęłam i zwinęłam nogawkę tak, żeby pasowała. - Okej, druga i cię puszczam.
- Tak bardzo podoba ci się robienie za swatkę?
- Znam Ronana dłużej niż ty i dobrze wiem, że przepadł. - Wyprostowałam jego nogę i zadowolona podniosłam się. - Wszystko gotowe, możemy pić. Wracając do Ronana: on już się w tobie zakochał. I zależy mu bardziej niż to pokazuje. Nie licząc, że… dobra nie ważne. Za trzeźwa na to jestem.
- Zakochał? - Jego wyraz twarzy wskazywał na niedowierzanie… albo przerażenie. - Cholera… Teraz to też się muszę napić - rzucił i sięgnął po butelkę.

 Adam? Dostateczne niedowierzanie?
1380 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz