Mogłem spodziewać się, że Jane tak po prostu nie odpuści tematu, czepiając się mojej relacji z Ronanem jakby była jej jedynym źródłem rozrywki. Nie minęło nawet parę dni, a znów się zaczęło.
- Powinieneś mu powiedzieć.
- Nie - odparłem krótko, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu laptopa.
- Dlaczego nie? Kochasz go! - Na chwilę nastała cisza, bo nie zamierzałem znowu zaczynać tej dyskusji, ale oczywiście dziewczyna nie dała mi od tak spokoju. - Co cię powstrzymuje? Przecież już praktycznie jesteście razem. Wszyscy w Akademii o was gadają, a Nico już planuje ślub.
- Ale nie jesteśmy razem. On tego nie chce - odpowiedziałem jej, opadając plecami na miękki materac. Szykowała się długa, męcząca rozmowa.
- Bardziej wygląda na to, że ty nie chcesz. Cholera, Adam ile razy się już całowaliście? Na ilu byliście randkach? I nie, nie mów, że to nie było na poważnie - powstrzymała mnie, gdy już otwierałem usta, by zaprzeczyć. - Ro nie jest typem osoby, która traktuje tego typu rzeczy jak zabawę.
- Ale ja jestem. I kto jak kto, ale ty powinnaś dobrze o tym wiedzieć - zauważyłem, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie w klubie i akcję na podłodze.
- Gdybyś miał to gdzieś, nie byłoby tej dyskusji.
- Nie ma żadnej dyskusji - powiedziałem, zakrywając twarz poduszką, ale ta puszysta osłona szybko została mi odebrana.
- Jest! Bawicie się w kotka i myszkę, a ja mam już dość patrzenia jak się męczycie. Bo widzę jak cię to męczy. Ciebie i jego.
- O. Czyli już go ranię - zauważyłem chyba tylko po to by ją zirytować.
- Idiota. Zranisz go, jeśli dalej będziesz to ciągnąć - kontynuowała Blue, na co jęknąłem przeciągle i podniosłem się, by na nią spojrzeć.
- Teraz jest dobrze - stwierdziłem poważnym tonem. - Obaj cieszymy się sobą, po prostu, bez zobowiązań, bez kłótni, bez złamanych serc. Bo nic między nami nie ma. A jeśli będzie, to...
- To co? - Wpatrywała się we mnie wyczekując odpowiedzi, której nie chciałem jej udzielić.
- Nie ważne - urwałem wypowiedź. - Sebastian leci na Ro - dodałem krótko, choć wiedziałem, że to nieprawda.
- Idiota. Jesteś cholernym idiotą, Mikaelson. Nikogo nie obchodzi Sebastian! - Uniosłem brew. - Znaczy prawie nikogo... Ale na pewno nie Ronana. To nie z Bashem nasz Aniołek spędza niemal każdy dzień.
- Z tobą też spędza czas - broniłem się, choć wiedziałem, że zmierzam tym donikąd.
- Jestem jego przyjaciółką. To co innego.
- Ja też jestem jego przyjacielem.
- Tia. Przyjaźń z korzyściami - skomentowała z wyczuwalną irytacją.
- Nawet jeśli, to lepsze niż związek i późniejsze rozczarowanie.
- Już zakładasz najczarniejszy scenariusz, a nawet nie chcesz spróbować - westchnęła.
- Robię to co mi kazałaś, uważam, by go nie zranić.
- Powtarzasz się.
- Bo mnie nie słuchasz! - Wkurzyłem się już jej gadaniem. - To zawsze źle się kończy. Zawsze. Bo ja nie nadaję się do związku z nim, ani nikim innym. Nie ma związku, nie ma problemów i wszyscy szczęśliwi.
- Wszyscy? - Uniosła brwi, po czym pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Ugh... Idioci, otaczają mnie idioci.
- Nie - odparłem krótko, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu laptopa.
- Dlaczego nie? Kochasz go! - Na chwilę nastała cisza, bo nie zamierzałem znowu zaczynać tej dyskusji, ale oczywiście dziewczyna nie dała mi od tak spokoju. - Co cię powstrzymuje? Przecież już praktycznie jesteście razem. Wszyscy w Akademii o was gadają, a Nico już planuje ślub.
- Ale nie jesteśmy razem. On tego nie chce - odpowiedziałem jej, opadając plecami na miękki materac. Szykowała się długa, męcząca rozmowa.
- Bardziej wygląda na to, że ty nie chcesz. Cholera, Adam ile razy się już całowaliście? Na ilu byliście randkach? I nie, nie mów, że to nie było na poważnie - powstrzymała mnie, gdy już otwierałem usta, by zaprzeczyć. - Ro nie jest typem osoby, która traktuje tego typu rzeczy jak zabawę.
- Ale ja jestem. I kto jak kto, ale ty powinnaś dobrze o tym wiedzieć - zauważyłem, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie w klubie i akcję na podłodze.
- Gdybyś miał to gdzieś, nie byłoby tej dyskusji.
- Nie ma żadnej dyskusji - powiedziałem, zakrywając twarz poduszką, ale ta puszysta osłona szybko została mi odebrana.
- Jest! Bawicie się w kotka i myszkę, a ja mam już dość patrzenia jak się męczycie. Bo widzę jak cię to męczy. Ciebie i jego.
- O. Czyli już go ranię - zauważyłem chyba tylko po to by ją zirytować.
- Idiota. Zranisz go, jeśli dalej będziesz to ciągnąć - kontynuowała Blue, na co jęknąłem przeciągle i podniosłem się, by na nią spojrzeć.
- Teraz jest dobrze - stwierdziłem poważnym tonem. - Obaj cieszymy się sobą, po prostu, bez zobowiązań, bez kłótni, bez złamanych serc. Bo nic między nami nie ma. A jeśli będzie, to...
- To co? - Wpatrywała się we mnie wyczekując odpowiedzi, której nie chciałem jej udzielić.
- Nie ważne - urwałem wypowiedź. - Sebastian leci na Ro - dodałem krótko, choć wiedziałem, że to nieprawda.
- Idiota. Jesteś cholernym idiotą, Mikaelson. Nikogo nie obchodzi Sebastian! - Uniosłem brew. - Znaczy prawie nikogo... Ale na pewno nie Ronana. To nie z Bashem nasz Aniołek spędza niemal każdy dzień.
- Z tobą też spędza czas - broniłem się, choć wiedziałem, że zmierzam tym donikąd.
- Jestem jego przyjaciółką. To co innego.
- Ja też jestem jego przyjacielem.
- Tia. Przyjaźń z korzyściami - skomentowała z wyczuwalną irytacją.
- Nawet jeśli, to lepsze niż związek i późniejsze rozczarowanie.
- Już zakładasz najczarniejszy scenariusz, a nawet nie chcesz spróbować - westchnęła.
- Robię to co mi kazałaś, uważam, by go nie zranić.
- Powtarzasz się.
- Bo mnie nie słuchasz! - Wkurzyłem się już jej gadaniem. - To zawsze źle się kończy. Zawsze. Bo ja nie nadaję się do związku z nim, ani nikim innym. Nie ma związku, nie ma problemów i wszyscy szczęśliwi.
- Wszyscy? - Uniosła brwi, po czym pokręciła głową ze zrezygnowaniem. - Ugh... Idioci, otaczają mnie idioci.
- Nikt nie każe ci się z nami zadawać… - zauważyłem, uśmiechając się lekko.
Miała rację. Byłem idiotą, ale nie widziałem w tym nic złego, dopóki moja głupota psuła życie jedynie mnie.
***
- Przestaniesz się wreszcie tak szczerzyć? Zachowujesz się jak jakiś creep - rzuciłem, nawet nie patrząc znad telefonu na Jane. Nie musiałem, by wiedzieć, że gapi się na mnie z tym swoim głupim uśmiechem.
Odkąd tylko wróciliśmy do Akademii po kilku dniach pobytu u rodziny Ronana, dziewczyna nie przestawała fangirlować na temat mojej relacji z jej najlepszym przyjacielem. Przez chwilę było to nawet przyjemne, mieć kogoś kto, kibicuje związkowi, który moim zdaniem nie miał prawa wypalić, ale szybko stało się irytujące. Ale fakt faktem, sam też nie byłem lepszy i na mojej twarzy zdecydowanie częściej niż wcześniej gościł uśmiech, kiedy czytałem wiadomości od swojego chłopaka, jak właśnie w tej chwili. Miałem wpaść do niego na noc, więc temat obracał się wokół filmów na wieczór oraz życzeń co do kolacji. Zaoferowałem, że upiekę pizzę, jeśli tylko załatwi składniki.
- W ogóle to czemu zawdzięczam tę twoją wizytę? Bo wiesz, mam plany na wieczór - oznajmiłem, pokazując jej ekran czatu w smartfonie.
- Wieeeeem. - Przeciągnęła się jak kotka. - Ale mamy ważną sprawę. Na ile zdajesz sobie sprawę, kiedy Amorek ma urodziny?
- Eee… - Tym pytaniem zdecydowanie mnie zaskoczyła. - Kiedy?
Znów się wyszczerzyła.
- Miał dwudziestego ósmego marca, ale to były święta, więc przenieśliśmy je na ten weekend. - Zatarła rączki. - Znaczy ja. Ro nic nie wie.
- Impreza niespodzianka? - Nie byłem pewien, czy Aniołkowi spodoba się taka akcja, ale czego innego możnaby się spodziewać po Jane? Powinien być mentalnie przygotowany.
- Tak! Wiedziałam, że załapiesz! - Klasnęła w dłonie. - Tu mam listę zakupów i tego, co trzeba zrobić. Rodzice Ro wywiozą go na cały dzień na miasto, więc będzie można wszystko przygotować. Tu masz kopię, z zaznaczoną twoją działką, a ja idę dalej rozdawać zadania. - Z uśmiechem na ustach wyszła z mojego pokoju, o dziwo, nie trzaskając za sobą drzwiami.
- No dobra. Co my tu mamy? - Odłożyłem telefon na bok i opadłem na poduszki, trzymając listę przed twarzą i szybko prześledziłem ją wzrokiem. Przekąski, napoje, składniki na tort… Oczywiście z dopiskiem, że mam go zrobić. - Kurde… - Mój wzrok przykuł wyraz “prezenty”. No i co ja miałem niby kupić Aniołkowi?!
***
- Gdzie chcesz zajrzeć najpierw? - spytałem, stojącą obok dziewczynę, gdy tylko weszliśmy do galerii handlowej.
- Najpierw do rękodzieła, potem księgarnia, twój prezent i supermarket - wymieniła. - Przed supermarketem możemy jeszcze gdzieś. Zrobiłam składkę, więc mamy fundusze.
- Zrozumiano - odparłem, salutując i skierowałem się w odpowiednią stronę. Nie pierwszy raz towarzyszyłem Jane w zakupach, więc dobrze wiedziałem, jakie dokładnie lokale miała na myśli i gdzie się znajdowały. - Co konkretnie chcesz mu kupić? - Sam wciąż szukałem jakiegoś dobrego pomysłu.
- Chciał jakąś książkę, której nigdzie nie da się dostać. - Machnęła ręką. - Zamówiłam ją jakiś czas temu. Dzisiaj muszę ją odebrać. No i jakieś skarpetki z jednorożcami, czy coś.
- Uroczo - skomentowałem z uśmiechem, wyobrażając sobie Aniołka w samych bokserkach i skarpetkach z tęczowymi jednorożcami. Bardziej gejnie już się chyba nie dało… Chociaż… - Ok mam, pójdziemy do sklepu z bielizną.
- Masz brudne myśli. - Pokręciła głową. - Chodź, muszę dokupić białą kredkę i miękkie ołówki.
- Innych nie mam - odparłem zanim, pociągnęła mnie za ramię w stronę sklepu plastycznego.
- Ciągle nie wiem, czemu jesteś z Ro. - Zaśmiała się. - Chodźmy! Przyjęcie samo się nie ogarnie!
- Już, już.
Do właściwego sklepu dotarliśmy dość szybko i dziewczyna od razu rzuciła się do szukania właściwych produktów, a że znałem się trochę na rzeczy, gdy w grę wchodziło rysowanie, mogłem pomóc. Moje rady skończyły się długą i ożywioną dyskusją, która nawet zwróciła uwagę sprzedawcy, ale ten, napotkawszy spojrzenie Jane, postanowił się wycofać. Ostatecznie doszliśmy do jako takiego porozumienia, po czym, ku uldze mężczyzny przy kasie, wyszliśmy wcześniej kupując więcej niż planowaliśmy.Uważałem jednak, że za dużo markerów to zawsze lepiej niż za mało, więc nie żałowałem wydanych pieniędzy. I tak nie musiałem martwić się wydatkami.
- Wkurza mnie, że zawsze brakuje im akurat markera “zero zero pięć”. Mogliby się w końcu nauczyć, że najlepiej schodzi i zamawiać w zapasie - wyraziłem swoją irytację.
- Mhm. - Przeliczała coś jeszcze. - Taaaak. Bo internet tak daleko.
- Jak już ten jeden raz kopsnę się do sklepu, to miło byłoby znaleźć tam co chcę, nie? - Pewnie, że zwykle zamawiałem rzeczy przez internet, ale zakupy w galerii miały swój urok. Nie rozumiałem, czemu tak wielu facetów unika ich jak ognia.
- Jesteś dziś strasznie roszczeniowy. - Parsknęła śmiechem. - Normalni ludzie takich nie kupują. A artystów jest zadziwiająco mało.
- Właśnie problem w tym, że te konkretne markery schodzą niemal od razu, a tylko nimi można zrobić precyzyjne konturowanie - wyjaśniłem, kiedy przeszliśmy przez bramki do księgarni. - Dobrze, że mamy cały dzień. - Może bardziej interesowały mnie gry, niż książki, ale w dalszym ciągu, buszowanie między regałami stanowiło dla mnie dość zajmujące zajęcie. - To ty odbierz ten Necronomicon, a ja idę zerknąć na dział z komiksami - oznajmiłem, już kierując się w stronę odpowiedniej półki.
- Okej, będę potem gdzieś w notatnikach. - Machnęła ręką i sobie poszła.
Bardzo szybko moją uwagę przykóły nowe tomiki czytanych przeze mnie serii, o których jakoś umknęło mi, że już wyszły, więc odłożyłem je na bok, by później kupić. Prześledziłem też wzrokiem dopiero wydane tytuły, z których przynajmniej dwa wydały mi się interesujące na tyle, by dodać je do zakupów, a następnie, z pięcioma mangami w rękach, udałem się na poszukiwania Jane. Jak mówiła, znalazłem ją przy dziale papierniczym, przeglądającą ozdobne notesy.
- Coś interesującego? Ile już takich masz? Z dziesięć? - Zaśmiałem się, zaglądając jej przez ramię.
- Skończył mi się ostatni, ale żaden nie spełnia kryteriów. - Odłożyła holo-brokatowy notes. - Ja już mam wszystko.
- To czekaj, tylko kupię te komiksy - rzuciłem i udałem się do kas. Szybko zapłaciłem, uśmiechając się przy tym do stojącej przy ladzie, młodej kasjerki, po czym dołączyłem do stojącej już u wyjścia przyjaciółki. - To co teraz? Sklep z bielizną?
Blue? Jakieś pomysły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz