2.19.2020

Zamknięcie.

Hej, cześć, witajcie!
Z tej strony Reku, Kiara i Effie.
Przychodzimy dzisiaj do was z wiadomością, której być może się spodziewaliście. Dziewiętnastego lutego dwa tysiące dwudziestego roku, Impossible Horse Academy zostaje oficjalnie zamknięte. Mam nadzieję, że uszanujecie naszą decyzję i pozwolicie nam odejść. W trakcie niecałych czterech lat, przez IHA prześlizgnęło się pięćdziesiąt postaci, a także opublikowano ponad sześćset postów. Nie pozostaje nam więc nic innego, niż podziękować wam za te wspaniałe lata współpracy. Bloga nie usuwamy. Zawsze będziecie mogli wpaść, poczytać stare wątki, zagadać na discordzie, czy też "końskim" czacie. Być może jeszcze kiedyś wrócimy, ale na ten czas, trzeba się pożegnać.

Jeszcze raz dziękujemy!
Administracja IHA 

2.13.2020

Od Leonarda cd. Noah

- Leo? Wszystko w porządku? - Zimne palce Madeleine przejechały po moim karku. - Leo… - Usiadła na skraju skrzypiącego łóżka. Eh, dlaczego ona właściwie tutaj przyszła? Miała przecież wolne i bez żadnego problemu mogła wrócić do swojej rodziny. Tam miałaby całkowity spokój, a tutaj dostała jedynie dodatkowych zmartwień.
- Jest okej. - Poprawiłem błękitny koc. - Nie musisz się mną przejmować.
- Martwię się o ciebie. - Zignorowała moją odpowiedź. - Może wyjdziesz w końcu z pokoju? Nie jadłeś od dwóch dni… Hm, zrobię obiad i porozmawiamy? - Nie chciała odpuścić.
- Nie jestem głodny. - Wcisnąłem twarz w miękką poduszkę. - Po prostu potrzebuje odpoczynku. Cholernie długiego odpoczynku. - Burczałem w jej włochaty materiał.
- Męczysz się z tym. - Zaszeleściła leżącą na ziemi gazetą. - Nawet The Times cię już irytuje.
- Bo piszą głupoty. - Przekrzywiłem lekko głowę. - Wyglądam tragicznie, prawda? - Przetarłem rękawem bluzy lewe oko.
- Nie jest źle. - Podała mi chusteczkę. - To co chcesz zjeść? - Francuska ciągle wracała do tematu związanego z jedzeniem.
- Spaghetti. - Wysmarkałem zatkany nos. - I lody truskawkowo-waniliowe. - Dorzuciłem, gdy ta poderwała się z miękkiego materaca.
- Jasne. - Posłała mi szeroki uśmiech. - Zawołam cię, kiedy wszystko będzie już gotowe.
***
- Więc cię rzuciła, a potem pocałowała Blue? - Uniosła wyregulowaną brew.
- Yhym. - Nawinąłem kłębek makaronu na widelec. - Zabolało. - Wsunąłem sztuciec do ust.
- To na pewno. - Podsunęła mi sok. - Mogłeś powiedzieć wcześniej. Rozstania nigdy nie są przyjemne. - Zajrzała do prawie opustoszałej zamrażarki. Może to moja wina? - zacząłem wpatrywać się w czerwoną, obiadową paćkę Najpierw Sally, potem Tamara, a teraz Noah… Chyba pora przystopować ze związkami, które i tak skończą się czarnym scenariuszem. Meh, życie to ogólnie jakiś nieśmieszny żart. Coś ci nie wyszło? Pozwól, że spadnie na ciebie jeszcze kilka nieszczęść. Zaczyna być ci lepiej? Pora skrzywdzić cię w delikatny, bądź sadystyczny sposób. I tak w kółko i w kółko i w kółko, aż do śmierci.
- Wolałem przeżyć to sam. - Wyrwałem się z pułapki milczenia. - Nie lubię rozmawiać o emocjach. - Potarłem blade policzki.
- Nauczysz się jeszcze. - Strzeliła knykciami. - Są i lody. - Zaprezentowała zmrożone na kość pudełko.
- Na które trochę poczekamy. - Odepchnąłem od siebie ubrudzony talerz. - Starczy mi.
- Zostawię ci na później. - Wykrzywiłem usta w niewielkim grymasie. - Psom przydałby się spacer. Może przejdziemy się po okolicy? Jest ładna pogoda. - Spojrzała na leżącą pod stołem sukę.
- Nie mam siły. - Skryłem twarz w objęciach szarego kaptura. - Jutro? - Brunetka zmarszczyła uroczo nos.
- Dzisiaj. - Nie odpuszczała. - Pójdę z tobą więc będziesz miał siły.
- Maddie… - Spojrzałem błagalnie w jej rozszerzone źrenice. - Nie dam rady. - Żałośnie stęknąłem.
- Dzisiaj. - Uparła się jak wół. - Ubieraj się. Idę po smycze i szelki.

Noah?
405 

Od Blue cd. Noah

- Możecie przestać badać sobie migdałki, czy nie? - Warknęłam na Adama, który już na stałe przyssał się do twarzy Ronana.
A miał być normalny wieczór, podczas którego mieliśmy oglądać film. Nie. Adam musiał ogarnąć, że jego cud-chłopiec jest z nami i teraz obrzydzili mi “Iluzję 2”. Nie żeby coś, ale w przypadku drugiej części wystarczyła mi Lulu.
- Niech pomyślę… Nie. - A to świnia.
- Noah słońce, odsuń laptopa, ja tu robię dywersję. - Zatarłam ręce.
- Ale Atlas! - Popatrzyła na mnie błagalnie.
- Chcesz odzyskać Poduszkę, czy nie? - Uniosłam brew.
Nie mogłam z tym dyskutować, więc niechętnie zatrzymała film i odstawiła laptopa. W tym czasie wskoczyłam na Adama wbijając swoje łokcie w jego boki. Usłyszałam tylko zaskoczone westchnięcie Noah i ciężkie sapnięcie Ro. W końcu ponad pięćdziesiąt kilo żywej wagi zwaliło się na jego chłopaka, który i tak leżał na nim.
- Cholero piekielna, pogięło cię? Chcesz mi udusić chłopaka?!
- Przeżyje. - Z meandrów pamięci wygrzebałam, jak pociągnąć za sobą Adama. Co prawda oznaczało to, że to mnie przygniecie, ale co tam. Owinęłam go ciaśniej rękami i szarpnęłam się do tyłu. Całe szczęście nie był na to przygotowany i polecieliśmy do tyłu, a później zepchnęłam go na podłogę. W tym czasie Noah wykorzystała wolne miejsce i usadziła się na kolanach Ronana. Poprawiłam rozwichrzone włosy i otrzepałam ręce.
- Następnym razem nie przygniatajcie mnie do łóżka. We dwoje. Samego Adama zniosę. - Ronan podał Noah brokatową kulę śnieżną i zaczął robić jej warkoczyki. Prychnęłam.
- Ja naprawdę nie chcę wiedzieć, co was kręci w łóżku. - Pokręciłam głową. - Wystarczy, że jeśli jesteście tu, to słyszę niektóre słowa. I tak, to nie jest moje marzenie.
- Przestań! - Noah zatkała uszy. - Przypomina mi się jak Adam krzyczy “Ronan”! Nie chcę tego pamiętać!
- Nikt nie kazał ci się przenosić. - Adam siadł na łóżku. - Poza tym, jeśli się nudzisz, możesz dołączyć…
- Nie. - Ronan posłał nam karcące spojrzenie. - Wystarczy mi jeden amator uniesień seksualnych na raz.
- Ojej, powiem Ganseyowi, żeby przestał się wam pchać do łóżka - rzuciłam.
- To się pcha? Mógł powiedzieć, że jest chętny…
- Czy ja nie wyrażam się jasno? - Ronan schował twarz w dłoniach, a potem spojrzał na Adama. - Bo nie będzie wiązania.
- Słyszysz, Jane? Zero towarzystwa - odparł jego chłopak, automatycznie podpisując kapitulacje. - Nie mogę się z nim kłócić, gdy ma w ręku wszystkie asy.
- Asy to bardzo dobre stwierdzenie - zaśmiałam się. - Dobra! Dawać mi moje ciasteczko Jacka!
***
- Myślisz, że dziś też będzie coś słychać? - Popatrzyłam na dziewczynę, kiedy nasze dwa kochasie udały się na spoczynek. Teoretyczny. Mocno wątpiłam, żeby spali.
- Nie. Dałyśmy im do zrozumienia, że mają być ciszej. - Noah ciągle bawiła się kulą śnieżną, którą zostawił nam Ro. Ewentualnie zapomniał jej odstawić.
- O ile buteleczek brokatu zakład, że Adam będzie się darł specjalnie głośniej? - Uniosłam brew.
- Hmmm… trzy? - Fioletowowłosa popatrzyła na swoją kolekcję (tą w zasięgu jej rąk). - Biały, złoty i niebieski.
- Okej. - Uśmiechnęłam się. - Czyli nie możemy spać, żeby sprawdzić.
- Dam radę. - Noah rozsiadła się wygodniej. - Co oglądamy?
- Nie wiem? - Wzięłam laptopa. - Słodkie, nie wymagające użycia mózgu, na rozluźnienie?
- Wracamy do słodkiej waty cukrowej? - Klasnęła w dłonie.
- Jestem za!
***
- Nie mogę uwierzyć, że masz trzy buteleczki brokatu MOIM KOSZTEM. - Noah nieporadnie próbowała wcisnąć w siebie śniadanie pod czujnym okiem Ronana. - Jak mogłaś!
- Jak NIE mogłam? - Puściłam jej oczko. - Darmowy brokat, to najlepszy brokat!
- Nie lubię cię! - Wystawiła mi język, a potem zjadła kolejny kęs kanapki.
- Co tym razem? - Ro ziewnął, ale z gracją, zasłaniając usta.
- Założyłyśmy się, czy Adam znowu będzie hm…
- Prezentował swoje odczucia za pomocą głosu. - Ronan potargał swoje włosy. - Taaaaak. Innymi słowy, czy będzie krzyczał moje imię.
- Dobrze, że twoje. - Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. - A nie na przykład moje.
- Jaaaasne. - Amorek zjadł kolejną łyżkę płatków. Taki niewinny, taki niedomyślny…
- Nie ważne. - Zjadłam do końca swoje jajko. - Mam dziś robotę, do której nie mogę się spóźnić. Ktoś zaproponuje podwózkę, czy mam zmusić?
- Jak zjemy, to mogę was zawieźć. - Przeciągnął się Ro. - O ile wiem, kawiarnia czeka.
- Tak, tak. - Noah w końcu zjadła wszystko. - Praca. Trzeba z czegoś żyć.
- Niestety. - Pokiwałam głową. - Z każdym dniem w tej pracy coraz mniej lubię ludzi.
- Nawet nic nie mów. - Noah objęła mnie ramieniem. - Idziemy Podusiu! Praca czeka!
- Zatem zapraszam na parking! - Ronan popchnął nas w stronę wyjścia. - I na obiad, kiedykolwiek kończycie. Dzisiaj Nico znowu kombinuje w kuchni, więc…
- Jak się potrujemy, miło było cię znać Noah Blake. - Teatralnym gestem ołożyłam jej dłoń na ramieniu. - Jego mniej, bo jest terrorystą.
- Dla waszego dobra. - Pacnął nas po głowach. - Wsiadać i zapinać pasy.

Noah? Możesz odzyskać broookat… jeśli chcesz.
726 słów

2.12.2020

Od Noah cd Blue

Wróciłyśmy do mojego pokoju, gdzie ku mojej cichej rozpaczy trwała już regularna wojna pomiędzy lisami i Klio. Oczywiście można się tego było spodziewać. Całe to towarzystwo zawsze się tak  bawiło, ale kiedy szalały na dworze mniej cierpiały na tym moje rzeczy. Jak na przykład teraz jedna ze szklanych, brokatowych kul, którą Flair strąciła przebiegając po półce. Na szczęście uratował ją dywan na ziemi. Westchnęłam cicho i odstawiłam miski na biurku, żeby podnieść ozdobę i ustawić ją na miejscu, a w międzyczasie Blue otworzyła pierwszą paczkę przekąsek. Szelest foliowego opakowania uspokoił trzy małe kulki, a nawet obudził drzemiącą dotąd grzecznie Lunę. Tyle, że teraz obserwowały nas cztery pary oczu, które nigdy nie jadły.
- Nie można żebrać. - Przypomniałam im, otwierając inną paczkę, ale wszystkie futra zgodnie miały mnie pod ogonem. - Idźcie do siebie. - Dorzuciłam, co akurat dotarło chociaż do Lu. Kochany kundel. - To co oglądamy?
- A czy to ważne? - Blue odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Ty zajmij się żarciem, a ja nam coś znajdę. - Oznajmiła, podając mi miskę wypełnioną żelkami.
Przejęłam od niej naczynie, odstawiając je na łóżko, a Blue w tym czasie zgarnęła z biurka laptopa i włączyła go.
- Jakie masz hasło?  - Usiadła na blacie.
- Nie ma tak łatwo. Zgadnij. - Zaśmiałam się.
Blue potrzebowała dwóch prób. Najwyraźniej albo znała mnie aż tak dobrze, albo jestem beznadziejna w hasła. Albo oba.
- Jezu, jaki ten komputer jest wolny. - Blue zaczęła stukać otwartą dłonią w obudowę ekranu. - No działaaaaaj!
- Musi zastanowić się, czy mu się to opłaca. - Zażartowałam, wciskając paluszki do wyszczerbionego kubka, który dostałam kiedyś od Sama.
- Oczywiście, że mu się opłaca! Będą w nim ciacha!
***
- Naprawdę nie musicie mnie non stop pilnować. - Westchnęłam, gdy w drzwiach mojego pokoju stanął Ro. - Już mi lepiej! Słowo harcerza.
- Nie byłaś nigdy w harcerstwie. - Przypomniał mi Ronan, wchodząc do środka.
- Więc słowo ducha!
Tym razem otrzymałam tylko spojrzenie z rodzaju tych mówiących "i tak ci nie wierzę". Okej, cieszyłam się, że mogę spędzać z Poduszką więcej czasu, ale zachowywał się jakbym była małym dzieckiem! Pilnował, żebym brała leki, zmuszał do jedzenia co najmniej trzech normalnych posiłków dziennie, a jeśli nocował akurat u Adama potrafił nawet wpaść wieczorem tylko po to, by kazać mi iść już spać.
- Chcesz pooglądać z nami ciacha? - Blue przeniosła wzrok z ekranu na przyjaciela.
- A co oglądacie? - Ro wczołgał się na łóżko między mnie, a Blue.
- Nie wiem, włączyło się, więc leci. - Szatynka wzruszyła ramionami, wracając wzrokiem do twarzy brazylijskiego youtubera. - Nie rozumiemy nawet co mówi, ale jest uroczy, seksowny i ma tęczowe włosy, więc to nieistotne.
- Może pofarbujemy tak Noah? - Ro zjadł żelka. - Zarosłaś. - Spojrzał na mnie.
Faktycznie, nie pamiętam kiedy ostatnio robiłam coś z włosami.
- Jutro. - Zadecydowała Blue po tym, jak uważnie zmierzyła mnie wzrokiem. - Dziś ciacho.
- Ktoś mówił o mnie? - Drzwi pokoju znów się otworzyły. Tym razem stał w nich Adam. - Cześć Aniołku. - Uśmiechnął się do swojego chłopaka. - Miałem przeczucie, że cię tu znajdę.
- Dobre przeczucie, mam nadzieję. - Ro zastanowił się jak zrobić obok siebie miejsce dla Mikaelsona.
- Miałem nadzieję, że będziesz sam… - Japończyk zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka, po czym delikatnie na nie wskoczył, lądując na Ronanie.

Blue? Ronan przyszedł
511 słów

2.10.2020

Od Blue cd. Noah

- Popilnuj dzisiaj Noah, proszę? - Szczenięce oczy Ronana były nie do pokonania.
- Wiesz, że ona raczej już nie będzie tego próbować? - Uniosłam brwi. - Wróciła z farmy, jest w miarę okej, ciągle jest pod czyjąś opieką. No i jest osłabiona. Do tego Leo chyba leci na nasze ciasteczko…
- W sensie Gansey? - Zmarszczył brwi blondyn. - To przegrana sprawa. - Zaśmiał się. - Nie ważne. Popilnuj jej, proszę Blue.
- Chodzi o Adama? - Zagadnęłam. Ciągle nie był w najlepszej kondycji.
- Tak. - Oparł się ociężale o drzwi boksu Kaliope. - Wiem… że coś w nim siedzi, ale on woli milczeć. - Odwrócił głowę w bok. - A ja nie mam prawa pytać. Nie mam prawa do niczego.
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Zawsze martwił się za bardzo. Nawet nie wiem, czy już odreagował niedawną sytuację. Ale mnie też nie chciał martwić. Powinnam o tym pogadać z Ganseyem… wydają się dobrze dogadywać.
 - Popilnuję jej. - Potargałam mu włosy. - Ale mam dobrą radę: pomartw się o siebie, co Amorku?
- Pomyślę o tym. - Uśmiechnął się lekko i wyszedł ze stajni.
***
- Cześć szalona. - Stanęłam w drzwiach pokoju Noah z całą siatą słodyczy, słonych przekąsek i paru mrożonek. - Gotowa na kolejne szalone popołudnie?
- Czy ty nie masz dzisiaj pracy? - Uniosła brwi fioletowowłosa.
- Nie, dzisiaj środa, dzisiaj miałam poranną zmianę, a dobrze wiesz, jakie są poranne zmiany w barze. - Uśmiechnęłam się. - Niiiiic nie robię. Za to możemy teraz nawpierniczać się niezdrowego żarcia i obejrzeć jakieś ciacha.
- Gdzie Klio? - Dziewczyna założyła ręce. - Bez niej cię nie wpuszczę.
Zaśmiałam się cicho i wręczyłam siatki dziewczynie, po czym wróciłam do pokoju po psa. Suczka była przeszczęśliwa i gdy tylko wpadła do pokoju dziewczyny, od razu przywitała się z lisami i samą lokatorką. Ja z kolei zajęłam się rozpakowywaniem siatki, żeby dobrać się do żarcia. Kiedy wszystko było wyjęte i położone na stół, popatrzyłam na boki i z zacięciem oznajmiłam:
- Idziemy do kuchni po miski.
- Co? Po co? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Lubię mieć żelki w miskach, żeby nie szeleścić. - Zamyśliłam się. - No i potrzebujemy szklanek na picie. Chodź!
Pociągnęłam ją za rękę i uważając, by żadne ze zwierząt nie uciekło, zamknęłam drzwi. Potem ruszyłam do pomieszczenia, które było naszym celem.
- A teraz się przyznaj, że Ronan kazał ci mnie pilnować. - Dziewczyna położyła dłonie na bokach.
- Czy to kogokolwiek jeszcze dziwi? - Westchnęłam, kiedy szklanki kolejny raz umykały mojemu wzrokowi. - Masz Poduchę, która martwi się o wszystkich, tylko nie siebie.
- Nie mogę powiedzieć, że to złe, ale to jest też męczące. - Przewróciła oczami.
- Było nie odpierdalać akcji z samobójstwem. - Namierzyłam szklanki. - Teraz będziesz miała go na głowie. Ciągle.
- Ty też tak masz? - Fioletowowłosa wzięła kilka misek na przekąski. - W sensie nie, że sytuacja wyjściowa jest taka sama, ale... wiesz.
- Tak, nade mną Ronan też się trzęsie. - Parsknęłam śmiechem. - Tylko mniej. No ale mi się nie zdarzyło celowo się uszkodzić.
- Myślisz, że gdybym go do siebie zniechęciła… - Zaczęła.
- ...to byś miała jeszcze większe cenzurowanie. - Uniosłam lekko kącik ust. - Z nim nie jest tak łatwo jak z Leo.
- Uparta Poduszka. - Westchnęła kolejny raz. - Chodźmy do mnie do pokoju. Potrzebuję tego cukru i soli, które tam są.
- No i zaczynasz mówić z sensem. - Wzięłam ją pod rękę. - Ruszajmy ku żarciu!

Noah? Żarełko? Może brokat?
514 słów

Od Ronana cd. Noah

- Mam… przytrzymać Leo z dala? - Zdziwiłem się, kiedy Sam poprosił mnie o tą niecodzienną prośbę.
- Tak. Ja sam nie jestem w stanie tego zrobić. - Potarł oczy. - Poza tym… przekonałem lekarza, żeby zabrać ją do Teksasu do jej lekarza prowadzącego, więc to tylko kilka dni. A potem coś się wymyśli.
- Jeśli ma to jej pomóc, to nie mogę protestować. - Upiłem łyk napoju, który znajdował się w kubku. - Załatwię coś. Ale właściwie czemu?
- Jeszcze nie wiem. Ale jak się dowiem, to ty pewnie też.
- Powinienem się wcześniej domyślić. - Skrzywiłem się.
- Nie dałaby ci. - Parsknął śmiechem.
- Też prawda. Więc zabierasz ją do domu?
- Tak. - Pokiwał głową. - To powinno trochę pomóc.
- Przejmę ją, jak wrócicie. - Ruszyliśmy do sali Noah, kiedy Sam dostał swoją kawę.
- Lepiej zajmij się swoim chłopakiem. - Upił łyk napoju. - Mówię poważnie. Podobno ją znalazł.
- Damy radę. - Lekko uniosłem kącik ust. - Wszystko jest w miarę okej, prawda?
- W miarę to dobrze powiedziane. - Uśmiechnął się. - Zapraszam.
***
- Masz grzecznie brać leki, jeść trzy posiłki dziennie, spać minimum sześć godzin i dzwonić do mnie w niedzielę przed południem, jasne? - Wypuściłem z objęć Jeżozwierza i potargałem jej włosy.
- Aż trzy? - jęknęła. Miała nieco lepszy humor. - Terrorysta.
- Jak nie, Sam do mnie zadzwoni i zabiorę ci brokat. - Założyłem ręce.
- Terrorysta - mruknęła, a potem przytuliła Blue. - Nie daj mu zabrać brokatu.
- Zależy czy będziesz grzeczna Blake. - Uniosła lekko brew. - Pamiętaj, że to ja dostaję twój brokat.
- Przynajmniej będzie w dobrych rękach - westchnęła i włożyła lisy na tylne siedzenie. - Pomachajcie ode mnie Adamowi jak już się obudzi.
- Jasne. - Potem wsiadła do samochodu i wpatrywała się w nas przez szybę.
- Miło było cię poznać. - Sam uścisnął mi rękę. - Chociaż szkoda, że w taki sposób.
- Mi też. Jak ją odwiedzisz, to możesz też odwiedzić mnie. - Uniosłem lekko kącik ust. - I nie uwierz w kłamstwa, że nie potrafi zjeść trzech posiłków dziennie. Potrafi. Tylko muszą być małe porcje.
- Zapamiętam. - Potem pomachał Blue i wsiadł za kierownicę.
Kiedy już pojechali, Blue przeciągle westchnęła, pociągnęła nosem i oklapła.
- Dajesz radę? - zapytała cicho.
- Daję. - Przymknąłem oczy. - Idź się wyżyj. Potrzebujesz tego.
- Ty też. - I odeszła.
Ja z kolei ruszyłem do pokoju Adama.
***
- Hej Jeżozwierzu. - Wpakowałem się do pokoju Noah, kiedy był tam jeszcze Sam. - Hej bracie Jeżozwierza. Jakkolwiek samolubnie to nie zabrzmi, cieszę się, że już wróciłaś.
- Poduszka! - Blake od razu się do mnie przytuliła, a potem wskazała na półkę. - Brokat! Jadłam grzecznie i nawet spałam, bo on mnie zmuszał! - Wskazała na Sama, który lekko się uśmiechnął.
- Nie kłamie, ale wiem, że nie spała, tylko leżała. - Pokręcił głową.
- Ten jeden raz. - Podałem jej kulę z brokatem. - Jak tam Tester?
- Lepiej, miałam trochę czasu, żeby z nim popracować. - Potrząsnęła kulą. - Przywitaj się z kluską, gdzieś tu łazi.
Jak na zawołanie przy mojej nodze pojawił się szczeniak i oparł się o moją łydkę. Z uśmiechem kucnąłem obok i pogłaskałem młodą po pysku.
- Hej śliczna. - Uśmiechnąłem się. - A gdzie Flair i Dot?
- Właśnie miałem po nie iść - rzucił Sam. - Chcesz mi pomóc?
- Jasne. - Podniosłem się. - Leć do Blue, też chce się z tobą przywitać, a pada po dwunastogodzinnej zmianie.
- Uuuuu! LECĘ PIĘKNA! - I już jej nie było.
- Chyba poprawiłeś jej nieco humor - zaśmiał się Sam.
- Mam nadzieję. - Ruszyliśmy do samochodu. - Wiem, że pewnie długo nie będzie okej, ale jest lepiej?
- Tak. - Pokiwał głową. - Ale nieco martwię się o… Leonarda.
- Dziś go tu nie ma. Jest u siebie w domu. Ciągle jest coś nie tak?
- Noah sama powinna ci powiedzieć - westchnął ciężko i otworzył drzwi. - Proszę, Dot i Flair.
Podzieliliśmy się lisami na pół (czyli po jednym na głowę, oczywiście) i wróciliśmy do akademika. Noah już siedziała w pokoju z brokatową kulą śnieżną.
- Blue chce spać - obwieściła i potrząsnęła kulą. - Wypuście je jak zamkniecie drzwi.
- A ty? - Dźgnął ją Sam.
- Ona jest na brokatowym haju. - Machnąłem ręką. - Zostaw ją na razie.
- No dobra - zaśmiał się. - Zamknijmy drzwi.
***
- A Adam nie będzie się czepiał, że zabieram mu czas? - Noah oderwała się na chwilę od filmiku.
- Gra dzisiaj z Nico w gry wideo. - Popatałem ją po głowie. - Mają mini turniej jakiejś zręcznościówki, czy coś.
- Okej. - Wróciła do pozycji “moja Poduszka”. - Ale jadłam dziś kolację, wiesz?
- Tak wiem, Sam mi mówił - zaśmiałem się. - Mam jednak inne pytanie.
- Mhm. - Popatrzyła na kulę śnieżną.
- Coś się zmienia, czy…?

Noah? Jak uważasz?
694 słowa

2.09.2020

Od Noah cd Blue

Coraz więcej ludzi. Skąd oni się w ogóle biorą?
Tym razem człowiekiem, z którym musiałam wejść w interakcję była niższa ode mnie szatynka, której towarzyszył mały, rudy pies, obecnie próbujący przywitać się z Flair. Mogłam jedynie życzyć mu powodzenia w ucieczce, gdy szarej kulce skończy się cierpliwość.
Zaprowadziłam Blue do jej pokoju, a korzystając z faktu, że przyjaciółka Poduszki została przydzielona do pokoju obok mojego, zostawiłam lisy w ich klatce. Jane stwierdziła natomiast, że zabierze swojego rudzielca na spacer przy okazji naszej małej wycieczki krajoznawczej.
- Masz konia? - spytałam, patrząc jak Blue przekręca klucz w drzwiach swojego pokoju.
- Kaliope. - Schowała klucz do kieszeni spodni. - Powinna już być w stajni.
- Okej, więc możemy zacząć od stajni. Tędy.
Korzystając z faktu, że byłyśmy właśnie w budynku przeznaczonym dla uczniów akademii, pokazałam szatynce jak trafić do kuchni i stołówki. Potem poszłyśmy już prosto do prywatnej stajni, w której dziewczyna błyskawicznie odnalazła swojego wierzchowca. Przywitała się z bułaną klaczą przypominającą nieco luzytana, choć nie znałam się na rasach koni wykorzystywanych w jeździectwie klasycznym na tyle dobrze, by być w stanie stwierdzić to na pewno.
Kilka minut później Blue pozbyła się całego zapasu marchewek i kostek cukru, który miała przy sobie, więc ruszyłyśmy dalej. Pokazałam dziewczynie stanowiska służące do czyszczenia wierzchowców.
 - Mają tu też te fancy lampy, sprawiające, że jednocześnie to końskie solarium. - Wskazałam na sufit, pod którym wisiały wspomniane urządzenia.
Mina szatynki sugerowała, że nie miała pojęcia po co koniom solarium, ale jednocześnie dawało jej to wrażenie, że stajnia jest bardzo profesjonalna. Po części ją rozumiałam. Mnóstwo rzeczy w całej akademii krzyczało wręcz “luksus”, choć bez co najmniej połowy z nich można byłoby normalnie żyć. Kolejnym punktem wycieczki była siodlarnia, gdzie Blue odnalazła szafkę przeznaczoną na sprzęt jej konia. Potem zostały nam tylko obiekty na zewnątrz. Najbliżej stajni były lonżownik i karuzela, więc to właśnie tam poszłyśmy najpierw. Następnie zaprowadziłam Blue na zewnętrzny parkur do skoków i czworobok do ujeżdżania, ale trudno było powiedzieć co było czym, bo oba były przykryte warstwą świeżego śniegu, w którym postanowiłam poszaleć jej suka, zostawiając na gładkiej dotąd powierzchni ślady łap.
Potem pokazałam szatynce kryte hale, ale weszłyśmy tylko na tą skokową, bo na ujeżdżalni trwały jeszcze zajęcia. W końcu była zima i nikomu nie chciało się robić treningów na dworze, przymarzając dupą do siodła, kiedy pod ręką było miejsce chroniące przed śniegiem i lodowatym wiatrem.
Zostały nam jeszcze tylko pastwiska, do których trzeba było jeszcze kawałek dojść. Rozmawiając z dziewczyną przez ten czas doszłam do wniosku, że może być nawet fajna. Szok, nie? Przyjaciółka Poduszki była drugą po samym Ronanie osobą, którą tu polubiłam.
- Poza tym na polach i lasach w okolicy można znaleźć kilka fajnych szlaków na wyjazdy w teren. - Dodałam na koniec naszej wycieczki.
***
- I w skrócie to właśnie tak się poznałyśmy. - Podsumowała Blue, odkrawając widelcem kawałek naleśnika z nutellą, leżącego przed nią na talerzu. - Potem było jeszcze trochę brokatu…
- Naprawdę dużo brokatu. - Poprawiłam ją.
- Racja, dużo brokatu. I sporo bajek oglądanych po nocach. - Dodała.
Gansey roześmiał się, najwyraźniej rozbawiony wizją Blue i mnie obsypujących się nawzajem brokatem lub oglądających Frozen o 3 nad ranem. Nawet Ro się uśmiechnął, choć siedział z nami głównie po to, żeby przypilnować bym zjadła śniadanie, bo Adam zniknął już jakiś czas temu, twierdząc, że musi się przebrać na jazdę.

Blue?
539 słów