Od jakiegoś czasu nie widywałam Rekera na treningach ani na stołówce. Martwiłam się o niego bo to nie było do niego podobne. On nie lubił opuszczać treningów, zwłaszcza tych skokowych, choć owszem przyznam że ujeżdżania zawsze nienawidził ale i tak treningi były dla niego ważne... Owszem z początku się dąsał że musi tutaj się uczyć i szkolić ale zaczął się z czasem przyzwyczajać, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dlatego w końcu postanowiłam do niego iść kiedy nie pojawił się na kolejnym treningu, jednak wzięłam jeszcze tacę z jedzeniem. Kiedy mi otworzył drzwi, weszłam bez zaproszenia by mnie nie zbył pół słówkami i postawiłam tacę z jedzeniem na stolik, żądając wyjaśnień.
- Po prostu umieram - szepnął cicho co mnie zaskoczyło.
- Jak to? Co się dzieje? - zmartwiłam się bardzo jego słowami, lecz on jedynie na to westchnął i usiadł wyczerpany na swoim łóżku, na którym jeszcze niedawno leżał.
- Czuję że słabnę coraz bardziej Irmo - odparł cicho, patrząc się intensywnie w podłogę, jakby widział tam coś ciekawego niż tylko deski. Widząc jaki jest przygnębiony usiadłam obok niego i spojrzałam na niego, chcąc lepiej ocenić stopień jego załamania. Widziałam że jest źle... Był bardzo przygnębiony, miał worki pod oczami jakby jego organizm toczył walkę ze straszną chorobą... Owszem ja też wcale nie czułam się najlepiej, gdyż białaczka była u mnie bardzo silna i niestety moje wyniki znacznie się pogorszyły, mimo zastosowania chemioterapii, lecz chciałam jakoś walczyć o swoje życie. I choć każdego dnia czułam bardzo silny ból w ciele, przez który miałam ochotę płakać i skulić się na łóżku niczym mała dziewczynka, która miała zły sen, to zmuszałam się do wstawania. Za każdym razem był to dla mnie nie lada wyczyn i wciąż funkcjonowałam na bardzo silnych lekach przeciwbólowych, przez które moje nerki dostawały mocno w dupę, ale nie potrafiłam inaczej funkcjonować. Byłam pewna że Reker też odczuwa jakiś silny silny ból, lecz nie wiedziałam w czym tkwi problem, gdyż nigdy się na nic nie skarżył, nie chcąc zapewne wyjść na jakiegoś mięczaka.
- Ale dlaczego? - spytałam - Powiedz co się dzieje... nie jestem jasnowidzem - dodałam patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
- Mam chore serce... - powiedział wreszcie załamany.
- Bierzesz jakieś leki? - spytałam, na co skinął kila razy głową tak, jakby zaraz miała ona odpaść z zawiasów - I nic Ci nie pomagają?
- Na początku pomagały - przyznał - Ale ostatnio jest coraz gorzej... Nie mam siły na nic i boli mnie ciągle oraz gubi się w rytmie - dodał, nerwowo pocierając blade ręce.
- A mówiłeś już ojcu? - spytałam nieco niepewnie, gdyż ostatnio z nim darł nieco koty, a widząc jego spojrzenie, zmieszałam się - Może by Ci zmienili leki na jakieś inne czy coś... - dodałam pośpiesznie.
- Nie chce by wiedział - odparł krótko na co westchnęłam ciężko.
- No dobrze... ale przecież Ci się pogarsza - powiedziałam cicho i na tym nasza rozmowa się skończyła. Obiecałam że nikomu nic nie powiem, ale wiedziałam że to źle wróży na jego chore serce... Zaczynałam myśleć czy aby nie napisać list do jakiejś fundacji czy coś, ale z drugiej strony kto by mi na to odpisał? Reker sam powinien pójść do lekarza, a tego nie robił. Co by to w końcu dało że bym popytała w paru miejscach, skoro sam ukrywa swoje dolegliwości i nic nikomu nie mówi? Tylko by mnie wyśmiano albo stwierdzono że jestem jakąś wariatką! Martwiłam się o tego marudę, ale co ja mogłam?
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Minął tydzień od czasu tamtej rozmowy. Pomagałam Rekerowi w odrabianiu lekcji, pilnowałam cz brał leki, no i jakoś w końcu zaciągnęłam go do lekarza, który co prawda podejrzanie na nas patrzył, widząc nastolatków bez opieki, ale zmienił leki na inne, po których chłopak dzięki boku nieco lepiej się czuł. Lekarz przestrzegł nas, że musi zrobić badania kontrolne, by wiedzieć czy dawkę leku należy zwiększyć, gdyż tak się ponoć po czasie robiło... Nie znałam się na tym, ale w każdym razie mu przytaknęliśmy i od trzech dni wszystko wydawało się normować. Reker miał co prawda parę niezaliczonych sprawdzianów, ale pomogłam mu uzupełnić notatki i w wolnej chwili uczyliśmy się razem z jego przyjacielem, który zdążył już wyjść ze szpitala. Nadal miał co prawda zakaz jazdy na koniu, ze względu na gojące się rany po wypadku, lecz humor mu dopisywał.
Szykowaliśmy właśnie swoje konie na trening skokowy, kiedy zobaczyliśmy na podjeździe jakiś w cholerę drogi samochód, z którego wysiadł najpierw jaki chłopak, a po chwili... po chwili poczułam jak uginają jej się nogi, bowiem ujrzałam tego samego mężczyznę, którego widziałam na zawodach i wtedy przed kwiaciarnią! Spokojnie Irma.... spokojnie... To na pewno TYLKO zbieg okoliczności, Reker ma rację, nie mogę popadać w paranoję - pomyślałam poprawiając Touch Down'owi popręg, a widząc już nauczyciela, szybko podążyliśmy ze swoimi koniami na zewnątrz na parkur otwarty. Idąc na parkur, kątem oka spojrzałam na tamtą dwójkę, która rozmawiała właśnie z jednym z właścicieli akademii, lecz gdy zobaczyłam jak ten ciemny typek na mnie spojrzał, poczułam jak ciarki przeszły mi po plecach. Momentalnie odwróciłam wzrok, by po chwili na komendę nauczyciela wsiąść na konia. Touch Down wyczuł moje zdenerwowanie momentalnie jakby przeszedł po nim prąd elektryczny przez jakiś połączony łańcuch, po czym zaczął lekko bić kopytem w ziemię.
- Cii... spokojnie - szepnęłam cicho, głaszcząc go delikatnie po muskularnej szyi, co nieco pomogło, a nauczyciel rozpoczął lekcje.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonych zajęciach, które pamiętałam jak przez mgłę, zorientowałam się że zgubiłam swój naszyjnik z serduszkiem w którym było zdjęcie mojej młodszej siostry.
Przeszukałam dokładnie swój pokój i stołówkę, ale naszyjnik jakby rozpłynął się w powietrzu! Był dla mnie bardzo ważny, dlatego było mi smutno, gdyż wiedziałam że już go nie znajdę... Smutna poszłam do Rekera, gdzie mieliśmy się uczyć biologii na kolejny sprawdzian świrniętej nauczycielki, która wręcz kochała płazy i gdy tylko widziała jakąś żabę czy ropuchę, to musiała zaraz ją wziąć na ręce i zrobić jej zdjęcie! Masakra... Wchodząc, przywitałam się z nim, po czym usiadłam na krześle ciężko wzdychając.
- Co Ci jest? - spytał od razu wychodząc z łazienki, podczas gdy ja gapiłam się w sufit.
- Zgubiłam naszyjnik... - odparłam ze smutkiem.
- Który? - zmarszczył brwi.
- Ten z serduszkiem... Miałam w nim zdjęcie siostry - westchnęłam - Przeszukałam cały swój pokój i boks Touch Down'a, ale nic nie znalazłam. Chyba już przepadł na zawsze - dodałam otwierając grubą książkę od biologii.
- Znajdzie się może jak nie będziesz go szukać - stwierdził.
- Czy ja wiem? - westchnęłam - Był dla mnie ważny... Mam nadzieję jednak że będzie tak jak mówisz - dodałam przeglądając tematy jakich musieliśmy się nauczyć.
- Yyy... czego mamy się nauczyć? - spytał patrząc w gruby podręcznik.
- Budowa DNA, RNA itp - odparłam zaznaczając sobie odpowiednie tematy - I o czymś jeszcze ale to zaraz Ci powiem, jak sprawdzę w telefonie, bo mi Lidia wysłała - dodałam.
- Jaka Lidia? - zdziwił się unosząc swoje brwi ku górze.
- No ta z kółka biologicznego... Chodzi z nami do klasy, ta taka w okularach czarnych czy tam granatowych... - mówiąc to spojrzałam na niego, lecz widząc że nie kojarzy dodałam - To ta blondyna z kręconymi włosami.
- Aaaa.... To mów że to ta! - ożywił się nieco - Nie wiedziałem że się ze sobą kumplujecie - dodał zdziwiony.
- Daj spokój, nie kumplujemy się, tylko czasem piszemy do siebie żeby niczego nie zapomnieć czego mamy się uczyć, bo niestety czasem się wyłączam na tych lekcjach biologii, więc nie pamiętam nawet co do nas gadała - westchnęłam ciężko.
- Nie uważasz na lekcjach? Nie ładnie - odparł rozbawiony, na co przewróciłam oczami z lekki uśmiechem.
- Powiedział to ten, który śpi zawsze na zajęciach z fizyki - odparłam teraz ja rozbawiona, na co machnął niedbale ręką.
- Nie moja wina, same mnie usypiają - powiedział spokojnie otwierając książkę na wyznaczonej stronie - To co uczymy się? Nie chcę znowu by ta baba znowu wpadła w trans mówienia jacy my to nieodpowiedzialni jesteśmy z nauką - mruknął niezadowolony. Co jak co, ale miał rację, gdyż zawsze pani Kembricz widząc słabe oceny z swojego przedmiotu, zaczynała jak katarynka gadać, gadać i gadać o tym jak to było za jej czasów... Nikt nie chciał tego znowu słuchać, zwłaszcza że nie pozwalała nam wtedy wychodzić na przerwę gdy mieliśmy z nią łączone zajęcia, a tego bym już nie wytrzymała, gdyby miała by tak trajkotać przez bite dwie albo nie daj boże trzy godziny!
- Jasne - odparłam krótko, po czym zabraliśmy się do nauki tego przedmiotu "zła".
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Minęło kolejne parę dni, a my z Rekerem siedzieliśmy właśnie w samolocie, którym lecieliśmy aż do Europy! Czemu tak daleko i po co? Ano dowiedzieliśmy się że są tam organizowane tam zawody charytatywne tak jakby. Każda z prestiżowych akademii jeździeckich mogła się tam zgłosić by wystąpić i przeznaczyć określoną sumę pieniędzy za udział w nich. Część z tych pieniędzy miała pójść na zwycięzców zawodów, a część miała trafić w inne ręce. Wiedzieliśmy tylko że lecimy do Polski w.... Tatry! Tam miały gdzieś się odbyć zawody jeździeckie w dyscyplinie skoków na specjalnym parkurze stworzonym na tą imprezę. Pani Elena, właścicielka akademii leciała z nami i wydawała się być bardzo podekscytowana tym wydarzeniem, niczym małe dziecko. Szczerze mowiąc, to nigdy jej aż tak radosnej nie widzieliśmy, więc ten wylot musiał mieć jakieś głębsze znaczenie niż to co nam przekazano...
- Nieźle nie? - zagaiłam Rekera, który siedział przy oknie - Zboczymy te Tatry o których się tyle słyszy pięknych opowieści - dodałam.
- Nigdy nie widziałem Tatr, ale mam nadzieję że to wszystko co o nich mówią ludzie to prawda - odparł lekko zamyślony.
- Oj no nie bądź taki... Więcej optymizmu Ci nie zaszkodzi - odparłam z uśmiechem lekkim widząc przez okno piękne białe chmury gdzieniegdzie na niebie.
- Tia... - mruknął jedynie, na co lekko go szturchnęłam łokciem.
- Daj spokój, nie marudź tak - westchnęłam - Zawsze chciałam zobaczyć co to jest to morskie oko, to ponoć jedno z najładniejszych miejsc tam. I pójdziesz ze mną czy tego chcesz czy nie pierdoło - dodałam, na co uniósł zdziwiony brwi ku górze.
- Psssst! Gołąbeczki? Może by tak ciszej? - usłyszeliśmy za sobą, więc nieco się odwróciłam i zobaczyłam przyjaciela Rafaela, który patrzył na nas zmęczonym, aczkolwiek rozbawionym wzrokiem.
- Czemu? Przecież i tak nie śpisz - odparłam parząc na niego niezrozumiale - A poza tym to tylko zwiedzanie, więc niczego sobie w tej główce nie twórz - dodałam wiedząc co może mu chodzić po głowie.
- Uhu... a później będzie buzi, buzi - zarechotał cicho.
- Ty lepiej tam pilnuj swojej dziewuchy, bo niedługo na kolanach Ci będzie spać - mówiąc to chytrze się uśmiechnęłam, gdyż jedna z dziewczyn opierała się o niego głową śpiąc twardo jak kamień.
- Nic mnie z nią nie łączy - oburzył się lekko.
- Uhu... ale to że leży Ci już prawie na kolanach, to Ci się podoba - zarechotał tym razem Reker.
- Cicho siedź! - fuknął niezadowolony, na co jego przyjaciel jedynie się uśmiechnął pod nosem głupkowato, a ja na to przewróciłam teatralnie oczami. Tym tylko jedno w głowie - pomyślałam bardziej opierając się w swoim fotelu, przypominając sobie że gdy wrócimy z tej imprezy charytatywnej, to najprawdopodobniej będą już wyniki sprawdzianu z biologii, na który dość mocno się uczyłam z chłopakiem. Po wielu godzinach lotu, kiedy wysiedliśmy w końcu z samolotu, poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Moje mięśnie były ociężałe, a przez białaczkę z którą toczyłam walkę, czułam się jeszcze bardziej osłabiona. Na szczęście w tym kraju było lato, więc nie musiałam się ubierać na cebulkę by było mi ciepło. Miałam tylko na sobie cieniutki sweterek, dzięki któremu nie było widać mojej opaski na ręce, która informowała że leczę się na to dziadostwo. Miałam jednak też oko na Rekera, którego pilnowałam z braniem leków bardzo, co go denerwowało, ale martwiłam się o niego, a poza tym po nich było mu znacznie lepiej, więc nie miał nic do gadania! Odebraliśmy swoje bagaże, a w tym czasie nasze wierzchowce zostały już transportowane o stajni prowizorycznych w miejscu zawodów, więc nie mogłam nawet sprawdzić jak Touch Down zniósł swoją podróż... Mogłam mieć tylko nadzieję że dobrze i że nie będzie się na mnie dąsać za to. Wynajętymi busami zostaliśmy wszyscy przewiezieni do ładnego hotelu, z którego było pięknie widać góry, co mnie bardzo ucieszyło, aczkolwiek po wyczerpującym locie marzyłam tylko o śnie.
< Reker? ;3 >
1950
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Irma. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Irma. Pokaż wszystkie posty
3.06.2019
12.04.2018
Od Irmy cd. Rekera
Siedząc na klaczy i słuchając tego co mówi mężczyzna o innych akademiach, mój stres podwyższał się coraz to bardziej. Czyli jednak przegraliśmy? Ktoś pojechał szybciej? Boże czytaj że szybciej facet! myślałam nerwowo, coraz to bardziej ściskając wodze w swoich rękach. Carisma zaczęła nieco się denerwować i się kręcić, więc zaraz pogłaskałam ją lekko po szyi by się uspokoiła. Całe szczęście to pomogło i klacz stanęła znowu spokojnie. Słysząc że mężczyzna czytający wyniki doszedł do tych trzech najważniejszych miejsc bardziej wyczuliłam swój słuch tak jak reszta kolegów z drużyny. Nagle słysząc nazwę naszej akademii na pierwszym miejscu nie mogłam po prostu w to wszystko uwierzyć! Jednak jeszcze większy szok mnie spotkal na wieść że byłam tą najszybszą i bez żadnego punktu karnego! Byłam w takim szoku że myślałam że zaraz spadnę z siodła.... Dopiero po chwili usłyszałam jak Reker mi pogratulował co było bardzo miłe z jego strony.
- Dzięki Reker - odparłam z uśmiechem a następue został naszej drużynie wręczony złoty puchar, przy czym wspólnie zapozowaliśmy do zdjęcia, a po chwili zostały nam założone na szyję złote medale, a koniom zostały przyczepione do ogłowi zielone złote rozety. Cieszyłam się że wygraliśmy lecz od dłuższego czasu zauważyłam że przyglądał mi się jakoś ciemny typ... Miał blond włosy krótkie, był wysoki i był nie ogolody gdyż miał lekki zarost. Nie podobało mi się jego spojrzenie które na mnie zawiesił było chłodne oraz miałam wrażenie że chce mnie nim jakby prześwietlić na wylot.
Nie czułam się zbyt bezpiecznie ale na szczęście uważne spojrzenie, które było ostrzegające wbił w niego pan Pol który zaraz mnie zasłonił. Nasz wychowawca zawsze był czujny z tego co zauważyłam i poczułam wielką ulgę że mnie zasłonił. Mężczyzna się wycofał jakby nigdy nic i gdzieś poszedł, a my po chwili zaczęliśmy się zbierać. Dopiero w stajni poczułam jak drżą mi nogi! Miałam je jak z waty więc musiałam usiąść by aby czasem nie upaść. Kim był ten mężczyzna? Czemu mi się tak przyglądał? Bałam się że będzie chciał mi zrobić jakąś krzywdę, dlatego wolałam się trzymać z resztą grupy by być bardziej bezpieczną. Gdy nieco odsapnęłam zajęłam się dwoma końmi po czym je zapakowałam do przyczepy gdzie przy okazji pomogłam Rekerowi wnieść cały sprzęt gdyż widziałam że jest jakoś dziwnie osłabiony co mnie bardzo zmartwiło.
- Świetnie Ci poszło kochanie! - usłyszałam nagle więc się odwróciłam i ujrzałam swoją uśmiechniętą opiekunkę od ucha do ucha, która zaraz mocno mnie przytuliła - Pojechałaś wspaniale! Ale muszę przyznać że do uderzenie w przeszkodę napedziła nam wszytkim stracha - dodała puszczajac mnie i poprawiajac mi włosy, które nieco spadły mi na twarz.
- Dziękuję - powiedziałam zadowolona bardzo i szczęśliwa. Takie słowa zawsze podnosiły mnie na duchu i dodawały mi energii, nie mówiąc już o tym że dla mnie takie pochwały były niezmiernie ważne na mój zazwyczaj duży brak pewności siebie.
- Musimy już jechać na lotnisko by mieć jutro siły do pracy... Uważaj na siebie dobrze? - spytala patrząc na mnie uważnie.
- Spokojnie nic mi sie przecież tutaj nie stanie - odparłam z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieje... Jedziecie też od razu na lotnisko? - spytała poprawiając rękawiczki na rękach w kolorze szarym.
- Jeszcze nie... Jedziemy jeszcze do szpitala, do Jay'a - powiedziałam patrząc na nią i dostrzeglam jak uśmiech zniknął z jej twarzy.
- To był straszny wypadek - stwierdzila z lekkim westchnięciem na co skinęlam lekko głową i nagle otworzyła swoją torebkę, a po chwili ujrzałam jak otwoera swój portwel w kolorze bordo.
- Co robisz? - spytałam zdziwiona bardzo kiedy wręczyła mi nieco pieniędzy do ręki.
- Weź te pieniądze... Skoro jedziecie do szpitala, to wypadało by kupić Jay'owi jakieś kwiay czy coś takiego. Możecie też wywołać zdjęcie drużynowe które teraz zrobiliście na zawodach i dać to do jakiejś ładnej ramki i mu zostawić też jakiś list z podpisem całej waszej grypy... To na pewno go podniesie na duchu by szybciej zdrowieć i nie dołować się tym że was wszystkich zawiódł - Wyjaśniła spokojnie - Podniesienie na duchu bardzo mu się zatem przyda zwłaszcza gdy jest w szpitalu taki kawał drogi od domu - dodała.
- Jest pani genialna! - powiedzialam nagle uradowana - Na pewno się ucieszy dziękuję za pomysł - dodałam na co się uśmiechnęla na chwilę znowu.
- Jestem pewna że coś fajnego dla niego zrobicie - powiedziała czochrając mnie po włosach - Jadę już pa pa - mówiąc to ostatni raz mnie przytuliła, po czym wsiadła do samochodu.
Ja natomias dokończylam pakowanie się po czym przekazałam wszystko reszcie co można by było zrobić dla Jay'a na co się wspólnie wszyscy zgodzili z czego się bardzo ucieszyłam. Gdy wsiedliśmy tylko do naszego wynajętego busa od razu pojechaliśmy w stronę wielkiego sklepu w mieście gdzie szybko zakupiliśmy potrzebne nam rzeczy lecz szukaliśmy jeszcze jakiejś kwiaciarni więc mieliśmy swego rodzaju misję poszukiwawczą. Rozdzieliliśmy się na grupy gdzie ja szłam z Rekerem i rozglądaliśmy się po całej galerii.
- Zaczekaj może spytam którejś z ekspedientek z tamteko sklepu gdzie tu jest jakaś kwiaciarnia - odezwał się nagle zniecierpliwiony już tym łażeniem w kółko chłopak.
- Dobrze ja tu poczekam - odparłam spokojnie na co skinął lekko głową i poszedł zaczerpnąć informacji która miała nam pomóc. Ja w tym czasie spojrzałam do swojego portfela by sobie przypomnieć i sprawdzić ile mam jeszcze przy sobie funduszy by zakupić jakieś ładnie przystrojone kwiaty, kiedy nagle ktoś mnie popchnął mocno czy też uderzył z ranienia i pobiegł szybko dalej, a mnie wypadł portfel na podłogę gdzie rozsypało mi się parę drobnych pieniędzy.
- Patrz jak biegniesz pajacu! - krzyknęłam do tego idioty po czym kucnęłam i wzięłam do rąk niewielki czerwony portfenik, a gdy zaczęłam zbierać rozsypane drobne, nagle zobaczyłam czyjes czarne i wypastowane buty. Zaskoczona tym powoli podniosłam głowę i ku mojemu przerażeniu to był ten mężczyzna z zawodów!
- Pomóc? - sptytał patrząc na mnie tymi swoimi czarnymi jak smoła oczami.
- N-nie.... dziekuje - powiedziałam szybko zabierając pieniądze i się podnosząc - Przepraszam ale muszę już iść - cofając się i szybko weszłam do sklepu gdzie przebywał Reker i rozmawiał obecie z jakąś ekspedientką która mu tłumaczyła na jakiej ulicy jest jeszcze czynna jakaś dobra kwiaciarnia.
< Reker? ;3 to gdzie jest ta kwiaciarnia? xdd Eric ją straszy i się go boi xdd >
- Dzięki Reker - odparłam z uśmiechem a następue został naszej drużynie wręczony złoty puchar, przy czym wspólnie zapozowaliśmy do zdjęcia, a po chwili zostały nam założone na szyję złote medale, a koniom zostały przyczepione do ogłowi zielone złote rozety. Cieszyłam się że wygraliśmy lecz od dłuższego czasu zauważyłam że przyglądał mi się jakoś ciemny typ... Miał blond włosy krótkie, był wysoki i był nie ogolody gdyż miał lekki zarost. Nie podobało mi się jego spojrzenie które na mnie zawiesił było chłodne oraz miałam wrażenie że chce mnie nim jakby prześwietlić na wylot.
Nie czułam się zbyt bezpiecznie ale na szczęście uważne spojrzenie, które było ostrzegające wbił w niego pan Pol który zaraz mnie zasłonił. Nasz wychowawca zawsze był czujny z tego co zauważyłam i poczułam wielką ulgę że mnie zasłonił. Mężczyzna się wycofał jakby nigdy nic i gdzieś poszedł, a my po chwili zaczęliśmy się zbierać. Dopiero w stajni poczułam jak drżą mi nogi! Miałam je jak z waty więc musiałam usiąść by aby czasem nie upaść. Kim był ten mężczyzna? Czemu mi się tak przyglądał? Bałam się że będzie chciał mi zrobić jakąś krzywdę, dlatego wolałam się trzymać z resztą grupy by być bardziej bezpieczną. Gdy nieco odsapnęłam zajęłam się dwoma końmi po czym je zapakowałam do przyczepy gdzie przy okazji pomogłam Rekerowi wnieść cały sprzęt gdyż widziałam że jest jakoś dziwnie osłabiony co mnie bardzo zmartwiło.
- Świetnie Ci poszło kochanie! - usłyszałam nagle więc się odwróciłam i ujrzałam swoją uśmiechniętą opiekunkę od ucha do ucha, która zaraz mocno mnie przytuliła - Pojechałaś wspaniale! Ale muszę przyznać że do uderzenie w przeszkodę napedziła nam wszytkim stracha - dodała puszczajac mnie i poprawiajac mi włosy, które nieco spadły mi na twarz.
- Dziękuję - powiedziałam zadowolona bardzo i szczęśliwa. Takie słowa zawsze podnosiły mnie na duchu i dodawały mi energii, nie mówiąc już o tym że dla mnie takie pochwały były niezmiernie ważne na mój zazwyczaj duży brak pewności siebie.
- Musimy już jechać na lotnisko by mieć jutro siły do pracy... Uważaj na siebie dobrze? - spytala patrząc na mnie uważnie.
- Spokojnie nic mi sie przecież tutaj nie stanie - odparłam z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieje... Jedziecie też od razu na lotnisko? - spytała poprawiając rękawiczki na rękach w kolorze szarym.
- Jeszcze nie... Jedziemy jeszcze do szpitala, do Jay'a - powiedziałam patrząc na nią i dostrzeglam jak uśmiech zniknął z jej twarzy.
- To był straszny wypadek - stwierdzila z lekkim westchnięciem na co skinęlam lekko głową i nagle otworzyła swoją torebkę, a po chwili ujrzałam jak otwoera swój portwel w kolorze bordo.
- Co robisz? - spytałam zdziwiona bardzo kiedy wręczyła mi nieco pieniędzy do ręki.
- Weź te pieniądze... Skoro jedziecie do szpitala, to wypadało by kupić Jay'owi jakieś kwiay czy coś takiego. Możecie też wywołać zdjęcie drużynowe które teraz zrobiliście na zawodach i dać to do jakiejś ładnej ramki i mu zostawić też jakiś list z podpisem całej waszej grypy... To na pewno go podniesie na duchu by szybciej zdrowieć i nie dołować się tym że was wszystkich zawiódł - Wyjaśniła spokojnie - Podniesienie na duchu bardzo mu się zatem przyda zwłaszcza gdy jest w szpitalu taki kawał drogi od domu - dodała.
- Jest pani genialna! - powiedzialam nagle uradowana - Na pewno się ucieszy dziękuję za pomysł - dodałam na co się uśmiechnęla na chwilę znowu.
- Jestem pewna że coś fajnego dla niego zrobicie - powiedziała czochrając mnie po włosach - Jadę już pa pa - mówiąc to ostatni raz mnie przytuliła, po czym wsiadła do samochodu.
Ja natomias dokończylam pakowanie się po czym przekazałam wszystko reszcie co można by było zrobić dla Jay'a na co się wspólnie wszyscy zgodzili z czego się bardzo ucieszyłam. Gdy wsiedliśmy tylko do naszego wynajętego busa od razu pojechaliśmy w stronę wielkiego sklepu w mieście gdzie szybko zakupiliśmy potrzebne nam rzeczy lecz szukaliśmy jeszcze jakiejś kwiaciarni więc mieliśmy swego rodzaju misję poszukiwawczą. Rozdzieliliśmy się na grupy gdzie ja szłam z Rekerem i rozglądaliśmy się po całej galerii.
- Zaczekaj może spytam którejś z ekspedientek z tamteko sklepu gdzie tu jest jakaś kwiaciarnia - odezwał się nagle zniecierpliwiony już tym łażeniem w kółko chłopak.
- Dobrze ja tu poczekam - odparłam spokojnie na co skinął lekko głową i poszedł zaczerpnąć informacji która miała nam pomóc. Ja w tym czasie spojrzałam do swojego portfela by sobie przypomnieć i sprawdzić ile mam jeszcze przy sobie funduszy by zakupić jakieś ładnie przystrojone kwiaty, kiedy nagle ktoś mnie popchnął mocno czy też uderzył z ranienia i pobiegł szybko dalej, a mnie wypadł portfel na podłogę gdzie rozsypało mi się parę drobnych pieniędzy.
- Patrz jak biegniesz pajacu! - krzyknęłam do tego idioty po czym kucnęłam i wzięłam do rąk niewielki czerwony portfenik, a gdy zaczęłam zbierać rozsypane drobne, nagle zobaczyłam czyjes czarne i wypastowane buty. Zaskoczona tym powoli podniosłam głowę i ku mojemu przerażeniu to był ten mężczyzna z zawodów!
- Pomóc? - sptytał patrząc na mnie tymi swoimi czarnymi jak smoła oczami.
- N-nie.... dziekuje - powiedziałam szybko zabierając pieniądze i się podnosząc - Przepraszam ale muszę już iść - cofając się i szybko weszłam do sklepu gdzie przebywał Reker i rozmawiał obecie z jakąś ekspedientką która mu tłumaczyła na jakiej ulicy jest jeszcze czynna jakaś dobra kwiaciarnia.
< Reker? ;3 to gdzie jest ta kwiaciarnia? xdd Eric ją straszy i się go boi xdd >
12.01.2018
Od Irmy cd. Rekera
Ciesząc się z przejazdu i po zajęciu się klaczą oglądałam następne przejazdy innych którzy chcieli też ryzykować by zdobyć jak najlepszy czas na czysto lecz ich starania w większości szły na marne. Kończyło się to wieloma zrzutkami, a niektóry z kolei woleli przejechać wolniej. Nie wierze w to że pojechałam jak jedyna najszybciej... Przecież ja nawet dobrze skakać nie umiem! Reker na pewno mnie pobije jak zawsze pomyślałam patrząc na końcówkę przejazdu Petra Tewleya, który przejechał z jedną zrzutką na pięknym gniadym ogierze rasy Hanowerskiej o imieniu Chadino. Był to ogier, który miał osiem lat i był po ojcu Safari d Auge oraz matce Talitha.
- Dziękujemy za przejazd Petra Tewleya na koniu Chadino - odezwał się komentator, na co widzowie odezwali się lekkimi brawami dziękując tym samym za przejazd który mogli obejrzeć - Czas 74.23, co daje 22 miejsce - dodał, a zawodnik wyjechał z parkuru. Po chwili pojawił się na parkurze inny zawodnik na karym ogierze o imieniu Turbo Expres. Dziwne imię ale cóż z hodowcami koni którzy nadają imiona lepiej się nie sprzeczać...
- Kiedy wystąpi Reker? - spytałam pani Hils która stała ze mną przy barierce.
- Powinien zaraz po tym zawodniku - poinformowała mnie na co skinęłam lekko głową.
- Martwię się że ze stresu może źle pojechać... Jest zżyty z Jay'em i jego wypadek mógł spowodować u niego brak chęci wygranej - powiedziałam swoje obawy.
- Obyś się myliła... - odezwała się po chwili ciszy po czym znowu zamilkła.
Zwycięstwo dało by naszej akademii fundusze na jej rozbudowanie, nie mówiąc o opłatach jakie akademia musiała ponosić. Reker ogarnij się tylko i daj z siebie wszystko... pomyślałam martwiąc się o jego stan. Chciałam z nim porozmawiać ale nie miałam na to czasu. Może bym go jakoś podniosła na duchu czy coś w tym stylu. Niby mogliśmy wygrać z jedną zrzutką bo tamta akademia miała dwie a reszta miała po więcej zrzutek ale i tak było wielkie ryzyko.
- A teraz na parkurze powitajmy Rekera Blackfreya... - mówił tam jeszcze imię konia ale ja nie słuchałam już tego, tylko trzymałam mocno kciuki za Rekera, który był nieco nieobecny przez co się zmartwiłam jeszcze bardziej. Pewnie gdyby mógł to by pojechał do Jay'a pomyślałam szybko, kiedy to chłopak dał sygnał że jest gotów do startu.
- Nie jest zbyt skupiony - usłyszałam nagle głos Willa który nagle pojawił się obok mnie.
- To prawda ale powinien dać sobie radę... Niezbyt się raczej lubicie - odparłam patrząc dalej na to jak Reker właśnie pokonał pierwszą przeszkodę czyli okser.
- Stare dzieje... - westchnął bardziej opierając się o białą barierkę.
- Macie jakieś osobiste porachunki? - spytałam widząc jak koń chłopaka pokonuje stacjonatę i zaczyna jechać na szereg podwójny złożonego z oksera i stacjonaty.
- Nie nazwałbym tego porachunkami... Raczej on ma do mnie urazę i się dąsa - odparł z jakby niechęcią lekką w swoim głosie, podczas gdy na okserze było można usłyszeć dość mocne puknięcie w drąg, a po chwili i na stacjonacie, gdzie drąg niebezpiecznie się zakołysał ale na szczęście nie spadł.
- Skoro na Ciebie mruczy to chyba coś mu tam zrobiłeś że to burzliwie zapamiętał... On raczej nie jest typem który z byle jakiego powodu się obraża od tak - mówiąc to delikatnie pstryknęłam palcami, a w tym czasie Reker pokonał szybko kolejny okser.
- Byliśmy wtedy młodzi i rywalizowałem z nim choć bylem w młodszej klasie niż on... Dokuczałem mu tam i dogryzałem bo zazdrościłem mu że jest niemalże we wszystkim najlepszy... Szczenięce myślenie ale cóż czasu nie cofnę, a i ja nie zagrzałem długo miejsca po niej - mówiąc to zmienił pozycję, przerzucając cały ciężar ciała na na lewą nogę, a prawą wysunął lekko do przodu.
- Rywalizacja jest zdrowa o ile jest uczciwa -odparłam jedynie na jego słowa na co skinął lekko głową, co dostrzegłam kątem oka.
Patrząc dalej na przejazd chłopaka zobaczyłam że znajdował się już blisko przeszkody numer jedenaście. Niestety nieco źle wykalkulował szansę swojego konia albo po prostu się zamyślił na chwilę gdyż jego ogier przy takiej prędkości i niezbyt właściwym kontrolowaniu po przez wodze, miał zbyt bliski odskok, przez co zderzył się z drągami i je po prostu skosił. Na widowni było można usłyszeć zawód widzów że chłopak stracił szansę czystego przejazdu. Patrząc na wielki ekran który ukazywał w przybliżeniu przejazd Rekera, ujrzałam cztery wielkie punkty karne, a po chwili znów spojrzałam szybko na parkur gdzie już bardziej kontrolując konia, chłopak przeskoczył ostatnią przeszkodę na czysto. Po chwili na trybunach rozległy się brawa, a ja w tym czasie szybko poszłam do stajni by sprawdzić jak się czuje chłopak. Po nim było jeszcze tylko dwóch zawodników więc jeszcze musieliśmy trzymać kciuki byśmy wygrali ale cóż zawody są nieprzewidywalne i zawsze coś może się nieoczekiwanego stać w tym złym jak i dobrym słowa znaczeniu.
Wchodząc do stajni od razu skierowałam swoje kroki do boksu chłopaka gdzie właśnie zajmował się swoim koniem i go oglądał czy aby nic sobie nie zrobił, gdy zderzył się z przeszkodą czyli w tym wypadku okserem.
- Nic mu się nie stało? - spytałam podchodząc do boksu. Spojrzał na mnie chwilę po czym znowu wrócił do sprawdzania przednich nóg konia.
- Nie - odparł krótko i dość ostro dając mi znak że nie chce ze mną rozmawiać.
- Nie bądź taki... Wszyscy jesteśmy przybici wypadkiem Jay'a - powiedziałam patrząc na jego poczynania.
- Nie mam ochoty gadać - burknął.
- Wiem o tym... - westchnęłam lekko - Chcę tylko wiedzieć czy aby na pewno wszystko w porządku... Nie złość się bo nikt nie mógł przewidzieć wypadku Jay'a nawet Ty - dodałam.
- Mylisz się - odparł krótko znowu.
- Reker nie możesz się obwiniać... - zaczęłam ale mi przerwał
- Będę bo mogłem coś zrobić - niemalże wrzasnął przez co koń niespokojnie zastrzygł uszami.
- Nie, nie mogłeś... Gdyby człowiek wiedział że złamie nogę to by usiadł i tak jest i w tym przypadku - powiedziałam widząc ja bierze ścierkę by wytrzeć nieco konia.
- Porównujesz wypadek Jay'a do jakiejś głupiej nogi? - prychnął zły.
- Wiesz o co mi chodzi... - westchnęłam - Dobra ochłoń najpierw - mówiąc to poszłam sobie dając mu czas. Przy okazji poszłam sprawdzić jak się ma Touch Down oraz Carisma, gdzie dopadł mnie pan Pol.
- I jak on się czuje? - spytał, a ja przez chwilę nie zrozumiałam.
- Mój koń? - spytałam.
- Niee.... Reker - nakierował mnie.
- Sama nie wiem... - przyznałam - Co chwilę burczy i jest zły ale to raczej normalne. na pewno się bardzo obwinia o jego stan - dodałam.
- Pewnie tak skoro są przyjaciółmi. Mamy pomysł by odwiedzić Jay'a w szpitalu więc może go to ucieszyć... Powiedz mu o tym później jak nieco ochłonie ale na razie się zbierajcie bo niedługi będzie wręczenie nagród więc za góra dziesięć minut chcę was widzieć na parkurze z końmi - mówiąc to szybko wyszedł, a ja stałam tak jeszcze przez chwilę w miejscu. Nawet nie zdążyłam się zapytać które miejsce zajęliśmy.... Powiedzieć mu to wszystko? Prędzej on mnie zje niż ja mu to wszystko powiem pomyślałam szykując klaczkę, po czym znowu poszłam do niego by go o wszystkim poinformować.
- Mamy być zaraz na parkurze na rozdanie nagród - poinformowałam go - Pomóc Ci później przy koniu Jay'a? Po skończonych zawodach chcemy pojechać do szpitala i zobaczyć jak się ma Jay... Będziesz chciał jechać? - spytałam patrząc na niego i czekając na jego reakcję.
< Reker? ;3 które miejsce zajęliśmy? Kto miał najlepszy czas? xdd I co zgodzisz się na obydwie rzeczy? xdd >
- Dziękujemy za przejazd Petra Tewleya na koniu Chadino - odezwał się komentator, na co widzowie odezwali się lekkimi brawami dziękując tym samym za przejazd który mogli obejrzeć - Czas 74.23, co daje 22 miejsce - dodał, a zawodnik wyjechał z parkuru. Po chwili pojawił się na parkurze inny zawodnik na karym ogierze o imieniu Turbo Expres. Dziwne imię ale cóż z hodowcami koni którzy nadają imiona lepiej się nie sprzeczać...
- Kiedy wystąpi Reker? - spytałam pani Hils która stała ze mną przy barierce.
- Powinien zaraz po tym zawodniku - poinformowała mnie na co skinęłam lekko głową.
- Martwię się że ze stresu może źle pojechać... Jest zżyty z Jay'em i jego wypadek mógł spowodować u niego brak chęci wygranej - powiedziałam swoje obawy.
- Obyś się myliła... - odezwała się po chwili ciszy po czym znowu zamilkła.
Zwycięstwo dało by naszej akademii fundusze na jej rozbudowanie, nie mówiąc o opłatach jakie akademia musiała ponosić. Reker ogarnij się tylko i daj z siebie wszystko... pomyślałam martwiąc się o jego stan. Chciałam z nim porozmawiać ale nie miałam na to czasu. Może bym go jakoś podniosła na duchu czy coś w tym stylu. Niby mogliśmy wygrać z jedną zrzutką bo tamta akademia miała dwie a reszta miała po więcej zrzutek ale i tak było wielkie ryzyko.
- A teraz na parkurze powitajmy Rekera Blackfreya... - mówił tam jeszcze imię konia ale ja nie słuchałam już tego, tylko trzymałam mocno kciuki za Rekera, który był nieco nieobecny przez co się zmartwiłam jeszcze bardziej. Pewnie gdyby mógł to by pojechał do Jay'a pomyślałam szybko, kiedy to chłopak dał sygnał że jest gotów do startu.
- Nie jest zbyt skupiony - usłyszałam nagle głos Willa który nagle pojawił się obok mnie.
- To prawda ale powinien dać sobie radę... Niezbyt się raczej lubicie - odparłam patrząc dalej na to jak Reker właśnie pokonał pierwszą przeszkodę czyli okser.
- Stare dzieje... - westchnął bardziej opierając się o białą barierkę.
- Macie jakieś osobiste porachunki? - spytałam widząc jak koń chłopaka pokonuje stacjonatę i zaczyna jechać na szereg podwójny złożonego z oksera i stacjonaty.
- Nie nazwałbym tego porachunkami... Raczej on ma do mnie urazę i się dąsa - odparł z jakby niechęcią lekką w swoim głosie, podczas gdy na okserze było można usłyszeć dość mocne puknięcie w drąg, a po chwili i na stacjonacie, gdzie drąg niebezpiecznie się zakołysał ale na szczęście nie spadł.
- Skoro na Ciebie mruczy to chyba coś mu tam zrobiłeś że to burzliwie zapamiętał... On raczej nie jest typem który z byle jakiego powodu się obraża od tak - mówiąc to delikatnie pstryknęłam palcami, a w tym czasie Reker pokonał szybko kolejny okser.
- Byliśmy wtedy młodzi i rywalizowałem z nim choć bylem w młodszej klasie niż on... Dokuczałem mu tam i dogryzałem bo zazdrościłem mu że jest niemalże we wszystkim najlepszy... Szczenięce myślenie ale cóż czasu nie cofnę, a i ja nie zagrzałem długo miejsca po niej - mówiąc to zmienił pozycję, przerzucając cały ciężar ciała na na lewą nogę, a prawą wysunął lekko do przodu.
- Rywalizacja jest zdrowa o ile jest uczciwa -odparłam jedynie na jego słowa na co skinął lekko głową, co dostrzegłam kątem oka.
Patrząc dalej na przejazd chłopaka zobaczyłam że znajdował się już blisko przeszkody numer jedenaście. Niestety nieco źle wykalkulował szansę swojego konia albo po prostu się zamyślił na chwilę gdyż jego ogier przy takiej prędkości i niezbyt właściwym kontrolowaniu po przez wodze, miał zbyt bliski odskok, przez co zderzył się z drągami i je po prostu skosił. Na widowni było można usłyszeć zawód widzów że chłopak stracił szansę czystego przejazdu. Patrząc na wielki ekran który ukazywał w przybliżeniu przejazd Rekera, ujrzałam cztery wielkie punkty karne, a po chwili znów spojrzałam szybko na parkur gdzie już bardziej kontrolując konia, chłopak przeskoczył ostatnią przeszkodę na czysto. Po chwili na trybunach rozległy się brawa, a ja w tym czasie szybko poszłam do stajni by sprawdzić jak się czuje chłopak. Po nim było jeszcze tylko dwóch zawodników więc jeszcze musieliśmy trzymać kciuki byśmy wygrali ale cóż zawody są nieprzewidywalne i zawsze coś może się nieoczekiwanego stać w tym złym jak i dobrym słowa znaczeniu.
Wchodząc do stajni od razu skierowałam swoje kroki do boksu chłopaka gdzie właśnie zajmował się swoim koniem i go oglądał czy aby nic sobie nie zrobił, gdy zderzył się z przeszkodą czyli w tym wypadku okserem.
- Nic mu się nie stało? - spytałam podchodząc do boksu. Spojrzał na mnie chwilę po czym znowu wrócił do sprawdzania przednich nóg konia.
- Nie - odparł krótko i dość ostro dając mi znak że nie chce ze mną rozmawiać.
- Nie bądź taki... Wszyscy jesteśmy przybici wypadkiem Jay'a - powiedziałam patrząc na jego poczynania.
- Nie mam ochoty gadać - burknął.
- Wiem o tym... - westchnęłam lekko - Chcę tylko wiedzieć czy aby na pewno wszystko w porządku... Nie złość się bo nikt nie mógł przewidzieć wypadku Jay'a nawet Ty - dodałam.
- Mylisz się - odparł krótko znowu.
- Reker nie możesz się obwiniać... - zaczęłam ale mi przerwał
- Będę bo mogłem coś zrobić - niemalże wrzasnął przez co koń niespokojnie zastrzygł uszami.
- Nie, nie mogłeś... Gdyby człowiek wiedział że złamie nogę to by usiadł i tak jest i w tym przypadku - powiedziałam widząc ja bierze ścierkę by wytrzeć nieco konia.
- Porównujesz wypadek Jay'a do jakiejś głupiej nogi? - prychnął zły.
- Wiesz o co mi chodzi... - westchnęłam - Dobra ochłoń najpierw - mówiąc to poszłam sobie dając mu czas. Przy okazji poszłam sprawdzić jak się ma Touch Down oraz Carisma, gdzie dopadł mnie pan Pol.
- I jak on się czuje? - spytał, a ja przez chwilę nie zrozumiałam.
- Mój koń? - spytałam.
- Niee.... Reker - nakierował mnie.
- Sama nie wiem... - przyznałam - Co chwilę burczy i jest zły ale to raczej normalne. na pewno się bardzo obwinia o jego stan - dodałam.
- Pewnie tak skoro są przyjaciółmi. Mamy pomysł by odwiedzić Jay'a w szpitalu więc może go to ucieszyć... Powiedz mu o tym później jak nieco ochłonie ale na razie się zbierajcie bo niedługi będzie wręczenie nagród więc za góra dziesięć minut chcę was widzieć na parkurze z końmi - mówiąc to szybko wyszedł, a ja stałam tak jeszcze przez chwilę w miejscu. Nawet nie zdążyłam się zapytać które miejsce zajęliśmy.... Powiedzieć mu to wszystko? Prędzej on mnie zje niż ja mu to wszystko powiem pomyślałam szykując klaczkę, po czym znowu poszłam do niego by go o wszystkim poinformować.
- Mamy być zaraz na parkurze na rozdanie nagród - poinformowałam go - Pomóc Ci później przy koniu Jay'a? Po skończonych zawodach chcemy pojechać do szpitala i zobaczyć jak się ma Jay... Będziesz chciał jechać? - spytałam patrząc na niego i czekając na jego reakcję.
< Reker? ;3 które miejsce zajęliśmy? Kto miał najlepszy czas? xdd I co zgodzisz się na obydwie rzeczy? xdd >
11.29.2018
Od Irmy cd. Rekera
Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie, dosłownie jakby ktoś nam puszczał co po chwilę stop klatkę… Jay zachowywał się jak nie on, tak samo jak jego koń, który na ogół był bardzo spokojnym koniem i opanowanym. Teraz gdy zrzucił chłopaka ze swojego siodła, ganiał spłoszony jak szalony, strącając przy okazji przeszkody, które stanęły na jego drodze podczas ucieczki od strasznych dla niego ludzi, którzy próbowali go zagonić w jeden róg by go złapać. Chłopak natomiast leżał bezwładnie na ziemi, a jego ciało nie leżało w naturalnej pozycji, co świadczyło o tym że na pewno jest w niektórych częściach ciała połamany, co niezbyt dobrze wróżyło… Martwiłam się o to czy jego kręgosłup jest cały no i oczywiście bałam się o jego życie! Boże Jay czemu tak dziwnie pojechałeś? Co się z Tobą stało? pomyślałam trzymając swojego konia jak i konia Rekera, który podbiegł do jego nie ruszającego się ciała, a za nim nasz trener i wychowawca, pan Pol, nie mówiąc o ratownikach medycznych, którzy szybko zaczęli się zajmować nieprzytomnym chłopakiem.
Powstało jedne wielkie zamieszanie, podczas którego przerwano na razie wszystkie przejazdy, a ratownicy medyczni robili swoje by pomóc Jay’owi oraz by utrzymać go przy życiu, dopóki nie znajdzie się pod bardziej fachowymi rękami w szpitalu.
Rannego otoczono czarnymi płachtami by nikt nie widział tego co z nim robią, a pan Pol odciągnął jakoś roztrzęsionego Rekera od swojego rannego przyjaciela by nie przeszkadzał lekarzom. Widząc jak załamany jest chłopak co stało się z jego przyjacielem, nasz wychowawca zabrał go w inne miejsce by się uspokoił, a w tym czasie pani Rosa Hils, porozmawiała z jurorami by opóźnić jego start by mógł nieco ochłonąć. Oznaczało to że ja jechałam jako pierwsza, lecz na razie po zabraniu Jay’a helikopterem do szpitala, ja odstawiłam konia Rekera do jego boksu by nie stal sam przy barierce i by się nie denerwował tak iż nie ma nigdzie jego właściciela. Sama natomiast ostatni raz upewniłam się że Carisma jest dobrze rozgrzana, a w następnej chwili pojawiła się obok mnie pani Hils, stając z boku i łapiąc za wodze śnieżno białej klaczki, która nieco przeżuwała wędzidło.
- Irma szykuj się, zaraz wjeżdżasz na parkur – poinformowała mnie na co skinęłam lekko głową.
- Dobrze, pani Hils – odparłam trzymając mocno wodze klaczki, nieco się sterując, gdyż jechanie na koniu którego nie znam w tak ważnych zawodach było naprawdę zwariowane! Nasz drużyna powinna się wycofać po stracie jednego kluczowego zawodnika, lecz nadal mogliśmy wygrać. Nasza akademia zajmowała egzekwo drugie miejsce z akademią Point Horse Academy, a na pierwszym miejscu była akademia Winter Horse and Rider Academy. Swoją drogą to mieli strasznie długą nazwę akademii…
- Nie stresuj się bo koń to czuje – odezwała się nagle – Staraj się pojechać jak najszybciej się tylko da… Musimy nadgonić punkty, więc nie mamy nic do stracenia, musimy zdobyć jak największą liczbę punktów – dodała.
- Postaram się, ale nie czuję się pewnie na tym koniu – przyznałam.
- Dasz radę skup się na torze, a będzie dobrze – mówiąc spojrzała mi w oczy, na co skinęłam lekko głową, a ona poklepała klaczkę po szyi. Chwilę jeszcze tak na niej siedziałam, aż usłyszałam jak wzywają mnie na parkur.
- Irma Enderfind z akademii IHA proszona jest na parkur – usłyszałam.
- Już czas… Daj z siebie wszystko! - mówiąc to, pani Hils pościła wodze mojego konia, a ja nie patrząc już na nią dałam spokojnie znać klaczy by ruszyła do przodu co też wykonała, a po chwili przeszłam z nią w lekki kłus, dzięki czemu znalazłam się po chwili na samym środku parkuru i zaczęłam lekko się przyglądać niektórym przeszkodom. Czas maksymalny na przejechanie parkuru wynosił 76.00 setnych sekundy. Inni przejeżdżali tor gdzieś tak na 74.57, a najszybszy czas to 73.82 sekundy, a tym najszybszym jak dotąd był właśnie Maykel Donacosta z tej akademii która obecnie prowadziła w rankingu.
- Irma Enderfind na koniu Carisma de Fuerza z ojca po Cardo a matki Espalya. To jej pierwszy przejazd na tym koniu i po raz pierwszy ją widzimy na tej klaczce, o jej podstawowy koń i taki numer jeden uległ poważnej kontuzji wczoraj, więc nie mogła na nim wystartować… To dość młoda zawodniczka i nie jedna z najmniej doświadczonych, aczkolwiek na ostatnich zawodach pokazała że dobrze sobie nawet radzi na zawodach wyższej kategorii, choć jest w nowicjuszką w świecie tego sportu – mówił ciągle komentator, przedstawiając wszystkim, jak i w telewizji moją karierę zawodową w świecie jeździectwa i innych bzdetach. Czując iż jestem gotowa, dałam jurorom znak w postaci dotknięcia czubka swojego kasku i lekkie ukłonienie się, dzięki czemu jurorzy dali mi zgodę na przejazd, a ja zaczęłam powoli rozpędzać klaczkę do lekkiego galopu i naprowadzać ją na pierwszą przeszkodą, którą był w tym wypadku okser. Tor liczył w sumie dwanaście przeszkód, które były rozłożone nawet w trudnej kombinacji, ale przestałam o tym myśleć, gdy skupiłam się tylko i wyłącznie na torze.
Klaczka dość mocno odbiła się od ziemi lecz przeskoczyła bezbłędnie, więc jechałam dalej prosto, a następnie lekko w prawo na przeszkodę numer dwa, czyli stacjonatę. Jechałam szybko więc gdy byłam bliżej przeszkody, wyhamowałam nieco klaczkę stanowczym przyciągnięciem do siebie wodzy, przez co klaczka lekko potrząsnęła łbem na boki, a gdy było trzeba popuściłam jej wodze, dzięki czemu gładko przeskoczyła stacjonatę, dobrze przy tym pracując szyją. Poganiając klaczkę dalej, pojechałam dość szerokim łukiem na lewą rękę, gdzie czekał na nasz szereg podwójny złożony z oksera i stacjonaty, gdzie pomiędzy okserem a stacjonatą koń musiał się niemalże od razu odbić, więc tym razem chcąc mieć pewność że Carizma nie staranuje tych przeszkód, mocniej ją przyhamowałam i wcześniej oksera, dzięki czemu zmieściłam się bez problemu między przeszkodami i o dziwo przeskoczyłam na czysto, beż żadnego puknięcia w drąg! Następnie pogoniłam klaczkę machając lekko wodzami przy jej szyi dzięki czemu przyspieszyła znacznie do oksera, który przeskoczyła bardzo szybko w ogóle nie zwalniając, po czym ścięłam nieco zakręt, który prowadził co prawda łagodnym łukiem do przeszkody, lecz ja musiałam nieco go przyciąć by mieć lepszy czas, choć bardzo przy tym ryzykowałam!
Zwłaszcza że następną przeszkodą był właśnie okser a na tych bardzo łatwo się było wyłożyć… Carizma przeskoczyła ze mną na grzbiecie okser bardzo na ukos, a dzięki temu że się wydłużyła bardzo i podniosła wyżej zad, nie strąciła żadnego drąga. Czując wielki przypływ adrenaliny i jednocześnie czując lekki strach w sercu, szybko poprawiłam tor kierunku konia, a następnie przeskoczyłam stacjonatę oraz okser, które tym razem były bardziej od siebie oddalone bo aż na pięć fule, choć ja przejechałam to na cztery, więc konisko miało mniej miejsca, lecz jakoś przeskoczyłyśmy razem. Mimo wszystko mój słuch bardzo nasłuchiwał czy strąciłyśmy jakiś drąg bądź drągi, gdyż nigdy nie wiadomo, a wolałam się nie odwracać by popatrzeć, gdyż to mogło by się skończyć kolejną katastrofą.
Później znowu skróciłam trasę swojego przejazdu do przeszkody numer osiem, jadąc przy tym dość szybko, lecz tutaj już nie jechałam tak brawurowo, tylko ściągnęłam wodze wcześniej, wiedząc iż koń może nie skoczyć czysto wychodząc z tak skróconego łuku jaki zrobiłam i szybkiego. Dlatego więc ustawiłam jakoś klaczkę prosto do oksera, dzięki czemu miała szansę lepiej pracować swoim ciałem w powietrzu. Chwila grozy w powietrzu, a po chwili twarde lądowanie, po czym znowu mocne skupienie, ponowny skok nad stacjonatą, a następnie jeszcze większe skupienie na szeregu podwójnym, który szybko się do „nas” zbliżał.
Znowu poczułam serce w gardle i to duszące uczucie przejęcia… Jeden skok… jeden, dwa, trzy, cztery… skok! myślałam a następnie mocno skręciłam koniem w prawo jadąc niczym strzała do przeszkody numer „10”, mijając przy tym krzak ozdobny po swojej lewej stronie, następnie znowu mocno skręciłam koniem w prawo, dzięki czemu klacz znowu przeskoczyła stacjonatę na ukos, lecz tym razem usłyszałam bardzo głośne puknięcie, na co widownia zareagowała głośnym… zdziwieniem? Sama nie wiedziałam jak o określić, lecz miałam nadzieję że nie zrzuciłam żadnego drąga… Na samą myśl o tym poczułam ucisk w żołądku lecz widząc przed sobą przeszkodę numer „11” czyli kolejny okser, ponownie się skupiłam na swoim zadaniu, wstrzymałam lekko konia, delikatnie go przytrzymując, popuszczając, przytrzymując i jeszcze raz popuszczając, przez co klaczka znowu szarpnęła lekko łbem próbując walczyć z moimi rękami, lecz po chwili się mocno odbiła, pięknie przelatując nad przeszkodą.
Widząc ostatnią przeszkodę na naszej drodze, znowu pogoniłam klaczkę energicznymi ruchami rąk, dzięki czemu przyśpieszyła znacznie, a w ostatniej chwili przyhamowałam mocno, a klacz odbiła się mocno od ziemi, głośno przy tym po końsku sapiąc. Czułam przez chwilę grozę w sercu taką, jakbym miała zaraz stoczyć walkę o życie, gdy jeszcze byłam z Carismą w powietrzu, a gdy klacz dotknęła przednimi nogami ziemi, a następnie tylnymi i nie usłyszałam żadnego spadającego drąga za sobą czy też odgłosu puknięcia, widownia zaczęła bić prawa i na chwilę puścili energiczną muzyczkę jak to było zorganizowane podczas bezbłędnych przejazdów, więc wiedziałam już że wtedy do mocne uderzenie kopytami Carismy o drąg nie skończył się tragicznie, bo jakimś cudem drąg nie spadł!
- Czas 72 i 98 setnych sekundy – poinformował mnie komentator jak i publiczność – Irma Enderfin wysuwa się na prowadzenie, a akademia IHA zyskując punkty wysuwa się na prowadzenie, na razie zyskując przewagę nad akademią WHRA – dodał na co się bardzo ucieszyłam i poklepałam śnieżno białą klaczkę po szyi obiema rękami, dziękując jej za przejazd i skierowałam się lekkim kłusem ku wyjściu z parkuru. Za mną było jeszcze dwanaście zawodników, więc mogli mnie prześcignąć, lecz miałam nadzieję że jeśli ktoś mnie przegoni to jedynie ktoś z naszej akademii, a nie żaden inny uczestnik z innej akademii.
- Wilma Gostenmayer proszona na parkur – usłyszałam jeszcze komentatora, który wywoływał kolejną osobę, a mnie przejęła pani Hils, która poklepała klaczkę po szyi i dała jej smakołyka w nagrodę z czego się bardzo ucieszyła.
- Doskonale! Obyśmy utrzymali takie tempo – usłyszałam od niej, na co skinęłam głową jedynie lekko i sama ponownie poklepałam klaczkę po szyi swoją prawą ręką, dziękując jej za świetny przejazd. Do tej pory czułam te niezwykłe emocji i muszę powiedzieć że lekko drżały mi nogi i ręce z tego wszystkiego, ale było warto! Co prawda pewnie i tak dostanę wykład że za bardzo ryzykowałam ale co tam…
< Reker? ;3 jak się tam trzymasz? Xd >
Powstało jedne wielkie zamieszanie, podczas którego przerwano na razie wszystkie przejazdy, a ratownicy medyczni robili swoje by pomóc Jay’owi oraz by utrzymać go przy życiu, dopóki nie znajdzie się pod bardziej fachowymi rękami w szpitalu.
Rannego otoczono czarnymi płachtami by nikt nie widział tego co z nim robią, a pan Pol odciągnął jakoś roztrzęsionego Rekera od swojego rannego przyjaciela by nie przeszkadzał lekarzom. Widząc jak załamany jest chłopak co stało się z jego przyjacielem, nasz wychowawca zabrał go w inne miejsce by się uspokoił, a w tym czasie pani Rosa Hils, porozmawiała z jurorami by opóźnić jego start by mógł nieco ochłonąć. Oznaczało to że ja jechałam jako pierwsza, lecz na razie po zabraniu Jay’a helikopterem do szpitala, ja odstawiłam konia Rekera do jego boksu by nie stal sam przy barierce i by się nie denerwował tak iż nie ma nigdzie jego właściciela. Sama natomiast ostatni raz upewniłam się że Carisma jest dobrze rozgrzana, a w następnej chwili pojawiła się obok mnie pani Hils, stając z boku i łapiąc za wodze śnieżno białej klaczki, która nieco przeżuwała wędzidło.
- Irma szykuj się, zaraz wjeżdżasz na parkur – poinformowała mnie na co skinęłam lekko głową.
- Dobrze, pani Hils – odparłam trzymając mocno wodze klaczki, nieco się sterując, gdyż jechanie na koniu którego nie znam w tak ważnych zawodach było naprawdę zwariowane! Nasz drużyna powinna się wycofać po stracie jednego kluczowego zawodnika, lecz nadal mogliśmy wygrać. Nasza akademia zajmowała egzekwo drugie miejsce z akademią Point Horse Academy, a na pierwszym miejscu była akademia Winter Horse and Rider Academy. Swoją drogą to mieli strasznie długą nazwę akademii…
- Nie stresuj się bo koń to czuje – odezwała się nagle – Staraj się pojechać jak najszybciej się tylko da… Musimy nadgonić punkty, więc nie mamy nic do stracenia, musimy zdobyć jak największą liczbę punktów – dodała.
- Postaram się, ale nie czuję się pewnie na tym koniu – przyznałam.
- Dasz radę skup się na torze, a będzie dobrze – mówiąc spojrzała mi w oczy, na co skinęłam lekko głową, a ona poklepała klaczkę po szyi. Chwilę jeszcze tak na niej siedziałam, aż usłyszałam jak wzywają mnie na parkur.
- Irma Enderfind z akademii IHA proszona jest na parkur – usłyszałam.
- Już czas… Daj z siebie wszystko! - mówiąc to, pani Hils pościła wodze mojego konia, a ja nie patrząc już na nią dałam spokojnie znać klaczy by ruszyła do przodu co też wykonała, a po chwili przeszłam z nią w lekki kłus, dzięki czemu znalazłam się po chwili na samym środku parkuru i zaczęłam lekko się przyglądać niektórym przeszkodom. Czas maksymalny na przejechanie parkuru wynosił 76.00 setnych sekundy. Inni przejeżdżali tor gdzieś tak na 74.57, a najszybszy czas to 73.82 sekundy, a tym najszybszym jak dotąd był właśnie Maykel Donacosta z tej akademii która obecnie prowadziła w rankingu.
- Irma Enderfind na koniu Carisma de Fuerza z ojca po Cardo a matki Espalya. To jej pierwszy przejazd na tym koniu i po raz pierwszy ją widzimy na tej klaczce, o jej podstawowy koń i taki numer jeden uległ poważnej kontuzji wczoraj, więc nie mogła na nim wystartować… To dość młoda zawodniczka i nie jedna z najmniej doświadczonych, aczkolwiek na ostatnich zawodach pokazała że dobrze sobie nawet radzi na zawodach wyższej kategorii, choć jest w nowicjuszką w świecie tego sportu – mówił ciągle komentator, przedstawiając wszystkim, jak i w telewizji moją karierę zawodową w świecie jeździectwa i innych bzdetach. Czując iż jestem gotowa, dałam jurorom znak w postaci dotknięcia czubka swojego kasku i lekkie ukłonienie się, dzięki czemu jurorzy dali mi zgodę na przejazd, a ja zaczęłam powoli rozpędzać klaczkę do lekkiego galopu i naprowadzać ją na pierwszą przeszkodą, którą był w tym wypadku okser. Tor liczył w sumie dwanaście przeszkód, które były rozłożone nawet w trudnej kombinacji, ale przestałam o tym myśleć, gdy skupiłam się tylko i wyłącznie na torze.
Klaczka dość mocno odbiła się od ziemi lecz przeskoczyła bezbłędnie, więc jechałam dalej prosto, a następnie lekko w prawo na przeszkodę numer dwa, czyli stacjonatę. Jechałam szybko więc gdy byłam bliżej przeszkody, wyhamowałam nieco klaczkę stanowczym przyciągnięciem do siebie wodzy, przez co klaczka lekko potrząsnęła łbem na boki, a gdy było trzeba popuściłam jej wodze, dzięki czemu gładko przeskoczyła stacjonatę, dobrze przy tym pracując szyją. Poganiając klaczkę dalej, pojechałam dość szerokim łukiem na lewą rękę, gdzie czekał na nasz szereg podwójny złożony z oksera i stacjonaty, gdzie pomiędzy okserem a stacjonatą koń musiał się niemalże od razu odbić, więc tym razem chcąc mieć pewność że Carizma nie staranuje tych przeszkód, mocniej ją przyhamowałam i wcześniej oksera, dzięki czemu zmieściłam się bez problemu między przeszkodami i o dziwo przeskoczyłam na czysto, beż żadnego puknięcia w drąg! Następnie pogoniłam klaczkę machając lekko wodzami przy jej szyi dzięki czemu przyspieszyła znacznie do oksera, który przeskoczyła bardzo szybko w ogóle nie zwalniając, po czym ścięłam nieco zakręt, który prowadził co prawda łagodnym łukiem do przeszkody, lecz ja musiałam nieco go przyciąć by mieć lepszy czas, choć bardzo przy tym ryzykowałam!
Zwłaszcza że następną przeszkodą był właśnie okser a na tych bardzo łatwo się było wyłożyć… Carizma przeskoczyła ze mną na grzbiecie okser bardzo na ukos, a dzięki temu że się wydłużyła bardzo i podniosła wyżej zad, nie strąciła żadnego drąga. Czując wielki przypływ adrenaliny i jednocześnie czując lekki strach w sercu, szybko poprawiłam tor kierunku konia, a następnie przeskoczyłam stacjonatę oraz okser, które tym razem były bardziej od siebie oddalone bo aż na pięć fule, choć ja przejechałam to na cztery, więc konisko miało mniej miejsca, lecz jakoś przeskoczyłyśmy razem. Mimo wszystko mój słuch bardzo nasłuchiwał czy strąciłyśmy jakiś drąg bądź drągi, gdyż nigdy nie wiadomo, a wolałam się nie odwracać by popatrzeć, gdyż to mogło by się skończyć kolejną katastrofą.
Później znowu skróciłam trasę swojego przejazdu do przeszkody numer osiem, jadąc przy tym dość szybko, lecz tutaj już nie jechałam tak brawurowo, tylko ściągnęłam wodze wcześniej, wiedząc iż koń może nie skoczyć czysto wychodząc z tak skróconego łuku jaki zrobiłam i szybkiego. Dlatego więc ustawiłam jakoś klaczkę prosto do oksera, dzięki czemu miała szansę lepiej pracować swoim ciałem w powietrzu. Chwila grozy w powietrzu, a po chwili twarde lądowanie, po czym znowu mocne skupienie, ponowny skok nad stacjonatą, a następnie jeszcze większe skupienie na szeregu podwójnym, który szybko się do „nas” zbliżał.
Znowu poczułam serce w gardle i to duszące uczucie przejęcia… Jeden skok… jeden, dwa, trzy, cztery… skok! myślałam a następnie mocno skręciłam koniem w prawo jadąc niczym strzała do przeszkody numer „10”, mijając przy tym krzak ozdobny po swojej lewej stronie, następnie znowu mocno skręciłam koniem w prawo, dzięki czemu klacz znowu przeskoczyła stacjonatę na ukos, lecz tym razem usłyszałam bardzo głośne puknięcie, na co widownia zareagowała głośnym… zdziwieniem? Sama nie wiedziałam jak o określić, lecz miałam nadzieję że nie zrzuciłam żadnego drąga… Na samą myśl o tym poczułam ucisk w żołądku lecz widząc przed sobą przeszkodę numer „11” czyli kolejny okser, ponownie się skupiłam na swoim zadaniu, wstrzymałam lekko konia, delikatnie go przytrzymując, popuszczając, przytrzymując i jeszcze raz popuszczając, przez co klaczka znowu szarpnęła lekko łbem próbując walczyć z moimi rękami, lecz po chwili się mocno odbiła, pięknie przelatując nad przeszkodą.
Widząc ostatnią przeszkodę na naszej drodze, znowu pogoniłam klaczkę energicznymi ruchami rąk, dzięki czemu przyśpieszyła znacznie, a w ostatniej chwili przyhamowałam mocno, a klacz odbiła się mocno od ziemi, głośno przy tym po końsku sapiąc. Czułam przez chwilę grozę w sercu taką, jakbym miała zaraz stoczyć walkę o życie, gdy jeszcze byłam z Carismą w powietrzu, a gdy klacz dotknęła przednimi nogami ziemi, a następnie tylnymi i nie usłyszałam żadnego spadającego drąga za sobą czy też odgłosu puknięcia, widownia zaczęła bić prawa i na chwilę puścili energiczną muzyczkę jak to było zorganizowane podczas bezbłędnych przejazdów, więc wiedziałam już że wtedy do mocne uderzenie kopytami Carismy o drąg nie skończył się tragicznie, bo jakimś cudem drąg nie spadł!
- Czas 72 i 98 setnych sekundy – poinformował mnie komentator jak i publiczność – Irma Enderfin wysuwa się na prowadzenie, a akademia IHA zyskując punkty wysuwa się na prowadzenie, na razie zyskując przewagę nad akademią WHRA – dodał na co się bardzo ucieszyłam i poklepałam śnieżno białą klaczkę po szyi obiema rękami, dziękując jej za przejazd i skierowałam się lekkim kłusem ku wyjściu z parkuru. Za mną było jeszcze dwanaście zawodników, więc mogli mnie prześcignąć, lecz miałam nadzieję że jeśli ktoś mnie przegoni to jedynie ktoś z naszej akademii, a nie żaden inny uczestnik z innej akademii.
- Wilma Gostenmayer proszona na parkur – usłyszałam jeszcze komentatora, który wywoływał kolejną osobę, a mnie przejęła pani Hils, która poklepała klaczkę po szyi i dała jej smakołyka w nagrodę z czego się bardzo ucieszyła.
- Doskonale! Obyśmy utrzymali takie tempo – usłyszałam od niej, na co skinęłam głową jedynie lekko i sama ponownie poklepałam klaczkę po szyi swoją prawą ręką, dziękując jej za świetny przejazd. Do tej pory czułam te niezwykłe emocji i muszę powiedzieć że lekko drżały mi nogi i ręce z tego wszystkiego, ale było warto! Co prawda pewnie i tak dostanę wykład że za bardzo ryzykowałam ale co tam…
< Reker? ;3 jak się tam trzymasz? Xd >
11.25.2018
Od Irmy cd. Rekera
Kiedy wreszcie gorąca woda dotknęła mojej skóry, poczułam jak momentalnie moje mięśnie się rozluźniają i że powoli się relaksuję. Jeszcze tylko jutro… pomyślałam zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie dzisiejszym dniem. Przynajmniej jakoś doszłam do porozumienia z Rekerem i miałam nadzieję że to nie będzie tylko chwilowe, gdyż jego humorki jak widziałam były z każdym dniem różne. Czułam że oczy mi się normalnie kleją, więc nie siedziałam zbyt długo pod prysznicem, tylko wyszłam po paru minutach, wytarłam się, a następnie ubrałam w czyste rzeczy które nie śmierdziały potem, po czym padłam jak długa na łóżko i zasnęłam.
Mój pokój był w zasadzie graciarnią przeróżnych rzeczy, ale zawsze prze te graty było choć odrobinę cieplej, gdyż wychłodzone pomieszczenie nie dawało takiej ochrony przed zimnem, niż budynek w którym regularnie się paliło, nawet jakby wygasło w piecu… Cóż na moje nieszczęście już dawno odcięto nam ogrzewanie, przez nie płacenie rachunków i w zasadzie to jeśli już ojciec miał pieniądze, to tam jedynie opłacał prąd, gdyż uwielbiał spędzać czas przed telewizorem, oglądając przeróżne mecze i oczywiście popijając to ulubionym trunkiem.
Miałam wtedy jakieś osiem lat i jak to małe dziecko nie wiedziałam czemu mój ojciec i matka są inni niż reszta rodziców, których mieli moi rówieśnicy ze szkoły… Nie raz płakałam i chciałam by to się jakoś odmieniło i bym też miała normalną rodzinę, ale jak szło się domyślić, każdej zimy, kiedy powinien na dworze grasować święty mikołaj, moje życzenia nigdy nie zostały spełnione. Siedziałabym tak dalej pod ścianą, gdyby nie odgłos kroków, zbliżających się do mojego pokoju, co zwiastowało nadejście mojego wkurzonego ojca, któremu jak zwykle skończyło się piwo i chciał się przez to na kimś wyżyć, czyli w tej chwili właśnie na mnie!
Przestraszona tymi odgłosami, jakoś zdołałam się wcisnąć pd stertę kartonów, książek, desek i innych starych i obrzydliwie śmierdzących ubrań, dzięki czemu byłam niewidoczna, lecz było mi ciężko oddychać, przez duże ściśnięcie mojego niewielkiego ciałka pośród wszystkich tych rzeczy. Drzwi otworzyły się z hukiem, przez co mogłam usłyszeć jak resztki tynku ze ścian poleciały na podłogę, a w tej samej chwili mój ojciec wszedł do pokoju.
Był wściekły, co już mogłam rozpoznać po jego silnych uderzeniach nóg o podłogę, przez co też i wstrzymałam oddech by nawet o milimetr nie poruszyć rzeczami znajdującymi się wokoło mnie, oraz by mnie nie usłyszał.
Serce waliło mi jak oszalałe, a słysząc jak jego kroki niebezpiecznie się zbliżają do miejsca mojej kryjówki, poczułam jeszcze większy przypływ strachu.
- Gdzie jesteś Ty mała cholero?! - usłyszałam jego wrzask, a w następnej chwili rzucił czymś ciężkim o ścianę, przez co lekko się wzdrygnęłam i zamknęłam mocno powieki, błagając w myślach by mnie nie znalazł.
Zrobił mi wykład, podczas którego no cóż dziwnie się czułam bardzo, gdyż myślałam że woli odzyskać swój sprzęt, skoro był za jego pieniądze, nie mówiąc o tym że jeszcze niedawno był na mnie tak bardzo wściekły na to że wszyscy ponoć mi coś dają.
- Dobrze już dobrze – odparłam po jego przemowie, kierując się razem z nim w stronę jadalni. Kiedy tylko przekroczyłam próg ruchomych drzwi, nagle zdębiałam gdyż nie mogłam uwierzyć w to co właśnie widzę! Reker zdębiał tak samo jak ja, a na twarzach osób, które się znajdowały w pomieszczeniu wykwitły szczere uśmiechy. W jadalni bowiem znajdowali się nasi rodzice, a w moim przypadku opiekunowie i młodsza siostra!
Niezmiernie się na to ucieszyłam i zaraz do nich podleciałam, dzięki czemu zostałam mocno poczochrana po włosach przez mojego opiekuna, a opiekunka mnie mocno przytuliła wraz z siostrą, podczas gdy uśmiechy z ich twarzy nie schodziły ani na chwilę.
- Co Wy tu robicie? Nic nie mówiliście że przylecicie taki kawał drogi! - powiedziałam szybko, nadal będąc w wielkim szoku.
- Chcieliśmy Ci sprawić niespodziankę… Akademia jak i hotel wszystko zorganizowali, więc to był taki sekrecik – objaśnił mi opiekun, a kątem oka mogłam dostrzec Rekera, który był tulony przez własnego ojca i nawet udało mi się usłyszeć kawałek jego słów „Niespodzianka łobuzie”. Spędziliśmy z bliskimi całą kolację, na której i też były potrawy, które wcześniej tutaj się nie pojawiały. Było naprawdę bardzo milo i cieszyłam się z tego że mogę spędzić nieco więcej czasu ze swoją nową rodziną.
Nie znałam tej klaczki więc miałam utrudnione zadanie, ale właśnie po to wstałam wcześniej by się dowiedzieć jakie ma możliwości na niewielkiej budowy klaczka, choć przyznam że i tak była nieco większej budowy niż reszta klaczy z tych lepszych hodowli. Podczas siodłania miałam z nią nieco problemy, gdyż Carizmie wyraźnie się nie podobało podciąganie popręgu, który zaciskał się wokoło jej brzucha, lecz jakoś dałam sobie z nią radę…. I tak ja jej nie ściskałam tak jak to robiła jej poprzednia już właścicielka Stevani, która chciała chyba biedaczkę zadusić takim mocnym podciąganiem popręgu! W nagrodę że dała się w końcu osiodłać, pogłaskałam ją po chrapach i dałam jej kawałek kosteczki cukru, którą od razu zadowolona zjadła, a następnie dy upewniłam się że jej ekwipunek jest dobrze założony, wyprowadziłam ją z boksu. Musiałam przyznać iż fioletowy ekwipunek do białej niczym śnieg sierści tez wyglądał niezwykle szałowo, lecz i tak Touch Down był dla mnie numerem jeden.
Szybko udało mi się dość zrobić jej rozgrzewkę, podczas której nieco ją wyczułam, co było niezmiernie ważne gdyż wiedziałam ze muszę przejechać dzisiaj na czysto i jeśli to będzie możliwe, to jak najszybciej się tylko to da! W końcu reprezentowaliśmy swoją akademię, a to ze byłam nowicjuszką, ludzie też na mnie zupełnie inaczej patrzyli, nie mówiąc już o tym jakie wielkie oczekiwania były wobec mojej osoby że dam sobie jakoś radę. W końcu nowicjusz zawsze może coś spierdzielić, a zawodowi już nieco jeźdźcy to zupełnie inna bajka… Kiedy już byłam pewna że klaczka dobrze dobie poradzi na zawodach w dyscyplinie skokowej, zgłosiłam zmianę konia jurorom, podając przyczynę bo o to prosili, uzyskałam ich zgodę, a następnie poprawiono dokumenty by wszystko im się zgadzało. Gdy wróciłam na rozprężalnie ponownie z Carizmą, widziałam że już jest tam Reker na swoim ogierze, który jak zawsze doskonale się ruszał. Dopiero po chwili chłopak mnie zauważył i zdecydował się podjechać do mnie widząc iż siedzę na grzbiecie zupełnie innego konia. Nie wiedział w końcu że Touch Down doznał kontuzji i pewnie myślał że jestem wariatką, przez to że nie rozgrzewam swojego podstawowego konia, zwłaszcza gdy nie znałam siwej klaczki w ogóle.
- Nie rozgrzewasz Touch Downa? Nie mów mi tylko że chcesz pojechać na koniu którego nie znasz – powiedział szybko, patrząc na mnie bardzo uważnie.
- Nie mam wybory Reker… Touch Down ma poważną kontuzję i nie mogę na nim pojechać… Wiem że to szaleństwo, ale muszę spróbować w końcu to mimo wszystko poważne zawody, które są ważne dla naszej akademii. Dajcie mi szansę, zawsze lepiej jest spróbować niż od razu się poddać – odparłam spokojnie, patrząc na jego osobę.
< Reker? ;3 jak tam zawody? Najpierw jedzie Jay, potem Ty, a później Irma xdd >
**********************************************************************************
Była mroźna zima… Temperatury tej zimy były strasznie mroźne i przytłaczające. W radiu czy w telewizji co chwilę można było słyszeć jak policja kogoś z bezdomnych znajdowała martwych z powodu wychłodzenia. Siedziałam na podłodze i próbowałam się ogrzać niewielkim kocykiem, podczas gdy mój ojciec chlał w najlepsze ze swoimi kolegami od flaszki. Było niesamowicie zimno, a za oknem padało pełno śniegu. Mój pokój był w zasadzie graciarnią przeróżnych rzeczy, ale zawsze prze te graty było choć odrobinę cieplej, gdyż wychłodzone pomieszczenie nie dawało takiej ochrony przed zimnem, niż budynek w którym regularnie się paliło, nawet jakby wygasło w piecu… Cóż na moje nieszczęście już dawno odcięto nam ogrzewanie, przez nie płacenie rachunków i w zasadzie to jeśli już ojciec miał pieniądze, to tam jedynie opłacał prąd, gdyż uwielbiał spędzać czas przed telewizorem, oglądając przeróżne mecze i oczywiście popijając to ulubionym trunkiem.
Miałam wtedy jakieś osiem lat i jak to małe dziecko nie wiedziałam czemu mój ojciec i matka są inni niż reszta rodziców, których mieli moi rówieśnicy ze szkoły… Nie raz płakałam i chciałam by to się jakoś odmieniło i bym też miała normalną rodzinę, ale jak szło się domyślić, każdej zimy, kiedy powinien na dworze grasować święty mikołaj, moje życzenia nigdy nie zostały spełnione. Siedziałabym tak dalej pod ścianą, gdyby nie odgłos kroków, zbliżających się do mojego pokoju, co zwiastowało nadejście mojego wkurzonego ojca, któremu jak zwykle skończyło się piwo i chciał się przez to na kimś wyżyć, czyli w tej chwili właśnie na mnie!
Przestraszona tymi odgłosami, jakoś zdołałam się wcisnąć pd stertę kartonów, książek, desek i innych starych i obrzydliwie śmierdzących ubrań, dzięki czemu byłam niewidoczna, lecz było mi ciężko oddychać, przez duże ściśnięcie mojego niewielkiego ciałka pośród wszystkich tych rzeczy. Drzwi otworzyły się z hukiem, przez co mogłam usłyszeć jak resztki tynku ze ścian poleciały na podłogę, a w tej samej chwili mój ojciec wszedł do pokoju.
Był wściekły, co już mogłam rozpoznać po jego silnych uderzeniach nóg o podłogę, przez co też i wstrzymałam oddech by nawet o milimetr nie poruszyć rzeczami znajdującymi się wokoło mnie, oraz by mnie nie usłyszał.
Serce waliło mi jak oszalałe, a słysząc jak jego kroki niebezpiecznie się zbliżają do miejsca mojej kryjówki, poczułam jeszcze większy przypływ strachu.
- Gdzie jesteś Ty mała cholero?! - usłyszałam jego wrzask, a w następnej chwili rzucił czymś ciężkim o ścianę, przez co lekko się wzdrygnęłam i zamknęłam mocno powieki, błagając w myślach by mnie nie znalazł.
*********************************************************************************
Obudziłam się gwałtownie otwierając oczy i szybko oddychając. Chwilę mi zajęło by zrozumieć iż to był tylko sen i że nie grozi mi już żadne niebezpieczeństwo ze strony ojca kata i pijaka. Bezpieczna… pomyślałam z wyraźną ulgą, czując jak serce powoli zaczyna mi zwalniać i się uspokajać. Widząc na zegarze ściennym, godzinę siedemnastą zrozumiałam że do kolacji zostało niewiele czasu, dlatego też gdy jakoś doszłam do siebie po szoku związanym z moją przeszłością, wstałam z łóżka, a następnie doprowadzając swoje włosy do ładu i składu, wyszłam na korytarz. Tam oczywiście dopadł mnie Reker, na którego sama nie wiem dlaczego tak często ostatnio wpadam… Zrobił mi wykład, podczas którego no cóż dziwnie się czułam bardzo, gdyż myślałam że woli odzyskać swój sprzęt, skoro był za jego pieniądze, nie mówiąc o tym że jeszcze niedawno był na mnie tak bardzo wściekły na to że wszyscy ponoć mi coś dają.
- Dobrze już dobrze – odparłam po jego przemowie, kierując się razem z nim w stronę jadalni. Kiedy tylko przekroczyłam próg ruchomych drzwi, nagle zdębiałam gdyż nie mogłam uwierzyć w to co właśnie widzę! Reker zdębiał tak samo jak ja, a na twarzach osób, które się znajdowały w pomieszczeniu wykwitły szczere uśmiechy. W jadalni bowiem znajdowali się nasi rodzice, a w moim przypadku opiekunowie i młodsza siostra!
Niezmiernie się na to ucieszyłam i zaraz do nich podleciałam, dzięki czemu zostałam mocno poczochrana po włosach przez mojego opiekuna, a opiekunka mnie mocno przytuliła wraz z siostrą, podczas gdy uśmiechy z ich twarzy nie schodziły ani na chwilę.
- Co Wy tu robicie? Nic nie mówiliście że przylecicie taki kawał drogi! - powiedziałam szybko, nadal będąc w wielkim szoku.
- Chcieliśmy Ci sprawić niespodziankę… Akademia jak i hotel wszystko zorganizowali, więc to był taki sekrecik – objaśnił mi opiekun, a kątem oka mogłam dostrzec Rekera, który był tulony przez własnego ojca i nawet udało mi się usłyszeć kawałek jego słów „Niespodzianka łobuzie”. Spędziliśmy z bliskimi całą kolację, na której i też były potrawy, które wcześniej tutaj się nie pojawiały. Było naprawdę bardzo milo i cieszyłam się z tego że mogę spędzić nieco więcej czasu ze swoją nową rodziną.
***************************************************************************
Następnego dnia wstałam z łóżka jakby nowo narodzona. Miałam w sobie pełno energii i miałam również bardzo dobry humor, po wczorajszej kolacji, nie mówiąc o tym że wsparcie bliskich dodawało mi otuchy i wsparcia. Po zjedzeniu na szybko śniadania pobiegłam do stajni by zobaczyć co się dzieje z moim biednym Touch Downem, który stał w boksie spokojnie i nawet dobrze się trzymał. Tutejszy weterynarz zajmował się nim i podawał leki do czasu, aż nie wrócimy do naszej akademii, gdzie miał go przejąć już weterynarz akademicki. Biedak miał zabandażowaną nogę czerwonym bandażem, co oznaczało że jego kontuzja jest bardzo poważna… Musiałam jeszcze przetestować tą siwą klaczkę, by się dowiedzieć jakie są jej możliwości oraz by się dowiedzieć czy w ogóle jest dzisiaj w stanie wystartować. Nie znałam tej klaczki więc miałam utrudnione zadanie, ale właśnie po to wstałam wcześniej by się dowiedzieć jakie ma możliwości na niewielkiej budowy klaczka, choć przyznam że i tak była nieco większej budowy niż reszta klaczy z tych lepszych hodowli. Podczas siodłania miałam z nią nieco problemy, gdyż Carizmie wyraźnie się nie podobało podciąganie popręgu, który zaciskał się wokoło jej brzucha, lecz jakoś dałam sobie z nią radę…. I tak ja jej nie ściskałam tak jak to robiła jej poprzednia już właścicielka Stevani, która chciała chyba biedaczkę zadusić takim mocnym podciąganiem popręgu! W nagrodę że dała się w końcu osiodłać, pogłaskałam ją po chrapach i dałam jej kawałek kosteczki cukru, którą od razu zadowolona zjadła, a następnie dy upewniłam się że jej ekwipunek jest dobrze założony, wyprowadziłam ją z boksu. Musiałam przyznać iż fioletowy ekwipunek do białej niczym śnieg sierści tez wyglądał niezwykle szałowo, lecz i tak Touch Down był dla mnie numerem jeden.
Szybko udało mi się dość zrobić jej rozgrzewkę, podczas której nieco ją wyczułam, co było niezmiernie ważne gdyż wiedziałam ze muszę przejechać dzisiaj na czysto i jeśli to będzie możliwe, to jak najszybciej się tylko to da! W końcu reprezentowaliśmy swoją akademię, a to ze byłam nowicjuszką, ludzie też na mnie zupełnie inaczej patrzyli, nie mówiąc już o tym jakie wielkie oczekiwania były wobec mojej osoby że dam sobie jakoś radę. W końcu nowicjusz zawsze może coś spierdzielić, a zawodowi już nieco jeźdźcy to zupełnie inna bajka… Kiedy już byłam pewna że klaczka dobrze dobie poradzi na zawodach w dyscyplinie skokowej, zgłosiłam zmianę konia jurorom, podając przyczynę bo o to prosili, uzyskałam ich zgodę, a następnie poprawiono dokumenty by wszystko im się zgadzało. Gdy wróciłam na rozprężalnie ponownie z Carizmą, widziałam że już jest tam Reker na swoim ogierze, który jak zawsze doskonale się ruszał. Dopiero po chwili chłopak mnie zauważył i zdecydował się podjechać do mnie widząc iż siedzę na grzbiecie zupełnie innego konia. Nie wiedział w końcu że Touch Down doznał kontuzji i pewnie myślał że jestem wariatką, przez to że nie rozgrzewam swojego podstawowego konia, zwłaszcza gdy nie znałam siwej klaczki w ogóle.
- Nie rozgrzewasz Touch Downa? Nie mów mi tylko że chcesz pojechać na koniu którego nie znasz – powiedział szybko, patrząc na mnie bardzo uważnie.
- Nie mam wybory Reker… Touch Down ma poważną kontuzję i nie mogę na nim pojechać… Wiem że to szaleństwo, ale muszę spróbować w końcu to mimo wszystko poważne zawody, które są ważne dla naszej akademii. Dajcie mi szansę, zawsze lepiej jest spróbować niż od razu się poddać – odparłam spokojnie, patrząc na jego osobę.
< Reker? ;3 jak tam zawody? Najpierw jedzie Jay, potem Ty, a później Irma xdd >
Od Irmy cd. Rekera
Jak na nieszczęście gdy jadłam kawałek kromki dopadł mnie pan Pol i szczerze nie rozumiałam złości która malowała się na jego twarzy. Nawet nie mogłam dokończyć swojego posiłku gdyż złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku... Ścisk był bardzo silny i zabolało mnie to zważywszy że lewą ręką zawsze miałam najbardziej wrażliwą. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wepchnął mnie do niewielkiego pomieszczenia w którym paliła się malutka żaróweczka. Chciałam się spytać o co mu chodzi lecz w tej samej chwili zamknął mi drzwi przed nosem i tak zostałam sama w tym dość chłodnym pomieszczeniu.
Nie zdążyłam wziąć lekarstw na białaczkę... Jeśli ich nie wezmę na czas to mogę dostać ataku drżenia mięśni w połączeniu z silnym krwotokiem z nosa, a przy mojej chorobie taki krwotok może mnie zabić! Muszę się stąd wydostać... Muszę jutro wziąć udział w zawodach o ile w ogóle Carizma będzie w stanie pomyślałam nerwowo, bardzo przejmując się upływającym czasem, który kontrolowałam spoglądając co po chwile na zegarek znajdujący się na mojej lewej ręce. Nie minęła chwila a do pomieszczenia zaraz został wepchnięty ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, który zaczął na mnie znowu najeżdżać słownie wyraźnie wściekły, a ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego on tak bardzo jest na mnie zły.
- Czego Ty ciągle ode mnie chcesz? Tylko Tobie coś się nie podoba - zaczęłam jakoś się bronić.
- Bo jesteś głupia i na nic nie zasługujesz - warknął wściekły na mnie.
- Jakbyś nie wiedział to nikomu na prawo i lewo się nie chwalę że mnie ojciec katował i siostrę... Sami inni to rozpowiadają, ja nigdy nie chciałam tego ujawniać - zaczęłam podnosić głos.
- Ta jasne! Rozpowiadasz bo tak Ci jest wygodniej bo się nad Tobą litują i nic nie musisz robić idiotko! - niemalże wrzasnął.
- Niczego nie rozpowiadam! Tak samo jest z moją chorobą... Nie mam zamiaru nikomu do tego się przyznawać dla Twojej wiadomości bo ja wolę trenować ostro by być przygotowanym na wszystko! - broniłam się jakoś.
- Ty nawet jeździć nie potrafisz ofermo - fuknął zły a z jego oczu szła tylko wściekłość.
- A Ty niby kiedyś potrafiłeś? Ja w przeciwieństwie do Ciebie uczę się od niedawna, podczas gdy Ty trenowałeś od małego gówniarza! Jakoś wtedy też nic nie potrafiłeś ale nikt Cię nie gnoił tak jak Ty mnie... - odparłam na co prychnął poirytowany - Prychaj sobie ile chcesz! Oceniasz mnie z góry a sam święty nie jesteś! Dla Twojej wiadomości ja nie chciałam tej głupiej klaczy... Nawet nie zasługuję na drugiego konia... Wiem że nie jeżdżę wspaniale ale dopiero się uczę i dla mnie każdy przejazd bez błędu jest sukcesem. Dla Ciebie to idiotyzm bo sam nie pamiętasz już jak to było - dodałam.
- Twój przejazd był do niczego - prychnął znowu a jego słowa raniły niczym nóż wbity w serce.
- Dla Ciebie to była prościzna bo jesteś już doświadczony ale dla mnie ten przejazd był trudny i to moje pierwsze takiego typu zawody... Nigdy na żadnych nie byłam... Ciebie było na to stać bo jesteś bogaty i miał kto Ci opłacić wpisowe! - powiedziałam starając się by znowu nie poleciały mi łzy z oczu. Wiedziałam że ma mnie za nic i to mnie najbardziej bolało.
- Tak tak rozrycz się jeszcze jesteś beznadziejna - warknął znowu nie odpuszczając.
- Ciekawe kiedy Ty oporządzałeś ostatnio swojego konia sam? Stajenni zawsze Cię wyręczali i nic nie musiałeś robić bo nawet Ci je siodłali i wyprowadzali! Mnie ciągle oskarżasz o niestworzone rzeczy ale prawda jest taka że ja sama cały czas oporządzam swojego konia nawet jak fatalnie się czuję... - mówiłam ciągle - Jesteś zły bo trafiłeś do IHA i musisz wszystko robić sam bo normalnie to w ogóle nie zajmowałeś się swoimi końmi tylko co jakiś czas sobie przyjeżdżałeś i jeździłeś gdy miałeś zachcianki. Niby dlaczego Twój wspaniały klub jeździecki się rozpadł skoro byliście niby tacy wspaniali i jeździliście najlepiej waszym zdaniem? Gdyby było dobrze to dochody z wygranych zawodów utrzymały by wasz klub ale tak się nie stało... Myślisz że niby nie popełniasz błędów na koniu? Popełniasz ich dużo ale Twoje ego nie pozwala Ci tego zobaczyć bo przecież jesteś bogaty i masz najdroższe konie jakie tylko mogą chodzić po świecie... Patrzysz tylko ciągle na wszystkich z góry i oceniasz, a nawet nikogo nie znasz i nie znasz problemów innych! Uważasz się ciągle za lepszego od siebie i patrzysz tylko pod siebie jak by tu zrobić by Tobie było w życiu dobrze. Śmiało kpij sobie ze mnie i mnie obrażaj ale tak na prawdę nie masz pojęcia przez co przeszłam w życiu... Dla Ciebie słowo bicie nic nie znaczy bi sam nie wiesz jak to jest dostać z pięści w twarz czy z kija bejsbolowego i nie czułeś ja łamią Ci się kości od siły uderzenia... Nikt nie pluł nigdy Ci w twarz.... Nigdy nie musiałeś spać przy rozbitym oknie przy minus trzydziestu paru stopniach, mając do dyspozycji tylko cienki koc! Dla Ciebie to tylko marne i żałosne opowieści, bo Twoim zdaniem mi sprawia przyjemność opowiadanie na prawo i lewo o tym co mnie spotkało! Ale wiesz? Mnie to nie sprawia przyjemności i nikomu tego nie rozpowiadam bo wiem że i tak nikt tego nie zrozumie... Ten kto jest bogaty ma władze i przyjaciół, a mnie nie było stać nawet na jedzenie a co dopiero było mówić o ciuchach... W zimie chodziłam w dziurawych i starych trampkach do szkoły które wygrzebałam ze śmietnika! - mówiąc to niestety same łzy zaczęły mi lecieć z oczu - Myślisz że było to miłe?! Myślisz że było mi łatwo i że chcę o tym mówić? W przeciwieństwie do Ciebie ja nigdy nie miałam żadnych przyjaciół ani kolegów... Nigdy nikomu nie mogłam się zwierzyć czy wypłakać.... Myślisz że leki mnie wyleczą? Gówno! One tylko przedłużają to co nieuniknione. To wszystko co mi dano, to tylko na krótką metę. Ty dostaniesz przeszczep jeśli trzeba będzie bo wciągną Cię na listę a z wpływami Twojego ojca na bank dostaniesz to bardzo szybko... Ja nie mam dawcy... Może mnie jedynie uratować przeszczep ze strony rodziny, której nie mam bo matka ma HIV'a a ojciec jest alkoholikiem i też nie nadaje się na dawce... A nawet jeśli by był dawca to miałabym zaledwie pięć procent szans na to że by się przyjął! Mam niecałe dwa a może trzy miesiące życia... Nie uważam wcale że zasługuję na te wszystkie rzeczy które mi dano czy też konie... Wiem że jestem śmieciem społeczeństwa i Ty też tak uważasz. Ale nie martw się niedługo już mnie nie będzie więc będziesz mógł sobie jeździć na zawody bez obawy że takie gówno jak ka przyćmi Twój wspaniały przejazd na koniu który kosztuje majątek... Nikomu nie chce się chwalić że umieram.... nikomu... Chcę tylko żyć chociaż te trzy ostatnie miesiące spełniając swoje marzenie... Ty będziesz mógł to robić ciągle, a ja już nigdy. Dla mnie oporządzenie konie jest trudne nie przeczę ale nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc ani się nie żaliłam że jest mi ciężko! Nie chcę by ktoś ciągle się nade mną użalał! Nie chcę... Wiem że masz to i tak gdzieś... Jesteś ode mnie we wszystkim lepszy zadowolony? Masz wygrane życie już teraz... Ja jestem przegrana ze wszystkim - mówiąc to poczułam jak mięśnie zaczynają mi lekko drżeć i nie panowałam nad tym co znaczyło że mój atak się powoli zaczynał - Nie chcę niczyjej litości... Chcę tylko być szczęśliwa przez te ostatnie dni.... Nic więcej.... Daj mi już wreszcie spokój.... Chcesz to sobie weź tą klacz... Przy mnie i tak się zmarnuje... Jestem zerem zadowolony? To chciałeś usłyszeć? Z resztą te jutrzejsze zawody i tak będą moimi ostatnimi... Bo więcej już nie zniosę... Daj mi wreszcie spokój.... Mam już dość użerania się ze wszystkimi... - mówiąc to osunęłam się ledwie na ziemię i oparłam głowę o róg pomieszczenia z dala od niego, a po chwili poczułam jak krew mi spływa z nosa. Jeśli nie dostane leku to się wykrwawię pomyślałam zmęczona, a drżenie się nasilało.
- Pokazałeś mi gdzie moje miejsce... Jesteś zadowolony? Zgnoiłeś mnie jak wszyscy dookoła... Wiem że jestem ścierwem które nic nie potrafi ale się starałam...
< Reker? :3 dopiąłeś swego ;c Pisałam z tel więc sorki jeśli są jakieś błędy...>
Nie zdążyłam wziąć lekarstw na białaczkę... Jeśli ich nie wezmę na czas to mogę dostać ataku drżenia mięśni w połączeniu z silnym krwotokiem z nosa, a przy mojej chorobie taki krwotok może mnie zabić! Muszę się stąd wydostać... Muszę jutro wziąć udział w zawodach o ile w ogóle Carizma będzie w stanie pomyślałam nerwowo, bardzo przejmując się upływającym czasem, który kontrolowałam spoglądając co po chwile na zegarek znajdujący się na mojej lewej ręce. Nie minęła chwila a do pomieszczenia zaraz został wepchnięty ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, który zaczął na mnie znowu najeżdżać słownie wyraźnie wściekły, a ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego on tak bardzo jest na mnie zły.
- Czego Ty ciągle ode mnie chcesz? Tylko Tobie coś się nie podoba - zaczęłam jakoś się bronić.
- Bo jesteś głupia i na nic nie zasługujesz - warknął wściekły na mnie.
- Jakbyś nie wiedział to nikomu na prawo i lewo się nie chwalę że mnie ojciec katował i siostrę... Sami inni to rozpowiadają, ja nigdy nie chciałam tego ujawniać - zaczęłam podnosić głos.
- Ta jasne! Rozpowiadasz bo tak Ci jest wygodniej bo się nad Tobą litują i nic nie musisz robić idiotko! - niemalże wrzasnął.
- Niczego nie rozpowiadam! Tak samo jest z moją chorobą... Nie mam zamiaru nikomu do tego się przyznawać dla Twojej wiadomości bo ja wolę trenować ostro by być przygotowanym na wszystko! - broniłam się jakoś.
- Ty nawet jeździć nie potrafisz ofermo - fuknął zły a z jego oczu szła tylko wściekłość.
- A Ty niby kiedyś potrafiłeś? Ja w przeciwieństwie do Ciebie uczę się od niedawna, podczas gdy Ty trenowałeś od małego gówniarza! Jakoś wtedy też nic nie potrafiłeś ale nikt Cię nie gnoił tak jak Ty mnie... - odparłam na co prychnął poirytowany - Prychaj sobie ile chcesz! Oceniasz mnie z góry a sam święty nie jesteś! Dla Twojej wiadomości ja nie chciałam tej głupiej klaczy... Nawet nie zasługuję na drugiego konia... Wiem że nie jeżdżę wspaniale ale dopiero się uczę i dla mnie każdy przejazd bez błędu jest sukcesem. Dla Ciebie to idiotyzm bo sam nie pamiętasz już jak to było - dodałam.
- Twój przejazd był do niczego - prychnął znowu a jego słowa raniły niczym nóż wbity w serce.
- Dla Ciebie to była prościzna bo jesteś już doświadczony ale dla mnie ten przejazd był trudny i to moje pierwsze takiego typu zawody... Nigdy na żadnych nie byłam... Ciebie było na to stać bo jesteś bogaty i miał kto Ci opłacić wpisowe! - powiedziałam starając się by znowu nie poleciały mi łzy z oczu. Wiedziałam że ma mnie za nic i to mnie najbardziej bolało.
- Tak tak rozrycz się jeszcze jesteś beznadziejna - warknął znowu nie odpuszczając.
- Ciekawe kiedy Ty oporządzałeś ostatnio swojego konia sam? Stajenni zawsze Cię wyręczali i nic nie musiałeś robić bo nawet Ci je siodłali i wyprowadzali! Mnie ciągle oskarżasz o niestworzone rzeczy ale prawda jest taka że ja sama cały czas oporządzam swojego konia nawet jak fatalnie się czuję... - mówiłam ciągle - Jesteś zły bo trafiłeś do IHA i musisz wszystko robić sam bo normalnie to w ogóle nie zajmowałeś się swoimi końmi tylko co jakiś czas sobie przyjeżdżałeś i jeździłeś gdy miałeś zachcianki. Niby dlaczego Twój wspaniały klub jeździecki się rozpadł skoro byliście niby tacy wspaniali i jeździliście najlepiej waszym zdaniem? Gdyby było dobrze to dochody z wygranych zawodów utrzymały by wasz klub ale tak się nie stało... Myślisz że niby nie popełniasz błędów na koniu? Popełniasz ich dużo ale Twoje ego nie pozwala Ci tego zobaczyć bo przecież jesteś bogaty i masz najdroższe konie jakie tylko mogą chodzić po świecie... Patrzysz tylko ciągle na wszystkich z góry i oceniasz, a nawet nikogo nie znasz i nie znasz problemów innych! Uważasz się ciągle za lepszego od siebie i patrzysz tylko pod siebie jak by tu zrobić by Tobie było w życiu dobrze. Śmiało kpij sobie ze mnie i mnie obrażaj ale tak na prawdę nie masz pojęcia przez co przeszłam w życiu... Dla Ciebie słowo bicie nic nie znaczy bi sam nie wiesz jak to jest dostać z pięści w twarz czy z kija bejsbolowego i nie czułeś ja łamią Ci się kości od siły uderzenia... Nikt nie pluł nigdy Ci w twarz.... Nigdy nie musiałeś spać przy rozbitym oknie przy minus trzydziestu paru stopniach, mając do dyspozycji tylko cienki koc! Dla Ciebie to tylko marne i żałosne opowieści, bo Twoim zdaniem mi sprawia przyjemność opowiadanie na prawo i lewo o tym co mnie spotkało! Ale wiesz? Mnie to nie sprawia przyjemności i nikomu tego nie rozpowiadam bo wiem że i tak nikt tego nie zrozumie... Ten kto jest bogaty ma władze i przyjaciół, a mnie nie było stać nawet na jedzenie a co dopiero było mówić o ciuchach... W zimie chodziłam w dziurawych i starych trampkach do szkoły które wygrzebałam ze śmietnika! - mówiąc to niestety same łzy zaczęły mi lecieć z oczu - Myślisz że było to miłe?! Myślisz że było mi łatwo i że chcę o tym mówić? W przeciwieństwie do Ciebie ja nigdy nie miałam żadnych przyjaciół ani kolegów... Nigdy nikomu nie mogłam się zwierzyć czy wypłakać.... Myślisz że leki mnie wyleczą? Gówno! One tylko przedłużają to co nieuniknione. To wszystko co mi dano, to tylko na krótką metę. Ty dostaniesz przeszczep jeśli trzeba będzie bo wciągną Cię na listę a z wpływami Twojego ojca na bank dostaniesz to bardzo szybko... Ja nie mam dawcy... Może mnie jedynie uratować przeszczep ze strony rodziny, której nie mam bo matka ma HIV'a a ojciec jest alkoholikiem i też nie nadaje się na dawce... A nawet jeśli by był dawca to miałabym zaledwie pięć procent szans na to że by się przyjął! Mam niecałe dwa a może trzy miesiące życia... Nie uważam wcale że zasługuję na te wszystkie rzeczy które mi dano czy też konie... Wiem że jestem śmieciem społeczeństwa i Ty też tak uważasz. Ale nie martw się niedługo już mnie nie będzie więc będziesz mógł sobie jeździć na zawody bez obawy że takie gówno jak ka przyćmi Twój wspaniały przejazd na koniu który kosztuje majątek... Nikomu nie chce się chwalić że umieram.... nikomu... Chcę tylko żyć chociaż te trzy ostatnie miesiące spełniając swoje marzenie... Ty będziesz mógł to robić ciągle, a ja już nigdy. Dla mnie oporządzenie konie jest trudne nie przeczę ale nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc ani się nie żaliłam że jest mi ciężko! Nie chcę by ktoś ciągle się nade mną użalał! Nie chcę... Wiem że masz to i tak gdzieś... Jesteś ode mnie we wszystkim lepszy zadowolony? Masz wygrane życie już teraz... Ja jestem przegrana ze wszystkim - mówiąc to poczułam jak mięśnie zaczynają mi lekko drżeć i nie panowałam nad tym co znaczyło że mój atak się powoli zaczynał - Nie chcę niczyjej litości... Chcę tylko być szczęśliwa przez te ostatnie dni.... Nic więcej.... Daj mi już wreszcie spokój.... Chcesz to sobie weź tą klacz... Przy mnie i tak się zmarnuje... Jestem zerem zadowolony? To chciałeś usłyszeć? Z resztą te jutrzejsze zawody i tak będą moimi ostatnimi... Bo więcej już nie zniosę... Daj mi wreszcie spokój.... Mam już dość użerania się ze wszystkimi... - mówiąc to osunęłam się ledwie na ziemię i oparłam głowę o róg pomieszczenia z dala od niego, a po chwili poczułam jak krew mi spływa z nosa. Jeśli nie dostane leku to się wykrwawię pomyślałam zmęczona, a drżenie się nasilało.
- Pokazałeś mi gdzie moje miejsce... Jesteś zadowolony? Zgnoiłeś mnie jak wszyscy dookoła... Wiem że jestem ścierwem które nic nie potrafi ale się starałam...
< Reker? :3 dopiąłeś swego ;c Pisałam z tel więc sorki jeśli są jakieś błędy...>
11.24.2018
Od Irmy cd. Rekera
A ten znowu się nas wszystkich wstydzi pomyślałam widząc jak Reker się puszy i idzie arogancko po swoim przejeździe w kierunku prowizorycznych stajni.
- Dlaczego on taki musi być? - spytałam nagle Jay'a, który spojrzał na mnie jedynie kątem oka - To ze mnie nienawidzi to wiem doskonale, ale czemu? Co ja mu takiego robię, że staram się jak najlepiej? - spytałam jeszcze.
- Na serio mam Ci powiedzieć? - spytał wzdychając.
- Nie - powiedziałam krótko - Wiem że i tak macie mnie za głupią gówniarę, która nie powinna jeździć... Wy wszyscy mnie skreślacie oceniając mnie z góry, ale nikt z was nie wie jak wasze słowa ranią, bo macie to zwyczajnie gdzieś... Wy też się kiedyś uczyliście i byliście początkującymi, i jakoś was nikt nie krytykował, ale jeśli to wy jesteście Ci lepsi to trzeba gnoić takich jak ja nie? Bo jesteśmy dla was wstydem - dodałam i nie czekając na jego odpowiedź poszłam także w kierunku stajni, lecz tym razem na szczęście tego dnia miałam konia w innym boksie, więc nie musiałam mieć boks blisko boksu aroganckiego Rekera. Ja nawet nie chciałam tej zakichanej klaczy... Przecież ja się dopiero uczę, nie mam luksusowego domu jak oni... Nie mam nic na zawołanie ani nie mam zdrowia jak oni, to i tak robią wszystko by mi pogorszyć humor! Raz mnie pocieszają a raz gnoją i to tak że wbijają mnie w ziemię. I tak umrę niedługo, więc będą się cieszyć że nowa, super gwiazda do nich dołączy... pomyślałam wcale się nie ciesząc że przejechałam tor na czysto.
Byłam pierwszy raz na takich zawodach, nie mówiąc o tym że wcześniej w ogóle nie startowałam w żadnych zawodach, jak Reker czy Jay, którzy startowali od samego początku, czyli od małego kurdupla! Nie powiem brakuje mi wprawy i wszystkiego, ale czy to powód by się na mnie wyżywać i na mnie psioczyć ciągle? Co mi po tym że mam drugiego konia? I tak pewnie nie będę potrafiła na nim jeździć... Jeden koń to wielka odpowiedzialność ale dwa? Moja opiekunka mnie chyba za to zabije! Czy kiedyś nie będę wszystkich wkurzać dookoła? Zrezygnowana wróciłam do stajni gdzie zaczęłam zajmować się koniem i miałam ochotę normalnie płakać. Ciągle wszystkim przeszkadzałam i wszyscy uważali że jestem głupia... Ciągle!!
- Irma nie przejmuj się nimi - usłyszałam nagle więc lekko się obróciłam i zobaczyłam panią Hils.
- Łatwo pani mówić - burknęłam i znowu odwróciłam się do swojego konia - Nie prosiłam o drugiego konia i tak wiem że jeżdżę beznadziejnie - dodałam.
- Drugi koń to dla Ciebie dobra nauka by lepiej zacząć trenować - powiedziała opierając się o drzwiczki boksu.
- Wszyscy ciągle mnie oceniają z góry... Cieszę się źle, a jak siedzę cicho to też źle! - powiedziałam z wyrzutem - Gdyby tamta akademia się nie rozpadła, to nigdy bym nie wróciła do IHA... - dodałam.
- Uspokój się... Najważniejsze że dobrze pojechałaś, a to że on ma bogate konie i swoje humory to jego problem. Czemu tak się przejmujesz jego opinią? - spytała.
- Bo chcę by wszyscy mnie zaakceptowali - przyznałam - Chcę wreszcie żyć choć przez chwilę normalnie... Choć przez chwilę poczuć się tak jak reszta ludzi, czego ja nigdy nie miałam - dodałam cicho bardzo i na chwilę przestałam czyścić swojego konia i zamarłam w bezruchu.
- Oni i tak nigdy nie zauważą tego co w Tobie najlepsze, bo i tak będą się uważać za najlepszych, nawet jeśli robią ciągle błędy w siodle - westchnęła lekko.
- Niby jakie błędy? Są niemalże mistrzami w jeździectwie i do tego niewiele im brakuje - powiedziałam patrząc na nią z niezrozumieniem i lekką złością.
- Każdy z nich robi lekkie błędy jeszcze... Wy tego nie widzicie, ale ja i pan Pol tak, tak samo jak sędziowie. Nie są jeszcze na aż tak wysokim poziomie jak sądzicie, choć oczywiście są bardzo dobrzy i niedaleko im już do tych najlepszych - odparła tylko.
- Ta jasne... Ja do nich nie pasuję i lepiej będzie jak mnie przeniesiecie do gorszej drużyny. Wtedy nikt taki jak ja nie będzie ich ograniczać z ponoć moim leniwym i nie umiejącym skakać koniem - odparłam znowu zaczynając czyścić swojego skarogniadosza.
- Nie obrażaj się i nie smuć bo to tylko da im satysfakcję że jesteś słaba tak jak uważają... Idź prosto przed siebie bo to Twoje życie a nie ich - mówiąc to oddaliła się a ja ponownie tego dnia stanęłam w bezruchu. I tak długo nie pożyję, więc co za różnica niby? Jakoś oporządziłam swojego ogiera, lecz niestety zauważyłam że trzyma jedną nogę w górze co mnie bardzo martwiło, a i chodzenie w boksie mu ciężko szło, więc sprowadziłam czym prędzej weterynarza, który zawsze był na takiego typu zawodach i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu oraz rozpaczy, Touch Down naderwał sobie ścięgno... SKRZYWDZIŁAM GO! SKRZYWDZIŁAM WŁASNEGO KONA! pomyślałam przerażona, gdyż to przeze mnie ogierowi stała się krzywda.
Weterynarz podał leki i wypisał to co ma przyjmować gdy wykupię lekarstwa od weterynarza który jest w naszej akademii, no i oczywiście na drzwiczki boksu od razu zawiesił tabliczkę iż koń nie został dopuszczony do jutrzejszej konkurencji skokowej przez kontuzję. Super teraz to dopiero Reker i Jay będą mieć z tego pożywkę do ożywionych rozmów na mój temat jak to ja jestem gówniara nieodpowiedzialna westchnęłam w myślach.
- Przepraszam że Cię skrzywdziłam - powiedziałam szeptem do ogiera, delikatnie głaszcząc go po chrapach - Nie chciałam...- dodałam jeszcze szeptem, po czym przypominając sobie że muszę się zająć jeszcze siwą klaczką, która została mi dzisiaj niespodziewanie ofiarowana. Zamykając boks swojego ogiera ruszyłam na poszukiwania boksu klaczki, który był nawet niedaleko i od razu zobaczyłam że nikt się nią nie zajął po tamtej "rozgrzewce" Stevani. Biedne konisko nie wiedziałam gdzie są jej przybory, więc wzięłam przybory Touch Downa i zaczęłam ją powoli rozsiodływać i z tego co zauważyłam to klaczka była bardzo mocno ściśnięta popręgiem, więc dziwiłam się że mogła tak szybko biegać, gdy niemalże nie miała jak oddychać! Widząc jak klaczka zaczyna oddychać z ulgą i dużo głębiej, lekko się na to uśmiechnęłam, a następnie zabrałam się za jej posklejaną od potu i brudu sierść. Przy okazji myślałam też na temat jutrzejszych zawodów skokowych, gdyż na moim biednym konisku nie mogłam wystartować. Owszem mogłam niby wystartować na Carizmie, ale jej w ogóle nie znałam...
Widziałam jak Stevani na niej jeździ, lecz pode mną mogła zupełne inaczej się zachowywać. Dzisiaj już nie chciałam męczyć tej biedaczki i narażać ją na kolejny niepotrzebny stres związany z rozgrzewką, więc postanowiłam że wstanę jutro wcześniej i zobaczę jak się zachowuje i czy w ogóle będzie miała siły wystartować w zawodach. Jeśli będzie wszytko dobrze to mogłam zgłosić zmianę konia z powodu kontuzji, co było dla mnie szansą! Kiedy uporałam się z czyszczeniem klaczki, która wyglądała na zadowoloną z procesu czyszczenia, pogłaskałam ją po głowie, a następnie gdy odniosłam cały sprzęt na swoje miejsce, przy okazji po kryjomu oddałam sprzęt który wcześniej dostałam od chłopaka. Nie chciałam by uważał że wszyscy się nade mną litują i dlatego dostaję co chwilę coś nowego...
Dlatego właśnie mu to oddałam. Wychodząc z tymczasowej siodlarni w boku C1, gdzie nosa stajnia miała właśnie tą siodlarnię pod nosem poczułam mocne zawroty głowy, przez co szybko oparłam się ręką o ścianę i zaczęłam ciężej oddychać. Świat mi zawirował kilka razy przed oczami, a nogi zrobiły się momentalnie jak z waty co przypomniało mi o mojej chorobie... Chwilę tak powstałam na uginających się kolanach i zapewne bladej jak ściana twarzy, lecz na szczęście wszystko minęło po jakiś dwóch minutach, które wydawały się i tak wiecznością. Czując iż nieco wracają mi siły, wróciłam z ugiętych kolan na bardziej wyprostowaną, lecz złapałam rękami za kolana i nieco głębiej pooddychałam, co mi pomogło, lecz zaraz poczułam czyjąś rękę na ramieniu, co mnie zdziwiło, więc niemalże natychmiast spojrzałam w stronę agresora, kim okazał się być Jay.
- Co Ci jest? Blada jesteś jak ściana - powiedział uważniej mi się przyglądając.
- Nic mi nie jest, a teraz przepraszam ale się spieszę - mówiąc to ruszyłam szybkim krokiem ku wyjściu ze stajni i na szczęście nie chciał mnie zatrzymywać, dzięki czemu poczułam się w duchu jeszcze lepiej. Nie chciałam by ludzie mi ciągle współczuli i by mi dawali fory jak w przypadku Rekera, bo chciałam trenować na poważnie, bo na zwadach właśnie czy na innych ważnych konkursach nikt mnie nie będzie oszczędzał, a jak na treningach nie będę trenować twardo to i źle mi wyjdą zawody i tego się trzymałam. Wolałam trzymać to w tajemnicy i nie zamierzałam tego zmienić! Mając dość dzisiaj, nawet nie oglądałam przejazdu innych tylko wróciłam do naszego hotelu, gdzie zrobiłam sobie kanapkę z serem, którą zaczęłam konsumować by nabrać nieco sił, oraz by moje mięśnie przestały w końcu drżeć.
< Reker? ;3 Jay do Ciebie przyleci? xdd Jak się tam masz wredoto jedna? xdd Jay nic nie wie o chorobie Irmy xd >
- Dlaczego on taki musi być? - spytałam nagle Jay'a, który spojrzał na mnie jedynie kątem oka - To ze mnie nienawidzi to wiem doskonale, ale czemu? Co ja mu takiego robię, że staram się jak najlepiej? - spytałam jeszcze.
- Na serio mam Ci powiedzieć? - spytał wzdychając.
- Nie - powiedziałam krótko - Wiem że i tak macie mnie za głupią gówniarę, która nie powinna jeździć... Wy wszyscy mnie skreślacie oceniając mnie z góry, ale nikt z was nie wie jak wasze słowa ranią, bo macie to zwyczajnie gdzieś... Wy też się kiedyś uczyliście i byliście początkującymi, i jakoś was nikt nie krytykował, ale jeśli to wy jesteście Ci lepsi to trzeba gnoić takich jak ja nie? Bo jesteśmy dla was wstydem - dodałam i nie czekając na jego odpowiedź poszłam także w kierunku stajni, lecz tym razem na szczęście tego dnia miałam konia w innym boksie, więc nie musiałam mieć boks blisko boksu aroganckiego Rekera. Ja nawet nie chciałam tej zakichanej klaczy... Przecież ja się dopiero uczę, nie mam luksusowego domu jak oni... Nie mam nic na zawołanie ani nie mam zdrowia jak oni, to i tak robią wszystko by mi pogorszyć humor! Raz mnie pocieszają a raz gnoją i to tak że wbijają mnie w ziemię. I tak umrę niedługo, więc będą się cieszyć że nowa, super gwiazda do nich dołączy... pomyślałam wcale się nie ciesząc że przejechałam tor na czysto.
Byłam pierwszy raz na takich zawodach, nie mówiąc o tym że wcześniej w ogóle nie startowałam w żadnych zawodach, jak Reker czy Jay, którzy startowali od samego początku, czyli od małego kurdupla! Nie powiem brakuje mi wprawy i wszystkiego, ale czy to powód by się na mnie wyżywać i na mnie psioczyć ciągle? Co mi po tym że mam drugiego konia? I tak pewnie nie będę potrafiła na nim jeździć... Jeden koń to wielka odpowiedzialność ale dwa? Moja opiekunka mnie chyba za to zabije! Czy kiedyś nie będę wszystkich wkurzać dookoła? Zrezygnowana wróciłam do stajni gdzie zaczęłam zajmować się koniem i miałam ochotę normalnie płakać. Ciągle wszystkim przeszkadzałam i wszyscy uważali że jestem głupia... Ciągle!!
- Irma nie przejmuj się nimi - usłyszałam nagle więc lekko się obróciłam i zobaczyłam panią Hils.
- Łatwo pani mówić - burknęłam i znowu odwróciłam się do swojego konia - Nie prosiłam o drugiego konia i tak wiem że jeżdżę beznadziejnie - dodałam.
- Drugi koń to dla Ciebie dobra nauka by lepiej zacząć trenować - powiedziała opierając się o drzwiczki boksu.
- Wszyscy ciągle mnie oceniają z góry... Cieszę się źle, a jak siedzę cicho to też źle! - powiedziałam z wyrzutem - Gdyby tamta akademia się nie rozpadła, to nigdy bym nie wróciła do IHA... - dodałam.
- Uspokój się... Najważniejsze że dobrze pojechałaś, a to że on ma bogate konie i swoje humory to jego problem. Czemu tak się przejmujesz jego opinią? - spytała.
- Bo chcę by wszyscy mnie zaakceptowali - przyznałam - Chcę wreszcie żyć choć przez chwilę normalnie... Choć przez chwilę poczuć się tak jak reszta ludzi, czego ja nigdy nie miałam - dodałam cicho bardzo i na chwilę przestałam czyścić swojego konia i zamarłam w bezruchu.
- Oni i tak nigdy nie zauważą tego co w Tobie najlepsze, bo i tak będą się uważać za najlepszych, nawet jeśli robią ciągle błędy w siodle - westchnęła lekko.
- Niby jakie błędy? Są niemalże mistrzami w jeździectwie i do tego niewiele im brakuje - powiedziałam patrząc na nią z niezrozumieniem i lekką złością.
- Każdy z nich robi lekkie błędy jeszcze... Wy tego nie widzicie, ale ja i pan Pol tak, tak samo jak sędziowie. Nie są jeszcze na aż tak wysokim poziomie jak sądzicie, choć oczywiście są bardzo dobrzy i niedaleko im już do tych najlepszych - odparła tylko.
- Ta jasne... Ja do nich nie pasuję i lepiej będzie jak mnie przeniesiecie do gorszej drużyny. Wtedy nikt taki jak ja nie będzie ich ograniczać z ponoć moim leniwym i nie umiejącym skakać koniem - odparłam znowu zaczynając czyścić swojego skarogniadosza.
- Nie obrażaj się i nie smuć bo to tylko da im satysfakcję że jesteś słaba tak jak uważają... Idź prosto przed siebie bo to Twoje życie a nie ich - mówiąc to oddaliła się a ja ponownie tego dnia stanęłam w bezruchu. I tak długo nie pożyję, więc co za różnica niby? Jakoś oporządziłam swojego ogiera, lecz niestety zauważyłam że trzyma jedną nogę w górze co mnie bardzo martwiło, a i chodzenie w boksie mu ciężko szło, więc sprowadziłam czym prędzej weterynarza, który zawsze był na takiego typu zawodach i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu oraz rozpaczy, Touch Down naderwał sobie ścięgno... SKRZYWDZIŁAM GO! SKRZYWDZIŁAM WŁASNEGO KONA! pomyślałam przerażona, gdyż to przeze mnie ogierowi stała się krzywda.
Weterynarz podał leki i wypisał to co ma przyjmować gdy wykupię lekarstwa od weterynarza który jest w naszej akademii, no i oczywiście na drzwiczki boksu od razu zawiesił tabliczkę iż koń nie został dopuszczony do jutrzejszej konkurencji skokowej przez kontuzję. Super teraz to dopiero Reker i Jay będą mieć z tego pożywkę do ożywionych rozmów na mój temat jak to ja jestem gówniara nieodpowiedzialna westchnęłam w myślach.
- Przepraszam że Cię skrzywdziłam - powiedziałam szeptem do ogiera, delikatnie głaszcząc go po chrapach - Nie chciałam...- dodałam jeszcze szeptem, po czym przypominając sobie że muszę się zająć jeszcze siwą klaczką, która została mi dzisiaj niespodziewanie ofiarowana. Zamykając boks swojego ogiera ruszyłam na poszukiwania boksu klaczki, który był nawet niedaleko i od razu zobaczyłam że nikt się nią nie zajął po tamtej "rozgrzewce" Stevani. Biedne konisko nie wiedziałam gdzie są jej przybory, więc wzięłam przybory Touch Downa i zaczęłam ją powoli rozsiodływać i z tego co zauważyłam to klaczka była bardzo mocno ściśnięta popręgiem, więc dziwiłam się że mogła tak szybko biegać, gdy niemalże nie miała jak oddychać! Widząc jak klaczka zaczyna oddychać z ulgą i dużo głębiej, lekko się na to uśmiechnęłam, a następnie zabrałam się za jej posklejaną od potu i brudu sierść. Przy okazji myślałam też na temat jutrzejszych zawodów skokowych, gdyż na moim biednym konisku nie mogłam wystartować. Owszem mogłam niby wystartować na Carizmie, ale jej w ogóle nie znałam...
Widziałam jak Stevani na niej jeździ, lecz pode mną mogła zupełne inaczej się zachowywać. Dzisiaj już nie chciałam męczyć tej biedaczki i narażać ją na kolejny niepotrzebny stres związany z rozgrzewką, więc postanowiłam że wstanę jutro wcześniej i zobaczę jak się zachowuje i czy w ogóle będzie miała siły wystartować w zawodach. Jeśli będzie wszytko dobrze to mogłam zgłosić zmianę konia z powodu kontuzji, co było dla mnie szansą! Kiedy uporałam się z czyszczeniem klaczki, która wyglądała na zadowoloną z procesu czyszczenia, pogłaskałam ją po głowie, a następnie gdy odniosłam cały sprzęt na swoje miejsce, przy okazji po kryjomu oddałam sprzęt który wcześniej dostałam od chłopaka. Nie chciałam by uważał że wszyscy się nade mną litują i dlatego dostaję co chwilę coś nowego...
Dlatego właśnie mu to oddałam. Wychodząc z tymczasowej siodlarni w boku C1, gdzie nosa stajnia miała właśnie tą siodlarnię pod nosem poczułam mocne zawroty głowy, przez co szybko oparłam się ręką o ścianę i zaczęłam ciężej oddychać. Świat mi zawirował kilka razy przed oczami, a nogi zrobiły się momentalnie jak z waty co przypomniało mi o mojej chorobie... Chwilę tak powstałam na uginających się kolanach i zapewne bladej jak ściana twarzy, lecz na szczęście wszystko minęło po jakiś dwóch minutach, które wydawały się i tak wiecznością. Czując iż nieco wracają mi siły, wróciłam z ugiętych kolan na bardziej wyprostowaną, lecz złapałam rękami za kolana i nieco głębiej pooddychałam, co mi pomogło, lecz zaraz poczułam czyjąś rękę na ramieniu, co mnie zdziwiło, więc niemalże natychmiast spojrzałam w stronę agresora, kim okazał się być Jay.
- Co Ci jest? Blada jesteś jak ściana - powiedział uważniej mi się przyglądając.
- Nic mi nie jest, a teraz przepraszam ale się spieszę - mówiąc to ruszyłam szybkim krokiem ku wyjściu ze stajni i na szczęście nie chciał mnie zatrzymywać, dzięki czemu poczułam się w duchu jeszcze lepiej. Nie chciałam by ludzie mi ciągle współczuli i by mi dawali fory jak w przypadku Rekera, bo chciałam trenować na poważnie, bo na zwadach właśnie czy na innych ważnych konkursach nikt mnie nie będzie oszczędzał, a jak na treningach nie będę trenować twardo to i źle mi wyjdą zawody i tego się trzymałam. Wolałam trzymać to w tajemnicy i nie zamierzałam tego zmienić! Mając dość dzisiaj, nawet nie oglądałam przejazdu innych tylko wróciłam do naszego hotelu, gdzie zrobiłam sobie kanapkę z serem, którą zaczęłam konsumować by nabrać nieco sił, oraz by moje mięśnie przestały w końcu drżeć.
< Reker? ;3 Jay do Ciebie przyleci? xdd Jak się tam masz wredoto jedna? xdd Jay nic nie wie o chorobie Irmy xd >
11.23.2018
Od Irmy cd. Rekera
Byłam totalnie wściekła na tą Stevani! Przecież my mogliśmy się przez nią pozabijać! Nie uszkodzić, tylko pozabijać! Jak trzeba być głupim i tak chorym by coś takiego w ogóle wymyślić?! Jeszcze ta biedna siwa klacz którą niemalże zajechała na śmierć złym rozgrzaniem… Tak ciężko oddychała i była zgrzana że się to normalnie w głowie nie mieści! Jak można doprowadzić konia do takiego stanu? pomyślałam patrząc uważniej jak po szyi śnieżno białej klaczy spływa pot. Pan Pol podszedł do niej i złapał za wodze klaczy, a następnie kazał jej zsiadać, co bardzo zdziwiło naszą „koleżankę”, a gdy wylądowała na ziemi, coś jej powiedział ostrego, gdyż zaraz momentalnie zbladła, a nasz wychowawca zabrał jej konia.
- Pewnie poszedł się zająć jej biednym koniem – usłyszałam głos Rekera zza moich pleców.
- Pewnie tak… Chodźmy! Musimy rozgrzać nasze konie – powiedziałam szybko, przypominając sobie że mamy mało czasu. No niby pan Pol powiedział że nam załatwi więcej czasu na lepszą rozgrzewkę, ale i tak musieliśmy dmuchać na zimno i być przygotowanymi. Wolałam by mój koń był solidnie rozgrzany, by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
- Racja – przyznał, po czym znowu ruszając sprintem dotarliśmy do stajni, gdzie upewniając się na szybko że sprzęt już jest dobrze wymieniony i założony, oraz że ta mała gnida znowu nam czegoś nie popsuła, wyprowadziliśmy je ze stajni, a następnie odbijając się niemalże w tym samym czasie od ziemi, wsiedliśmy na swoje wierzchowce. Czym prędzej ruszyliśmy na rozprężalnie, gdzie zaczęliśmy robić kółka z kłusie, lecz ja w przeciwną stronę niż on byśmy mieli więcej miejsca na placu. Może i innym wydawało się że rozgrzanie konia jest proste, lecz w rzeczywistości takie łatwe to nie jest… Trzeba przynajmniej dziesięć minut kłusa robić i to jechać trzeba w różnych kierunkach, takie jak robienie ósemek, kółek by dobrze rozgrzać każdą część mięśni konia, a następnie wchodzi się w lekki galop, który ma jeszcze bardziej rozgrzać mięśnie wierzchowca by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
Na rozprężalni dostaliśmy jeszcze mapkę toru jutrzejszego do skoków od naszej drugiej nauczycielki od skoków, czyli pani Hils, która doprawdy nie mogła sobie znaleźć lepszego momentu na wręczanie takiego świstka! Nie komentując tego, spojrzałam szybko na plan jazdy, a następnie szybko go schowałam do kieszonki zapinanej na zamek, gdy ją złożyłam.
Jeszcze w trakcie rozgrzewki się okazało że to ja jadę jako pierwsza, gdyż jeden z zawodników miał wypadek na koniu, pokonując przeszkodę, a inna zawodniczka musiała zrezygnować bo koń jej kilka razy nie chciał przeskoczyć tej samej przeszkody, czyli rowu. Na szczęście zdążyłam rozgrzać odpowiednio konia, nie mówiąc o tym że było to na styk kiedy musiałam się już ustawiać na starcie. Ubrałam jeszcze na szybko kamizelkę, a następnie patrząc na wielki wyświetlacz odliczający sekundy do startu, przez co mocniej zacisnęłam ręce na wodach Touch Downa, który czując moje przejęcie by jak najlepiej wypaść, przez co też nieco nogami przebierał w miejscu, nie mogąc się już doczekać. Tylko spokojnie... pomyślałam widząc po chwili na wielkim wyświetlaczu słowo "START". Dając w ułamku sekundy znać łydką koniowi, ten ruszył niczym torpeda wystrzelona z okrętu podwodnego i wjechaliśmy do niewielkiego lasku gdzie czekała na nas pierwsza przeszkoda.
< Reker? ;3 jak tam jej poszło? jaki miała czas? xdd Tor do skoków na jutro jest dość trudny xdd >
- Pewnie poszedł się zająć jej biednym koniem – usłyszałam głos Rekera zza moich pleców.
- Pewnie tak… Chodźmy! Musimy rozgrzać nasze konie – powiedziałam szybko, przypominając sobie że mamy mało czasu. No niby pan Pol powiedział że nam załatwi więcej czasu na lepszą rozgrzewkę, ale i tak musieliśmy dmuchać na zimno i być przygotowanymi. Wolałam by mój koń był solidnie rozgrzany, by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
- Racja – przyznał, po czym znowu ruszając sprintem dotarliśmy do stajni, gdzie upewniając się na szybko że sprzęt już jest dobrze wymieniony i założony, oraz że ta mała gnida znowu nam czegoś nie popsuła, wyprowadziliśmy je ze stajni, a następnie odbijając się niemalże w tym samym czasie od ziemi, wsiedliśmy na swoje wierzchowce. Czym prędzej ruszyliśmy na rozprężalnie, gdzie zaczęliśmy robić kółka z kłusie, lecz ja w przeciwną stronę niż on byśmy mieli więcej miejsca na placu. Może i innym wydawało się że rozgrzanie konia jest proste, lecz w rzeczywistości takie łatwe to nie jest… Trzeba przynajmniej dziesięć minut kłusa robić i to jechać trzeba w różnych kierunkach, takie jak robienie ósemek, kółek by dobrze rozgrzać każdą część mięśni konia, a następnie wchodzi się w lekki galop, który ma jeszcze bardziej rozgrzać mięśnie wierzchowca by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
Na rozprężalni dostaliśmy jeszcze mapkę toru jutrzejszego do skoków od naszej drugiej nauczycielki od skoków, czyli pani Hils, która doprawdy nie mogła sobie znaleźć lepszego momentu na wręczanie takiego świstka! Nie komentując tego, spojrzałam szybko na plan jazdy, a następnie szybko go schowałam do kieszonki zapinanej na zamek, gdy ją złożyłam.
Jeszcze w trakcie rozgrzewki się okazało że to ja jadę jako pierwsza, gdyż jeden z zawodników miał wypadek na koniu, pokonując przeszkodę, a inna zawodniczka musiała zrezygnować bo koń jej kilka razy nie chciał przeskoczyć tej samej przeszkody, czyli rowu. Na szczęście zdążyłam rozgrzać odpowiednio konia, nie mówiąc o tym że było to na styk kiedy musiałam się już ustawiać na starcie. Ubrałam jeszcze na szybko kamizelkę, a następnie patrząc na wielki wyświetlacz odliczający sekundy do startu, przez co mocniej zacisnęłam ręce na wodach Touch Downa, który czując moje przejęcie by jak najlepiej wypaść, przez co też nieco nogami przebierał w miejscu, nie mogąc się już doczekać. Tylko spokojnie... pomyślałam widząc po chwili na wielkim wyświetlaczu słowo "START". Dając w ułamku sekundy znać łydką koniowi, ten ruszył niczym torpeda wystrzelona z okrętu podwodnego i wjechaliśmy do niewielkiego lasku gdzie czekała na nas pierwsza przeszkoda.
Przeskoczyłam ją bez problemu, lecz zaraz zaczęłam kierować konia mocno w prawo, przez wielką polanę, gdzie czekała już kolejna przeszkoda czyli kłoda. Mocniej ściągnęłam wodze, a następnie przeskoczyliśmy idealnie równo między czerwoną a białą chorągiewką. Zadowolona z takiego obrotu spraw zaczęłam nakierowywać konia na rów z wodą. Kiedy tylko ogier zetknął się kopytami z woda, poczułam jak strasznie zimna jest ta woda. Musiałam dużo mocniej skontrować Touch Downa na kolejną przeszkodę w wodze, co niezbyt mu się podobało, lecz na szczęście wykonał moje polecenie i ładnie ją przeskoczył, a następnie musiał wyskoczyć z wody na niewielką górkę, gdzie na niemalże samym szczycie była kolejna przeszkoda w kształcie niewielkiego daszku. Tą przeszkodę ogier pokonał jakby ostatkiem sił, gdyż z wody bardzo ciężko się rozpędzić, zwłaszcza gdy ma się jeszcze przeszkodę niemalże na samym szczycie górki... Później skierowałam mocno konia w lewo, gdzie czekała na nas kolejna przeszkoda z kłody. Szczerze mówiąc ten tor był dla mnie wyjątkowo trudny, zwłaszcza iż nie byłam tak bardzo doświadczoną zawodniczką, lecz starałam się hamować konia na początku bym nie zużyła wszystkich jego sił, nie mówiąc o tym że tor był bardzo długi. Jakoś jednak udało mi się dotrwać i gdy miałam już ostatnią prostą, mocno przyśpieszyłam by uzyskać jak najlepszy tylko czas. Ogier mnie nie zawiódł i udało nam się przejechać bardzo szybko na linii mety, a następnie łagodnie wyhamowałam, a na mecie już czekał pan Pol, Jay i reszta świty. Pewnie miałam bardzo wolny przejazd.... Będą musieli się przeze mnie starać bardziej by uzyskać lepszy czas drużynowy pomyślałam szybko zsiadając z konia, b następnie dać obowiązkowo siodło do zważenia czy nie jest za ciężkie. Przynajmniej Touch Down nie zatrzymał się na żadnej przeszkodzie, to już coś i tak... przeszło mi jeszcze przez myśl, gdy waga siodła była całkowicie w porządku, a po chwili podeszli do mnie chłopaki, wraz z koniem którego trzymali za wodze.
< Reker? ;3 jak tam jej poszło? jaki miała czas? xdd Tor do skoków na jutro jest dość trudny xdd >
11.22.2018
Nowy koń Irmy
Imię: Carisma de Fuerza
(czyt. Karizma de Fuerta)
Rasa: Hanowerska
Wiek: 7 lat
Płeć: Klacz
Charakter:
(czyt. Karizma de Fuerta)
Rasa: Hanowerska
Wiek: 7 lat
Płeć: Klacz
Charakter:
Carisma to klacz o bardzo spokojnym temperamencie, która nie płoszy się z byle powodu. Jej jedyną dyscypliną którą uwielbia i do których została wyhodowana to skoki. Klaczka chętnie się uczy i wykonuje dobrze polecenia jeźdźca. Ma jak na klacz dość dużą potęgę skoku, co odziedziczyła po swoim dziadku ze strony matki. Dobrze składa przednie nogi, choć tylne nieco jej czasem uciekają gdy zbyt gwałtownie wyjdzie z zakrętu. Dobrze pracuje szyją, więc jej kariera zapowiada się na dość długą. Carisma nie za bardzo lubi zapinania popręgu, więc przy siodłaniu sprawia nieco kłopotu swoim wierceniem się, lecz ogólnie bardzo grzeczna. Uwielbia kosteczki cukru, a na pastwisku czasem sobie poszaleje i pogania wraz z innymi końmi.
Dyscyplina: Skoki
Należy do: Irma Enderfind
Dyscyplina: Skoki
Należy do: Irma Enderfind
11.18.2018
Od Irmy cd. Rekera
Seans kinowy bardzo mi się podobał i było to miłe urozmaicenie naszego dnia, lecz nieco za późno poszliśmy spać, przez co odczuwałam lekkie niewyspanie następnego dnia, lecz na szczęście dość szybko się rozbudziłam kiedy tutejsze zimniejsze powietrze uderzyło w moją twarz. Na szybko zjadłam śniadanie, po czym poszłam leniwym krokiem w stronę prowizorycznej stajni, gdzie czekało na mnie moje jakże rozleniwione konisko. Wiedząc że mam jeszcze trochę czasu na zajęcie się koniem, nie spieszyłam się zbytnio, więc spokojnie czyściłam swojego konia, podczas gdy Reker już zdążył to dobrze zrobić. Samo czyszczenie poszło mi szybko, więc zaczęłam zakładać swojemu ogierowi derkę fioletową z siodłem czarnym do skoków, założyłam fioletowe ochraniacze na jego nogi, a na koniec zaczęłam zakładać uzdę, bo wiedziałam że konisko moje woli nieco postać dłużej bez metalu między zębami.
Kiedy zaczęłam powoli wkładać metalowe wędzidło w pysk swojego czteronożnego towarzysza i mocować resztę ogłowia za jego uszami, nagle zauważyłam że po lewej stronie pyska koniska, były przecięte lekko wodze! Zaskoczona bardzo tym faktem, nie zapięłam reszty ogłowia ogiera pod policzkiem, tylko chwyciłam bardziej wodze i zaczęłam się temu przyglądać. Wyglądało to jakby cięcie było od noża, bo to na pewno było zmęczenie materiału, gdyż to bardzo trwały materiał i nie niszczył się w taki sposób, nie mówiąc już o tym że to był zupełnie nowy sprzęt!
A niech to szlak! pomyślałam zła i kiedy chciałam już myśleć o tym kto to mógł zrobić, nagle usłyszałam dość głośny huk, a następnie głośne jęknięcie, więc szybko wyszłam z boksu, by zobaczyć co się dzieje i moim oczom koło wyjścia ze stajni leżał Reker, który był lekko w szoku przez to co się stało. Zmartwiona tym iż mogło mu się coś stać, szybko do niego podbiegłam i pomogłam mu wstać.
- Co się stało? Wszystko w porządku? - spytałam zmartwiona i zaczęłam go szybko oglądać wzrokiem, czy aby na pewno mi tu nigdzie nie krwawi.
- Nie… Ze mną jest dobrze, tylko nieco poobijałem tyłek – mówiąc to nieco się pomasował rekami po czterech literach.
- Dobrze że miałeś założony kask – powiedziałam zmartwiona, po czym zauważyłam leżące strzemię na ziemi z podciętym paskiem, które nie wytrzymując ciężaru wsiadającego jeźdźca po prostu się urwało.
- Ktoś podciął mi pasek – odezwał się zły, podnosząc z ziemi brakującą część jego siodła.
- To witaj w klubie, bo mnie podcięto mocno wodze – skomentowałam na co uniósł w swoim zdziwieniu krzaczaste brwi.
- I jak ja mam niby teraz wystartować? Nie mam akurat tej jednej głupiej części! Jak ja dorwę tego, kto mi to zrobił, to normalnie nogi z dupy mu powyrywam! - powiedział bardzo zły i lekko ścisnął metalowe strzemię w rękach.
- A ja co mam powiedzieć? Nie wystartuję jeśli nie będę miała wodzy… Podczas jazdy to by się skończyło katastrofą – westchnęłam ciężko, lecz we mnie też kipiało wręcz ze złości!
- Trzeba to zgłosić panu Polowi… Tutaj wszędzie są ukryte kamery na takich zawodach, więc powinniśmy znaleźć sprawcę szybko – oznajmił nagle.
- Nie wiedziałam że i w stajniach są kamery – przyznałam, przez co też wyszło moje niedoświadczenie w takiego typu zawodach. No nie ukrywajmy, to dopiero były moje drugie w życiu poważne zawody! Nie wiedziałam jeszcze tego wszystkie co on, ale miałam nadzieję że wkrótce się to zmieni.
- Też są by nikt nie próbował manewrować przy jedzeniu koni – westchnął ciężko po czym wypuścił nozdrzami powietrze z płuc niczym lokomotywa, by się uspokoić nieco.
- Ja mam zapasowy pasek do strzemienia więc mogę Ci dać, bo zawsze mam zapas na wszelki wypadek, ale ja raczej nie wystartuję w ogóle – powiedziałam to ponownie tego źle rozpoczynającego się dnia wzdychając.
- Nie byłbym tego taki pewien – odparł tajemniczo i na mnie spojrzał.
- To znaczy? - spytałam lekko się dziwiąc.
- Mam chyba jeszcze jakieś zapasowe wodze w pudle ze sprzętem… Kupiłem je i włożyłem tam, bo nie miałem czasu ani chęci ich przełożyć do pokoju swojego i z tym bardzo zwlekałem, więc powinienem mieć nadal wodze – poinformował mnie – Ty mi dasz pasek do strzemienia, a ja Ci dam wodze… Umowa stoi? - spytał.
- Pewnie! - odparłam zadowolona z takiego obrotu spraw – Ale najpierw to zgłośmy, a później zmienimy sprzęt by w razie co nikt nam tych nowych nie przeciął, które by zostały wymienione, bo była by wtedy kicha – dodałam zaraz.
- Masz racje – odparł, po czym wprowadził ponownie swojego konia do boksu i go zamknął. Upewniłam się też czy boks mojego konia jest właściwie zamknięty, zaczęliśmy szukać swojego nauczyciela, który towarzyszył nam na zawodach. Chwilę nam to zajęło i nie powiem, gdyż dużo czasu przez to straciliśmy, lecz nagle stanęłam i zatrzymałam stanowczym ruchem ręki Rekera, który bardzo zdziwił się moim ruchem.
- Co jest? - spytał – Nie mamy czasu na postoje – powiedział szybko, chcąc podkreślić powagę sytuacji, podczas gdy moja głowa była skierowana w stronę rozprężalni, na której była Stevani! Niby nic w tym dziwnego, lecz rozgrzewała swojego konia tak jakby to ona miała zaraz wystartować, a nie któreś z nas, nie mówiąc o tym że trener nie kazałby jej rozgrzewać konia, ponieważ ona była tylko rezerwowa, a nawet jeśli jakiś uczestnik ma kontuzję, bądź z jakiś przyczyn nie może wystartować, to jury doliczają dodatkowy czas na zastąpienie takiego zawodnika by rozgrzał porządnie konia i się przygotował! Poza tym nasz Stevani nienawidziła wcześnie wstawać by rozgrzewać swojego konia i się nim zajmować, przez co zawsze z samego rana marudziła że musi robić te czynności wszystkie, a teraz była na koniu bardzo zadowolona i trenowała sobie robiąc małe skoki na swoim wierzchowcu.
- Widzisz to co ja? - spytałam Rekera, który zaraz podążył za moim wzrokiem i także ją ujrzał.
- Co ona tu robi? - spytał zdziwiony.
- Jak widać panna Majers, która nienawidzi wstawać tak wcześnie by przyszykować swojego konia, postanowiła teraz wstać tego pięknego dnia i rozgrzać swojego konia przez wystąpieniem – powiedziałam z sarkazmem. Czekaj Ty cholero jedna, jak ja Cię dopadnę to normalnie rozszarpię w drobny mak za to co zrobiłaś pomyślałam totalnie wkurzona.
- A to cholera! - skomentował rozzłoszczony i już chciał iść w stronę szeroko uśmiechniętej do siebie dziewuchy, lecz powstrzymałam go ruchem ręki.
- Zaczekaj – powiedziałam szybko i stanowczo.
- Dlaczego? Przecież wiemy że to ona – mówiąc to wlepił we mnie niezrozumiałe spojrzenie w których się gotowało od fali rożnych emocji, przeplatających się ze sobą jednocześnie.
- Musimy mieć dowody… Teraz będzie się wypierać w żywe oczy, dlatego musimy zdobyć konkretne dowody! Mamy jeszcze dwadzieścia osiem minut, więc znajdźmy pana Pola, a następnie pójdźmy do pokoju ochrony, gdzie pokażą nam nagranie z kamer, wtedy utrzemy tej cholerze nosa i na bank się już nie wykręci – mówiąc to spojrzałam na niego z o dziwo dużą pewnością siebie.
< Reker? ;3 Znajdujemy Pola i szybko do ochrony, która nam wszystko pokaże xdd Nie wywinie się ta małpa paskudna xdd Pol będzie wściekły jak nigdy xdd >
Kiedy zaczęłam powoli wkładać metalowe wędzidło w pysk swojego czteronożnego towarzysza i mocować resztę ogłowia za jego uszami, nagle zauważyłam że po lewej stronie pyska koniska, były przecięte lekko wodze! Zaskoczona bardzo tym faktem, nie zapięłam reszty ogłowia ogiera pod policzkiem, tylko chwyciłam bardziej wodze i zaczęłam się temu przyglądać. Wyglądało to jakby cięcie było od noża, bo to na pewno było zmęczenie materiału, gdyż to bardzo trwały materiał i nie niszczył się w taki sposób, nie mówiąc już o tym że to był zupełnie nowy sprzęt!
A niech to szlak! pomyślałam zła i kiedy chciałam już myśleć o tym kto to mógł zrobić, nagle usłyszałam dość głośny huk, a następnie głośne jęknięcie, więc szybko wyszłam z boksu, by zobaczyć co się dzieje i moim oczom koło wyjścia ze stajni leżał Reker, który był lekko w szoku przez to co się stało. Zmartwiona tym iż mogło mu się coś stać, szybko do niego podbiegłam i pomogłam mu wstać.
- Co się stało? Wszystko w porządku? - spytałam zmartwiona i zaczęłam go szybko oglądać wzrokiem, czy aby na pewno mi tu nigdzie nie krwawi.
- Nie… Ze mną jest dobrze, tylko nieco poobijałem tyłek – mówiąc to nieco się pomasował rekami po czterech literach.
- Dobrze że miałeś założony kask – powiedziałam zmartwiona, po czym zauważyłam leżące strzemię na ziemi z podciętym paskiem, które nie wytrzymując ciężaru wsiadającego jeźdźca po prostu się urwało.
- Ktoś podciął mi pasek – odezwał się zły, podnosząc z ziemi brakującą część jego siodła.
- To witaj w klubie, bo mnie podcięto mocno wodze – skomentowałam na co uniósł w swoim zdziwieniu krzaczaste brwi.
- I jak ja mam niby teraz wystartować? Nie mam akurat tej jednej głupiej części! Jak ja dorwę tego, kto mi to zrobił, to normalnie nogi z dupy mu powyrywam! - powiedział bardzo zły i lekko ścisnął metalowe strzemię w rękach.
- A ja co mam powiedzieć? Nie wystartuję jeśli nie będę miała wodzy… Podczas jazdy to by się skończyło katastrofą – westchnęłam ciężko, lecz we mnie też kipiało wręcz ze złości!
- Trzeba to zgłosić panu Polowi… Tutaj wszędzie są ukryte kamery na takich zawodach, więc powinniśmy znaleźć sprawcę szybko – oznajmił nagle.
- Nie wiedziałam że i w stajniach są kamery – przyznałam, przez co też wyszło moje niedoświadczenie w takiego typu zawodach. No nie ukrywajmy, to dopiero były moje drugie w życiu poważne zawody! Nie wiedziałam jeszcze tego wszystkie co on, ale miałam nadzieję że wkrótce się to zmieni.
- Też są by nikt nie próbował manewrować przy jedzeniu koni – westchnął ciężko po czym wypuścił nozdrzami powietrze z płuc niczym lokomotywa, by się uspokoić nieco.
- Ja mam zapasowy pasek do strzemienia więc mogę Ci dać, bo zawsze mam zapas na wszelki wypadek, ale ja raczej nie wystartuję w ogóle – powiedziałam to ponownie tego źle rozpoczynającego się dnia wzdychając.
- Nie byłbym tego taki pewien – odparł tajemniczo i na mnie spojrzał.
- To znaczy? - spytałam lekko się dziwiąc.
- Mam chyba jeszcze jakieś zapasowe wodze w pudle ze sprzętem… Kupiłem je i włożyłem tam, bo nie miałem czasu ani chęci ich przełożyć do pokoju swojego i z tym bardzo zwlekałem, więc powinienem mieć nadal wodze – poinformował mnie – Ty mi dasz pasek do strzemienia, a ja Ci dam wodze… Umowa stoi? - spytał.
- Pewnie! - odparłam zadowolona z takiego obrotu spraw – Ale najpierw to zgłośmy, a później zmienimy sprzęt by w razie co nikt nam tych nowych nie przeciął, które by zostały wymienione, bo była by wtedy kicha – dodałam zaraz.
- Masz racje – odparł, po czym wprowadził ponownie swojego konia do boksu i go zamknął. Upewniłam się też czy boks mojego konia jest właściwie zamknięty, zaczęliśmy szukać swojego nauczyciela, który towarzyszył nam na zawodach. Chwilę nam to zajęło i nie powiem, gdyż dużo czasu przez to straciliśmy, lecz nagle stanęłam i zatrzymałam stanowczym ruchem ręki Rekera, który bardzo zdziwił się moim ruchem.
- Co jest? - spytał – Nie mamy czasu na postoje – powiedział szybko, chcąc podkreślić powagę sytuacji, podczas gdy moja głowa była skierowana w stronę rozprężalni, na której była Stevani! Niby nic w tym dziwnego, lecz rozgrzewała swojego konia tak jakby to ona miała zaraz wystartować, a nie któreś z nas, nie mówiąc o tym że trener nie kazałby jej rozgrzewać konia, ponieważ ona była tylko rezerwowa, a nawet jeśli jakiś uczestnik ma kontuzję, bądź z jakiś przyczyn nie może wystartować, to jury doliczają dodatkowy czas na zastąpienie takiego zawodnika by rozgrzał porządnie konia i się przygotował! Poza tym nasz Stevani nienawidziła wcześnie wstawać by rozgrzewać swojego konia i się nim zajmować, przez co zawsze z samego rana marudziła że musi robić te czynności wszystkie, a teraz była na koniu bardzo zadowolona i trenowała sobie robiąc małe skoki na swoim wierzchowcu.
- Widzisz to co ja? - spytałam Rekera, który zaraz podążył za moim wzrokiem i także ją ujrzał.
- Co ona tu robi? - spytał zdziwiony.
- Jak widać panna Majers, która nienawidzi wstawać tak wcześnie by przyszykować swojego konia, postanowiła teraz wstać tego pięknego dnia i rozgrzać swojego konia przez wystąpieniem – powiedziałam z sarkazmem. Czekaj Ty cholero jedna, jak ja Cię dopadnę to normalnie rozszarpię w drobny mak za to co zrobiłaś pomyślałam totalnie wkurzona.
- A to cholera! - skomentował rozzłoszczony i już chciał iść w stronę szeroko uśmiechniętej do siebie dziewuchy, lecz powstrzymałam go ruchem ręki.
- Zaczekaj – powiedziałam szybko i stanowczo.
- Dlaczego? Przecież wiemy że to ona – mówiąc to wlepił we mnie niezrozumiałe spojrzenie w których się gotowało od fali rożnych emocji, przeplatających się ze sobą jednocześnie.
- Musimy mieć dowody… Teraz będzie się wypierać w żywe oczy, dlatego musimy zdobyć konkretne dowody! Mamy jeszcze dwadzieścia osiem minut, więc znajdźmy pana Pola, a następnie pójdźmy do pokoju ochrony, gdzie pokażą nam nagranie z kamer, wtedy utrzemy tej cholerze nosa i na bank się już nie wykręci – mówiąc to spojrzałam na niego z o dziwo dużą pewnością siebie.
< Reker? ;3 Znajdujemy Pola i szybko do ochrony, która nam wszystko pokaże xdd Nie wywinie się ta małpa paskudna xdd Pol będzie wściekły jak nigdy xdd >
Od Irmy cd. Rekera
Muszę pojechać jak najlepiej pomyślałam czekając aż Reker skończy swój przejazd. Natomiast co do jego wcześniejszych słów byłam nadal bardzo zaskoczona, zwłaszcza tym klepnięciem w plecy. Czy faktycznie jestem taka zamknięta na ludzi? Cóż pewnie tak... Zawsze mi dokuczano z powodu mojego ojca i bidy jaka u nas była, więc tak nauczyłam się z tym żyć, iż zdałam sobie sprawę, że mimo tego, że jestem już w zupełnie innym miejscu, to ja nadal zachowywałam się tak jakbym ciągle mieszkała ze swoim ojcem pijakiem. Jak ja mogłam tego nie zauważyć? przechodziło mi co po chwilę przez myśl i nie mogłam się temu nadziwić. Skoro ciągle byłam taka na dystans, to jak ja mogłam zdobyć jakoś kolegów, skoro moje ciało krzyczało nieustannie do wszystkich bezgłośne "nie zbliżaj się do mnie".
Patrząc na szybki przejazd Rekera, wiedziałam że i ja nie mogę nikogo zawieść, nie mówiąc już o tym że przegranie z durną Stevani Majers było by po prostu czymś nie do przyjęcia! Nie dość że ta krowa była zadufana w sobie i obrzydliwie bogata, to głupia niczym młoda gęś. Już samo to jak siedzi na koniu wnerwiało człowieka do szpiku kości, widząc jak bardzo jest pewna siebie i zarozumiała, podczas gdy jej jazda konna wyglądała jakby czołg taranował wszystkie przeszkody... Widząc jak chłopak przeskakuje ostatnia przeszkodę, mocniej złapałam prawą ręką wodze swojego konia i trzymałam go mocno w gotowości, co też czuł i pokazywał mi iż jest skupiony po szpiczasto postawionych uszach, poczułam się niczym jak jakiś kowboj.
Kiedy tylko poczułam w swojej lewej ręce pałeczkę, szybko ją zacisnęłam, a następnie mocno pogoniłam konia łydkami, dzięki czemu ruszył jak strzała wypuszczona z cięciwy łuku. Dalej Touch Down nie możemy zawieść pomyślałam szybko, co jakby na moje słowa jeszcze bardziej przyśpieszył, a dzięki ruchom rąk szybkich i mocnych, robił bardzo szybko ostre zakręty, by następnie odbijać się od ziemi mocno, niczym koń wyścigowy wypuszczony z bramki startowej, po usłyszeniu gongu. Pierwsza przeszkoda poszła gładko i szczerze mówiąc, to prawie jej nie poczułam, gdyż konisko biegło tak jakby fruwało w powietrzu... Usłyszałam też w międzyczasie głos chłopaka, który mi dopingował, co nie ukrywam było bardzo miłe z jego strony! Jadąc na niewielki okser, przyhamowałam nieco ogiera by zdołał się odbić przed przeszkodą, a gdy pokonaliśmy już tą najtrudniejszą przeszkodę, reszta poszła jak po maśle i nim się obejrzałam, już byłam z ogierem na mecie.
- Brawo! - usłyszałam nagle - Najszybszy przejazd, 35 sekund licząc z przejazdem Rekera - odezwał się nasz wychowawca, który patrzył z uśmiechem na stoper w swoim telefonie.
- I co w tym niezwykłego niby? - prychnęła nagle nadąsana Majers, która jak zwykle była nadąsana że żadna uwaga nie kręci się wokół niej - Też tak potrafię, zaraz wam pokażę - dodała ustawiając się na linii startu.
- Nie zapomnij drążka Stevani - skarcił ją nieco nauczyciel, wciskając jej to w rękę, a ja zauważyłam że ma problem z utrzymaniem tego i wodzy jednocześnie.
- Nie przechwalaj się tak Majersowa, bo jak na razie jedyne co pokazałaś to to jak pięknie ty i twój koń taranujecie wszystkie drągi po kolei - mruknął jeden z chłopaków, na co lekko się uśmiechnęłam pod nosem, gdy ponownie stanęłam koniem koło swojego partnera w treningu. Widząc jak poczerwieniała na twarzy, jeszcze bardziej na mojej twarzy wykwitł rozbawiony wyraz twarzy, lecz nie tylko i na mojej, gdyż na twarzy Rekera i reszcie jeźdźców naszej grupy się to udzieliło, co najwidoczniej jeszcze bardziej nie spodobało się naszej rozpieszczonej pannicy.
- To z winy konia! - oburzyła się nabierając powietrza w policzki niczym jakiś chomik - Nie reaguje na moje polecenia - dodała, zwalając wszystko na bogu ducha winnego konia.
- Jeździec jest tylko tak dobry jak jego koń, więc idealnie się dobraliście - prychnął rozbawiony Jay, na co ryknęła śmiechem całą grupa.
- Dosyć! - usłyszeliśmy nagle donośny głos nauczyciela, przez co wszyscy nagle ucichliśmy - Nie czas na pogadanki, ruszaj w końcu Stevani - pogonił ją, dzięki czemu w końcu wystartowała. Jak szło się domyślić już wcześniej, dziewucha niemalże zrzuciła każdą przeszkodę, a na okserze zaliczyła aż dwie zrzutki drągów. Normalnie aż nie mogłam uwierzyć, że ta dziewucha mogła być aż tak pewna siebie, podczas gdy robiła tak straszne błędy! Po niej pojechał jej towarzysz z grupy, który pojechał ciut lepiej od niej, lecz niestety i on sobie zbytnio nie poradził, przez co pan Pol miał ochotę chyba strzelić się otwartą dłonią prosto w twarz z załamania... Swoją drogą to pan Pol nie wyglądał zbyt dobrze, co nieco mnie zmartwiło, gdyż był nieco blady i co jakiś czas łapał się za klatkę piersiową, co oznaczało iż coś go musiało boleć.
- Dobra wystarczy - odezwał się w końcu, nawet nie mówiąc jaki mieli czas - Stevani i Dylanem jesteście rezerwowi na zawodach... Reker i Irma w głównej drużynie i bez dyskusji! Rozejść się! - powiedział stanowczo, po czym poszedł dość powolnym krokiem w stronę akademii. Coś jest nie tak pomyślałam odprowadzając swojego nauczyciela wzrokiem aż po same drzwi akademika.
< Reker? ;3 jak tam poszło? xdd Pijecie sobie też czekoladku i coś konsumujecie? xd >
Patrząc na szybki przejazd Rekera, wiedziałam że i ja nie mogę nikogo zawieść, nie mówiąc już o tym że przegranie z durną Stevani Majers było by po prostu czymś nie do przyjęcia! Nie dość że ta krowa była zadufana w sobie i obrzydliwie bogata, to głupia niczym młoda gęś. Już samo to jak siedzi na koniu wnerwiało człowieka do szpiku kości, widząc jak bardzo jest pewna siebie i zarozumiała, podczas gdy jej jazda konna wyglądała jakby czołg taranował wszystkie przeszkody... Widząc jak chłopak przeskakuje ostatnia przeszkodę, mocniej złapałam prawą ręką wodze swojego konia i trzymałam go mocno w gotowości, co też czuł i pokazywał mi iż jest skupiony po szpiczasto postawionych uszach, poczułam się niczym jak jakiś kowboj.
Kiedy tylko poczułam w swojej lewej ręce pałeczkę, szybko ją zacisnęłam, a następnie mocno pogoniłam konia łydkami, dzięki czemu ruszył jak strzała wypuszczona z cięciwy łuku. Dalej Touch Down nie możemy zawieść pomyślałam szybko, co jakby na moje słowa jeszcze bardziej przyśpieszył, a dzięki ruchom rąk szybkich i mocnych, robił bardzo szybko ostre zakręty, by następnie odbijać się od ziemi mocno, niczym koń wyścigowy wypuszczony z bramki startowej, po usłyszeniu gongu. Pierwsza przeszkoda poszła gładko i szczerze mówiąc, to prawie jej nie poczułam, gdyż konisko biegło tak jakby fruwało w powietrzu... Usłyszałam też w międzyczasie głos chłopaka, który mi dopingował, co nie ukrywam było bardzo miłe z jego strony! Jadąc na niewielki okser, przyhamowałam nieco ogiera by zdołał się odbić przed przeszkodą, a gdy pokonaliśmy już tą najtrudniejszą przeszkodę, reszta poszła jak po maśle i nim się obejrzałam, już byłam z ogierem na mecie.
- Brawo! - usłyszałam nagle - Najszybszy przejazd, 35 sekund licząc z przejazdem Rekera - odezwał się nasz wychowawca, który patrzył z uśmiechem na stoper w swoim telefonie.
- I co w tym niezwykłego niby? - prychnęła nagle nadąsana Majers, która jak zwykle była nadąsana że żadna uwaga nie kręci się wokół niej - Też tak potrafię, zaraz wam pokażę - dodała ustawiając się na linii startu.
- Nie zapomnij drążka Stevani - skarcił ją nieco nauczyciel, wciskając jej to w rękę, a ja zauważyłam że ma problem z utrzymaniem tego i wodzy jednocześnie.
- Nie przechwalaj się tak Majersowa, bo jak na razie jedyne co pokazałaś to to jak pięknie ty i twój koń taranujecie wszystkie drągi po kolei - mruknął jeden z chłopaków, na co lekko się uśmiechnęłam pod nosem, gdy ponownie stanęłam koniem koło swojego partnera w treningu. Widząc jak poczerwieniała na twarzy, jeszcze bardziej na mojej twarzy wykwitł rozbawiony wyraz twarzy, lecz nie tylko i na mojej, gdyż na twarzy Rekera i reszcie jeźdźców naszej grupy się to udzieliło, co najwidoczniej jeszcze bardziej nie spodobało się naszej rozpieszczonej pannicy.
- To z winy konia! - oburzyła się nabierając powietrza w policzki niczym jakiś chomik - Nie reaguje na moje polecenia - dodała, zwalając wszystko na bogu ducha winnego konia.
- Jeździec jest tylko tak dobry jak jego koń, więc idealnie się dobraliście - prychnął rozbawiony Jay, na co ryknęła śmiechem całą grupa.
- Dosyć! - usłyszeliśmy nagle donośny głos nauczyciela, przez co wszyscy nagle ucichliśmy - Nie czas na pogadanki, ruszaj w końcu Stevani - pogonił ją, dzięki czemu w końcu wystartowała. Jak szło się domyślić już wcześniej, dziewucha niemalże zrzuciła każdą przeszkodę, a na okserze zaliczyła aż dwie zrzutki drągów. Normalnie aż nie mogłam uwierzyć, że ta dziewucha mogła być aż tak pewna siebie, podczas gdy robiła tak straszne błędy! Po niej pojechał jej towarzysz z grupy, który pojechał ciut lepiej od niej, lecz niestety i on sobie zbytnio nie poradził, przez co pan Pol miał ochotę chyba strzelić się otwartą dłonią prosto w twarz z załamania... Swoją drogą to pan Pol nie wyglądał zbyt dobrze, co nieco mnie zmartwiło, gdyż był nieco blady i co jakiś czas łapał się za klatkę piersiową, co oznaczało iż coś go musiało boleć.
- Dobra wystarczy - odezwał się w końcu, nawet nie mówiąc jaki mieli czas - Stevani i Dylanem jesteście rezerwowi na zawodach... Reker i Irma w głównej drużynie i bez dyskusji! Rozejść się! - powiedział stanowczo, po czym poszedł dość powolnym krokiem w stronę akademii. Coś jest nie tak pomyślałam odprowadzając swojego nauczyciela wzrokiem aż po same drzwi akademika.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Cały tydzień minął jak z bicza strzelił, lecz niestety byliśmy głównie pod dyrektywą pani Rosy Hils. Nie wiedzieliśmy czemu ale pana Pola nigdzie nie było, co nas nieco niepokoiło, gdyż to on powinien nas był przygotowywać do zawodów, jako nasz wychowawca... Nikt nie chciał nic powiedzieć, lecz na szczęście nasz wychowawca się pojawił gdy mieliśmy już jechać na lotnisko ze swoimi końmi. Konie oraz cały sprzęt zostały zapakowane do wielkiej przyczepy akademii, która mogła przewozić nawet dziesięć koni. My natomiast wsiedliśmy do wielkiego busa, wynajętego przez szkołę, a następnie zostaliśmy wszyscy przewiezieni na lotnisko, gdzie wsiedliśmy na pokład wielkiego samolotu. Nasze konie były w specjalnych przelotowych boksach, dzięki czemu się tak nie denerwowały, ale i tak dla zwierzęcia było to bardzo stresujące.
Miałam miejsce przy oknie więc o tyle dobrze że mogłam patrzeć na widoki za oknem by się tak nie stresować, lecz co było dziwne to Reker usiadł obok mnie, więc miał na pewno na bilecie swoim miejsce obok mnie. Cóż wolałabym siedzieć sama, ale z drugiej strony, to też dobrze było się do kogoś odezwać czasem podczas lotu. Lot był o dziwo dla mnie bardzo miły, choć nieco odrywanie się od ziemi było dziwne, tak samo jak i lądowanie, ale w trakcie lotu sobie pograliśmy w statki oraz w kółko i krzyżyk, więc było fajnie. Kiedy dojechaliśmy na miejsce konkursu, wprowadziliśmy swoje konie do prowizorycznych boksów, gdzie mogły sobie odpocząć jeszcze z dwie godziny, a następnie poszliśmy się zarejestrować.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Czas szybko mijał i nim się obejrzałam, była prawie moja kolej, dlatego też bardziej poprawiłam swój strój do tego dziwnego ujeżdżania, z którego nie byłam najlepsza i bałam się iż to mnie kompletnie pogrąży. Zupełnie inaczej się jeździło w szkole gdy tyle ciekawskich oczu się na Ciebie nie patrzyło, a na zawodach też jest co innego. Mogłam mieć tylko nadzieję na to że koń zechce słuchać moich poleceń, choć i tak z próbie ujeżdżeniowej były najlepsze konie luzytańskie czy też andaluzyjskie, choć ostatnio i rasa lipicańska zaczęła coraz częściej startować. Wsiadając na swojego konia i poprawiając się odpowiednio, ruszyłam spokojnym stępem gdy mnie tylko wywołano, wjeżdżając na sam środek placu i lekko się kłaniając głową i wyciągając prawą rękę w bok, kierując ją w stronę ziemi. Sędziowie lekko skinęli głowami na ten gest, dając mi tym samym pozwolenie na rozpoczęcie swojego przejazdu, więc ostrożnie skierowałam konia w prawo, gdzie przyśpieszyłam łagodnie do kłusa, a następnie lekkiego galopu.
Kiedy znalazłam się blisko litery "M", dałam lekki znak łydką by koń zaczął wykonywać jedną z pierwszych figur ujeżdżeniowych czyli "Ciągu". Musiałam nieźle się skupić, gdyż przy tym grała także muzyka, specjalnie dobrana pod ruchy mojego konia, więc wszystko musiało się idealnie zgrywać i musiałam płynnie przechodzić od figury jednej do drugiej i tak ciągle. Koń w tej figurze poruszał się lekko bokiem i stawiał nogi wyciągając je w jedną stronę czyli w tym przypadku w prawo także i tak sunął bokiem elegancko aż dotarliśmy do litery "R" gdzie dałam szybko koniowi znać lekkim pociągnięciem wody oraz lekkim ściśnięciem lewej łydki by zaczął wykonywać figurę zwaną "kłusem zebranym". Koń wtedy podnosi bardzo wysoko nogi, ale płynnie przechodzi z jednej figury do drugiej. Później miała "ustępowanie od łydki", znowu "ciąg", "Galop wyciągnięty" i tak się ciągnęło i ciągnęło, aż zaczęłam wjeżdżać znowu na środek placu, gdzie kończyłam ostatnia figurę, czyli "Pasaż", czyli koń tak jakby podskakiwał ale poruszał się z gracją powoli do przodu, co dawało efekt jakby płynął w powietrzu, a na koniec wstrzymałam konia, który spokojnie stanął, ukłoniłam się znowu jurorom, tym samym kończąc swój przejazd, a publiczność wybiła mi lekkie brawa. Czując ulgę, powoli zawróciłam konia a następnie już tym normalnym kłusem wyjechałam z placu, gdzie zaraz po mnie wjechał następny zawodnik.
Na pewno zrobiłam jakieś tam błędy ale cieszyłam się że udało mi się wszystko przejechać i podziękowałam za świetna robotę koniowi, klepiąc go po szyi, na co cicho zarżał. Cieszyłam się także z tego iż nasi nauczyciele ujeżdżania nie musieli tego oglądać, gdyż pewnie gdyby to widzieli, to by mi nie dali żyć w ogóle przez następne lekcji w akademii, by poprawić moją naukę tego dla nich jakże pięknego sportu, lecz dla mnie nudnego. Po skończonym całym dniu, pojechaliśmy do hotelu niewielkiego gdzie mogliśmy odpocząć po tych ciężkich dla niektórych zawodach. Dla Jay'a były one proste i bardzo się cieszył z możliwości brania udziału w tych konkurencjach, więc chociaż on miał z tego radochę. Siadając na wygodnym fotelu, lekko odetchnęłam z ulgą, a następnie zaczęłam jeść swój skromny posiłek czyli kanapkę z szynką i sałatą. Mój posiłek był o tyle urozmaicony dodatkowo tym iż dostaliśmy od hotelu kubki z gorącą i pyszną czekoladą! Zadowolona z takiego obrotu spraw, wzięłam do ręki niebieski kubek, a następnie upiłam jeden łyk. Czując przyjemne ciepło rozchodzące się po moim brzuchu, spostrzegłam iż Jay i Reker także zasiedli w fotelach, zmęczeni dzisiejszym dniem.
< Reker? ;3 jak tam poszło? xdd Pijecie sobie też czekoladku i coś konsumujecie? xd >
11.17.2018
Od Irmy cd. Rekera
Zdziwiłam się gdy ujrzałam Rekera, ale jeszcze bardziej się na to spięłam... Nie chciałam by mnie uważano za kogoś, kto tylko ucieka gdy tylko coś jest nie tak. To moja wina że mi tak dokuczali że nie mogłam sobie znaleźć miejsca? Jak było widać, większość to odebrała tak jakbym uciekła bo nie dawałam sobie rady z ich wysokim poziomem jeździeckim czy też nauczania. Super po prostu, czyli będę miała jeszcze większe piekło niż wcześniej pomyślałam ponuro.
- Zastanowię się - odpowiedziałam mu krótko, po czym wyszłam ze stajni, nie chcąc już słuchać dłużej wyśmiewania do mojej osoby.
Może ja po prostu się nie nadaję... Co z tego że lubię jeździć? W końcu nie każdy kto lubi jeździć, zna się na tym dobrze i nie każdy dobrze znosi emocje na zawodach pomyślałam wlokąc się do akademika.Czułam się znowu do bani, lecz miałam nadzieję że jakoś przetrwam ten czas, choć miałam wrażenie że będę miała tutaj wiele rozczarowań. Wchodząc do swojego pokoju, rozejrzałam się po nim uważnie i szczerze to tęskniłam za pokojem w Ecole Montage. Ten wydawał się mniej przytulny niż tamten, ale nie zamierzałam narzekać. Ważne że w ogóle miałam gdzie spać i że miałam ciepło, bo bym zwariowała inaczej, gdybym musiała wrócić do prymitywnych warunków w których żyłam od urodzenia w swoim "rodzinnym" domu. Tam to w ogóle spałam na starym materacu, dziurawym, którego się brzydziłam i zawsze starałam się jakoś tak go owinąć by nie było go widać... Jeśli chodzi o ciepło w nim, to zawsze była lodownia, gdyż budynek się sypał dosłownie, a ogrzewania nie było wcale. Co do prądu to też go nie było, więc jedyne co miałam to czasem świeczki, a w zimie było najciężej się uczyć, gdy tak szybko robiło się ciemno. W dodatku w pokoju głównym, gdzie urzędował nasz ojciec pijak było wybite okno, gdyż jeden raz tak się schlał że je wybił cegłą, ale jakoś i tak tam siedział. Zasłonił jakimś starym prześcieradłem i szmatkami to, i uważał że jest naprawione.
Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co teraz... Na trening nie mogłam się udać, bo koń musiał się znowu zaadaptować do swojego miejsca, a i też nie chciałam by mnie ktoś zauważył i wytykał mi palcami że to znowu ja i że wróciłam do nich, kiedy wcześniej byłam w innej akademii. Byłam zła, a właściwie zrozpaczona że zamknęli moją akademię, gdyż tam na prawdę dobrze się czułam ale cóż... Chyba dane mi życie ciągle pod górkę, bo co się coś polepszy, to i zaraz coś się zepsuje, tak jak to jest teraz z moim rakiem krwi, czyli białaczką. Dalej Irma... Weź się w garść, musisz walczyć, choć wszystko wydaje się już być stracone pomyślałam szybko, by podnieść się na duchu, co nie za bardzo mi wyszło, ale wiedziałam że muszę jakoś dać radę, bo nie chciałam znowu wylądować w zwyklej szkole, gdzie nic innego mnie nie czeka. Wzdychając na to lekko, poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie kanapkę z szynką, po czym poczytałam jakąś książkę i tak mi zleciał cały czas.
< Reker? ;3 szok? xdd Lecimy tam samolotem z końmi xd >
- Zastanowię się - odpowiedziałam mu krótko, po czym wyszłam ze stajni, nie chcąc już słuchać dłużej wyśmiewania do mojej osoby.
Może ja po prostu się nie nadaję... Co z tego że lubię jeździć? W końcu nie każdy kto lubi jeździć, zna się na tym dobrze i nie każdy dobrze znosi emocje na zawodach pomyślałam wlokąc się do akademika.Czułam się znowu do bani, lecz miałam nadzieję że jakoś przetrwam ten czas, choć miałam wrażenie że będę miała tutaj wiele rozczarowań. Wchodząc do swojego pokoju, rozejrzałam się po nim uważnie i szczerze to tęskniłam za pokojem w Ecole Montage. Ten wydawał się mniej przytulny niż tamten, ale nie zamierzałam narzekać. Ważne że w ogóle miałam gdzie spać i że miałam ciepło, bo bym zwariowała inaczej, gdybym musiała wrócić do prymitywnych warunków w których żyłam od urodzenia w swoim "rodzinnym" domu. Tam to w ogóle spałam na starym materacu, dziurawym, którego się brzydziłam i zawsze starałam się jakoś tak go owinąć by nie było go widać... Jeśli chodzi o ciepło w nim, to zawsze była lodownia, gdyż budynek się sypał dosłownie, a ogrzewania nie było wcale. Co do prądu to też go nie było, więc jedyne co miałam to czasem świeczki, a w zimie było najciężej się uczyć, gdy tak szybko robiło się ciemno. W dodatku w pokoju głównym, gdzie urzędował nasz ojciec pijak było wybite okno, gdyż jeden raz tak się schlał że je wybił cegłą, ale jakoś i tak tam siedział. Zasłonił jakimś starym prześcieradłem i szmatkami to, i uważał że jest naprawione.
Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co teraz... Na trening nie mogłam się udać, bo koń musiał się znowu zaadaptować do swojego miejsca, a i też nie chciałam by mnie ktoś zauważył i wytykał mi palcami że to znowu ja i że wróciłam do nich, kiedy wcześniej byłam w innej akademii. Byłam zła, a właściwie zrozpaczona że zamknęli moją akademię, gdyż tam na prawdę dobrze się czułam ale cóż... Chyba dane mi życie ciągle pod górkę, bo co się coś polepszy, to i zaraz coś się zepsuje, tak jak to jest teraz z moim rakiem krwi, czyli białaczką. Dalej Irma... Weź się w garść, musisz walczyć, choć wszystko wydaje się już być stracone pomyślałam szybko, by podnieść się na duchu, co nie za bardzo mi wyszło, ale wiedziałam że muszę jakoś dać radę, bo nie chciałam znowu wylądować w zwyklej szkole, gdzie nic innego mnie nie czeka. Wzdychając na to lekko, poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie kanapkę z szynką, po czym poczytałam jakąś książkę i tak mi zleciał cały czas.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
Kolejny dzień zaczął się od razu od wzięcia kilku tabletek, które przepisał mi lekarz i to te które musiałam przyjąć przed śniadaniem, przez co w efekcie nie za bardzo chciało mi się jeść... Mimo odczucia chęci zwrotu pokarmu, jakoś zmusiłam się do zjedzenia piętki z chleba chociaż, a następnie na szybko się ubrałam, uczesałam włosy, a następnie udałam się do stajni, by przygotować konia do jazdy. Dzisiaj była środa, więc najpierw mieliśmy zajęcia z panem Polem, który swoją drogą chyba za tamto zwycięstwo miał ochotę mnie zagryźć i to swoimi zębami. W końcu jego ekipa z tej konkurencji, w której ja startowałam, przegrała po moim przejeździe, bo tak to by wygrali... Przynajmniej nikt nie wie tutaj o mojej chorobie, ani nikt nie wiedział w poprzedniej akademii, więc o tyle jest jakiś plus przeszło mi przez myśl, gdy siodłałam swojego konia, który ciekawsko nadstawiał uszu. Gdy upewniłam się że dobrze zapięłam mu popręg i że nie nabrał powietrza gdy go zapinałam, założyłam nauszniki, na to uzdę, a na koniec ochraniacze na nogi. Oczywiście derka była takę fioletowa, tak samo jak strzemiona, które właśnie przyczepiłam odpowiednio, a metalowe schowałam do skrzynki na sprzęt jeździecki.
Kiedy wszystko już było gotowe, wyprowadziłam ogiera z boksu, a następnie po wyjściu ze stajni, wyregulowałam odpowiednio strzemiona. Następnie wsiadłam na jego grzbiet i skierowałam się na parkur do skoków, gdzie większość już się zebrała, w tym Reker z Jay'em oraz pan Pol, który uważnie na wszystkich patrzył. Widząc mnie na chwilę zawiesił na mnie wzrok, po czym znowu przeleciał wzrokowo całą grupę, by upewnić się czy aby na pewno wszyscy już są.
- Wszyscy są? - spytał.
- Tak - odparliśmy chórem jednocześnie.
- To dobrze... Zanim zaczniemy trening, chcę was poinformować, że za tydzień są zawody WKKW w stanie Oregon w mieście Redmond i zaraz wam powiem kto z was na nie pojedzie - poinformował nas wszystkich, co było dla nas wielkim zaskoczeniem i każdy zaczął patrzeć na innych, chcąc zobaczyć ich reakcje na tą wieść. Chwilę czekaliśmy, aż pan Pol wyjął z kieszeni swojej czarnej krótki małą karteczkę złożoną na pół, a następnie ją rozłożył.
- Czytam osoby, które jadą na zawody - poinformował nas, więc wszyscy wyostrzyli zmysł słuchu najlepiej jak tylko mógł - Jay Salvatore, Stevani Majers, Will Derkstrong, Sam Cavaletti, Tom Gryfs i Dylan Norts - przeczytał, lecz zaraz rozłożył kartkę i zaczął czytać dalej - Rezerwowi to: Reker Blackfrey, Irma Enderfind oraz Nik Sattello - skończył, a ja nie mogłam wyjść z szoku że miałam być w grupie rezerwowej! A to gad! Wiedziałam że ten jaszczur się na mnie odgryzie przeszło mi przez myśl i odechciało mi się nawet tego głupiego treningu skoków.
< Reker? ;3 szok? xdd Lecimy tam samolotem z końmi xd >
11.14.2018
Od Irmy cd. Rekera
Byłam bardzo zmęczona, dlatego też ciągle spałam właściwie ale pomagało mi to odzyskać utracone siły, które dość szybko mnie opuszczały przez ostrą walkę z chorobą. Z resztą sama chemia mnie osłabiała więc o czym tu dużo mówić? Chemia zawsze będzie chemią, więc będzie ona mnie jeszcze bardziej wyniszczać... Nie dość że choroba to i jeszcze chemia, która niby miała mi pomóc, lecz i tak ona też robiła swoje spustoszenia w organizmie. Powoli otwierając swoje oczy i słysząc jakieś hałasy, pierwsze co ujrzałam był biały sufit szpitala, a w następnej jakaś dwójka lekarzy stojących w progu drzwi, do naszej sali. Byłam tym wielce zdziwiona, gdyż ja miałam swojego lekarza konkretnego i to on mnie prowadził, a tu nagle bach i jakaś dwójka nieznajomych się pojawia, rodem z jakiegoś filmu westernowego. Patrząc na nich uważniej i czujniej zobaczyłam jak powoli jeden z nich się do mnie zbliża i był to wysoki mężczyzna o blond kłakach, natomiast ten drugi, także wysoki, lecz z brązowymi kłakami podszedł do Rekera, który był równie niezadowolony i czujny jak ja.
- Kim pan jest? - spytała moja opiekunka, nie pozwalając się mu na razie do mnie zbliżyć, za co byłam jej wdzięczna.
- Spokojnie jestem przez jakiś czas jej lekarzem prowadzącym - odezwał się blondyn w fartuchu lekarskim.
- Naszym lekarzem jest doktor Froind, a nic na ostatniej wizycie nie mówił, że będą jakieś zmiany odnoście prowadzącego lekarza - odparła spokojnie i wlepiała w niego świdrujące spojrzenie.
- Nie mówił, bo nie mógł wiedzieć że się rozchoruje... Leży w domu z zapaleniem płuc i na razie dlatego ja będę leczył pani córkę - wyjaśnił spokojnie.
- Oby pan się znał na swoim fachu - powiedziała ostrzegawczo jedynie, po czym pozwoliła się mu do mnie zbliżyć. Kątem oka widziałam że Reker jest także pełen niepokoju, lecz jakoś jego ojciec go tam uspokoił, lecz więcej nie wiedziałam co się dzieje z nim, ponieważ całą swoją uwagę skupiłam na doktorku, który właśnie teraz nade mną stał.
- Jak się czujesz młoda? - spytał uważnie mi się przyglądają, po czym zdjął ze swojej szyi brązowy stetoskop.
- Nie jest źle - powiedziałam tylko, patrząc uważnie na jego ruchu, co także zauważył.
- Nic Cię nie boli? - spytał.
- Czasami, ale teraz obecnie nie - powiedziałam zgodne z prawdą.
- Miewasz zawroty głowy? - pytał dalej spokojnie, łapiąc za mój nadgarstek i przykładając tam stetoskop, słuchając mojego ciśnienia krwi.
- Tak - odparłam, odpowiadając na jego kolejne pytanie.
- Często je masz w ciągu dnia? Czy o jakiś konkretnych godzinach, bądź chwilach? - pytał spokojnie - Podwiniesz bluzkę sama? - dodał.
- Jak próbuję wstać szybciej z łóżka, albo jak za szybko spojrzę w jakąś stronę - wyjaśniłam, po czym nieco podwinęłam swoją bluzkę, co jak się okazało było nie lada wyzwaniem dla mnie.
- Masz niskie ciśnienie krwi, więc stąd zawroty głowy - wyjaśnił - Oddychaj spokojnie jak na razie - wydał polecenie, po czym poczułam na swojej klatce piersiowej jak zaczyna osłuchiwać mi serce. Oddychałam jak zwykle, czyli spokojnie, lecz po pewnym czasie kazał mi nieco głębiej, przez co nieco zaczęło mi się kręcić w głowie, więc zaraz kazał przestać. Później jeszcze osłuchał mi plecy, sprawdził temperaturę i tak to jakoś zeszło.
- Wypiszecie mnie dzisiaj? - spytałam nagle, widząc jak z powrotem zarzuca swój stetoskop na szyję.
- Nie widzę takiej możliwości - powiedział nagle czym się zdziwiłam.
- Przecież jeżdżę tylko na chemię i zawsze mnie wypisywano po niej - zaprotestowałam.
- Twój organizm jest zbyt słaby na wyjście... Musisz przebywać w jednym pomieszczeniu na razie, ponieważ twój układ odpornościowy jest bardzo słaby przez chemię którą otrzymujesz, a to się wiąże z tym że jeśli złapiesz jakieś przeziębienie, choćby taki niewinny katar, to leczenie może się po prostu nie udać i trzeba będzie je przerwać, a tego nie chcemy - mówiąc to spojrzał na moją opiekunkę, która bardzo powoli skinęła na to głową, dając znak że to rozumie. Cóż ja jednak i tak nie byłam zadowolona, gdyż to się wiązało z tym iż będę musiała zostać dłużej w szpitalu!
- Wypisuję się na własne żądanie - powiedziałam nagle podnosząc się do siadu.
- Nie możesz Irmo - zaczęła moja opiekunka.
- Mogę, nie mam zamiaru tracić swojego życia w szpitalu, gdzie tylko leżę, podczas gdy mój koń się zastoi w boksie, przez co całkowicie wypadnie z formy, a to się skończy licznymi kontuzjami i brakiem możliwości startowania w zawodach - powiedziałam zła - Nie mam zamiaru być jakimś tchórzem żałosnym i tutaj siedzieć by umrzeć w końcu z resztą i tak nie ma gwarancji że chemioterapia mi pomoże - dodałam.
- Nie masz wystarczająco sił by nawet utrzymać się na koniu - odezwał się znowu ten głupi blondyn.
- To pan tak twierdzi - powiedziałam zła, wbijając w niego rozgniewany wzrok.
- Owszem, jestem w końcu Twoim lekarzem teraz - powiedział pewnie.
- I takim który gada głupoty, bo znam swoje możliwości - odparłam pewna siebie.
- Irmo nie wiesz co może się stać jeśli wsiądziesz na konia... - zaczęła opiekunka - Jeśli załapiesz jakieś przeziębienie, to chemioterapia może Ci już w ogóle nie pomóc i możesz umrzeć - próbowała przemówić mi do rozsądku, lecz ja jej nie słuchałam.
- Nie ma tak na prawdę żadnej gwarancji że mi to pomoże... - powiedziałam patrząc jej w oczy hardo - To moje życie i ja o nim decyduję... Jeśli mam umrzeć, to wolę to zrobić za to, co kocham, niż umrzeć w łóżku snując marzenia i swoje rozpacze że to moje ostatnie tchnienia - dodałam jeszcze, na co westchnęła ciężko.
- Masz szanse wyzdrowieć - zaczął znowu blondyn.
- Ta jasne... Wie pan co to są żałosne dwa procenty na dziewięćdziesiąt osiem? - spytałam - To prawie nic... Te dwa procent dają mi tylko szanse na to że wyzdrowieję, a reszta mówi o tym że nie! Może sobie pan mówić co chce, lecz nawet jeśli bym potrzebowała przeszczepu, to mój żałosny ociec pijak i kat mi tego nie da, bo się nie nadaje do tego, a moja "cudowna" matka puszcza się na prawo i lewo z każdym możliwym facetem, wiec na pewno na już HIV'a i też się do tego nie nadaje, nawet jeśli by ją ktoś chciał zmusić do oddania mi szpiku... - mówiłam dalej - Mam więc TYLKO te dwa procenty... Tylko tyle... - ciągnęłam dalej - Niech mnie więc pan zrozumie, bo założę się że i pan nie chciałby leżeć w szpitalu, podczas gdy pan by wiedział że to mogą być pana ostatnie chwile życia... Chcę do końca walczyć o swoje marzenia - powiedziałam w końcu.
- No dobrze.. - odezwał się po chwili ciszy - Ale i tak będziesz musiała zostać jeszcze dwa dni, by podwyższyć Ci lekami odporność - dodał, po czym wyszedł.
Niestety wiadomości dla mnie nie były dobre, gdyż okazało się że Ecole Montage musieli zamknąć... Brak chętnych uczniów i narastające długi, wraz z wcześniejszymi nie wygrywanymi zawodami sprawiło, że właścicielka akademii pani Felicja Wintgreenson, była zmuszona ją zamknąć. Oznaczało to iż musiałam znowu wrócić do starej akademii, tak gdzie uczył się Reker i jego przyjaciel. Bałam się ze znowu się zacznie moje prześladowanie i czasem nawet przez myśl mi przechodziło, że może jednak zostać dłużej w tym szpitalu, ale to tak tylko przez chwilę! Wiedziałam że muszę jakoś walczyć o swoje marzenia, więc nie chciałam z drugiej strony dać za wygraną. Może i byłam chora... Może nie byłam orłem w dziedzinie jeździectwa, ale kochałam ten sport i dlatego zmuszałam się do ciężkich treningów nie jeden raz.
Wstałam i spakowałam swoje rzeczy do niewielkiej torby, po czym w łazience się ubrałam i czekałam na swoją opiekunkę, która właśnie wróciła z receptą na moje leki by tak często nie przyjeżdżać na chemioterapię, a następnie poszłyśmy ku wyjściu ze szpitala. Nawet nie wiecie jak się bardzo cieszyłam, kiedy opuszczałam swój oddział szpitalny! Uczucie wolności niesamowite, choć oczywiście to nadal się czułam tak jakbym nie miała domu... Niby miałam tą swoją opiekunkę, która o nas dbała, lecz i tak w duszy tego ciepłego ogniska domowego mi brakowało bardzo.
- Coś się stało Irmo? - spytała wyraźnie zmartwiona, gdy wsiadłyśmy już do jej auta.
- Tak... po prostu mam gorszy dzień - mruknęłam tylko zapinając swój pas
- Na pewno? Mam wrażenie że nie mówisz mi całej prawdy... - powiedziała patrząc na mnie uważnie - Stresujesz się powrotem do starej akademii prawda? - spytała jeszcze na co powoli pokiwałam głową, patrząc w chodniczek pod swoimi nogami.
- Znowu będę mi wszyscy dokuczać - odezwałam się cicho.
- Może teraz będzie lepiej? W końcu wygrałaś ostatnio zawody - starała się mnie pocieszyć.
- Sama nie wiem... - westchnęłam ciężko - Co z rzeczami z Ecole Montage i Touch Downem? - spytałam jeszcze.
- Rzeczy są już spakowane do przyczepy, lecz jeszcze musimy jechać po Twojego konia, już poinformowałam panią Felicją, że niedługo przyjedziemy po jego odbiór - poinformowała mnie.
- No dobrze, więc jedźmy tam - zadecydowałam, na co skinęła lekko głową i włączyła silnik.
- Kim pan jest? - spytała moja opiekunka, nie pozwalając się mu na razie do mnie zbliżyć, za co byłam jej wdzięczna.
- Spokojnie jestem przez jakiś czas jej lekarzem prowadzącym - odezwał się blondyn w fartuchu lekarskim.
- Naszym lekarzem jest doktor Froind, a nic na ostatniej wizycie nie mówił, że będą jakieś zmiany odnoście prowadzącego lekarza - odparła spokojnie i wlepiała w niego świdrujące spojrzenie.
- Nie mówił, bo nie mógł wiedzieć że się rozchoruje... Leży w domu z zapaleniem płuc i na razie dlatego ja będę leczył pani córkę - wyjaśnił spokojnie.
- Oby pan się znał na swoim fachu - powiedziała ostrzegawczo jedynie, po czym pozwoliła się mu do mnie zbliżyć. Kątem oka widziałam że Reker jest także pełen niepokoju, lecz jakoś jego ojciec go tam uspokoił, lecz więcej nie wiedziałam co się dzieje z nim, ponieważ całą swoją uwagę skupiłam na doktorku, który właśnie teraz nade mną stał.
- Jak się czujesz młoda? - spytał uważnie mi się przyglądają, po czym zdjął ze swojej szyi brązowy stetoskop.
- Nie jest źle - powiedziałam tylko, patrząc uważnie na jego ruchu, co także zauważył.
- Nic Cię nie boli? - spytał.
- Czasami, ale teraz obecnie nie - powiedziałam zgodne z prawdą.
- Miewasz zawroty głowy? - pytał dalej spokojnie, łapiąc za mój nadgarstek i przykładając tam stetoskop, słuchając mojego ciśnienia krwi.
- Tak - odparłam, odpowiadając na jego kolejne pytanie.
- Często je masz w ciągu dnia? Czy o jakiś konkretnych godzinach, bądź chwilach? - pytał spokojnie - Podwiniesz bluzkę sama? - dodał.
- Jak próbuję wstać szybciej z łóżka, albo jak za szybko spojrzę w jakąś stronę - wyjaśniłam, po czym nieco podwinęłam swoją bluzkę, co jak się okazało było nie lada wyzwaniem dla mnie.
- Masz niskie ciśnienie krwi, więc stąd zawroty głowy - wyjaśnił - Oddychaj spokojnie jak na razie - wydał polecenie, po czym poczułam na swojej klatce piersiowej jak zaczyna osłuchiwać mi serce. Oddychałam jak zwykle, czyli spokojnie, lecz po pewnym czasie kazał mi nieco głębiej, przez co nieco zaczęło mi się kręcić w głowie, więc zaraz kazał przestać. Później jeszcze osłuchał mi plecy, sprawdził temperaturę i tak to jakoś zeszło.
- Wypiszecie mnie dzisiaj? - spytałam nagle, widząc jak z powrotem zarzuca swój stetoskop na szyję.
- Nie widzę takiej możliwości - powiedział nagle czym się zdziwiłam.
- Przecież jeżdżę tylko na chemię i zawsze mnie wypisywano po niej - zaprotestowałam.
- Twój organizm jest zbyt słaby na wyjście... Musisz przebywać w jednym pomieszczeniu na razie, ponieważ twój układ odpornościowy jest bardzo słaby przez chemię którą otrzymujesz, a to się wiąże z tym że jeśli złapiesz jakieś przeziębienie, choćby taki niewinny katar, to leczenie może się po prostu nie udać i trzeba będzie je przerwać, a tego nie chcemy - mówiąc to spojrzał na moją opiekunkę, która bardzo powoli skinęła na to głową, dając znak że to rozumie. Cóż ja jednak i tak nie byłam zadowolona, gdyż to się wiązało z tym iż będę musiała zostać dłużej w szpitalu!
- Wypisuję się na własne żądanie - powiedziałam nagle podnosząc się do siadu.
- Nie możesz Irmo - zaczęła moja opiekunka.
- Mogę, nie mam zamiaru tracić swojego życia w szpitalu, gdzie tylko leżę, podczas gdy mój koń się zastoi w boksie, przez co całkowicie wypadnie z formy, a to się skończy licznymi kontuzjami i brakiem możliwości startowania w zawodach - powiedziałam zła - Nie mam zamiaru być jakimś tchórzem żałosnym i tutaj siedzieć by umrzeć w końcu z resztą i tak nie ma gwarancji że chemioterapia mi pomoże - dodałam.
- Nie masz wystarczająco sił by nawet utrzymać się na koniu - odezwał się znowu ten głupi blondyn.
- To pan tak twierdzi - powiedziałam zła, wbijając w niego rozgniewany wzrok.
- Owszem, jestem w końcu Twoim lekarzem teraz - powiedział pewnie.
- I takim który gada głupoty, bo znam swoje możliwości - odparłam pewna siebie.
- Irmo nie wiesz co może się stać jeśli wsiądziesz na konia... - zaczęła opiekunka - Jeśli załapiesz jakieś przeziębienie, to chemioterapia może Ci już w ogóle nie pomóc i możesz umrzeć - próbowała przemówić mi do rozsądku, lecz ja jej nie słuchałam.
- Nie ma tak na prawdę żadnej gwarancji że mi to pomoże... - powiedziałam patrząc jej w oczy hardo - To moje życie i ja o nim decyduję... Jeśli mam umrzeć, to wolę to zrobić za to, co kocham, niż umrzeć w łóżku snując marzenia i swoje rozpacze że to moje ostatnie tchnienia - dodałam jeszcze, na co westchnęła ciężko.
- Masz szanse wyzdrowieć - zaczął znowu blondyn.
- Ta jasne... Wie pan co to są żałosne dwa procenty na dziewięćdziesiąt osiem? - spytałam - To prawie nic... Te dwa procent dają mi tylko szanse na to że wyzdrowieję, a reszta mówi o tym że nie! Może sobie pan mówić co chce, lecz nawet jeśli bym potrzebowała przeszczepu, to mój żałosny ociec pijak i kat mi tego nie da, bo się nie nadaje do tego, a moja "cudowna" matka puszcza się na prawo i lewo z każdym możliwym facetem, wiec na pewno na już HIV'a i też się do tego nie nadaje, nawet jeśli by ją ktoś chciał zmusić do oddania mi szpiku... - mówiłam dalej - Mam więc TYLKO te dwa procenty... Tylko tyle... - ciągnęłam dalej - Niech mnie więc pan zrozumie, bo założę się że i pan nie chciałby leżeć w szpitalu, podczas gdy pan by wiedział że to mogą być pana ostatnie chwile życia... Chcę do końca walczyć o swoje marzenia - powiedziałam w końcu.
- No dobrze.. - odezwał się po chwili ciszy - Ale i tak będziesz musiała zostać jeszcze dwa dni, by podwyższyć Ci lekami odporność - dodał, po czym wyszedł.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Podczas tych dwóch dni w szpitalu, czas mi się niezmiernie dłużył... Miałam wrażenie jakby moje życie ucieka mi dosłownie przez palce, jakbym je miała zaraz stracić. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, dostałam od Rekera na prawdę super prezent w postaci fioletowych nauszników, derki, strzemion oraz owijaków czy też tych standardowych ochraniaczy dla konia. Było to bardzo miłe z jego strony i mu podziękowałam za to, choć ten na to jedynie tam machnął ręką. Nie jest w sumie taki zły, jak wcześniej sądziłam, przecież nie musiał tego dla mnie robić pomyślałam spokojnie leżąc dalej w łóżku szpitalnym. Rekera wypisali wczorajszego dnia, więc on leżał tylko dwa dni i wrócił zaraz do akademii, lecz dali mu jakieś tam leki na serce, po których powinno być dobrze jeśli będzie je brać. Przynajmniej tak twierdził ten brązowowłosy, który mówił że te leki są najnowszej generacji jakieś i nie czuje się żadnych objawów po nich, a leczą nieco serce, więc teoretycznie są one dobre i miałam nadzieje że wystarczą na jak najdłużej.Niestety wiadomości dla mnie nie były dobre, gdyż okazało się że Ecole Montage musieli zamknąć... Brak chętnych uczniów i narastające długi, wraz z wcześniejszymi nie wygrywanymi zawodami sprawiło, że właścicielka akademii pani Felicja Wintgreenson, była zmuszona ją zamknąć. Oznaczało to iż musiałam znowu wrócić do starej akademii, tak gdzie uczył się Reker i jego przyjaciel. Bałam się ze znowu się zacznie moje prześladowanie i czasem nawet przez myśl mi przechodziło, że może jednak zostać dłużej w tym szpitalu, ale to tak tylko przez chwilę! Wiedziałam że muszę jakoś walczyć o swoje marzenia, więc nie chciałam z drugiej strony dać za wygraną. Może i byłam chora... Może nie byłam orłem w dziedzinie jeździectwa, ale kochałam ten sport i dlatego zmuszałam się do ciężkich treningów nie jeden raz.
Wstałam i spakowałam swoje rzeczy do niewielkiej torby, po czym w łazience się ubrałam i czekałam na swoją opiekunkę, która właśnie wróciła z receptą na moje leki by tak często nie przyjeżdżać na chemioterapię, a następnie poszłyśmy ku wyjściu ze szpitala. Nawet nie wiecie jak się bardzo cieszyłam, kiedy opuszczałam swój oddział szpitalny! Uczucie wolności niesamowite, choć oczywiście to nadal się czułam tak jakbym nie miała domu... Niby miałam tą swoją opiekunkę, która o nas dbała, lecz i tak w duszy tego ciepłego ogniska domowego mi brakowało bardzo.
- Coś się stało Irmo? - spytała wyraźnie zmartwiona, gdy wsiadłyśmy już do jej auta.
- Tak... po prostu mam gorszy dzień - mruknęłam tylko zapinając swój pas
- Na pewno? Mam wrażenie że nie mówisz mi całej prawdy... - powiedziała patrząc na mnie uważnie - Stresujesz się powrotem do starej akademii prawda? - spytała jeszcze na co powoli pokiwałam głową, patrząc w chodniczek pod swoimi nogami.
- Znowu będę mi wszyscy dokuczać - odezwałam się cicho.
- Może teraz będzie lepiej? W końcu wygrałaś ostatnio zawody - starała się mnie pocieszyć.
- Sama nie wiem... - westchnęłam ciężko - Co z rzeczami z Ecole Montage i Touch Downem? - spytałam jeszcze.
- Rzeczy są już spakowane do przyczepy, lecz jeszcze musimy jechać po Twojego konia, już poinformowałam panią Felicją, że niedługo przyjedziemy po jego odbiór - poinformowała mnie.
- No dobrze, więc jedźmy tam - zadecydowałam, na co skinęła lekko głową i włączyła silnik.
♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣♣
Wjeżdżając na tereny Impossible Horse Academy miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony niepewność, a z drugiej mała radość iż wróciłam na swoje stare śmieci. Inni uczniowie mieli zajęcia, więc miałam o tyle dobrze że nie musiałam się przejmować żadnymi innymi gapiami prócz końmi. Wyprowadziłam konia z przyczepy ostrożnie, po czym zaczęłam go prowadzić do jego starego boksu, który nie był zajęty przez żadnego konia, lecz z tego co dostrzegłam, to wiele boksów nowych było już pozajmowanych przez nowych uczniów, którzy tutaj się sprowadzili. Był wtorek i była dopiero godzina 14:38, więc zapewne jeszcze wszyscy byli na treningu z panią Rosą Hils albo z panem Polem...
Zjedzą mnie tu wszyscy za przejście do tamtej akademii wtedy pewnie pomyślałam wprowadzając swojego ogiera do boksu obok Blackiego, czyli skarogniadosz Rekera, więc pewnie na trening zabrał ze sobą swoje drugie konisko, czyli Residenta Evila, który był maści gniadej. Blacki zaczął momentalnie niuchać kraty oddzielające go od Touch Downa, co wynikało chyba z tego iż poznawał swojego kolegę sąsiada z przed około dwóch miesięcy. Opiekunka mi pomogła nalać do poidła świeżej wody, oraz dać paszy do żłoba, po czym zdjęłam z ogiera derkę oraz ochraniacze z nóg, które były potrzebne podczas transportu. Natomiast fioletowy kantar mu zostawiłam, więc jedynie odpięłam mu linkę, także w tym samym kolorze, po czym zostawiłam go w boksie. Opiekunka w tym czasie zaniosła wszystkie moje rzeczy do mojego pokoju bym ja same tego nie dźwigała, a następnie przyniosła poklei sprzęt jeździecki Touch Downa, nie pozwalając mi nawet jej coś pomóc... Kiedy wreszcie już wszystko zaniosła, podeszła do mnie zziajana i pogłaskała delikatnie ogiera po chrapach.
- Wszystko masz już zaniesione Irmuś... - poinformowała mnie jeszcze słownie - Będę się zbierać, bo muszę jeszcze do banku pojechać i porobić opłaty wszystkie ważne, ale będziemy w kontakcie. Pisz i dzwoń jeśli tylko gorzej się poczujesz jasne? - spytała jeszcze poważnie.
- Dobrze - powiedziałam krótko, na co mnie na chwilę przytuliła.
Odprowadziłam ją do auta, po czym widząc jak wsiada, stanęłam nieco z boku, a następnie machając jej patrzyłam jak odjeżdża, przy czym pozostawiła za sobą lekki pył niesiony z drogi. Widząc jak zniknęła wkrótce na horyzoncie, wróciłam do stajni by sprawdzić jeszcze raz jak się ma moje konisko, a do pokoju nie chciało mi się jeszcze wracać.
< Reker? ;3 spotkacie się? xdd będziesz zdziwiony? xdd >
Subskrybuj:
Posty (Atom)