2.02.2020

Od Leonarda cd. Noah

- W Raleigh organizują nocną wystawę psów. Pomyślałem, że moglibyśmy tam pojechać i spędzić trochę czasu razem. - Oparłem się biodrem o ścianę. - Jeśli starczyłoby nam dnia, moglibyśmy zahaczyć też o jakiś escape room. Tylko taki bez płonięcia w roli głównej. - Delikatnie się uśmiechnąłem.
- Brzmi interesująco. - Nie odrywała ode mnie wzroku. - To kiedy chcesz tam jechać?
- Jak coś zjesz. - Pstryknąłem ją w nos. - Chociaż to niecała godzina jazdy, ale głodna tam siedzieć nie będziesz. - Na usta kobiety wpełzł niewielki grymas.
- Nie chcę. - Burknęła z urazą. - Zjadłam dzisiaj dwa wafle ryżowe! To dużo! - Próbowała przekonać mnie do swojej racji.
- Powiedzmy. - Przewróciłem oczami. - Do takiego kompletu, wepchnę w ciebie jeszcze pół kanapki. - Złapałem ją za szczupły nadgarstek.
- Pffff. - Nie zmieniła nastawienia. - Nic we mnie nie wciśniesz!
- Zakład? - Połaskotałem ją po boku. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak na to zareagowała. - Mamy chleb z serem, pomidorem i sałatą. Wszystko na fit. - Nie uwalniałem fioletowowłosej od swoich palców.
- Jesteś okropny! - Wydyszała między falami śmiechu. - Okropny! - Próbowała wyrwać się z moich objęć.
- To dla twojego zdrowia. - Cmoknąłem Blake w kark. - Nie będziesz mi tu chorować.
***
Pojawić się w stolicy stanu równo z wybiciem godziny świadczącej o końcu pracy, to jak odciąć sobie rękę przy samym łokciu. Żadne z nas nie przewidziało tego, że będziemy musieli spędzić w korku przeszło czterdzieści pięć minut. I tak oto z krótkiej podróży, cudowne miasto zamknęło nas w samochodzie na zdecydowanie za długi okres czasu. Tracąc cierpliwość, zacząłem coraz częściej klnąć na otaczających nas kierowców, co wcale nie ułatwiało sprawy.
- Spokojnie. - Noah poklepała mnie po kolanie. - Wystawa zaczyna się o dziewiętnastej. Nie spóźnimy się.
- Nie chce zepsuć ci dnia… - Znowu zahamowałem. - Mieliśmy skoczyć w jeszcze kilka miejsc, ale chyba coś nam nie wyjdzie. - Oblał mnie soczysty wstyd.
- Nie gniewam się. - Spojrzała w zewnętrzne lusterko. - Zresztą… Kto powiedział, że musimy wracać do domu przed dwudziestą drugą? - Uniosła ku górze lewą brew.
- W sumie to nikt. - Ponowne przesuneliśmy się o połowę mili, aby następnie zatrzymać się na kolejne kilka minut przed światłami. - Ale jeśli będzie ci się coś nie podobać, to w każdej chwili możemy wrócić.
- Jasne, jasne. - Poprawiła uwierający pas. - Na razie to nie mogę doczekać się rozprostowania nóg. - Poruszyła stopami.
- Niedługo powinniśmy być na miejscu. - Na sygnalizatorze zabłysnęła żółta dioda. - O ile nie trafimy na jakiś wypadek, pościg albo kolejny korek. - Skręciłem w lewo.
- Sądzisz, że czekają nas takie atrakcje? - Uroczo się zaśmiała. O Boże, jak ona na mnie działa.
- Wszystko jest możliwe. - Zwiększyłem prędkość. - Ale lepiej pozostać przy zaplanowanych rzeczach. - Zgodziła się ze mną skinieniem głowy. - Jaką rasę chcesz zobaczyć najbardziej? - Próbowałem podtrzymać (i tak trwającą już długo) rozmowę. - Może kupimy coś Sherry i Monty’emu?

Noah?
433

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz