- Czemu nie? - Oddałem mu swoją koronę. - McDonald? Mam jeszcze jakieś kupony.
- Ty jesz w maku?! - Nie mógł uwierzyć w moje słowa. - Ta Ameryka serio zmienia ludzi! - Wyglądał na bardzo zachwyconego.
- Czasami dobrze zjeść coś niezdrowego. - Wzruszyłem ramionami. - Myślisz, że kawior jest taki dobry? Prędzej zwymiotujesz, niż go przełkniesz. - Stanąłem na pierwszym skrzyżowaniu. Pusto. Można skręcać w prawo.
- Wolę nie próbować. - Ścisnął łeb pluszaka. - Wygląda trochę jak Sekretariat. - Wspomniał imię sławnego, wyścigowego ogiera.
- Trochu. - Skręciłem w kolejną ulicę. - Na co masz dzisiaj ochotę?
- Stripsy! I te śmieszne, zakręcone frytki! - Zaczął się wiercić. - Ale chyba nie starczy mi pieniędzy… - Dotknął dłonią kieszeni spodni.
- Ja płace. - W oddali dało się już dostrzec żółte “M”. - W końcu jesteś u mnie, a ja do biednych osób nie należę. - Cicho się zaśmiałem.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie! - Klasnął w ręce. - Może wieczorem obejrzymy jakiś film? - Zaproponował, mając zapewne w głowie wiele rodzajów bajek. Cóż, miał dopiero dwanaście lat, więc nie mogłem winić go za ten tok myślenia, ale nie po drodze było mi oglądać Krainę Lodu lub Jak wytresować smoka trzy.
- Em… - Ścisnąłem kierownicę mocniej. - Zobaczymy...
- Proszę? - Zaczął mnie przenikać szczenięcymi oczkami. - Chciałbym obejrzeć nowego Dumbo albo Corgi. - Próbował namówić mnie na iście królewską produkcje.
- Corgi brzmią fajnie. - Wjechałem do McDrive’a. - Zamawiaj.
***
Kawa - przeszukiwałem kuchenne szafki w celu odnalezienia nieodpakowanej paczki ziaren. Ktoś był tak mądry, że wymyślił ekspres, ale zapomniał o funkcji automatycznego napełniania zbiorników. Nie mogąc nic znaleźć, trzasnąłem drewnianymi drzwiczkami, co najwyraźniej obudziło wymęczonego Jamesa.- Do łóżka. - Złapał mnie za lewy nadgarstek. - Chcę spać. - Przetarł zaropiałe oko.
- Jesteś już duży. Powinieneś spać sam. - Przewróciłem oczami.
- Ale jesteś zbyt wygodny. - Prychnął, nie wychodząc ze stanu półsnu. - No chooodź. Potrzebuję cię. - Prawie się przewrócił.
- Yhm. - Pozwoliłem zaciągnąć się do sypialni. - Kładź się. - Młodszy prędko zakopał się pod fałdami kołdry. - I się nie rozpychaj, bo pójdziesz do gościnnego. Mam dość spania na podłodze.
- W gościnnym jest niewygodnie. - Przytulił błękitnego renifera. - Ile możemy jeszcze się poobijać? - Zapytał z czystej ciekawości.
- Dwie godziny. - Naciągnąłem na siebie satynowy materiał. - I ani sekundy dłużej.
***
- Możesz iść szukać Nico. - Po zaparkowaniu samochodu na akademickim parkingu, wypuściłem Theo z białego BMW. Chłopak był tak podekscytowany spotkaniem z Chainsawem, że okopał mi cały fotel kierowcy. Normalnie zabić i nadziać głowę na pal. Ciesząc się chwilowym spokojem, przerzuciłem torbę przez lewe ramię, a następnie zamknąłem ubłoconą M5. Eh, jeżdżenie po wiejskich terenach po deszczu, nie było raczej... Eleganckie. Powinienem wszczepić mu jakiegoś czipa. Mógłby wtedy biegać po całym Durham i by się nie zgubił - sylwetka chłopca znikła w stajni, przeznaczonej dla koni stajennych. Zachowując spokój, wyjąłem z kieszeni bluzy telefon, który po chwili namysłu pokazał mi ładujący się ekran Ig. Szybciej - mruknąłem, kiedy pierwsze posty nadały kolorów białej stronie głównej. - Dawno nic nie dodawałem. - Przycisnąłem palcem kółko relacji.
- Podbródek wyżej kochanie! - Za moimi plecami pojawił się Ronan, który idealnie wkomponował się w tło, zrobionego przeze mnie zdjęcia.
- Teraz masz sześćdziesiąt sekund na określenie się czy mam to wrzucić, czy usunąć. - Pokazałem mu fotografię. - Co ty na to?
Ro?
500
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz