2.13.2020

Od Leonarda cd. Noah

- Leo? Wszystko w porządku? - Zimne palce Madeleine przejechały po moim karku. - Leo… - Usiadła na skraju skrzypiącego łóżka. Eh, dlaczego ona właściwie tutaj przyszła? Miała przecież wolne i bez żadnego problemu mogła wrócić do swojej rodziny. Tam miałaby całkowity spokój, a tutaj dostała jedynie dodatkowych zmartwień.
- Jest okej. - Poprawiłem błękitny koc. - Nie musisz się mną przejmować.
- Martwię się o ciebie. - Zignorowała moją odpowiedź. - Może wyjdziesz w końcu z pokoju? Nie jadłeś od dwóch dni… Hm, zrobię obiad i porozmawiamy? - Nie chciała odpuścić.
- Nie jestem głodny. - Wcisnąłem twarz w miękką poduszkę. - Po prostu potrzebuje odpoczynku. Cholernie długiego odpoczynku. - Burczałem w jej włochaty materiał.
- Męczysz się z tym. - Zaszeleściła leżącą na ziemi gazetą. - Nawet The Times cię już irytuje.
- Bo piszą głupoty. - Przekrzywiłem lekko głowę. - Wyglądam tragicznie, prawda? - Przetarłem rękawem bluzy lewe oko.
- Nie jest źle. - Podała mi chusteczkę. - To co chcesz zjeść? - Francuska ciągle wracała do tematu związanego z jedzeniem.
- Spaghetti. - Wysmarkałem zatkany nos. - I lody truskawkowo-waniliowe. - Dorzuciłem, gdy ta poderwała się z miękkiego materaca.
- Jasne. - Posłała mi szeroki uśmiech. - Zawołam cię, kiedy wszystko będzie już gotowe.
***
- Więc cię rzuciła, a potem pocałowała Blue? - Uniosła wyregulowaną brew.
- Yhym. - Nawinąłem kłębek makaronu na widelec. - Zabolało. - Wsunąłem sztuciec do ust.
- To na pewno. - Podsunęła mi sok. - Mogłeś powiedzieć wcześniej. Rozstania nigdy nie są przyjemne. - Zajrzała do prawie opustoszałej zamrażarki. Może to moja wina? - zacząłem wpatrywać się w czerwoną, obiadową paćkę Najpierw Sally, potem Tamara, a teraz Noah… Chyba pora przystopować ze związkami, które i tak skończą się czarnym scenariuszem. Meh, życie to ogólnie jakiś nieśmieszny żart. Coś ci nie wyszło? Pozwól, że spadnie na ciebie jeszcze kilka nieszczęść. Zaczyna być ci lepiej? Pora skrzywdzić cię w delikatny, bądź sadystyczny sposób. I tak w kółko i w kółko i w kółko, aż do śmierci.
- Wolałem przeżyć to sam. - Wyrwałem się z pułapki milczenia. - Nie lubię rozmawiać o emocjach. - Potarłem blade policzki.
- Nauczysz się jeszcze. - Strzeliła knykciami. - Są i lody. - Zaprezentowała zmrożone na kość pudełko.
- Na które trochę poczekamy. - Odepchnąłem od siebie ubrudzony talerz. - Starczy mi.
- Zostawię ci na później. - Wykrzywiłem usta w niewielkim grymasie. - Psom przydałby się spacer. Może przejdziemy się po okolicy? Jest ładna pogoda. - Spojrzała na leżącą pod stołem sukę.
- Nie mam siły. - Skryłem twarz w objęciach szarego kaptura. - Jutro? - Brunetka zmarszczyła uroczo nos.
- Dzisiaj. - Nie odpuszczała. - Pójdę z tobą więc będziesz miał siły.
- Maddie… - Spojrzałem błagalnie w jej rozszerzone źrenice. - Nie dam rady. - Żałośnie stęknąłem.
- Dzisiaj. - Uparła się jak wół. - Ubieraj się. Idę po smycze i szelki.

Noah?
405 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz