2.03.2020

Od Ronana cd. Leonarda

- Dasz sobie radę. - Cmoknąłem Adama na odchodne i ruszyłem ku stajni.
Zaraz zaczynał się trening skoków, ja byłem już po ujeżdżeniu, a zachwycony Nico siedział w stajni i czekał aż przyjdę, żeby móc pójść zająć się Arotem. Jednak po drodze wpadłem na Leonarda.
 - Nie przepadam za taką formą upubliczniania wizerunku. - Skrzywiłem się. - Na swoim koncie mam tylko zwierzaki. Czasami jestem na zdjęciach u Nico, więc… rób jak chcesz.
 - Dobra, w takim razie zrobię jeszcze jedno. Bez ciebie. - Książkę znowu użył telefonu, a ja poszedłem do boksu Hespero.
 - O! Jesteś! - Nico wybiegł z boksu zaraz za Jamesem. - Okej, możemy iść do stajni dla koni stajennych!
 - Okej! - Zawołał młodszy Windsor. - Leo! Idę z Nico do drugiej stajni!
I już ich nie było.
- Poradzą sobie? - Leo spojrzał na mnie sceptycznie.
- Dlaczego mieliby nie? - Uniosłem lekko brew. - James nie jest idiotą, a Nico potrafi poradzić sobie z koniem.
- No dobrze. - Westchnął. - Czemu tak wcześnie skończyliście?
- Dzisiaj trenerka skupiła się na Blue, więc mieliśmy trochę wolnego. - Wzruszyłem ramieniem.
- Czyli ta malinka to nie z nocy. - Popatrzył wymownie na moją szyję.
- Cholera, znowu? - Położyłem dłoń, tam gdzie znajdował się teoretyczny znak. Patrząc na minę Leo, trafiłem. - Chyba lubi podkreślać to, że…
- Jest twoim chłopakiem?
- Tak. - Moje policzki zapiekły, więc chyba się zaczerwieniłem. - Ja… w sumie to pierwszy raz. Kiedy ktoś… jest taki… otwarty.
- Albo zazdrosny. - Windsor uśmiechnął się pod nosem.
- Skoro już jesteśmy przy związkach. - Wszedłem do boksu Hespero i zacząłem zajmować się koniem. - Ty i Noah… też jesteście ze sobą oficjalnie.
- Tak - pokiwał głową i oparł się o drzwiczki. - To źle?
- Nie. - Odsunąłem łeb konia, który ciągle mnie trącał licząc na to, że dam mu smakołyk. - Tylko to… Noah. Musisz na nią uważać.
- To ma być coś w stylu przemowy starszego brata? - Parsknął śmiechem.
- Tak - powiedziałem poważnie i odwróciłem się do Windsora. - Jeśli coś jej zrobisz, ja zrobię coś tobie. Nie żeby sama nie potrafiła. Po prostu ja po niej poprawię. Albo przygotuję jej drogę. Zależy jak wyjdzie.
- Nie ma potrzeby, jesteśmy szczęśliwi i się kochamy. - Leonard jakby się wyprostował.
- Tak? - Uniosłem lekko brew. - Ale zdajesz sobie sprawę, że związek to relacja między dwoma osobami, prawda? I że mówimy o Noah?
- Do czego zmierzasz? - Uniósł lekko brew.
- Nie powinieneś mówić za nią. - Poprawiłem nieco uwierający mnie but. - I nie powinieneś jej ograniczać. Ani niczego narzucać. Ani naciskać.
- Nie naciskam jej! - Uniósł ręce. - Przynajmniej nie celowo…
- Więc dowiedz się, kiedy robisz to nie celowo.
- Chcesz powiedzieć, że ty nigdy przez przypadek nie naciskasz Adama? - Leonard wiedział jak zaakcentować odpowiednie słowa.
- O nie. Przez przypadek nie. - Pokręciłem głową. - Celowo mi się zdarza. Z Noah też. Ale o ile wiem, przypominanie o jedzeniu jeszcze nikogo nie zabiło. Hm. Odnalazłbym się w Korei z tym dbaniem o posiłki… ale nasz związek polega na komunikacji. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Windsor pokiwał głową i wszedł do boksu swojego konia. Dzięki czemu mogłem skupić się na Hespero i w końcu poświęcić mu tyle uwagi, ile powinien dostać od początku.
***
- Dlaczego ty wszystkich potrafisz sobie ustawić, co? - Blue zerknęła na Leonarda, który właśnie siedział z Noah przy stoliku.
- Sama mi ciągle powtarzasz, że jestem najlepszym manipulatorem na świecie…
- Bo jesteś. - Przewróciła oczami. - Ale jakim cudem? Znaczy wiem jakim, ale czemu ja tak nie potrafię?
- Mam odpowiedzieć szczerze? - Wziąłem łyka coli.
- Tak, tak. Jestem wredna, niemiła i straszę każdego, kto do mnie podejdzie. - Wystawiła mi język. - Nie musisz mi przypominać, że jestem złą wiedźmą.
- Uroczą, złą wiedźmą - zaśmiałem się. - I zazdrosną o naszego ducha.
- Ej! Z tobą nie mogę fangirlować brokatu. - Położyła głowę na splecionych dłoniach. - No i nie lubię Windsora tak ogólnie.
- Nie jest zły. - Podsunąłem jej pod nos kawałek ciastka. - Chcesz?
- Ba! - Zaczęła je wcinać, a przy naszym stoliku zmaterializował się Leo i Noah.
- Ona nie chce jeść - powiedział ten pierwszy.
- A on myśli, że Ro to zmieni.
- Czekaj. Mamy drugie śniadanie, prawda? - Popatrzyłem na Blue.
- Adam jeszcze nie wstał, więc tak. - Pokiwała głową.
- Noah na pewno zjadła pierwsze. Do obiadu jeszcze trochę… - Zerknąłem na fioletowowłosą. - Zjadłaś coś podczas siedzenia z Leo?
- Wmusił we mnie wafel ryżowy. - Wzdrygnęła się, jakby to było co najmniej w połowie zgnite jabłko.
- Więc nie musisz jeść. - Wzruszyłem ramionami. - Ale obiad to inna sprawa.
- Żywieniowy terrorysta. - Zmrużyła oczy, odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Dlaczego jej na to pozwoliłeś? - Leo chyba był zły.
- Bo to drugie śniadanie. - Znowu upiłem łyk napoju. - Jest dobrze, jeśli zmuszę Noah do pierwszego i obiadu. Czasem kolacji. O drugie śniadanie i lunch już nie walczę. Na razie.
- Pieprzony manipulator - mruknęła Blue.
- Jakieś plany na wieczór? - Zignorowałem ją i popatrzyłem na Windsora.

Leo? Plany?
750 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz