2.07.2020

Od Ronana cd. Leonarda

- Prosiiiiimy! - Komitywa Nico i Adama była mi bardzo nie na rękę. Westchnąłem cierpiętniczo i wysiadłem z samochodu, żeby zaraz ruszyć do cukierni po “coś słodkiego”. Nico miał mieć niedługo urodziny, więc stwierdziliśmy z Adamem, że uszczęśliwimy dzieciaka. Dlatego byliśmy dzisiaj na torze rolkowym, w salonie z grami wideo, księgarni, sklepie artystycznym, a teraz wysyłali mnie na zakupy. Potem mieliśmy wrócić do domu i robić rzeczy. Prawdopodobnie związane z obsesją młodego na punkcie Dance Revolution, więc… Panie, bądź łaskaw.
- Poduszka! - Tego się nie spodziewałem. - Wybawiciel!
- Cześć Amorku! - Blue i Noah omotały mnie swoimi rękami i siłą zaciągnęły do stolika. - Ratuj mnie przed tym jebanym bucem, albo obiecuję, że ktoś tu padnie martwy i nie będzie to Noah!
- Nie kazałem ci iść z nimi do kina - zauważyłem.
- Miałam zostawić biedną Noah na pastwę księcia, w życiu - parsknęła. - Solidarność jajników, czy coś. Ale nie wiedziałam, że ten imbecyl nie rozumie słowa nie! I próbuje wcisnąć się w nasz brokatowy handel!
Popatrzyłem na Noah, która nic sobie z tego nie robiąc wisiała na moim ramieniu. O ile kradła czas Adamowi, chyba nic jej nie przeszkadzało. No prawie nic.
- Podbródek wyżej kochanie. - Uniosłem kącik ust.
- Ciebie też miło widzieć. Może tęczowego gofra? - Postawił tacę na stole.
- Nie, ja tu tylko po prowiant dla siebie, Nico i Adama. - Uniosłem dłoń. - One mnie tylko zaatakowały. - Popatrzyłem w kartę. - I znam miejsca, gdzie gofry są tańsze.
- I lepsze. - Blue nieufnie patrzyła na talerzyk. - Zapłaciłeś za to mości książę?
- Tak? - Uniósł brew.
- Czyli to należy do ciebie, tak teoretycznie? - Wyciągnęła lekko głowę.
- Tak teoretycznie. - Pokiwał powoli głową.
- Okej, nie lubię marnować żarcia, ale nie zostawiłeś mi wyboru. - Szatynka wzięła gofra i wpakowała go w twarz zdziwionego Windsora. - Jeśli kobieta mówi nie, uszanuj to. Następnym razem to może nie być gofr z bitą śmietaną. Ro, słońce, kupuj co masz kupić i odwieź mnie do akademii.
Popatrzyłem na nią z wyrzutem. Oczywiście zbyła go wzruszeniem ramion i wyjściem z cukierni.
- Przepraszam, Blue jest… impulsywna - westchnąłem. - Jakoś to załatwimy, ale teraz serio nie mogę…
- Mi tam się podoba. - Noah z zadowoleniem powtórzyła ruch szatynki. - Do twarzy ci w tęczy. - I pobiegła za Blue. Pięknie. Teraz będę musiał jechać do akademii…
- Chyba rozumiem czemu masz chłopaka Chainsaw. - Leo dystyngowanie wziął serwetkę i otarł sobie twarz. - Mniej problemów.
- Możliwe. - Podałem mu kolejną. - Jakoś to… rozwiążemy, ale teraz serio muszę kupić słodycze, bo Adam będzie niepocieszony. Szczególnie, że do samochodu wpadły jeszcze Blue i Noah.
- Okej. - Wziął głęboki wdech i nawet się uśmiechnął. - To tylko bita śmietana na twarzy.
Oddałem grymas i w końcu ruszyłem do lady. Trzeba kupić coś ekstra, bo inaczej Adam mi nie wybaczy…
***
Listopad był chłodny w tym roku, albo to wina mojego samopoczucia. Nie sądziłem, że tak bardzo będzie mi brakować Ganseya, naprawdę. Poleciał tylko na parę dni z Leonardem na inny kontynent. Gadaliśmy nawet kilka razy przez Skype’a. Chyba powinienem z nim pogadać. Ale nie teraz. Teraz siedziałem z Gin na lotnisku i czekałem na samolot z Londynu. W końcu książę wracał do Ameryki. Nie wiedziałem za bardzo co się działo, bo Gans nie był skory do zwierzeń, ale… to chyba lepiej dla wszystkich.
- O, idzie szkarada. - Gin jak zawsze była czarująca.
- Jakim cudem wy jesteście rodzeństwem? - Uniosłem rozbawiony brew.
- Połowa genów w jedną, połowa w drugą. - Uśmiechnęła się uroczo. - Chodźmy, bo te debile nas nie widzą.
Pokręciłem głową i ruszyłem za dziewczyną. Chociaż zaprzeczała temu solennie, rzuciła się bratu na szyję. Podszedłem więc do Leo.
- I jak wycieczka do domu? - Uniosłem lekko kącik ust.
- Nie najgorzej, ale ty wyglądasz strasznie - zauważył. - Adam nie daje ci spać?
- Każdy miewa gorsze dni Windsor. - Przeczesałem włosy. - Chodźcie. Odwiozę was do domu. Powinniście się wyspać.
- To tyczy się też ciebie Greywarenie. - Gansey oparł na mnie swój ciężar ciała. - Wyglądasz jak trup.
- Pogadamy o tym później. - Uśmiechnąłem się. - No już, do samochodu.

Leo? Jak wyjazd do Anglii?
629 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz