Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gabriel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gabriel. Pokaż wszystkie posty

3.04.2019

Od Gabriela CD Manuela

-Twierdzą, że ukradłem komuś dokumenty i chcą dzwonić po psy...-warknął.
-Będę za chwilę.- odpowiedziałem i się rozłączyłem.
Wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze spodnie, które nie wyglądały jak psu z gardła wyjęte i wyszedłem z pokoju z kluczykami w ręce. Założyłem kask na głowę i wsiadłem na motor biorąc sobie za cel najbliższy sklep. Chyba o ten mu chodziło. Po paru minutach byłem już na parkingu. Wziąłem kask pod rękę i wszedłem do sklepu szukając wzrokiem chłopaka. Gdy moje poszukiwania nie przynosiły skutku wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem.
-Gdzie jesteś?
-Na zapleczu, jest tabliczka na drzwiach.
-Okej.
Zapytałem jednej z kobiet, która tu pracuje gdzie jest zaplecze i po paru minutach udało mi się z niej wyciągnąć gdzie mam iść. Dotarłem do wskazanych drzwi, za którymi był Manuel w towarzystwie jakiegoś zmutowanego giganta. Myślałem, że to ja jestem duży, ale to jest przesada.
-Wszystko w porządku?- spytałem podchodząc do blondyna.
-Tak, tylko na policję chce dzwonić.
-Po co to komu? Przecież on jest pełnoletni.- skierowałem swoją uwagę do ochroniarza.
-Ma kradzione dokumenty.
-Na jakiej podstawie Pan myśli, że są kradzione?
-Nie on jest na zdjęciu.- powiedział i podstawił mi pod nos dokumenty.
-Przecież to on. Tylko nie ma tunelu i ma inaczej włosy.
-Osoba na zdjęciu i ten pan to dwie inne osoby.
-Ugh, niech pan popatrzy.- wyciągnąłem z kurtki swój dowód.- Jestem tu blondynem i mam parę kolczyków, ale to nadal ja.- ustawiłem dokument obok swojej twarzy.- A to jest on.
-Policja i tak jest już zawiadomiona.
-Ja pierdole za co.- westchnąłem, a chłopak prychnął w tym samym czasie.- Nie można tego odwołać?
-Dokumenty są kradzione.
-Nosz, ja pierdole!- zaklnąłem i słyszałem podobną wiązankę z ust blondyna.
Oparłem się o ścianę obok chłopaka i spytałem:
-A jakby inaczej spróbować?
-O czym myślisz?
-Może wyciągnij ten kolczyk i postaw włosy.
-Nie licz na to.
-Manueeel. Wolisz jechać na policję?
Blondyn westchnął, ale już po chwili jego włosy stały, a tunel leżał na mojej ręce.
-Już przypominam?- zapytał mężczyzny.
Grubszy osobnik podniósł dokument i zaczął przenosić wzrok to z niego to na chłopaka. Pokręcił lekko głową i już się cieszyłem, gdy powiedział:
-To nie jest on.
-No chyba se kurwa żarty robisz.- powiedziałem.
-Ja pierdole.- zaklął blondyn i odebrał ode mnie kolczyk, by włożyć go na swoje miejsce.
Zaczął układać włosy, lecz mu przerwałem mówiąc, że ja chcę. Włożyłem dłonie w pukle chłopaka układając w to co zazwyczaj ma na głowie. Po skończeniu lekko cmoknąłem chłopaka co musiało się spotkać z komentarzem goryla.
-Nie dość, że złodziej to jeszcze pedał.
-Coś ty powiedział ulany homofobie?- syknąłem.
Chciał coś odpowiedzieć, lecz na szczęście do środka wszedło dwóch funkcjonariuszy.
-Ktoś zgłosił kradzież dokumentów.- powiedział.
-Ten pan.- wskazał na Manuela.- Ukradł dowód osobisty i prawo jazdy.
Wywróciłem oczami, by powstrzymać się przed palnięciem czegoś.
-Mógłbym zobaczyć?
Ochroniarz podał policjantowi dwa kawałki plastiku.
-Pana godność?- spytał.
-Manuel Fettner.
-A pan kim jest?- spytał się mnie.
-Jego przyjacielem.- nie chciałem ryzykować określenia chłopak, bo kto wie czy nie trafiliśmy na osobę z zamkniętymi poglądami.
-Proszę pokazać dokumenty i powiedzieć jak Pan się nazywa.
-Gabriel Carramz.- powiedziałem dając dowód.
-Moim zdaniem na zdjęciu jest Pan Fettner. Co sądzisz?- spytał współpracownika.
-Zdjęcie było robione jak był Pan młodszy?
-Dokładnie.- odpowiedział blondyn.
-Wierzymy, że jest to pan, ale musimy Pana zatrzymać. Takie zasady.
-Ja pierdole...- powiedział z rezygnacją blondyn.
-Nie da się tego ominąć?- spytałem.
-Taki jest nasz obowiązek. Idziemy.- powiedział do Manu.
Chłopak niechętnie się podniósł i poszedł za mężczyznami. Ja za to zapłaciłem i wziąłem jego zakupy i się udałem do swojego pojazdu. Na cholerę komuś formalności. Sami stwierdzili, że to on. Odpaliłem motor i jechałem za wozem policyjnym. Nie jechali jakoś daleko, bo już po dwudziestu minutach zwolnili i zajechali do komisariatu. Wysiedli z auta i weszli do budynku co również zrobiłem. Usadzili blondynka w recepcji.
-Co będą robić?- spytałem.
-Sprawdzą numery kart i coś tam jeszcze.
Przyciągnąłem do siebie chłopaka tak, że był oparty o mnie bokiem.
-Czym przyjechałeś?- spytałem.
Z jego ust wydało się westchnięcie i po chwili powiedział:
-Quadem.
-Pogibało cię?
-Możliwe.
-Ja pierdole, Manuel. Było powiedzieć to bym cię podwiózł. Wylecz się chociaż.
-Zdradzę ci w tajemnicy, że brak nogi nie jest uleczalny.
-Ale ręka już tak.
Chłopak jedynie wywrócił oczami. Po parunastu minutach z jednego z pomieszczeń wyszedł policjant.
-Wszystko jest okej.- oddał kawałki plastiku.
Po odebraniu dokumentów wyszliśmy z budynku i stanęliśmy na parkingu.
-Jesteś zmuszony jechać z przodu.- wyszczerzyłem się.
Chłopak prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem. Podałem mu zapasowy kask i usiadłem czekając aż usiądzie przede mną. Odpaliłem pojazd i położyłem ręce na kierownicy obejmując tym samym blondyna. Zawróciłem i wyjechałem z parkingu włączając się do ruchu. Manuel zaczął się wiercić ocierając się co chwilę o mnie.
-Mógłbyś usiąść i się nie ruszać?- spytałem.
-Przeszkadzam Ci?
-Tak.
Blondyn lekko się zaśmiał, ale wykonał polecenie. Chwilę później staliśmy pod budynkiem gdzie chłopaka wsiadł na Raptora.
-Właśnie, mam twoje zakupy.- powiedziałem i podałem mu siatkę.
-Kupiłbym sam.
-Śmiem w to wątpić. Widzimy się w akademii.
W odpowiedzi blondyn kiwnął głową. Ruszyłem w stronę uczelni wyprzedzając inne pojazdy. To było najlepsze w motorach. Nie trzeba nigdy czekać w korkach czy na światłach aż ktoś przed tobą przejedzie. Po dotarciu do akademii udałem się do swojego pokoju i nakarmiłem gryzonia w klatce. Spojrzałem na paczkę, której wcześniej na pewno tu nie było. Wziąłem w ręce pudełko i potrząsnąłem. Nie wydało żadnego odgłosu, więc wziąłem do ręki nożyk i otworzyłem je. W środku był krawat i koszula, które miała zamówić Venus. Teraz sobie uświadomiłem, że już za niedługo jest ten ślub. Dwudziestego pierwszego marca czyli w pierwszy dzień wiosny. Powiesiłem ubrania na wieszaku i włożyłem je do szafy. Poszedłem do łazienki gdzie zobaczyłem ślady zarostu na policzkach. Przejechałem po nich ręką i stwierdziłem, że drapią nieprzyjemnie. Maszynka i pianka poszły w ruch i już po chwili pozbyłem się tarki z twarzy.

Manu?
968 słów.

2.23.2019

Od Gabriela CD Manuela

Zdenerwowany Manu to nieobliczalny Manu, więc lepiej się dostosować do tego co mówi. Zawróciłem konia i usłyszałem głos instruktora, który pytał czy wszystko w porządku.
-Nic się nie stało, zaraz się ogarnie.- odparłem żeby nie męczył chłopaka.
Florence zaczęła jechać trasę, a ja miałem być następny. Gdy dziewczyna dojechała do dziesiątki ruszyłem równym tempem. Jednak nie byłem skoncentrowany i już na drugiej przeszkodzie klacz się pogubiła i zaliczyliśmy szorowanie o przeszkodę. Złapałem mocniej klacz i tym razem starałem się skupić na reszcie przeszkód. Dojechaliśmy do końca bez żadnych przygód prócz lekkiego ślizgania się na trawie. Podjechałem do karego konia i ustawiłem klacz obok niego. Dostałem ostrzegawczy wzrok od chłopaka na co przewróciłem oczami i patrzyłem jak jedzie reszta osób. Gdy nadeszła pora Manuela ten ruszył konia i przejechał tor już bez zbędnych przygód. Po jego przejeździe jechały jeszcze dwie osoby. My w tym czasie stępowaliśmy, a następnie wróciliśmy do stajni gdzie konie zostały rozsiodłane, hacele wykręcone, a nogi zlane. Odstawiłem klacz do boksu i podszedłem do chłopaka, który wychodził z siodlarni. Objąłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie idąc w stronę akademika. Blondyn próbował się wyrwać na co mu nie pozwoliłem, więc szedł obok z miną obrażonej księżniczki. Gdy doszliśmy do pokoju spytałem:
-O co chodzi?
-Zrobiłem z siebie pośmiewisko.
-Nikt się nie śmiał.
-Na pewno.
Wziąłem w dłonie policzki chłopaka i pocałowałem go w nos.
-Jesteś uroczy jak się obrażasz.
Manuel na moje słowa prychnął. Przyciągnąłem go do siebie i powiedziałem:
-Dwie śmierdzące osoby w jednym pomieszczeniu to za dużo.
-To idź się umyć.- wzruszył ramionami.
Prychnąłem na jego słowa. I wyszedłem z pomieszczenia, by po chwili do niego wrócić.
-To mój pokój, musisz wyjść.
Chłopak lekko się zaśmiał i wyszedł. Wyciągnąłem z szafy czyste ubrania i udałem się pod prysznic. Ciepła woda idealnie robiła na zmarznięte palce. Stałem pod strumieniem czując nieprzyjemne mrowienie w stopach, które z każdą chwilą mijało. Umyłem włosy i ciało po czym wyszedłem na zimne kafelki łapiąc ręcznik, który owinąłem dookoła bioder. Wyszedłem z łazienki zostawiając za sobą mokry ślad i wziąłem miskę na wodę Chomika, którą opłukałem i nalałem świeżej cieczy. Tym razem Chomik nie próbował nawet mnie ugryźć, więc było dobrze. Cofnąłem się do łazienki gdzie wytarłem się i ubrałem w przygotowane rzeczy. Wziąłem mokrawy ręcznik i wytarłem nim ślady zostawione przez wodę, które były w pokoju po czym usiadłem na łóżku patrząc tępo w ścianę. Z braku zajęcia wyszedłem z pokoju i stwierdziłem, że przejdę się po korytarzach naszej pięknej akademii. Korytarze były utrzymane w jasnych kolorach, a podłogę ścielił dywan. Od czasu do czasu stała doniczka z roślinką czy jakiś obraz. Na końcu korytarza było biuro pana Lasamarie o czym informowała tabliczka na drzwiach. Zawróciłem patrząc na drzwi, które były identyczne. Każde z nich były ciemnobrązowe i miały małą tabliczkę z numerem pokoju. Nie wiem kiedy, ale znalazłem się na drugim piętrze przy pokoju o numerze dwadzieścia jeden. Podniosłem rękę żeby zapukać, lecz zatrzymałem ją przed samym drewnem. A co jak mu w czymś przeszkodzę? Stałem w takiej pozycji, gdy nagle otworzyły się drzwi, którymi dostałem w twarz. Od razu wyłonił się zza nich blondyn.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Tak, tak. Zamyśliłem się.
-Przed moimi drzwiami?
-Tak.
-O czym?- spytał podejrzliwie.
-Długo, by gadać. Szedłeś gdzieś?
-W zasadzie to nie.
Nagle z pokoju wyleciał czarny doberman biegnący jak oszalały przed siebie.
-Proteo! Ja pierdole...- powiedział chłopak.
-Trzeba po niego iść?
-Na to wygląda.
-To co robimy?
-Chyba po niego idziemy.
-Oh.- westchnąłem.
Powinniśmy po niego iść, ale nadal staliśmy patrząc w kierunku gdzie zniknął pies. Staliśmy jeszcze chwilę pełni nadziei, że wróci, ale tak się nie stało, więc ruszyliśmy się, a chłopak wołał psa. Chwilę zajęło nam szukanie go, ale zdradziło go szczekanie i odgłos łap. Gdy wyszliśmy za zakręt zobaczyliśmy jak doberman lata w tą i z powrotem za charcicą, a blond dziewczyna usiłuje złapać mniejszego psa. Manuel wkroczył do akcji i odciągnął samca, który zaskomlał czując dotyk właściciela.
-Przepraszam za niego.- powiedział do dziewczyny.
-Nic się nie stało.
Dziewczyna odeszła z samicą, a my poszliśmy z powrotem do pokoju. Chłopak w pomieszczeniu puścił psa i kazał mu iść do siebie. Stanąłem po środku pokoju nie wiedząc co robić.
-Krzesło ani łóżko nie gryzie.
-Jesteś pewien?
Dostałem wzrok jak na debila i kiwnięcie głową od chłopaka. Usiadłem na krześle i założyłem ręce na kolana.
-Co znaczy ja pierdole?- spytałem nieudolnie wymawiając przekleństwo.
-To znaczy ja pierdole.
-O ja. Po jakiemu to?
-Po Polsku.- odparł.
-Znasz jeszcze jakieś fajne słowa?
-Coś się znajdzie. Na przykład jest takie słowo kurwa.
-To też przekleństwo?
-Zgadłeś.

Manułel?
754 słowa.
Badziewie.


2.21.2019

Od Gabriela CD Manuela

18+
Następnego ranka chłopak był nie dość, że lekko obolały to jeszcze nieusatysfakcjonowany. Nie podobało mu się to, że blondyn przez niego musiał sam sobie ulżyć. Wstał z łóżka i delikatnie obudził śpiącego. Chwilę później ubrali się i zeszli na śniadanie, by później udać się na trening. Dzisiejszego dnia Gabriel odpuścił sobie ujeżdżenie i przyszedł jedynie na skoki i cross. Manuel niby mu współczuł, ale jednak śmiał się lekko za każdym razem jak widział jego skwaszoną minę. Jednak brunet zaciskał zęby i udawał, że wszystko jest jak najbardziej okej. Przecież za jakiś czas i tak się przyzwyczai. Albo po prostu to on będzie na górze. Po rozsiodłaniu konia udał się w stronę pokoju gdzie wziął szybki prysznic i założył na siebie luźną koszulkę i jeansy. Wziął do ręki telefon i zaczął pisać:
Ja: Robisz coś ciekawego?
Manułel ♥: Proponujesz coś?
Ja: Owszem, spacer z pinczerem.
Manułel ♥: To nie pinczer -,-
Ja: Nie marudź i chodź.
Chłopak schował telefon do kieszeni i wyszedł przed pokój. Po chwili dołączył do niego blondyn i poszli w stronę wyjścia z akademii. Standardowo poszli do lasu gdzie pies jak szalony latał za piłką i patykami. Był to jeden z tych dłuższych spacerów, bo jak wrócili nadchodziła pora kolacji. Blondyn odprowadził psa do pokoju po czym chłopcy poszli na stołówkę, na której zjedli i poszli w stronę pokoju bruneta. Po zamknięciu drzwi Gabriel złączył swoje usta z tymi Manuela. Z początku ich pocałunek był swawolny i pełny delikatności, jakby dotykali swoich ust po raz pierwszy. Brunet złapał w pasie partnera i powoli ułożył go na materacu tak, by było im wygodnie. Manuel obrócił ich tak, że był na górze i z czasem zaczął zwiększać tempo pocałunku. Pobudzony iskrą pożądania przygryzał lekko malinowe usta bruneta, by po chwili znów zwalniać i lekko je muskać. Manuel otarł się o niego, na co Gabriel jęknął wprost w jego wargi, czując, że robi się twardy. Oddawał wszystkie pocałunki z taką samą pasją, a nawet może większą. Czuł się dobrze w ramionach mężczyzny, do którego żywił takie duże uczucia. Pociągnął chłopaka lekko w dół i powiedział do jego ucha.
-Kochaj się ze mną.
Manuel obdarzył brązowookiego zdziwionym spojrzeniem, próbując wyczytać z jego twarzy jakąkolwiek niepewność. Zauważył tylko jak tęczówki chłopaka błyszczą podekscytowaniem.
-Jesteś pewien?- spytał, chcąc się upewnić.
Pamiętając wydarzenia z wczoraj nie chciał zrobić krzywdy chłopakowi, dlatego chciał się jak najbardziej upewnić. Brunet pokiwał głową lekko przymykając oczy. Blondyn zaczął składać mokre pocałunki na brodzie chłopaka schodząc ustami coraz to niżej. Kiedy znalazł się przy obojczyku ściągnął bluzkę brązowookiego i zrobił mu dość pokaźną malinkę. Przez kręgosłup bruneta przeszedł nagły dreszcz, zadrżał zaciskając palce na prześcieradle. Cholernie podobał mu się dotyk Manuela na jego skórze i pragnął jeszcze więcej. Manuel złapał materiał koszulki pozbywając się jej i po chwili zrobił to samo ze spodniami. Gdy został w samych bokserkach przystawił wargi do brzucha Gabriela i zaczął go obsypywać delikatnymi całusami. Jego dłoń powędrowała do bokserek bruneta, zahaczając o gumkę i pozbywając się ich z ciała chłopaka. Gabriel lekko się spiął, gdy poczuł nagły chłód w okolicach intymnych. Całkowicie obnażony odwrócił wzrok w bok. Jego pewność siebie ulotniła się zastępując strachem. Blondyn widząc to pogładził jego policzek i czule pocałował wargi, by go uspokoić. Drugą ręką przejechał po jego boku pokazując, że nie ma zamiaru się śpieszyć.
-Spokojnie, skarbie.- szepnął.- Nie ma się czego bać, nie wstydź się siebie.
Gabriel rozluźnił się i kiwnął głową, dając blondynowi pełne pole do popisu. Manuel popatrzył szukającym wzrokiem po łóżku.
-Lubrykant i prezerwatywy są w szafce.- mruknął.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem sięgając po potrzebne rzeczy. Kolejny raz tego wieczoru wpił się w usta partnera zdejmując swoje bokserki. Pokrył swoje palce sporą ilością lubrykantu i wprowadził jeden z nich w nierozciągniętą dziurkę bruneta. Ten sapnął głośno czując nieprzyjemne pieczenie. Blondyn poruszył palcem starając się zniwelować dyskomfort, co po niedługim czasie mu się udało. Tym sposobem w przeciągu paru minut Gabriel czuł w sobie trzeci palec. Jęczał do usta mężczyzny, gdy ten krzyżował swoje palce w jego wnętrzu.
-Wystarczy.- wydusił wiercąc się pod ciałem Manuela.
Blondyn spełnił jego prośbę, na nowo wracając do ozdabiania szyi chłopaka. W międzyczasie nałożył na swojego twardego już penisa prezerwatywę i pokrył go odpowiednią ilością lubrykantu. Przejmując uwagę bruneta mokrymi całusami, powoli wprowadził swoje przyrodzenie w wejście wyższego, które zaciskało się na nim. Gabriel niemalże krzyknął z bólu, zaciskając swoje palce na karku mężczyzny.
-Już dobrze.- szepnął uspokajająco.- Nie ruszę się, dopóki mi na to nie pozwolisz.
Gabriel wtulił swoją głowę w ramię Manuela próbując przyzwyczaić się do penisa blondyna. Kiedy w końcu niemiłe uczucie minęło szepnął ciche pozwolenie i w pełni oddał się rozkoszy, jaką zapewniał mu blondyn. Manu synchronizował swoje ruchy tak, by chłopak czuł się jak najlepiej. Wchodził w niego jak najdelikatniej cały czas obserwując jego reakcje. Nie słysząc żadnego słowa sprzeciwu wszedł w niego nieco głębiej i przyśpieszył ruchy. Czuł jak pot spływa po jego czole, mięśnie napinają się, a gorące i ciasne wnętrze bruneta tylko przyśpieszało jego nadchodzący orgazm. Natomiast brunet jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze jak w tym momencie. Było to jak niebo, a ziemia w porównaniu z wczoraj. Uczucie podniecenia kumulowało się w dole jego brzucha co oznaczało, że i on jest bliski spełnienia. Blondyn wykonał jeszcze kilka mocnych ruchów trafiając w prostatę bruneta. Kiedy tylko wyższy poczuł, że już dłużej nie wytrzyma złączył usta w czułym pocałunku. Blondyn oddał go z takim samym żarem, spuszczając się we wnętrzu brązowookiego. Brunet wytrysnął zaraz po nim, prosto na swój brzuch. Opadł na miękki materac próbując unormować swój przyśpieszony oddech. Manuel wyszedł z niego wyrzucając zużytą gumkę do kosza na śmieci i poszedł do łazienki po zwilżony ręcznik. Zaraz po tym ułożył się obok Gabriela i zagarnął go w swoje ramiona wycierając delikatnie jego brzuch.
-Wszystko w porządku? Nie boli cię nic?- zapytał troskliwie.
-Jest okey. Dziękuję, że nie zrobiłeś mi krzywdy, że byłeś delikatny.- odparł sennie.
-Nie zrobiłbym ci jej celowo.- westchnął głaszcząc jego plecy.
-Kocham cię.- powiedział przykrywając ich ciała kołdrą.
-Też cię kocham, Gabi.- cmoknął jego czoło.- Teraz pora odpocząć.

Manu?
997 słów.
Wybacz za to czekanie i za nieudolnie napisane opowiadanie :>

2.20.2019

Od Gabriela CD Manuela

-Nawet nie wiesz jak ja cię kocham...
Gdy te słowa wyszły z jego ust zaprzestałem jakichkolwiek ruchów. Spojrzałem na blondyna, by się upewnić, że wszystko dobrze usłyszałem. Leżałem analizując jego twarz dobre parę minut. Gdy na jego usta wpłynął leniwy uśmiech natychmiastowo podniosłem się do siadu i zacząłem cieszyć się jak głupi. Gdy początkowa euforia minęła złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach ciągle się uśmiechając.
-Teraz już się ode mnie nie uwolnisz.- zaśmiałem się.
-Nie mam zamiaru.
Blondyn oplótł ramiona wokół szyi bruneta przyciągając go do siebie. Skradali sobie bezbronne jak i te mocniejsze pocałunki. Nie przeszkadzał im pies napastujący chomika, ani krzyki z korytarza. W tej chwili była tylko ta dwójka przy sobie. Powrócili do realnego świata dopiero, gdy po pokoju rozbiegł się trzask i wesołe szczeknięcie psa. Gabriel szybko poderwał się z łóżka i złapał psa.
-Ratuj Chomika!
Blondyn wstał i podniósł klatkę ustawiając ją bardziej z tyłu biurka. Brunet założył ręce na biodra i stwierdził:
-Weź mu kup suczkę czy coś. Niech mi nie napastuje chomika.
-Ja mu starczam.
-Od dzisiaj starczasz tylko mi.- prychnął.
Wyższy położył ręce na biodrach Manuela i przyciągnął go do siebie. Zbliżył usta do jego warg ledwie je muskając i powiedział:
-Muszę posprzątać.
Niższy spojrzał na niego z wyrzutem i odpowiedział:
-Zjebałeś atmosferę.
-Ups. Ale serio muszę to posprzątać.- powiedziałem.
Wyciągnąłem z jednej z szafek worek na śmieci i szufelkę po czym zmiotłem wszystko do worka.
-Jeszcze raz tykniesz mi Chomika to ci załatwię kastrowanie.- fuknąłem.
Pies jakby zrozumiawszy moje słowa poszedł na dywan i położył się z dala mojego pola widzenia. Podszedłem do chłopaka i przytuliłem siadając na łóżku.
-Co ty taki przytulaśny?
-Muszę nadrobić te dwadzieścia trzy lata bez tulania.
-Dwadzieścia trzy?
-Jesteś pierwszą osobą nie na jedną noc.
Chłopak popatrzył się na mnie jak na kosmitę.
-Naprawdę?
-Nie, na niby. No tak!
-Nie spodziewałem się tego.
Wtuliłem twarz w szyję chłopaka i zaciągnąłem się jego zapachem. Mógłbym tak leżeć i leżeć, jednak pies był innego zdania. Wskoczył na łóżko i położył się nad naszymi głowami.
-Chyba go nie lubię.
-Proteo złaź.- powiedział blondyn.
Pies spojrzał się na nas spod byka, ale wykonał polecenie. Jednak usiadł za to przy łóżku i patrzył się przeszywającym wzrokiem.
-Nie dotknę cię jak się tak patrzy.
-Przecież nic nie zrobi.
-Ale popatrz na niego. Ma wzrok mordercy!
-Przesadzasz.
-Manuel zabierz go.
-On nic nie robi!
-On się p a t r z y.
-To tylko pies.
-Manuel. Błagam cię.
Chłopak westchnął i wyszedł z psem by po chwili wrócić. Położył się obok mnie na łóżku.
-Od razu lepiej. Nie sądzisz?
Blondyn jedynie coś tam mruknął w odpowiedzi. Po chwili poczułem jak wdrapuje mi się na brzuch i przyczepia się niczym małpka. Chłopak lekko się podciągnął do góry i zaczął szukać moich ust. Żeby się z nim podroczyć podniosłem głowę lekko do góry, by nie mógł dosięgnąć. Jednak chłopak zrezygnował z wysilania się i najzwyczajniej w świecie poruszył biodrami przez co z moich ust wydał się pomruk. Niemalże od razu poczułem jego usta na swoich. Lekko się uśmiechnąłem, a moje ręce powędrowały na tyłek chłopaka lekko ściskając pośladki. Przygryzłem lekko wargę chłopaka prosząc o francuski pocałunek. Nie musiałem długo czekać gdyż już po chwili pozwolił mi na to. Jednak nie trwało to długo, bo już po chwili odczepiliśmy się od siebie ze śmiechem.
-To było ohydne.
-Nigdy więcej.
Po tym krótkim oznajmieniu wróciłem do ust chłopaka, którego po chwili obróciłem tak, że leżał pod spodem co nie trwało długo gdyż chłopak ponowił mój ruch. Dość ciekawe, jeszcze nikt nie próbował mnie dominować. Wplątałem ręce we włosy chłopaka przyciągając go bliżej po czym moje ręce zawędrowały na jego uda. Podniosłem nas tak, że siedzieliśmy i zająłem się koszulką blondyna, której po chwili nie było. Moje ręce wędrowały po jego klatce piersiowej i plecach badając każdy zakątek. W podobny sposób po chwili mój materiał też leżał gdzieś z boku. Dłonie chłopaka zawędrowały na moje ramiona i chciały sunąć na łopatki, lecz je zatrzymałem. Wolę nie widzieć jego twarzy pełnej obrzydzenia, gdy dotknie jakiejś ze szram. Po chwili poczułem jak nogi chłopaka owijają się wokół mnie. Moje ręce jeździły po całej długości nóg chłopaka. Zjechałem ustami na szyję chłopaka gdzie zostawiłem po sobie mały ślad i wróciłem do ust. W sumie było już późno.
-Pora się umyć.- powiedziałem w usta chłopaka.
Tak, wyczucie czasu to moje drugie imię.

Manu?
720 słów.
Możesz bić. Nie jestem kobietą.

Od Gabriela CD Manuela

-Odłóż na chwilę jedzenie.- powiedziałem.
Chłopak zdziwiony zrobił to o co prosiłem. Po chwili chłopak dostał z pięści w ramię, na tyle mocno by poczuł i na tyle lekko, by nic się nie stało.
-Za to, że sięgnąłeś po żyletkę.
Następnie go przytuliłem mocno, bo czułem, że mam zaszklone oczy.
-Jestem z ciebie dumny Fettner, że zrezygnowałeś i tego nie zrobiłeś. Nie ważne czy przeze mnie przez psa czy cokolwiek innego. Jestem z ciebie dumny.
Poczułem niepewne ręce chłopaka na plecach. Drżał lekko ciałem jak osika na wietrze. Miałem w zamiarze na niego nakrzyczeć, zwyzywać za głupotę czy cokolwiek w tym stylu, ale widząc go w takim stanie nie byłem zdolny, by to zrobić.
-Reprymendę zakładam, że sam sobie zrobiłeś, więc nie mam zamiaru cię dobijać.
Blondyn lekko pokiwał głową i wrócił do jedzenia. Była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Jadłem nerwowo myśląc jak ugryźć temat. Gdy przerobiłem już kolejny sposób na pomysł jak zapytać stwierdziłem, że nie będę się w tańcu pierdolił i zapytam dopiero jak emocje opadną. Jednak łatwo mówić, trudno zrobić. Niepewność wręcz wgryzała się we mnie i napastowała każdą myśl. Odstawiłem tacę na szafkę obok i spytałem:
-Pójdziemy się przejść?
-Okej, tylko pójdę po smycz.
Chłopak wstał z łóżka i wyszedł przez drzwi, a ja walczyłem z pokusą, by iść za nim, jednak wiedziałem, że pokażę mu tym, że brakuje mi zaufania względem niego. Nałożyłem na stopy buty i zamknąłem pokój. Chwilę później wychodziliśmy już z budynku. Gdy byliśmy obok stajni poprosiłem, by chwilę poczekał i wszedłem do budynku. Wziąłem z siodlarni halter z łańcuszkiem i uwiąz po czym wyciągnąłem klacz z boksu. Wyszedłem z nią w ręku i dołączyłem do chłopaka.
-No co? Nie każdy ma psa.- powiedziałem widząc zdziwiony wzrok towarzysza.
Ruszyliśmy w drogę, która była rzadziej uczęszczana. Widać było, że powoli nadchodzi wiosna. Śniegu już praktycznie nie było, a trawa zaczynała się zielenić. Na niektórych drzewach nawet było widać pączki. Spuszczony doberman pobiegł za rzuconym patykiem i po chwili z nim wrócił. Zagłębialiśmy się coraz bardziej, gdy zauważyłem stary budynek. Na moją twarz wpłynął uśmiech na myśl jak kiedyś latałem z kolegami po lesie szukając starych budynków i robiąc im zdjęcia. Urbex był moim ulubionym zajęciem, gdy byłem młodszy.
-Wejdziemy tam?- spytałem.
-Możemy.- odparł z zawahaniem.
Przyczepiłem uwiąz konia do zardzewiałej poręczy i stanąłem w drzwiach. Spojrzałem na sufit żeby ocenić ryzyko czy zawali mi się na głowę. Z pewnym oporem otworzyłem szerzej drzwi przez co odpadła farba po mojej lewej stronie. Ostrożnie wszedłem do środka i popatrzyłem na sufit, na którym widniały reszty rysunków. Były one na tyle zniszczone, że jedyne co można było zobaczyć to gwiazdki. Przeszedłem w głębszą część budynku i zawołałem do Manu, że może na spokojnie wejść. Usłyszałem kroki blondyna, który po chwili był obok mnie.
-Pięknie tu jest.- powiedziałem.
-Gabriel, to ruina.
-Ale ma swój klimat. Mogę Ci zadać pytanie?
-Tak.
-Jestem dla ciebie chociaż kolegą?- zapytałem i nerwowo przygryzłem policzek.
-Tak, skąd to pytanie?
-Mam wrażenie, że to przeze mnie dzieją się same złe rzeczy z tobą.
-To źle ci się zdaje. Nie rozmawiajmy o tym. Proszę.
-Dobrze...
-Velander została na dworze.- powiedział.
-Już wychodzimy.
Objąłem jeszcze raz wzrokiem budynek i poszedłem w ślady chłopaka. Odwiązałem klacz i poszliśmy dalej. Od czasu do czasu coś powiedzieliśmy do siebie, ale przez większość spaceru panowała między nami cisza. Czasami komfortowa, a czasami taka, która wręcz sobą przygniatała. Wróciliśmy do akademii gdzie każdy wrócił do swojego pokoju, by załatwić swoje sprawy. Usiadłem przed laptopem i napisałem do Alicji. Miałem jej pomóc w wyborze dodatków na salę, więc siedziałem na drugiej już stronie z ozdobami. Usłyszałem pukanie do drzwi, po chwili wychyliła się zza nich blondynka.
-Co trzeba?- spytałem.
-Uhh, to było takie gorące.- zaczęła.- Jak Romeo i Julia.
Chwilę myślałem o co jej chodzi, aż wreszcie zrozumiałem, że chodzi jej o moment, gdy nas przyłapała.
-Oni nie są gorący Venus. Oni są martwi. Jak twoje życie seksualne.
Dziewczyna się zaśmiała, lecz gdy zobaczyła moją minę spoważniała.
-Coś się stało?
-Znajdź mi jakieś ładne badziewie.- poprosiłem.- Nie znam się na tym.
Podałem dziewczynie laptopa, która go zabrała i wyszła z pokoju. Tak się drodzy państwo znajduje plebs, który odwali za was robotę. Położyłem się na łóżku i podziwiałem piękną strukturę sufitu. Z braku pomysłu co mogę robić podszedłem do klatki, z której wyciągnąłem chomika. Położyłem go na łóżku i zacząłem go głaskać. O dziwo nie odgryzł mi palca. Odwróciłem się na chwilę, by wziąć orzeszek dla niego i wypierdek zniknął! Przetrząsnąłem całą kołdrę, w której oczywiście go nie było. Położyłem się na brzuchu i zacząłem szukać kudłaja jednego. Pod szafką go nie było, w łazience również nie. Spojrzałem w końcu pod łóżko. Tam się chował. Chciałem go wyciągnąć jednak przestrzeń między ramą, a podłogą była tak mała, że nie mieściłem tam ręki. Podniosłem się z podłogi i wziąłem z biurka kawałek sałaty. Nachyliłem się ponownie i zacząłem wołać chomika. Jednak ten miał mnie głęboko i szeroko.
-No Chomik chodź. Jesteś moim ulubionym zwierzęciem. Tak bardzo cię kocham, no chodź. Będę Ci dawał jedzenie do końca życia.- gadałem, a chomik nie reagował w ogóle.
Próbowałem jeszcze tak chwilę aż się zdenerwowałem.
-Chomik ty skurwysynu wyłaź, bo ci wpierdolę. Będziesz tak pobity, że nawet Proteo będzie się tobą brzydził.- zero reakcji.- Chomik cholera!
Prośby ani groźby nie działały na gryzonia. Recytowałem mu jeden z wierszy, gdy usłyszałem jak otwierają się drzwi.
-Co robisz?- usłyszałem rozbawiony głos.
W sumie musiałem wyglądać śmiesznie. Całym torsem leżałem na ziemi, tyłek miałem wypięty, a rękę pod łóżkiem. W dodatku na zmianę wyzywałem i błagałem Chomika.
-Łowię gryzonia. Usiądź sobie, to może trochę potrwać.

Manu?
936 słowa.
Wyciąg mi tego chomika :>

2.18.2019

Od Gabriela CD Manuela

-Nie, nie byłem.
Byłbym chyba debilem jakbym się spodziewał, że odpowie, że był i jeszcze z chęcią ćwiczył. Nie miałem sił do tego chłopaka. Martwiłem się mocno i to cholernie, ale był uparty jak osioł. Jak czegoś chciał to tak miało być.
-Manu, wiem, że cię nie namówię żebyś na to chodził, bo i tak zrobisz co uważasz za słuszne. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać, a to czy dasz się zniszczyć zależy tylko od ciebie.- przytuliłem mocniej ciało blondyna.
Przenieśliśmy się na łóżko, gdzie posadziłem chłopaka na swoich kolanach i lekko przytulałem. Najgorsza była ta niemoc. Jak chcesz pomóc, zabrać choć odrobinę bólu, a nie możesz. Patrzenie na osobę, na której Ci zależy, która cierpi. Chłopak próbował nie okazywać tego po sobie, ale widziałem tą frustrację, gdy coś mu nie wychodziło czy ukrywany ból na twarzy, gdy brak nogi dawał o sobie znak. Niby można było jakoś sprawić, by nie bolało przez wycięcie nerwiaków, ale nie było to rozwiązanie na dłuższą metę. Nie mogłem nic zrobić oprócz bycia oparciem dla niego. Wiem, że może mnie uważać za najgorszego za to, że się denerwuje jak nie idzie na rehabilitację czy jak wsiada na konia, ale naprawdę nie chciałem, by coś mu się stało. Przesunąłem ręką przez włosy blondyna składając pocałunek na jego skroni.
-Nie robię ci na złość. Chcę dla ciebie jak najlepiej.
-Wiem, ale co z tego? I tak jestem kaleką.
-Manuel, cholera. Nawet jakbyś był waloną rośliną to będziesz dla mnie cholernie ważny. Rozumiesz?
Chłopak coś mruknął pod nosem. Złapałem jego brodę i odwróciłem w swoją stronę. Tylko patrzyłem się na niego nie chcąc wywierać żadnej presji. Nie musiałem długo czekać, bo po chwili poczułem muśnięcie na ustach. Pocałowałem chłopaka w szczękę, na co usłyszałem mruknięcie chłopaka.
-Daj mi najlepszy pocałunek. Taki z miłością.- powiedziałem w jego wargi.
Otarłem swój nos o jego. Atmosfera dookoła robiła się coraz bardziej intymniejsza. Manuel ułożył usta w dzióbek i przyłożył je do mojej górnej wargi. Musnął ją parę razy bardzo powoli i subtelnie przez co robiłem się coraz bardziej niecierpliwy. Przygryzłem lekko wargę blondyna prosząc o wzmocnienie pieszczoty. Nasze wargi napierały coraz mocniej na siebie pragnąc jeszcze więcej. Objąłem mocniej Manuela przylegając jeszcze mocniej ciałem o ile to było możliwe. Ręce chłopaka oplotły się wokół mojej szyi. Całowaliśmy się mocno, namiętnie, by po chwili zwolnić tempo i się od siebie oderwać. Oparłem czoło o czoło chłopaka patrząc mu w oczy. Ten moment przerwał nam brzuch Manuela, który zaburczał.
-Idziemy zjeść czy przynieść coś?
Chłopak chwilę się zastanowił po czym stwierdził, że pójdziemy na stołówkę. Gdy doszliśmy na miejsce wzięliśmy jedzenie i usiedliśmy do stołu. Po zjedzeniu siedzieliśmy jeszcze chwilę przy stole, więc stwierdziłem, że jest to dobry moment na zadanie pytania, które na pewno się nie spodoba chłopakowi.
-Manu.
-Tak?
-Pójdziesz na rehabilitację jeśli pójdę z tobą?
-Nie.- zaprzeczył od razu.
-To tylko pół roku, a poczujesz się o wiele lepiej.
-Powiedziałem nie.- mówił nadal stanowczo.
-To postawimy sprawę tak. Pójdę z tobą i jeśli wtedy nadal nie będziesz chciał tam chodzić to odpuszczę totalnie.
-Nie będziesz nic, absolutnie nic mówić?- spytał podejrzliwie.
-Absolutnie. To jak?
-Mogę się zgodzić.
Przybiłem sobie w myślach piątkę i wróciłem z chłopakiem do mojego pokoju.
-Proponuję nocleg u mnie.- powiedziałem.
-Ciekawa propozycja, ale nie wiem czy się skuszę.
-Będzie darmowe smyranie, drapanie i całowanie.
-Przekonałeś mnie.
Chłopak poszedł do siebie, by się ogarnąć i po dwudziestu minutach wrócił. Jak na spanie był ubrany dość nietypowo, bo miał na nogach długie, luźne dresy, co było dziwne, bo zawsze jak u mnie spał to był normalnie w bokserkach lub zwyczajnych spodenkach. Jednak stwierdziłem, że obędzie się bez mojego komentarza. Jak nadejdzie pora to sam mi wszystko pokaże. Położyliśmy się do łóżka i włączyłem jakiś film. Pod jego koniec zaczęliśmy zasypiać, lecz nagle chłopak kopnął nogą i syknął. Poderwałem się do siadu.
-Co się dzieje?- spytałem zmartwiony.
-Ta cholerna noga...
Sięgnąłem po tabletki, które chłopak wziął ze sobą i podałem mu te, które wymienił. Szybko je połknął i próbował się uspokoić. Nie wiedziałem co robić, więc po prostu go przytuliłem.
-Zostaw mnie! Jestem waloną kaleką, która ma problemy z tym czego nie ma.- odepchnął mnie.
-Nie zostawię cię.- powiedziałem mocno.
-Jestem bezużyteczny.
-Do cholery Manuel! Mówiłem Ci już o tym.
- Mogłem umrzeć.- powiedział beznamiętnie.
To, że mnie zatkało to mało powiedziane.
-Żarty sobie robisz?- spytałem z niedowierzaniem.
-Nikt nie miałby problemu, a ty byś miał kogoś normalnego.
Chwyciłem jego twarz w dłonie i pocałowałem delikatnie po czym spojrzałem mu w oczy.
-Manuelu Fettnerze, nie znajdę sobie nikogo innego i nie mam zamiaru tego zrobić nawet jak ty zrezygnujesz ze mnie, bo to ciebie kocham, a nie nikogo innego. Nie kocham twojego ciała tylko ciebie. Rozumiesz? Kocham ciebie. Nie musisz nic mówić, tylko musisz wiedzieć, że cię kocham i nie przestanę cokolwiek zrobisz.

Manu?
794 słowa.
Nie umiem w takie sceny.

Od Gabriela CD Manuela

Wróciłem do akademii i chciałem pójść do Manuela, jednak nigdzie go nie było. Po dłuższych poszukiwaniach zdecydowałem się na pójście do recepcji żeby się spytać gdzie jest. Myślałem, że padnę na miejscu, gdy się dowiedziałem, że leży w szpitalu.
-Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?- spytałem z pretensjami kobietę.
-Nie jest Pan wpisany jaki opiekun ani osoba kontaktowa.
-Mogę wiedzieć chociaż gdzie leży?
Kobieta nie chciała mi powiedzieć gdzie jest, ale po długich zapewnieniach, że nie chcę mu nic zrobić, tylko się martwię dała mi w końcu adres. Pognałem do pokoju Venus i zabrałem jej kluczyki nie biorąc się za tłumaczenie czemu, dlaczego. Pod wskazany adres dojechałem po pół godzinie. W recepcji nagadałem jakiejś upierdliwiej babce, że jestem jego kuzynem, i że musi mnie wpuścić. Samej sali nie musiałem długo szukać, gdyż tylko z jednej na tym poziomie wyrywały się podniesione głosy. Wszedłem tam zastając parę osób. Gdy chłopak powiedział, że na cholerę komu krasnal bez jednej nogi chciałem mu przywalić za to stwierdzenie, a potem przytulać i mówić jak bardzo jest dla mnie ważny. Podszedłem do miejsca, w którym leżał chłopak i usiadłem na krześle obok. Chwyciłem w rękę jego zdrową dłoń i podniosłem ją do ust po czym złożyłem na niej pocałunek.
-Mógłbym powiedzieć, że będzie dobrze, ale tak nie będzie.- zacząłem.- Ale cokolwiek będzie się działo, nawet jeśli amputują ci drugą nogę, rękę czy nawet i wszystkie członki będę przy tobie. Wiem, że nie odciągnę cię od niczego jak będziesz chciał coś zrobić, ale musisz wiedzieć, że jak mnie zostawisz to złamiesz mi serce.
Chłopak leżał i beznamiętnie patrzył się w sufit.
-Proszę powiedz coś.
-Ja... Nie wiem, po prostu nie wiem.- powiedział.

***

Od wypadku Manuela minęły około trzy tygodnie. Powoli stawał się samodzielny choć czasami musiałem mu pomóc. Miał również intensywne rehabilitacje, co bardzo mu się nie podobało, tak samo jak to, że chciałem mu pomagać na każdym kroku.
Wszedłem do stajni gdzie zastałem również blondyna. Zdziwiony tym widokiem przystanąłem, by zobaczyć co robi, a niósł on na rękach siodło i szedł do Łowcy. Widząc, że chce go wyciągnąć z boksu stanąłem obok i się o niego oparłem. Gdy chłopak wyszedł z koniem z boksu powiedziałem:
-Aż tak bardzo chcesz się uszkodzić?
Chłopak nie widząc mnie podskoczył z zaskoczenia.
-Chcę tylko wsiąść.- odpowiedział.
-Nie powinieneś.
-A co mi się stanie? Co najwyżej drugą nogę mi odprują.
-Manuel, nie pierdol, proszę cię. Daj sobie wyzdrowieć i dopiero wsiądziesz.
-Wyzdrowieć? Z czego? Braku nogi? Powiem Ci coś w tajemnicy. Ona nie odrośnie.- sapnął tonem pełnym sarkazmu.
-Może i nie, ale ręka na pewno się zrośnie.
-Daj mi po prostu wsiąść na tego cholernego konia!
-Nie, Manuel. Nie będziesz wsiadał ani na tego, ani na żadnego innego konia!
Blondyn nie przejął się w ogóle tym co mówię i zaczął siodłać konia. Jednak napotkał problem przy wrzucaniu siodła, gdyż nie miał jak tego zrobić. Po chwili sfrustrowany odłożył je i założył tylko ogłowie. Wyprowadził konia przed stajnię i na niego wsiadł. Wiedziałem, że z nim nie wygram jak się uprze, więc zabrałem mu wodze ściągając je z szyi.
-Co robisz?- syknął.
-Chciałeś w teren to idziemy w teren. A, że nie masz kasku i jesteś połamany to ja prowadzę.
Usłyszałem jak chłopak głośno prycha. Zacząłem iść w stronę wyjazdu z akademii. Wszedłem na udeptaną już drogę i zacząłem nią iść.
-Naprawdę aż tak ci źle z samym sobą?- spytałem.
-Chciałem jechać w teren, a nie wplątywać się w psychologiczne gatki.
Zatrzymałem konia i spojrzałem na Manuela.
-Manu, rób co chcesz, ale proszę, nie odpychaj mnie.
Na twarzy chłopaka pojawiło się lekkie skruszenie, które próbował ukryć.
-Zejdź do mnie. Proszę.
Blondyn po dłuższej chwili zeskoczył z konia i podszedł do mnie. Bez zawahania przytuliłem go mocno uważając na rękę.
-Nie wsiadaj, aż Ci tego nie ściągną. Dobrze?
Nie uzyskałem odpowiedzi, a raczej coś w stylu mruknięcia. Wróciliśmy do akademii piechotą, więc odniosłem swój mały sukces. Chłopak rozsiodłał konia i poszliśmy do mojego pokoju. Sięgnąłem po laptopa i usiadłem na łóżku podobnie jak blondyn. Włączyłem jeden z polecanych filmów i zaczęliśmy oglądać. Produkcja okazała się na tyle wciągająca, że żaden z nas nie zasnął i nawet nie byliśmy śpiący. Przybliżyłem się do chłopaka i lekko go pocałowałem. Potem zrobiłem to drugi raz i trzeci. Było to na tyle delikatne, że sam siebie frustrowałem nie robiąc mocniejszego ruchu. Manuel po czwartym razie lekko się zaśmiał i przyciągnął moją twarz do siebie mocniej całując. Gdy zabrakło nam oddechu odkleiliśmy się od siebie. Uśmiechnąłem się jak mysz do sera i powiedziałem, że pora spać. Odpłynąłem chwilę po blondynie, a obudziłem się wcześniej. Głaskałem jego policzek czując lekki zarost, który drapał w palce i zdałem sobie sprawę jak mocno wpadłem. A miałem się nie zakochiwać i nic do nikogo nie czuć. Cóż, nie wyszło.
Po paru minutach obudziłem chłopaka, który zaspany przetarł oczy.
-Idziemy na śniadanie.- oznajmiłem.
-A śniadanie nie może przyjść do nas?- spytał z nadzieją.
-Jeśli poprosisz ładnie śniadanie to może przyjdzie.
-Ładnie proszę.
Nadstawiłem w jego stronę policzek i popukałem w niego palcem. Poczułem na nim usta chłopaka, więc wyszedłem z pokoju po jedzenie. Zgarnąłem ze stołówki kanapki i kawę i wróciłem z nimi do pokoju gdzie zastałem przebranego już w codzienne ubrania Manuela. Postawiłem tackę na biurku i chwyciłem kawę. Chciałem jakoś ugryźć temat protezy i tego, że naprawdę mnie to nie brzydzi i nadal czuję przyjemność, gdy na niego patrzę nawet bez kawałka nogi jednak nie wiedziałem w jaki sposób to zrobić, żeby nie wypaść na napastnika. Po zjedzonym śniadaniu powiedziałem chłopakowi, że idę na trening i wrócę po nim. Trafiłem akurat na lekcję skokową co nawet mnie zadowalało zwłaszcza, że jazda była udana. Po niej nadszedł czas na crossową, jednak gdy wjechałem na plac zobaczyłem na nim Manuela na Hunterze. Podjechałem do niego i spytałem:
-Dlaczego siedzisz na tym koniu?
-Trudno by było zrobić trening na piechotę.
-Trener pozwolił ci wsiąść?
-Tak.
Westchnąłem i wzniosłem oczy do nieba.
-Chodź, odprowadzimy konie i wrócimy do oglądania seriali, gadania, leżenia czy cokolwiek będziesz chciał.- poprosiłem.

Manu?
996 słów.
W szkole nawet wyspana wyglądam jak kupa nieszczęścia ;-;

2.17.2019

Od Gabriela CD Manuela

Jak powiedział tak zrobiłem. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem gorącą wodę. Przejechałem ręką po szyi, która była ozdobiona krwistymi okręgami, które lekko bolały przy dotyku. Nie chciałem żeby tak wyszło, żeby myślał, że wymagam od niego natychmiastowego odwdzięczenia się. Umyłem całe ciało i ubrałem na siebie wczorajsze rzeczy.
-Chodź na śniadanie.- powiedziałem do chłopaka, który również kończył się ubierać.
Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się w stronę stołówki. Wziąłem jakąś sałatkę nie patrząc na skład.
-Będę musiał wyjechać na dwa dni.- powiedziałem.
-Dlaczego?
-Kolejna rocznica śmierci rodziców. Nie chcę tam jechać, ale nie chcę też zostawiać Alicji samej.
-Okej.
Zjedliśmy posiłek i wróciliśmy każdy do swojego pokoju. Spakowałem potrzebne rzeczy i poszedłem do sekretariatu poinformować o wyjeździe. Nie robili mi żadnych problemów z tego powodu. Po drodze wszedłem jeszcze do pokoju Venus, której dałem Chomika i kazałem się opiekować. Upewniłem się, że mam wszystko ze sobą po czym zaszedłem do pokoju chłopaka. Usiadłem na krześle na przeciwko niego. Siedzieliśmy cicho wpatrując się tylko w siebie. Nie chciałem nigdzie jechać, a szczególnie nie teraz. W końcu wstałem i przytuliłem ciało blondyna.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Wyszedłem z pokoju i wziąłem od kuzynki kluczyki do czarnego mustanga. Wpakowałem do bagażnika swoje rzeczy i ruszyłem w stronę rodzinnego domu. Droga dłużyła mi się strasznie, tyle korków jak podczas tej trasy nie zaliczyłem jeszcze nigdy. Odetchnąłem więc z ulgą, gdy zaparkowałem przed jednorodzinnym domkiem. Wyciągnąłem pakunki z bagażnika i zadzwoniłem do drzwi, które po chwili otworzyła Alicja. Przytuliłem drobną brunetkę na przywitanie.
-Jesteś sama?- spytałem.
-Tak, odprawiłam narzeczonego.
Wszedłem do domu i odstawiłem swoje rzeczy do starego pokoju. Usiadłem przy stole, a Ali krzątała się w kuchni kończąc robienie obiadu.
-Jak się trzymasz?- spytałem.
-Już nie odczuwam ich straty tak mocno. Jest okej.
-To dobrze. Prezes i Odi jeszcze żyją?
-Tak, latają po podwórku jak opętani.- uśmiechnęła się lekko.
Prezes to był duży, czarny kundelek przygarnięty piętnaście lat temu. Jak na ten wiek był nadal głupi i bardzo aktywny. Odi też była kundelkiem tylko już w owczarkowatym stylu. Była młodsza od Prezesa o dwa lata. Wstałem z krzesła i poszedłem do tylnych drzwi. Otworzyłem je i zawołałem imię psa. Czarna kulka szczęścia zaczęła biec w moim kierunku. Psi chłopiec wyhamował na mnie przez co prawie się wywrociłem. Zaczął lizać moją twarz i ręce trzesąc jak opętany ogonem.
-Już, Prezes, starczy.
Za to suczka stała i obojętnie na mnie patrzyła po czym jakby z łaską podeszła i dała się pogłaskać. Prawda jest taka, że ten pies od zawsze nie pałał do mnie miłością.
-Idziemy na spacer?- krzyknąłem do siostry.
-Zjemy obiad i możemy iść.
Wróciłem do pomieszczenia i pomogłem kobiecie rozłożyć naczynia na stole. Zasiedliśmy do niego i po powiedzeniu smacznego zaczęliśmy jeść. Posiłek był bardzo smaczny, więc z talerza zniknął z prędkością światła. Ubraliśmy się w cieplejsze ubrania i zapięliśmy psy.
-Biorę za niedługo ślub, znasz mojego wybranka. Może się pochealisz swoją kobietą?
Popatrzyłem na dziewczynę zdezorientowany.
-O co chodzi?- spytałem skołowany.
-Chyba nie zrobiłeś sobie sam malinek na szyi. Nie sądzisz?
-Oh.
Tylko tyle udało mi się z siebie wydusić. Sądziła, że mam dziewczynę. Cóż, trochę się myli.
-Tylko nie zwyzywaj mnie i mnie nie wydziedzicz. Okej?- spytałem niepewnie.
-Czy coś cię stało?- spytała.
-To zrobił chłopak.- szybko z siebie wydusiłem.
-Nie zrozumiałam nic. Wolniej.
-To jest dzieło chłopaka.
-Co?!- rozszerzyła oczy i uniosła głos z niedowierzaniem.- Ty co? Dobrze zrozumiałam?
-Tak, podoba mi się chłopak. Nienawidzisz mnie?- czułem, że na twarzy wręcz płonę.
-Mój boże, Gabriel. To nic takiego. Każdemu może się podobać każdy.
Złapała mnie za rękę, którą ścisnęła w geście wsparcia.- Póki jesteś szczęśliwy nic mi nie będzie przeszkadzało.
-Tak się cieszę.- powiedziałem.
Byliśmy już w drodze powrotnej do domu, gdy Ali poruszyła ten gorszy temat.
-To msza będzie jutro o dwunastej, a potem pójdziemy na cmentarz.
-Wiesz, że nie wierzę. Muszę iść na tą mszę?- spytałem.
-Tak.
Westchnąłem zrezygnowany. Doszliśmy do domu gdzie spuściliśmy psy. Było już dość późno, więc ogarnęliśmy się i położyliśmy się spać co nie dało mi zbyt dużo, bo i tak zasnąłem późno męczony myślami. Podniosłem się z łóżka i zaszedłem na śniadanie. Zrobiłem zarówno sobie jak i siostrze jajecznicę po czym ją obudziłem. Zjedliśmy omawiając plan dzisiejszego dnia. Po posiłku wróciłem do pokoju gdzie założyłem na siebie koszulę, spodnie i garnitur. Ogarnąłem również swoją twarz i włosy po czym zaszedłem gotowy na dół. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do kościoła. Stałem w nim jak kołek robiąc to co reszta. Nie rozumiem jak można wierzyć, że ktoś jest nad nami i sobie tam rządzi. Gdy msza dobiegła końca pojechaliśmy na cmentarz. Odpaliliśmy na grobie dwa znicze i staliśmy tam chwilę każdy pogrążony w swoich myślach. W końcu nadeszła pora wracać do domu i zająć się teraźniejszymi sprawami.

Manu?
783 słowa.
Przepraszam, za jakość. Kompletnie nie czuję tego opowiadania.

Od Gabriela CD Manuela

Przechodziłem właśnie do stajni, gdy usłyszałem głośny ryk silnika. Zaciekawiony tym poszedłem w tamtym kierunku. Przed placem ścigały się jakieś dwie osoby z czego jedna to na pewno dziewczyna, gdyż wystawały jej włosy spod kasku. Po skończonym okrążeniu podjechali do siebie i zaczęli coś mówić. Chwilę później dziewczyna wyjechała na prosty kawałek i zaczęła robić jakieś sztuczki, które nie wyglądały na bardzo trudne, ale dla takiego laika jak ja i tak pewnie nie byłyby do zrobienia. Laska skakała po kołach, siedziała bokiem albo skakała po siedzeniu. No cóż, najwyższej noty bym jej nie dał. Gdy druga osoba wjechała na prostą zaczęło się show o wiele lepsze niż te wcześniejsze. Kierowca podnosił quada siadając na kierownicy czy łapał się dłońmi za kierownicę i kręcił się sam będąc w powietrzu lub jadąc na dwóch kołach dotykał ziemi. Na sam koniec podjechał do dziewczyny i zrobił wręcz chmurę dymu. Zacząłem klaskać podobnie jak parę osób, które nie wiadomo kiedy zebrały się obok mnie. Dziewczyna stała z rozdziabioną twarzą po czym oddała kluczyki w dłoń przeciwnika. Po chwili chłopak ściągnął kask i okazało się, że to nikt inny jak Manuel. Podszedłem do chłopaka i powiedziałem:
-Jesteś w zbyt wielu rzeczach za dobry, a ta dziewczynka zjada cię wzrokiem.
Popatrzyłem się na dziewczynę, która mnie mordowała swoimi patrzałkami.
-Jestem zbyt przystojny.- powiedział chłopak z ironią również patrząc się na dziewczynę.
Upewniłem się, że patrzy się na nas i przyciągnąłem chłopaka do siebie po czym go pocałowałem. Usłyszałem prychnięcie z boku i zadowolony odsunąłem się od blondyna.
-Co to było?- spytał rozbawiony.
-Niech wiedzą, że jesteś tylko mój.
-Zazdrośnik.
-I to cholerny.
Cmoknąłem chłopaka w czoło i powiedziałem, że idę do konia. Udałem się w stronę stajni i wziąłem z siodlarni halter oraz bat. Ostatnio końska dziewczynka zbyt dużo sobie pozwala i trzeba ją utemperować. Wszedłem do boksu i przywitałem się z klaczą po czym wyciągnąłem ją z boksu. Szybko rozczyściłem kopyta i sierść oraz założyłem ochraniacze po czym wyszedłem z budynku. Poszedłem w stronę lonżownika i tam spuściłem klacz. Zamknąłem obiekt po czym ściągnąłem z klaczy halter i patrzyłem jak leniwie stępuje dookoła. Odczekałem chwilę i złapałem mocniej bat. Spiąłem całe ciało i machnąłem nim. Klacz od razu zagalopowała nerwowo. O ile batów skokowych i ujeżdżeniowych nie tolerowała to te do lonżowania potrafiła zaakceptować. Gdy próbowała zwalniać znowu ją poganiałem. Po dość krótkim czasie klacz rozluźniła się lekko i obniżyła szyję, jednak to nie był efekt jakiego oczekuję. Poganiałem ją dalej i już po dwóch kółkach klacz zaczęła ruszać żuchwą. Całkowicie się rozluźniłem i puściłem bat stając do niej bokiem. Nie musiałem długo czekać aż podejdzie. Dotknąłem jej po brzuchu, słabiźnie i uszach na co nie reagowała nerwowo i tylko stała co znaczyło, że osiągnąłem sukces. Ruszyłem do przodu, a klacz poszła za mną więc wziąłem halter i założyłem jej na głowę. Następnie podprowadziłem ją do ogrodzenia, na które się wdrapałem i wsiadłem na klacz. To miało być potwierdzenie, że wszystko poszło dobrze. Pośpieszyłem Velander do kłusa, a następnie do galopu. Nic nie kombinowała, więc praca na dzisiaj została skończona. Podziękowałem klaczy poklepaniem po szyi i zeskoczyłem. Rozstępowałem kobyłę w ręce i wypuściłem ją na łąkę. Po upewnieniu się, że dołączyła do reszty koni wróciłem na lonżownik, który po sobie posprzątałem, a sprzęt odniosłem do siodlarni. Udałem się w stronę pokoju i tam się przebrałem w spodenki i bokserkę. Zaczepiłem na ramieniu uchwyt na telefon, który tam umieściłem, a następnie podłączyłem słuchawki. Przed budynkiem akademii zrobiłem sobie lekką rozgrzewkę i pobiegłem w stronę lasu. W końcu mogłem sobie pozwolić na bieganie gdzie indziej niż na bieżni. Nie było śniegu, więc widziałem gdzie stawiam nogi bez ryzyka zarycia twarzą w ziemię. Wbiegłem na ścieżkę, gdy w słuchawkach usłyszałem jedną z piosenek Metallici co ruszyło mnie do szybszego biegu. Z przyzwyczajenia biegałem do rytmu piosenek i nie umiałem utrzymać prędkości bez muzyki. Dobiegłem do jednej ze skarp i tam się zatrzymałem patrząc na obraz przede mną. Postałem tak chwilę aż poczułem jak robi mi się zimno. Ruszyłem znowu do biegu i poszedłem w drogę powrotną do akademii, która dłużyła mi się jak nigdy. Po wejściu pod prysznic włączyłem zimną wodę żeby się ochłodzić. Ubrałem na siebie jeansy i białą bluzkę. Ogarnąłem twarz oraz włosy i poszedłem na stołówkę, na której wziąłem pierogi. Na szczęście dobrze trafiłem i były to pierogi ruskie. Nie tolerowałem tych z grzybami czy mięsem. To było krzywdzenie tej cudnej potrawy. Usiadłem przy wolnym stoliku i jadłem w spokoju, który nie trwał długo, gdyż dosiadła się do mnie niejaka Stella. Przewróciłem w myślach oczami, ale się nie odezwałem. Dziewczyna po chwili powiedziała:
-Manuel mnie pocałował.
-Ciekawe gdzie.- odpowiedziałem spokojnie choć czułem jak się we mnie gotuje.
-W policzek. On nic do ciebie nie czuje. Woli mnie.
-Patrzyłaś w lustro?- spytałem i uniosłem brew.
-Tak, nie pękło w przeciwieństwie do twojego.
-Ou, zabolało.- dotknąłem ręką piersi.- A teraz spadaj.
-Jeszcze zobaczysz.
Prychnąłem na słowa dziewczyny i straciwszy apetyt odłożyłem tacę.
Ja: Czy pan Manuel już powrócił do swojego lokum?
Manu: Yup.
Ja: To oczekuj wizyty.
Wsadziłem telefon do kieszeni spodni i wszedłem do siebie, by nakarmić gryzonia i wymienić mu wodę. Następnie poszedłem do pokoju obok. Wszedłem do sąsiedniego pokoju i podszedłem do chłopaka gwałtownie go całując.
-Jesteś mój i tylko mój.- mówiłem między pocałunkami.- Nie będziesz nikogo całował nawet w walony policzek.
(16+)
Przycisnąłem chłopaka do ściany, a moje ręce szybko pozbawiły go koszulki. Zjechałem ustami na jego szyję w niektórych miejscach zostawiając ślady zwane również malinkami. Jeździłem ustami po całym torsie przygryzając skórę w niektórych miejscach. Wolna ręką pozbawiła chłopaka spodni i zacisnęła się na jednej z gwiazdek, by po chwili złapać za gumkę bokserek. Spojrzałem na chłopaka, który miał na twarzy oczekiwanie co się stanie. Nie widząc sprzeciwu włożyłem rękę pod materiał łapiąc za wzwód chłopaka. Z jego ust wyrwało się jęknięcie. Ściągnąłem z jego bioder materiał i zacząłem poruszać ręką. Moje usta znowu odnalazły te drugie, rozchylone i zaczęły je całować. Przesuwałem ręką rytmicznie po jego całej długości. Opuściłem się na kolana i wziąłem do ust jego główkę. Chłopak głośno jęknął na co mój język zaczął zataczać kółka.
-Gab...- sapnął.
Wziąłem całą długość do ust zasysając lekko policzki. Poczułem jego rękę we włosach na co przyspieszyłem ruchy. Nie musiałem długo czekać, gdyż już po chwili poczułem słony płyn w ustach, który z trudem, ale udało się mi się przełknąć. Wstałem i złapałem chłopaka, który mocno oddychał. Byłem zadowolony z siebie, że go do tego doprowadziłem. Podałem chłopakowi ubrania i z uśmiechem usadziłem się obok obejmując go w pasie. Blondynowi leciały powieki, więc położyłem nas i przytuliłem do siebie pozwalając zasnąć.

Manu? C:
1089 słów.

Od Gabriela CD Manuela


-Głównie groziła mi wykastrowaniem tępymi nożyczkami jak coś Ci zrobię, ale to raczej nie będzie konieczne.- pocałowałem go w nos.
-Coś jeszcze?
-Opowiadała mi różne historyjki o tobie i wypytywała się o mnie. Nic ciekawego.
-Powiedzmy, że ci wierzę.
Złapałem ręką za kark chłopaka i przyciągnąłem go do siebie. Załączyłem mocno nasze usta.
-Miałeś się nie opanować.- powiedział blondyn.
-Najwyżej przeżyję pierwszy gejowski seks w życiu.- odparłem i wzruszyłem ramionami.- A teraz mógłbyś być cicho?
Byliśmy tak blisko, że czułem jego oddech na swoich ustach. Całowaliśmy się delikatnie ledwie muskając się ustami, jednak było mało. Moje ręce znalazły się na talii chłopaka i lekko je ścisnęły. Poczułem dłoń chłopaka na szyi, a następnie we włosach. Przygryzłem wargę blondyna na co cicho jęknął i ruszył biodrami przez co z moich ust wyrwało się coś na styl warknięcia.
-Czy ty właśnie na mnie warknąłeś?- spytał rozbawiony chłopak.
-Może.
-Czy mógłbyś być cicho dłużej niż dziesięć sekund?
-Może da się załatwić.
Tym razem to chłopak zainicjował pocałunek. Moje dłonie zaczęły błądzić po jego klatce piersiowej, by po chwili zanurkować pod ciemnym materiałem. Badałem dłońmi każdy skrawek jego ciała. Miękką skórę, która w paru miejscach była twardsza, napięty brzuch i ledwie wyczuwalne żebra. Złapałem za skrawki koszulki i pociągnąłem ją w górę, by po chwili mogła leżeć na podłodze. Mogłem swobodnie umieścić ręce na jego plecach i przyciągnąć go bliżej. Nasze torsy się stykały i czułem jak nogi chłopaka oplatają się wokół mojego pasa. Po chwili też zostałem pozbawiony koszulki. Czułem palący wręcz dotyk na swoim ciele. Gdy poczułem jak jego ręce wędrują w stronę moich pleców złapałem je za nadgarstki. Nie chciałem żeby chłopak wyczuł blizny i odszedł z obrzydzeniem. Obróciłem nas tak, że chłopak leżał na plecach, a ja zwisałem nad nim. Jedną ręką trzymałem jego nadgarstki, a drugą jeździłem po boku. Miałem uczucie, że zaraz eksploduję choć nawet nie pozbyłem się spodni. Dodatkowo potęgował to wyczuwalny wzwód chłopaka. Nachyliłem się bardziej nad nim i wtedy podniósł biodra ocierając się. Z moich jak i chłopaka ust wydostał się jęk spowodowany tą nagłą bliskością. Zaatakowałem mocniej usta chłopaka, jedna z moich rąk powędrowała do spodni chłopaka próbując odpiąć guzik od spodni. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły i stanęła w nich nikt inny jak Venus.
-Wypierdalaj.- syknąłem.
Zasłoniłem ciałem chłopaka ponaglając dziewczynę wzrokiem. Pierwszy raz chyba się mnie posłuchała i wyszła.
-Chyba musisz zacząć zamykać te drzwi.
-Na to wychodzi.- odparłem.
Podniosłem swój materiał zwany koszulką i naciągnąłem ją na siebie.
-Przepraszam, zapędziłem się.- powiedziałem.
-Gabriel, nic się nie stało.
-Ja, po prostu... Nie jestem gotowy żeby to zrobić. Ufam Ci w stu procentach i zależy mi na tobie, ale...
-Już, starczy. Rozumiem.
Odetchnąłem z ulgą i przytuliłem się do blondyna. Gdyby ktoś rozpalił teraz ognisko można, by było powiedzieć, że jesteśmy na kempingu. Byłoby ognisko, dzikie zwierzę i dwa namioty.
-Muszę się umyć.- stwierdził nagle Manuel.
-Tak jest łazienka.- wskazałem na drzwi.
-Muszę iść po piżamę.
-Pożyczę ci coś.
Niechętnie wstałem z łóżka i wyciągnąłem z szafki zwykłe, szare bokserki i koszulkę z logo Stanger Things. Podałem je chłopakowi i powiedziałem, że zaczekam. Mój towarzysz poszedł do łazienki, a ja w tym czasie wyciągnąłem dla siebie rzeczy do spania, które nie różniły się zbytnio od tego co dostał chłopak. Nie musiałem długo czekać, bo już po chwili do pokoju wszedł chłopak z mokrym włosami i moją koszulką sięgającą do ponad połowy ud. Poczułem jak znowu cały twardnieje.
-Wyglądasz zdecydowanie zbyt dobrze.- powiedziałem i przygryzłem wargę powstrzymując myśli o tym co moglibyśmy właśnie teraz robić.
Chłopak spłonął rumieńcem i usiadł na drugiej części łóżka. Poszedłem do łazienki i dołożyłem ubrania na pralkę. Odkręciłem zimną wodę i wszedłem pod nią. Zimny strumień uderzył we mnie od razu ostudzając. Po dłuższej chwili przełączyłem kurek na ciepłą wodę i się umyłem. Następnie ubrałem się i wróciłem do pokoju. Tam ubrałem na siebie spodnie i spytałem chłopaka:
-Idę po kolacje. Jakieś szczególne zamówienia?
-Raczej nie.
Skinąłem głową i wyszedłem z pomieszczenia. W drodze na stołówkę spotkałem Venus, która również szła tam gdzie ja. Na szczęście nie odezwała się ani słowem. Gdy doszedłem do celu wziąłem tacę i nałożyłem na nią tosty oraz kakao. Przy okazji wziąłem parę orzeszków dla chomika mordercy. Odłożyłem tacę na parapet i odwróciłem się, by jeszcze zgarnąć jabłko. Tuż za mną stała dziewczyna, której się przestraszyłem. Podskoczyłem lekko i przyłożyłem dłoń do miejsca, gdzie pod warstwą skóry, żebrami i takimi innymi znajduje się serce.
-Nie strasz mnie kobieto.- powiedziałem.
-Sory.
Odsunęła się na bok i mnie przepuściła co było dość dziwne, ale wzruszyłem ramionami i poszedłem w drogę powrotną do mojego skarba. Drzwi standardowo otworzyłem nogą i tym razem dopilnowałem, by je zamknąć na zamek.
-Tosty i kakao. Może być?- spytałem.
-Idealnie.
Zjedliśmy w ciszy z resztą jak zawsze i położyłem się obok niego. Wtuliłem twarz w jego szyję i zaciągnąłem się jego zapachem. Była to mieszanka Manuela i mojego żelu pod prysznic co dawało świetną mieszankę.
-Opowiedz mi o swoich tatuażach.- poprosiłem.
-Których?
-O tych na ręce, na plecach, na kolanie. O wszystkich.
Chłopak chwilę się zastanowił po czym zaczął mówić...

Manu? :3
840 słów.

2.16.2019

Od Gabriela CD Manuela

Złapałem chłopaka w pasie i mruknąłem mu do ucha:
-Cześć kotek.
Manuel się lekko wzdrygnął i odparł:
-Cześć. Gabi, mamy dziesięć minut do lekcji, daj mi uszykować Hunrera na jazdę, błagam...
-Co będę z tego miał?- spytałem obniżając znacząco głos.
-Mnie.
-Tylko?
 -A co chciałbyś jeszcze, mój zadek?
Otworzyłem szerzej oczy. Tego się nie spodziewałem szczególnie patrząc jak się zachowywał na początku. Oczywiście nie narzekam. Podobała mi się każda jego odsłona.
-Nie licz na to.- powiedział.
Wyrwał się z moich rąk. Zdążyłem jeszcze cmoknąć go w policzek.
-Jak mogłeś się nie pochwalić- usłyszałem nieznajomy głos.
Przejechałem po dziewczynie wzrokiem przez co się upewniłem, że na pewno jej nie znam. Spytałem lekko zdziwiony:
-Ale czym?
-Tobą.- odpowiedzieli w jednym czasie.
Jak mogłem na to nie wpaść? To musiała być przecież siostra Manuela.
-Ana wybacz, ale ja się spieszę...- te słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to siostra blondyna.
-Dobra, ja będę jeszcze przez kilka godzin, co powiecie na turniej w hokeja, jak skończycie lekcje? Podwiozę was. Ja z twoim przyjacielem na ciebie, co wy na to?- zaproponowała.
-Że ja mam sam grać na waszą dwójkę?
W sumie to tylko na dziewczynę. Ja za Chiny nie umiem się utrzymać na tym cholerstwie. Zawsze jak wchodzę na lód to się utrzymuje parę sekund po czym testuję jakość podłoża.
-Jeździsz na łyżwach tak jak skaczesz na nartach, więc zastanawiam się czy to był dobry pomysł-rzekła.
-Czyli nie umiem.
Musiałem się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Jak on nie umie skakać to ja jestem prima baleriną.
-Pytaj Gabriela, mi to jest obojętne.- po tych słowach chłopak odszedł w stronę siodlarni.
-Zanik cokolwiek powiesz zróbmy to właściwie.
Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na idiotę.
-Jestem Gabriel.- wystawiłem w jej kierunku dłoń.
-Ach, w tym sensie. Anastazja.
-Wybacz, ale też muszę ogarnąć konia.
Dziewczyna skinęła głową, więc poszedłem w stronę siodlarni. Byłem niezmiernie zadowolony, że nie zadawała żadnych pytań. Wszystko między nami było dobrze, ale nadal nie wiedziałem po jakim gruncie stąpam. Kto jest kim dla kogo, ani jakie relacje są między nami. Oczywiście w pewnym momencie miałem zamiar zapytać chłopaka o to czy chce być mój na wyłączność, bo już zżerała mnie cholerna zazdrość jak chociażby wyobrażałem sobie jego z kimś innym. Wziąłem szczotki oraz sprzęt i skierowałem się do boksu klaczy. Była spokojna jak nigdy co mogło świadczyć tylko o tym, że na jeździe wstąpi w nią diabeł. Wyczyściłem ją oraz osiodłałem po czym sam się ubrałem i poszedłem na halę. Jak się spodziewałem na jeździe klaczy odbiło i wariowała. Jednak udało mi się utrzymać na jej plecach i ją uspokoić. Po tym incydencie już do końca treningów była spokojna. Po skończeniu lekcji skokowej odstawiłem klacz i razem z Manuelem poszliśmy w stronę akademii.
-Muszę się umyć.- powiedział blondyn.
-Trzeba dbać o ekologię. Umyjemy się razem.- wyszczerzyłem się.
-Możesz pomarzyć.- prychnął.
-To już robiłem. Wymyśl coś innego.
Po moich słowach chłopak się zarumienił co dało mi do zrozumienia, że nie tylko moje myśli czasami są brudne.
Doszliśmy do pokoi gdzie się rozdzieliliśmy. Po szybkim prysznicu wyszedłem z pokoju zakluczając go. Wyszliśmy przed budynek akademii gdzie czekała na nas Anastazja. Wsiedliśmy do auta, które po chwili ruszyło. Rodzeństwo zaczęło rozmawiać ze sobą na tematy, których praktycznie w ogóle nie rozumiałem więc odciąłem się od nich patrząc na widok za oknem.
-Jesteśmy.- usłyszałem głos chłopaka.
Po wyjściu z auta zobaczyłem parę lodowisk oddzielonych od siebie bandami. Jedno z nich było zajęte przez bandę nastolatków. Podeszliśmy do okienka, w którym dostaliśmy sprzęt i wykupiliśmy tor. Po założeniu przyrządów mojej śmierci na nogi Anastazja powiedziała:
-To gramy ja i ty na Manu.
-Dziewczyno ja w tym nawet stać nie umiem.
-Przesadzasz to jest łatwe.- wzruszyła ramionami.
Doczłapaliśmy na tor. Złapałem się kurczowo bandy starając się, by moje nogi nie rozjechały się na cztery strony świata.
-Wiesz, że musisz się puścić żeby jechać?- spytał Manu.
-Wygodnie mi tu.
-Dawaj Gabryś, nauczę cię.
-Ta opcja odpada.
-To nie jest trudne.
-Z tym badylem w ręku na pewno jest.
-Nie przesadzaj.- uśmiechnął się lekko.
-Mój cudowny tyłek będzie cały poobijany.- prychnąłem.
-To ci go pomasuje.
-Nadal będzie bolał.
-To łatwe.
-Nasza dalsza konwersacja nie ma żadnego sensu merytorycznego, albowiem egzystujesz w zbyt płytkim brodziku.
-Co?- zaśmiał się ze mnie.
-Nie puszczę tej cholernej bandy.
-No chodź.
Chłopak wyciągnął w moją stronę rękę, którą złapałem po dłuższej chwili myślenia. Nie odjechaliśmy nawet metra od bandy, gdy straciłem równowagę i upadłem na lód ciągnąc za sobą chłopaka.
-Mówiłem, że nie umiem.- powiedziałem.
-Panowie potem będziecie się gwałcić, teraz gramy.- usłyszeliśmy głos Nastki.
Poczułem jak robię się lekko czerwony, więc szybko puściłem chłopaka po czym niezdarnie się podniosłem. Manu z pomocą Nastki zaczęli mi tłumaczyć jak się ruszać, by co chwilę nie badać podłoża. Próbowałem równo stawiać nogi w odpowiedni sposób tak, by się nie wywrócić. Po pół godzinie w miarę zrozumiałem co i jak, a nawet udawało mi się jeździć bez upadków. Zagraliśmy wcześniej obiecany mecz, który pomimo wspólnych wysiłków przegraliśmy. Manu tak pędził po lodzie robiąc zakręty, że nie byłem w stanie się do niego nawet zbliżyć. Anastazja od czasu do czasu zabierała mi krążek, który był podawany do mnie. Próbowałem z nim dojeżdżać do bramki i strzelać, jednak za każdym razem krasnal ogrodowy podjeżdżał i mi go zabierał. Koniec końców skończyło się na wyniku piętnaście do dwóch. Może i nie było to mistrzostwo, ale byłem mega dumny z naszych dwóch punktów. Gdy czas nam się skończył zeszliśmy z toru i zapłaciliśmy za wynajem sprzętu dzieląc się kosztami. Gdy mieliśmy wsiadać do auta podszedłem do dziewczyny i powiedziałem:
-Po drodze wjedź do takiej małej restauracji. Stawiam gofry. Co wy na to?
-Mi pasuje. Manuelowi pewnie też.
-Jedzenie?- spytał blondyn.-Mi pasuje.
-I ideanalnie.

Manu?
934 słowa.
Gorzej wyjść nie mogło.

Musiałeś czekać tak długo, bo najpierw napisałam to xD.
W sumie to mi się bardziej podoba niż opowiadanie :>

Niewiasta weszła u wrót stanęła
ręce na biodra swe zarzuciła
bruneta wzrokiem swym obrzuciła
i pytanie jeno zarzuciła
czy na łyżwy radzą się z nią wybrać
zastanowił się brunet chwilę myślał
i do dziewoi prędko powiedział
rad jestem iść z wami na zabawę
lecz trening pierw ważny odprawię
dziewczęce lico się rozjaśniło
na usta rzucając cień uśmiechu
osiodłali rumaki swe dobre
na halę ruszyli dostojnym chodem
na placu czekał na nich rad trener
mówiący, by na rumaki zasiadli
chłopki posłusznie to wykonali
i stępem po hali zacząć jechali
na jeździe skomplikowane figury
trawersy, renwersy, boczne chody
trening się dłużył niczym katorga
zbawieniem im było zakończenie
i do stajni rumaków wprowadzenie
zza ściany wyszła piękna pannica

Od Gabriela CD Manuela


Chłopak nagle cały zesztywniał patrząc się na biurko po czym pobiegł do łazienki. Wrócił z zapalniczką i lakierem do włosów. Powiedzcie mi, że go nie spali. Jednak moja nadzieja była złudna i już po chwili pająk leżał spopielony. Dowiedziałem się przy okazji, że chłopak boi się pająków. Następnie przedstawił mi swój plan na dzisiaj, który średnio mi się podobał, więc przerwałem chłopakowi w połowie słowa całując go. Niech robi sobie co chce, ale z pokoju nie wyjdzie. Lekkimi ruchami dopchałem go do łóżka, na które opadł, by po chwili usiąść mu na biodrach. Oparłem ciężar ciała na kolanach i nachyliłem się nad chłopakiem.
-Nigdzie nie idziesz.- powiedziałem.
-Nie zabronisz mi.
-Ale cię tu uziemię.
-Ciekawe jak?- spytał.
Usiadłem na niego całym ciężarem przez co nie mógł się ruszyć z miejsca. Dostrzegłem zirytowanie i rozbawienie na jego twarzy jednak zbytnio się nie przejąłem.
-Zostajemy tu i będzie mu się tulać.- powiedziałem w jego szyję.
-Gabriel, mamy lekcje.
-Manuel, masz chorobę.
-To tylko przeziębienie.- przewrócił oczami.
-Tak, tak. Najpierw przeziębienie potem zapalenie płuc, a na koniec ostry dyżur. Ty się stąd nie ruszasz.
Sturlałem się na miejsce obok chłopaka obejmując go.
-Pójdę zrobić herbatę, a ty tu grzecznie poczekasz.- powiedziałem stanowczo.- Proteo pilnuj go.
Przy wyjściu pogłaskałem psa i poszedłem do kuchni gdzie zaparzyłem dwie szklanki białej herbaty. Nie wiedziałem ile blondyn słodzi, więc podrąbałem cukierniczkę z kuchni i poszedłem w stronę pokoju. Otworzyłem drzwi butem i zanim wszedłem krzyknąłem do Proteo, żeby się nie rzucał co w małym stopniu, ale jakoś zadziałało, bo tylko parę razy próbował na mnie skoczyć.
-Nie wiem ile słodzisz, więc zabrałem całość.- powiedziałem.
-Wiesz, że tu też są inni ludzie?
-Jakoś mało mnie to obchodzi. Pij póki ciepłe.
Popatrzyłem na chłopaka, który trzymał w rękach kubek i doszedłem do wniosku, że powinien częściej chodzić bez koszulki. Oczywiście tylko wtedy, gdy jest zdrowy.
-Mam propozycję.- powiedziałem.
-Seksualną?
-To później. Pojedziemy w teren.- Klasnąłem w dłonie.
-Jeszcze przed chwilą miałem kategoryczny zakaz opuszczania pokoju.
-Ubierzesz się jak cebulka i pojedziemy na stępo-kłus, więc raczej się nie zapocisz. A teraz ubieraj się. Jutro już pójdziemy na te nieszczęsne treningi.
Po tych słowach opuściłem pokoi, by udać się do tego obok. Sypnąłem chomikowi karmę i zmieniłem wodę. Z szafy wyciągnąłem grubą bluzę i spodnie do jazdy. Do w rękę złapałem kurtkę i cofnąłem się do pokoju obok. Stał już tam gotowy Manuel, do którego podszedłem i spojrzałem mu pod bluzkę. Oczywiście niczego pod nią nie miał.
-Zakładaj na to bluzę i idziemy.
-Zgrzeje się.- odparł.
-Przynajmniej nie zmarzniesz.
Blondyn naciągnął na siebie bluzę i wyszliśmy z pokoju, by pójść do stajni. Zastaliśmy tam Diego i Venus, którzy wpadli na ten sam pomysł.
-Kotek...- usłyszałem głos dziewczyny.
Nie mogłem się powstrzymać i powiedziałem głośno:
-Jak kotek to kup mu whiskasa na urodziny.
-Spieprzaj grubasie!- odkrzyknęła dziewczyna.
-Uciekamy.- powiedziałem do Manuela i złapałem go za rękę ciągnąc w stronę stajni.
Konie stały w boksach i były w miarę czyste, więc siodłanie poszło nam szybko. Już po chwili wyprowadzaliśmy konie przed stajnię gdzie wsiedliśmy. Ruszyliśmy stępem w stronę jednej ze ścieżek. Dookoła nas rozciągał się piękny zimowy krajobraz. Po dojechaniu na polankę ruszyliśmy dookoła kłusem. Niestety, albo i stety był to jedyny w miarę równy obszar, który nie był cały pokryty lodem. Jeździliśmy szybszym chodem parę minut i wróciliśmy na wejście na polankę. Jechaliśmy obok siebie rozmawiając na różne tematy i opowiadając różne dziwne żarty. A w zasadzie tylko ja je opowiadałem wywołując zażenowanie chłopaka. Ale dzięki mnie dowiedział się dlaczego rad jest zawsze pijany. Bo leży pod barem. Ach te chemiczne żarciki. Po dłuższym czasie dojechaliśmy do stajni, gdzie rozczyściliśmy koniom kopyta ze śniegu i odstawiliśmy je do boksów.
-Co sądzisz o oglądaniu filmu?- zaproponowałem.
-Brzmi dobrze. Jaki polecasz?
-Call me by your name jest ponoć fajne.
Wróciliśmy do akademii w drodze rozmawiając o filmie. Poszliśmy do mojego pokoju gdzie rozłożyliśmy się na łóżku i puściliśmy. Film miał być normalny, ale gdy doszliśmy do sceny gdzie chłopak wykorzystał brzoskwinię nabraliśmy wątpliwości. Jednak wszystko zostało obejrzane do końca i nic dzikiego się już nie działo. Gdy pojawiły się końcowe napisy spojrzałem na blondyna, który spał cicho pochrapując. Uśmiechnąłem się na ten widok i delikatnie wstałem z łóżka. Pozbyłem się niewygodnych jeansów i chwilę rozważałem czy pozbyć też spodni Manu, ale stwierdziłem, że w luźnych dresach raczej będzie się dobrze spało. Zgasiłem światło po czym wślizgnąłem się pod kołdrę przytulając chłopaka. Cmoknąłem go delikatnie w czoło mówiąc dobranoc po czym po chwili sam odpłynąłem.


Manu?
741 słów.
Dobranoc uwu

Od Gabriela CD Manuela


Popatrzyłem się na dziewczynę jak na idiotkę.
-Żyję, możesz wyjść.- powiedziałem.
-A jednak.
-Szczyl twarz.
-Nie przeszkadzajcie sobie.- powiedziała po czym usiadła na krześle.
Mógłbym ją wygonić siłą, ale wiedziałem, że wstając naraziłbym na dyskomfort i siebie i Manuela.
-Ves, ja wiem, że cię takie rzeczy podniecają, ale proszę wyjdź.
Dziewczyna wydęła wargi i złączyła ręce w proszącym geście.
-Jak wyjdziesz to załatwię ci spotkanie z Peterem i kimś tam.
-O mój boże. Tak.
-To teraz wyjdź.- wskazałem ręką na drzwi.
Dziewczyna na szczęście ulotniła się. Spojrzałem na blondyna, który patrzył na mnie rozbawiony.
-Nie pytaj. To jeden z jej wielu fetyszy.
-Nie miałem zamiaru.- odparł.
-To na czym skończyliśmy?
Złożyłem pocałunek na szczęce chłopaka, a następnie na policzku. Jeździłem ustami po jego szyi oraz policzkach obdarowując je lekkimi pocałunkami. W końcu skończyłem drażnienie się i wróciłem do ust. Złapałem lekko jego dolną wargę, by po chwili pocałować chłopaka. Jak poprzednio nasze pocałunki robiły się coraz bardziej gorące. Moje jak i chłopaka ręce wędrowały po ciałach badając każdy zakątek. Muszę przyznać, że mimo tego, że chłopak był dość niski i drobny to miał wysportowaną sylwetkę. Do moich myśli zawitały wizje co można by robić bez zbędnych ubrań. Moja ręka wślizgnęła się pod bluzkę chłopaka, i gdy uświadomiłem sobie co robię odsunąłem się lekko.
-To idzie za daleko. Zaraz się nie powstrzymam.
-A masz się powstrzymywać?- spytał unosząc brew.
-Manuel, zaraz cię zerżnę tu i teraz jak nie skończysz.
Chłopak widocznie zaniemówił. Chyba się nie spodziewał takiej reakcji. Obróciłem się na plecy i przyciągnąłem do siebie blondyna. Przejechałem kciukiem po jego policzku i powiedziałem:
-Jesteś słodki bez tej brody.
-Wyglądam jak dzieciak.
-Bardzo przystojny dzieciak.
Telefon zaczął dzwonić na co westchnąłem i sięgnąłem po niego na szafkę.
-Czego?- spytałem.
-Wyścig o osiemnastej?
-No nie wiem.- powiedziałem z zawahaniem.
-Bedzie Jose.
-Jadę. Wyślij mi adres.
Po tych słowach się rozłączyłem i odrzuciłem telefon. Byłem zadowolony z faktu, że chłopak o nic nie pyta. Wolałem mu nie proponować wyjazdu, bo wiem jakby się to mogło skończyć. Niby skończyłem że ściganiem się, ale Jose to jest niedokończona sprawa, którą muszę dokończyć żeby w końcu skończyć z wyścigami na stałe. Poczułem po chwili dłoń chłopaka we włosach przez co lekko mruknąłem i przymknąłem oczy. Smyranie po głowie to najprzyjemniejsza rzecz tuż po drapaniu po plecach. Po paru minutach powiedziałem do chłopaka:
-Idziemy jeść.
-Dobra.
Wstaliśmy z łóżka i mieliśmy już wychodzić, gdy spojrzałem w lustro. Załamałem się swoim stanem. Cała pognieciona bluzka i rozczochrane kłaki. Opanowałem w jakimś stopniu włosy olewając koszulkę i wyszliśmy. Na stołówce było mało osób, więc nie musieliśmy się martwić o szukanie miejsc. Wziąłem do jedzenia naleśniki, podobnie jak Manu. Nad tym jak wyglądało jedzenie nie będę się zbyt mocno rozwodził, gdyż było to ciasto z nadzieniem zjedzone w ciszy.
-Będę musiał jechać z Venus zaraz. Wrócimy pewnie po dwudziestej.
-Okej.
Odłożyliśmy naczynia i poszliśmy na górę.
-Jak nie będziesz spać to przyjdę.- powiedziałem.
-Będzie już po wieczorynce. Na pewno będę spał.- powiedział ironicznie.
Uśmiechnąłem się lekko i zniknąłem za drzwiami. Od razu zacząłem szukać w szafie stroju na motor. W końcu wygrzebałem czarny kombinezon i kask i założyłem je na siebie. Pasował na ulał. Wyszedłem z pokoju i zadzwoniłem do Venus mówiąc, że jestem gotowy. Wprowadziłem maszynę z garażu i zaczekałem na dziewczynę, która już po chwili stała obok mnie.
-W drogę.
***
Dziewczyna i chłopak wjechali na teren starej fabryki. Dawno nie używany plac był teraz ogrodzony oponami dookoła, których była masa ludzi. Zaparkowali swoje motory na specjalnym miejscu dla zawodników i podeszli do znajomej już zgrai. Stał tam Ben, Peter i wspomniany wcześniej Jose. Każdy miał przy sobie dziewczynę tak skąpo ubraną, że więcej było im widać niż powinno. Chłopak przypomniał sobie, że kiedyś też tak robił i zrobiło mu się wstyd.
-A ty gdzie masz jakąś laskę?- spytał Jose.
Był on średniego wzrostu latynosem o wyraźnym kształcie twarzy.
-Nie bawię się. Dzisiaj tylko wyścig i wracam.
-Boisz się, że znowu cię spiorę?- spytał z przekąsem.
-Raczej na odwrót Alva.
-Chciałbyś Carramz. Do zobaczenia na torze.
Po tych słowach odszedł, a razem z nim jego zgraja.
-Mili jak zawsze.- powiedział brunet do kuzynki.- A ty z kim jedziesz?
-Z jakąś podstawową grupą. Dzisiaj nie szaleję.
Z głośników rozległ się głos prowadzącego to całe przedstawienie. Zostali zwołani pierwsi zawodnicy i został im oznajmiony regulamin, który miał dwa punkty:
1. Unikaj poważnych obrażeń.
2. Nie zabij siebie i innych.
Po paru minutach wszyscy byli ustawieni, a na środek startu wyszła brunetka z flagą w ręku. Gdy materiał poleciał do dołu wszyscy ruszyli z piskiem opon. Po zniknięciu wszystkich maszyn z pola widzenia przyszła pora żeby się ustawić. Gabriel odpalił swoją maszynę i wjechał na start. Razem z nim było jeszcze czterech typów. Gdy wcześniejsza grupa dojechała na metę nadeszła pora, by się przygotować. Brunet nachylił się do przodu i złapał pewniej kierownicę. Na środek weszła dziewczyna z flagą. Po opuszczeniu materiału w dół dodał gazu pozostając w tyle lekko za latynosem. Pozostała dwójka rywali siedziała mu na ogonie, lecz tym się nie martwił. Wyjechali w pierwszy zakręt gdzie zaczęła się zabawa. Dwójka z tyłu zaczęła się przepychać i zanim wyjechali na prostą jeden z nich już leżał na poboczu. Brunet jechał z równą prędkością nie dając się odsadzić przeciwnikowi. Wjechali w drugi zakręt, na którym obcy chłopak próbował go zepchnąć co się nie udało. W podobny sposób pokonał pozostałe sześć zakrętów i została im ostatnia prosta. Wjechał obok Jose i ruszył maszynę jak szybko umiał. Jednak latynos nie dawał tak łatwo za wygraną i szli łeb w łeb. Byli parę metrów od mety, gdy chłopak zauważył jak rywal kieruje się w jego stronę, by w niego uderzyć. Poczekał aż będzie wystarczająco blisko i nagle zahamował przez co młodzieniec wpadł w Jose. Gabriel ruszył z pełną mocą nie dając szans na zwycięstwo rywalom. Gdy zobaczył tłum idący w jego stronę z gratulacjami szybko pojechał do budki z wypłatami. Spotkał tam swoją kuzynkę, która skończyła chwilę wcześniej na innym torze. Obydwoje odebrali swoją należność i ruszyli w drogę powrotną.
***
Odstawiłem maszynę do garażu i poszedłem do pokoju. Opłukałem twarz z wszelakiego pyłu i kurzu po czym się przebrałem. Postawiłem na najzwyczajniejsze dresy i koszulkę. Usiadłem na łóżku i uśmiechnąłem się sam do siebie. W reszcie będę miał totalny spokój. Zgarnąłem telefon z szafki o napisałem:
Ja: Jak tam wieczorynka?
Manu: Byka super. Był nawet Kubuś Puchatek.
Ja: Czyli wychodzi na to, że nie śpisz?
Manu: Na to wygląda.
Ja: To ogarnij swój zgrabny tyłek, będę za pięć minut.
Nakarmiłem chomika, który już mniej się rzucał choć nadal patrzył na mnie podejrzliwie. Po ustalonym czasie poszedłem do pokoju chłopaka, do którego wszedłem uprzednio słysząc: "proszę". Popatrzyłem na chłopaka i powiedziałem:
-Hej przystojniaku. Składasz się z selenu, potasu i krzemu?
Chłopak popatrzył na mnie jak na idiotę i powiedział:
-Daruj sobie Gabriel. Nie jestem seksi.


Manu?
1130 słów.

2.12.2019

Od Gabriela CD Manuela


Podniosłem się do siadu i od razu na moją twarz wleciał burak. Jednak stwierdziłem, że zignoruje powstanie w bokserkach.
-Dzień dobry śpiący królewiczu.- powiedział blondyn.
-Hej księżniczko. Jak się spało?
-Dobrze.
-To się cieszę.- odpowiedziałem z uśmiechem.- A teraz wybacz na chwilę.
Skierowałem się do łazienki gdzie wyrecytowałem sobie najgorsze obrazy jakie widziałem dzięki czemu pozbyłem się wzwodu. Załatwiłem się po czym umyłem ręce i wróciłem do pokoju. Widząc podejrzany wzrok Manuela powiedziałem:
-Nie, nie zwaliłem sobie ani nic w tym stylu.
-Ekhm, okej. Przyniosłem kawę.
-Dziękuję.
Chwyciłem ciepłe naczynie w dłonie i wypiłem łyka. Kawa bez żadnych dodatków czyli idealna.
-Która godzina?- spytałem.
-Po czternastej.
Myślałem, że oczy wylecą mi ze zdziwienia. Jakim cudem tyle przespaliśmy? Chociaż jak przypomnę sobie ile czasu wczoraj spędziliśmy na oglądaniu to mniej mnie to dziwi. Miałem chodzić regularnie na treningi, ale patrząc na sposób w jaki spędziłem noc mogę je omijać częściej. W szczególności dlatego, że blondyn nie uciekł na mój widok, a był on pewnie gorszy niż ostatnim razem. Po wypiciu kawy położyłem się z powrotem w łóżku.
-Mieliśmy wstawać.- powiedział chłopak.
-I tak jest już po zajęciach. No chooodź.- wyciągnąłem ręce do przodu.
Dostałem w odpowiedzi kpiący wzrok na co wydąłem dolną wargę. Chłopak stał tak chwilę po czym ułożył się obok mnie. Obróciłem się w jego stronę i spojrzałem na twarz. Mógłbym patrzeć na nią godzinami. Cudowne, brązowe oczy, które zmieniają odcienie pod wpływem światła, idealnego kształtu usta i włosy, które są zazwyczaj perfekcyjnie ułożone, a teraz rozwichrzone w każdą stronę. Pod wpływem chwili włożyłem dłoń w jego włosy czując jakie aksamitne były. Chłopak po chwili się rozluźnił i cicho mruknął. Na moją twarz wpłynął mimowolny uśmiech. Jednak to co dobre nie kozę długo trwać, gdyż już po chwili doberman podszedł do łóżka i zaczął skomleć na zmianę że szczekaniem.
-Zamknij się.- powiedziałem.
Jednak pies mnie zlał i nadal szczekał jakby od tego jego życie zależało. W końcu podniosłem się z łóżka i zamknąłem pysk psa próbując go uciszyć. Gdy to nie dawało efektów puściłem go zrezygnowany. Zatłukę tego psa kiedyś.
-Muszę z nim wyjść.- powiedział chłopak.
-To się ubieraj.- wzruszyłem ramionami.
Blondyn wstał i wziął bluzkę oraz spodnie.
-Chciałbym się przebrać.- odchrząknął.
-To czemu tego nie robisz?- spytałem zakładając ręce za głowę.
-Bo się patrzysz.
-Mi to nie przeszkadza.- lekko się uśmiechnąłem.
-Ale mi już tak.
-Dobra, dobra. Idę się ogarnąć, za chwilę wrócę.
Wytuptałem z pokoju i szybkim krokiem wszedłem do swojego. Popatrzyłem na chomika, który sobie smacznie spał. Korzystając z okazji szybko wrzuciłem mu jedzenie i poszedłem się ogarniać. Zażyłem szybkiego prysznica po czym się ubrałem i poszedłem do sąsiedniego pokoju. Uchyliłem lekko drzwi i krzyknąłem, że wchodzę. Za drzwiami nie było nikogo oprócz psa, jednak miejsce pobytu blondyna zdradzał szum wody. Usiadłem na podłodze i zacząłem się bawić z psem. Zwierzak zadowolony z poświęconej mu uwagi trząsł ogonem co w skutku dawało, że cały się telepał. W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł z nich chłopak przez co zadowolony pies od razu pobiegł w jego kierunku.
-To co? Idziemy?- spytałem po czym przeleciałem po chłopaku wzrokiem.
Jakim prawem można wyglądać tak dobrze w zwyczajnych spodniach i bluzie?
-Idziemy.
Proteo został zapięty, a pokoi zamknięty. Wyszliśmy ze zwierzakiem na dwór i stwierdziliśmy, że pójdziemy na łąki żeby można było bez zmartwień spuścić psa. Szedłem parę kroków za chłopakiem i z ulgą stwierdziłem, że utyka już mniej niż ostatnio.
-Miałeś kiedyś inne zwierzaki oprócz psa?- spytałem.
-Tak, rybkę, ale utonęła.- wzruszył ramionami.
-Co? Dobra, nie wnikam.
Po dojściu na łąkę chłopak spuścił psa, a ten wybiegł przed siebie w amoku szczęścia. Skakał po zaspach jak opętany, aż w którym momencie wleciał w krzaki i wrócił z dużym patykiem w pysku. Podbiegł do nas i popatrzył takim błagalnym wzrokiem, że nie miałem serca nie rzucić. Zamachnąłem się i wyrzuciłem patyk, a zwierz pobiegł za nim.
-Widzę, że znalazł sobie kolejnego murzyna.- powiedział chłopak z lekkim uśmiechem.
-To była dywersja.
-Po co?
-Żeby nie szczekał jak cię będę przytulać.- uśmiechnąłem się.
Cmoknąłem chłopaka w czoło i przytuliłem do siebie. Blondyn również mnie objął przez co poczułem jak się roztapiam z nadmiaru słodyczy. Jednak podobnie jak rano przerwał nam pies swoim szczekaniem. Wypuściłem głośno powietrze i powiedziałem:
-Łap tego pinczera i wracamy.
-Jak go nazwałeś?
-Pinczer. Taki mały, wnerwiający wypierdek.
-Toż to jest wielki, groźny zabójca, a nie pinczerek!- powiedział blondyn i przywołał psa.

Manu?
724 słowa.
Weź zrób coś z tym pinczerkiem. Zawsze przeszkadza.

2.10.2019

Od Gabriela CD Manuela

Ja: Zagramy w państwa miasta.
Manu: Serio?
Ja: Mieliśmy w twistera, ale nie chcę cię mocniej uszkodzić.

W zasadzie to po dzisiejszych zdarzeniach i tak bym nie wziął twistera. Nie dość, że blondyn ukradł mi przyjaciela to jeszcze znęcał się nade mną fizycznie przy biurku. Wolę sobie nie wyobrażać co, by się stało jakby to zaszło za daleko, a była to dziwna mieszanka, bo jednocześnie zawierała w sobie podniecenie i strach. Przygotowałem kartki i długopisy po czym napisałem:

Ja: Ile można czekać?

Po chwili usłyszałem pukanie i do mojego pokoju wparował blondyn. Wskazałem mu miejsce przy biurku, by po chwili usiąść obok. Podsunąłem mu kartkę i zaczęliśmy grę. Jednak nie okazała się ona taka fascynująca jak myślałem, więc skończyliśmy ją po jednej rundzie. Pogrzebałem chwilę w biurku i wyciągnąłem czerwone opakowanie. Otworzyłem je dyskretnie, by się upewnić, że nie ma tam czegoś niepożądanego po czym wysypałem talię na stolik.
-Umiesz grać?- spytałem.
-Chyba nie.
Wybrałem parę kart z talii i zacząłem tłumaczyć co one robią i jak się gra. Gdy chłopak w miarę zrozumiał zaczęliśmy próbną partię w uno. Okazało się, że Manuel szybko załapał zasady gry i już po chwili zaczęliśmy grać na poważnie. Kończyliśmy właśnie trzecią rundę. Miałem położyć decydującą kartę, gdy nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się z trzaskiem. Stała za nimi moja kuzynka psychopatka z telefonem w dłoni. Gdy nas zauważyła uspokoiła się i przygładziła ręką włosy. Podeszła do nas i spytała blondyna:
-Nie przeszkadzam?
-Nie.
-Tak.- odpowiedzieliśmy równocześnie.
-Gabriel wypierdku, pytałam Manuela.
Prychnąłem na jej słowa i spytałem:
-W jakiej sprawie tu jesteś?
-Muszę mieć od razu sprawę? Może chciałam pogadać ze swoim ulubionym kuzynem?
Uniosłem brew w geście powątpiewania.
-No dobra. Dostałam od Alicji wiadomość, że zmienia sukienkę ślubną, więc musisz sobie załatwić czerwony krawacik.- powiedziała na jednym oddechu.
-A jakbym ładnie poprosił to załatwisz mi go?- złożyłem ręce w geście proszenia.
-Poprasujesz mi tak jak ostatnio i wyprowadzisz Tabi.
-Prasowanie.
-Stoi.
Podaliśmy sobie ręce po czym dziewczyna wyszła z pokoju. Poczułem na sobie pytający wzrok Manu.
-Siostra mi się żeni na wiosnę. Zmienia kreacje co parę tygodni i zawsze jest tak jak teraz.
-I dlatego musisz mieć taki sam krawat?
-Prowadzę ją do ołtarza. A teraz gramy dalej muszę cię ograć.
Skończyliśmy tą rundę. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał pół godziny po osiemnastej.
-Idziemy coś zjeść. Co ty na to?- zaproponowałem.
-Idziemy coś zjeść.
Chłopak wstał z krzesła i dokuśtykał do drzwi, więc poszedłem za nim.
-Zmiana planów, ja idę coś zjeść.
Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany, a następnie zdziwiony, gdy złapałem go na barana.
-Co robisz?- spytał.
-Idę jeść.- powiedziałem jakby nic się nie dało.
-Mam nogi.- fuknął.
-I popsutą kostkę.- jak na potwierdzenie swoich słów dotknąłem wspomnianej części ciała na co chłopak lekko się wzdrygnął.- Ale spokojnie nie idę na stołówkę.
Po dojściu we wskazane miejsce postawiłem blondyna obok krzesła, na którym zasiadł. Rozejrzałem się po kuchni w celu sprawdzenia co mogę wykorzystać. Było sporo rzeczy, ale mój wybór padł na tosty, gdyż super kucharzem nie jestem. Szczyt moich możliwości to pancakes albo naleśniki. Wyciągnąłem patelnię i nastawiłem ją na gaz po czym wylałem na nią trochę oleju czosnkowego. Gdy się nagrzała wrzuciłem na nią dwa tosty, które lekko przypiekłem i położyłem je z powrotem na talerzu. To samo zrobiłem jeszcze z paroma innymi kromkami. Następnie wyciągnąłem z lodówki ser i ketchup. Zaparzyłem herbatę, która również wylądowała na stole oraz położyłem chlebowy stosik. Na koniec włożyłem imbryk i patelnię do zlewu, by się namoczyły.
-Mam nadzieję, że będzie smakować.- powiedziałem.
Zabraliśmy się do jedzenia, które nie było górnych lotów, ale było dobre. Gdy wszystkie kromki zniknęły z talerza zabrałem się za sprzątanie, które nie zajęło zbyt długo. Po upewnieniu się, że wszystko jest w takim stanie jak zastałem podszedłem do chłopaka.
-Pójdę sam.- powiedział stanowczo.
-Nie.
-Tak.
Manuel ruszył "żywym" krokiem do drzwi, jednak uprzedziłem go.
-Zabijesz się na schodach.
-Trudno.
Przewróciłem oczami i złapałem chłopaka za nogi po czym oparłem jego ciało o ramię.
-Gabriel do cholery!
Zaśmiałem się cicho, gdy poczułem jak dostaje pięściami po plecach.
-Manu to boli.
-Ma boleć.
-Nie będziesz chodził po schodach.
-A właśnie, że będę.
-Wątpię.
Gdy doszliśmy do pokoju chłopaka wygrzebałem mu z kieszeni klucze i otworzyłem pomieszczenie. Od razu naskoczył na nas pies ujadając głośno.
-Opanuj nerwy dzikusie.- powiedziałem do psa.
Chwilę jeszcze poszczekał po czym się uspokoił. Opuściłem chłopaka na ziemię, który był cały czerwony na twarzy ze złości.
-Słodko wyglądasz jak się złościsz.- powiedziałem po czym ugryzłem się w język.
-Nie jestem słodki.
-Wiem lepiej.
Przyklęknąłem na podłodze i zawołałem psa, który przybiegł kręcąc całym tyłkiem. Zacząłem go głaskać przez co coraz bardziej kładł swój ciężar na mnie. W końcu opadłem na ziemię, a pies wyłożył się na mnie. Popatrzyłem na chłopaka, który stał założonymi rękoma i się na nas patrzył.
-Twój pies chce mnie udusić.
-To twój problem.- odparł z kpiną w głosie.
-Co?- spytałem z szokiem w głosie.- Proteo nie lubimy go.- powiedziałem do psa, który mi odszczeknął.- Dobra złaź klusko.- próbowałem ściągnąć z siebie zwierzę.- Manuuu... proszę.

Manu?
830 słów.
Nie bij.

Od Gabriela CD Manuela


-Wczoraj..w nocy-powiedział cicho.- Po prostu się załamałem, okey? Wyszedłeś tak nagle. Myślałem, że pytałeś o to wszystko, bo masz kogoś na oku, ja.. siebie za to nienawidzę... nie chciałem tego...-znów ściszył głos i spojrzał mnie.
Czułem jak blednę na twarzy. Czułem w środku kumulację takich uczuć jak przerażenie, złość i szczęście. Byłem niemiłosiernie na siebie wkurzony, że to przeze mnie, ale jednocześnie czułem się bardzo dobrze wiedząc, że "tylko" się pociął i nie posunął się dalej.
-Masz już nigdy tego nie robić.- wysyczałem przez zęby.- Kurwa nigdy!- uniosłem głos.
Chłopak lekko zadrżał. Robisz, źle człowieku, opanuj się. Podszedłem do Manuela i klęknąłem przed nim. Oparłem dłonie na jego nogach i spojrzałem mu w oczy.
-Proszę Manu. Nie znamy się długo, ale ranisz nie tylko siebie. Rozumiesz?
-Chyba tak.
-Wiedziałem, że zwalę, ale, że tak szybko?
-O czym mówisz?- przekręcił lekko głowę.
-Było minęło. Okey?
-Gabriel, proszę.
Uniosłem głowę do góry nerwowo wypuszczając powietrze po czym opadłem na podłogę.
-Em, to może od początku. Na samym początku myślałem, że będziemy tylko znajomymi, no może przyjaciółmi. Jednak po jakimś czasie zacząłem coś czuć. Zaczęło mnie to przerażać, bo od zawsze wolałem kobiety. No i to się jakoś rozwijało. Robiłem sam sobie testy czy, aby na pewno odczuwam coś w stosunku do ciebie. W końcu sam w sobie się zgubiłem i chciałem zerwać kontakt. Odizolować się, jednak nie byłem w stanie. W końcu żeby się upewnić w swoich uczuciach przyszedłem do ciebie. Przemyślałem to wszystko i stwierdziłem, że muszę coś zrobić. Jednak zwaliłem jak zawsze! Nie przyszedłem tego samego dnia, bo stchórzyłem. Rozumiesz? Stchórzyłem. Nie przyszedłem, gdy szczekał Proteo, też przez to, że byłem pieprzonym tchórzem. To wszystko mogło się nie zdarzyć, jakbym przyszedł wcześniej albo nie byłbym takim walonym egoistą i bym zerwał kontakt.- przetarłem twarz i patrzyłem się na twarz chłopaka, która wyrażała wiele emocji i jednocześnie nie pokazywała ani jednej.
-Nie jesteś tchórzem. Przyszedłeś tu i nie była to całkowicie twoja wina. Sam wyciągnąłem pochopne wnioski i zachowałem się jak idiota. Skrzywdziłem się, bo nie chciałem cię stracić.
-Obydwoje jesteśmy idiotami. Obiecaj mi, że nigdy się nie skrzywdzisz przeze mnie.
-Obiecuję. Chyba.
Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej smakołyki, które zostały po spacerze z Taboulet. Zawołałem Proteo i dałem mu je. Pogłaskałem psa i powiedziałem:
-Dobra robota piesku.- po czym zwróciłem się do Manuela.- Pokaż mi.
-Co?- chłopak widocznie cały się spiął.
-Nacięcia.
-Nie.
-Manu, nic nie zrobię. Nie dotknę cię, nic nie powiem.
Blondyn dłuższą chwilę się zastanowił po czym z niechęcią zsunął spodnie. Po zobaczeniu jego ud dosłownie zastygłem. Chłopak miał na udach długie, głębokie kreski. Zupełnie jak ja w dzień przed próbą, gdy chciałem osłabić organizm. Z niepewnością spojrzałem na chłopaka i spytałem:
-Mogę ci zadać pytanie?
-T.. tak.
-Czy ty chciałeś... się...- nie chciało mi przejść przez gardło.- Zabić się.
Chłopak pobladł na twarzy. Wiedziałem co to znaczy. Kurwa, to przeze mnie. Pociągnąłem za końcówki swoich włosów. Czułem jak wilgotnieją mi oczy, jednak nie pozwoliłem słonej cieczy wypłynąć. To ostatnie co jest tu potrzebne. W tym momencie czułem się tak źle, że najchętniej bym sobie przywalił tak, by bolało. Bym odczuł jego ból, nie tylko ten fizyczny. Przygryzłem wnętrze policzka i spojrzałem na blondyna, który z powrotem naklejał opatrunek.
-Manuel przepraszam, tak bardzo przepraszam, jestem takim zajebanym idiotą.
-Przestań.- poczułem jego dłoń na ramieniu.
-Muszę cię poprosić o jedną rzecz.- chłopak skupił swój wzrok na mnie.- Nie ważne, która będzie godzina, jak będziesz czuł się źle powiedz mi, nakrzycz, uderz cokolwiek. Tylko się nie tnij. To ci nie pomoże, a nawet pogorszy twoją sytuację. Wiem, że nie jest to łatwe, ale chociaż spróbuj.
Dostałem w odpowiedzi tylko kiwnięcie głową. Wiem, że to musiało być dla niego trudne. Obnażyć siebie i swoje słabości przed kimś. Wiedziałem, że jedno niewłaściwe słowo może skończyć dosłownie wszystko. Odwróciłem się, gdy się ubierał żeby mógł zaznać choć trochę prywatności. I tak wiele już przeżył dzisiaj.
-Może coś obejrzymy?- zaproponowałem.
-No okey.
-To znajdź coś, a ja załatwię jedzenie.
Wyszedłem z pokoju i wręcz pobiegłem do swojego, który był zaledwie parę metrów obok. Zgarnąłem z szafki parę opakowań i równie szybko wróciłem do pokoju. Zastałem tam chłopaka siedzącego na dolnym łóżku z laptopem na kolanach. Położyłem jedzenie obok i spojrzałem na niego.
-Mogę?
Chłopak kiwnął głową, więc usiadłem obok niego. Na tyle blisko żeby czuć go przy sobie, ale jednocześnie na tyle daleko, by go nie dotykać. Stwierdziłem, że jak będzie chciał się przytulić czy dotknąć to to zrobi. Teraz zrozumiałem jak bardzo byłem w dupie jeśli chodzi o głębsze relacje. Kto by pomyślał, że Gabriel rucham wszystko co się rusza Carramz nie będzie wiedział jak się obsługiwać ludźmi, którzy nie są na jedną noc.
-Co oglądamy?- spytał blondyn budząc mnie z moich rozmyślań.
Na ekranie miał włączone dwa tytuły, a dokładniej Igrzyska Śmierci i Alicję w Krainie Czarów. Cóż, Alicję znałem na pamięć, był to mój ulubiony film. Postawiłem więc na Igrzyska. Chłopak włączył film, który zaczął się od razu mocno. Ogladaliśmy go w takim skupieniu, że nawet nie zauważyłem kiedy minął film.
-Jak wrażenia?- spytał mój towarzysz.
-Po tytule spodziewałem się jakiegoś oklepanego gówna, a było super. Pozwól, że teraz ja coś uruchomię.
Wklepałem w wyszukiwarkę tytuł filmu i wszedłem w polecany link.
-Jak wytresować smoka? Serio?
-Wiesz jakie to jest super?!- spytałem zszokowany.- Pokochasz to.
Film, a raczej bajka minęła nam tonie szybko jednak przy niej już zdarzało nam się gadać czy rzucić żelką. Jednak było tak jak się spodziewałem. Chłopak był totalnie zauroczony Szczerbatkiem. Po zminimalizowaniu okna spojrzałem na godzinę, która była już dość późna. Należało się zbierać. Jutro piątek i w końcu nadejdzie weekend. Wstałem z łóżka i zabrałem wszystkie papierki.
-Późno już. Będę się zbierać.
-Okey.
-To miłych snów.
-Dobranoc.- odpowiedział chłopak.
Po tych słowach złapałem za mosiężną klamkę i tym samym otworzyłem sepiową powłokę, która miała kształt i fakturę drewna wyciętego wprost z bukowego lasu i obrabianego przez fachmistrza w tej dziedzinie. Była to powłoka która uchylała się w północnym kierunku dając tym samym przyjemność z płynności i łatwości z jaką się przesuwały. Wyszedłem zwiewnym krokiem i skierowałem się do identycznych drzwi dobranych tak idealnie, że niemal pedantycznie. Co było przeciwnością tego co skrywała drewniana powłoka. Ubrania leżały niemalże wszędzie. Jednak najbardziej zaciekawiła mnie bluza, która leżała na biurku, bo bluzki raczej nie miała kształtu niedorozwiniętego prostokąta. Złapałem ubranie w dwa palce bojąc się co mogę pod nim zastać. Uchyliłem je lekko i dostrzegłem kraty. Ściągnąłem je całkowicie i moim oczom ukazała się klatka, a w niej domek i karuzela oraz parę miseczek. Jeszcze bardziej zdziwiony spojrzałem do środka domku. Nie uwierzycie co tam było! Mały, łaciaty chomik siedział w środku i mył sobie brzuszek. Po przesunięciu klatki zobaczyłem pudełko z jedzeniem i sianem dla zwierzaka. Mialem podejrzenia co do osoby, która go podłożyła, ale nie miałem jej tego za złe. Uklęknąłem przed klatką, by mieć lepszy widok na zwierzę.
-Jak by cię nazwać?
Pierwsze co do głowy mi przyszło to Pimpuś, jednak to było oklepane. Głowiłem się tak chwilę, aż uznałem, że będzie po prostu chomikiem, a imię się kiedyś wymyśli. Wziąłem do ręki trochę karmy i otworzyłem drzwiczki. Wyspałem karmę do miski, a ta mała cholera wystrzeliła jak z procy. Chomik udziabał mnie w rękę zgarnął orzeszka i zwiał! Nie jest to zbyt dobry początek przyjaźni muszę przyznać. Ale mnie jeszcze polubi. A nawet jeśli nie to wezmę go na głodówkę i będzie musiał. Spędziłem jeszcze chwilę przy zwierzaku po czym wstałem i zacząłem sprzątać ubrania. Po podniesieniu bokserek z Simpsonami nabrałem wątpliwości w samego siebie. To chyba nie było normalne. Jednak tak czy siak wrzuciłem je do pralki, którą włączyłem. Po upewnieniu się, że wszystko jest okej rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Zacząłem się myć. Gdy dotarłem ręką do pleców skrzywiłem się i ją zabrałem. To była jedyna część mojego ciała, którą myłem gąbką. Od wypadku minęło już wiele lat, a ja nadal się brzydzę blizn. Ale co poradzę, błędów młodości nie odkręce. Po upewnieniu się, że nie śmierdzę wyłączyłem wodę i się wytarłem. Umyłem twarz i założyłem bokserki po czym poszedłem spać. Znaczy w zamiarze miałem spać. Po położeniu się na łóżku usłyszałem głośny strzał. Zerwałem się z łóżka i odchyliłem kołdrę. Okazało się, że położyłem się na kuli dla chomika. Odetchnąłem z ulgą i posprzątałem resztki już plastiku. Upewniłem się, że już nigdzie nie ma kul, karmy czy chomików i położyłem się do łóżka zasypiając snem niespokojnym.
Fartem uniknąłem pobudek w trakcie nocy. Mimo tego, że przespałem ją całą i tak się czułem jakbym nie spał w ogóle. Wstałem z łóżka i ospały krokiem wszedłem do łazienki. Opłukałem twarz próbując się rozbudzić i umyłem zęby. Nie miałem kompletnie ochoty na śniadanie, więc nawet przez myśl mi nie przeszła stołówka. Wyciągnąłem z szafy ciemną bluzę i szare bryczesy, które ubrałem. Po złapaniu za klamkę przypomniało mi się o moim małym towarzyszu, który mnie tak upitolił w palec, że nadal go czuję. Tym razem już ostrożniej dałem mu jedzenie i zamknąłem dokładnie klatkę. Upewniłem się, że ma wodę i wyszedłem z pokoju. Zaczynaliśmy dzisiaj od skoków. Żwawym krokiem zszedłem po schodach gdzie na parterze spotkałem Manuela.
-Dzien dobry.- powiedziałem.
-O hej.
-Pokażę Ci coś po treningach.- ruszyłem brwiami.
-Kotki w piwnicy?
-Prędzej pieski, ale to i tak nie to. Teraz chodźmy, bo się spóźnimy. Mimo chęci by się nie spóźnić i tak wróciliśmy spóźnieni na halę. Cóż powiedzieć, że trenerka nie była zadowolona to mało powiedziane. Za karę po jeździe mieliśmy posprzątać kupy na hali. Jazda minęła nam szybko. Po jej zakończeniu mieliśmy oddać stajennym konie i zabrać się do roboty. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że koło w taczce z gnojem się popsuło, więc musieliśmy latać w tą i z powrotem z łopatami co nie było fajne patrząc na rozmiary hali. Gdy skończyliśmy połowę przystanęliśmy przy bandzie.
-Gówniana robota.- powiedziałem.
-Przesrane.
Uśmiechnąłem się przez to stwierdzenie. Jednak odpoczynek nie trwał długo, gdyż na halę wróciła trenerka i musieliśmy się zabrać za robotę. Skończyliśmy po pół godzinie przez co ominęliśmy cross. Nie żebym narzekał oczywiście.
-Błagam powiedz, że nie pójdziemy na ujeżdżenie.- spojrzałem na blondyna błagalnym wzrokiem.
Zastanowił się chwilę po czym powiedział, że możemy. Umówiliśmy się, że się ogarniemy i Manuel przybędzie obczaić chomika, ale jeszcze nie wie, że jest to chomik. Wziąłem szybki prysznic pozbywając się zapachu koni i położyłem się na łóżku. Nie musiałem długo czekać, gdyż już po chwili usłyszałem jak ktoś obstukuje moje piękne orzechowe drzwi z najprawdziwszego buka. Podszedłem do drzwi i lekko je uchyliłem wychylając głowę. Spotkałem się ze zdziwiony wzrokiem chłopaka.
-Nie wziąłeś Proteo?
-Nie.
-To wchodź.
Otworzyłem szerzej drzwi wpuszczając go do pokoju. Chłopak stanął w miejscu i rozejrzał się do pokoju. Zniecierpliwiony jego reakcją złapałem go za rękę i przyciągnąłem go do biurka. Wskazałem mu ręką zwierzę i powiedziałem:
-To jest chomik o imieniu Chomik. Nie wiem skąd się tu wziął, ale jest od wczoraj mój. Tylko uważaj, bo jest agresywny.
Na te słowa dostałem wzrok w stylu: "co ty tam pierdolisz?" Oj uważaj żebym tutaj zaraz kogoś nie pierdolił. Nie stop, Gabriel. Żeby mu to udowodnić wsadziłem rękę do klatki. Chomik jak poparzony podbiegł i prawie mnie ugryzł. Zdążyłem wyciągnąć dłoń.
-Ale zobaczysz ja go jeszcze oswoję. Będziemy najlepszymi przyjaciółmi.

Manu? 
1856 słów. 
Kochaj chomika Gabriela :3