-Odłóż na chwilę jedzenie.- powiedziałem.
Chłopak zdziwiony zrobił to o co prosiłem. Po chwili chłopak dostał z pięści w ramię, na tyle mocno by poczuł i na tyle lekko, by nic się nie stało.
-Za to, że sięgnąłeś po żyletkę.
Następnie go przytuliłem mocno, bo czułem, że mam zaszklone oczy.
-Jestem z ciebie dumny Fettner, że zrezygnowałeś i tego nie zrobiłeś. Nie ważne czy przeze mnie przez psa czy cokolwiek innego. Jestem z ciebie dumny.
Poczułem niepewne ręce chłopaka na plecach. Drżał lekko ciałem jak osika na wietrze. Miałem w zamiarze na niego nakrzyczeć, zwyzywać za głupotę czy cokolwiek w tym stylu, ale widząc go w takim stanie nie byłem zdolny, by to zrobić.
-Reprymendę zakładam, że sam sobie zrobiłeś, więc nie mam zamiaru cię dobijać.
Blondyn lekko pokiwał głową i wrócił do jedzenia. Była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Jadłem nerwowo myśląc jak ugryźć temat. Gdy przerobiłem już kolejny sposób na pomysł jak zapytać stwierdziłem, że nie będę się w tańcu pierdolił i zapytam dopiero jak emocje opadną. Jednak łatwo mówić, trudno zrobić. Niepewność wręcz wgryzała się we mnie i napastowała każdą myśl. Odstawiłem tacę na szafkę obok i spytałem:
-Pójdziemy się przejść?
-Okej, tylko pójdę po smycz.
Chłopak wstał z łóżka i wyszedł przez drzwi, a ja walczyłem z pokusą, by iść za nim, jednak wiedziałem, że pokażę mu tym, że brakuje mi zaufania względem niego. Nałożyłem na stopy buty i zamknąłem pokój. Chwilę później wychodziliśmy już z budynku. Gdy byliśmy obok stajni poprosiłem, by chwilę poczekał i wszedłem do budynku. Wziąłem z siodlarni halter z łańcuszkiem i uwiąz po czym wyciągnąłem klacz z boksu. Wyszedłem z nią w ręku i dołączyłem do chłopaka.
-No co? Nie każdy ma psa.- powiedziałem widząc zdziwiony wzrok towarzysza.
Ruszyliśmy w drogę, która była rzadziej uczęszczana. Widać było, że powoli nadchodzi wiosna. Śniegu już praktycznie nie było, a trawa zaczynała się zielenić. Na niektórych drzewach nawet było widać pączki. Spuszczony doberman pobiegł za rzuconym patykiem i po chwili z nim wrócił. Zagłębialiśmy się coraz bardziej, gdy zauważyłem stary budynek. Na moją twarz wpłynął uśmiech na myśl jak kiedyś latałem z kolegami po lesie szukając starych budynków i robiąc im zdjęcia. Urbex był moim ulubionym zajęciem, gdy byłem młodszy.
-Wejdziemy tam?- spytałem.
-Możemy.- odparł z zawahaniem.
Przyczepiłem uwiąz konia do zardzewiałej poręczy i stanąłem w drzwiach. Spojrzałem na sufit żeby ocenić ryzyko czy zawali mi się na głowę. Z pewnym oporem otworzyłem szerzej drzwi przez co odpadła farba po mojej lewej stronie. Ostrożnie wszedłem do środka i popatrzyłem na sufit, na którym widniały reszty rysunków. Były one na tyle zniszczone, że jedyne co można było zobaczyć to gwiazdki. Przeszedłem w głębszą część budynku i zawołałem do Manu, że może na spokojnie wejść. Usłyszałem kroki blondyna, który po chwili był obok mnie.
-Pięknie tu jest.- powiedziałem.
-Gabriel, to ruina.
-Ale ma swój klimat. Mogę Ci zadać pytanie?
-Tak.
-Jestem dla ciebie chociaż kolegą?- zapytałem i nerwowo przygryzłem policzek.
-Tak, skąd to pytanie?
-Mam wrażenie, że to przeze mnie dzieją się same złe rzeczy z tobą.
-To źle ci się zdaje. Nie rozmawiajmy o tym. Proszę.
-Dobrze...
-Velander została na dworze.- powiedział.
-Już wychodzimy.
Objąłem jeszcze raz wzrokiem budynek i poszedłem w ślady chłopaka. Odwiązałem klacz i poszliśmy dalej. Od czasu do czasu coś powiedzieliśmy do siebie, ale przez większość spaceru panowała między nami cisza. Czasami komfortowa, a czasami taka, która wręcz sobą przygniatała. Wróciliśmy do akademii gdzie każdy wrócił do swojego pokoju, by załatwić swoje sprawy. Usiadłem przed laptopem i napisałem do Alicji. Miałem jej pomóc w wyborze dodatków na salę, więc siedziałem na drugiej już stronie z ozdobami. Usłyszałem pukanie do drzwi, po chwili wychyliła się zza nich blondynka.
-Co trzeba?- spytałem.
-Uhh, to było takie gorące.- zaczęła.- Jak Romeo i Julia.
Chwilę myślałem o co jej chodzi, aż wreszcie zrozumiałem, że chodzi jej o moment, gdy nas przyłapała.
-Oni nie są gorący Venus. Oni są martwi. Jak twoje życie seksualne.
Dziewczyna się zaśmiała, lecz gdy zobaczyła moją minę spoważniała.
-Coś się stało?
-Znajdź mi jakieś ładne badziewie.- poprosiłem.- Nie znam się na tym.
Podałem dziewczynie laptopa, która go zabrała i wyszła z pokoju. Tak się drodzy państwo znajduje plebs, który odwali za was robotę. Położyłem się na łóżku i podziwiałem piękną strukturę sufitu. Z braku pomysłu co mogę robić podszedłem do klatki, z której wyciągnąłem chomika. Położyłem go na łóżku i zacząłem go głaskać. O dziwo nie odgryzł mi palca. Odwróciłem się na chwilę, by wziąć orzeszek dla niego i wypierdek zniknął! Przetrząsnąłem całą kołdrę, w której oczywiście go nie było. Położyłem się na brzuchu i zacząłem szukać kudłaja jednego. Pod szafką go nie było, w łazience również nie. Spojrzałem w końcu pod łóżko. Tam się chował. Chciałem go wyciągnąć jednak przestrzeń między ramą, a podłogą była tak mała, że nie mieściłem tam ręki. Podniosłem się z podłogi i wziąłem z biurka kawałek sałaty. Nachyliłem się ponownie i zacząłem wołać chomika. Jednak ten miał mnie głęboko i szeroko.
-No Chomik chodź. Jesteś moim ulubionym zwierzęciem. Tak bardzo cię kocham, no chodź. Będę Ci dawał jedzenie do końca życia.- gadałem, a chomik nie reagował w ogóle.
Próbowałem jeszcze tak chwilę aż się zdenerwowałem.
-Chomik ty skurwysynu wyłaź, bo ci wpierdolę. Będziesz tak pobity, że nawet Proteo będzie się tobą brzydził.- zero reakcji.- Chomik cholera!
Prośby ani groźby nie działały na gryzonia. Recytowałem mu jeden z wierszy, gdy usłyszałem jak otwierają się drzwi.
-Co robisz?- usłyszałem rozbawiony głos.
W sumie musiałem wyglądać śmiesznie. Całym torsem leżałem na ziemi, tyłek miałem wypięty, a rękę pod łóżkiem. W dodatku na zmianę wyzywałem i błagałem Chomika.
-Łowię gryzonia. Usiądź sobie, to może trochę potrwać.
Manu?
936 słowa.
Wyciąg mi tego chomika :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz