Gdy doszliśmy do baru od razu zamówiliśmy napoje alkoholowe. Mieliśmy pić powoli z umiarem, a skończyło się jak zawsze. Czyli kto wypije więcej i szybciej ten jest lepszy. Byliśmy okropnie nawaleni. Paplałem co mi ślina na język przyniesie. Nie ważne czy gadałem o kosmitach, parówkach czy losach uważałem, że mówię same dobre rzeczy. W pewnym momencie zacząłem gadać o jakimś wypadku Rosjanina Korniłowa czy kogoś w tym stylu. Po mojej jakże płynnej i bardzo zrozumiałej wypowiedzi chłopak wtrącił, że też kiedyś miał okazję posmakować śniegu na stoczni.
-Skakałeś?- spytałem.
-Zdarzyło się parę medali drużynowych czy indywidualnych.
-I ja o tobie chłopie nie słyszałem? Jakim cudem.
-Nie wiem.
-Idę do toalety.- przerwała nam Venus.
Gdy dziewczyna odeszła nachyliłem się do chłopaka i spytałem konspiracyjnym szeptem:
-Ejj psst.
-Co?
-Lubisz chomiki?
-Nie wiem nie jadłem.
Popatrzyłem się na niego jak na debila po czym złapałem za szklankę.
-Jak będę coś pierdolił. To nie zwracaj uwagi. Narąbałem się.
-Ja też.
-Jak to jest pracować z dziećmi? Nie dostajesz pierdolca?
-Dzieci są fajne.
Popatrzyłem się na niego jak na kosmitę i zmrużyłem oczy. Nagle mój świat zaczął się kręcić przez co musiałem się złapać stołu. Przez chwilę siedziałem w dziwnej pozie jednak po tym czasie się wyprostowałem.
-Manuel Fettner. Fettner. Zajebiste nazwisko! Od dzisiaj jesteś Fetti.
Chłopak odchylił głowę do tyłu i również zaczął się śmiać.
-Jak masz na nazwisko?- spytał.
-Nie mówiłem Ci? Carramz.
-Carramz. Ale śmiesznie.
Przypomniałem sobie o Venus, więc zacząłem się rozglądać na boki. Dłuższą uwagę zwróciłem na parkiet gdzie po chwili ją wypatrzyłem. Mogłem, więc poświęcić swoją uwagę z powrotem blondaskowi.
-Manuuu.
-Hm?
-Lubisz chłopców?
-Dziewczynki też.
-Jesteś bi.- stwierdziłem.
-Na to wychodzi.
-O ja. Mam znajomego bi.
-A ty?
-Co ja?
-Jaką masz orientację.
-Słabą. Zawsze miałem niskie oceny z geografii.
Chłopak przybił sobie piątkę z czołem i zaczął mi tłumaczyć o co chodzi. Po dłuższej chwili zajarzyłem o co pyta.
-Aaa. W tym sensie. Jestem hetero, ale nie do końca.
-Nie do końca?
-No nie. Taka jedna osoba mąci mi w tym pustym łbie.
-Ojoj. Venus gdzieś zniknęła.
-E tam. Pewnie jest ze znajomymi na nielegalnych wyścigach maluchów. Komu pierwszy odpadnie zderzak czy coś. Mam pomysł.
-Jaki?
-Chodźmy potańczyć.
Wstaliśmy z siedzeń i ruszyliśmy w stronę parkietu.
-Ej, a ty umiesz tańczyć?- spytałem.
-Nie, myślałem, że ty umiesz.
-To przerąbane.
Gdy dotarliśmy na parkiet zaczęliśmy wykonywać dziwne ruchy śmiejąc się z siebie nawzajem. Po pięciu piosenkach zmęczeni zaczęliśmy iść w stronę stolików. Usiadłem na jednym z krzeseł i zawołałem ponaglająco chłopaka.
-No już dochodzę.- powiedział.
-Tak od razu? Cholera dobry jestem.
Blondyn zmierzył mnie ostrzegawczym spojrzeniem i usiadł obok.
-Nie będę tańczyć przez kolejne pięć lat.- powiedziałem.
Miałem już zamiar dopytać o tą terapię, gdy chłopak wyskoczył ze stwierdzeniem, że jest zmęczony.
-To wracamy?
-Nie mam siły.- powiedział po czym opadł ciałem na stół.
-Manuuu, nie będziesz tu spać.
-Będę.
-Nie.
-Tak.
-Okej.
Podszedłem do chłopaka i podniosłem jego cialo zarzucając na ramię niczym dostojny worek ziemniaków.
-Zostaw mnie.- powiedział.
-Idziemy spać, nie na stoliku.
-Gabriel, Gabryś.
Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się cieplej, gdy usłyszałem skrót swojego imienia z jego ust. To na pewno wina alkoholu. Venus zamawiała taksówkę, a ja w tym czasie odstawiłem chłopaka na ziemię. Po paru minutach dojechał taksówka, do której wręcz się wtoczyliśmy. Po dojechaniu na miejsce Venus zapłaciła kierowcy, a Manuel zaczął znowu gadanie o tym, że chce iść spać. Powtórzyłem więc czynność z baru, lecz tym razem chłopak był bardziej żywotny, gdyż co chwilę czułem uderzenia na plecach.
-Uspokój się tam.- powiedziałem.
Jednak nadal czułem miarowe uderzenia. Niewiele myśląc- co nie powinno dziwić, gdy się jest w tym stanie- klepnąłem chłopaka w tyłek przez co spotkałem się z piskiem. Tak z piskiem. Jakimś cudem wlazłem po schodach na pierwsze piętro i otworzyłem drzwi do pokoju chłopaka. Od razu naskoczył na nas pies, którego udało mi się uciszyć. Szybko namierzyłem wzrokiem łóżko i położyłem tam chłopaka. Pomogłem mu w dość niezgrabny sposób ściągnąć buty. Gdy doszedłem do spodni usłyszałem:
-Już mnie rozbierasz? Tak od razu?
-Puściłem ten komentarz mimo uszu i ściągnąłem materiał z nóg chłopaka. Na jego udach zobaczyłem parę jasnych kresek, jednak nie chciałem poruszać tego tematu. Pomogłem mu też ściągnąć kurtkę zostawiając go w koszulce. Wolałbym dowiedzieć się wszystkiego na trzeźwo. Gdy już udało mi się bezpiecznie ulokować chłopaka wstałem chwiejnie i ruszyłem do drzwi, jednak zatrzymał mnie głos chłopaka:
-Mozesz zostać.
Normalnie podziękowałbym mu i wlazł na górne łóżko, jednak alkohol zrobił swoje. Pozbyłem się butów, spodni i bluzy po czym się wpakowałem do łóżka Manuela. Poczułem jak chłopak się we mnie wtula, więc też go objąłem i po chwili odpłynąłem.
Rano obudziły mnie promienie słońca. Chciałem się obrócić na drugą stronę, lecz coś mi to uniemożliwiało. A tym czymś był Manuel. Od razu pobladłem. Mam nadzieję, że nie zrobiliśmy nic głupiego i skończyło się tylko na spaniu jakkolwiek to brzmi. Próbowałem przywołać do siebie obrazy z pamięci jednak kojarzyłem wydarzenia tylko do momentu położenia się w łóżku. Nagle poczułem ruch. Chłopak odwrócił się w moją stronę i zaczął otwierać oczy.
Manuel?
836 słów.
Pamiętaj, że nie możesz zabić Gabrysia. Obiecałeś mu bitog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz