- Skąd mam wiedzieć, że nie planujesz strzelać do mnie? - prawie czułam spojrzenie pod tytułem "pojebało cię". - Albo zabić, sprzedać na organy a głowę postawić na półce w słoiku z formalną?!
Tym razem po drugiej stronie rozległ się śmiech. Zanim się nad tym zastanowiłam, zorientowałam się że również się uśmiecham.
- Nie wiesz - odpowiedział na moje pytania. - Ale nie dowiesz się jeśli się nie zgodzisz. Zgodzisz się?
Westchnęłam, zatrzymując się i spoglądając w dół na własne sztyblety.
- Proooooszę? - odezwał się, jakby wyczuwając, że coś się stało.
- Okej, ale pod jednym warunkiem - powiedziałam, zawracając na pięcie. - Wyślesz mi adres. I jeśli ktoś będzie miał pretensje to wiedz, że zrzucę wszystko na ciebie - dodałam, po czym zakończyłam rozmowę.
Kilka sekund później dostałam smsa z adresem. Cóż wkrótce przyjdzie mi się przekonać czy nie spotkam tam Leo z piłą mechaniczną. Zaśmiałam się pod nosem na tą wizję.
Weszłam do pokoju i poszukałam czegoś co nie będzie krzyczało tak bardzo "jazda konna" jak bryczesy. Uznałam, że skoro Leo wspominał o strzelaniu z łuku, mogę postawić na wygodę. A czy istnieje coś wygodniejszego niż dres? Nie. Chyba, że bierzemy pod uwagę chodzenie nago. Ja nie brałam, wiec wyjełam z szafy czarne spodnie dresowe i przebrałam się w nie. Na stopy nałożyłam ciemnobrązowe trapery. Wychodząc zgarnęłam z blatu kluczyki do samochodu. Dopiero ruszając z parkingu uświadomiłam sobie jak bardzo mam nadzieję, że adres wysłany przez Leo to jakieś miejsce publiczne, a nie jego zamek czy gdzie tam mieszkają książęta.
Oczywiście nie mogło być inaczej i nawigacja musiała wręcz oznajmić, że jestem już na miejscu, gdy tylko skręciłam na długi podjazd prowadzący przed jakiś pałac. Wysiadłam z pickupa, pewna że najdalej za 3 sekundy zjawi się ktoś, kto wykopie mnie stąd bym nie psuła widoku z okna jakiemuś bogaczowi. Gdy to nie nastąpiło, zdecydowałam się podejść do drzwi i zapukać. Po chwili masywne drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich młodą, rudowłosą kobietę. Jej wzrok upewnił mnie, że nawigacja się pomyliła.
- Przepraszam, zabłądziłam - wytłumaczyłam. - Mogłaby mi pani powiedzieć, jak trafię pod ten adres? - spytałam, pokazując jej treść wiadomości od Leonarda.
- Noah! - zza pleców kobiety dobiegł mnie znajomy głos. - Myślałem, że się rozmyśliłaś!
Zrozumiałam jak bardzo przegięłam z tym dresem, widząc Leo w marynarce. Czy on serio chodzi tak po domu? Ja bym chyba nie wytrzymała...
- Wejdź - zaprosił mnie, zabiegając z kilku ostatnich schodów, a gdy tylko przekroczyłam próg przytulił mnie.
Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi i po rudowłosej dziewczynie nie było ani śladu.
- Leo...? - zaczęłam, próbując oddychać. - po to mnie tu ściągnąłeś?
- A co jeśli tak? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Uduszę się w ciągu kilku minut.
Szatyn wypuścił mnie z uścisku.
- W takim razie możemy postrzelać - zaproponował. - Wzięłaś łuk?
- Został w samochodzie. Zaraz go przyniosę - oznajmiłam, odwracając się do drzwi i wychodząc przed budynek.
Szybkim krokiem wróciłam do samochodu i zabrałam z niego łuk i strzały. Nawet nie miałam okazji podziękować za ten prezent. W głębi duszy miałam ochotę też na niego nawrzeszczeć, bo wiedziałam, że łuk nie jest tanią "zabawką". Zatrzasnełam drzwi samochodu po czym wróciłam do pałacu, wślizgując się do środka, gdzie wciąż czekał na mnie Leo.
Leło?
Japa tam xd
510
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz