Po słowach Gabriela, siedziałem tak, przez jakieś cztery minuty. Nie mogło to do mnie dotrzeć, jak on może kochać takiego debila, czy też kalekę jak ja. Co we mnie jest wyjątkowego? Nic. Może właśnie o to chodzi, że jestem szarym człowiekiem, który nic nie osiągał i nie osiągnie. Zawsze byłem zerem, ale starałem się to wybijać sobie z głowy. Najwidoczniej przyszedł czas, aby to przed sobą wyznać. Jestem niewryty, żadnych krzyków, łez czy emocji. Po co się mną przejmować.
-Przepraszam-powiedziałem cicho, po czym wstałem z łóżka i wyszedłem, następnie zamykając się u siebie w pokoju.
Słyszałem walenie do drzwi Gabriela, ale to nic nie dawało, gdyż ja w tamtej chwili siedziałem już w łazience z żyletką przystawioną do przedramienia. Czułem jak łzy spływały mi po policzkach, nie umiałem ich opanować, wszelkie próby opanowanie tych słonych strumieni, kończyło się tym samym. Pojawiało się ich o wiele więcej. Nie zastanawiając się długo przycisnąłem metalowe ostrze do ręki, lecz usłyszałem pięść Gabriela uderzającą w drzwi oraz szczekanie psa, co nie pomagało mi w tym co chciałem zrobić. Kiedy ponownie to zrobiłem, usłyszałem ponownie trzask, gdzie następnie jego głos, który wręcz błagał abym sobie nic nie robił. Jestem debilem, sprawiam mu tylko ból. Chcę sobie tylko ulżyć, ale po dziesięciu minutach otworzyły mi się oczy na świat, który mnie otacza. W tej chwili Gabriel może mieć problemy, że wywołuje hałas na korytarzu, ja mogę mieć za szczekającego psa. Chłopak może ucierpieć psychicznie, znowu, znów przeze mnie...
Odsunąłem nogę, którą blokowałem drzwi łazienki, więc nie czekając długo wparował tam Proteo, który chciał mnie ugryźć w łydkę, jednak trafił na tą zjebaną protezę, więc tylko oderwał mi kawał materiału dresów.
Wstałem powoli z kafelek, starając się uspokoić psa, jak i siebie, lecz nic nie przynosiło skutków. Zrobiłem niedomkniętą pięść z ręki i wyszedłem przed drzwi, gdzie zastałem zmartwioną twarz chłopaka. Myślałem, że wewnętrznie się rozlecę widząc go w takim stanie. Popatrzyłem na niego po czym padłem na kolana, nie wiedząc co robić. Z mej dłoni wypadła żyletka, która była lekko okrwawiona, gdyż lekko naciąłem skórę, chowając żelastwo w dłoni.
Gabriel bez namysłu schował to pod butem, a następnie przykucnął.
Nic nie mówił, a ja tylko i wyłącznie szeptałem cały czas te same słowo:Przepraszam".
Nie wiedziałem co teraz się stanie, bałem się tego, że chłopak pokaże mi środkowy palec, który będzie oznaczał zwykłe spierdalaj. Bałem się tego, że nie będzie chciał mnie znać po tej akcji, jednak ten ocierał tylko w ciszy łzy, które spływały mi po policzkach strumieniami. Ja naprawdę starałem się je opanować, jednak nie umiałem. Wywołałem ból innym, nie sobie. Nie wiem jak teraz o tym myśleć.
Mam stu procentową pewność, że go skrzywdziłem, jednak nie mam pojęcia co siedzi teraz w jego głowie. Może to być wszystko, nawet wizja zabicia mnie za to, że chciałem w tamtej chwili się zabić, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy mnie otaczają.
Starając się uspokoić, podniosłem głowę, aby zobaczyć twarz Gabriela, jednak niepotrzebnie to zrobiłem. Bolał mnie ten widok, jego mina, jego oczy, które wyrażały tylko ból.
-B... b.. bardzo prz..epraszam..-wydukałem, lecz ten tylko mnie mocniej przytulił.
Kurwa, Gabriel powiedz coś w końcu, mnie teraz boli to, że się do mnie nie odzywasz.
To zdanie miałem w głowie, jednak nie umiałem tego wykrztusić.
Czułem jak moje drobne ciało podnosi się do góry, wraz z chłopakiem, więc wtuliłem się w niego jeszcze bardziej.
Na prawdę nie chciałem tego zrobić..
-Porozmawiamy rano..-rzekł cicho, puszczając mnie, po to aby schylić się tylko po kawałek żelastwa, który znajdował się pod jego butem od jakiegoś czasu.-teraz chodź-dokończył po chwili i ruszyłem z nim do jego pokoju.
Zwierze, które chciało mnie przedtem dziabnąć ruszyło za nami, choć widząc Gabriela, był lekko zaniepokojony o życie chomika, lecz Proteo tylko się położył koło łóżka.
-Powinienem iść do siebie, nie chcesz mnie pewnie znać-rzekłem jak najciszej mogłem, gdyż dorwała mnie lekka chrypa.
-Nie, zostań tutaj, bo boję się, że zrobisz coś sobie-popatrzył na mnie pewnie, choć widziałem w jego oczach wielkie zmartwienie.
Nie zdołałem nic powiedzieć, a chłopak przytulił mnie i położył.
Mój organizm był wykończony, płaczem oraz wszelkimi emocjami, więc zasnąłem szybko, mając z tyłu głowy, że dostanę przemowę rano.
***
Otwierając oczy zauważyłem godzinę szóstą trzydzieści, więc podniosłem się do siadu, a następnie ruszyłem do siebie, po prostu nie chciałem mieć rabanu z samego rana.
Wszedłem pod prysznic, aby się schłodzić, po czym wyjąłem z szafy czarne jeansy, oraz koszulkę koloru czarno pomarańczowego, gdzie na tyle był napis "Fettner". To była koszulka, którą dostałem od siostry, kiedy graliśmy kiedyś w hokeja.
Podciągnąłem po kolano nogawkę, aby zobaczyć, czy pies wczoraj nie uszkodził tego badziewia, zwanego moją nową nogą, lecz nie zauważyłem żadnych uszkodzeń, ale za to dostrzegłem Gabriela, który wygląda jakby wypalił z torpedy.
-Nic mi nie jest idę po śniadanie..-rzekłem beznamiętnie spuszczając nogawkę, po czym go wyminąłem i ruszyłem po jedzenie na stołówkę, gdzie następnie wróciłem z tacką lecz, Gabriela nie było w pokoju. Zorientowałem się, że przebywa w łazience, gdyż usłyszałem wodę.
Gdy ten bez najmniejszego wstydu się ubrał, to chwycił za talerz i zaczął jeść powoli jajecznicę na bekonie.
-Możesz dać mi reprymendę..-rzekłem, kiedy przełknąłem pierwszą porcję z widelca...
Gabryś pobijesz kalekę? ;3
858
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz