Chyba wolałem jak byłeś niemy. Te słowa wbiły mi się w umysł jak żadne inne. Był to dla mnie cios, cios, który bolał z sekundy na sekundę. Ja chciałem tylko mu wytłumaczyć dlaczego wcześniej wolałem się nie odzywać, ale sam zestresowałem się tak, że nie wiedziałem co mówię. Jeszcze nikt nie przyłapał mnie na tym, że raz udaję niemego, a po chwili gadam jak katarynka.
Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie, na dodatek w tym miejscu?
Jestem tutaj sam, nikt nawet nie dzieli ze mną pokoju. Moim najlepszym kumplem jest koń i pies. Czuję się jak bym był zoofilem.
Upokorzyłem się przed Gabrielem, jak pajac, przecież ten człowiek nie powie mi teraz głupiego cześć, czy smacznego.
Przez ten cały czas błądziłem po korytarzy, więc nadusiłem na klamkę otwartych drzwi i zawołałem psa do środka. Pokój był skromny. Mnie to wystarczy w stu procentach, ale gdyby była tutaj druga osoba, to już inna para kaloszy.
Nie zastanawiając się dłużej zacząłem rozpakowywanie wszystkiego z walizki i torby, przez co straciłem trochę czasu, co było dla mnie na plus. Potrzebowałem oderwać się od rzeczywistości i to mi się udało, kiedy szafę zajęły moje ubrania.
Wyciągając bokserkę i krótkie spodenki, ruszyłem z kosmetykami do łazienki, gdzie udałem się pod prysznic.
Kąpiel zajęła mi dłużej niż przypuszczałem, bo aż dwadzieścia minut spędziłem pod natryskiem.
Wyszedłem przebrany w odpowiednie ubrania i wdrapałem się na górne łóżko z moim laptopem, gdzie włączyłem sobie na nim serial, którego nie mogłem dokończyć przez kilka miesięcy. Jestem na ostatnim sezonie Orange In The New Black, a stoję w jego środku i zastanawiam się czy jest sens oglądać dalej. Gdyby nie te odcinki z teraźniejszego sezonu dałbym temu serialowi 9/10, ale spadnie to chyba do 7/10.
Przeglądając dalej znaną platformę z serialami natrafiłem na Lucyfera, gdzie właśnie dodali sezon trzeci, którego nie widziałem, ponieważ szukanie na szukajkach czy na innych stronach, zwykle kończyło się na chińskiej wersji dubbingowej.
__________
Do życia ruszyły mnie promienie słoneczne, które właśnie wbiły się do pokoju jak ostrza a masło, przy akompaniamencie ujadania Proteo.
- Proooo - jęknąłem zakrywając sobie głowę poduszką. Jednak na nic się to zdało, to cholerstwo tak głośno szczeka, że uszy potrafią wysiąść.
Wracając do pozycji wyprostowanej spojrzałem na swoją prawą stronę, gdzie dostrzegłem leżącego laptopa.
Uf! Dobrze, że nie spadł, bo bym sobie nie darował.
Zamknąłem sprzęt i zszedłem na dół udając się do łazienki, w której wykonałem poranną toaletę i przebrałem się w uszykowane wcześniej ubrania.
-Chodź-zwróciłem się do psa, po czym wyszedłem z pokoju wraz z pupilem.
Było cholernie zimno, a ja byłem wręcz zmuszony do stania na zewnątrz w cienkiej dość bluzie.
Kiedy zwierzak załatwił już swoje potrzeby, sprawdziłem w telefonie, o której mam zajęcia. Moim zmartwieniem był fakt, że zaczynają się za czterdzieści minut, a ja nawet nie jadłem śniadania.
Zawołałem psa, po czym udaliśmy się do pokoju, gdzie nakarmiłem bestie i ruszyłem szybkim tempem na śniadanie. Wybrałem naleśniki ze śmietaną, które zniknęły z mojego talerza w trybie ekspresowym, a do picia wziąłem kakao.
Po zjedzonym posiłku oddałem naczynia i maszerowałem do stajni, gdyż muszę jeszcze wyczyścić, chociażby częściowo Huntera, a zostało mi dwadzieścia minut.
Dlaczego tylko tyle? Bo kolejka po jedzenia była jak do Lidla po karpie!
Zbliżając się do obiektu, usłyszałem stukot kopyt i rżenie przestraszonego konia.
-Val!-znałem ten głos, więc lekko się skrzywiłem w duszy. Choć przynajmniej wiem, że mam się zamknąć przy nim.
-He he hey, już dobrze. Nic się nie dzieje. Ciii..-stanąłem na drodze konia i gdy ten prawie na mnie wleciał, przystanął. Zwierze patrzyło na mnie nieufnie, lecz kiedy zrobiłem krok do przodu, nie uciekła. Wyciągnąłem w stronę klaczy dłoń, którą powąchała, więc następnie wziąłem ją za uwiąz i zawracając oddałem konia właścicielowi, który stał w drzwiach.
Nie odezwałem się ani słowem, po prostu ruszyłem do boksu Huntera, aby go wyczesać.
Poszedłem szybko po skrzynkę, gdzie następnie zacząłem czyścić zwierzę. Kiedy zakończyłem pielęgnacje zabrałem się za resztę osprzętowienia.
-Co jest pierwsze?-usłyszałem głos Gabriela, który szedł z siodłem w stronę klaczy.
-Cross z Ladomenem..-powiedziałem szybko i dopiąłem popręg koniu, a następnie na niego wsiadłem i ruszyłem w stronę placu treningowego.
Siedziałem na zwierzęciu, słuchając podstaw, które były nam wpajane na tej lekcji. Interesowało mnie to, bo lubię słuchać ludzi.
Kiedy pan Ladomen zakończył monolog, ruszyliśmy do praktyki.
Nim dałem znak Hunterowi aby się odwrócił w stronę przeszkód, natknąłem się na piegusa.
Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie, na dodatek w tym miejscu?
Jestem tutaj sam, nikt nawet nie dzieli ze mną pokoju. Moim najlepszym kumplem jest koń i pies. Czuję się jak bym był zoofilem.
Upokorzyłem się przed Gabrielem, jak pajac, przecież ten człowiek nie powie mi teraz głupiego cześć, czy smacznego.
Przez ten cały czas błądziłem po korytarzy, więc nadusiłem na klamkę otwartych drzwi i zawołałem psa do środka. Pokój był skromny. Mnie to wystarczy w stu procentach, ale gdyby była tutaj druga osoba, to już inna para kaloszy.
Nie zastanawiając się dłużej zacząłem rozpakowywanie wszystkiego z walizki i torby, przez co straciłem trochę czasu, co było dla mnie na plus. Potrzebowałem oderwać się od rzeczywistości i to mi się udało, kiedy szafę zajęły moje ubrania.
Wyciągając bokserkę i krótkie spodenki, ruszyłem z kosmetykami do łazienki, gdzie udałem się pod prysznic.
Kąpiel zajęła mi dłużej niż przypuszczałem, bo aż dwadzieścia minut spędziłem pod natryskiem.
Wyszedłem przebrany w odpowiednie ubrania i wdrapałem się na górne łóżko z moim laptopem, gdzie włączyłem sobie na nim serial, którego nie mogłem dokończyć przez kilka miesięcy. Jestem na ostatnim sezonie Orange In The New Black, a stoję w jego środku i zastanawiam się czy jest sens oglądać dalej. Gdyby nie te odcinki z teraźniejszego sezonu dałbym temu serialowi 9/10, ale spadnie to chyba do 7/10.
Przeglądając dalej znaną platformę z serialami natrafiłem na Lucyfera, gdzie właśnie dodali sezon trzeci, którego nie widziałem, ponieważ szukanie na szukajkach czy na innych stronach, zwykle kończyło się na chińskiej wersji dubbingowej.
__________
Do życia ruszyły mnie promienie słoneczne, które właśnie wbiły się do pokoju jak ostrza a masło, przy akompaniamencie ujadania Proteo.
- Proooo - jęknąłem zakrywając sobie głowę poduszką. Jednak na nic się to zdało, to cholerstwo tak głośno szczeka, że uszy potrafią wysiąść.
Wracając do pozycji wyprostowanej spojrzałem na swoją prawą stronę, gdzie dostrzegłem leżącego laptopa.
Uf! Dobrze, że nie spadł, bo bym sobie nie darował.
Zamknąłem sprzęt i zszedłem na dół udając się do łazienki, w której wykonałem poranną toaletę i przebrałem się w uszykowane wcześniej ubrania.
-Chodź-zwróciłem się do psa, po czym wyszedłem z pokoju wraz z pupilem.
Było cholernie zimno, a ja byłem wręcz zmuszony do stania na zewnątrz w cienkiej dość bluzie.
Kiedy zwierzak załatwił już swoje potrzeby, sprawdziłem w telefonie, o której mam zajęcia. Moim zmartwieniem był fakt, że zaczynają się za czterdzieści minut, a ja nawet nie jadłem śniadania.
Zawołałem psa, po czym udaliśmy się do pokoju, gdzie nakarmiłem bestie i ruszyłem szybkim tempem na śniadanie. Wybrałem naleśniki ze śmietaną, które zniknęły z mojego talerza w trybie ekspresowym, a do picia wziąłem kakao.
Po zjedzonym posiłku oddałem naczynia i maszerowałem do stajni, gdyż muszę jeszcze wyczyścić, chociażby częściowo Huntera, a zostało mi dwadzieścia minut.
Dlaczego tylko tyle? Bo kolejka po jedzenia była jak do Lidla po karpie!
Zbliżając się do obiektu, usłyszałem stukot kopyt i rżenie przestraszonego konia.
-Val!-znałem ten głos, więc lekko się skrzywiłem w duszy. Choć przynajmniej wiem, że mam się zamknąć przy nim.
-He he hey, już dobrze. Nic się nie dzieje. Ciii..-stanąłem na drodze konia i gdy ten prawie na mnie wleciał, przystanął. Zwierze patrzyło na mnie nieufnie, lecz kiedy zrobiłem krok do przodu, nie uciekła. Wyciągnąłem w stronę klaczy dłoń, którą powąchała, więc następnie wziąłem ją za uwiąz i zawracając oddałem konia właścicielowi, który stał w drzwiach.
Nie odezwałem się ani słowem, po prostu ruszyłem do boksu Huntera, aby go wyczesać.
Poszedłem szybko po skrzynkę, gdzie następnie zacząłem czyścić zwierzę. Kiedy zakończyłem pielęgnacje zabrałem się za resztę osprzętowienia.
-Co jest pierwsze?-usłyszałem głos Gabriela, który szedł z siodłem w stronę klaczy.
-Cross z Ladomenem..-powiedziałem szybko i dopiąłem popręg koniu, a następnie na niego wsiadłem i ruszyłem w stronę placu treningowego.
Siedziałem na zwierzęciu, słuchając podstaw, które były nam wpajane na tej lekcji. Interesowało mnie to, bo lubię słuchać ludzi.
Kiedy pan Ladomen zakończył monolog, ruszyliśmy do praktyki.
Nim dałem znak Hunterowi aby się odwrócił w stronę przeszkód, natknąłem się na piegusa.
-Wczoraj byś mnie zagadał, a dzisiaj powiedziałeś do mnie tylko trzy wyrazy, o coś ci chodzi?-zapytał, na co się lekko uśmiechnąłem i pokręciłem głową.
-Stwierdziłeś, że wolisz jak jestem niemy, więc czego oczekujesz?-rzekłem odwracając się i ruszyłem na pierwszą przeszkodę, zostawiając Gabriela gapiącego się w nie wiadomo co.
Gabriel?
773
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz