-Na jak długo?-spytałam.
-Nie wiem jeszcze.
Westchnęłam głęboko i wyciągnęłam ręce pokazując chłopakowi, że ma podejść. Wgramolił się na łóżko i położył obok. Wolną ręką zaczęłam bawić się jego włosami.
-Tylko obiecaj, że nic Ci się nie stanie.
-Obiecuję.- odpowiedział pewnie.
Wiedziałam, że udzieli mi takiej odpowiedzi jednak nadal się o niego bałam. Na zawodach też miał sobie nic nie zrobić, a skończył z uszkodzonym kolanem. Właśnie, a propo kolana.
-Diego, gdzie twój usztywniacz?
Chłopak popatrzył się skołowany na swoje nogi. Chyba sam zapomniał, że go na sobie nie ma.
-Musiałem zdjąć na jazdę.
-Przepraszam bardzo, co?
-Wsiadłem na Terrora.
-Brak mi słów na ciebie.- przetarłam twarz dłońmi.
Owszem mogłam mu zrobić kazanie i nakrzyczeć jednak po co? I tak by to powtórzył.
-Jesteś takim idiotom.- powiedziałam wtulając się w jego ciało.
-Wiem Ves, wiem.
Po chwili wstalam i zaczęłam się ubierać w kurtkę i szalik.
-Co robisz?- spytał chłopak.
-Idziemy lepić bałwana.- wyszczerzyłam się z zadowoleniem.
Zostałam obdarzona wzrokiem w stylu: "tobie już kompletnie na mózg padło", ale chłopak również wstał i zaczął się ubierać. Gdy byłam gotowa podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam marchewkę. Już po chwili szliśmy z chłopakiem przez korytarz. Gdy wyszliśmy na dwór wzięłam w ręce śnieg, by sprawdzić czy się lepi i na szczęście się lepił. Korzystając z okazji zgniotłam śnieg, który trzymałam i rzuciłam w chłopaka. Nie musiałam długo czekać, aby dostać tym samym.
-Dobra, dobra koniec.- zarządziłam.
Ustaliliśmy, że on utoczy dół bałwana, a ja górę. Chłopak pierwszy skończył robić kulę i gdy chciałam nałożyć swoją na niego nagle zobaczyłam jak coś mi śmignęło obok wskakując na kulę i ją niszcząc. Chart zadowolony z siebie stanął przede mną i zamerdał ogonem po czym szczeknął. Popatrzyłam z litością na psa i wyszeptałam w jej stronę groźbę na co chłopak się zaśmiał.
-Ty się nie śmiej tylko ją od nowa tocz.
Już po chwili kula była gotowa, więc nałożyliśmy je na siebie i dla bezpieczeństwa złączyliśmy je śniegiem. Zaczęłam robić trzecią kulę na głowę, a Diego w tym czasie poszedł na poszukiwanie patyków. Wrócił chwilę po tym jak przymocowałam do bałwana głowę. Taskał za sobą jedną wielką gałąź, od której dochodziło parę mniejszych. Jak się spytałam dlaczego po prostu nie oderwał ich powiedział, że chciał wybrać te idealne. Zaśmiałam się na to jakim tonem głosu to stwierdził po czym oderwaliśmy dwie gałązki i wsadziliśmy w boki bałwana. Potem wsadziłam w jego twarz marchewkę i zaczęliśmy szukać kamieni co nie było łatwe pod tą warstwą śniegu. Z całej pracy mogę przyznać, że to zabrało najwięcej czasu, lecz jak już je znaleźliśmy i przymocowaliśmy do bałwana to wyglądał bosko.
-Jaki on piękny. Aż się wzruszyłam.- udałam, że ocieram łzy.
-Masz rację. Jest piękny.- przytaknął.
I w tym momencie mój majestatyczny, pełen gracji pies wpadł w bałwana tworząc mu na brzuchu odcisk swojego pyska.
-To nie pies, to idiota.- powiedziałam.
Diego w tym czasie ulepił kulkę i rzucił ją w stronę psa. Suczka wyskoczyła w górę i złapała kulkę po czym szczeknęła czekając na więcej. Diego zadowolony z reakcji psa powtórzył swoją czynność jeszcze parę razy, a ja stałam z boku przypatrując się im z uśmiechem. Poczułam jak telefon w kieszeni zawibrował więc go wyciągnęłam. Na ekranie było imię siostry Gabriela. Lekko zdziwiona odebrałam i od razu usłyszałam jej szczęśliwy głos.
-Hej Venus.
-Hej Ali co tam?
-Chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Coś się stało?- zapytałam zdziwiona.
-Zaręczyłam się i jesteś zaproszona na ślub.
-O boże! Kochana, jak się cieszę! Gratulacje!
-Dzięki. Chciałam Ci już teraz powiedzieć, że jesteś zaproszona, ale zaproszenie dojdzie za niedługo.
-Super! Jeszcze raz gratulacje.
-Dziękuję.- zaśmiała się.- Muszę kończyć. Mam jeszcze parę osób do obdzwonienia.
-Do zobaczenia!
-Paa.
Po schowaniu telefonu podeszłam do chłopaka, który nadal się bawił z psem. Objęłam go od tyłu rękoma i powiedziałam:
-Będę miała cię okazję zobaczyć w garniaku.- powiedziałam uśmiechając się. Diego w garniturze to to co chce zobaczyć.
-A co się stało?
-Zostałam zaproszona na ślub, a ty idziesz ze mną.
-Ślub? Kogo?
-Siostry Gabriela. Nie znasz jej, ale jest bardzo sympatyczna i kochana.
-Kiedy jest?
-Nie wiem zaproszenie dopiero dojdzie.
Po tych słowach zawołałam Taboulet, która skacząc jak królik dobiegła do nas i zaczęła się o mnie ocierać swoim mokrym cielskiem. Weszliśmy na piętro i każdy poszedł do swojego pokoju. Ściągnęłam z siebie mokre ubrania po czym się przebrałam. Usiadłam przy biurku i załapałam w rękę długopis. Nie miałam zamiaru niczego rysować. Robiłam różne bazgroły, linie, koła, ale i tak w ostateczności wyszedł koń. Trochę koślawy, ale jednak koń. Siedziałam nad kartką jeszcze godzinę pastwiąc się nad nią, aż mi się znudziło. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na stołówkę. Było tyle ludzi jak chyba jeszcze nigdy. W samej kolejce po jedzenie czekałam pół godziny. Zorientowałam się, że nie ma wolnych miejsc, więc wzięłam jedzenie i poszłam z nim na górę. Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść co chwilę dzieląc się z wiecznie wygłodniałym whippetem. Po skończonym jedzeniu nagle mnie zamuliło tak, że nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Jednak moja pora pobudki też nie była normalna, bo wstałam po czwartej. Próbowałam się z powrotem zakopać pod kołdrą i iść spać jednak było to na marne. Przebrałam się w ubrania na jazdę i zawołałam suczkę. Ubrałam ją w ubranko, gdyż pogoda na dworze nie była zbyt ciepła i zapięłam ją na smycz. Wyszłam szybko z budynku akademika. Jak się pośpieszę to zdążę na wschód słońca. Jak byłam parę metrów od akademii odpięłam suczkę i ruszyłam żwawym krokiem jedną ze ścieżek. Prowadziła ona na niewielkie wzgórze, z którego, był piękny widok. Po paru minutach szybkiego marszu stałam na wzgórzu. Miałam jeszcze parę minut, więc zaczęłam rzucać suczce patyk znaleziony po drodze. Gdy po raz kolejny wróciła z zabawką słońce zaczęło wchodzić. Niebo nabrało wspaniałego koloru, który wręcz musiałam sfotografować. Stałam tak jeszcze chwilę podziwiając niebo, że nie zauważyłam, że nigdzie nie ma suczki. Zaczęłam za nią wołać denerwując się coraz bardziej. W końcu wypatrzyłam jedne ze śladów na ziemi i zaczęłam za nimi podążać. Zagłębiałam się coraz głębiej w las, aż zobaczyłam suczkę. Zaczęłam biec truchtem przez co nie zauważyłam dziury i w nią wpadłam tworząc piękną maseczkę z błota i śniegu na twarzy.
-Ty szkodniku.- powiedziałam do psa.- Chodź tu i to teraz!
Suczka chwilę analizowała moje słowa po czym podeszła. Od razu zapięłam ją na smycz i próbowałam ściągnąć z siebie pozostałości po upadku. Większość udało się usunąć jednak i tak duża część pozostała w moich włosach i szaliku. Westchnęłam głęboko i zaczęłam wracać tą samą ścieżką. Po dojściu do akademika przedostałam się do pokoju uważając żeby nikt mnie nie zauważył i szybko weszłam pod prysznic. Usunęłam z włosów błoto, szybko je wysuszyłam i uvralam na siebie rzeczy do jazdy po czym wyszłam do stajni.
<Diego?>
1111 słów xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz