Przyznam, że prośba Adama nieco zbiła mnie z tropu. Chłopak ewidentnie zaliczał się do większości populacji tego miejsca – bogatych dzieci jeszcze bogatszych rodziców. Ich rzadko kiedy obchodzili ludzie. Chociaż chwilę tu będąc miałem nieco ambiwalentne uczucia na ten temat. Znów zacząłem żuć poszczególne rzemyki bransoletki. Pomagało na stres i przy okazji dawało zajęcie rękom.
– Nie wiesz o mnie już wystarczająco? – Zabawmy się w ciuciubabkę.
– Wiem tylko, że lubisz dżem truskawkowy, wyglądasz jak aniołek, masz zajebiste zwierzątko i aż się prosisz o przyparcie do blatu i zamknięcie tych kuszących ust pocałunkiem. – Powiedział z prowokującym uśmiechem, odwracając się i oczekując odpowiedzi.
Nie spodziewałem się aż takiej szczerości i takiej odpowiedzi. Oczywiście, gra we flirt była bardzo fajna, ale ej! Poznaliśmy się jakąś godzinę temu? Może trochę dłużej. To zdecydowanie pobijało jakiekolwiek wcześniejsze spotkania.
– Pocałunek to raczej na randce. – Uniosłem prawy kącik ust. W sumie, co mi szkodziło?
– Mam to uznać za obietnicę? – Skupił się na dalszym gotowaniu.
– Kto wie? – Posadziłem Nyx na blacie i wzrokiem pilnowałem Yurio, który był nią bardzo zainteresowany. Szkoda, że nigdy nie miała być niczyją przekąską. – Mam ragdolla.
– Czy to twój obiekt eksperymentalny? – Zapytał. – Robisz z nim to samo, co z cholernym zdrajcą?
W odpowiedzi dało się usłyszeć lekceważące prychnięcie zwierzęcia. Chyba był przyzwyczajony do swojego słodkiego przezwiska.
– Poniekąd. – Oparłem głowę o rękę, a rękę o stół. – Hammer to dosłownie mój kot i to faktycznie na nim uczyłem się sztuczek mamy. Ale nie jest tak wredny jak Yurio. Jest towarzyski. I trochę bardziej jak pies. Dużo wybacza. No i kocha. Ragdolle szybko się przywiązują.
– Jaki jest sens posiadania kota, który zachowuje się jak pies? – Spojrzał przelotnie.
– Jeśli w twoim domu przewija się mnóstwo różnych zwierząt. – Uniosłem kącik ust i pogłaskałem Nyx po łebku. – Wiesz, kot nie może chcieć zjeść klienta, albo go podrapać. No i Nyx. Hammer nie chce jej zjeść.
– Dużo zwierząt? Mieszkasz w ZOO? – Parsknął śmiechem.
– Mieszkam w normalnym domu. – Podchodzę do chłopaka, a Nyx leci za nami. – Z tą różnicą, że jeden pokój to gabinet weterynaryjny, drugi to gabinet behawiorystyczny, a trzeci robi za poczekalnię do pozostałych dwóch. – Podebrałem jednego tosta i cicho syknąłem. – Gorące!
– Pocałować, żeby nie bolało? – Uśmiechną się do siebie dalej smażąc tosty.
– To obietnica? – Uniosłem z rozbawieniem brwi.
– Kto wie? – Adam cicho zachichotał. – I nie jedz ich na sucho. Z dżemem są lepsze.
– Więc idę po dżem! – Zaśmiałem się i jak powiedziałem, tak zrobiłem.
Tym razem wiedziałem gdzie szukać, więc nie zajęło to strasznie dużo czasu. Potem wróciłem na stałe miejsce.
– Chcesz jeszcze coś wiedzieć? – Obserwowałem czynności jakie wykonywał chłopak. Szło mu to zaskakująco rytmicznie i harmonijnie, jakby tylko to robił od urodzenia.
– A jest jeszcze coś konkretnego, co powinienem o tobie wiedzieć? - Brunet podał mi nóż do ręki, dając tym samym znak, bym zajął się dokończeniem tostów, bo sam miał pełne ręce roboty z naleśnikami. - No wiesz, rzeczy w stylu czy jesteś wampirem? Czy w wolnym czasie zabijasz ludzi i robisz z nich krzesła? Czy z kimś chodzisz i takie tam…
– Nie… nie… i od niedawna nie. – Zaśmiałem się. – Ale sądzę, że ciekawostką jest to, że chodzę do kościoła co niedzielę i w każde święto.
– Dobra, to zdecydowanie nie jesteś wampirem. Chociaż z tą twarzą, nie zdziwiłbym się... Ale równie dobrze możesz być jakimś Nefilim pod przykrywką i polować na demony w Akademii.
Uniosłem lekko kącik ust i wyobraziłem sobie takową sytuację. Z moimi umięjętnościami wyglądałoby to przekomicznie.
– Ciekawa wizja. – Skończyłem smarować tosty i z dumą ułożyłem je w zgrabną wieżyczkę. – Ale niestety. Mogę się pochwalić tylko byciem studentem zaocznym.
– O. To brzmi poważnie. Studenci to praktycznie inny gatunek. – Parsknął krótkim śmiechem. – Też miałem wybrać się na studia, ale... Doszło do zmiany planów. Także ten, co studiujesz? Magiczne sztuczki?
– Trochę. – Wzruszyłem ramionami. – Teatr. Ale raczej wolałbym być krytykiem niż aktorem. Teatrologia i te sprawy. To jest o wiele bardziej interesujące.
– To jednak nie wiem czy cię lubię. – Mówi poważnym tonem, ale później uśmiecha się na znak, że tylko żartował. – Masz do czynienia z profesjonalnym aktorem, Aniołku.
– Jeśli grasz jak typowy Japończyk, to jestem przerażony. – Śmieję się. – Ale jeśli grasz, tak jak gotujesz, to muszę powiedzieć, że chcę cię zobaczyć.
– Jestem tylko w połowie Japończykiem, wiesz? I na szczęście, tak jak talent mam po mamie, tak wychowywałem się głównie na planach do produkcji zagranicznych. – Wyjaśnił, odkładając na talerz ostatniego gotowego naleśnika. – Czuję się zaszczycony, że Księżniczka doceniła moje skromne kucharskie zdolności. – Powiedział z udawaną dumą, skłaniając się przy tym lekko. – Myślę, że wygodniej będzie zjeść u mnie, jak futrzak zajmie się własnym żarciem, więc... Chcesz pójść do mojego pokoju?
– Czy to zaproszenie na randkę? – Uśmiechnąłem się lekko i zająłem się fantazyjnym układaniem naleśników na talerzu.
Może i Adam był aktorem, ale miał za grosz zmysłu artystycznego co do układania kołopodobnych placków. Dumny ze swojego architektonicznego dzieła, poszedłem po miód, syrop klonowy i parę innych dodatków. Gdy finalnie przyozdobiłem naleśniki wyglądało to zjadliwie i pysznie, ale… mało estetycznie.
– Możliwe... A ty chyba nie masz nic przeciwko. – Stwierdził Adam, obserwując moje poczynania z dużym zainteresowaniem, które stopniowo zmieniało się w rozbawienie. – To wygląda... – Krytycznie spojrzał na pokryty wszystkim co słodkie, stosik. – Idealnie pysznie! – Osądził w końcu z szerokim uśmiechem.
Uniosłem kącik ust i wręczyłem mu talerz. Potem, zadowolony, wziąłem Nyx na ramię i tosty w ręce.
– Chodźmy. Na miejscu dasz mi ten śmieszny płyn co zmywa makijaż. – Wyszczerzyłem się.
– I miałbym się zgodzić, bo? – Uniósł brwi.
– Bo bardzo ładnie proszę? – Popatrzyłem na niego oczami szczeniaczka i po chwili namysłu pocałowałem go w policzek. – Tak bardzo ładnie?
Adama chyba lekko zamurowało, ale nie miałem zamiaru się tym przejmować. Plan niemal idealny. Oczywiście mógł nie chcieć, ale dlaczego miałby? Chyba do tego mniej więcej dążył od początku naszej rozmowy. Po to była ta gra. A niektóre granice warto naginać. Czasem przekraczać. Pół-Japończyk był zdecydowanie intrygujący i chciałem go poznać bliżej. Stawiając ostrożnie kroki, ponieważ wokół nóg ciągle plątał się Yurio, wyszedłem z kuchni.
– To co? – Uśmiechnąłem się swoim najlepszym uśmiechem. – W którym pokoju mieszkasz?
– Trzynastka. – Powiedział.
– Czy to nie jest pechowa liczba dla Japończyków? – Spojrzałem na niego kątem oka.
– Nie jestem za bardzo przesądny, a ty? – Prychnął lekko.
– Jestem wierzący, a nie przesądny. – Wzruszyłem ramionami. – Wierzyłem w to, że kartkówkę odwołali, bo o to poprosiłem w modlitwie, a nie dlatego, że jakieś gwiazdy tak się ułożyły. Układają się tak raz na jakiś czas, a kartkówka jest niezapowiedziana. A teraz prowadź.
Adam? Zgoooodzisz się? XD
1047
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz