Wziąłem pod pachę kask i wyszedłem z pokoju. Kierowałem się w stronę stajni, gdzie miałem zamiar wsiąść na Vel. Gdy byłem przed budynkiem podbiegł do mnie wesoły doberman z piłeczką w pysku.
-A gdzie właściciela zgubiłeś?- spytałem psa.
Proteo podszedł do mojej ręki i trącił ją pyskiem. Wyciągnąłem z jego pyska piłkę i rzuciłem nią. Pies wyskoczył jak z armaty w pogoń za piłką skacząc przy tym jak sarna. Po uchwyceniu przedmiotu w zęby ruszył z powrotem w moją stronę.
-Pro!
Nagle usłyszałem głos właściciela psa przez co odwróciłem się w jego stronę. Chłopak wydał mu komendę patrząc na podopiecznego z pogardą. Punkt dla ciebie Gabriel! Odczytałeś z niego pierwszą emocję!
-Wybacz za niego, po prostu musiałem iść zostawić bluzę, a on miał zostać.- Powiedział blondyn.
-Nic się nie stało i tak szedłem do stajni, aby potrenować.
Po paru chwilach chłopak życzył mi dobrego treningu na co podziękowałem i odszedłem. Szybkim krokiem wszedłem do stajni, a następnie do siodlarni i wziąłem sprzęt. Wyprowadziłem klacz z boksu i zacząłem ją czyścić skupiając się na tym co robię. Po wyczyszczeniu założyłem cały potrzebny sprzęt i wyszedłem przed stajnię. Wsiadłem na klacz i ruszyłem stępem na wybieg crossowy. Nagle do mojej głowy przyszedł Manuel. Zacząłem mimowolnie analizować jego zachowanie, a przede wszystkim cicho w duchu się cieszyłem, że w choć małej cząstce udało mi się go zobaczyć, a dokładniej jego emocje.
-Kurwa Gabriel.- powiedziałem do siebie, gdy koń się potknął, a ja wróciłem do świata realnego.
Starałem się teraz skupić na koniu, więc wykorzystałem ćwiczenie, które mi kiedyś polecił trener. Usiadłem mocniej w siodle i próbowałem wyczuć ruch każdej z nóg konia. Po pewnym czasie mogłem spokojnie powiedzieć kiedy do przodu idzie lewa tylna noga, a kiedy prawa przednia. Po występowaniu się podciągnąłem popręg po czym zakłusowałem i skierowałem się w stronę górek żeby klacz dobrze rozgrzała wszystkie mięśnie. Następnie zabrałem się za koła, wolty i półwolty po czym zagalopowałem. Postawiłem na dodania i skrócenia wykroku oraz przejścia. Po upewnieniu się, że klacz jest dobrze rozgrzana najechałem na pierwszą przeszkodę, którą był coffin. Klacz miała lekkie zawahanie, ale gdy poczuła łydkę ładnie skoczyła. Następnie pojechałem na szweda z wodą. Widząc wahanie klaczy mocniej usiadłem w siodle i puknąłem ją łydką. Na szczęście się przełamała i skoczyła. W nagrodę dałem jej chwilę stępa i wróciłem do pracy. Najechałem na sunken road. Jako pierwsze pokonaliśmy stacjonatę. Dalej najechaliśmy na bankiet w dół, gdzie musiałem mocno zwolnić, by nie skończyć z koniem na ziemi. Następnie był wskok na bankiet gdzie mieliśmy wolne tempo i klacz zahaczyła fartuszkiem o deski. Ostatnią już przeszkodą była hydra. Klacz się na niej nawet nie zawahała co mnie bardzo zadowoliło. Przeszedłem do wolniejszego chodu i wróciłem na górki, lecz tym razem użyłem ich do rozluźnienia klaczy. Następnie zwolniłem do stępa i zacząłem wracać do stajni. Po drodze nie spotkałem żywej duszy podobnie jak w stajni. Przed budynkiem zsiadłem z klaczy i wykręciłem jej hacele żeby się nie ślizgała po całej stajni, a następnie ją rozsiodłałem i wsadziłem do boksu. Po odniesieniu sprzętu ogarnąłem siebie i ruszyłem w drogę do akademika. Jednak zanim do niego doszedłem zobaczyłem drobnego chłopaka, który siedział na murku i grał na gitarze. Przystanąłem przed nim i wsłuchałem się w jego głos i grę. Przestałem tak chwilę do momentu, gdy otrzeźwił mnie zimny podmuch. Podszedłem bliżej chłopaka i przykucnąłem przy nim.
-Manu.
Chłopak podniósł gwałtownie głowę, a gdy mnie zobaczył odwrócił wzrok.
-Długo tu stoisz?- spytał.
-Parę minut. Fajnie ci to wychodzi. W sensie gitara. Znaczy granie i śpiewanie.- pogubiłem się lekko w swoich słowach.- Chłodno trochę chyba...
Nie zdążyłem dokończyć zdania, gdyż wleciał we mnie Proteo skutecznie mnie wywracając. Pies zdziwiony tym, że leżę podszedł do mnie i zaczął obwąchiwać.
-Boże, przepraszam za niego.- powiedział Manuel.
Zacząłem się śmiać z całej sytuacji. Po chwili chłopak odłożył instrument i wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wstać. Uchwyciłem się jej i pociągnęłam specjalnie ściągając blondyna do parteru. Gdy chłopak wylądował na moim torsie oddech uwiązł mi w gardle. Patrzyłem się na jego twarz sam nie wiem ile czasu.
-Pora wracać.- powiedziałem.
Blondyn szybko wstał i złapał instrument. Co to miało być? Pierwszy raz miałem taką sytuację i pierwszy raz nie umiałem zrozumieć sam siebie. Potrząsnąłem głową chcąc pozbyć się tych myśli choć wiedziałem, że jak zostanę sam to wrócą i to ze zdwojoną siłą. Ruszyliśmy w stronę budynku, a między nami biegał szczęśliwy pies. Gdy doszliśmy do pokoi zauważyłem, że czegoś nie mam.
-Cholera.- powiedziałem sam do siebie.
Mój towarzysz spojrzał na mnie pytająco.
-Zapomniałem kasku. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- odpowiedział.
Ruszyłem żwawym krokiem w dół schodów po czym wyszedłem na dziedziniec. Szybko odszukałem wzrokiem mokry już worek z kaskiem w środku. Zgarnąłem go z ziemi i wróciłem do pokoju. Po zamknięciu drzwi położyłem się na łóżku wisząc głową w dół. Nagle poczułem wibracje telefonu. Na wyświetlaczu było imię "Alicja". Lekko zdziwiony odebrałem.
-Co tam?- zagaiłem.
-Nie uwierzysz co się stało!- mówiła roztrzęsionym głosem.
W głowie już miałem najczarniejsze scenariusze, gdy powiedziała:
-Chris mi się oświadczył!
-CO.
Mogłem spokojnie powiedzieć, że dosłownie mnie zatkało. Tego bym się spodziewał najmniej.
-Jesteś zaproszony na moje wesele.
-Mój boże Ali, tak wam gratuluje!- wręcz wykrzyknąłem na co dziewczyna się zaśmiała.
-Zaproszenie powinno dojść za parę dni.
-Nadal nie wierzę.
-Gabryś muszę kończyć. Idę na przymiarki. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Po tych słowach usłyszałem w komórce głos typowy dla rozłączania się. Opadłem na łóżko przetwarzając dokładnie informacje w głowie. Manuel, ślub, Manuel, Alicja, ślub, Manuel. Przetarłem dłońmi twarz i podszedłem do okna. Otworzyłem szeroko okno i włączyłem papierosa mocno się zaciągając. Patrzyłem na dym, który tworzył różne kształty. Jestem w tej akademii trochę ponad miesiąc, a już tyle się wydarzyło. Usłyszałem pukanie do drzwi i już się domyśliłem kto to mógł być.
-Wchodź.
Do moich nóg od razu podbiegł whippet, a za nim weszła jego właścicielka.
-Palisz, więc zakładam, że też zostałeś zaproszony.
-Dokładnie.- przytaknąłem.
-Jak sądzisz mogę iść z Diego?
-Raczej tak. Na pewno się nie obrazi.
-To dobrze.- odetchnęła dziewczyna.- Dawno wróciłeś z treningu?
-No trochę.
-To chyba powinieneś się ogarnąć. Śmierdzi tu.
Przewróciłem oczami i zwróciłem się w jej stronę.
-To mój pokój, więc może tu śmierdzieć.
Tym razem to ona przewróciła oczami i przed wyjściem powiedziała:
-Zadzwoń dla pewności do Ali i mi napisz czy się zgodziła.
-Ta, jasne, pa.
Teraz do mnie dotarło, że będę musiał założyć garnitur, którego nie miałem. Poszedłem do łazienki uprzednio zamykając okno. Wszedłem pod prysznic i włączyłem ciepłą wodę, która w kojący sposób mnie ogrzewała. Stałem tak dłuższą chwilę. Po skończeniu prysznica założyłem na siebie dresy i koszulkę po czym poszedłem na kolację. Mój cel na dzisiaj to było robić jak najwięcej, by pozbyć się natrętnych myśli i uczuć jakie im towarzyszyły.
Manuel?
1111 słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz