2.08.2019

Od Leonarda cd. Noah

- Jeszcze pięć minut - mruknąłem, czując na sobie mokry język Sherry, która postanowiła posłużyć mi dzisiaj jako budzik. Początkowo zapomniałem o wszystkich rzeczach jakie się wczoraj wydarzyły, lecz gdy tylko zmacałem, puste miejsce znajdujące się obok mnie, moje oczy automatycznie się otworzyły oraz zaczęły nerwowo wyszukiwać postaci Noah - Noe? - mruknąłem, nie potrafiąc nigdzie dostrzec żadnych śladów jej obecności - Noeee? Gdzie jesteś? - pytałem dalej, pustą przestrzeń, która nie miała zamiaru udzielić mi odpowiedzi.
- Wyszła godzinę temu - głos Mery, pojawiającej się tutaj niczym duch, wywołał u mnie reakcję, lekkiego podskoczenia - Nie chcieliśmy jej zatrzymywać... Wyglądała na zdenerwowaną - objaśniła ze spokojem, rozsuwając kolorowe zasłony, które ostatnimi siłami, zabraniały światłu słonecznemu, na zupełne wpełznięcie do zaciemnionego pomieszczenia.
- Super, jeszcze muszę ruszyć się do akademii - burknąłem z wyrazistym niezadowoleniem - Na śniadanie proponuję coś klasycznego, nie mam ochoty na wyrafinowane potrawy - zmieniłem temat rozmowy, ale w mojej głowie ciągle pojawiała się postać szarookiej dziewczyny. Czy aż tak bardzo ją wystraszyłem? Przecież nie zrobiłem jej żadnej krzywdy, a to, że znaleźliśmy się razem w jednym łóżku, jeszcze o niczym nie świadczyło. Wzdychając na to cicho, poniosłem się z rozkopanego łóżka, aby móc udać się do wysprzątanej łazienki. Moim pierwszym odruchem, było odkręcenie kurka z zimą wodą, którą chlusnąłem sobie prosto w twarz. Miało mi to teoretycznie pomóc w ocknięciu się z ostatnich resztek snu, co jak idzie się domyślić, najzwyczajniej w świecie nie zadziałało. I ja mam w takim stanie wyjść do ludzi? - pomyślałem, ściągając z siebie wczorajsze ubranie, aby móc je zastąpić czymś bardziej związanym z jazdą konną. Po założeniu na siebie białych bryczesów, mogłem jedynie stwierdzić, że wyglądam w nich jak debil. Krój tego nowego cholerstwa, nie pasował na mnie pod żadnym względem. Moje nogi były stanowczo za chude, jak na taki rozmiar, lecz będąc porannym leniem, nie miałem zamiaru zmienić ich teraz na mroczną, oklepaną czerń - Zapowiada się ciężki dzień - rzekłem sam do siebie, nie spodziewając się, aby ta doba przyniosła mi jakieś dobre chwile.
➼➼➼➼➼➼➼
Na hali pojawiłem się równo z godziną siódmą trzydzieści. Miałem dokładnie pół godziny na rozruszanie konia, gdyż o ósmej, miały się tutaj zaczynać treningi z ujeżdżenia, których raczej nigdy nie zrozumiem. Teoretycznie do końca lutego, miałem postawić sobie krzyżyk w miejsca intensywnych treningów, przez tak zwane problemy zdrowotne, ale kto miałby się tym niby przyjmować? Krew na mojej rogówce już prawie całkowicie zanikła, więc raczej już wyzdrowiałem nie?
- Leo? - zdziwiony, damski głos, który utknął gdzieś w okolicy wejścia do hali, zmusił mnie do zatrzymania rozpędzonego Attacka - Myślałam, że masz zakaz, wykonywania intensywniejszych treningów... Jednak postanowiłeś się pojawić na zajęciach - ręce fioltowowłosej istoty, skrzyżowały się na jej klatce piersiowej, jakby chciały mi przekazać, iż nie są zadowolone z moich poczynań.
- To tylko galop Noeee, na to się nie umiera - westchnąłem, poprawiając roztrzepanemu gniadoszowi grzywę - Czemu odeszłaś, bez słowa? Ominęło cię śniadanie.
- A ty co byś zrobił, jakbyś obudził się obok półnagiego faceta? - prychnęła, wprowadzając Damaskusa do wnętrza pomieszczenia.
- Strzeliłbym mu w pysk, i zagroził więzieniem, za dobierania się do księcia - zaśmiałem się, wyrzucając swoje nogi ze strzemion, co było pierwszym krokiem do znalezienia się na ziemi - Poza tym nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy... Nie stresuj się tak.
- Tsa, tsa - przewróciła jedynie oczami, chowając pod kaskiem delikatny uśmieszek - Masz zamiar poćwiczyć ujeżdżenie?
- Nigdy w życiu - wypaliłem z automatu, łapiąc swojego podopiecznego za wodze - Nołe?
- Co? - głos niziołka zaczął się coraz to bardziej niecierpliwić.
- Mogę poczekać u cieeebie? Nie chce mi się wracać do domu, a tak to obejrzelibyśmy jeszcze jakiś serial alboo coś? - zrobiłem oczy kota ze Shreka, dzięki którym, sekundę później, oberwałem kluczem od drzwi pokojowych prosto w nos.
- Tylko nie nabałagań! - pogroziła mi palcem, lecz na jej twarzy nie malowała się żadna złość - I nie zaraź mi lisów swoją brytyjskością, bo szału dostanę z trzema anglikami! - dodała na koniec, starając się podciągnąć popręg karusa, o kilka oczek wyżej.
- Obieeeecuuuuujeeee! - nie tracąc więcej czasu, opuściłem rozświetloną halę, a następnie uciekając przed oczami nauczycieli, wślizgnąłem się do opustoszałej stajni.
➼➼➼➼➼➼➼
Przekręcając zamek w drzwiach, z uśmiechem wszedłem do niewielkiego pokoju akademickiego, należącego do panny Blake. Na samy wstępie przywitała mnie zaskoczona Dot, która z dużą nieufnością, pozwoliła mi przejrzeć resztę, znajomego pomieszczenia.
- Nie bój się... - szepnąłem w stronę białaski, której biała kita zniknęła, gdzieś w odmętach mrocznej szafy - Nie zrobię ci krzywdy - dorzuciłem, siadając na dość wygodnym łóżku, które ugięło się pod ciężarem mojego ciała. Początkowo, rozglądałem się jedynie wzrokowo po pomieszczeniu, ale gdy poczułem się już ciut pewniej, postanowiłem włączyć sobie telewizor, gdzie akurat trafiłem na stację CW, nadającą właśnie kolejny odcinek serialu Arrow. Mrużąc na to swoje oczy, ułożyłem się wygodniej na sprężystym materacu, co w pewnej chwili zwabiło do mnie pupila Noah - Co tam? - pogłaskałem samice po głowie, zaskarbiając sobie u niej delikatną dozę zaufania. Nie minęła godzina, a Dotter zwinęła się na moim brzuchu w kłębek, oczywiście nieco mnie przy tym drapiąc. Nie byłem pewien kiedy sam zasnąłem. Może było to po trzecim odcinku TVD? Albo piątym Dynastii? Sam do końca nie wiedziałem, co ostatnio dzieje się z moim organizmem, jednak nie miałem zamiaru się nim teraz przejmować... Teraz liczył się tylko sen.

Nołe? Buzi?
835 słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz