2.16.2019

Od Leonarda cd. Noah

Jeszcze tutaj wrócę - pomyślałem, zamykając za sobą drzwi, niewielkiego pomieszczenia, w którym przemieszkałem z jakieś trzy dni. Nie zapominając o zamknięciu Dot w klatce, ruszyłem w stronę kamiennych schodów, które miały za zadanie zaprowadzić mnie do głównego wyjścia z budynku. Nie oglądając się za siebie, wszedłem na teren sporego parkingu, a następnie zasiadłem za kierownicą granatowego, lekko wybrudzonego BMW. Czując w duszy lekkie wyrzuty sumienia, ostatni raz pomyślałem o twarzy rozespanej Noah, aby po chwili odjechać w kierunku swojego domu. Nie czując się na siłach, żeby rozmawiać ze swoimi rodzicami, przez ostatnie kilka dni, odrzucałem jedynie wszystkie numery, zaczynające się kierunkowo "+44". Odkąd poznałem Nołe, w swoim umyśle panował istny chaos. Jednocześnie chciałem wracać do Londynu i zostać przy fioletowowłosej dziewczynie, której stan, codziennie martwił mnie coraz bardziej. Niby w Stanach Zjednoczonych zawsze widziałem więcej minusów, niżeli plusów, lecz jednak jakaś niewidzialna siła trzymała mnie tutaj wszystkimi rękami, oraz nogami, jakie miała w posiadaniu.
- Cholera by to - mruknąłem pod nosem, zatrzymując pojazd tuż przed bramą zamkniętej dla większości ludzi rezydencji. Nie mając zamiaru wysiadać z samochodu, napisałem szybką wiadomość tekstową do Mary, dzięki czemu znalazłem się w swoim pokoju prędzej niż się tego spodziewałem.
- Obiad? - zapytała służąca, przysłaniając mi widok śpiących psów - Pańska rodzina się o pana martwiła - wyjawiła, pokazując mi kilka listów, rozrzuconych na blacie biurka - Dwa z Londynu i dwa z Bagshot Park - wyrecytowała, chowając dłonie za swoimi plecami.
- Zjem coś... Coś... Skromnego? Wystarczą mi zwykłe jajka po benedyktyńsku - oparłem głowę o twardą poduszkę, która umożliwiła mi lepszą obserwację białego sufitu - Do pokoju... Wole zjeść tutaj - dodałem, zanim zostawiła mnie samego. Słysząc ciche "kliknięcie" zamka, z ogromnym westchnieniem podniosłem się z leżanki, aby móc otworzyć starannie zaklejone, białe koperty. Pierwsze dwa, nadane ze stolicy mojego kraju, zostały wysłane mi przez moich przyjaciół, natomiast te z mojego domu rodzinnego, pochodziły spod ręki moich rodziców oraz głupiutkiego rodzeństwa. Na wspominki im się zabrało - przeszło mi przez myśl, gdy kolejna papeteria lądowała w koszu na śmieci. Marne słowa od mojej familii, postanowiłem jednak zatrzymać jeszcze przez kilka dni w szufladzie. Jak zwykle marne pocieszanie, że wszystko będzie dobrze... Mam do nich częściej dzwonić i inny stek bzdur, w które może uwierzą dziesięcioletnie pajace. Ściągniemy cię do domu na święta, wyprawimy ci w Londynie urodziny... Ciekawe, w którym roku, oraz ile będę miał w tedy lat, bo jakoś w 2019, postanowili je magicznie odwołać. Starczą mi pieniądze, jak zwykle, pieniądze. 
Po zjedzonym posiłku, nie potrafiłem wręcz wysiedzieć w miejscu. Kręcąc się nerwowo po swojej sypialni, w końcu zdecydowałem się założyć na siebie płaszcz, i po prostu wyjść, Bóg jedyny wie gdzie. Lasy w Durham łączyły się ze sobą w naturalny sposób, ale, żeby przejść do części puszczy wykupionej przez moją rodzinę, należało pokonać zabezpieczone pastuchem ogrodzenie. Nie czując strachu przed drewnianą furtką, pchnąłem ją z rozwagą, na nowo zapominając o Bożym świecie, jaki mnie teraz otaczał. Mijałem właśnie jedno ze starszych drzew, gdy nagle przed moimi oczami przebiegła biała kulka futra, podpięta do kolorowych szelek. Zdziwiony tym zjawiskiem, złapałem lisicę za kark, na co ona odwdzięczyłam mi się ostrym ugryzieniem w dłoń.
- Dot ty cholero - warknąłem, czując, jak świeża krew, zaczyna ciec wzdłuż mojej prawej ręki - To ja, Leo, nie żryj mnie więcej - burknąłem, uspokajając dzikie zwierze, które po obwąchaniu mojej klatki piersiowej, wygodnie rozłożyło się w moich objęciach - Gdzie jest Noe co? Znowu jej uciekłaś? - zapytałem z niezadowoleniem, idąc w stronę, skąd wybiegła ta futrzasta szmatka. Nie minęła minuta, a ja mogłem już usłyszeć zrozpaczony głos, szarookiej istoty. Posyłając Dot karcące spojrzenie, szybko podbiegłem do niższej od siebie dziewczyny, aby móc ją mocno przytulić - Spokojnie, jestem - czułem jak jej drobne ciało dygocze w moich ramionach. Martwiąc się jej stanem, zdecydowałem się wziąć ją na ręce (sam nie wiem, kiedy lis wylądował na ziemi), i sprzedać jej uspokajający pocałunek, wymierzony prosto w jej drobne usta - Jestem przy tobie, spokojnie.

Nołe? 
Miłość c: 
637 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz