2.27.2019

Od Adama cd Wiktora

Ku zdziwieniu Adama, udało mu się nie tylko wstać na pierwsze piątkowe zajęcia, ale też spóźnić się na nie zaledwie o dwadzieścia minut. Pani Rosa Hils posłała mu mało przyjemne spojrzenie, kiedy wraz ze swoją kapryśną Kelpie, wkroczył za ogrodzenie toru, na którym odbywały się lekcje skoków. Nie jego wina, że wredny Yurio postanowił znowu zwiać, tym razem tylko do kuchni, a włosy wyjątkowo nie chciały mu się ułożyć i w końcu jakoś pospinał je wsuwkami, by nie przeszkadzały. Nie zrobił makijażu, ale wcale nie dlatego, by zadowolić jednego cholernego ktosia, tylko po prostu nie miał już czasu.
Klaczka czarna niczym pióro Nyx była równie zaspana i niezadowolona z wczesnej pobudki, więc z większą niż zwykle upartością, usiłowała dobrać się do jeździeckiej kurtki chłopaka. Odpychał ją na ile był w stanie, gdy uwijał się przy jej siodle i wodzach, ciągle przy tym przeklinając oraz grożąc konikowi przerobieniem na tatar. Nie żeby naprawdę miał taki zamiar. Nie dość, że nienawidził tej potrawy, to jeszcze za mocno kochał tę upartość i charakterek czarnej wredoty. Cieszył się, że rodzice przeliczyli się w zakupie, zamiast potulnego konika do hipoterapii, sprawili mu "wierzchowca bojowego". Czuł, że zwierzę choć trochę go rozumie i tak jak on akceptował naturę Kelpie, tak ona przyjmowała go z wszystkimi wadami, agresją oraz smutkiem. Jednak ta więź przyjaźni nie przeszkadzała im w docinkach, udawanym gniewie i psikusach.
Mimo początkowego oporu przed opuszczeniem ciepłego wnętrza stajni, klacz szybko poczuła radość z możliwości wybiegania się. Miała mnóstwo energii oraz entuzjazmu jako bardzo młody konik, praktycznie jeszcze źrebak i choć nie mogła na wiele sobie pozwolić podczas kontrolowanego treningu, dawała z siebie wszystko, a Adamowi udzielał się jej wesoły nastrój. Dodatkowo na jego dobre samopoczucie wpływała możliwość obserwowania blond aniołka.
Czas pierwszych zajęć minął szybko i nim brunet zdążył nacieszyć się jazdą, musiał zsiąść z siodła, by dać wierzchowcowi odpocząć. Choć czarnulka nie wyglądała na bardzo zmęczoną, wciąż była młodziutka oraz niedoświadczona, więc by za bardzo jej nie męczyć, Pani Hils poleciła, by chłopak nie forsował jej i opuścił kolejne lekcje. Nie miał nic przeciwko, ale widział, że Kelpie najchętniej dalej by pobiegała, więc cicho obiecał jej, że po południu wybiorą się na przejażdżkę po okolicy.
Nie miał nic lepszego w planach, poza graniem w gry, czy rysowaniem, więc równie dobrze mógł poświęcić trochę dnia na zajęcie się kopytną przyjaciółką. Chociaż ty miej coś z tego wyjazdu.
Zaprowadził konika do właściwego boksu i zabrał się za uwalnianie go z ciężkiego siodła. Uzupełnił zapas świeżej wody oraz siana, po czym poszukał w torbie zabranego z kuchni przysmaku klaczki, czyli soczystego jabłka. Wiedział, że nie powinien jej przekarmiać, ale sam nie potrafił odmówić sobie słodyczy, więc nie mógł i jej ich odmówić. Przecież byłby wtedy hipokrytą.
Zadowolona Kelpie niemal dziabnęła go w palce, kiedy łapczywie chwytała ulubioną przekąskę, po czym parsknęła jakby w wyrazie wdzięczności.
- To co? Dasz mi się teraz zająć twoją grzywą? - W odpowiedzi Adam został trącony mokrym nosem w twarz na tyle mocno, że prawie stracił równowagę i w odwecie ze śmiechem prysnął w konika wodą. Zaczęło się kichanie i wesołe rżenie, które aż zwróciło uwagę zwierząt w sąsiednich boksach. - No już spokój, bo jeszcze ktoś tu przyjdzie i oskarży mnie o znęcanie się nad tobą - stwierdził wciąż rozbawiony, sięgając po wiszącą na ścianie szczotkę. - A przecież to ja tu jestem ofiarą. - Odpowiedziało mu szarpnięcie głową oraz kolejne parsknięcie. - Przecież nie kłamię, to ty ciągle mnie gryziesz i to nawet gdy przemycam ci jabłka. Naprawdę nie wiem po kim to masz. - Och wiedział aż za dobrze. Czesał lśniącą grzywę, która układała się w kaskadę fal i loczków bardzo podobnych do jego własnych. Tak bardzo chciałby móc zapleść z nich warkoczyki... Ale już zdążył na własnej skórze przekonać się, czym to grozi. -Byłaś dziś naprawdę świetna, ale pewnie dobrze o tym wiesz, co nie? Jak później pojeździmy to pozwolę ci trochę pogalopować, jeśli mnie nie zrzucisz jak ostatnio. Wiem, że to zabawne, ale ten strój jest nowy, jasne? Także bądź miła dla mnie, a ja ci się odwdzięczę i... Auć! Za co to było?! - Kelpie szarpnęła głową, uderzając przy tym w nos bruneta i zarżała, stąpając niespokojnie w miejscu.
Dopiero po chwili Adam zobaczył to, co ona wcześniej wyczuła. Przed wejściem do boksu stał pies. Cholernie duży pies.
Chłopak z zaskoczenia, upuścił szczotkę i chciał się cofnąć, ale potknął się o przyniesione wcześniej wiadro. Upadł na wyłożoną sianem podłogę, robiąc hałas i oblewając się wodą. To i jego przerażony wrzask wystarczyło, by czworonożna bestia zawarczała groźnie. Zaalarmowana zachowaniem właściciela, Kelpie rżała ostrzegająco i niemal podskakiwała, opierając się na tylnych nogach, ale nie miała zbyt wiele miejsca na ruch. Nie chciała przypadkiem uszkodzić, wystraszonego chłopaka, który odsunął się pod ścianę najdalej jak mógł. Gdyby pies się na niego rzucił, nie miałby nawet gdzie uciec.
Na szczęście, po chwili w stajni rozległo się  wołanie, na które czworonóg zareagował niemal od razu, uspokajając się i odbiegając od wejścia. W jego miejsce pojawił się zaś najprawdopodobniej jej pan.
Chłopak. Wysoki, piegowaty, o całkiem przyjemnej dla oka twarzy ozdobionej kolczykami. Tym co zwracało na siebie największą uwagę, były jednak jego włosy - bielutkie niczym u postaci z anime. Czy w tej Akademii są jacyś zwyczajni ludzie?
- Jesteś pewien? - Głos Adama był bardziej drżący, niż by chciał. Kelpie trochę ochłonęła, ale wciąż mierzyła nowoprzybyłego ostrożnym spojrzeniem, gotowa znowu stanąć w obronie przyjaciela. Brunet usiłował się podnieść, ale poślizgnął się na mokrym sianie i znowu uderzył kością ogonową o podłogę. Czuł, że robi się czerwony, zarówno z zawstydzenia swoim dość żałosnym stanem przerażenia, jak i z wściekłości. - Nie powinieneś trzymać tych bestii na smyczy? Co gdyby mnie pogryzły? - Przybrał ostry, zdenerwowany ton i bezwiednie zwinął dłonie w pięści. Nie ważne jak przystojny, był stojący przed nim białowłosy. Wciąż czuł adrenalinę i strach, a te szły w parze z agresją, której od jakiegoś czasu nie mógł łatwo opanować. 
Bał się psów. Wiedział, że większość jest przyjacielska, wierna i posłuszna swoim właścicielom, bo przecież znał historie o Hachiko, słyszał o psach ratujących ludzi oraz towarzyszących niepełnosprawnym. Nie zmieniało to jednak faktu, że za każdym razem, gdy obok znajdował się duży pies, przypominał sobie jak ostre mają kły i mocne szczęki. Jak bardzo bolą szarpane rany po ugryzieniach i jak dużo leje się z nich krwi... 

1031 słów
Wiktor? Uspokoisz jakoś Adama?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz