2.02.2019

Od Noah cd Leonarda


Czy kogokolwiek zdziwi, jeśli powiem, że za cholerę nie zrozumiałam co najmniej połowy wypowiedzi pana księżniczki? Nie? To dobrze, bo mnie już dawno przestało dziwić, że go nie ogarniam.
- Zrobiłeś niezłą sensację – odpowiedziałam, na pierwsze pytanie. – No i jeśli ktoś poza mną jeszcze nie wiedział, że mamy w klubie członka rodziny królewskiej, to wystarczy dostęp do jakichkolwiek newsów, by nadrobić wszelkie zaległości.
Nie potrafiłam stwierdzić, czy go to zmartwiło.
- Jak się czujesz? – spytałam po chwili ciszy.
- Bywało lepiej – przyznał. – Chociaż wczoraj z kolei było gorzej – dodał, uśmiechając się lekko.
Tak, nie przewidziało mi się. Leonard się uśmiechnął. Dopiero teraz dotarło też do mnie, że nie tylko uśmiechnął się, ale też zaprosił mnie tu i ani razu na mnie nie krzyknął. Innymi słowy BYŁ MIŁY! Nie spodziewałam się nawet, że to potrafi… czyżby miał gorączkę? Zanim zastanowiłam co robię, dotknęłam grzbietem ręki jego czoła. Zdecydowanie było zbyt gorące.
- Masz gorączkę – oznajmiłam, zabierając rękę. – Zawołać lekarza?
Leo posłał mi spojrzenie mówiące  „no comment”. Fakt, nie chciał tu nawet przyjechać.
- Byleby tylko brytyjski rząd nie miał do mnie pretensji jak się tu ugotujesz – rzuciłam, co skwitował krótkim śmiechem.
Może naprawdę powinnam kogoś zawołać?
- Długo będą cię tu jeszcze trzymać? – spytałam.
Właśnie chciał odpowiedzieć gdy przerwał mu dzwonek telefonu. Wyjęłam urządzenie z kieszeni. Nie musiałam nawet zerkać na ekran by wiedzieć, że znów zawaliłam. Wstałam, mamrocząc pod nosem, że to pilne i odebrałam.
- To naprawdę nie tak jak myślisz – odezwałam się, zanim głos po drugiej stronie zdążył to zrobić i wyszłam na korytarz. – Dużo się działo, nie miałam kiedy zadzwonić.
„A co mogę myśleć, kiedy nie odzywasz się od wyjazdu?”
Wolałabym, żeby na mnie nakrzyczał, zwyzywał od idiotek i rzucił słuchawką. Zniesienie jego złości byłoby znacznie prostsze niż słuchanie smutnego Sama.
- Sam… proszę…
„Wystarczyłoby napisać smsa, Blake. Już to przerabialiśmy, pamiętasz?”
Pamiętałam. Aż nazbyt dobrze.
„Dużo się działo, nie miałam kiedy zadzwonić, to nie tak, a potem o mało się nie zabiłaś.”
- Przepraszam – wyszeptałam, słysząc lekkie drżenie w głosie przyjaciela.
„Po prostu zadzwoń, kiedy już znajdziesz trochę czasu.”
- Jasne – odpowiedziałam, mimo że już się rozłączył.
Coś się stało. Coś musiało się stać i wiedziałam, że nie było to nic dobrego. Chciałam jak najszybciej wrócić do swojego pokoju  akademii, byleby tylko jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Był tylko jeden problem. Musiałam jeszcze wrócić do sali, na której leżał Leo po swoją kurtkę.
Przed naciśnięciem klamki wzięłam ostatni głęboki wdech. Jak to mówią YOLO. Na szczęście.
Leonard chyba chciał coś powiedzieć, ale wyraz mojej twarzy najwyraźniej przekonał go do zamknięcia się.
- Powinnam już iść – odezwałam się, zabierając przewieszoną przez oparcie krzesła kurtkę. – Cześć – rzuciłam jeszcze, wychodząc.
Dopiero, gdy ponownie znalazłam się na korytarzu dopadły mnie czarne myśli. Oparłam się o ścianę i powoli osunęłam się po niej na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach i starając się opanować myśli. To nie było jednak takie łatwe, bo martwiłam się o chłopaka dokładnie w takim samym stopniu jak on i dokładnie tak jak on nie potrafiłam wyobrazić sobie świata bez mojego najlepszego – jedynego – przyjaciela. A co jeśli chodziło o coś poważnego, a ja nie pomogłam mu, kiedy tego potrzebował? Poczułam, jak po moim policzku spływa łza. Czemu wszystko potrafię zawalić?

Leoś?
534

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz