Wróciłem do akademii i chciałem pójść do Manuela, jednak nigdzie go nie było. Po dłuższych poszukiwaniach zdecydowałem się na pójście do recepcji żeby się spytać gdzie jest. Myślałem, że padnę na miejscu, gdy się dowiedziałem, że leży w szpitalu.
-Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?- spytałem z pretensjami kobietę.
-Nie jest Pan wpisany jaki opiekun ani osoba kontaktowa.
-Mogę wiedzieć chociaż gdzie leży?
Kobieta nie chciała mi powiedzieć gdzie jest, ale po długich zapewnieniach, że nie chcę mu nic zrobić, tylko się martwię dała mi w końcu adres. Pognałem do pokoju Venus i zabrałem jej kluczyki nie biorąc się za tłumaczenie czemu, dlaczego. Pod wskazany adres dojechałem po pół godzinie. W recepcji nagadałem jakiejś upierdliwiej babce, że jestem jego kuzynem, i że musi mnie wpuścić. Samej sali nie musiałem długo szukać, gdyż tylko z jednej na tym poziomie wyrywały się podniesione głosy. Wszedłem tam zastając parę osób. Gdy chłopak powiedział, że na cholerę komu krasnal bez jednej nogi chciałem mu przywalić za to stwierdzenie, a potem przytulać i mówić jak bardzo jest dla mnie ważny. Podszedłem do miejsca, w którym leżał chłopak i usiadłem na krześle obok. Chwyciłem w rękę jego zdrową dłoń i podniosłem ją do ust po czym złożyłem na niej pocałunek.
-Mógłbym powiedzieć, że będzie dobrze, ale tak nie będzie.- zacząłem.- Ale cokolwiek będzie się działo, nawet jeśli amputują ci drugą nogę, rękę czy nawet i wszystkie członki będę przy tobie. Wiem, że nie odciągnę cię od niczego jak będziesz chciał coś zrobić, ale musisz wiedzieć, że jak mnie zostawisz to złamiesz mi serce.
Chłopak leżał i beznamiętnie patrzył się w sufit.
-Proszę powiedz coś.
-Ja... Nie wiem, po prostu nie wiem.- powiedział.
-Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?- spytałem z pretensjami kobietę.
-Nie jest Pan wpisany jaki opiekun ani osoba kontaktowa.
-Mogę wiedzieć chociaż gdzie leży?
Kobieta nie chciała mi powiedzieć gdzie jest, ale po długich zapewnieniach, że nie chcę mu nic zrobić, tylko się martwię dała mi w końcu adres. Pognałem do pokoju Venus i zabrałem jej kluczyki nie biorąc się za tłumaczenie czemu, dlaczego. Pod wskazany adres dojechałem po pół godzinie. W recepcji nagadałem jakiejś upierdliwiej babce, że jestem jego kuzynem, i że musi mnie wpuścić. Samej sali nie musiałem długo szukać, gdyż tylko z jednej na tym poziomie wyrywały się podniesione głosy. Wszedłem tam zastając parę osób. Gdy chłopak powiedział, że na cholerę komu krasnal bez jednej nogi chciałem mu przywalić za to stwierdzenie, a potem przytulać i mówić jak bardzo jest dla mnie ważny. Podszedłem do miejsca, w którym leżał chłopak i usiadłem na krześle obok. Chwyciłem w rękę jego zdrową dłoń i podniosłem ją do ust po czym złożyłem na niej pocałunek.
-Mógłbym powiedzieć, że będzie dobrze, ale tak nie będzie.- zacząłem.- Ale cokolwiek będzie się działo, nawet jeśli amputują ci drugą nogę, rękę czy nawet i wszystkie członki będę przy tobie. Wiem, że nie odciągnę cię od niczego jak będziesz chciał coś zrobić, ale musisz wiedzieć, że jak mnie zostawisz to złamiesz mi serce.
Chłopak leżał i beznamiętnie patrzył się w sufit.
-Proszę powiedz coś.
-Ja... Nie wiem, po prostu nie wiem.- powiedział.
***
Od wypadku Manuela minęły około trzy tygodnie. Powoli stawał się samodzielny choć czasami musiałem mu pomóc. Miał również intensywne rehabilitacje, co bardzo mu się nie podobało, tak samo jak to, że chciałem mu pomagać na każdym kroku.
Wszedłem do stajni gdzie zastałem również blondyna. Zdziwiony tym widokiem przystanąłem, by zobaczyć co robi, a niósł on na rękach siodło i szedł do Łowcy. Widząc, że chce go wyciągnąć z boksu stanąłem obok i się o niego oparłem. Gdy chłopak wyszedł z koniem z boksu powiedziałem:
-Aż tak bardzo chcesz się uszkodzić?
Chłopak nie widząc mnie podskoczył z zaskoczenia.
-Chcę tylko wsiąść.- odpowiedział.
-Nie powinieneś.
-A co mi się stanie? Co najwyżej drugą nogę mi odprują.
-Manuel, nie pierdol, proszę cię. Daj sobie wyzdrowieć i dopiero wsiądziesz.
-Wyzdrowieć? Z czego? Braku nogi? Powiem Ci coś w tajemnicy. Ona nie odrośnie.- sapnął tonem pełnym sarkazmu.
-Może i nie, ale ręka na pewno się zrośnie.
-Daj mi po prostu wsiąść na tego cholernego konia!
-Nie, Manuel. Nie będziesz wsiadał ani na tego, ani na żadnego innego konia!
Blondyn nie przejął się w ogóle tym co mówię i zaczął siodłać konia. Jednak napotkał problem przy wrzucaniu siodła, gdyż nie miał jak tego zrobić. Po chwili sfrustrowany odłożył je i założył tylko ogłowie. Wyprowadził konia przed stajnię i na niego wsiadł. Wiedziałem, że z nim nie wygram jak się uprze, więc zabrałem mu wodze ściągając je z szyi.
-Co robisz?- syknął.
-Chciałeś w teren to idziemy w teren. A, że nie masz kasku i jesteś połamany to ja prowadzę.
Usłyszałem jak chłopak głośno prycha. Zacząłem iść w stronę wyjazdu z akademii. Wszedłem na udeptaną już drogę i zacząłem nią iść.
-Naprawdę aż tak ci źle z samym sobą?- spytałem.
-Chciałem jechać w teren, a nie wplątywać się w psychologiczne gatki.
Zatrzymałem konia i spojrzałem na Manuela.
-Manu, rób co chcesz, ale proszę, nie odpychaj mnie.
Na twarzy chłopaka pojawiło się lekkie skruszenie, które próbował ukryć.
-Zejdź do mnie. Proszę.
Blondyn po dłuższej chwili zeskoczył z konia i podszedł do mnie. Bez zawahania przytuliłem go mocno uważając na rękę.
-Nie wsiadaj, aż Ci tego nie ściągną. Dobrze?
Nie uzyskałem odpowiedzi, a raczej coś w stylu mruknięcia. Wróciliśmy do akademii piechotą, więc odniosłem swój mały sukces. Chłopak rozsiodłał konia i poszliśmy do mojego pokoju. Sięgnąłem po laptopa i usiadłem na łóżku podobnie jak blondyn. Włączyłem jeden z polecanych filmów i zaczęliśmy oglądać. Produkcja okazała się na tyle wciągająca, że żaden z nas nie zasnął i nawet nie byliśmy śpiący. Przybliżyłem się do chłopaka i lekko go pocałowałem. Potem zrobiłem to drugi raz i trzeci. Było to na tyle delikatne, że sam siebie frustrowałem nie robiąc mocniejszego ruchu. Manuel po czwartym razie lekko się zaśmiał i przyciągnął moją twarz do siebie mocniej całując. Gdy zabrakło nam oddechu odkleiliśmy się od siebie. Uśmiechnąłem się jak mysz do sera i powiedziałem, że pora spać. Odpłynąłem chwilę po blondynie, a obudziłem się wcześniej. Głaskałem jego policzek czując lekki zarost, który drapał w palce i zdałem sobie sprawę jak mocno wpadłem. A miałem się nie zakochiwać i nic do nikogo nie czuć. Cóż, nie wyszło.
Po paru minutach obudziłem chłopaka, który zaspany przetarł oczy.
-Idziemy na śniadanie.- oznajmiłem.
-A śniadanie nie może przyjść do nas?- spytał z nadzieją.
-Jeśli poprosisz ładnie śniadanie to może przyjdzie.
-Ładnie proszę.
Nadstawiłem w jego stronę policzek i popukałem w niego palcem. Poczułem na nim usta chłopaka, więc wyszedłem z pokoju po jedzenie. Zgarnąłem ze stołówki kanapki i kawę i wróciłem z nimi do pokoju gdzie zastałem przebranego już w codzienne ubrania Manuela. Postawiłem tackę na biurku i chwyciłem kawę. Chciałem jakoś ugryźć temat protezy i tego, że naprawdę mnie to nie brzydzi i nadal czuję przyjemność, gdy na niego patrzę nawet bez kawałka nogi jednak nie wiedziałem w jaki sposób to zrobić, żeby nie wypaść na napastnika. Po zjedzonym śniadaniu powiedziałem chłopakowi, że idę na trening i wrócę po nim. Trafiłem akurat na lekcję skokową co nawet mnie zadowalało zwłaszcza, że jazda była udana. Po niej nadszedł czas na crossową, jednak gdy wjechałem na plac zobaczyłem na nim Manuela na Hunterze. Podjechałem do niego i spytałem:
-Dlaczego siedzisz na tym koniu?
-Trudno by było zrobić trening na piechotę.
-Trener pozwolił ci wsiąść?
-Tak.
Westchnąłem i wzniosłem oczy do nieba.
-Chodź, odprowadzimy konie i wrócimy do oglądania seriali, gadania, leżenia czy cokolwiek będziesz chciał.- poprosiłem.
Wszedłem do stajni gdzie zastałem również blondyna. Zdziwiony tym widokiem przystanąłem, by zobaczyć co robi, a niósł on na rękach siodło i szedł do Łowcy. Widząc, że chce go wyciągnąć z boksu stanąłem obok i się o niego oparłem. Gdy chłopak wyszedł z koniem z boksu powiedziałem:
-Aż tak bardzo chcesz się uszkodzić?
Chłopak nie widząc mnie podskoczył z zaskoczenia.
-Chcę tylko wsiąść.- odpowiedział.
-Nie powinieneś.
-A co mi się stanie? Co najwyżej drugą nogę mi odprują.
-Manuel, nie pierdol, proszę cię. Daj sobie wyzdrowieć i dopiero wsiądziesz.
-Wyzdrowieć? Z czego? Braku nogi? Powiem Ci coś w tajemnicy. Ona nie odrośnie.- sapnął tonem pełnym sarkazmu.
-Może i nie, ale ręka na pewno się zrośnie.
-Daj mi po prostu wsiąść na tego cholernego konia!
-Nie, Manuel. Nie będziesz wsiadał ani na tego, ani na żadnego innego konia!
Blondyn nie przejął się w ogóle tym co mówię i zaczął siodłać konia. Jednak napotkał problem przy wrzucaniu siodła, gdyż nie miał jak tego zrobić. Po chwili sfrustrowany odłożył je i założył tylko ogłowie. Wyprowadził konia przed stajnię i na niego wsiadł. Wiedziałem, że z nim nie wygram jak się uprze, więc zabrałem mu wodze ściągając je z szyi.
-Co robisz?- syknął.
-Chciałeś w teren to idziemy w teren. A, że nie masz kasku i jesteś połamany to ja prowadzę.
Usłyszałem jak chłopak głośno prycha. Zacząłem iść w stronę wyjazdu z akademii. Wszedłem na udeptaną już drogę i zacząłem nią iść.
-Naprawdę aż tak ci źle z samym sobą?- spytałem.
-Chciałem jechać w teren, a nie wplątywać się w psychologiczne gatki.
Zatrzymałem konia i spojrzałem na Manuela.
-Manu, rób co chcesz, ale proszę, nie odpychaj mnie.
Na twarzy chłopaka pojawiło się lekkie skruszenie, które próbował ukryć.
-Zejdź do mnie. Proszę.
Blondyn po dłuższej chwili zeskoczył z konia i podszedł do mnie. Bez zawahania przytuliłem go mocno uważając na rękę.
-Nie wsiadaj, aż Ci tego nie ściągną. Dobrze?
Nie uzyskałem odpowiedzi, a raczej coś w stylu mruknięcia. Wróciliśmy do akademii piechotą, więc odniosłem swój mały sukces. Chłopak rozsiodłał konia i poszliśmy do mojego pokoju. Sięgnąłem po laptopa i usiadłem na łóżku podobnie jak blondyn. Włączyłem jeden z polecanych filmów i zaczęliśmy oglądać. Produkcja okazała się na tyle wciągająca, że żaden z nas nie zasnął i nawet nie byliśmy śpiący. Przybliżyłem się do chłopaka i lekko go pocałowałem. Potem zrobiłem to drugi raz i trzeci. Było to na tyle delikatne, że sam siebie frustrowałem nie robiąc mocniejszego ruchu. Manuel po czwartym razie lekko się zaśmiał i przyciągnął moją twarz do siebie mocniej całując. Gdy zabrakło nam oddechu odkleiliśmy się od siebie. Uśmiechnąłem się jak mysz do sera i powiedziałem, że pora spać. Odpłynąłem chwilę po blondynie, a obudziłem się wcześniej. Głaskałem jego policzek czując lekki zarost, który drapał w palce i zdałem sobie sprawę jak mocno wpadłem. A miałem się nie zakochiwać i nic do nikogo nie czuć. Cóż, nie wyszło.
Po paru minutach obudziłem chłopaka, który zaspany przetarł oczy.
-Idziemy na śniadanie.- oznajmiłem.
-A śniadanie nie może przyjść do nas?- spytał z nadzieją.
-Jeśli poprosisz ładnie śniadanie to może przyjdzie.
-Ładnie proszę.
Nadstawiłem w jego stronę policzek i popukałem w niego palcem. Poczułem na nim usta chłopaka, więc wyszedłem z pokoju po jedzenie. Zgarnąłem ze stołówki kanapki i kawę i wróciłem z nimi do pokoju gdzie zastałem przebranego już w codzienne ubrania Manuela. Postawiłem tackę na biurku i chwyciłem kawę. Chciałem jakoś ugryźć temat protezy i tego, że naprawdę mnie to nie brzydzi i nadal czuję przyjemność, gdy na niego patrzę nawet bez kawałka nogi jednak nie wiedziałem w jaki sposób to zrobić, żeby nie wypaść na napastnika. Po zjedzonym śniadaniu powiedziałem chłopakowi, że idę na trening i wrócę po nim. Trafiłem akurat na lekcję skokową co nawet mnie zadowalało zwłaszcza, że jazda była udana. Po niej nadszedł czas na crossową, jednak gdy wjechałem na plac zobaczyłem na nim Manuela na Hunterze. Podjechałem do niego i spytałem:
-Dlaczego siedzisz na tym koniu?
-Trudno by było zrobić trening na piechotę.
-Trener pozwolił ci wsiąść?
-Tak.
Westchnąłem i wzniosłem oczy do nieba.
-Chodź, odprowadzimy konie i wrócimy do oglądania seriali, gadania, leżenia czy cokolwiek będziesz chciał.- poprosiłem.
Manu?
996 słów.
W szkole nawet wyspana wyglądam jak kupa nieszczęścia ;-;
996 słów.
W szkole nawet wyspana wyglądam jak kupa nieszczęścia ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz