2.11.2019

Od Noah cd Leonarda

- Jasne, że możesz poczekać – powiedziałam, starając się ukryć zdenerwowanie za maską uśmiechu.
Jeśli coś mi w życiu wychodziło to właśnie ukrywanie strachu, smutku i bólu. Co zresztą nie raz już mi się przydało. Tak jak teraz, kiedy zaczynałam już świrować, przez to, co powiedział Leo. Wszak „musimy porozmawiać” i wszelkie wariacje na temat tej frazy niemal zawsze kończyły się źle.
Leonard pożegnał mnie uśmiechem równie wymuszonym co mój własny.
Wyczyszczenie i osiodłanie konia było znacznie trudniejsze, gdy nie panowało się nad rękami. W zasadzie było niemal niemożliwe, dlatego zdecydowałam się nie siodłać Damaskusa i zrezygnować z dzisiejszej jazdy zanim stanę się wycieraczką dla końskich kopyt. Skończyłam jedynie czyścić ogiera i wyszłam z jego boksu, wracając do siodlarni, gdzie odniosłam jego sprzęt. Oczywiście spowodowało to kilka krzywych spojrzeń ze strony osób, które akurat miały zamiar przemierzyć tę samą co ja trasę w przeciwnym kierunku. Ignorując wszystkich dookoła, wyszłam przed budynek. Nie chciałam jeszcze wracać do pokoju. Zdecydowanie nie byłam gotowa na cokolwiek miał na myśli Leonard. Dlatego też zamiast iść do akademika wsiadłam do samochodu, ruszając przed siebie.
Nie wiem nawet jak długo jechałam ani gdzie się znajdowałam. Zatrzymałam się na stacji benzynowej tylko po to by wejść do sklepu, przejść między półkami i ostatecznie nawrzeszczeć na siebie w głowie, bo nie mogłam łączyć alkoholu i leków. Szlag by to trafił. Zawróciłam, opuszczając budynek i wracając do swojego pickupa. Rozkręciłam muzykę na cały regulator, ale nawet to nie było w stanie zagłuszyć myśli i wyrzutów sumienia. Uderzyłam zwiniętą w pięść dłonią w drzwi auta. Zdecydowałam że muszę wrócić do akademii i dowiedzieć się o co chodzi zanim zeświruję tu i zrobię coś głupiego.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, a ku mojemu zdziwieniu silnik od razu podjął współpracę. Wyjechałam na drogę, starając się z z pamięci odtworzyć trasę, którą tu przybyłam. Nie poszło mi to aż tak źle, jak możnaby się było spodziewać.
Nie wiem czy parkowanie kiedykolwiek wyszło mi gorzej, ale z pewnością nie miałam szans teraz tego poprawić. Z całej siły woli starałam się miarowo oddychać, powstrzymując tym samym czyhający za rogiem atak paniki.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Wchodziłam po kolejnych stopniach prowadzących na piętro przeznaczone na pokoje dla uczniów mając ochotę zawrócić i pobiec przed siebie, zostawiając w ścianie dziurę w kształcie tego tchórza Noah. Tyle, że to nie było rozwiązanie, a od drzwi do pokoju dzieliło mnie już tylko kilka metrów.
Wdech. Wydech.
Położyłam dłoń na klamce.
Wdech.
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Teraz już nie było odwrotu.
- Leo? - weszłam do środka, podchodząc do szatyna siedzącego na łóżku i siadając na podłodze przed nim. - O czym chciałeś porozmawiać?

Leo?
429

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz