2.06.2019

Od Manuela CD Gabriela

Słuchając uważnie historii Gabriela, zacząłem zastanawiać się kto miał gorzej?
Ja wpadłem w pułapkę zwaną narkotykiem, przez utratę ojca, lecz gdy zrozumiałem, że nie warto było brać, prawię się zaćpałem. Cóż, życie to nie kolorowe puzzle, które można rozwalić i po kilku godzinach ułożyć w piękny obrazek. Życie jest straszne. Jeśli popełnisz choć jeden błąd, odbije się to na tobie ze zdwojoną siłą. Ja nie doceniłem życia, kiedy chciałem się zabić, z resztą do teraz go nie doceniam. Nie umiem go docenić, przez to wszystko co się stało. Depresja pogłębiała mnie tylko w przekonaniu, że każdy człowiek jest potworem, a ja największym, więc nie zasługuję na żadne pieprzone życie, które układa mi jakiś wymyślony stwór, al'a potwór Spaghetti, oraz jego trzydziestotrzyletni synek, który jest rysowany czy malowany na ścianach budynku zwanego jakimś śmiesznym kościołem, gdzie tylko i wyłącznie czarne zmory w sukienkach pragną pieniędzy i nic za to prosty człowiek nie dostaje. Czy to jest sprawiedliwe? Ludzie pomyślcie, czy będziecie wierzyć w jakieś notatki gościa żyjącego dwa tysiące dziewiętnaście lat temu? Też w każdej chwili mogę powiedzieć, że uzdrowiłem kogoś. Dalej piszcie o mnie książkę zwaną przeze mnie fantastyką, na dodatek w dwóch częściach! Bo ktoś napiszę stare i nowe, co to wydawnictwa się ścigają o rozgłos?
Dobra pomińmy ten temat, bo moje myślenie zjechało na jakiś parszywy tor, który jest bezsensowną paplaniną. Wróćmy do rzeczywistości, która nie jest piękna.
__________
Spojrzałem na chłopaka, który siedział jak na gwoździach. On czekał, czekał lekko się denerwując na moją reakcję, a ja miałem mętlik w głowie, co powinienem zrobić. Wstanie z krzesła i opuszczenie pomieszczenia bez słowa, wydaje się najgorszym pomysłem  jaki mnie w tej chwili przyszedł do głowy. Przez takie zachowanie, mogę się załamać, a on jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co powiedzieć, gdyż to wszystko było dla mnie jak koszmar. Powiedziałem prawie wszystko na mój pieprzony temat, prawie obcej mi osobie. Absurd!
Poprawiłem się na krześle nadal rozmyślając o jego słowach.
W mojej głowie ułożyło się durne zdanie, które brzmiało: "Ale jest już dobrze".
Nawet tego nie wasz się mówić, bo ośmieszysz siebie, jak i gatunek ludzki, do którego się jeszcze zaliczam, a po wypowiedzeniu tych słów, mogę się przypadkiem cofnąć do ewolucji Australopiteka.
Kiedy przyszedł moment totalnego załamania się wewnętrznego, wstałem z krzesła i podszedłem do Gabriela, gdzie następnie kucnąłem.
-Przeszedłeś tak jak ja wiele w życiu. Spotkały cię nawet grosze rzeczy niż mnie. Ja po prostu byłem głupi i nieodpowiedzialny, a ty.. cóż każdy chodzi swoimi ścieżkami. Czasami Lucyfer, zacznie rządzić naszym życiem i wiele osób ulega takim pokusom. Ja czy ty, jesteśmy tylko marionetkami na tym świecie. Niby myślimy logicznie i posiadamy przeciwstawne kciuki, ale i tak ktoś nami steruje. Wodzi za nos, aby iść w inną stronę niż trzeba. Każdy popełnia błędy i chce później je cofnąć ale na to za późno, więc żyje dalej w cierpieniu, bądź zaczyna nowy rozdział. Człowiek jest jak dobra książka, której koniec, jest równy śmierci, lecz czasami los każe ci żyć dalej, a ty masz wybór. Ja wybrałem, ty też. W tym miejscu jesteśmy tacy sami, ale wszędzie indziej inni, a tacy jak my powinni trzymać się w kupie.. jakkolwiek to brzmi.
Wow! To było chyba najmądrzejsze stwierdzenie jakie powiedziałem. Nie chciałem aby Gabriel mi przerywał, więc uciszałem go co jakiś czas pokazując ręką aby mi nie przerywał, gdyż wiedziałem, że jeśli przerwie mą wypowiedź, to nic mądrego, ani tak długiego już nigdy nie powiem.
Skończywszy moją idiotyczną paplaninę, spojrzałem na niego już bardziej pewnie. Ja go nie chcę z tym wszystkim zostawić, ale nie wiem, jak by on się zachował, więc przytuliłem go.
Siedzieliśmy tak przez kilka minut, a gdy ten chciał coś powiedzieć, usłyszałem zza ściany szczekanie psa.
-Wybacz, ale muszę iść. Proteo się domaga spaceru, do zobaczenia może później, jeśli się zdecydujesz, czy chcesz się jeszcze ze mną zadawać.
Po tym zdaniu, wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do pokoju, gdzie w zamyśleniu, ubrałem buty, oraz kurtkę. Kiedy miałem opuścić pomieszczenie stwierdziłem, że muszę wziąć ze sobą szkicownik i węgiel, gdyż zanim to zwierze się wybiega, ja zdążę coś narysować.
Mając już wszystko ruszyłem w stronę wyjścia, gdzie następnie moje kroki, skierowały się na murek. Usiadłem na nim, opierając się akurat o wystający filar. Podkurczając nogi, oparłem szkicownik i zacząłem rysunek. Zacząłem od bawiącego się w śniegu dobermana, który miał, w przeciwieństwie do mnie zadowoloną minę. Szkic, wraz z wycieniowaniem zajął mi około dwudziestu minut.
Nie miałem ochoty wracać do pokoju, a Proteo cały czas szalał, więc zająłem się drugim rysunkiem.
Chciałem namalować ciemny pokój, gdzie siedzi samotny człowiek, taki jak ja, który trzyma w ręku żyletkę, czy też inne ostrze, ale wyszło coś całkiem innego. Była to dwójka facetów. Siedzieli na przeciwko siebie, pod lekkim skosem wgapieni w podłogę. Oni przypominali w tej chwili mnie oraz Gabriela.
Właśnie, skoro o nim mowa...
-Manuel..-w tej chwili myślałem, że dostanę zawału, więc z tej całej paniki, nie dość, że spadłem z murku, to przez środek mego rysunku pojawiła się czarna krecha. Moja mina w tej chwili wyrażała lekką złość, gdyż popsułem sobie coś, nad czym pracowałem. Świetnie Manuel!
-Gab...-nie zdążyłem nic powiedzieć, gdyż ten...


847
Gabriel?
Ostrzeżenie! Opowiadanie może wywołać raka oczu. Dziękujemy, koniec komunikatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz