- Muszę? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Prędzej czy później będziesz musiała - odparł, a ja
zrobiłam minę zbitego szczeniaka.
- Ale jesteś taki wygodny - mruknęłam. - Zostaniesz moją
poduszką?
Ronan zaśmiał się tylko, na co ja wstałam i wyciągnęłam w
jego stronę rękę, by pomóc blondynowi wrócić do pionu. Przyjął moją pomoc, po
chwili górując nade mną o kilkanaście centymetrów.
- Możemy o tym porozmawiać, jeśli powiesz mi gdzie właściwie
jesteśmy - zaproponował, uśmiechając się lekko.
Awww.
To nie jest zbyt wysoka cena za przyjemną i słodką poduszkę.
- To paszarnia - wyjaśniłam, podchodząc do jednego z dużych,
plastikowych wiader, z którego zabrałam garść owsa. - Poza tym nie wiem czy
powinniśmy tu być.
Chłopak zrozumiał aluzję i razem ze mną opuścił
pomieszczenie. Znaleźliśmy się w pobliżu stajni. Ronan rozejrzał się dookoła,
najwyraźniej starając się zorientować gdzie w zasadzie się znajdujemy.
- Dawno przyjechałeś? Mieszkasz w akademii? Masz własnego
konia? - zadawałam kolejne pytania, nie dając blondynowi czasu na odpowiedź .
- Hej, powoli, bo się zapowietrzysz - zaśmiał się, widząc że
rzeczywiście brakowało mi tchu. - Jestem tu pierwszy raz, mieszkam niedaleko,
ale nie na terenie akademii i tak, mam konia - odpowiedział mimo wszystko.
- Jeśli chcesz, mogę cię trochę odprowadzić -
zaproponowałam.
Noah! Czy ty się uspołeczniasz?!
Ale on wydaje się być w porządku! I jest taki wygodnyy...
To już drugi raz w ciągu niecałego miesiąca! Jeszcze chwila
i zaczniesz przyklejać etykiety "bff" nowo poznanym ludziom!
Ale... przyjaciele są dobrzy... prawda?
- Jasne - odparł bez chwili namysłu. - Chętnie skorzystam.
Jego optymizm naprawdę aż bił po oczach. Zwłaszcza, jeśli
ktoś tak jak ja był przyzwyczajony do optymizmu na poziomie rzucania się pod
pociąg na zamkniętej linii kolejowej.
- Okej! – chyba zaczął mi się już udzielać optymizm Ronana.
Co się ze mną dzieje? – Tam jest paszarnia – wskazałam na drzwi, przez które
niedawno przeszliśmy. – Obok jest siodlarnia, gdzie możesz trzymać sprzęt
swojego konia – wyjaśniłam przeznaczenie sąsiedniego pomieszczenia.
Zerknęłam w stronę blondyna, a widząc, że na razie nie
pogmatwałam nic na tyle by nie był w stanie za mną nadążyć, skierowałam się do
stajni, zachodząc najpierw do tej przeznaczonej dla koni szkółkowych.
- To jest jedna ze stajni, ale stoją tu tylko konie należące
do akademii, więc biorąc pod uwagę, że posiadasz własnego wierzchowca, raczej
nie będziesz tu zbyt często zaglądać – mówiłam idąc korytarzem, dopóki nie
znalazłam się przy odpowiednim boksie. – A to jest Damaskus – przedstawiłam chłopakowi
karego ogiera, do którego żłobu wsypałam owies zabrany z paszarni. – To za brak
marchewki – zwróciłam się do konia.
Wyszliśmy ze stajni, by po chwili wejść do drugiej, znacznie
okazalszej.
- Twój koń powinien być w jednym z tych boksów – powiedziałam.
- Jeszcze nie przyjechał – sprostował Ronan.
- W takim razie, zostały nam tylko obiekty do jazdy –
uznałam.
Zaczęliśmy od zajrzenia do hal, bo z racji obecności śniegu
dosłownie wszędzie, to właśnie tam odbywała się większość zajęć. Potem
przyszedł czas na wszystkie odkryte „atrakcje”.
- To by chyba był koniec naszej trasy – oznajmiłam, gdy
wróciliśmy do punktu wyjścia. – Kiedy zaczynasz jazdy?
- W poniedziałek – odpowiedział.
- W takim razie do poniedziałku, Poduszko – powiedziałam,
przytulając się do blondyna.
Ronan?
TULIMY!
518
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz