7.24.2019

Od Ronana cd Adama

Kolacja, chociaż niemiłosiernie długa, nie była kompletną katastrofą. Co prawda moja mama potrafiła zażenować człowieka jak nikt inny, ale... mamy chyba takie były. Kochałem ją właśnie taką, chociaż ostatnią uwagę mogła sobie darować. Wchodząc po schodach czułem tą czerwień, która prawie spaliła mi policzki. Kiedy otworzyłem drzwi do pokoju, Nyx zakrakała i zamachała skrzydłami. Adamowi zaświeciły się oczy.
 – Dawno się nie widzieliście, prawda? – Uśmiechnąłem się, wyjmując z szafki orzechy.
 – Cześć piękna – przywitał się z ptakiem, a na jego twarzy zagościł uśmiech zachwytu. – Mogę ją nakarmić? – zapytał, zerkając na mnie z nadzieją w oczach.
Rzuciłem mu opakowanie i podszedłem do klatki.
 – I co panienko? Zjadłaś kolację? – Wyciągnąłem kruka i pozwoliłem jej wdrapać się na ramię. – Chcesz deser od Adama?
Nyx pokręciła łbem i chyba uznała, że się popisze, bo wykrakała NEVERMORE. Oczywiście nie wyszło to jak ludzkie słowo, ale i tak byłem dumny, bo ćwiczyłem z nią kilka tygodni. Do tej pory się tak nie popisywała. Pogłaskałem ją pod brodą i popatrzyłem na Adama. Chłopak wpatrywał się w kruka z zupełnym zachwytem. Szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone usta. Wyglądał jak dzieciak, który właśnie zobaczył pod choinką wymarzony prezent.
 – Nauczyłeś ją mówić?
 – Kruki da się nauczyć wydawać różne dźwięki. A dźwięki czasami brzmią jak słowa. – Posadziłem ją na stole. – A jakie inne słowo może powiedzieć amerykański kruk? – Zaśmiałem się cicho. – I wyjmij orzecha, bo ładnie się spisała.
 – Mówiłem już, że jesteś magikiem – powiedział z uśmiechem kręcąc głową, po czym otworzył opakowanie i wyciągnął ku Nyx dłoń z orzechem. Ptak przekrzywił łeb potem podskoczył do chłopaka i dziabnął orzecha. Z doświadczenia wiedziałem, że właśnie zaczęła się zabawa.
 – Jak zje ten, możesz podać jej drugi. Wtedy powinna dać się pogłaskać – powiedziałem.
 – Dobrze się spisałaś, kochana. Należy ci się – pochwalił zwierzę i podał jej kolejny przysmak, szeroko się przy tym uśmiechając.
Pokręciłem z rozbawieniem głową. Nyx nieco nieufnie, ale podsunęła się, żeby Adam ją pogłaskał. Jego oczy zdradzały jak bardzo cieszy się tą chwilą. Gładził delikatnie hebanowe pióra, a z twarzy nie schodził mu ten szczęśliwy wyraz, którego widok wywoływał i u mnie ciepłe uczucia.
 –  Zazdroszczę ci, mała. Siedzisz z Aniołkiem częściej niż ja i wciąż tylko daje ci smakołyki i pieszczoty – powiedział brunet z cichym śmiechem i odwrócił się do mnie, by obdarzyć mnie tym samym wesołym spojrzeniem, jakie posyłał Nyx. Podszedłem do niego i musnąłem jego usta.
 – Może Nyx podzieli się z tobą orzechami. – Otuliłem go delikatnie. – Ale wiesz. To by znaczyło, że muszę cię zamknąć w klatce.
 – Jeśli byłaby większa niż ta Nyx i byłbyś w pobliżu to by mi nie przeszkadzało – odparł żartem, a przynajmniej tak mogłem to odebrać, kiedy wciąż się uśmiechał.
 – Na pewno. – Cmoknąłem go w czubek głowy. – Jak tylko taką znajdę, to dam ci znać. A teraz przypilnuj Nyx, bo na chwilę muszę iść na dół.
– Już mnie zostawiasz, Aniołku? Byliśmy sami ledwie parę minut – rzucił z zawodem w głosie, który brzmiał na udawany, a przynajmniej w dużej mierze.
 – Obiecuję, że nie pożałujesz. – Odsunąłem go po szybkim cmoknięciu w policzek.
Potem powoli zszedłem na dół. Mały prezent, który miałem dla Adama stał w salonie.
 – Wszystko dobrze słońce? – Mama przeczesała moje włosy.
 – Tak. – Uśmiechnąłem się. – Przyszedłem po róże.
 – Lubisz go, prawda? – Zapytała.
 –  Myślę, że cokolwiek powiem i tak wiesz swoje. – Zaśmiałem się.
 – Jesteś moim synem. Po prostu cię znam. – Pogłaskała mnie po ramieniu. – I wiem, że go lubisz.
 – Kupuję mu kwiaty, nie? – Wyjąłem mały bukiet. – To coś znaczy.
 – Tak, tak. – Uśmiechnęła się delikatnie. – No idź do niego.
Jak mama kazała, tak zrobiłem. Chociaż wchodząc do pokoju schowałem kwiaty za siebie. Adam leżał na łóżku i czytał, a raczej przeglądał mój najnowszy nabytek - Spider-Mana. Nyx siedziała na klatce i najwyraźniej chciała się do niej dostać. Włożyłem ją delikatnie i usiadłem na łóżku. Kwiaty wciąż miałem za sobą.
 – I jak?
 – Spidey powinien być z Deadpoolem, a nie tą lasią – stwierdził, zamykając komiks i rzucił go obok na pościel.
 – Dla mnie są super przyjaciółmi. – Uniosłem kącik ust. – Nyx cię nie dziobnęła?
 – Nope. Nie tym razem – odparł z uśmiechem, po czym pociągnął mnie za rękę i musiałem się do niego zbliżyć. – Co tak ważnego musiałeś załatwić, że mnie zostawiłeś? – spytał, przysuwając się.
 – Cóż. Sprawdziłem tą piosenkę z lodowiska i pomyślałem... – Wyjąłem kwiaty zza pleców. – ...że się spodobają.
Trzy niebieskie róże. Wyglądały trochę dziwnie w moim pokoju i moich rękach, a ja czułem się głupio, bo może Adam ich nie chciał. I ich nie przyjmie. Nie odezwał się. Przez moment tylko wbijał wzrok w kwiaty, a jego uśmiech zastąpił wyraz zdziwienia, po którym przyszło zrozumienie i konsternacja. Na krótką chwilę popatrzył mi w oczy i pomyślałem, że może popełniłem błąd, bo zaraz przygryzł wargę, odwracając wzrok. Był zły, a może smutny. Nie wiedziałem. Poczułem się naprawdę głupio i już otwierałem usta, by coś powiedzieć, przeprosić, ale nagle Adam mnie objął. Róże prawie wypadły mi z ręki, a mi na sekundę zabrakło tchu.
 – Dziękuję. – Mogło mi się zdawać, ale szept chłopaka brzmiał jakby łamał mu się głos.
Otuliłem go i odłożyłem kwiaty na stoliku obok. Wolałem nic nie mówić, żeby przez przypadek się nie pogrążyć. Wydawał się... bezbronny.
– Śpiewali o nich, więc chciałem zrobić miły prezent – szepnąłem, kiedy wydawało mi się, że brunet znów się w sobie zebrał. – Ale następnym razem mogę po prostu kupić pocky. - Poczułem, jak mocniej mnie przytula, nic nie mówiąc. Dopiero po chwili odsunął się ode mnie i mogłem dostrzec, że się uśmiecha. Nie był to szeroki uśmiech, a lekko zaczerwienione oczy wskazywały jednoznacznie na usilną próbę walki z łzami, ale wciąż chłopak wyglądał na szczęśliwego.
 – To ja miałem ci dziś zrobić niespodziankę – powiedział, przecierając dłonią oczy. – Nie zasłużyłem na nic od ciebie. – Pokręcił głową i wbił wzrok w kwiaty. – Są piękne. Jak ty – dodał ciszej, z powrotem przenosząc na mnie spojrzenie.
Nie za bardzo wiedząc, co mam mu powiedzieć, po prostu nachyliłem się lekko i pocałowałem go. Krótko, tylko muskając jego wargi. Och Adamie, zdecydowanie za dużo myślisz.
– Ty też. Zasługujesz na wszystko co najlepsze. – Podałem mu kwiaty. – Niebieskie to nadzieje i marzenia. Może pomogą ci się uśmiechnąć.
– Nie zasługuję na ciebie – stwierdził, przyjmując kwiaty, ale jego uśmiech stał się szerszy, mimo paru łez, które spłynęły mu po policzkach. – Dziękuję – dodał, po czym zaśmiał się krótko. – Przepraszam za te łzy. To pewnie przez zmęczenie.
– Nie ważne. – Otarłem łzy kciukiem. – I obawiam się, że sam decyduję, kto na mnie zasługuje, a ty nie jesteś najgorszy Mikaelson. I faktycznie, możemy się szykować do snu.

Adam? Będziemy spać, czy nie?
1055 słów

7.20.2019

Od Leonarda cd. Noah

- Ponoć tak... - poprawiłem na sobie wytarganą ze wszystkich stron kurtkę, która raczej źle mówiła o potomku, wywodzącym się z królewskiego rodu - Miło mi was wszystkich poznać - dorzuciłem, stojąc jak kołek przy boku rozbawionej amerykanki. Cóż, nie byłem zbyt dobry w przedstawianiu się obcym, gdyż zwykle ten ciężar był pchany na barki moich rodziców. Moim zdaniem było stać tylko z boku i nie narobić im wstydu. Czasami zastanawiam się, czy nie lepiej było zachować taki porządek do końca. Oni gadają, a ja przynajmniej nie muszę stresować się tym, że palnę przed rodziną mojej ukochanej jakąś głupotę. Wyganiając ze swojej głowy złe wspomnienia, zerknąłem kontem oka na lejący za oknem deszcz. No i pięknie... Jak w Londynie.
- Nam ciebie też Leo - rzekła Sara, delikatnie się przy tym uśmiechając - Jesteście pewnie głodni i zmęczeni. Noah, skarbie, idźcie do pokoju nieco odpocząć. Zawołamy was na obiad - wskazała ruchem ręki schody, które raczej nie widziały w najbliższych latach porządnej renowacji. Zachowując kompletny spokój, ruszyłem za swoją przewodniczką, uważając przy tym, aby jej przypadkowo nie nadepnąć. Pokój w jakim mieliśmy urzędować przez nadciągający tydzień, nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał królewskiej komnaty. Blade, opustoszałe ściany powoli tęskniły za starymi plakatami, a podniszczone biurko zapomniało już o stosie książek, jakie kiedyś dźwigało. Stawiając torbę z naszymi ubraniami na ziemi, dźgnąłem Noe palcem w lewy bok, na co ta automatycznie oprzytomniała.
- Męczą cię wspomnienia? - zapytałem, siadając na sprężystym łóżku, gdzie mogłem chociaż na chwilę odpocząć po męczącej podróży - Fajnie tu masz... W Bagshot Park wszystko jest takie sterylne... Nie pozwalają istnieć nawet najmniejszej plamie, a uwierz, że życie w takim obsesyjnym świecie męczy - wygiąłem się w łuk, rozluźniając coraz to nowsze partie mięśni. Było mi tutaj tak dobrze, że gdyby nie muczące na dworze krowy, zasnąłbym tutaj w momencie pierwszego kontaktu z poduszką.
- Jakieś tam są - podeszła do mokrego okna, skąd miało się widok na najbliższą okolicę - Nie śpij. Nie wiadomo kiedy zawołają nas na jedzenie Leo. Obiecuję ci, że jak zjemy będziesz mógł spać ile chcesz - usiadła obok mnie, zaczynając dźgać moją osobę po zarysowanych żebrach. Nie mogąc wytrzymać ze śmiechu, zacząłem się wiercić po całym posłaniu, zwalając przy tym kilka poduszek - Książę ma łaskotki co? - uśmiechnęła się lekko, chowając przygnębiony wyraz twarzy do niewidzialnego pudełka po butach.
- Taaaaak - spadłem z legowiska, skazując się na mocny ból pleców - Nie mów do mnie książę... To dziwne... Wystarczy Leo - odrzuciłem w kąt tytuł szlachecki, co jeszcze kilka miesięcy temu było wręcz nie do pomyślenia - Co zwykle jecie na obiad?
- Hm... Stek? To dość popularne w Teksasie - zastanowiła się przez moment - Ale różnie bywa. Zobaczymy co przyrządzą - pstryknęła mnie w nos, wywołując u mnie małe kichnięcie - Zdrowie - roztrzepała moje włosy, aby następnie popaść w ponowną zadumę. Martwiąc się jej stanem, sam zacząłem obserwować umarłe dawno temu ściany, licząc, iż odpowiedzą one na krążące mi w głowie pytania. Może znowu powiedziałem coś złego? - pomyślałem, przygryzając ostrożnie dolną wargę swoich ust.
- Noe... Jeśli masz jakiś problem to ci pomogę - pogłaskałem ją po policzku, zyskując tym samym jej wymęczone spojrzenie - Chcę cię wspierać... Być z tobą kiedy mnie potrzebujesz... Zaufaj mi, przecież wiesz, że cię kocham - ścisnąłem jej dłonie, licząc na nieco dłuższy dialog na temat naszych zagmatwanych uczuć.
- Noah! Leonard! Obiad na stole! - krzyknął z dołu Sam, przeszkadzając nam we wspólnie spędzanym czasie. Kiwając na to z lekka głową, pomogłem swojej Amerykance wstać oraz zejść do jadalni, gdzie czekał na nas wyczekiwany od dawana posiłek.
➼➼➼➼➼➼➼
Następnego dnia pogoda panująca na zewnątrz prezentowała się dużo lepiej. Nie mając zamiaru gnić całego dnia w łóżku, wyciągnąłem pannę Blake na krótki spacer po nieznanej mi dotąd farmie. Dziewczyna pokazała mi różne zwierzęta, które kiedyś mogłem zobaczyć w dzieciństwie. Hektary ziemi należące do państwa Jones zamieszkiwały krowy, koty, psy, a nawet kilka sztuk koni. Przedzierając się przez coraz to ciekawsze zakamarki gospodarstwa, w pewnej chwili dołączył do nas Sam, który chciał nam nieco potowarzyszyć.
- Noah, skarbie chodź tu na chwilę - głos matki naszego kompana, przywołał moją dziewczynę do niewielkiego składziku znajdującego się w przeciwległym kącie podwórka.
- Zaczekamy za tobą - rzuciłem automatycznie, puszczając jej wygrzaną rękę. Rozumiejąc, że jest bezpieczna, przetarłem ostrożnie swoje oczy, które zdawały się nie wybudzić jeszcze z letniego snu.
- Twoi rodzice zgodzili się, żebyś tutaj przyjechał? - zażartował dwudziestotrzylatek, siadając na rozciągającej się za nim drewnianej ławeczce - Sądziłem, że tacy jak wy są trzymani z daleka od "normalnych" ludzi - namalował w powietrzu cudzysłów, co zapewne miało nadać całej tej sytuacji jeszcze większej komiczności.
- Gdyby się oni chociaż trochę mną przejmowali to byłoby dobrze - westchnąłem, zajmując miejsce obok niego - Pewnie cieszą się tym, że mnie przy nich nie ma... Mają święty spokój od dziecka, które im się nie podobało od zawsze.
- Twoi rodzice cię nie tolerują? - zdziwił się, nie wiedząc zapewne co o tym dokładniej sądzić.
- Widziałeś kiedyś, jak wygląda książę Edward i księżna Zofia? Nic z nich nie mam. Całe życie próbuje sprawić, aby byli ze mnie dumni to słyszę tylko słowa ochrzanu. Przestałem już nawet prosić o powrót do Londynu, bo mi wiecznie na to nie pozwalają. Pewnie gdybym umarł to nie posiadaliby się ze szczęścia - pociągnąłem nosem, starając się przy tym ukryć swoje uczucia - Czasami mam dosyć tego ciągłego dołowania. Zerwałeś z dziewczyną, przerwałeś szkołę wojskową, zainteresowałeś się jazdą konną, przynosisz nam wstyd Leonardzie - powtórzyłem znajomą śpiewkę, odbijającą się echem w mojej podświadomości.
- Nie sądziłem, że... - nie zdążył dokończyć swojego zdania, gdyż dość brzydko mu je przerwałem.
- Wiem, nie gniewam się. Jestem do tego przyzwyczajony. Przynajmniej ty i Noah macie w miarę normalną rodzinę... Dziękuję, że się nią zająłeś, to wiele dla mnie znaczy - powiedziałem równocześnie z pojawieniem się roześmianej Nouś, niosącej w naszą stronę koszyk pełen czerwonych truskawek.
- Coś się stało? - spytała wiedząc moją zbitą minę, która natychmiastowo rozpromieniała.
- To nic - zapewniłem ją, robiąc jej miejsce na rozchwianym drewnie - Sam zaproponował mi zobaczenie krów z bliska. To na prawdę interesujące.

Nołeeee? ^.^
Chodź na krowy, bo on nie wie, że to robi muuuu xd
959 słów. 

7.19.2019

Od Adama cd Ronana

Ronan miał rację. Było za późno, by się wycofać. Próby wyjaśnienia sytuacji również nie pomogły by w choćby najmniejszym stopniu, a moje zażenowanie tylko pogarszało sprawę. Państwo Chainsaw i tak mieli już swoją teorię i choć była błędna, nie mogłem uczciwie stwierdzić, że mijała się bardzo z prawdą. Może i nie uprawiałem seksu z ich synem, ale miałem taki zamiar, zaś nasze relacje od czysto przyjacielskich zdecydowanie odbiegały. Jedyną bezpieczną opcją wydawało się zignorowanie faktu, że wszelkie dowody były przeciwko nam i puszczenie w niepamięć faktu, iż mama Aniołka rzucała nam uwagi o bezpiecznym współżyciu. Może i razem z mężem nie mieli nic przeciwko mojej orientacji i kontaktom z blondynkiem, ale w dalszym ciągu chyba nikt nie byłby zachwycony rozmową z rodzicami swojego chłopaka na temat kontaktów seksualnych. Najgorsze było to, że sam ją wywołałem swoim niewyspaniem i wylaniem zimnego kakaa na koszulę. Powinienem już dawno pogodzić się z moim pechem kiedy chodziło o związki.
- Adam! - Dzieciak złapał mnie, gdy tylko wszedłem do jadalni i za ramię pociągnął do stołu. - Siadaj tutaj - powiedział, wskazując na miejsce, po czym sam usiadł obok. Znalazłem się więc pomiędzy nim, a blondynkiem i centralnie na przeciwko jego ojca.
- Skoro wszyscy jesteśmy już w komplecie... Smacznego. - Pani Chainsaw uśmiechnęła się promiennie i dodała: - Nie odejdziecie od stołu jeżeli to wszystko z niego nie zniknie. - Nie chciałem się z nią kłócić, bo denerwowanie mamy Ro zdecydowanie nie przyniosłoby mi nic dobrego, więc pozostało mi tylko kiwnąć głową z niezręcznym uśmiechem i zająć się jedzeniem. Aniołek najwyraźniej również nie był skory do protestów, bo już nakładał na talerz zachęcająco wyglądającą sałatkę, a Nico...
- Tooo jesteście razem? - Zamarłem z widelcem w połowie drogi do ust, a Ro odkaszlnął krztusząc się sałatką.
- Młody człowieku. - Kobieta zabrała głos, patrząc na młodszego syna z dezaprobatą. - To nieuprzejme zadawać podobne pytania. Lepiej skup się na kolacji, a nie wypytuj naszego gościa. - W duchu podziękowałem jej za interwencję.
- Ale przecież to łatwe pytanie - zaprotestował dzieciak. - Albo są, albo nie. Ronan już ukrywał przede mną, że zna Adama, a wiedział, że to jeden z moich ulubionych aktorów! To nie fair! - Wspomniany chłopak uniósł brew.
- Em... Myślę, że brat nie chciał przed tobą niczego ukrywać. Po prostu znamy się ledwie od tygodnia, czy dwóch. Na pewno powiedziałby ci prędzej czy później - odezwałem się w obronie blondynka.
- I już się całujecie? - Oczy młodego zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, a ja automatycznie pożałowałem zabierania głosu. Ronan w szoku wypluł wodę, którą pił i zaczął kasłać.
- Nie drąż - nakazał ostro, kiedy już się opanował.
- Ale...
- Nie - dodał, wchodząc dzieciakowi w słowo i na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami kolacji.
- Dlaczego odszedłeś z serialu? - Kolejne pytanie młodego oczywiście zaburzyło chwilowy spokój.
- Musiałem zrobić sobie przerwę - odparłem, powtarzając to samo, co usłyszała ode mnie Jane, ale Nico nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Ale dlaczego? Przecież tak świetnie ci szło, a ty i Arthur byliście najbardziej rozpoznawalną parą! - Ronan znów się zakrztusił, co tym razem przykuło już uwagę jego matki.
- Wszystko w porządku, Ro?
- Tak. Tak, jasne - odparł szybko, popijając kanapkę. - Nie martw się.
- Chciałem skupić się na innych rzeczach. Wiesz, spróbować czegoś innego - odpowiedziałem siląc się na lekki ton i uśmiech. Musiałem jakoś odwrócić uwagę od tego cholernego tematu. - Teraz rysuję. Zacząłem nawet własny komiks. Może nie jest arcydziełem, ale jak będziesz chciał to kiedyś ci go pokażę.
- Naprawdę? - Błyszczące iskierki w oczach i radość na twarzy dzieciaka znaczyła, że mi się udało.
- A no.
- Super! - Okrzykowi zachwytu towarzyszyło dość niezdarne przytulenie mnie, przez co prawie upuściłem szklankę.
- Nico. - Mama postanowiła znów upomnieć syna. - Przytulisz Adama jak zjecie, a teraz pochwal się jak ci poszedł ten sprawdzian z matematyki. - Ups. Nie chciałbym być teraz w skórze dzieciaka.
- Eee… Ymm…. Noo.. Ok. Chyba... - Zauważyłem, ze Aniołek uśmiechnął się do siebie.
- Nicolas, obiecałeś, że się postarasz. - Kobieta nie wyglądała na zachwyconą. Naprawdę cieszyłem się, że szkołą była już za mną, a rodzice nigdy nie przywiązywali większej wagi do moich wyników.
- No przepraszam, ale to nie moja wina, że tam były logarytmy - bronił się młody, wywracając oczami.
- To tylko część podstaw tego przedmiotu. - Do dyskusji włączył się ojciec Ronana. - Po kolacji przećwiczymy to jeszcze raz i następnym razem na pewno już sobie poradzisz.
- Ok - zgodził się Nico, wbijając wzrok w zawartość talerza.
- Dlaczego tak mało jesz, Adasiu? - Co? Zamrugałem oczami słysząc troskliwy głos pani Chainsaw. - Może jeszcze jedna kanapka? Albo trochę sałatki? Wiem, że teraz wśród młodzieży jest popularne to całe odchudzanie, ale rośniecie i potrzebujecie energii.
- Teoretycznie już nie rośniemy... - Wtrącił się Aniołek.
- Ale energii wciąż potrzebujecie. - Kobieta z wprawą typowej matki urwała wszelkie protesty i nałożyła mi na talerz kolejną kanapkę, więc godząc się na swój los tylko krótko podziękowałem. Blondynek uśmiechnął się do mnie rozbawiony i sam również zajął się opróżnianiem zawartości swojego talerza.
- Masz zamiar wrócić kiedyś do aktorstwa? - spytał nieśmiało dzieciak, który owszem, był całkiem spoko jak na małolata, ale jednak coraz bardziej mnie męczył. Westchnąłem cierpiętniczo.
- Nie wiem - odparłem krótko, nie podnosząc na niego wzroku.
- Oh… Ok - rzucił markotnie i wrócił do jedzenia.
- Tato? - Mężczyzna zwrócił uwagę na starszego z rodzeństwa, kiedy usłyszał pytanie. - Dasz mi później kluczyki do auta? Chciałbym odwieźć Adama do akademika.
- To Adam nie zostanie na noc? - Pytanie padło ze strony mamy Ronana. - Jest już późno. Po co macie się męczyć, skoro możecie na spokojnie pojechać jutro razem do Akademii. Jesteście w tej samej grupie, prawda?
- Już i tak zbytnio się narzucałem... - Chciałem zaprotestować, ale nie dostałem prawa głosu.
- Oj tam, nie gadaj głupot. Nico zostanie w swoim pokoju, by nie męczyć cię już pytaniami, a ty i Ronan będziecie mieli czas dla siebie - oznajmiła kobieta, po czym, ku mojemu zdziwieniu, wymownie puściła nam oczko.
- Mamo! - Aniołek jęknął z rezygnacją. - Już ci tłumaczyliśmy, że to nie tak!
- Mówcie co chcecie. Ja jestem matką i swoje wiem - zakończyła dyskusję. - To kto pomoże mi przy sprzątaniu? - Pytanie z braku innych możliwości skierowane było oczywiście do mnie.
- Z chęcią pomogę. Choć tyle mogę zrobić, by odwdzięczyć się za gościnność - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, choć bycie sam na sam z panią Chainsaw w tym momencie wydawało mi się cholernie niezręczne.
Mimo braku wszystko, sumienie naprawdę kazało mi pomóc, a zmywanie naczyń do jakiś trudnych zadań nie należało, więc gdy kolacja została uznana za zakończoną, udałem się z kobietą do kuchni. Nico wraz z tatą usiedli na kanapie w salonie i zajęli się matematyką, zaś Ronan w miarę możliwości pomógł nam zebrać wszystkie naczynia i napełnił kocią miskę karmą. Ku mojemu rozczarowaniu, zamiast zostać i mnie wesprzeć, zabrał tylko jedzenie dla Nyx i odszedł do swojego pokoju. Czułem się niema jak zdradzony i zostawiony bezbronny na pastwę przeciwnika, z którym nie miałem szans wygrać.
- Nie złość się na Nico. Jest po prostu dzieckiem - zagadnęła mnie kobieta, podając mi talerz do wytarcia.
- Nie jestem zły - odparłem zgodnie z prawdą. - Po prostu... To męczące. - Chwilę milczałem, ale zaraz dodałem: - Nie spodziewałem się, że ktokolwiek rozpozna we mnie tamtego sławnego Adama Mikaelsona.
- Jak widać moi synowie są wyjątkowi - rzuciła ze śmiechem, co wywołało i u mnie słaby uśmiech. - Chociaż dziwię się, że tak cię to zaskoczyło. Z opowieści Nico i jego fascynacji wynikało, że ten twój serial jest całkiem popularny.
- Zagrałem tylko w jednym sezonie i to nawet nie we wszystkich odcinkach - wyjaśniłem, choć dobrze wiedziałem, że nie miało to znaczenia. Jeden sezon, czy nie, przez otwartość Arthura i jego uzależnienie od mediów społecznościowych staliśmy się całkiem znani. Wtedy bardzo mnie to cieszyło, teraz chciałem tylko mieć święty spokój.
- Jak widać nie doceniłeś swoich fanów - stwierdziła z rozbawieniem, kręcąc głową jak to mamy potrafią.
- Najwyraźniej. - Nie miałem ochoty na ciągnięcie rozmowy w tym konkretnym kierunku i liczyłem, że moje zdawkowe odpowiedzi zniechęcą mamę Ronana od drążenia tematu.
Zauważyłem, ze do kuchni wszedł Hammer i po otarciu się o moje nogi, z gracją podszedł do miski na zasłużony posiłek po dniu ciężkiej kociej roboty. Czyli spania najprawdopodobniej. Po paru minutach dało się słyszeć prędkie kroki na schodach i do pomieszczenia trafił właściciel futrzaka.
- Nyx nakarmiona, więc mogę jeszcze w czymś pomóc, jeśli trzeba - oznajmił, na co kobieta roześmiała się wesoło.
- Właśnie uratowałeś swojego kolegę od madczynej ciekawości - powiedziała.
- Czyli jak zwykle jestem bohaterem - odpowiedział, wtórując jej śmiechem, po czym podszedł do mnie i pociągnął mnie za ramię. - Mogę już ukraść ci pomocnika?
- A mogę cię przed tym powstrzymać?
- Nie.
- Więc zmykajcie już. - Machnęła na nas ręką i uśmiechnęła się. - Tylko pamiętajcie żeby się zabezpieczać! - Dodała, kiedy już wychodziliśmy i chyba obaj poczuliśmy się w równym stopniu zażenowani.

1396 słów
Ronan? Niespodzianka?

7.16.2019

Od Blue cd Sebastiana

Wiosenne popołudnia miały w sobie coś z przyjemnego lenistwa, które – według mnie – mogłoby trwać w nieskończoność. Dlaczego więc nie wykorzystać ich jako miłą przejażdżkę z ciekawym człowiekiem?
– Małego bernardyna i opiekuję się też krukiem wujka... Dlaczego pytasz? – Oczy Sebastiana skupiły się na mnie.
– Musi być powód? – Zaczęłam bawić się kwiatkiem. – Po prostu chcę wiedzieć. Ja mam szpica fińskiego. Wabi się Klio. I jest słodka.
– Klio, Kaliope… chyba lubisz muzy? – Usłyszałam w jego głosie śmiech.
– Kaliope, Klio, Erato, Euterpe, Melpomene, Polihymnia, Talia, Terpsychora, Urania. – Wyliczyłam. – Erato to był mój chomik, a Talia i Urania to moje dwie złote rybki. Nie miałam lepszego pomysłu. I tak jakoś wyszło.
– To bardzo ciekawe. – Zauważył.
– Może. – Machnęłam ręką i schyliłam się, bo znowu napatoczyła się gałąź. – Sama uważam, że to dziwne. Ale mi to nie przeszkadza.
– Nie jesteś dziwna. – Uśmiechnął się lekko. – Jesteś wyjątkowa.
***
– Dzięki za miłą przejażdżkę. – Podeszłam do Sebastiana, kiedy już oporządziłam Kaliope i zostawiłam całe oporządzenie. – Pierwszy raz jechałam z kimś tak doświadczonym.
– Eeee tam… – Podrapał się po głowie. – Może trochę…
– Wiesz, zazwyczaj jeżdżę z Amorkiem, albo tym debilem Mikaelsonem. – Przewróciłam oczami. – Więc tak. Jesteś najbardziej doświadczony.
– Masz bardzo… miłe towarzystwo. – Zauważył.
– Ronan tak, Adam… – Uniosłam lekko kącik ust. – Jest zazdrosny o wszystko co chodzi obok Amorka i jest rodzaju męskiego.
– Da się zauważyć. – Uśmiechnął się słabo. – Zawsze go trzyma. To słodkie.
– Możliwe. – Wzruszyłam ramionami. – Dla mnie zbędne. Jeśli Ro go lubi, to nie ważni są inni. Dla Ronana liczy się tylko…
– …Adam. – Dokończył Bash.
– Dokładnie. – Westchnęłam. – Ale nie mówmy o nich, bo o ile kocham Ro, to jednak miejscami rzygam ich związkiem.
– To może być męczące. – Przyznał. – Więc…
– Pokaż mi swojego psa! – Klasnęłam w dłonie. – Lubię psy. Koty też. Zwierzęta też.
– No dobrze. – Wyszedł z boksu. – Ale poczekaj. Muszę odnieść sprzęt.
– Mogę ci towarzyszyć, wiesz? – Wzięłam go pod rękę. – Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam tym trzymaniem.
– Nie. – Zarumienił się. – Jest dobrze.
– To dobrze. – Pociągnęłam go do wyjścia ze stajni. – Chodźmy!
***
– Awww, ale jestem słodki! Tak ty! Ty jesteś śłodki! – Drapałam Sainta po brzuszku. – No tak, tak! Wydrapiemy cię!
– Nie wiem czy to dobre, żeby tak go rozpieszczać… – Bash chyba próbował zwrócić na siebie swoją uwagę.
– Oj już nie bądź zazdrosny panie ładny. – Podniosłam na niego wzrok. – Jesteś równie uroczy co twój piesek.
Chłopak znowu tylko spłonął rumieńcem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba nie przywykł do niewinnego flirtowania, ale co miałam zrobić. Był uroczy i nie chciałam, żeby się zraził. Wróciłam do drapania Sainta.
– Nie musisz się bać, ja tak mam. – Usiadłam na podłodze i pozwoliłam wskoczyć bernardynowi na kolana. – Dość bezpośrednia jestem.
– Chyba masz dużo przyjaciół. – Siadł obok.
– Raczej nie. – Podrapałam psa między uszami. – Nie lubię ludzi. Znaczy większości. Niektórzy są okej. Niektórych lubię bardziej niż innych. Na przykład Ronana. I w sumie na razie tylko Ro. No i może Noah, ale jej aż tak dobrze nie znam.
– A Mikaelson? – Dłoń Sebastiana lekko musnęła moją.
– Nie podoba mi się. – Zmarszczyłam nos. – Znaczy okej, nie mam do niego nic, wspaniale się z nim bawię i… – Zgubiłam się. – No tak. Ale coś mi w nim nie gra. W jego relacji z Ronanem. Boję się… że on też go skrzywdzi.
– Też? – Sebastian popatrzył na mnie otwarcie.
– Też. – Pokiwałam głową. – Całe życie chronię Amorka, ale nie zawsze wychodzi. Czasami połamie mu się serce. Ale potem je zlepię. Bo mamy serca z czekolady.
– A nie marcepanu? – Zapytał ze śmiechem.
– Nie lubię marcepanu. – Zaśmiałam się razem z nim. – Wolę czekoladę. Albo karmel.
– Dobrze wiedzieć. – Uniósł kącik ust. – Podejrzewam, że za czekoladę karmelową zabijesz.
– Albo się zakocham. – Popatrzyłam na niego z szerokim uśmiechem. – Zależy jak to rozegrasz.

Bash? Blue lubi Sainta!
592 słów

7.15.2019

Od Ganseya cd Leonarda

Poranki w Akademii były spokojne i urocze. O ile zignorowało się jęczenie siostry i skupiło chociażby na pogodzie. Albo wesołym Hatim. Siedział sobie właśnie na termoforze i jadł śniadanie. Tak jak ja. Helen usiadła naprzeciwko i wsadziła nos w telefon.
– Młoda, czy ty nie jesteś uzależniona? – Uniosłem brew.
– Nico pisze, cicho. – Machnęła ręką i zjadła kolejną łyżkę płatków.
– Udobruchałaś go? – Poruszyłem wymownie brwiami.
– Może. – Odparła bez zainteresowania. – Odwołali mi dziś pierwszą lekcję, jakby co.
– Na pewno? – Oparłem głowę na ręce.
Dziewczyna ciężko westchnęła i pokazała mi ogłoszenie na stronie szkoły. Faktycznie. Zgadzało się. Dziewczyna faktycznie miała odwołane pierwsze zajęcia. Popatrzyłem na resztę jej planu.
– Nie powinienem tego mówić, ale… chcesz mieć dzisiaj wolne? – Zapytałem.
– Nie, pójdę do szkoły. – Dokończyła płatki. – Mama Nico nas zawiezie!
– Zabujałaś się w młodszym Chainsawie? – Zaśmiałem się.
– Ja ci nie wyrzucam Skylar! – Prychnęła i wstała. – A teraz wybacz, idę pomóc Nico z… czymkolwiek!
– Jasne młoda, tylko paznokci nie połam! – Rzuciłem za nią i przypilnowałem, żeby Hati nie zszedł z termofora. – Pacz Hati, mamy kolejny romans. Jakby Rodo nam nie wystarczało…
***
Spacer z Klio był jedną z przyjemniejszych rzeczy, jakie odbyłem tego dnia. Blue wyjątkowo nie mogła z nią wyjść, bo dostała jakieś duże zamówienie na rękodzieło. Cóż, dobrze było wiedzieć, zawsze będzie można ją poprosić o zrobienie jakiejś bransoletki. Z zaskoczeniem zauważyłem, że na drodze mojego spaceru stoi Leonard i z furią rzuca telefonem. Podszedłem do niego i zagaiłem:
– Hej, nie tak agresywnie.
– A ty jakbyś zareagował, gdy po raz setny rodzice odmawiają ci powrotu do ojczyzny? Stany to nie moja bajka, ale weź im to wytłumacz… – Westchnął i pokręcił głową.
– Mogę mieć jedno bardzo ważne pytanie? – Uniosłem brew.
– Tak. – Machnął ręką.
– Ile ty masz lat? – Popatrzyłem na Klio, która z zadowoleniem obwąchiwała drzewo.
– Dwadzieścia dwa. – Popatrzył na mnie zdziwiony.
– To powiedz mi, po co prosisz ich o zgodę? – Założyłem ręce. – Jesteś dorosły, jesteś księciem i chyba jesteś odpowiedzialny. Chyba możesz sobie jechać gdzie chcesz i kiedy chcesz.
– No nie do końca… – Popatrzył na mnie sceptycznie. – Muszę…
– Jedyne co musisz, to żyć w zgodzie ze sobą. – Popatrzyłem na niego. – Może nie jesteś jakoś blisko w kolejce do tronu, ale chyba jako książę masz prawo robić co chcesz. O ile to nie jakoś mocno zabronione. No dalej Leoś, tupnij nogą. To tylko weekend, a ty pewnie masz prywatny samolot.
– Nie mogę. – Skrzywił się lekko.
– Bo ty miękka fajka jesteś. – Przewróciłem oczami. – Ludzie. Przecież paparazzi cię nie zjedzą za to, że wróciłeś.
– To nie o to chodzi! – Wybuchnął. – Rodzice mi nie pozwalają!
– Leonardzie Williamie II Windsorze! Masz jebane dwadzieścia dwa lata i powinieneś wiedzieć, że sam za siebie odpowiadasz! – Zamachałem mu ręką przed twarzą. – Powinieneś umieć się postawić rodzicom! To twoje konto, twoje życie… nikt go za ciebie nie przeżyje.
Chłopak tylko prychnął i miałem wrażenie, że wymamrotał coś w stylu „Nigdy nie zrozumiesz”. Warknąłem tylko i rzuciłem z pogardą.
– Może nie zrozumiem, bo nie jestem księciem, ale przynajmniej sam za siebie podejmuję decyzję i odpowiadam w pełni za moje życie. – Potem cmoknąłem na Klio. – Chodź mała, idziemy dalej.
***
– Nie wiem czy to było odważne, czy głupie, ale chyba właśnie ma konsekwencje. – Ronan wskazał Leonarda, który właśnie pojawił się pod naszą uczelnią.
– Co on tu robi? – Zmarszczyłem brwi.
– Nie mam pojęcia. – Ronan poprawił torbę. – Radź sobie z ksiażątkiem. Ja jestem umówiony z Adamem.
– Oczywiście, ty i twój kochaś. – Zaśmiałem się. – Dobrze, że dzieci z tego nie będzie…
Ronan z politowaniem popatrzył się na mnie. Wcale nie miał dzisiaj na sobie bluzy w kolorach flagi aseksualistów, wcale. Wyszczerzyłem się zadowolony i poprawiłem swoja flagę, która robiła mi za pelerynkę. Tydzień równości był pomysłem klasy aktorskiej i zaliczeniem ich projektu. To było super.
– Dasz sobie z nim radę. – Ronan poklepał mnie po plecach i zakładając kaptur, ruszył w stronę swojego motocykla, do którego dążył już Japończyk.
Popatrzyłem w stronę Windsora, a potem przypomniałem sobie, że mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Odwróciłem się szybko i pobiegłem na umówione miejsce.
– Hej Sky. – Uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny. – To w czym miałem pomóc?
***
Kiedy już nie miałem innej wymówki, w końcu ruszyłem do wyjścia. Poprawiłem pelerynę, bluzę i plecak, a następnie przeszedłem przez dziedziniec, zatrzymując się dopiero przed Leonardem, który wyraźnie na coś czekał. Coś, albo kogoś.
– Windsor, myślałem, że odjechałeś z Greywarenem. – Uniosłem lekko kącik ust.
– W co ty się ubrałeś? – Uniósł brwi książę.
– To? Moja flaga. – Wypiąłem pierś. – Wiesz. Nie mam problemu z całowaniem mężczyzny urodzonego w ciele kobiety i na odwrót. Ale to nie ważne. Co tu robisz?

Lełoś? Jak ci się podoba uczelnia filmowa? XD
742 słów

7.12.2019

Od Diego CD Venus

Siedząc na krześle i słuchając lekarza, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Z jednej strony się cieszyłem, z drugiej bałem, a z tylu głowy miałem same czarne scenariusze, które doprowadzały do wszelkich konfliktów z Venus, gdzie upaliłem się tak bardzo, że trafiłem na odwyk. W ogóle, o czym ja kurwa myślę, Alves weź się w garść i bądź facetem, a nie pizdą.
W momencie kiedy lekarz załączył dźwięk i mogliśmy usłyszeć bicie serca, dziecka nie wiedziałem co o tym myśleć. Cholernie bałem się ojcostwa, szczególnie patrząc na to, że moja odpowiedzialność jest równa zeru, a głupie pomysły trzymają się cały czas.
Jestem po prostu dużym dzieckiem, inaczej tego ująć nie można.
Kiedy skończyło się to badanie, dziewczyna wytarła się od żelu, po czym poprawiła koszulkę, dając mi cichy znak, że wychodzimy. Zrywając się z krzesła, pożegnałem lekarza i ruszyłem z Venus do samochodu.
Szczerze? Ostatnio nam się ciężko rozmawia. Ja spierdoliłem sprawę, kiedy ta powiedziała mi o ciąży, a powinienem być jej podporą, a czuję się jakbym odbierał jej wszelki tlen potrzebny do życia. Mój świat stał się szary, stracił kolory, które dodawała do niego Nadzieja, ale wiecie co? Czas to kurwa zmienić, bo szczególnie ja zachowuję się jak szczeniak.
- Daj mi trochę pobyć samej - usłyszałem jej głos, kiedy przystanęliśmy koło jej pokoju.
Kiwnąłem tylko na to głową, a następnie ruszyłem w stronę stajni, czas wszystko naprawić Alves... wszystko.
Bez namysłu otworzyłem boks klaczy, następnie ubierając jej kantar, tylko i wyłącznie kantar, kolejnym moim celem, było wyczyszczenie jej kopyt, co nie zajęło wiele czasu, przez co gratulowałem sobie w duchu.
Lewa ręka powoli powraca do minimalnej sprawności, dlatego na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Kończąc tę czynność, wyprowadziłem Alme ze stajni, a następnie na nią wsiadłem.
Klepiąc ją po szyi, szepnąłem do niej:
- A teraz gnaj niczym wiatr, niech nic cię nie zatrzyma mała.
Uśmiechnąłem się w duszy kiedy ruszyła zdecydowanym krokiem. Zastanawiam się, czy mój śmiech nie był gdzieś słyszany, ale czułem się cholernie wolny, gdy ta gnała na złamanie karku przez polany, które gdzieś w oddali miały swoje ogrodzenie.
Z tego całego śmiechu, spadłem z niej prosto do wody, przez co tylko się uśmiechnąłem pod nosem, wiedząc, że będę pewnie chory, ale to mnie teraz nie obchodziło. Żyłem chwilą!
Wdrapując się ponownie na grzbiet klaczy, ruszyłem tym razem w stronę akademii, ale tą beztroską podróż przerwał mi telefon, który tkwił w mokrej kieszeni moich jeansów.
- Alves - rzekłem kiedy tylko wydobyłem telefon z kieszeni.
W słuchawce usłyszałem tylko głos kobiety, który mówił po hiszpańsku.
Wsłuchałem się w jej głos, kiedy mnie próbowała w końcu opierniczyć po angielsku. Dobrze jej idzie uczenie się z Ivą.
- Wpadniesz w któryś dzień? - zapytała z mocnym hiszpańskim akcentem, ale zrozumiałem o co jej chodzi.
- Zobaczę, w razie czego dam wam znak, a teraz wybacz. Muszę kończyć, trzymajcie się. - rzuciłem, rozłączając się.
Będąc już przy stajni, coś mignęło mi przed oczami, przez co szybko je przetarłem, mając nadzieję, że to nie ta osoba, o której myślałem.
- Pomożesz?! - krzyknęła, a ja zagwizdałem na ogiera, który posłusznie ruszył w moją stronę.
- Ile razy mam ci kurwa powtarzać, abyś się nie zbliżała do mojej własności.  - rzuciłem, zabierając od niej konia.
- Ja go chcę!
- Chcieć to możesz przykładowo kupę..
Nie zważałem już na jej komentarze, po prostu odprowadziłem zwierzęta na swoje miejsca, gdzie poprosiłem stajennego, aby rozsiodłał ogiera, bo spieszy mi się.
Ruszając do budynku, miałem zamiar iść do Venus, jednak sobie to darowałem. Musiałem jeszcze skoczyć do miasta, a co najważniejsze przeszukać internet i sprawdzić irytującą pocztę.
Wchodząc do pokoju, zastałem Cezara, który rozłożył się na moim łóżku jak królewicz.
Na ten widok tylko wywróciłem oczami, a następnie zabrałem suche ubrania i poszedłem się przebrać.
Wracając do pokoju, zabrałem tylko kluczyki i poszedłem do Lambo, które wydało z siebie zdechły odgłos.
Ja jestem na tyle pechowy czy o co kurwa chodzi? Walnąłem dłonią w kierownice i spróbowałem odpalić wóz jeszcze trzy razy. To na nic.
Zadzwoniłem po lawetę, a następnie po taksę, którą udałem się do galerii. Chciałem zakupić coś do picia czy jedzenia, sprawdzić kilka ofert, cokolwiek. Mając już wszystko, zerknąłem w stronę budki z Mega Milions. Kupiłem trzy kupony, przez co miałem minimalnie większe szanse na wygraną, a powiem wam, że wszystkie mężczyzna wydrukował minutę przed podaniem wyników, więc przystanąłem i spojrzałem na telewizor, gdzie wyświetlane były numerki.
Pierwszy kupon, nic nawet jednego, drugi, miałem aż trzy numerki, ale kiedy sprawdziłem trzeci, musiałem kilka razy zamrugać, a następnie sprawdziłem je jeszcze raz. Wszystko się zgadzało, wszystkie pięć numerów, a piątka okazała się być Mega Ballem.
Kiedy skołowany mężczyzna z budki, poprosił mnie na chwilę, aby się upewnić, że wydał ten kupon mnie, sam był w szoku.
- Wygrał pan 1,6 miliarda dolarów. Jak to dzielimy? Jednorazowo dostaje pan 913 milionów czy rozkładamy na raty.
Stałem chwilowo jak słupek nie wiedząc co powiedzieć. Jeśli zgodzę się na wypłatę od razu, jestem pół, ponad pół miliarda w plecy, więc porozmawiałem z mężczyzną w taki sposób, że po kilku minutach na moim koncie ukazała się piękna liczba 1,5 mld. Gdzie wyparowało sto milionów? Poszło na cele charytatywne. Jednak dobrze nosić to nazwisko, przynajmniej ma się jakieś przywileje.
Mężczyzna mi pogratulował, a ja z wielkim uśmiecham wyszedłem z galerii, aby zadzwonić po taksówkę, gdzie udałem się do mechanika, aby dowiedzieć się co jest z samochodem. Ten jednak nie miał do mnie dobrych wieści i stwierdził, że naprawa wyniesie za dużo, bo części trzeba sprowadzić, a wcale nie są tanie. Nie dziwię się.
- To jak? Co z nim?
- Tak jak mówiłeś złom, to jest kilkuletnie auto, a cena części rośnie, przez co przekracza normę, daj tylko sprawdzić schowki. - lekko się uśmiechnąłem i wygrzebałem z jednego, średniego rozmiaru pudełko, które kilka dni temu zostawiłem w samochodzie. - Jak coś czekam na kasę ze złomu - rzekłem wracając do taryfy, która zawiozła mnie do akademii.
Jaki był mój kolejny krok? Na pewno nie wydawanie pieniędzy na lewo i prawo, ani się nimi chwalenie. To by było głupie.
Wzdychając ruszyłem w stronę pokoju dziewczyny. Gdy już się pod nimi znalazłem, zapukałem i stałem jak idiota, aż do momentu kiedy usłyszałem słowo proszę.
Wchodząc do środka, zobaczyłem dziewczynę oglądającą jakiś serial, przez co usiadłem obok niej na łóżku i przymknąłem laptopa, przez co spojrzała na mnie niepocieszona.
- Musimy porozmawiać, albo chociaż ja.. bo mam dość milczenia całymi dniami. Widzę cię co jakiś czas, bo stwierdzasz, że mam dać ci odpocząć. Okey, rozumiem, jestem jak wrzód na dupie, ale mi też cholera jest ciężko. Kocham cię i nie przestanę. Wiem, że ostatnio zachowałem się jak idiota, ale to za mocno we mnie uderzyło. Dzisiaj, kiedy słyszałem bicie serca, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, ale wytrwałem do końca, wytrwałem bo zrozumiałem, że już zawsze będziesz u mnie na pierwszym miejscu, nie ważne co by się nie działo. Widząc ciebie, markotną i załamaną serce mi się kraje, więc.. chciałbym aby wszystko wróciło do normy, abyś uczyniła mój świat bardziej kolorowym i uśmiechała się tak, kiedy zrobiłem to zdjęcie..  - westchnąłem i podałem jej pudełko, gdzie znajdowało się nasze wspólne zdjęcie. Śmialiśmy się na nim jak opętani, każde z nas było wtedy w raju, a mi cholernie tego brakuje. Mam nawet na nim rogi, gdyż ta stwierdziła, że jestem jej diabłem.
Szczerze, siedziałem jak na szpilkach, moje wszelkie mięśnie spięły się jak struna i miałem nadzieję, że Ves nie wywali mnie za drzwi albo nie zbije ramki, a zdjęcia nie podrze.


1224
Veees?

7.11.2019

Od Ronana cd Adama

Wiedziałem, że Nico lubi Dance revolution, ale nie sądziłem, że aż tak. Zasadniczo miałem ochotę zamknąć go w pokoju, ale nie zdążyłem. Kiedy zasypywał Adama pytaniami, miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale oczywiście nie mogłem. Musiałem utrzymać jakość język brata za zębami. Co prawda odpowiedź na pytanie, jak się poznaliśmy, była mocno naciągana, ale w sumie prawdziwa. O tym, że po kilku godzinach znajomości i wspólnej „kolacji” mieliśmy krótką sesję całowania wolałem nie wspominać. Chyba powinniśmy z Adamem wymyślić jakąś przekonującą bajeczkę dla ludzi, którzy mogą o to pytać. Bo ktoś w końcu zacznie dążyć.
Kiedy już byliśmy u mnie, chwilę żałowałem, że nie posprzątałem. Ale kiedy Adam odstawił kakao na stolik obok łóżka i mnie objął, jakoś przestałem o to dbać.
– Kakao już mam, więc liczę, że drugiej obietnicy też dotrzymasz. – Jego uśmiech był uroczy i radosny, chociaż jego oczy były już lekko zaspane.
Delikatnie ująłem jego twarz w dłonie i złożyłem delikatny pocałunek na jego wargach. Ciągle smakował kakaem i piankami, zapewne tak jak ja. Uśmiechnąłem się i palcem pogładziłem go po policzku. Wyglądał wprost uroczo i nie mogłem powstrzymać się od kolejnego pocałunku. Tym razem otuliłem jego szyję i pogłębiłem pocałunek. Takie całowanie Adama przypominało zanurzanie się w wodzie. Na początku powoli wchodzisz do zbiornika, ale w pewnym momencie dno zaczyna się pogłębiać i zanim się obejrzysz wszędzie jest woda. Jeśli zapomnisz złapać oddechu, próbujesz się wynurzyć. Całe szczęście, jeśli chodziło o całowanie, oddechem dzielił się Adam. Chciałem go smakować cały czas, ale nie było takiej możliwości. Wiedziałem, że jest zmęczony, więc odsunąłem się z ociąganiem. Ciągle miał przymknięte oczy i rozchylone usta. Znowu lekko się uśmiechnąłem i cmoknąłem go w nos. Zabawnie go zmarszczył.
– Chyba powinieneś się położyć. – Delikatnie wsunąłem palce w jego włosy.
– Dobrze, że rzadko robię to co powinienem – odpowiedział z dobrze mi znanym szelmowskim uśmiechem. Chyba podobało mu się zgrywanie bad boya, choć zdążyłem już poznać jego uroczą, milszą stronę za tą fasadą pozorów, które starał się zachować. Nie tylko przed innymi, ale też przed samym sobą. Dlaczego chciał tak się oszukiwać? Cóż, może kiedyś poznam jego tajemnice. – Nie mógłbym tak po prostu zasnąć, mając kogoś takiego jak ty na wyciągnięcie ręki.
– Na pewno? – Dalej bawiłem się jego włosami. – Zero senności, a ciepła pościel nie jest kusząca?
– Myślę, że to nie łóżko jest tutaj najbardziej kuszące – wyszeptał, przenosząc wzrok z moich oczu na usta. Było oczywiste, czego pragnął, nawet jeśli nie zgadzało się z tym, czego teraz potrzebował.
Uniosłem lekko kąciki ust i zatrzymałem się milimetry od jego ust.
– Potrzebujesz snu.
– Potrzebuję ciebie. – Musnął moje wargi w lekkim pocałunku, później złożył kolejne na linii szczęki, na szyi, obojczyku... – Chcę ciebie – powiedział cicho, po czym oparł czoło o moje ramię i westchnął. – Czemu jesteś taki pociągający, a ja muszę wszystko psuć, ledwo trzymając się na nogach? – Zaśmiał się krótko.  – Jestem w rozsypce.
– Dlatego proponuję, żebyś się położył. A wcześniej zdjął koszulkę. – Cmoknąłem go w nos. – Wtedy cię sklei.
– Jesteś bardzo bezpośredni Aniołku – stwierdził, podnosząc na mnie wzrok i uśmiechając się. Łatwo było domyślić się co mu chodzi po głowie. – Myślałem, że wolisz nieco subtelniejsze podejście, ale to również mi się podoba. Chociaż... – Przygryzł wargę. – Skoro jestem taki zmęczony, to mógłbyś pomóc mi się rozebrać.
– Masz kosmate myśli. – Zacząłem rozpinać jego koszulę i przy okazji musnąłem ustami jego szczękę. Potem ściągnąłem jego koszulę i zerknąłem w jego oczy. Znów były tam wesołe iskierki, a ja lekko przysunąłem nasze twarze. Miałem ochotę znów go pocałować, ale usłyszałem otwieranie drzwi i głos Nico.
– Pomyślałem, że może chcecie co… – W dłoniach trzymał talerz pełen kanapek. – Oh. To może ja…
– Po prostu wyjdź. – Oparłem czoło o czoło Adama.
– Jasne. – Postawił kanapki na podłodze i zamknął drzwi. Uśmiechnąłem się przepraszająco. Adam nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Chyba czeka nas później więcej pytań, niż zakładałem. – Uniósł mój podbródek, by móc na mnie spojrzeć i znów, delikatnie musnąć moje usta. – Młody na pewno będzie chciał wiedzieć jak udało ci się mnie uwieść – stwierdził, uśmiechając się figlarnie.
– Nonsens, przecież jestem uroczy i cudowny. – Zaśmiałem się i popchnąłem go na łóżko. – A teraz kładź się na brzuchu.
Uniósł brew, patrząc się na mnie pytająco, ale nadal się uśmiechał i po chwili wykonał moje polecenie.
– Nie wiem co planujesz, Aniołku, ale tobie nie potrafię odmówić – powiedział, kładąc podbródek na złożonych na poduszce rękach.
Zadowolony podszedłem do kompa i wszedłem w link, który dostałem od Blue w taksówce. Ten sam, który miał Adam na lodowisku. Puściłem playlistę i zadowolony odkryłem, że Blue dodała Anchor. Potem usiadłem na łóżku obok Adama i delikatnie zacząłem go masować.
– Oh... – Poczułem jak zaskoczony lekkim dotykiem spina mięśnie, ale po chwili poddał się pieszczocie i zamruczał cicho. – Jakie jeszcze talenty ukrywasz?
– Nie wiem o czym mówisz. – Kontynuowałem masaż. – Poproszę Blue, żeby ci zrobiła profesjonalny. Przeszła kurs i coś tam mi pokazała.
Powoli przesunąłem rękami niżej i zacząłem masować dół jego pleców. Powoli rozluźniałem jego mięśnie partiami, tak jak uczyła Blue. Słyszałem ciche pomruki zadowolenia i uśmiechałem się pod nosem.
– Nie potrzebuję masażu od Blue, czy kogokolwiek innego. To na twoim dotyku i bliskości mi zależy – powiedział cicho i zauważyłem, że jego uszy zrobiły się troszkę czerwone.
– To pogadam z nią, może powie mi więcej. – Przesunąłem dłoń na jego łopatki i musnąłem wargami jego ucho. – Chcesz kanapkę?
Dźwięk, najbardziej przypominający coś w stylu jęku i pomruku, najprawdopodobniej oznaczał nie, szczególnie, że chłopak schował głowę w poduszce. Przeszedłem na kręgosłup i prześledziłem go placami, by z powrotem wrócić do masażu. W tym czasie zaczęła grać jakaś piosenka BTS. Znowu się uśmiechnąłem i pomasowałem ramiona i dłonie Adama. Kiedy skończyła się piosenka, ja skończyłem masaż. Nachyliłem się lekko i cmoknąłem Adama w skroń. Już miałem go zapytać, czy to czego się spodziewał nie byłoby lepsze, ale zasnął. Zaśmiałem się cicho i po krótkim zastanowieniu, postanowiłem ściągnąć jego spodnie i nakryć go kocem. Potem wziąłem kanapki i postawiłem je na biurku. Potem namierzyłem piosenkę, którą nucił Adam na lodowisku i sprawdziłem jej tekst. Przygryzłem palec i zadzwoniłem do mamy.
– Co się stało kochanie? – Czułem tą troskę i zaniepokojenie w jej głosie.
– Nic złego mamuś. – Oparłem się wygodnie. – Chciałbym tylko, żebyś kupiła mi jedną rzecz. No może nie jedną. Trzy.
– No dobrze słońce. – Zaśmiała się. – Powiedz mi.
***
– Kiedyyyy wstaaaanie? – Nico niemal skakał w miejscu, kiedy robiłem sobie herbatę.
– Nie wiem, pewnie jak się wyśpi młody! – Przewróciłem oczami. – Chyba go nie obudzisz…
– Nie… nie. To niekulturalne. – Pokręcił głową. – Mamooooooo! Adam będzie mógł zostać na kolacjiiiii?
– To oczywiste. – Uśmiechnęła się i przeczesała moje włosy. – Prawda, Ronan?
– Tak. – Przymknąłem oczy, a potem (już z otwartymi oczami) zalałem sobie herbatę. – Powinien zostać.
– Okej. – Mama dostawiła kolejne nakrycie. – Nico, wstaw kwiaty do wazonu i postaw na stole w jadalni.
– Okej. – Młody od razu wystrzelił i wstawił bukiet konwalii do przezroczystego wazonu.
W tym samym czasie ze schodów zszedł Adam. Całe szczęście ubrany. Gdy się zbliżył, zauważyłem, że założył moją koszulkę z reaktorem Starka. Miał lekko potargane włosy i ziewał, co w sumie nie było niczym dziwnym. Niemal jak na autopilocie podszedł do mnie i, prawdopodobnie z przyzwyczajenia, objął mnie w pasie i oparł głowę na moim ramieniu. Zauważyłem, że zmył makijaż. Uśmiechnąłem się i pociągnąłem go, żeby postawić na stole sałatkę. Jęknął niezadowolony.
– Co się stało z twoją koszulą? – Popatrzyłem na niego.
– Trochę się pobrudziła. Moja wina. Mogłem bardziej uważać – odparł sennie, zupełnie nie przejmując się jakie sprawia teraz wrażenie. – O... Dzień dobry Pani Chainsaw – przywitał się jakby dopiero teraz zauważył moją mamę. – Za dużo wrażeń i przez przypadek zasnąłem u Ronana. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Nie, kochanie. – Mama starała się powstrzymać śmiech. – Mam nadzieję, że uważacie i wasze wrażenia są bezpieczne.
– Mamooooo! – Zarumieniłem się.
– Mam kilka siniaków, ale Ronanowi nic się nie stało. Uważaliśmy by niczego już sobie nie złamał – stwierdził Adam i nie wiedziałem czy specjalnie chciał się ze mną droczyć, czy jego świeżo obudzony mózg nie rejestrował jak brzmią jego tłumaczenia.
– Ronan, uważaj na Adama. – Tata pojawił się w jadalni i cmoknął moją mamę w skroń. – Bo więcej wrażeń nie będzie…
– Tato. – Teraz musiałem wyglądać jak pomidor, więc nachyliłem się do Adama i szepnąłem. – Wiesz, że oni myślą, że mówimy o seksie?
Chłopak popatrzył na mnie i po dobrej chwili analizowania sytuacji, spłonął rumieńcem.
– My nie... Znaczy... – Widziałem dezorientację i nieco paniki w jego oczach, kiedy myślał nad sensownym wytłumaczeniem. – Nie spałem z Ro. Znaczy nie tak. On tylko robił mi masaż, bo potłukłem się na lodzie.
– Chłopcy, naprawdę, nie ma o czym mówić. Możecie robić co chcecie, bądźcie tylko odpowiedzialni.
– Mama przeczesała nasze włosy. – Siadajcie, zaraz będzie kolacja. Tylko wcześniej umyć ręce.
– Naprawdę nic się nie stało. – Brunet dalej próbował wyprowadzić moją mamę z błędu i odsunął się ode mnie, byśmy dalej nie wyglądali jak para kochanków. – To był tylko masaż. Naprawdę. Nie wymagałbym od niego nic więcej. Nic czego by nie chciał. – Chyba próbował obrać za argument moją aseksualność. Naprawdę spanikował.
– Sypiasz z moim bratem!? – Wypalił Nico.
Wzrok Adama padł na mnie i takiego błagania jeszcze nigdy nie widziałem.
– Nie! – Może powiedziałem to trochę za głośno. – Nie sypiam aktualnie z nikim i sądzę, że za szybko się to nie zmieni!
Okej, może przesadziłem z tonem, bo Adam teraz wyglądał na zszokowanego, jeśli nie na przestraszonego. Prawdą było, że przy nim chyba nie zdarzyło mi się jeszcze wkurzyć. Ogólnie… ostatnio takim wybuchem obdarzyłem tylko Blue. Z reguły zawsze starałem się ukrywać negatywne emocje.
– To ja może... Pójdę po bluzę, czy coś... – Zrobił krok w tył, wyraźnie chcąc się wycofać.
– Nie… nie musisz. – Westchnąłem cicho i popatrzyłem na niego. – Przepraszam, nie powinienem… i z reguły nic takiego nie robię… po prostu… chodźmy umyć ręce.
– ...Ok. – Skinął głową i udał się za mną do łazienki, a gdy zostaliśmy sami wbił wzrok w podłogę. – Przepraszam, że tak wyszło. Nie chciałem, by twoi rodzice pomyśleli sobie to wszystko. – Wplótł palce we włosy w wyrazie frustracji i zawstydzenia, które wciąż do końca nie minęło. – Przeze mnie nakrzyczałeś na brata.
– Nie… to nic. – Przeczesałem włosy i popatrzyłem na niego. – Ja… po prostu czasami… wiesz. Nie umiem nad sobą zapanować. – Lekko smutno się uśmiechnąłem. – Tylko z reguły jak wybucham, jestem sam. Przepraszam. To nie twoja wina.
– Ty nie potrafisz nad sobą panować? Zawsze spokojny Ronan? – Parsknął cichym śmiechem. – To ja robiłem co się dało, by zaciągnąć cię do łóżka przy pierwszym spotkaniu – powiedział z lekkim uśmiechem. Najwyraźniej usiłował teraz rozluźnić tę całą napiętą atmosferę. – To nie tobie brakuje samokontroli.
Zaśmiałem się cicho i popatrzyłem na niego. Znów lekko się uśmiechał.
– Zaciągnąłbyś mnie, gdyby nie Yurio. - Uśmiechnąłem się lekko i postanowiłem go objąć. - I telefon od mamy.
– Nie powinno cię więc dziwić, że tak się staram o bycie z tobą sam na sam. – Jego dłonie szybko znalazły się na mojej talii, ale zaraz przeniosły się w górę, na plecy kiedy chłopak przytulił się do mnie i oparł podbródek na moim ramieniu. – Naprawdę byś się ze mną przespał gdyby nikt nam nie wtedy nie przeszkodził? Jestem aż tak pociągający? – Bardziej usłyszałem, niż zobaczyłem, że się uśmiecha.
– Nie wiem, może. – Musnąłem skórę pod jego uchem i oddałem uścisk. – Nie wiem tego. Ale wiem, że lubię cię bardziej niż przeciętnie lubią się chłopcy, nie? – Zarumieniłem się. – Nie żebym wymagał czegoś… więcej. Pasuje mi jak jest. – Dodałem szybko, gdy przypomniałem sobie naszą rozmowę w deszczu. Poczułem, że spinają mu się mięśnie, ale zaraz tylko mocniej się do mnie przytulił.
– Też cię lubię... Bardziej niż powinienem i niż myślałem, że jestem w stanie... Ale... – Zaciął się i chwilę po prostu tak staliśmy w ciszy przerywanej jedynie naszymi oddechami. – Nie chcę przyklejać naszej relacji etykietki, dobra? - W jego głosie słyszalne było rozbawienie, kiedy cytował znany mi podcast. - Jakkolwiek słabo to nie zabrzmi, jest za wcześnie. Nie jestem gotowy, ok?
– Wiem. Okej. – Odsunąłem się delikatnie. – Naprawdę nie chcę przerywać, ale chyba przydałoby się znowu umyć ręce i w końcu iść na kolację, nie uważasz? – Popatrzyłem na niego rozbawiony.
– Myślisz, że niechcący tylko upewniliśmy twoją mamę w jej podejrzeniach? – spytał ze śmiechem, podchodząc do umywalki i odkręcił kurek.
– Bardzo możliwe. – Zaśmiałem się i namydliłem ręce. – Biorąc pod uwagę ile nas nie było, mogą sądzić, że właśnie coś się działo. Znowu.
– Rooooo! Adaaaaaam! Kolacja na stoleeee. – Nico zaczął walić w drzwi.
– Już, już. – Wytarłem ręcznikiem ręce. – Gotowy na szereg dziwnych pytań od Nico?
– Za późno, żebym taktownie się wycofał i wrócił do akademika, prawda? – Może i w oczach wciąż miał lekką panikę, ale nie wydawał się naprawdę skóry do ucieczki.
– Niestety. Musisz tu zostać. – Powiedziałem poważnie i uśmiechnąłem się, otwierając drzwi.

Adam? Gotowy na Nico?
2055 słów

7.09.2019

Od Adama cd Ronana

Aniołek miał rację. Kofeina, cukier i co tam jeszcze trzymało mnie w jako takiej świadomości, przestawały działać. Z koncentracją były problemy, z trzymaniem się na nogach również, nie mówiąc już o szybkim chodzeniu w prostej linii. Dawno już nie miałem takiego kaca i raczej nie przewidywałem powtórki, jakkolwiek dobra nie była nocna zabawa z Blue. Większej jej części nawet nie pamiętałem, więc po co w ogóle było to całe picie? By się rozluźnić? Upchnąć wszelkie problemy gdzieś daleko w świadomości, by choć na chwilę o nich nie myśleć? Bawić się w cholerę dobrze? Ok, to zaczynało mieć sens. 
Z drobną pomocą Ronana udało mi się wyjść na zewnątrz, a świeże powietrze i podmuchy chłodnego wiatru nieco mnie orzeźwiły na tyle bym zdołał zadzwonić po taksówkę. Problemem okazała się jednak jazda. Miękkie siedzenia, ogrzewanie i ramię chłopaka, które aż się prosiło by oprzeć na nim głowę i pozwolić sobie odpłynąć. Droga pod dom państwa Chainsow nie była długa, ale i tak upłynęła mi w stanie na granicy snu. Nie odzywałem się wcale i siedziałem oparty o mojego ślicznego towarzysza, któremu jednak wcale nie przeszkadzał mój brak aktywności. Kiedy dotarliśmy na miejsce, szturchnął mnie lekko, by dać znać, że już wychodzimy, więc zapłaciłem kierowcy kilka banknotów, co sądząc po jego reakcji zawierało spory naddatek. W tym momencie moje zdolności matematyczne delikatnie mówiąc szwankowały, ale pewnie i tak nie przejąłbym się tym nawet będąc w pełni skupienia.  Oplotłem ramieniem mojego Aniołka po trochu z przyzwyczajenia, po trochu by pewniej stać na nogach i razem podeszliśmy do werandy, a potem weszliśmy do środka.
- Już jesteśmy! - zawołał Ro, kiedy ściągaliśmy buty. Musiałem do tego usiąść na podłodze, by nie ryzykować upadku, ale poradziłem sobie jakoś.
- Twoi rodzice są w domu? - Chwyciłem zaoferowaną dłoń, by sprawniej wstać i usłyszałem szybki tupot stup na drewnianych stopniach.
- Mamy nie ma, a tato zwykle jest o tej porze w gabinecie, ale... - Przerwał mu głośny pisk, który wydobył z siebie stojący u dołu schodów dzieciak. Chudy, na oko czternastoletni, z rozwichrzonymi, ciemnymi włosami i wyrazem ogromnego zachwytu na twarzy. 
- Adam Takashi Mikaelson?! U nas?! - Rozległ się kolejny pisk, a ja wbiłem w Aniołka spojrzenie w stylu: "Co się do cholery dzieje? Proszę pomóż.".
- Ale jest mój młodszy brat. - Blondynek westchnął z rezygnacją, po czym popatrzył na dzieciaka karcąco. - Nikolas! Zachowuj się.
- Ale, ale... Znasz Adama Mikaelsona i nic mi nie mówiłeś?! - Ekscytacja u młodego wcale nie zelżała, a wręcz przeciwnie. Jego oczy wgapiały się na mnie jak na jakieś niesamowite zjawisko, lub ulubioną paczkę słodyczy, którą dostało się za darmo. - Jestem twoim wielkim fanem! 
- Oh… Miło mi...? - Stałem zdezorientowany, a ten podbiegł do mnie z szerokim uśmiechem. 
- Mogę dostać twój autograf? I zrobić z tobą zdjęcie? Długo się znacie? Pokażesz mi jak tańczysz? Dlaczego odszedłeś z serialu? - Seria pytań nie miała końca i tak jak nie był to pierwszy raz kiedy miałem do czynienia z fanem, tak mój mózg nie wyrabiał w tym momencie z przetwarzaniem informacji. 
- Ja... - Nie wiedziałem od co powiedzieć i tylko popatrzyłem na Ronana błagalnie.
- Zrobiłeś to kakao? Czy znowu zapomniałeś? - Założył ręce, a ton jego głosu przerwał słowotok jego młodszego brata.
- Kakao? - Teraz w oczach Nikolasa pojawiła się dezorientacja. - O... - Czyli nici z ciepłego napoju.
- Obiecałem Adamowi gorące kakao jak wrócimy z lodowiska, więc...
- Już robię! - Dzieciak podskoczył z ekscytacji, wcinając się bratu w słowo. - Kakao dla Adama Mikaelsona! Będzie idealne! - Pogapił się na mnie jeszcze przez moment, po czym w te pędy pobiegł do kuchni, a ja oparłem się o ścianę i odetchnąłem z ulgą.
- Mogłeś mnie ostrzec, że jestem dla twojego brata idolem, czy coś. Mentalnie bym się przygotował - powiedziałem, patrząc na blondynka z lekkim wyrzutem, ale reakcja młodego była tak przesadzona, że nie mogłem w końcu nie parsknąć krótkim śmiechem.
- Nie przewidziałem tego - stwierdził chłopak, po czym pomógł mi przenieść się do salonu i usiąść na kanapie. - Z reguły fiksuje tak na punkcie Josepha Morgana i głównej bohaterki tego twojego serialu - wyjaśnił, podając mi milutki w dotyku koc. - Przepraszam za niego.
- Gdyby Klaus pojawił się w moim domu pewnie nie zachowywałbym się wiele lepiej - powiedziałem w sumie rozbawiony tym wszystkim. - Po prostu dawno już nikt nie piszczał na mój widok i najwyraźniej wypadłem z wprawy reagowania na takie przypadki. - Przykryłem się kocem i pociągnąłem Aniołka za rękę, by usiadł obok. Ku mojemu zadowoleniu, objął mnie ramieniem i mogłem wygodnie się usadowić.
- Ma pianki! I bitą śmietanę i posypkę! - Oznajmił z ekscytacją rozradowany dzieciak, kiedy wrócił z kuchni i podał nam dwa duże kubki ze słodką zawartością, by następnie przynieść jeden dla siebie i usiąść na podłodze na przeciwko nas. - Toooo…  Jak się poznaliście? - Prawie się zakrztusiłem.
- Ałć! Gorące - jęknąłem, by zamarkować moje zaskoczenie. Przypomniałem sobie pierwsze spotkanie z blondynkiem, rozmowę na korytarzu i to co później stało się w moim pokoju. Nie było opcji, bym powiedział o tym młodemu.
- Chodzimy razem na zajęcia do Akademii, a co myślałeś? - Ronan okazał się bardziej opanowany ode mnie, co jakoś mnie nie dziwiło. - Gdzie Beka? - spytał brata, zabierając mi trochę koca, byśmy oboje się pod nim zmieścili.
- Zasnęła w moim łóżku. Ale jak tak się zastanowię, to od rana nie widziałem Hammera - odparł Nikolas, zgarniając łyżeczką bitą śmietanę z kubka. 
- Witaj w moim świecie - rzuciłem do Aniołka z cichym chichotem, na co sam parsknął śmiechem.
- Pewnie leży w koszu na pranie - stwierdził.
- Masz kota? - zainteresował się dzieciak. - Widziałem na Instagramie i materiałach z planu, że Arthur Morningstar ma fenka, ale ty nigdy nie pokazałeś swojego kota.
- Yurio nie przepada za ludźmi, więc nie wolałem nie zabierać go poza mieszkanie - odpowiedziałem a ciepło oraz wygodna pozycja zaczęły robić swoje i ziewnąłem szeroko.
- Może przeniesiemy się na górę? - Uśmiech blondynka był zniewalający, a mi przyszła na myśl druga część naszej umowy. - Umierasz.
- Jakiś ty spostrzegawczy. - Odwzajemniłem uśmiech, po czym jakoś udało nam się wstać, nie wylewając reszty kakaa. - Mam nadzieję, że masz wygodne łóżko.
- Ale nawet nie zdążyłem zrobić z Adamem zdjęcia! - oburzył się Nikolas.
- Nico, będziesz miał jeszcze okazję. Gwarantuję - odparł Ronan, a młodemu zrzedła mina. Może nie byłem już aktorem, ale wciąż nie mogłem tak po prostu sprawić fanowi zawodu, więc uśmiechnąłem się i potargałem mu włosy.
- Twój brat za szybko się ode mnie nie uwolni, więc myślę, że często będziemy na siebie wpadać - zapewniłem, co sądząc po wyrazie twarzy, znacznie poprawiło mu humor. - A teraz wybacz, ale naprawdę jestem zmęczony. Pogadamy później - obiecałem, na co z entuzjazmem skinął głową.
Zostawiliśmy go w salonie, a sami udaliśmy się na piętro, gdzie znajdował się pokój Aniołka. Estetyczny w swoich kolorach oraz wyposażeniu, z mnóstwem książek oraz płyt cd na regałach i nieładem w rzeczach, który był mi całkiem znajomy. Może było tu zbyt mało kolorowo jak na mój gust, ale pasowało to do chłopaka. Duże okna wychodziły na balkon, wpuszczając do pomieszczenia na tyle światła, by nie było potrzeby zaświecać lampy. Zamknąłem drzwi za nami i podszedłem do stolika nocnego, by odłożyć do połowy pełny kubek, po czym z zadowolonym pomrukiem objąłem w talii swojego blondynka. 
- Kakao już mam, więc liczę, że drugiej obietnicy też dotrzymasz - szepnąłem mu do ucha, uśmiechając się. Sennie, ale radośnie.

1169 słów
Ro? Co z pocałunkami? ^^

7.07.2019

Od Ronana cd Adama

Piosenka Adama, prawdopodobnie koreańska, była o wiele spokojniejsza niż wcześniejszy Skillet, który był moim wyborem. Tak nagła zmiana muzyki lekko wybiła mnie z rytmu, więc po prostu jechałem, obserwując ruchy chłopaka. Radził sobie świetnie, co nie było w końcu żadnym zaskoczeniem. Jego głos był tak naprawdę cichym i melodyjnym pomrukiem, jakby całą noc darł się na całe gardło. Podobało mi się to, chociaż nie rozumiałem ani słowa. Powoli do niego podjechałem i gdy piosenka się skończyła, lekko musnąłem jego bok i pojechałem dalej.
– Hm, My Chemical Romance? – Uśmiechnąłem się lekko.
– Nie miałeś swojej fazy emo? – Spytał, doganiając mnie.
– Zaskoczę cię, ale to zależy od mojego humoru. – Znów zacząłem jechać tyłem. – Miewam ją czasami dzisiaj. Ale nigdy nie zapomnę, jak odpieprzyło Blue. – Uśmiechnąłem się zadziornie. – Mam gdzieś zdjęcia…
– To mnie zainteresowałeś, Aniołku... Pokażesz mi je dobrowolnie, czy chcesz coś w zamian? – Uniósł kąciki ust.
– No nie wiem. – Popukałem palcem w wargi. – Muszę się zastanowić. – Zatrzymałem się na chwilę. – Jakieś propozycje przekupstwa?
– Zależy jaką formę wolisz... – Podjechał bliżej i musnął palcami moją dłoń. – Chcesz coś o równej wartości czy może zapłatę w naturze? – Na moment jego wzrok przesunął się na moje usta.
– W twoich ustach to nawet nie brzmi tak źle. – Przysunąłem nasze twarze do siebie. – Ale myślałem o czymś bardziej wymiernym. Na przykład tydzień obecności na pierwszych lekcjach albo coś… – Popatrzyłem na niego niewinnie.
– Nie sądziłem, że jesteś takim sadystą... – Zrobił minę w stylu zbitego pieska.
– Po prostu lubię z tobą spędzać czas. – Uśmiechnąłem się i powoli odjechałem, nucąc pod nosem tekst piosenki.
– To może zamiast chodzić na lekcje, wychodziłbyś gdzieś ze mną? To też rozwiązałoby sprawę – stwierdził, łapiąc mnie za rękę. - Pojechalibyśmy na koniach do lasu i byłyby zaliczone równocześnie trening oraz randka.
Westchnąłem cicho i automatycznie ścisnąłem jego dłoń. Odruch bezwarunkowy od kiedy uczyłem Nico. Potem automatycznie ją rozluźniłem, bo to jednak był Adam, a nie Nico.
– Może. – Wzruszyłem ramieniem, którego akurat nie trzymał, czyli tym ze złamaną ręką. – Zobaczymy.
Potem z głośników zaczęło płynąć Agape. To była moja piosenka, więc nie patrząc nawet na Adama zacząłem jeździć. W mojej głowie ruchy zapewne były nieco inne niż te, które wykonywałem, ale łyżwy, a taniec to też były dwie różne rzeczy. Znałem każdą nutę, każdy dźwięk. Ten utwór miałem wiecznie pod palcami. Każdy dźwięk był przypisany do klawisza, a każdy klawisz pojawiał się w mojej głowie. Nie miałem złudzeń, że nie sunąłem po tafli jak Yurio, ale najgorzej może to też nie wypadło. Potem skok. Całe szczęście udało mi się wylądować. Można powiedzieć, że miałem mnóstwo szczęścia, bo skakałem dawno, dawno temu. Jednak muzyka grała dalej, a ja jeździłem razem z nią. Obrót, przejazd, łańcuszek… aż usłyszałem ostatnie takty. Przyszedł czas na jeszcze jeden skok. Zamknąłem oczy i dałem się ponieść. Lądowanie poczułem, ale chyba nic mi się nie stało. Spuściłem głowę i z zadowoleniem przyjąłem to, że kolejną piosenką na playliście było Mystery Toma Odella.
– Popisujesz się – rzucił Adam, stojąc z założonymi rękoma. – Jeśli to twój sposób na uwiedzenie mnie to cholernie dobrze ci idzie.
Uśmiechnąłem się lekko, ale raczej tego nie zauważył, bo ciągle miałem opuszczoną głowę. Kiedy już się wyprostowałem, popatrzyłem na niego zadziornie.
– Eros jest twój. – Objechałem go dookoła, by na koniec objąć go w talii i szepnąć do ucha. – Chyba, że się boisz…
– Wiesz jak mnie podpuścić, Aniołku – odparł, na moment  muskając ustami moją szyję tuż pod linią żuchwy, po czym odjechał w tył i stanął, by wsłuchać się w muzykę.
Zaczął później niż Yuri, ale równie ponętnie, zwilżając usta językiem i posyłając mi oczko. Jego ruchy były szybkie, pełne uczucia, dopasowane do prędkich nut melodii, wyrażającej czyste pożądanie. Pasowała do niego, nie mogłem zaprzeczyć, patrząc jak sprawnie stawia kroki i wabi mnie każdym gestem. Nie był zawodowym łyżwiarzem. Mogłem zobaczyć w jego jeździe, że nie odnajduje się w tańcu na tak śliskim podłożu, ale widziałem też upór i chęci jakie wkłada w to, by dobrze przede mną wypaść. Nie potrzebowałem długiej znajomości z nim, by zorientować się, że uwielbia wyzwania i jest typem osoby, która prędzej z odwagą zrobi coś skrajnie głupiego, niż wycofa się z pola walki. Nie zdziwiłem się więc, kiedy po już dość ryzykownej, lecz udanej serii kroków spróbował skoczyć i obrócić się w powietrzu. Miał dobry rozpęd, oraz wysokość i przez moment myślałem, że mu się uda, ale... Źle stanął przy lądowaniu i chyba przez własne zaskoczenie udanym trickiem, nie zdążył złapać równowagi. Poślizgowi oraz głuchemu uderzeniu o twardą taflę towarzyszyło głośne przekleństwo oraz jęk bólu.
- Kurwa! Głupie łyżwy... - Adam przekręcił się na plecy i złapał za ramię, które miało bliskie spotkanie z lodem.
Podjechałem powoli i z delikatnie ironicznym uśmiechem pochyliłem się nad nim.
– Ten upadek też zaplanowałeś? – Może byłem odrobinę zbyt radosny.
– Może... – Jego grymas bólu zmienił się w szelmowski uśmiech, zbyt wesoły jak na porażkę jakiej doznał. – Jeśli miał prowadzić do tego... – Chwycił za materiał szalika i pociągnął mnie ku sobie, by zbliżyć nasze usta w pocałunku w równym stopniu pełnym pasji co lecąca w tle muzyka.
Nie żebym się tego nie spodziewał. Po prostu dałem mu dobrą okazję. Położyłem zdrową dłoń na jego szyi i oddałem pocałunek. W końcu należało mu się za to wszystko. Mogłem narzekać, że niekoniecznie takie miałem plany, ale prawda była taka, że każda chwila spędzona z Adamem była dla mnie coraz cenniejsza. Pozwoliłem mu usiąść i kontynuować pocałunek aż nie wybrzmiały ostatnie dźwięki utworu.
– Mimo wszystko, twoja skuteczność jest większa niż Yuriego. – Powiedziałem po wszystkim. – Albo mnie łatwiej skusić niż Viktora.
– Jesteś seksowniejszy od Viktora - stwierdził szeptem, przysuwając się po kolejny pocałunek.
Jednak tylko położyłem palec na jego ustach i uśmiechnąłem się szeroko.
– A ty jesteś poobijany, więc powinniśmy wracać. – Przesunąłem dłoń na jego policzek i cmoknąłem go szybko. – Kakao i więcej pocałunków, okej?
– Możesz być jeszcze bardziej idealny? – spytał, kiedy z moją pomocą stawał na równe nogi.
– Obawiam się, że prędzej czy później odkryjesz, że wcale nie jestem idealny. – Ciągle trzymałem go za ręce. – Ale może dlatego, że wbrew wszystkiemu, nie jestem aniołem. – Uśmiechnąłem się lekko i jadąc tyłem delikatnie pociągnąłem go w stronę wyjścia.
– Jeśli nie aniołem, to nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie zwykłym człowiekiem - odparł, wpatrując się wie mnie jak w jeden z podziwianych przez siebie rysunków.
Uśmiechnąłem się tylko i podjechałem do krawędzi, potem otworzyłem drzwiczki i pomogłem wyjść Adamowi. Ciągle trzymał się za obolałe ramię, ale znając życie, to było tylko lekkie stłuczenie, bo mógł normalnie funkcjonować.
– Następnym razem nie musisz wynajmować lodowiska, wiesz? – Popatrzyłem na niego. – Nie przeszkadza mi, że są inni. Ważne, że jestem z tobą.
- Wynająć? Coś ty... - Udał zdziwienie, ale zaraz pokręcił głową z rezygnacją. - Dobra, to było zbyt oczywiste. - Uśmiechnął się trochę niezręcznie, ale wciąż radośnie. - Po prostu chciałem by wyglądało to bardziej... specjalnie? No i przy innych ludziach nie mógłbyś się tak podpisywać, a ja miałbym mniej okazji do ośmieszenia się.
– Może masz rację, ale serio. Następnym razem po prostu tu przyjdźmy. – Cmoknąłem go w policzek. – I się wyśpij, bo wyglądasz jakby schodziła z ciebie kofeina.
Potem usiadłem na ławce i otworzyłem swoją szafkę. Rozwiązywanie łyżew było łatwiejsze niż ich zawiązywanie, więc w tym już nie musiał pomagać mi Adam. Kiedy byłem gotowy, usiadłem wyprostowany i popatrzyłem na chłopaka.
– Wszystko okej? – Przekrzywiłem głowę.
Wciąż siedział na ławce, wgapiając się w jedną z łyżew, której chyba nie był w stanie rozplątać i musiałem ponownie zawołać jego imię, by skupił na mnie wzrok. Chyba naprawdę było z nim kiepsko.
– Tak? Nie. – Przetarł oczy i odchylił się do tyłu, by oprzeć głowę o szafki. – Potrzebuję tego kakaa…
– Na moje oko snu, ale jak wolisz. – Podszedłem do niego. – Mogę Wasza Wysokość?
Okej, w sumie pytanie było tylko formalnością. Szybko rozwiązałem jego łyżwy i schowałem je do specjalnej torby, przy okazji stawiając przed nim buty. Z tym całe szczęście poradził sobie sam. Kiedy wszystko było ogarnięte, podciągnąłem go, żeby wstał.
– Dasz radę iść, czy królowa wyjątkowo musi ponieść króla? – Parsknąłem cichym śmiechem.- ----- – Jestem zmęczony, nie pijany – odpowiedział ze słabym uśmiechem. – I jeszcze w szoku, że stałem na nogach ostatnie dwie godziny.
– Więc wracajmy. – Cmoknąłem go na zachętę. – Kakao będzie czekać.

Adam?
Co powiesz na kakałko u Ro?
1339 słów