- Reker, jesteśmy razem w grupie - westchnął chłopak, poprawiając jednocześnie włosy - Ale możesz kojarzyć mnie z innych źródeł - powiedział.
- Raczej tylko z treningu. Ostatnio miałam sporo rzeczy na głowie i szczerze mówiąc średnio zwracałam uwagę na coś innego - odparłam próbując się trochę rozluźnić, bo od nieuzasadnionego stresu spowodowanego tym gdzie mam skierować swój wzrok, powoli sztywniała mi szyja. Możecie się również zastanawiać czym byłam taka zajęta skoro spałam. Otóż moim zdaniem jest to rzecz ważniejsza niż… Nie jestem pewna jakie porównanie byłoby idealne, więc może lepiej zostawię to do dowolnej interpretacji. - No a zaraz znowu muszę wyjść z Bonnie na spacer - mój wzrok w końcu spoczął na twarzy chłopaka, jednak oczy wciąż chciały to zmienić i przesuwały się delikatnie skupiając spojrzenie w innym miejscu.
- Bonnie? - spytał chłopak. Odebrałam jako dość oczywiste, że mam o niej opowiedzieć coś więcej, ale mimo pewności szczęka wciąż chodziła mi dosyć ciężko, jakimś cudem pozwalając wydobyć się wyraźnym dźwiękom z moich ust.
- To moja suczka, border collie - uśmiechnęłam się delikatnie, jednak moje myśli wciąż krążyły wokół Bonnie szukając możliwych rozwinięć mojej odpowiedzi. Niestety w mojej głowie kołatała się tylko myśl, że jest moją jedyną przyjaciółką, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że wypowiedzenie tych słów na głos mogłoby zabrzmieć trochę dramatycznie, a nawet jak użalanie się nad sobą. Mój widelec wciąż powoli krążył między talerzem, a moimi ustami, powoli przenosząc tam niewielkie porcje sałatki, która niespiesznie znikała z talerza. Jednakże, gdy Reker siadał naprzeciwko mnie zjadłam już praktycznie wszystko i nie minęło wiele czasu, już brałam do ust ostatnią porcję kolacji.
- No to ja muszę już iść, do zobaczenia jutro - wstałam od stołu i wzięłam talerz ze złożonymi na nim sztućcami, wciąż usilnie zastanawiając się czy dopowiedzieć jeszcze "na treningu". Ostatecznie jednak Reker uprzedził mnie mówiąc krótkie "cześć", w związku z czym te dwa słowa straciły by zupełnie sens. Odniosłam naczynia do kuchni, a następnie wróciłam do pokoju. Przy drzwiach przywitała mnie Bonnie, machając radośnie ogonem. Wzięłam więc smycz i przypiąwszy ją do obroży suczki wyszłam z nią na dwór. Spacerowałyśmy jakieś pół godziny, jednakże nie szłyśmy do lasu, gdzie zwykle puszczałam ją luzem, bo było już dosyć ciemno i nie za bardzo chciałam iść do jeszcze bardziej ocienionego miejsca, o praktycznie zerowej widoczności. Gdy wracałam do pokoju, po drodze zerknęłam na plan treningów i aby nie narażać się na pomylenie godzin, zrobiłam mu zdjęcie. Jutro plan przedstawiał się nawet dobrze. Trzy godziny crossu, po pół godzinie przerwy dwie godziny ujeżdżenia, następnie kolejna pół godzinna przerwa przed godziną skoków. Postanowiłam, że na pierwszy i ostatni trening wezmę Fellowa, a na drugim pojeżdżę na Flawi, którą znam chyba najlepiej po moim ogierze. Wróciłam do pokoju, a następnie wyspałam Bonnie karmę i nalałam wody. Była 19, więc sama udałam się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Chłodna woda delikatnie mnie otrzeźwiła, jednakże wciąż byłam porządnie zmęczona i zaraz po skończeniu mycia przebrana w pizamę wyszłam z łazienki i położyłam się do łóżka. Nie ustawiałam sobie budzika, bo nawet gdybym miała spać 10 godzin obudziłabym się o 6.
***
Nazajutrz obudziłam się gdy panował jeszcze półmrok, wtulona w sierść Bonnie. Nakarmiłam ją, a następnie udałam się do łazienki by rozpocząć poranną toaletę. Zaraz po jej zakończeniu zeszłam na stołówkę i po zjedzeniu jajecznicy na śniadanie znowu udałam się do pokoju. Tam przypięłam Bonnie smycz, a następnie wzięłam kurtkę, założyłam zimowe buty i wyszłam. Tak jak w poniedziałek trening rozpoczynał się o 8, więc miałam około 1,5 h dla siebie. Tak jak poprzedniego dnia wzięłam Fellowa na kantar sznurkowy i z nim i suczką udałam się na spacer do lasu. Gdy byliśmy już pośród drzew spuściłam Bonnie ze smyczy i związawszy linę tak, aby mogła posłużyć mi za wodze, dosiadłam ogiera. Szliśmy stępem już wystarczająco długo więc od razu zaczęliśmy kłusować, a później galopować, dopóki nie wyjechaliśmy z lasu. Tam na nowo przypięłam suczce smycz i razem z moją zwierzęcą ferajną ruszyłam do stajni. Odstawiłam Fellowa do boksu, a następnie doprowadziłam suczkę do pokoju, gdzie wygłaskałam ją porządnie. Siedziałam tam z nią jakieś pół godziny, do czasu, aż przyszedł czas na trening. Wtedy poszłam do stajni szykować Fellowa.
<Reker? >
11.28.2018
Od Florence CD Rekera
11.25.2018
Od Florence Do Rekera
Możecie się zastanawiać gdzie w tym wszystkim podziała się Bonnie. Otóż od razu po tym jak pani Elena Lasamarie pokazała mi mój pokój zaniosłam tam walizki i wróciłam do samochodu. Pojechałam kilka kilometrów do nowego domu moich dziadków. Od razu przy drzwiach przywitała mnie Bonnie. Porządnie ją wygłaskałam, a później poszłam przywitać się z dziadkami. Nie byłam u nich długo. Po zaledwie pół godzinie spędzonej w ich domu pożegnałam się i wsiadłam do samochodu razem z Bonnie. Może i spędziłabym u nich więcej czasu gdyby nie fakt, że samochodem jechało się do nich jedynie parę minut. Gdy dotarłam na miejsce zaparkowałam samochód i przypięłam Bonnie smycz. Prowizorycznie, aby nikt nie miał do mnie pretensji, że jest luzem. Zaprowadziłam ją do mojego pokoju. Otworzyłam walizki i zaczęłam się rozpakowywać. Podczas gdy wkładam ubrania do szafy, zapełniałam komodę oraz układałam rzeczy na biurku, w łazience i na łóżku, Bonnie spacerowała po pokoju i pakowała wszędzie swój ciekawski pyszczek przy okazji obwąchując wszystko co się da. Legowisko suczki stanęło tuż obok łóżka jednakże było ono jedynie w razie czego, bo i tak wylegiwała się zwykle na moich poduszkach. Zapomniałam wcześniej że w trakcie tego spędzonego u dziadków pół godziny zdążyłam już zjeść kolację. Była dopiero 21 jednakże cała ta podróż i przeprowadzka całkowicie pozbawiły mnie sił. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic i przebrana w cieplutką piżamę poszłam spać
***
Poprzedniego dnia nie zdążyłam ani nastawić budzika, ani sprawdzić jak wyglądają jazdy. Całe szczęście śpiąca na moich plecach Bonnie zaczęła lizać mnie po twarzy już chwilę przed 6. Byłam wyspana więc wstanie nie sprawiło mi żadnego problemu. Poszłam do toalety, umyłam twarz i szybko się ubrałam. Wyszłam z pokoju i udałam się na stołówkę. Okazało się, że trafiłam akurat na porę rozpoczęcia wydawania śniadania. Z tego powodu nikogo jeszcze nie było. Zjadłam więc szybko i poszłam sprawdzić kiedy moja grupa zaczyna zajęcia. Okazało się, że pierwsza jazda zaczyna się o godzinie 8, a ostatnia kończy się niedługo po 13. W tym tylko dwie pieciominutowe przerwy. Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam, że wyjdę z Bonnie i Fellowem na spacer. Wróciłam do pokoju i przypięłam suczce smycz. Założyłam kurtkę i udałam się do stajni gdzie założyłam ogierowi kantar sznurkowy. I tak ja, Bonnie na smyczy i Fellow na linie wyruszyliśmy sobie na mały spacerek. Gdy dotarliśmy do lasu spuściłam Bonnie ze smyczy i wsiadłam na konia. Pokręciliśmy się chwilkę po lesie, a potem, za pastwiskami, zsiadłam i przypięłam suczce smycz. Odstawiłam ogiera do boksu, a sama poszłam z Bonnie do pokoju. Tam nalałam jej wody, nasypałam karmy, poczym wyszłam do stajni. Po drodze zapytałam się jeszcze jedną z trenerek o konia. Nie wiedziałam czy Fellow wytrzyma 5 godzin treningu, więc spytałam ją o zdanie. Ona poradziła mi wziąć jednego ze stajennych koni. Dwadzieścia minut przed 8 zaprowadziłam więc klacz o imieniu Flavia na stanowisko do czyszczenia i zabrałam się do oporządzania jej tak, że punkt ósma mogłam już zaczynać jazdę. Pierwsza była ujeżdżeniowa, później były skoki, a na samym końcu cross. Po wszystkim Flavia była padnięta. Szczerze mówiąc nie bardziej niż ja. Od razu po rozsiodłaniu wypuściłam ją na pastwisko i wróciłam do pokoju. Zabrałam Bonnie na krótki spacer, a później nasypałam jej karmy i nalałam wody. Później sama poszłam na obiad. Zjadłam go na szybko i znowu wróciłam do pokoju. Padłam na łóżko i dosyć szybko usnęłam. Szczerze mówiąc dawno się tak nie zmęczyłam.
***
Gdy się obudziłam była już 18. Na dworze robiło się ciemno, a ja czułam mocno wszystkie kończyny. Cieszyłam się, że zabrałam Fellowa na. Jazdę już rano. Teraz nie miałabym na to siły. Była już pora kolacji. Wzięłam więc szybki, odświeżający prysznic i poszłam na stołówkę. Teraz nawet nie miałam siły się spieszyć. Poszłam po kolację i usiadłam przy jednym ze stołów. Nie jadłam długo, a przede mną usiadł jakiś chłopak skutecznie zakłócając mój spokój. Mam tak zawsze jeśli chodzi o nieznajome czy słabo znane osoby. Patrzeć się na niego? Nie, pomyśli że się gapić. Omijać go wzrokiem? Nie, to będzie wyglądać dziwnie.
<Reker? >
Od Florence do Irmy
- Florence! - do moich uszu dobiegł głos dziadka. Wstałam otrzepując się z piasku i odwróciłam się w jego stronę. - My już wyjeżdżamy, ty też już się zbieraj. Wiesz jak masz jechać? - spytał.
- Tak dziadku, wiem - skinęłam twierdząco głową.
- W takim razie do zobaczenia na miejscu - uśmiechnął się mężczyzna i pożegnawszy się ze mną ruszył do samochodu. Uznałam , że i tak nie ma sensu już tu siedzieć ruszyłam do swojego Aston Martina. Odpaliłam silnik i udałam się w stronę Cullen Park, niedaleko którego znajdowała się Hearthstone Riding Stables, stajnia, w której czekał na mnie Good Fellow. Warunków, które tam panowały nie można było nazwać nie zadowalający jednakże wolałabym mieć konia blisko siebie, ale dziadkowie nie zgadzali się wybudować stajni, aby "śmierdziało im końmi". Po pół godzinnej drodze zaparkowałam samochód na dziedzińcu i poszłam do siodlarni po szczotki i ochraniacze transportowe, a potem wyprowadziłam z boksu Fellow'a. Ze względu na okropnie uwierający brak odpowiednich stanowisk przywiązałam go do metalowego kółeczka na ścianie stajni i zaczęłam czyszczenie. Po wczorajszym treningu zdążyłam go porządnie umyć, więc nie było to tak wymagające zajęcie. Gdy skończyłam, założyła ogierowi ochraniacze transportowe i wprowadziłam go do przyczepy, którą, z pomocą stajennego, zdążyłam już zaczepić do samochodu. Spakowałam do niej szczotki i poszłam po raz kolejny do siodlarni po siodła, ogłowie, czapraki i wszystko co należało do mnie, po czym włożyła to na odpowiednie miejsca wewnątrz pojazdu. Dałam Fellow'owi trochę siana i wsiadłam do samochodu, a po chwili ruszyłam w drogę.
- Florence Brooks? - spytała.
- Tak - przytaknęłam
- Elena Lasamarie - podała mi rękę. - A teraz pozwól za mną do biura - powiedziała i udała się w kierunku wyglądających na główne drzwi. Po chwili znalazłam się w pomieszczeniu, do którego zaprowadziła mnie kobieta. Usiadła ona na krześle za biurkiem i wskazała na siedzenie naprzeciwko.
- Proszę usiądź - powiedziała, a gdy jej posłucham podała mi plik papierów. - Zdaje się, że miałaś dołączyć do akademii. Proszę, oto regulamin i kilka innych rzeczy odnośnie przynależności do niego. Zapoznaj się z tym uważnie i popodpisuj tam gdzie jest na to miejsce - poleciła kobieta. - A tutaj masz kartę odnośnie hotelu dla konia. Masz może przy sobie jego dokumenty?
- Tak, już daję - Wyjęłam z torby teczkę z papierami Good Fellow’a. Gdy wszystkie formalności zostały już załatwione Elena Lasamarie poszła ze mną do stajni, aby pokazać mi boks oraz szafki i wieszaki w siodlarni, które będę mogła zająć.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - spytała kobieta.
- Na razie wszystko wiem - zaprzeczyłam.
- Dobrze, a teraz pozwolisz, że udam się do biura, gdybyś mnie potrzebowała znajdziesz mnie właśnie tam - brunerka odeszła, a ja ruszyłam do przyczepy, po ogiera. Znajdowałam się w nowym miejscu, więc prowizorycznie przypięłam uwiąż do kantara Fellow’a i wycofała go z przyczepy. Zaprowadziłam go do boksu i zdjąwszy mu kantar wyszłam na korytarz.
- Niedługo wrócę - pocałowałam go w chrapy i ruszyłam do przyczepy. Wyjąwszy ze środka wszystko co zostało, odniosłam sprzęt do siodlarni. Postanowiłam, że nie będę teraz się rozpakowywać. Wzięłam jedynie szczotki i kantar sznurkowy z liną i zaniosłam je na stanowiska do czyszczenia. Otworzyłam boks ogiera, a ten wyszedł do mnie na korytarz. Zamknęłam je, a następnie ruszyłam do miejsca, w którym zostawiłam szczotki, a Fellow posłusznie poszedł za mną. Na stanowisku do czyszczenia również go nie przywiązywałam, z resztą bez kantara było to średnio możliwe. Wyczyściłam go i założyłam mu kantar, wiążąc linę tak, aby naśladowała wodze. Nie wiedziałam czy może zostawić tu szczotki, więc szybko położyłam je w rogu boksu Fellowa. Ogier czekał na mnie spokojnie, a gdy dałam mu sygnał do ruszenia znowu poszedł za mną. Planowałam wyruszyć w teren jednakże nie znałam żadnych ścieżek. Zobaczyłam kogoś wchodzącego do stajni. Była to brązowo włosa dziewczyna, trochę wyższa ode mnie. Podeszłam kilka kroków bliżej, a Fellow poszedł za mną, sprawiając, że na stajennym korytarzu rozległ się stukot kopyt, co zwróciło uwagę dziewczyny.
- Przepraszam, znasz może jakieś fajne trasy do wyjazdu w teren? - spytałam.
- Jeśli pójdziesz między pastwiskami, dotrzesz do lasu, jest tam sporo ścieżek z których można z korzystać - uśmiechnęła się.
- Dziękuję, tak w ogóle jestem Florence - podałam rękę nieznajomej.
- Irma - dziewczyna odwzajemniła uścisk dłoni.
- Emm… Chciałabyś może pojechać ze mną. Jestem tu pierwszy raz i boję się, że mogę się zgubić - spytałam nieśmiało.
<Irma? >