- Popilnuj dzisiaj Noah, proszę? - Szczenięce oczy Ronana były nie do pokonania.
- Wiesz, że ona raczej już nie będzie tego próbować? - Uniosłam brwi. - Wróciła z farmy, jest w miarę okej, ciągle jest pod czyjąś opieką. No i jest osłabiona. Do tego Leo chyba leci na nasze ciasteczko…
- W sensie Gansey? - Zmarszczył brwi blondyn. - To przegrana sprawa. - Zaśmiał się. - Nie ważne. Popilnuj jej, proszę Blue.
- Chodzi o Adama? - Zagadnęłam. Ciągle nie był w najlepszej kondycji.
- Tak. - Oparł się ociężale o drzwi boksu Kaliope. - Wiem… że coś w nim siedzi, ale on woli milczeć. - Odwrócił głowę w bok. - A ja nie mam prawa pytać. Nie mam prawa do niczego.
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Zawsze martwił się za bardzo. Nawet nie wiem, czy już odreagował niedawną sytuację. Ale mnie też nie chciał martwić. Powinnam o tym pogadać z Ganseyem… wydają się dobrze dogadywać.
- Popilnuję jej. - Potargałam mu włosy. - Ale mam dobrą radę: pomartw się o siebie, co Amorku?
- Pomyślę o tym. - Uśmiechnął się lekko i wyszedł ze stajni.
***
- Cześć szalona. - Stanęłam w drzwiach pokoju Noah z całą siatą słodyczy, słonych przekąsek i paru mrożonek. - Gotowa na kolejne szalone popołudnie?
- Czy ty nie masz dzisiaj pracy? - Uniosła brwi fioletowowłosa.
- Nie, dzisiaj środa, dzisiaj miałam poranną zmianę, a dobrze wiesz, jakie są poranne zmiany w barze. - Uśmiechnęłam się. - Niiiiic nie robię. Za to możemy teraz nawpierniczać się niezdrowego żarcia i obejrzeć jakieś ciacha.
- Gdzie Klio? - Dziewczyna założyła ręce. - Bez niej cię nie wpuszczę.
Zaśmiałam się cicho i wręczyłam siatki dziewczynie, po czym wróciłam do pokoju po psa. Suczka była przeszczęśliwa i gdy tylko wpadła do pokoju dziewczyny, od razu przywitała się z lisami i samą lokatorką. Ja z kolei zajęłam się rozpakowywaniem siatki, żeby dobrać się do żarcia. Kiedy wszystko było wyjęte i położone na stół, popatrzyłam na boki i z zacięciem oznajmiłam:
- Idziemy do kuchni po miski.
- Co? Po co? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Lubię mieć żelki w miskach, żeby nie szeleścić. - Zamyśliłam się. - No i potrzebujemy szklanek na picie. Chodź!
Pociągnęłam ją za rękę i uważając, by żadne ze zwierząt nie uciekło, zamknęłam drzwi. Potem ruszyłam do pomieszczenia, które było naszym celem.
- A teraz się przyznaj, że Ronan kazał ci mnie pilnować. - Dziewczyna położyła dłonie na bokach.
- Czy to kogokolwiek jeszcze dziwi? - Westchnęłam, kiedy szklanki kolejny raz umykały mojemu wzrokowi. - Masz Poduchę, która martwi się o wszystkich, tylko nie siebie.
- Nie mogę powiedzieć, że to złe, ale to jest też męczące. - Przewróciła oczami.
- Było nie odpierdalać akcji z samobójstwem. - Namierzyłam szklanki. - Teraz będziesz miała go na głowie. Ciągle.
- Ty też tak masz? - Fioletowowłosa wzięła kilka misek na przekąski. - W sensie nie, że sytuacja wyjściowa jest taka sama, ale... wiesz.
- Tak, nade mną Ronan też się trzęsie. - Parsknęłam śmiechem. - Tylko mniej. No ale mi się nie zdarzyło celowo się uszkodzić.
- Myślisz, że gdybym go do siebie zniechęciła… - Zaczęła.
- ...to byś miała jeszcze większe cenzurowanie. - Uniosłam lekko kącik ust. - Z nim nie jest tak łatwo jak z Leo.
- Uparta Poduszka. - Westchnęła kolejny raz. - Chodźmy do mnie do pokoju. Potrzebuję tego cukru i soli, które tam są.
- No i zaczynasz mówić z sensem. - Wzięłam ją pod rękę. - Ruszajmy ku żarciu!
Noah? Żarełko? Może brokat?
514 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz