Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiktor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiktor. Pokaż wszystkie posty

4.19.2019

Od Wiktora do Andrewa

Ostatni raz uniosłem rękę próbując obniżyć tego cholernego konia. Tym razem jak za każdym poprzednim nie dało to nic prócz wyrwania się z ryjem do góry. Zrezygnowany stwierdziłem, że na dzisiaj koniec. Przejechałem dwa koła lopu i zjechałem do stajni. Rozsiodłałem go tam i zastąpiłem ogłowie na kantar po czym wyprowadziłem srokatego na łąkę. Po upewnieniu się, że wszystko jest odpowiednio zamknięte, a chłopiec nie ma zamiaru uciekać wróciłem do stajni. Robiło się coraz cieplej co wiązało się z rozpoczęciem porządków. Stwierdziłem, że całość zacznę od ogarnięcia sprzętu. Wystawiłem przed stajnię stojaki po czym zawiesiłem na nich siodło i ogłowie. Następnie nalałem wodę do miski, wziąłem szmatki oraz wyciągnąłem smar. Na początek wziąłem się za przemycie całości by pozbyć się kurzu i brudu. Biała szmatka już o chwili przybrała odcień szarości. Chwilę całość pucowałem tak, by mieć pewność, że wszystko jest dobrze zrobione. Po skończeniu wysmarowałem całość przeźroczystą mazią i ustawiłem pod dachem stajni tak, by całość stała w cieniu. Nie mając już żadnej rzeczy do roboty wróciłem do swojego pokoju. W wejściu przywitały mnie dwa molosy, które widocznie potrzebowały ruchu. Przebrałem się w wygodniejsze ubrania i założyłem dwójce obroże, do których były podpięte smycze. Przed wyjściem z pokoju uspokoiłem psy i gdy już były opanowane dopiero wyszedłem. Nie lubiłem, gdy były zbyt mocno podekscytowane czy jak skakały. Uznawałem to za błąd wychowania i szczerze nie tolerowałem, gdyż nie były to małe papisie, które swoimi skokami nic nie zrobią. Wyszedłem przed budynek akademii gdzie moim oczom rzucił się w oczy dość wysoki brunet, który wyglądał na widocznie zagubionego. Podszedłem do niego i spytałem:
-Szukasz czegoś?
-Emm, tak. Miał tu gdzieś na mnie czekać David.
-Możliwe, że zapomniał. Wejdź do tego budynku i skręć w lewo- wskazałem akademię.
-Okej, dzięki- uśmiechnął się i odszedł.
Ostatnio mieliśmy jakiś duży natłok ludzi. Bardzo osób ostatnio się tu zapisuje. Zwróciłem na siebie uwagę psów i wyszedłem na łąki gdzie nie stoją żadne konie. Spuściłem ze smyczy Thora oraz Celeste i zacząłem iść przed siebie. Pogoda robiła się powoli coraz cieplejsza co pozwalało na dłuższe spacery i wychodzenie z mniejszą ilością ubrań na sobie.

×××

Nadszedł kolejny dzień, który zapowiadał się dobrze. Słońce wychodziło leniwie zza horyzontu podobnie jak ja z łóżka.Ubrałem się w krótkie spodenki oraz koszulkę, na ramieniu zaczepiłem telefon ze słuchawkami i zapiąłem Thora na smycz, którą zapiąłem sobie w pasie. Celeste na szczęście nie musiałem zapinać, bo już się nauczyła jak ma się zachowywać, a samiec był jeszcze młody i nadal zdarzały mu się różne odpały. Zrobiłem sobie krótką rozgrzewkę po czym ruszyłem truchtem w las. Po pierwszym kilometrze odpiąłem Thora licząc na to, że będzie grzeczny i ruszyłem szybszym tempem. W drogę powrotną ruszyłem jak już słońce prawie całkowicie wzeszło na niebo, a w akademii byłem, gdy już pokazało się w pełnej swojej krasie. Przed wejściem do pokoju wytarłem psom łapy po czym sam się udałem do łazienki gdzie wziąłem szybki, zimny prysznic. Następnie ubrałem się w ubrania do jazdy i poszedłem zjeść śniadanie po czym udałem się do stajni. Miałem nadzieję, że srokaty nie będzie miał dzisiaj fochów. Przywitałem się z ogierem, który był dzisiaj niewiarygodnie potulny i skory do głaskania. Zaprowadziłem go do stanowiska gdzie został przypięty. W stanowisku obok stał kary koń, którego jeszcze wcześniej nie widziałem. Cofnąłem się do siodlarni skąd wziąłem zestaw szczotek. Gdy wróciłem obok konia stał już jego właściciel- ten sam chłopak, którego widziałem wczoraj.
-Udało ci się znaleźć Davida?- zagadnąłem.
-Tak, dzięki za pomoc.
-Wiktor- wyciągnąłem do niego rękę.
-Andrew.
-Gdzie masz zamiar jeździć?- spytałem widząc sprzęt, który wisiał obok.
-Raczej na hali, a ty?
-Również.
Po tych słowach każdy z nas zajął się swoim koniem. Skończyłem się siodłać chwilę przed nim, więc założyłem na nogi ostrogi i wyjechałem ze stajni na halę. Dosłownie chwilę później zjawił się również brunet. Zacząłem swój trening. Celem na dzisiaj było obniżenie dzikusa i porobienie elementów reiningowych. Na szczęście dzisiaj krowa się nie opierała i niemal od razu zszedł w dół angażując zad. Zacząłem więc wykonywać slide i spiny na zmianę z chwilami odpoczynku.

Andrew?
668 słów.
Jeszcze się rozkręcimy :P

3.04.2019

Od Wiktora CD Ronana


-Kiedyś go znalazłem jak spadł z drzewa i nie miałem serca go zostawić.
-Rozumiem. Pozwól, że odstawię zwierzaki.
Chłopak przytaknął na co ruszyłem konia i zawołałem psy. Szkoda w sumie, że nie ukradł tego ptaka, byłaby ciekawsza historia. Po dojechaniu do stajni rozsiodłałem konia i zarzuciłem mu derkę polarową na plecy, by szybciej wysechł. W tym czasie odniosłem swoje rzeczy i przepiąłem psy na zwyczajną smycz.
-Wracamy do nowego kolegi?- spytałem zwierzęta.
Thor odpowiedział mi wesołym szczeknięciem, a Celeste obdarzyła mnie typowym dla niej wzrokiem. Wyszliśmy ze stajni i ruszyliśmy do miejsca gdzie siedział jasnowłosy. Usiadłem obok niego, a psy spoczęły tuż obok mnie.
-Ładna pogoda.- zacząłem.
-W końcu jakieś promyki słońca.
-Jak się nazywają?- wskazałem na pupile chłopaka.
-Nyx i Hespero.
-Zwyczajnie spadł z gniazda?
-Właściwie to pomógł mu mój kocur Hammer, a wyleczyć mi pomogła go mama.
-Jest weterynarzem?
-Nie, jest behawiorystką.
-Też kiedyś myślałem o tym zawodzie, ale doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie.
-Jaka to rasa?- spytał.
-Ten czarny, Thor to Cane Corso, a ta pręgowana, Celeste to Alano Espanol.
-Nie słyszałem o tych rasach.
-Nie są zbyt często spotykane.
Po tych słowach między nami zaległa cisza. Czy była komfortowa? Nie mi to oceniać. Patrzyłem na mieniące się pióra ptaka na ramieniu chłopaka i wtedy sobie uświadomiłem, że wiem jak nazywają się jego zwierzęta, ale jego godności nie znam.
-Jak masz na imię?- spytałem.
-Ronan, a ty?
-Wiktor. Koń się nie spłoszy jak spuszczę psy?
-Raczej nie.
Po tych słowach spuściłem psy i patrzyłem co robią. Celeste ostrożnie podeszła do konia i zaczęła go obwąchiwać. Hespero nie wyglądał na zdenerwowanego obecnością suczki. Po chwili dołączył do niej Thor i polizał nieparzystokopytnego po chrapach. Widać było, że zwierzę nie spodziewało się tego, bo gwałtownie prychnęło i się wyprostowało.
-Thor.- powiedziałem ostrzegawczo.
Pies popatrzył się na mnie spod byka, ale grzecznie się odsunął.
-No ja myślę. Od dawna tu jesteś?- skierowałem pytanie do blondyna.
-Parę dni.
-Czyli widzę, że podobnie jak ja.
Czarna kulka wepchnęła się między nas i zaczęła z zacięciem próbować się dostać do kruka na ramieniu Ronana, który dziobnął go w nos.
-Thor! Uspokój się.
Blondyn lekko się zaśmiał z psa, który z karną miną usiadł obok mnie.
-Przepraszam cię za niego. To wciąż szczeniak.
-Rozumiem. Ile ma ta druga?
Spojrzałem się w kierunku samicy, która leżała koło konia i obserwowała jego ruchy.
-W tym roku wybije jej piątka.
-Poważna pannica już z niej.
-To tylko pozory. Widzisz patyka obok niej?
Chłopak pokiwał głową.
-Jak powiem jej imię to przybiegnie z radością i będzie prosić o rzut patykiem.
Chłopak jakby chcąc sprawdzić moje słowa powiedział:
-Celeste.
Jednak suczka ani drgnęła.
-Ta dwójka działa tylko na jednego człowieka.- lekko się zaśmiałem.- Celeste.
Suczka złapała patyk w pysk i przybiegła wesoło. Zaczęła wpychać mi się pod rękę. Odebrałem od niej kawałek drewna i rzuciłem w las. Psia dziewczynka pobiegła za nim, a tuż za nią pobiegł też Thor.
-Zakładam, że nie są kanapowymi burkami.
-Są szkolone do obrony człowieka.
Jak na zawołanie usłyszeliśmy warkot i szczekanie dochodzące z lasu. Blondyn podobnie jak ja podniósł się z ziemi.
-To pewnie jakiś zwierz z lasu.
Jednak, gdy przeszliśmy dalej okazało się, że nie był to żaden zwierz tylko chłopak, którego dane mi było wcześniej poznać. Adam jeśli się nie mylę. Dwa stworzonka stały na przeciwko niego czekając na słowo, by zaatakować.
-Miejsce.
Wydały z siebie ostrzegawcze warknięcie i podeszły do mnie. Po spojrzeniach chłopaków mogłem wywnioskować, że nie widzą się pierwszy raz.

Ronan? Uciekliśmy razem do lasu c:
577 słów.

2.28.2019

Od Wiktora CD Adama


-Zostańcie.- powiedziałem do psów.
Spokojnie wszedłem do boksu uważając na zdenerwowaną klacz. Podszedłem do roztrzęsionego i mokrego chłopaka po czym podałem mu rękę, którą po chwili zawahania złapał. Pomogłem mu wstać z podłogi. Gdy stanął na nogi od razu ją wyrwał czyszcząc się i poprawiając z zapałem maniaka. Gdy w miarę się ogarnął zwrócił swoją uwagę na mnie.
-Przepraszam za nią. Sprawdzała nowe miejsce i mogła trochę straszyć.
-Powinny być na smyczy mogą kogoś ugryźć.- fuknął.
-Jak mnie nie zaczniesz bić albo nie dam im polecenia to nawet cię nie dotkną.
-To tylko psy, nie wiadomo co im w głowie siedzi.
-To aż psy.- odparłem najspokojniej jak umiałem ukrywając zirytowanie w swoim głosie.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu nie wiedząc co robić podszedłem krok bliżej i wystawiłem w jego kierunku rękę.
-Wiktor, a te krwiożercze bestie to Celeste i Thor.
-Adam.- odpowiedział ściskając wysuniętą dłoń.
Wyszedłem z boksu, by nie torować drogi Japończykowi. Złapałem smycz samca, a suczce kazałem stać przy nodze.
-Możesz je teraz pogłaskać, nic nie zrobią.
-Raczej podziękuję.- odparł.
-Wiesz może gdzie znajdę Davida?- zmieniłem temat.
-W akademii ma biuro z tabliczką. Raczej znajdziesz.
-Okej, dzięki.
Po tych słowach zawróciłem w stronę wyjścia ze stajni i poszedłem do biura właściciela ośrodka. Nie musiałem długo czekać gdyż był on widoczny. Zapukałem w drewnianą powłokę, którą po chwili uchyliłem. Mężczyzna uśmiechnął się miło i poprosił żebym usiadł.
-Coś się stało?
-Nie, chciałem zapytać czy można brać konie szkółkowe do jazdy? Smarti radzi sobie w klasyku, ale nie skacze nie wiadomo jakich wysokości i szerokości.
-Jasne, że można tylko musisz się dowiedzieć kto ma pod opieką jakiego konia, i którego można brać.
-Okej. A jak z prywatnym trenerem? Mogę mieć kogoś takiego?
-Do westernu? Jak najbardziej.
-Okej, dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.
Poszedłem do pokoju gdzie przebrałem się w rzeczy na jazdę i wziąłem w rękę kask oraz ostrogi. Wyciągnąłem również z torby specjalną smycz dzięki, której psy nie mogły się rozdzielać na zbyt dużą odległość co było bardzo dobrym pomysłem patrząc na to co czasami potrafi odwalić Thor. Wyszedłem z pokoju upewniwszy się, że wszystko mam i poszedłem do stajni. 
-Hej mały.- pogłaskałem konia po ganaszu.- Co ty na teren?
Koń szturchnął moją rękę z niecierpliwością. Założyłem mu kantar na głowę i wyprowadziłem na korytarz przywiązując go do boksu. Z zadowoleniem stwierdziłem, że nie jest brudny. Jedyne co musiałem zrobić to wyczyścić grzywę, ogon i kopyta. Ogon nie zawierał zbyt dużo słomy, więc po chwili był w porządku, a grzywę musiałem tylko rozczesać. Przy czyszczeniu kopyt zauważyłem, że brakuje mi jednej śrubki, a druga jest wykrzywiona.
-Czeka cię za niedługo podkuwanko chłopie.- poklepałem go po odłożeniu kopyta.- Terenówka czy techniczna?- spytałem choć wiedziałem, że i tak nie dostanę odpowiedzi.
Stwierdziłem, że wezmę terenówkę. Będzie wygodniejsza i dla mnie i dla ogiera. Zarzuciłem mu na kłąb ciemny pad i na to siodło, które zwinnie zapiąłem. Po chwili dołożyłem jeszcze ogłowie i koń był gotowy do drogi. Na swoje nogi założyłem ostrogi, a na głowę kask po czym przywołałem psy i przypiąłem je do strringsów tak, by móc jednym ruchem je odczepić. Upewniłem się, że wszystko jest jak należy i wsiadłem na konia. Stępem wyjechałem ze stajni i ruszyłem pierwszą lepszą drogą, którą zauważyłem. Gdy Smarti wyczuł otwartą przestrzeń od razu zrobił się o wiele żywszy i energiczny. Po wjechaniu głębiej w las ruszyłem kłusem. Srokacz jechał z postawionymi uszami i rozszerzonymi charapami chłonąc wszystko dookoła. Gdy przebiegły przed nami sarny psy zaczęły się rzucać, a Smarti popatrzył się na zwierzęta z zaciekawieniem. Po zniknięciu saren z mojego pola widzenia odpiąłem smycz od siodła i ruszyłem wolnym galopem. Nie chciałem się rozpędzać, gdyż nie znałem terenu, ale jak zobaczyłem równy wjazd pod górkę dodałem łydki i koń z ochotą ruszył szybciej. Czuć było, że czuje radość, gdyż pracował grzbietem i zadem jak nigdy. Po wjechaniu na górkę zwolniłem do kłusa i poczekałem na psy, które po chwili dobiegły lekko zdyszane. Poklepałem konia po szyi i ruszyłem stępem. Przejechałem przez lasek i pojechałem ścieżką, na której dole była rzeczka. Wjechałem do niej dając się napić zwierzakom i ruszyłem w drogę powrotną. Po powrocie do stajni rozsiodłałem konia i podszedłem do jednego ze stajennych z pytaniem gdzie mam wypuścić konia. Nakierował mnie na jeden padok, który był z dala od reszty i stały na nim dwa wałachy. Założyłem Smartiemu halter i stanąłem przy ogrodzeniu pastwiska. Zaciekawione konie podeszły niemalże od razu i zaczęły się obwąchiwać. Oczywiście nie obyło się bez kwiczenia i machania nogami, ale nie zauważyłem też żadnych agresywnych zachowań. Wpuściłem więc go do koni i odszedłem powolnym krokiem z psami u boku. Odłożyłem cały sprzęt do siodlarni i posprzątałem po sobie, by po chwili iść do akademika. Otworzyłem pokój i uważając żeby nie nadepnąć na dywan wszedłem z psami do łazienki. Thor jako pierwszy poszedł do mycia, a po nim Celeste. Gdy były już czyste wytarłem im łapy i dałem jedzenie po czym sam usiadłem na łóżku. Wziąłem z szafki pierwszą, lepszą książkę, która była jakimś kryminałem. Po skończeniu pierwszego rozdziału poczułem jak cztery łapy boleśnie wbijają mi się w brzuch. Próbowałem zepchnąć z siebie psa, który miał mnie głęboko i szeroko. Gdy poczułem, że jeszcze Celeste wdrapuje mi się na łóżko powiedziałem:
-Do siebie!
Suczka od razu udała się do siebie, a czarny pies musiał chwilę to przetrawić, bo dopiero jak powtórzyłem udał się do swojej klatki. Wywróciłem oczami i podniosłem książkę, która była lekko naderwana.
-Thor ty mendo. Nie będzie jedzenia.- fuknąłem do psa, który spojrzał na mnie spod byka.
A propo jedzenia. Dochodziła pora obiadowa, wypadałoby coś zjeść. Zamknąłem klatki psów dla bezpieczeństwa wszystkich rzeczy z pokoju i wyszedłem z niego. Stołówki nie musiałem długo szukać, bo już po chwili czuć było zapach jedzenia. Udałem się w tamtym kierunku parę razy się gubiąc, aż w końcu dotarłem do celu. Stanąłem w drzwiach, by się zorientować jak to wszystko działa. Każdy kto przychodził brał tacę i udawał się z nią do bufetu. Zrobiłem podobnie i stanąłem nad ladą myśląc na co mam ochotę. W ostateczności mój wybór padł na pierogi- to chyba była najbezpieczniejsza opcja.
Adam?
1008 słów.

2.26.2019

Od Wiktora do...

Sprawdziłem czy wszystko zostało spakowane po czym zszedłem na dół. Siedziała tam moja rodzicielka z którymś tam z kolei facetem. Po zobaczeniu mnie podeszła i przytuliła mnie mówiąc jakieś pokrzepiające słowa. Tak jak miałem w zwyczaju przytaknąłem i wyszedłem z domu zamawiając taksówkę. Smarti i psy wyjechały parę dni przede mną, gdyż musiał odbyć kwarantannę i przegląd przed lotem, jednak jak dolecę na miejsce powinien już być gotowy do odbioru. Po paru minutach samochód stanął pod domem, więc wsiadłem do niego i powiedziałem:
-Proszę na lotnisko.
Kierowca odpalił samochód, a ja włożyłem słuchawki w uszy. Po godzinie byliśmy na miejscu gdzie zapłaciłem za przewóz i ruszyłem w stronę lotniska. Po wejściu do budynku zobaczyłem ogrom ludzi. Przecisnąłem się do tablicy, na której było pokazane gdzie mam się udać na odprawę. Dla pewności zrobiłem zdjęcie tablicy i poszedłem we wskazane miejsce. Położyłem walizkę na wskazanym miejscu i sam podszedłem do bramek, które na nieszczęście zapikały.
-Ma pan coś metalowego?- zapytał ochroniarz.
-Tak, pasek i kolczyki.
-Proszę je zdjąć i tu włożyć.- podsunął mi małe pudełko.
Pozbyłem się wskazanych rzeczy z ciała i już bez żadnych problemów przeszedłem na drugą stronę. Do wejścia na pokład miałem jeszcze godzinę, więc zacząłem zwiedzać przydzielony sektor lotniska. Niestety nie było nic nadzwyczajnego. Sami normalni ludzie, żadnych szaleńców czy terrorystów. Te same słupy z ulotkami i te same reklamy. Tablica, na której pokazują każde opóźnienie i kolejny samolot, a to wszystko w otoczeniu masy sklepików, w których nawet butelka wody kosztuje fortunę. Wróciłem na jedno z krzesełek i włączyłem z powrotem muzykę. Po parudziesięciu minutach zobaczyłem jak podjeżdża mój samolot i ustawia się kolejka do wejścia. Podszedłem do bramki ze swoimi rzeczami i po paru minutach w końcu doszedłem do dziewczyny, która sprawdzała bilety. Nie wiem co ona brała, ale się uśmiechała niemal psychicznie, a gdy jeszcze powiedziała przesłodzonym głosem: ,,Miłego lotu" to już byłem pewien, że coś jest z nią nie tak. Wszedłem na pokład i znalazłem swoje miejsce, które było przy oknie. Włożyłem podręczny bagaż w specjalne miejsce i usiadłem czekając na wylot. Oczywiście nie obyło się bez osób, które z zapałem przestarzałego nauczyciela od historii tłumaczyły co robić w sytuacji awaryjnej. Zapiąłem pasy i poczułem jak ruszamy. Gdy samolot był już na odpowiednim poziomie dałem w głowę w bok próbując zasnąć. Czeka mnie blisko dziesięciogodzinny lot.

***

Obudziła mnie jedna ze stewardess chwilę przed lądowaniem po czym włożyła mi do kieszeni w bluzce karteczkę. Wywróciłem oczami i zgniotłem karteczkę po czym ją wyrzuciłem tak, by to zobaczyła. Kobieta prychnęła pod nosem i odeszła. Odebrałem swoje bagaże po czym zadzwoniłem do osoby, która miała przewieźć mnie i zwierzęta. Mama to jednak umie myśleć. Na początku chciała fatygować ojca, ale ma on dwie godziny drogi, więc nie chciałem się narzucać. Po wejściu do auta kierowca od razu ruszył nie zadając zbędnych pytań. Po pewnym czasie dojechaliśmy do stajni gdzie stały większe zwierzęta po podróży. Smarti był jednym z trzech koni, a reszta to były krowy czy kozy. Załatwiłem wszystkie formalności i zabrałem konia, który przywitał mnie szturchnięciem w rękę. Następnie podszedłem do psów, które zaczęły ujadać ze szczęścia. Były nadal zamknięte w klatkach, więc dałem im tylko rękę do powąchania i wyszedłem z transporterami. Po dojściu do auta otworzyłem je, a te rzuciły się na mnie ze szczęściem. Chwilę później uspokoiłem je i zapakowałem razem z koniem do pojazdu i wsiadłem na miejsce pasażera. To samego ośrodka nie mieliśmy daleko, więc już po chwili byliśmy na miejscu. Po oznajmieniu, że dotarliśmy wyszedłem z auta i poszedłem do siodlarni, by sprawdzić czy cały sprzęt był na miejscu. Wszystko wisiało równo i bez jakichkolwiek uszczerbków. Przy wyjściu z siodlarni spotkałem pana Davida, z którym rozmawiałem już wcześniej. Wskazał mi on boks mojego wierzchowca i przekazał wszystkie potrzebne informacje oraz klucz. Wróciłem do pojazdu, z którego wypakowałem konia i wprowadziłem go do boksu gdzie go rozczyściłem i zostawiłem żeby odpoczął. Następnie wróciłem się jeszcze po psy, które od razu zapiąłem i podziękowałem za dowóz. Napisałem szybkiego sms'a do mamy, że jestem cały i zdrowy i poszedłem w stronę akademii. Z łatwością znalazłem swój pokój o numerze sześć i wszedłem do niego. Spuściłem psy, które zaczęły od razu węszyć i usiadłem na łóżku. Objąłem wzrokiem cały pokój i po chwili sięgnąłem po walizkę. Rozpakowałem wszystkie ubrania do szafy i rozłożyłem legowiska dla Celesty i Thora po czym ułożyłem im jeszcze miski z karmą i wodą. Pozostałe walizki z rzeczami, które na razie są mi nie potrzebne upchnąłem w szafie i zawołałem psy, które już się napiły. Zapiąłem Thora na smycz, a Celeste puściłem luzem. O ile ona jest już posłuszna i robi wszystko na zawołanie to młody Cane Corso się jeszcze uczy. Wyszedłem z pokoju i zakluczyłem go po czym wyszedłem na dwór. Skierowałem się w stronę jednego z placów, gdyż powinny się teraz odbywać jazdy. Stanąłem przy ogrodzeniu i patrzyłem jak grupa jeźdźców pokonuje parkur. Po pewnym czasie znudziło mi się to, więc poszedłem w stronę stajni, by zobaczyć z jakimi wierzchowcami będzie przebywał mój srokacz. Po wejściu do stajni Celeste lekko się oddaliła i nie zwróciłem na to uwagi. Zareagowałem dopiero jak usłyszałem jej lekki warkot, który po chwili wydobywał się również z Thora.
-Miejsce!- powiedziałem głośno.
Czarny pies usiadł obok mnie grzecznie na tyłku, a po chwili zrobiła to samo pręgowana samica.
-Noga.- wydałem polecenie.
Podszedłem w stronę gdzie wcześniej była suczka i zobaczyłem lekko zdziwioną czy przestraszoną osobę.
-Bardzo cię przepraszam za nią. Jest psem obronnym i tak jakoś wyszło. Teraz już ni ci nie zrobi.

Anyone?
911 słów.
 

Adrem.

Max Krieger
Imię i nazwisko: Wiktor Lucas Graft
Wiek: 24 lata
Płeć: Mężczyzna.
Ranga: Intermédiairem.
Grupa: II
Imię konia: NRBC Smart Chic Shine
Pokój: Numer 6
Charakter: Wiktor jest osobą miłą, kulturalną, ale przy tym bardzo nieufną i skrytą osobą. Najbardziej prawdopodobne jest to, że na pierwszym spotkaniu będzie idealnym chłopcem z perfekcyjnymi manierami. Jednak po bliższym spotkaniu i zobaczeniu, że nie jesteś kimś ważnym może stać się okropnym gnojem. Wredność, sarkazm i przesadna szczerość to jedna z jego głównych cech. Jego żarty zazwyczaj są złośliwe i mają na celu kogoś zgasić lub urazić. Wiktor jest jedną wielką papką pomieszanych uczuć, które współgrają ze sobą jedynie na treningu. Można powiedzieć, że jest idealnym przykładem załamań nerwowych. Na zewnątrz przy ludziach będzie miły, pełny życia i energiczny tylko po to, by móc później zawinąć się w kłębek w łóżku i przeżywać swoje małe kryzysy. Jasnowłosy jest typem introwertyka. Trzy osoby to już dla niego tłum. Często potrzebuje być sam ze sobą żeby "naładować baterię". Oczywiście znajdzie się u niego też pozytywne cechy takie jak odwaga i chęć pomagania innym. Jest on też typowym cholerykiem. Zawsze stawia na swoim i zdobywa to co chce nie patrząc na skutki czego często żałuje. Wiktor potrafi w jednym momencie mieć wywalone na świat, a w drugim być chorobliwie zazdrosny i przewrażliwiony. Pomimo tego wszystkiego jest to raczej typ osoby, która się kryje ze swoimi uczuciami. Na zewnątrz jest osobą, którą nic nie dotyka i zawsze służy dobrą radą i ramieniem do wypłakania się, a w środku przeżywa wszystko.
Aparycja: Wiktor to chłopak mierzący metr osiemdziesiąt o przeciętnej sylwetce, która nie jest wybitnie umięśniona, ale też nie jest patykiem. Jego twarz podobnie jak ciało też zalicza się do tych przeciętnych. Rzeczą, która go wyróżnia są zdecydowanie białe włosy i oczy w kolorze nieba. Na nosie i policzkach ma pełno piegów. W jego wardze, a dokładniej po lewej stronie znajduje się jeden z czterech kolczyków. Drugi z nich jest w uchu, a trzeci i czwarty to kolczyk w nosie i więzadełku, jednak ich nie nosi na co dzień. Można powiedzieć, że uwziął się na swoją lewą stronę gdyż na jego lewej ręce widnieje tatuaż, który ma dla niego dość ważne znaczenie. Jego ubiór nie jest niczym nadzwyczajnym. Chłopak gustuje w ciemnych kolorach choć w jego szafie wisi parę białych koszulek.
Historia: Uzupełnić!
Rodzina: Wiktor jest jedynakiem z dwójką rodziców po rozwodzie: Kathią i Jamesem.
Orientacja seksualna: Nie określa się. Raz jest hetero, by na drugi dzień być homo.
Partner/ka: Drugi człowiek powiadasz?
Inne:
- Ma dwa psy. Suczkę Alano Espanol o imieniu Celeste Arkana i samca Cane Corso o imieniu Thor Black Jarra.
- Kocha sushi.
- Uwielbia horrory.
- Zna język niemiecki, francuski i hiszpański.
- Jego ulubione zwierzę to hipopotam.
- Często klnie.
- Jak chcesz zdobyć jego serce zrób mu dobre jedzonko.
- Czarny to jego "happy color".
- Uwielbia czekoladę, szczególnie miętową.
- Potrafi posługiwać się bronią palną.
- Jego włosy są białe przez co jest posądzany o bycie albinosem.
Właściciel: epi

Imię: NRBC Smart Chic Shine
Rasa: Jest to mieszanka paru ras. Jakby komuś się chciało zrobić badania to może by wyszło czym jest.
Wiek: Energiczny 9-cio latek.
Płeć: Ogier
Charakter: Smarti jest istną mieszanką. Jednego dnia jest potulnym barankiem, który z ładnie ułożoną głową wykonuje każde polecenie i reaguje na każdy sygnał, a zaledwie godzinę później może być typowym ogierem, który się napala na wszystko co chodzi. Jest on temperamentym wierzchowcem, który zawsze testuje człowieka i nie daje się łatwo zdominować co wiele razy udowadniał chłopakowi. Nie lubi stać w miejscu, musi coś robić. Łatwo się nudzi przez co zdarza mu się brykać i ponosić, jednak zazwyczaj się słucha swojego właściciela. Przy nowych jak i tych znanych mu zadaniach zawsze daje z siebie sto procent. W stajni Smarti jest bardzo przytulnym i kochanym koniem. Zawsze nadstawi głowę do głaskania czy z chęcią podda się masażowi. Przy wszelkich zabiegach jest grzeczny, jedyne przy czym zdarza mu się wiercić to robienie zębów.
Dyscyplina: Smarti w zasadzie radzi sobie w każdej dyscyplin jednak najlepiej mu idzie w westernie.
Należy do: Wiktor Lucas Graft.