Perspektywa jajecznicy zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła. Mój
żołądek musiał zaspokoić się płatkami. Siedzieliśmy teraz oboje na
blacie stołu.
- Nudzi Ci się? - Thomas zapytał i złapał w tym samym czasie za kolano.
-
Trochę wyżej i już podchodziłoby to pod molestowanie. - Zaśmiałam się i
zrobiłam to samo co on. Jednak po chwili zabrałam rękę.
- Zawstydziłaś się?
-
Niestety nie zgadłeś. Twoje kolano nie jest tak podniecające, jak
płatki. - Nowy znajomy chwilę jeszcze mnie potrzymał, po czym zajął się
jedzeniem.
Oboje skończyliśmy mniej więcej w tym samym czasie. Odstawiłam do pustej zmywarki naczynie, chłopak zrobił to samo.
- Spadamy? - Zapytał.
- Chyba tak.
Skierowaliśmy swoje kroki w stronę pokoi. Thomas mieszkał piętro niżej więc można powiedzieć, że to ja go odprowadziłam.
- To chyba koniec na dziś. - Odpowiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
- Na to wygląda. Dobranoc.
- Dobranoc golasie. - Nie mogłam sobie po prostu pozwolić, aby tego nie powiedzieć. Zaśmiałam się i ruszyłam w swoim kierunku.
***
Sobota.
Jakie piękne słowo, a do tego, jeśli jeszcze obok stoi słowo wolna to
już powinno uchodzić za ósmy cud świata. Otworzyłam leniwie oczy i
ospale się przeciągnęłam. W nogach na pościeli leżała Tora. Suczka,
czując, że już nie śpię zaczęła merdać ogonem. Podniosłam swoje ciało do pozycji siedzącej i podrapałam moje maleństwo.
- Głodna? - Zapytałam jeszcze lekko zaspana.
W
odpowiedzi zeskoczyła z łóżka, złapała miskę i przyniosła mi ją.
Wzięłam do ręki podarunek i napełniłam ją, kiedy podeszłam do szafki.
Odstawiłam zwierzęcy posiłek, a sama wskoczyłam w szlafrok i kapcie.
Podreptałam do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Złapałam pierwszą
lepszą torebkę, wrzuciłam do kubka i zalałam wrzątkiem. Z napojem
wróciłam do pokoju. Tora zjadła już swoje śniadanie i czekała na mnie
gotowa do wyjścia. Złapałam tylko szybko papierosy i zapalniczkę.
- Idziemy. - Rzuciłam otwierając drzwi. Długo nie musiałam czekać. Akita pchała się jak zawsze. Jednak po schodach grzecznie trzymała się blisko mnie.
Kiedy już poczuła wolność wystrzeliła niczym z procy.
Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam za nią. Zatrzymałam się na jednej
z ławek prowadzących do bramy wjazdowej. Odpaliłam papierosa.
Zaciągałam się i na przemian popijałam herbatkę.
- Ranny ptaszek z Ciebie. - Zza pleców dobiegł mnie znajomy głos.
Thomas?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alex. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Alex. Pokaż wszystkie posty
11.08.2018
11.06.2018
Od Alex Cd. Thomas'a
Na pierwszy rzut oka chłopak wyglądał mi na jednego z tych zbuntowanych
bogatych dziedziców. Jednak coś w nim mi nie pasowało. Coś w środku
mówiło mi, że jest inaczej. Postanowiłam sobie, że jutro przyjrzę się mu
lepiej. Nie miałam ochoty jednak na jakieś dłuższe rozmowy. Zabrałam
swój tyłek oraz psa i zniknęłyśmy z jego oczu.
Wróciłam do pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, w której mogłam się odprężyć. Trochę jednak się zasiedziałam. Wyszłam dopiero wtedy jak zakręcili ciepłą wodę. Wkurzona wyszłam i owinęłam ciało ręcznikiem. Taka prestiżowa szkoła, a żałują. Osuszyłam ciało i przebrałam się w piżamę. Nakarmiłam moją kochaną kupę futra. Nie miałam jeszcze ochoty na spanie więc przeglądałam internet. Koło północy zaczął doskwierać mi głód oraz lekkie zmęczenie. Przeszukałam wszystkie szafki i jak na złość nie mogłam znaleźć nic treściwego. Stałam na środku pokoju. Myślałam co zrobić. Iść spać czy może szukać pożywienia? Burczenie dało mi do zrozumienia co jest ważniejsze. Założyłam na siebie szlafrok i puchate kapcie. Zajebisty prezent mamusia mi sprawiła. Przewróciłam oczami i wyszłam. Skierowałam się do kuchni. Po drodze zorientowałam się, że nie mam telefonu. Nie miałam zamiaru siedzieć po cichu. Wróciłam się po schodach na górę. Wchodząc do pokoju przecierałam oczy ze zmęczenia. Byłam święcie przekonana, że jestem na dobrym piętrze i właśnie stoję w drzwiach mojego pokoju. Światło było zgaszone co mnie trochę zbiło z tropu. Wymacałam włącznik.
Widok jaki zastałam po otwarciu go zszokował mnie. Wbiłam oczy w prawie nagiego chłopaka. Czułam się jakby właśnie ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.
- Mogę Ci w czymś pomóc? - Spytał chłopak. Trzymał kurczowo ręcznik wokół bioder, aby mu nie spadł. To ten sam którego spotkała dzisiaj na schodach.
- O kurwa... - Mruknęłam. Wychyliłam się, aby spojrzeć na numer pokoju. Tak trafiłam nie na to piętro co powinnam. Uśmiechnęłam się tylko.
- Co Cię tak cieszy?
- Sytuacja. Przepraszam za najście.
Już miałam wychodzić, kiedy w ostatniej chwili cofnęłam się i znowu otworzyłam drzwi na oścież. Oparłam się o framugę, spojrzałam na umięśniony tors nieznajomego. Ciało miał pokryte tatuażami.
- Coś jeszcze byś chciała?
- W sumie tak. Idę do kuchni, idziesz ze mną coś zjeść?
- Jest już dawno po godzinie policyjnej?
- I? - Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam pytająco.
- I to, że możemy mieć kłopoty.
- Jestem głodna, jutro jest sobota i nie zamierzam siedzieć do rana i czekać aż umrę z głodu. Ja idę, jeśli też jesteś głodny to chodź. - Posłałam mu delikatny uśmiech i zniknęłam za drzwiami. Nie czekałam na odpowiedź.
Wróciłam szybko do pokoju, złapałam telefon ze słuchawkami i poszłam do kuchni. Włączyłam jakąś pierwszą lepszą piosenkę. Zaczęłam grzebać po szafkach jednak nie znalazłam nic co by mnie zainteresowało. Docierając do lodówki kątem oka zobaczyłam ubranego tym razem chłopaka. Wyjęłam słuchawki z uszu.
- Nie boisz się, że nas złapią? - Zaczęłam się z nim drażnić.
- Jebać.
- Jak się nazywasz tak w ogóle? Nie będę mówiła do Ciebie cały czas "Ej Ty blondyn".
- Jestem Thomas.
- Alex.
Wróciłam do lodówki.
- To, co robisz dobrego? - Zapytałam wpatrując się w zawartość.
- Co ja robię? - Nie widziałam go, ale usłyszałam szok w jego głosie.
- No ja Cię zaprosiłam to nie licz na to, że jeszcze Ci coś ugotuję.
- Zaproszenie mnie tutaj było podstępem aby mnie wykorzystać?
- Dobra to podzielimy się obowiązkami. Może być?
Thomas? (To co mi zaproponujesz? xD)
Wróciłam do pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, w której mogłam się odprężyć. Trochę jednak się zasiedziałam. Wyszłam dopiero wtedy jak zakręcili ciepłą wodę. Wkurzona wyszłam i owinęłam ciało ręcznikiem. Taka prestiżowa szkoła, a żałują. Osuszyłam ciało i przebrałam się w piżamę. Nakarmiłam moją kochaną kupę futra. Nie miałam jeszcze ochoty na spanie więc przeglądałam internet. Koło północy zaczął doskwierać mi głód oraz lekkie zmęczenie. Przeszukałam wszystkie szafki i jak na złość nie mogłam znaleźć nic treściwego. Stałam na środku pokoju. Myślałam co zrobić. Iść spać czy może szukać pożywienia? Burczenie dało mi do zrozumienia co jest ważniejsze. Założyłam na siebie szlafrok i puchate kapcie. Zajebisty prezent mamusia mi sprawiła. Przewróciłam oczami i wyszłam. Skierowałam się do kuchni. Po drodze zorientowałam się, że nie mam telefonu. Nie miałam zamiaru siedzieć po cichu. Wróciłam się po schodach na górę. Wchodząc do pokoju przecierałam oczy ze zmęczenia. Byłam święcie przekonana, że jestem na dobrym piętrze i właśnie stoję w drzwiach mojego pokoju. Światło było zgaszone co mnie trochę zbiło z tropu. Wymacałam włącznik.
Widok jaki zastałam po otwarciu go zszokował mnie. Wbiłam oczy w prawie nagiego chłopaka. Czułam się jakby właśnie ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.
- Mogę Ci w czymś pomóc? - Spytał chłopak. Trzymał kurczowo ręcznik wokół bioder, aby mu nie spadł. To ten sam którego spotkała dzisiaj na schodach.
- O kurwa... - Mruknęłam. Wychyliłam się, aby spojrzeć na numer pokoju. Tak trafiłam nie na to piętro co powinnam. Uśmiechnęłam się tylko.
- Co Cię tak cieszy?
- Sytuacja. Przepraszam za najście.
Już miałam wychodzić, kiedy w ostatniej chwili cofnęłam się i znowu otworzyłam drzwi na oścież. Oparłam się o framugę, spojrzałam na umięśniony tors nieznajomego. Ciało miał pokryte tatuażami.
- Coś jeszcze byś chciała?
- W sumie tak. Idę do kuchni, idziesz ze mną coś zjeść?
- Jest już dawno po godzinie policyjnej?
- I? - Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam pytająco.
- I to, że możemy mieć kłopoty.
- Jestem głodna, jutro jest sobota i nie zamierzam siedzieć do rana i czekać aż umrę z głodu. Ja idę, jeśli też jesteś głodny to chodź. - Posłałam mu delikatny uśmiech i zniknęłam za drzwiami. Nie czekałam na odpowiedź.
Wróciłam szybko do pokoju, złapałam telefon ze słuchawkami i poszłam do kuchni. Włączyłam jakąś pierwszą lepszą piosenkę. Zaczęłam grzebać po szafkach jednak nie znalazłam nic co by mnie zainteresowało. Docierając do lodówki kątem oka zobaczyłam ubranego tym razem chłopaka. Wyjęłam słuchawki z uszu.
- Nie boisz się, że nas złapią? - Zaczęłam się z nim drażnić.
- Jebać.
- Jak się nazywasz tak w ogóle? Nie będę mówiła do Ciebie cały czas "Ej Ty blondyn".
- Jestem Thomas.
- Alex.
Wróciłam do lodówki.
- To, co robisz dobrego? - Zapytałam wpatrując się w zawartość.
- Co ja robię? - Nie widziałam go, ale usłyszałam szok w jego głosie.
- No ja Cię zaprosiłam to nie licz na to, że jeszcze Ci coś ugotuję.
- Zaproszenie mnie tutaj było podstępem aby mnie wykorzystać?
- Dobra to podzielimy się obowiązkami. Może być?
Thomas? (To co mi zaproponujesz? xD)
11.05.2018
Od Alex do Thomas'a
Od dobrych trzydziestu minut wbijałam wzrok w zagłówek fotela przede mną. Co chwilę jednak spoglądałam na ekran telefonu sprawdzając godzinę.
Muszę przyznać, że denerwowałam się trochę. Myślałam tylko o Hannibalu i
Torze. Suczka siedziała teraz w klatce, całkiem sama. A o ogierze nie
chciałam już nawet myśleć. Ten miał znacznie gorzej. Do samolotu nie
chcieli go załadować.
Zacznijmy może jednak od tego, skąd się tutaj wzięłam. Moja historia zaczęła się ponad dwadzieścia lat temu. Kiedy to moi rodzice podczas swojego miłosnego i pijackiego zarazem uniesienia mnie spłodzili. Skąd to wiem? Ano matka raz mi się pochwaliła. Wróćmy jednak to tematu. Była to dla nich dość niespodziewana wiadomość, ponieważ mnie nie planowali. Taka Kinder niespodzianka. Na moje szczęście nawet nie mieli w planach mnie usunąć. Ojciec był wniebowzięty. Od zawsze chciał mieć dużo dzieci. Matka natomiast już mniej się cieszyła, powodem jak zawsze była praca. Przyszłam na świat w Paryżu. Byłam wtedy normalnym niemowlakiem. Ryczałam, żarłam, spałam i srałam w pieluchy. Później jak już zaczęłam poruszać się i mówić wszyscy zaczęli dostrzegać, że uczę się szybciej i rozumiem więcej niż dzieci w moim wieku. Nadal byłam dzieckiem i nie rozumiałam tego, co się dzieje. Matka zorientowała się, że nie jestem przeciętna. Zaczęła zabierać ze sobą całą rodzinę na przyjęcia. Miało to na celu pokazanie się ze strony kochającej i najlepszej matki, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Kupowała mi najlepsze i najpiękniejsze ubranka, jakie były tylko dostępne w sklepach. Czesała mnie i stroiła nawet jak wychodziliśmy na spacer. Nie mogłam się pobrudzić, pobawić z dziećmi na placu zabaw, bo przecież mogłam zniszczyć swój przepiękny wizerunek. Już wtedy zaczęłam odczuwać niechęć Vanessy. Nienawidziła mnie z całego serca. To ona była wcześniej oczkiem w głowie rodziny teraz została zepchnięta na drugi plan. Co innego myślał o mnie Oscar. Ten chłopak kochał i nadal kocha mnie do szaleństwa. Po pięciu latach błogiego życia w ogromnym mieście spakowaliśmy manatki i przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Powodem była lepsza praca mojej matki. Tam rodzice posłali mnie do zerówki. Uczyć dużo się nie musiałam. Praktycznie wcale tego nie robiłam. Po roku poszłam już do szkoły podstawowej, oczywiście matka musiała uprzeć się na tą prywatną i najlepszą. Byłam o rok młodsza od wszystkich. Zresztą u nas było to rodzinne. Większość osób w mojej klasie patrzyła na mnie i traktowało jak wroga. Miałam to w du... nosie. Znalazłam sobie małą grupkę przyjaciół i dość szybko się przystosowałam. Nauka szła mi bez problemu. Jednak już wtedy mój czas wolny i okres beztroskiego dzieciństwa się skończył. Tańce, malowanie, śpiewanie, gra na pianinie, pływanie jazda konna i jeszcze na cholerny basen mnie zapisali. Moja męka trwała dwa lata. W końcu tupnęłam nogą. Pamiętam ten dzień jak dziś. Wróciłam ze szkoły z rozczochranymi włosami, rozdartymi rajstopami i cała umazana w czekoladzie. Tak właśnie zaczęłam swój młodzieńczy bunt. Postawiłam się mamie jednak ta siłą mnie ogarnęła do porządku i zawiozła na zajęcia dodatkowe. Zaczęłam pyskować, stawiać się i nawet obrażać każdego trenera. Matka zrezygnowała szybciej niż mnie tam zaciągnęła. Nie chciała, abym przyniosła im większy wstyd. Tak koniec końców zostałam przy jeździectwie. Wtedy ubłagałam ojca, aby zapisał mnie na sztuki walki. Nie mógł się nie zgodzić, przecież jestem jego małą księżniczką. Takim sposobem znalazłam się na treningach z kick boksingu. Pokochałam te sporty bardziej niż naukę. Lata mijały a ja byłam coraz bardziej zbuntowana. Matka odsunęła mnie na dalszy plan na rzecz siostry, bo przestałam być jej pokazową zabawką. Przez ten czas doszło kilka nowych zainteresowań. W wieku czternastu lat wygrałam zawody w ujeżdżaniu. Niestety były to pierwsze i ostatnie na tym koniu. Klacz zaszła w swoją pierwszą ciążę. Niestety podczas porodu były komplikacje i zmarła. W jej boksie znalazłam tylko nowo narodzonego źrebaka. Zajęłam się nim. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Szybko dogadałam się z właścicielami i odkupiłam wierzchowca. Z pomocą trenerów wyszkoliłam go. Jeśli chodzi o Torę to nie było żadnego wspaniałej historii łapiącej za serca. Nie znalazłam jej na ulicy, nie wyrwałam jej ze szponów pseudohodowcy i nie wzięłam jej ze schroniska. Kupił i podarował mi ją brat na siedemnaste urodziny. Wtedy już chodziłam na wyższą uczelnię. Z jednej strony uchodziłam za kujona pod względem ocen, ale z drugiej zaczęły się ucieczki z zajęć, alkohol, imprezy i papierosy. Ukończyłam szkołę jednak bez problemu. Praktycznie od razu po otrzymaniu świadectwa złożyłam dokumenty do Impossible Horse Academy. Dostałam się. Spakowałam wszystkie swoje i pupili duperele i zabukowałam lot. To by było na tyle.
Otworzyłam szerzej oczy. Spojrzałam znowu na wyświetlacz. Zostało pół godziny lotu. Włączyłam sobie pierwszą lepszą grę i czas minął mi znacznie szybciej. Oczywiście jak zawsze odprawa musiała się przeciągnąć. W końcu mogłam wsiąść do wypchanego po brzegi moimi gratami busa. Obok mnie siedziała wymęczona Tora. Pierwszy raz przebyła tak długą podróż. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na parkingu przed dwoma ogromnymi budynkami. No muszę przyznać, że zrobili to z niezłą pompą. Wyskoczyłam z pojazdu z moim czworonożnym towarzyszem. Szybko wybrałam pierwszy lepszy budynek i pewnie siebie wkroczyłam do środka. Jak się okazało był to mój akademik. Udałam się do drugiego. Tam przemiła kobieta skierowała mnie do gabinetu właścicieli. Uświadomiła mnie, że z psami nie można tam wchodzić. Cóż wydałam rozkaz suczce, aby położyła się grzecznie przy kontuarze. Załatwiłam z właścicielką co miałam i obie wyszłyśmy, aby załatwić formalności jeszcze przy wcześniej zapoznanej kobiecie. Nikt nie spodziewał się, że przyjadę tak wcześnie. Elena nie spodziewała się tam żadnych zwierząt. Chyba nie pokazałyśmy się z tej dobrej strony.
Dzięki pomocy uprzejmego Pana kierowcy udało nam się sprawnie wtargać moje rzeczy. Po zakończeniu noszenia podziękowałam i zapłaciłam. Wciągnęłam na tyłek czarne spodnie dresowe i jakąś pierwszą lepszą bokserkę oraz bluzę. Wyszłam z pokoju w towarzystwie psa. Obie udałyśmy się w stronę stajni. Na szczęście tym razem trafiłam dobrze. Szłam wzdłuż boksów, w których stały piękne konie. Ta stajnia zupełnie różniła się od naszej poprzedniej. Tutaj było wszystko na najwyższym poziomie. Robiło wrażenie. Trochę pobłądziłam nim znalazłam siodlarnię. Będę musiała podziękować stajennym za rozłożenie sprzętu i oporządzenie konia. Dotarłam do mojego maleństwa. Ogier radośnie rzucał łbem i zarżał. Pogłaskałam zwierzaka i weszłam do środka. Hannibal był dość podekscytowany. Chwilę zajęło mi nałożenie mu kantara i podpięcie uwiązu. Kiedy tylko wyprowadziłam wierzchowca na zewnątrz od razu wiedział, o co chodzi. Widziałam jak się napina z ekscytacji. Nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie na świeże powietrze. Wszystko musiało go interesować. Ciągnął mnie w każdą możliwą stronę. Naszarpałam się, ale doprowadziłam go do małego padoku. Posiedziałam z nim chwilę, po czym wróciłam do akademika.
Wieczorem udałam się na kolację. Odebrałam swoją porcję jedzenia, zajęłam jedno z wolnych miejsc. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się na stołówce. Standardowo, byłam nowa więc nie mogłam spodziewać się innego zachowania. Skończyłam posiłek i wróciłam do pokoju. Zabrałam psa i wyszłam na podwórko. Tam panował już półmrok. Usiadłam na schodkach. Wyciągnęłam paczkę papierosów, wzięłam jednego i odpaliłam go. Oparłam się balustradę i zaciągnęłam. Tora wbiegała wokół z jakimś kijkiem. Dzisiejszy dzień był długi. Pocieszała mnie tylko myśl, że jutro będzie sobota. Do tego przyjedzie moje auto i motocykl. Rozmarzyłam się o przejażdżce jednośladem. Marzenia przerwał mi głos otwierających się drzwi. Z czystej ciekawości odwróciłam delikatnie głowę, aby zobaczyć kto nadchodzi. W wejściu pojawił się nieznajomy mi chłopak. Jego fryzura mówiła jakby przed chwilą wstał z łóżka. Wyższy ode mnie. Jakoś nie przejęłam się nim bardziej. Jeszcze nie zrobiłam nic, aby miał coś do mnie. Odwróciłam głowę i zajęłam się dalszą obserwacją czworonoga.
- Co to za bydle? - Mruknął. Odwróciłam się, aby zobaczyć czy mówi. Tak jak się domyśliłam, mówił o Torze.
- A co Ty psa nie widziałeś w życiu, że z bydłem go mylisz? - Uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy.
Thomas?
Zacznijmy może jednak od tego, skąd się tutaj wzięłam. Moja historia zaczęła się ponad dwadzieścia lat temu. Kiedy to moi rodzice podczas swojego miłosnego i pijackiego zarazem uniesienia mnie spłodzili. Skąd to wiem? Ano matka raz mi się pochwaliła. Wróćmy jednak to tematu. Była to dla nich dość niespodziewana wiadomość, ponieważ mnie nie planowali. Taka Kinder niespodzianka. Na moje szczęście nawet nie mieli w planach mnie usunąć. Ojciec był wniebowzięty. Od zawsze chciał mieć dużo dzieci. Matka natomiast już mniej się cieszyła, powodem jak zawsze była praca. Przyszłam na świat w Paryżu. Byłam wtedy normalnym niemowlakiem. Ryczałam, żarłam, spałam i srałam w pieluchy. Później jak już zaczęłam poruszać się i mówić wszyscy zaczęli dostrzegać, że uczę się szybciej i rozumiem więcej niż dzieci w moim wieku. Nadal byłam dzieckiem i nie rozumiałam tego, co się dzieje. Matka zorientowała się, że nie jestem przeciętna. Zaczęła zabierać ze sobą całą rodzinę na przyjęcia. Miało to na celu pokazanie się ze strony kochającej i najlepszej matki, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi. Kupowała mi najlepsze i najpiękniejsze ubranka, jakie były tylko dostępne w sklepach. Czesała mnie i stroiła nawet jak wychodziliśmy na spacer. Nie mogłam się pobrudzić, pobawić z dziećmi na placu zabaw, bo przecież mogłam zniszczyć swój przepiękny wizerunek. Już wtedy zaczęłam odczuwać niechęć Vanessy. Nienawidziła mnie z całego serca. To ona była wcześniej oczkiem w głowie rodziny teraz została zepchnięta na drugi plan. Co innego myślał o mnie Oscar. Ten chłopak kochał i nadal kocha mnie do szaleństwa. Po pięciu latach błogiego życia w ogromnym mieście spakowaliśmy manatki i przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. Powodem była lepsza praca mojej matki. Tam rodzice posłali mnie do zerówki. Uczyć dużo się nie musiałam. Praktycznie wcale tego nie robiłam. Po roku poszłam już do szkoły podstawowej, oczywiście matka musiała uprzeć się na tą prywatną i najlepszą. Byłam o rok młodsza od wszystkich. Zresztą u nas było to rodzinne. Większość osób w mojej klasie patrzyła na mnie i traktowało jak wroga. Miałam to w du... nosie. Znalazłam sobie małą grupkę przyjaciół i dość szybko się przystosowałam. Nauka szła mi bez problemu. Jednak już wtedy mój czas wolny i okres beztroskiego dzieciństwa się skończył. Tańce, malowanie, śpiewanie, gra na pianinie, pływanie jazda konna i jeszcze na cholerny basen mnie zapisali. Moja męka trwała dwa lata. W końcu tupnęłam nogą. Pamiętam ten dzień jak dziś. Wróciłam ze szkoły z rozczochranymi włosami, rozdartymi rajstopami i cała umazana w czekoladzie. Tak właśnie zaczęłam swój młodzieńczy bunt. Postawiłam się mamie jednak ta siłą mnie ogarnęła do porządku i zawiozła na zajęcia dodatkowe. Zaczęłam pyskować, stawiać się i nawet obrażać każdego trenera. Matka zrezygnowała szybciej niż mnie tam zaciągnęła. Nie chciała, abym przyniosła im większy wstyd. Tak koniec końców zostałam przy jeździectwie. Wtedy ubłagałam ojca, aby zapisał mnie na sztuki walki. Nie mógł się nie zgodzić, przecież jestem jego małą księżniczką. Takim sposobem znalazłam się na treningach z kick boksingu. Pokochałam te sporty bardziej niż naukę. Lata mijały a ja byłam coraz bardziej zbuntowana. Matka odsunęła mnie na dalszy plan na rzecz siostry, bo przestałam być jej pokazową zabawką. Przez ten czas doszło kilka nowych zainteresowań. W wieku czternastu lat wygrałam zawody w ujeżdżaniu. Niestety były to pierwsze i ostatnie na tym koniu. Klacz zaszła w swoją pierwszą ciążę. Niestety podczas porodu były komplikacje i zmarła. W jej boksie znalazłam tylko nowo narodzonego źrebaka. Zajęłam się nim. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Szybko dogadałam się z właścicielami i odkupiłam wierzchowca. Z pomocą trenerów wyszkoliłam go. Jeśli chodzi o Torę to nie było żadnego wspaniałej historii łapiącej za serca. Nie znalazłam jej na ulicy, nie wyrwałam jej ze szponów pseudohodowcy i nie wzięłam jej ze schroniska. Kupił i podarował mi ją brat na siedemnaste urodziny. Wtedy już chodziłam na wyższą uczelnię. Z jednej strony uchodziłam za kujona pod względem ocen, ale z drugiej zaczęły się ucieczki z zajęć, alkohol, imprezy i papierosy. Ukończyłam szkołę jednak bez problemu. Praktycznie od razu po otrzymaniu świadectwa złożyłam dokumenty do Impossible Horse Academy. Dostałam się. Spakowałam wszystkie swoje i pupili duperele i zabukowałam lot. To by było na tyle.
Otworzyłam szerzej oczy. Spojrzałam znowu na wyświetlacz. Zostało pół godziny lotu. Włączyłam sobie pierwszą lepszą grę i czas minął mi znacznie szybciej. Oczywiście jak zawsze odprawa musiała się przeciągnąć. W końcu mogłam wsiąść do wypchanego po brzegi moimi gratami busa. Obok mnie siedziała wymęczona Tora. Pierwszy raz przebyła tak długą podróż. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na parkingu przed dwoma ogromnymi budynkami. No muszę przyznać, że zrobili to z niezłą pompą. Wyskoczyłam z pojazdu z moim czworonożnym towarzyszem. Szybko wybrałam pierwszy lepszy budynek i pewnie siebie wkroczyłam do środka. Jak się okazało był to mój akademik. Udałam się do drugiego. Tam przemiła kobieta skierowała mnie do gabinetu właścicieli. Uświadomiła mnie, że z psami nie można tam wchodzić. Cóż wydałam rozkaz suczce, aby położyła się grzecznie przy kontuarze. Załatwiłam z właścicielką co miałam i obie wyszłyśmy, aby załatwić formalności jeszcze przy wcześniej zapoznanej kobiecie. Nikt nie spodziewał się, że przyjadę tak wcześnie. Elena nie spodziewała się tam żadnych zwierząt. Chyba nie pokazałyśmy się z tej dobrej strony.
Dzięki pomocy uprzejmego Pana kierowcy udało nam się sprawnie wtargać moje rzeczy. Po zakończeniu noszenia podziękowałam i zapłaciłam. Wciągnęłam na tyłek czarne spodnie dresowe i jakąś pierwszą lepszą bokserkę oraz bluzę. Wyszłam z pokoju w towarzystwie psa. Obie udałyśmy się w stronę stajni. Na szczęście tym razem trafiłam dobrze. Szłam wzdłuż boksów, w których stały piękne konie. Ta stajnia zupełnie różniła się od naszej poprzedniej. Tutaj było wszystko na najwyższym poziomie. Robiło wrażenie. Trochę pobłądziłam nim znalazłam siodlarnię. Będę musiała podziękować stajennym za rozłożenie sprzętu i oporządzenie konia. Dotarłam do mojego maleństwa. Ogier radośnie rzucał łbem i zarżał. Pogłaskałam zwierzaka i weszłam do środka. Hannibal był dość podekscytowany. Chwilę zajęło mi nałożenie mu kantara i podpięcie uwiązu. Kiedy tylko wyprowadziłam wierzchowca na zewnątrz od razu wiedział, o co chodzi. Widziałam jak się napina z ekscytacji. Nie mógł się doczekać, kiedy wyjdzie na świeże powietrze. Wszystko musiało go interesować. Ciągnął mnie w każdą możliwą stronę. Naszarpałam się, ale doprowadziłam go do małego padoku. Posiedziałam z nim chwilę, po czym wróciłam do akademika.
Wieczorem udałam się na kolację. Odebrałam swoją porcję jedzenia, zajęłam jedno z wolnych miejsc. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się na stołówce. Standardowo, byłam nowa więc nie mogłam spodziewać się innego zachowania. Skończyłam posiłek i wróciłam do pokoju. Zabrałam psa i wyszłam na podwórko. Tam panował już półmrok. Usiadłam na schodkach. Wyciągnęłam paczkę papierosów, wzięłam jednego i odpaliłam go. Oparłam się balustradę i zaciągnęłam. Tora wbiegała wokół z jakimś kijkiem. Dzisiejszy dzień był długi. Pocieszała mnie tylko myśl, że jutro będzie sobota. Do tego przyjedzie moje auto i motocykl. Rozmarzyłam się o przejażdżce jednośladem. Marzenia przerwał mi głos otwierających się drzwi. Z czystej ciekawości odwróciłam delikatnie głowę, aby zobaczyć kto nadchodzi. W wejściu pojawił się nieznajomy mi chłopak. Jego fryzura mówiła jakby przed chwilą wstał z łóżka. Wyższy ode mnie. Jakoś nie przejęłam się nim bardziej. Jeszcze nie zrobiłam nic, aby miał coś do mnie. Odwróciłam głowę i zajęłam się dalszą obserwacją czworonoga.
- Co to za bydle? - Mruknął. Odwróciłam się, aby zobaczyć czy mówi. Tak jak się domyśliłam, mówił o Torze.
- A co Ty psa nie widziałeś w życiu, że z bydłem go mylisz? - Uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy.
Thomas?
11.04.2018
Strach jest wytworem wyobraźni. To kara, cena, jaką płaci się za wyobraźnię.

Wizerunek: "Jane Doe" (Mianem Jane Doe określa się kobietę o nieznanej tożsamości. Określenie to występuje w USA.)
Imię i nazwisko: Alex Monroe
Wiek: 20 lat
Płeć: Kobieta.
Ranga: Intermédiair.
Grupa: I
Imię konia: Hannibal
Pokój: nr 22
Charakter: Wyrobić sobie zdanie na czyjś temat wcale nie jest takie trudno. Wystarczy tylko kilka sekund obserwacji i opinie masz podaną, prawie że na tacy. A co jeśli taka osoba jest sprytniejsza niż Ci się wydaje i chce, abyś odbierał ją w dany sposób? Wtedy czeka Cię niemiłe rozczarowanie. Przykładem takiej osoby jest nasza Alex. Na pierwszy rzut oka piękna i zgrabna dziewczyna, która nie nadaje się do jazdy konnej. Masz tu trochę racji. Niestety nie grzeszy ona siłą taką jak mężczyźni. Nadrabia to w zupełności swoją inteligencją. Swoim IQ przewyższa znaczną większość osób w jej wieku. Mózg tej młodej kobiety jest niczym komputer. Zapamięta wszystko, co zobaczy i usłyszy. Myśli niezwykle szybko. W sekundę oceni sytuację oraz znajdzie z niej najkorzystniejsze dla siebie wyjście. Jest wtedy niczym kot spadający wiecznie na cztery łapy. Sama mówi, że jej umysł jest jej bronią przed światem. Alex to sprytna i przebiegła babka. Potrafi obserwować i wyciągać wnioski. Czy zawsze korzystne to już kwestia sporna. Już po tych kilku zdaniach możesz sobie wyobrazić, że to chodząca encyklopedia, która nie potrafi się zabawić. Otóż jesteś w błędzie. Mimo wszystko czasami zdarzają jej się głupie i szalone pomysły. Które nie zawsze są odpowiedzialne i przemyślane. Zdecydowanie nie jest też sztywną dziewczyną z przysłowiowym kijem w dupie. Nauczyła się bardzo szybko przystosowywać do danej sytuacji. W jednej chwili może zachowywać się niczym dama na wystawnym przyjęciu u samej królowej, a za chwilę może siedzieć z Tobą w obskurnym barze z piwem w ręku. To zawdzięcza swoim rodzicom, którzy wpoili jej, aby nie zamykała się tylko na jeden "świat". Zna wartość pieniądza oraz czym jest ciężka praca. Dziewczyna nie boi się ubrudzić czy nawet o zgrozo (dla niektórych kobiet) złamać sobie paznokieć. Otwarta na nowe znajomości oraz różne życiowe doświadczenia. Chętnie poznaje świat. Na ogół to spokojna i miła dziewczyna. Tylko czasami niestety da się ponieść emocjom. Jest zwykłym człowiekiem i zdarza jej się mieć gorszy dzień. Potrafi rzucić mięsem czy odpowiedzieć w taki sposób, że odechce Ci się jakiegokolwiek dalszego kontaktu z nią. Nie da się w 100% przewidzieć jej zachowania ani tego, co chodzi po tej szalonej głowie. Odwagi zdecydowanie jej nie brakuje. Choć może być to czasami dla niej zgubne. Widząc, że ktoś próbuje wcisnąć jej kit zwróci uwagę. Nie patrzy na to, czy jest to dyrektor jakiegoś banku, czy zwykły "Kowalski". Szczera do bólu. Czasami nawet za bardzo. Alex nie przygląda się biernie licząc na to, że problem sam się rozwiąże. Jeśli coś leży jej na sercu od razu wyrzuci to z siebie. Brnie uparcie niczym osioł do wybranych przez siebie celów. Zawsze osiągnie to, czego chce. Nie ważne, jak i kiedy. Manipulacja nie jest jej obca. Mimo tego nie wykorzystuje tego. Sama też nie da się w nic wrobić. Do tej pory żaden facet nie zwrócił jej jeszcze w głowie na tyle, aby stała mu się posłuszna. Zawsze robiła i robi to, co chce i jak chce, oczywiście w granicach rozsądku. Wie doskonale, że podoba się wielu mężczyznom. Każdy Alvaro chcący ją zaliczyć może odpuścić sobie na starcie. Nie jest łatwowierna. Teksty „Bolało jak spadłaś z nieba?" czy inne typu "Pożyczysz mi telefon? Mój się rozładował, a obiecałem, że zadzwonię do mamy, jak się zakocham." prędzej wywołają u niej salwę śmiechu niż najmniejszy zachwyt. Lubi flirtować, ale wszystko ma swoje granice. Zna swoją wartość i nie pozwoli się obrażać nikomu. Nie musi jej udowadniać na każdym kroku. Możesz być spokojny do rękoczynów dochodzi u niej w ostateczności. Wrogom woli odpowiedzieć tak, aby zabolało. W końcu powiedzenie, że "słowa ranią bardziej niż czyny" nie wzięło się znikąd. Najczęściej podczas kłótni nie podniesie głosu. Zacznie mówić spokojnym i opanowanym tonem. Zdaje sobie sprawę jak to irytuje ludzi. Jesteś w błędzie myśląc, że jest kolejną cichą szarą myszką. Ta dziewczyna potrafi być wredną suką. Nie boi się konfrontacji. Alex jest kobietą o dość silnej psychice. Nie tak łatwo jej złamać. Jest bardzo dobrą powierniczką sekretów. Wszelkie tajemnice zabierze ze sobą do grobu. Niewygodne tematy zgrabnie ominie lub zwyczajnie przemilczy. Uważa, że życie jest za krótkie, aby żałować tego, co było kiedyś. Rozdrapywanie starych ran nie pomoże Ci w niczym. Wręcz przeciwnie możesz dzięki temu nabawić się jakiegoś tężca czy innej gangreny. Zdobycie jej zaufania oraz szacunku to też nie jest taka prosta sprawa. Musisz pokazać, że jesteś godny, aby Cię nimi obdarzyła.
Aparycja: Każdy jest piękny na swój sposób, tak samo, jak Alex. Zacznijmy może od tego, że dziewczyna ma dość ciemniejszą karnację od większości osób. W zupełności jej to nie przeszkadza. Uważa, że dzięki temu jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Czubek jej głowy zdobią gęste, czarne włosy. Ładna buzia bez najmniejszych blizn czy innych skaz. Oczy ciemnobrązowe. Patrząc w nie możesz zobaczyć swego rodzaju błysk. Niektórzy mówią, że ma tak zwane ku***ki w oczach. W sumie jest w tym ziarenko prawdy. Matka natura obdarowała ją pełnymi ustami. Nie ulepszała sobie ich w żaden sposób. Zniewalający uśmiech. Równe i śnieżnobiałe zęby nie są darem natury. To wieloletnia praca ortodontów i dentystów. Przejdźmy jednak nieco niżej, a dokładniej do tułowia. Skoro jesteś już tak bardzo zaciekawiony to wiedz, że ma czym oddychać. Zdecydowanie to duża miseczka C. Tym razem jest to zasługa genów. Z jednej strony cieszy się z ich posiadania, choć trochę kręci też nosem. Nie podoba jej się, kiedy podczas poważnej rozmowy jakiś bezczelny zboczeniec wpatruje się jej w dekolt. Jednak z drugiej strony jak każda kobieta lubi przyciągać uwagę, wystroić się i pokazać, że nie jest babochłopem. Wyraźne wcięcie w talii i płaski brzuszek są jej powodami do dumy. Tak samo, jak długie nogi, które nie są chude ani grube. Takie w sam raz. W końcu nikt nie ma ochoty oglądać jakiś zasuszonych patyków czy innych baleronów. Wysportowaną sylwetkę ciała zyskała dzięki godzinnym ćwiczeniom na siłowni. Poza tym z taką sylwetką nikt się nigdy nie urodził i nie umarł. Kto tak twierdzi musi kłamać. Alex ma na czym siedzieć. Chodź do tyłka Kim Kardashian jej daleko. Ciało jej ozdobione jest trzema tatuażami. Pierwszym był chiński znaczek na prawej stronie podbrzusza, zrobiła go w wieku szesnastu lat. Tak zwany błąd młodości. Drugim jest tatuaż na prawym przedramieniu, przedstawia kreskówkową dziewczynę z laleczką. Ostatnim i trzecim zrobionym zaledwie rok temu jest pająk na wewnętrznej stronie lewego przedramienia.
Tak na podsumowanie. Mierzy sto sześćdziesiąt siedem centymetrów, waży pięćdziesiąt pięć kilogramów. Ma kobiecą sylwetkę i każdy facet obejrzy się za nią na ulicy czy barze. Potrafi wykorzystać swoje ciało i często wykorzystuje swoje walory fizyczne. Siły użyje w ostateczności, jej największą bronią jest mózg. Jest znacznie słabsza od znacznej większości mężczyzn. Wygimnastykowana, niezwykle zwinna i szybka. Nie ma określonego stylu ubierania się. Czuje się tak samo dobrze w sukni balowej, jak i luźnych dresach. Zresztą i tak wygląda seksownie.
Historia: Opowiadanie.
Rodzina:
Matka: Alice Levis-Monroe- Pani adwokat pełną gębą. Jej wygląd oraz sposób zachowania wzbudza w ludziach respekt. Posiada ona niezwykłą inteligencję, spryt i odwagę. Mimo tego, że ma trójkę dzieci nie zachowuje się jak typowa matka. Dzieci nie wzbudziły w niej instynktu macierzyńskiego. Zachowuje się w stosunku do nich jak starsza koleżanka. Najbardziej upodobała sobie najstarszą córkę. Resztę potomstwa kocha ale widać, że są bardziej na drugim miejscu. To za jej sprawą cała rodzina trafiła pięć lat temu do Nowego Jorku. Jej klientami są tylko elitarne kręgi, reszty zwyczajnie nie stać na jej usługi. Znakomita w tym co robi. Obroniłaby nawet samego Hitlera, oczywiście jakby dobrze jej zapłacił. Z Arthur'em ma dość skomplikowane kontakty.
Ojciec: Arthur Monroe- Właściciel hotelu dla "wyższych sfer". Mimo tak ważnego stanowiska ma dość sporo czasu dla rodziny. Dlaczego? Ano dlatego, że ma ludzi od tego aby zajmowali się poszczególnymi zadaniami on tylko ich kontroluje. Kocha dzieci nad życie. W domu jest typowym rodzicem. Teksty typu "Nie rób tego.", "Nie możesz tamtego.", "Masz szlaban." nie są mu obce. Od samego początku Alex była jego małą księżniczką. Traktował ją wyjątkowo i pozwalał na więcej niż reszcie rodzeństwa. Kochany, stanowczy i wspaniały człowiek. Ma skomplikowane kontakty z Alice. Raz się rozstają później znowu się schodzą, później znowu rozstają.
Starsza siostra: Vanessa Monroe- adwokat, starsza o osiem lat od Alex. Zapatrzona w siebie egoistka. Nie szanuje swojego ojca ani rodzeństwa. Uważa się za lepszą od nich. Z matką ma bardzo dobry kontakt.
Starszy brat: Oscar Monroe - starszy od Alex o pięć lat. Pracuje jako onkolog w jednym ze szpitali w Londynie. Alex nazywa go robotem. Nie ma w nim ani grama spontaniczności. Każdy jego ruch czy słowo jest przemyślane. On nie popełnia błędów. Ma wiecznie zamyśloną twarz i smutne oczy. Wygląda jak zombie. Nie opowiada nigdy o swojej pracy. Siostry domyślają się, że powodem takiego zachowania jest praca. W końcu każdego dnia mówi ludziom, że są śmiertelnie chorzy. Kiedyś był inny. Pełen życia, szalony i niezwykle lekkomyślny.
Orientacja seksualna: Heteroseksualna.
Partner/ka: Człowiek jest istotą która potrzebuje bliskości drugiej osoby. Alex nie jest wyjątkiem i nadal szuka odpowiedniego faceta.
Inne:
~Jak wiadomo Alex kocha konie. Jednak poza Hannibalem ma swoją drugą miłość, Tora. Tora to trzyletnia suczka Akity Amerykańskiej. Nie została ona znaleziona na ulicy czy też w schronisku. Została najzwyczajniej w świecie kupiona w hodowli. Suczka jest bardzo cicha i opanowana. Jest cholerną oazą spokoju. Nie przeszkadzają jej dzieci, konie ani koty. Ma delikatny problem z małymi psami które swoim szczekaniem i rzucaniem się próbują nadrobić wielkość. Tora jest dużym psem i często zapomina o swoich rozmiarach pchając się tam gdzie nie ma dla niej wystarczająco dużo miejsca. Inteligentna, odważna i leniwa. Jej potrzeba naprawdę małej dawki ruchu aby opadła z sił. Rzucisz jej patyk to spojrzy na Ciebie jak na idiotę i będziesz musiał sam sobie go przynieść. Zna podstawowe komendy na które reaguje. Do obcych podchodzi z dystansem. Musi z kimś trochę posiedzieć aby upewnić się, że nie zrobi jej krzywdy. Często ma ich w głębokim poważaniu kiedy trzymają się na pewną odległość. Za Alex oddałaby życie. Czasem bywa zazdrosna o swoją właścicielkę. Potrafi zająć się sobą i nie dewastuje pomieszczeń. Największym problemem Tory jest niechęć do dzielenia się zabawkami, ulubionym miejscem i miską. Jeśli upatrzy sobie jakiś fotel nie odda go po dobroci. Suczka mimo tego, że jest szkolona musi znać swoje miejsce bo inaczej zacznie włazić na głowę. Przy niej trzeba być stanowczym. Zaniepokojona zacznie warczeć, nie ugryzie bez ostrzeżenia.
~Do szkoły jak reszta jej rodzeństwa poszła o rok wcześniej.
~Od ósmego roku życia ćwiczy kick boksing. Miała przerwę na cztery lata, jednak ostatnio wróciła do tego sportu. Poza tym uprawia parkour i gimnastykę, traktuje je jak zwykłą zabawę aby zapchać sobie jakoś te nudne dni wolne.
~Nie śpiewa najgorzej ale najlepiej też nie.
~Jest wzrokowcem i słuchowcem.
~Uwielbia tańczyć. Często można ją spotkać na dyskotekach czy w barach. Lubi sobie od czasu do czasu wypić.
~Jak na palacza wypala dziennie dość mało papierosów. Paczka potrafi starczyć jej na dwa lub trzy dni. Oczywiście kiedy jej nie zdenerwuje lub nie pije.
~Ma prawo jazdy na samochód i motocykl.
~Kiedyś startowała w zawodach enduro, jednak teraz jeździ dla przyjemności.
~Pochodzi z dość bogatej rodziny. Nie jest jednak tak zwanym bananowym dzieckiem. Zachowuje się jak przeciętni ludzie i chcę aby tak ją traktowano.
~Alex od jakiś sześciu lat zaczęła intensywnie interesować się pierwszą pomocą i anatomią człowieka. Przez ten czas zrobiła już trochę kursów.
~Jej ulubionymi przedmiotami w szkole zawsze była matematyka, chemia i fizyka. Oczywiście, aby się nie nudziła musiały być na poziomie rozszerzonym.
~Zakochana w horrorach. Lubi oglądać filmy i czytać książki. Nie pogardzi też dobrym dziełem z gatunku psychologii. Nienawidzi romantycznych komedii.
~Kiedyś razem z ojcem często jeździła na polowania. Umie strzelać i ma do tego talent. Jest dianą. (Dla tych którzy nie wiedzą. Diany to kobiety polujące, bo jakby to brzmiało chce zostać "myśliwą"?)
~Jej rysunki to jakaś porażka. Pięcioletnie dziecko ładniej namaluje jakiś obrazek niż ona.
~Dumna posiadaczka Nissana Navary oraz Enduro Beta RR 390 4T MY 2018 DK
~Za specjalnie nie lubi gotować. Za dobre spaghetti jest gotowa zabić. Czekolada czy inne słodycze nie robią na niej specjalnego wrażenia.
~Przynajmniej raz w tygodniu chodzi na siłownię. Biega tylko jak ma ochotę.
~Czasami potrafi być naprawdę leniwa. Wtedy tylko obietnicą dobrego serialu jesteś wstanie ją do czegoś przekonać.
Właściciel: Arioch_ (howrse)

Imię: Hannibal
Rasa: Koń Trakeński
Wiek: 5 lat
Płeć: Ogier
Charakter: Na początku musisz wiedzieć o nim dwie rzeczy. Po pierwsze jego imię nie ma z charakterem nic wspólnego. Alex wybrała je na cześć bohatera serii książek Thomasa Harrisa. Po drugie jest to tylko zwierzę. A jak wiadomo ich zachowania nie da się przewidzieć i być pewnym w 100%. Dziewczyna przebywając z nim nauczyła się już odczytywać najdrobniejsze sygnały. Nieznajomi mu nie przeszkadzają w niczym. Wręcz przeciwnie, każdą obcą istotą jest zaciekawiony. Na początku wydaje się niezwykle przyjacielski. Pozory są bardzo mylące. Niby po przyjacielsku zaczyna podchodzić i obwąchiwać Cię, aby później zacząć sprawdzać na ile może sobie pozwolić. Często w mało subtelny sposób. Po tym wybiera sobie osoby, które będą mogły się do niego zbliżyć. Trzeba być przy nim stanowczą osobą, ale należy uważać, aby nie przesadzić. Przy zbyt ostrym traktowaniu zaczyna okazywać agresję. Ogier jest bardzo silny i dość spory. Więc naprawdę musisz uważać, aby nie popełnić błędu, który kosztować Cię może zdrowie. Niekiedy zachowuje się jak mały źrebak. Pcha się tam, gdzie nie powinien, skacze, wierzga i biega jakby oszalał. Uwielbia biegać i skakać. Bardzo związany ze swoją właścicielką. Hannibal jest zazdrosnym koniem. Innym wierzchowcom i większości mężczyzn pozwala zbliżać się do niej tylko na pewną odległość. Jeśli oceni, że coś zagraża lub jesteś za blisko dziewczyny będzie jej bronił. Zdecydowanie nie jest płochliwy, nie boli się szumiących drzew czy nawet dźwięku motocykla. Chętnie i bardzo szybko się uczy. Uwielbia startować w zawodach. Idealny partner dla jeźdźca wiedzącego czego chce od konia. Reaguje szybko i poprawnie na każdy bodziec. Długie czyszczenia go nudzą, stara się wtedy rozładować swoją energię w przeróżny sposób. Nienawidzi weterynarzy i kowali. Alex i stajenni muszą go pilnować, aby nie uszkodził za mocno tych pracowników. Bardzo lubi uciekać, traktuje to jako zabawę. Czy jest coś ciekawszego od ganiania się? Ma swoje gorsze i lepsze dni. Podczas tych pierwszych wszyscy poza jego właścicielką muszą schodzić mu z drogi. Potrafi być naprawdę wredny. Jednak jest to nadal ukochane maleństwo swojej pańci. Podczas tych drugich jest gotowy zrobić dla każdego, kogo choćby w najmniejszym stopniu toleruje wszystko. Piekielnie wytrzymały. Tego ogiera chyba nie da się zmęczyć tak, aby nie dał rady wstać.
Dyscyplina: WKKW, biegi przełajowe i ujeżdżanie nie są mu obce. Rzadziej zajmują się z Alex skokami, które są dla nich nudne. W pierwszych trzech czuje się jak ryba w wodzie.
Należy do: Alex Monroe
Subskrybuj:
Posty (Atom)