Gdy Mary poszła ja zostałem jeszcze chwilę z ogierem w boksie. Pozbierałem sprzęt i wyszedłem z boksu. Poszedłem odnieść wszystko do siodlarni. Wziąłem z wiaderka stojącego obok drzwi kilka marchewek i wróciłem pod boks Diego.
- Masz brachu. -powiedziałem wkładając marchewki do żłoba - Smacznego. -powiedziałem głaskając konia
Wyszedłem ze stajni. było bardzo ciemno i wezbrał się wiatr. Poszedłem szybkim krokiem do akademika. Zanim poszedłem do pokoju skoczyłem jeszcze na stołówkę. Było zaledwie kilku ludzi. Zobaczyłem Rekera, Irmę, Thomasa, Will'a i chyba Alex. Nie dosiadałem się nawet, wziąłem tylko coś na ząb ; na wynos i poszedłem do pokoju. Zjadłem bułkę siedząc na łóżku i przeglądając fejsa. Włączyłem sobie jeszcze youtube i pooglądałem jakieś filmiki. Gdy zjadłem bułkę, stwierdziłem, że czas się umyć. Jak postanowiłem tak zrobiłem. Już po 15 minutach byłem umyty i przebrany w piżamę. Wskoczyłem do łóżka. Byłem padnięty, przez co nie mogłem zbytnio usnąć. Rzucałem się po łóżku, w sumie jak zawsze. Spojrzałem na zegarek, moim oczom ukazała się druga czterdzieści osiem. - Stiles! Weź się ogarnij. Czas spać. -wymamrotałem do siebie
Trochę się jeszcze pokręciłem i jakimś cudem usnąłem. Wstałem bardzo wcześnie, było parę minut po szóstej. Nie myślałem, że obudzę się tak prędko, tym bardziej, że dzisiaj mamy wolne. Ogarnąłem się i przebrałem w ciuchy codzienne. Za oknem robiło się ładnie. Sprawdziłem pogodę, no... dzisiaj nie będzie padać. Całe szczęście. Założyłem ocieplane buty i wziąłem gruby polar pod kurtkę. Ubrałem się tzw. na cebulkę, bo gdy zobaczyłem minus na termometrze, to inaczej nie wyszedł bym na dwór. Poszedłem do stajni. Przywitałem się z końmi, podszedłem do Diego i pogłaskałem go po szyi. - Widzę, że już po śniadaniu. -powiedziałem do konia - Pobiegasz trochę. -uśmiechnąłem się klepiąc go po boku szyi. Skierowałem się do siodlarni. Moim zamierzeniem były szczotki, toczek oraz ogłowie bezwędzidłowe. Diego strasznie nie lubi wędzidła, a i bez niego świetnie mnie słucha, więc po co mam go męczyć. Wszedłem do środka siodlarni. Wziąłem potrzebne rzeczy i wyszedłem. W oczy rzuciła mi się Mary stojąca przy boksie Diego. Chciała go chyba pogłaskać, jednak ogier szybko się cofnął kładąc po sobie uszy.
- Nie martw się, mało kto ma jego zaufanie. -powiedziałem podchodząc bliżej, a dziewczyna aż podskoczyła na te słowa
- Nie martwię się, przecież mnie nawet nie zna, więc byłabym w niemałym szoku gdyby dał się dotknąć - machnęła ręką- Co tu robisz o tej godzinie? - zapytała
- Nie mogłem spać. -odpowiedziałem wieszając ogłowie na haczyku i kładąc toczek na półce przed boksem
- To tak jak ja. -powiedziała Mary - Będziesz jeździł? -zapytała
- Tak. Dzisiaj lekka jazda, trochę poćwiczę sobie dosiad, przynajmniej mi tyłek nie zamarznie. -zaśmiałem się
- To fakt. Jak jest taka pogoda, to oklep jest idealną opcją. -powiedziała blondynka
- A ty co będziesz robić? -zapytałem wchodząc do boksu Diego trzymając w ręce skrzynkę ze szczotkami
< Mary? >
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stiles. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stiles. Pokaż wszystkie posty
11.26.2018
11.21.2018
Od Stiles'a Cd. Liliane
Gdy Liliane pojechała stwierdziłem, że posiedzę jeszcze chwilę z Diego. Poszedłem do jego boksu, pogłaskałem go trochę. Koń chciał za wszelką cenę iść ze mną gdy skończyłem go głaskać i zacząłem wychodzić z boksu.
- Chcesz pobiegać? -zapytałem, było to oczywiście pytanie retoryczne, bo zwierzęta nie mówią, jednak Diego ma coś w sobie, czuję jakby rozumiał niektóre słowa i reagował na nie jakby było to coś normalnego. Podpiąłem uwiąz do kantaru ogiera i otworzyłem do końca furtkę boksu. Wyprowadziłem go ze stajni. Zaczęliśmy kierować się na halę, było zbyt zimno jak dla mnie, żeby jeździć na dworze, poza tym się ściemniało, a na hali jest oświetlenie. Odpiąłem uwiąz i puściłem ogiera, jednak ten pozostał przy mnie nieruchomo. Od razu wiedziałem o co mu chodzi, chciał żebym go dosiadł. - No stary. Dawno tak nie jeździłem, tylko nie szalej. -powiedziałem do konia
Stanąłem z jego lewej strony, lewą ręką złapałem się grzywy, a prawą podparłem się o grzbiet. Raz.. dwa.. trzy! Wybiłem się porządnie i już po chwili siedziałem wygodnie na grzbiecie Diego. Zrobiliśmy kilka rundek w stępie, żebym się wczuł, bo zazwyczaj jeżdżę w siodle. Chwilę później dodałem ogierowi łydkę i zaczęliśmy kłusować. Jego ruch był bardzo płynny, w związku z tym bardzo szybko mogłem się wczuć. Gdy czułem się już na tyle pewnie by zagalopować dodałem ogierowi łydki dokładając do tego dobry dosiad. Ogier reagował bardzo dobrze. Poćwiczyliśmy ruszanie i zatrzymywanie dosiadem. Byłem z niego bardzo dumny, zrobiliśmy też kilka wolt, oraz przejazdów przez przekątne hali. Po skończonej jeździe zsunąłem się płynnie z grzbietu Diego. Jednak nie podpinałem uwiązu, pozwoliłem mu się trochę wyszaleć. Ogier zrozumiał o co chodzi i zaczął biegać, skakać, brykać. Po zabawach stwierdziłem, że czas go odprowadzić do stajni. Podpiąłem uwiąz i wyszliśmy z hali. Było jeszcze zimniej niż wcześniej. Gdy tylko weszliśmy do stajni, wprowadziłem Diego do boksu. Szybkim krokiem poszedłem po derkę dla ogiera i nałożyłem mu ją na grzbiet. Dałem mu do żłobu kilka marchewek i wróciłem do akademika. Niestety traf chciał, że nie zdążyłem na kolację. Zamówiłem więc sobie pizze. Chodziła za mną już ze dwa tygodnie, czekała tylko na okazję, która z resztą właśnie się przytrafiła. Czekanie na dostawcę trochę mi się dłużyło. Jednak w końcu zadzwonił telefon. Wyszedłem przed akademik, zapłaciłem i odebrałem pizzę. Wróciłem do pokoju i położyłem opakowanie wraz z zawartością na biurku. Gdy tylko otworzyłem pudełko po pokoju rozniósł się smakowity zapach. Wziąłem kawałek i usadowiłem się na łóżku. Zacząłem rozmyślać o wszystkim tym co było do tej pory, o wszystkich tych których już poznałem. Moje istnienie w tej chwili nie stanowiło jednej całości, rozpływałem się na łóżku z pizzą w ustach i obserwowałem sufit który wydawał się błyszczeć bielą. Zabawne, nigdy nie obserwowałem sufitu ale teraz dotarło do mnie jaki czysty był.. to uspakajało.. Przymknąłem oczy mrucząc cicho do siebie jakąś mało konkretną melodię i przełknąłem kolejny kęs. Westchnąłem i przeniosłem dłonie pod głowę, może by tak sobie puścić muzykę? Na oślep poklepałem za telefonem który powinien być na moim łóżku, znalazłem go pod poduszką. Włączyłem sobie 30 minutową play-listę i zasnąłem.
- Chcesz pobiegać? -zapytałem, było to oczywiście pytanie retoryczne, bo zwierzęta nie mówią, jednak Diego ma coś w sobie, czuję jakby rozumiał niektóre słowa i reagował na nie jakby było to coś normalnego. Podpiąłem uwiąz do kantaru ogiera i otworzyłem do końca furtkę boksu. Wyprowadziłem go ze stajni. Zaczęliśmy kierować się na halę, było zbyt zimno jak dla mnie, żeby jeździć na dworze, poza tym się ściemniało, a na hali jest oświetlenie. Odpiąłem uwiąz i puściłem ogiera, jednak ten pozostał przy mnie nieruchomo. Od razu wiedziałem o co mu chodzi, chciał żebym go dosiadł. - No stary. Dawno tak nie jeździłem, tylko nie szalej. -powiedziałem do konia
Stanąłem z jego lewej strony, lewą ręką złapałem się grzywy, a prawą podparłem się o grzbiet. Raz.. dwa.. trzy! Wybiłem się porządnie i już po chwili siedziałem wygodnie na grzbiecie Diego. Zrobiliśmy kilka rundek w stępie, żebym się wczuł, bo zazwyczaj jeżdżę w siodle. Chwilę później dodałem ogierowi łydkę i zaczęliśmy kłusować. Jego ruch był bardzo płynny, w związku z tym bardzo szybko mogłem się wczuć. Gdy czułem się już na tyle pewnie by zagalopować dodałem ogierowi łydki dokładając do tego dobry dosiad. Ogier reagował bardzo dobrze. Poćwiczyliśmy ruszanie i zatrzymywanie dosiadem. Byłem z niego bardzo dumny, zrobiliśmy też kilka wolt, oraz przejazdów przez przekątne hali. Po skończonej jeździe zsunąłem się płynnie z grzbietu Diego. Jednak nie podpinałem uwiązu, pozwoliłem mu się trochę wyszaleć. Ogier zrozumiał o co chodzi i zaczął biegać, skakać, brykać. Po zabawach stwierdziłem, że czas go odprowadzić do stajni. Podpiąłem uwiąz i wyszliśmy z hali. Było jeszcze zimniej niż wcześniej. Gdy tylko weszliśmy do stajni, wprowadziłem Diego do boksu. Szybkim krokiem poszedłem po derkę dla ogiera i nałożyłem mu ją na grzbiet. Dałem mu do żłobu kilka marchewek i wróciłem do akademika. Niestety traf chciał, że nie zdążyłem na kolację. Zamówiłem więc sobie pizze. Chodziła za mną już ze dwa tygodnie, czekała tylko na okazję, która z resztą właśnie się przytrafiła. Czekanie na dostawcę trochę mi się dłużyło. Jednak w końcu zadzwonił telefon. Wyszedłem przed akademik, zapłaciłem i odebrałem pizzę. Wróciłem do pokoju i położyłem opakowanie wraz z zawartością na biurku. Gdy tylko otworzyłem pudełko po pokoju rozniósł się smakowity zapach. Wziąłem kawałek i usadowiłem się na łóżku. Zacząłem rozmyślać o wszystkim tym co było do tej pory, o wszystkich tych których już poznałem. Moje istnienie w tej chwili nie stanowiło jednej całości, rozpływałem się na łóżku z pizzą w ustach i obserwowałem sufit który wydawał się błyszczeć bielą. Zabawne, nigdy nie obserwowałem sufitu ale teraz dotarło do mnie jaki czysty był.. to uspakajało.. Przymknąłem oczy mrucząc cicho do siebie jakąś mało konkretną melodię i przełknąłem kolejny kęs. Westchnąłem i przeniosłem dłonie pod głowę, może by tak sobie puścić muzykę? Na oślep poklepałem za telefonem który powinien być na moim łóżku, znalazłem go pod poduszką. Włączyłem sobie 30 minutową play-listę i zasnąłem.
11.20.2018
Od Stiles'a Cd. Liliany
- Długo już jeździsz? -zapytałem przerywając ciszę
Dziewczyna spojrzała na mnie - Kilka lat. -powiedziała i uśmiechnęła się
- A od kiedy masz Dance Macabre?
- Od trzynastego roku życia. -powiedziała dziewczyna - A twój Diego? Jak długo go masz? -zapytała tym razem dziewczyna
- Paradoksalnie.. Od trzynastego roku życia. -uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko, na co dziewczyna nie dowierzając lekko się zaróżowiła
Podeszliśmy do boksów swoich koni, były niedaleko siebie. Pogłaskałem Diego po jego muskularnej szyi. - Piękny jest. -powiedziała dziewczyna wpatrując się w prężącego się ogiera
- Dzięki. -powiedziałem - Twoja klacz też jest bardzo ładna. Uwielbiam jabłkowite odznaczenia na sierści koni. U Diego raczej się one nie pojawiają -dodałem
- Wiesz co, jadę na przejażdżkę. -powiedziała nagle dziewczyna - Chcesz się przejechać? -zaproponowała
- Niestety muszę odmówić. -skrzywiłem się lekko, bo bardzo chciałem jechać - Muszę jeszcze coś załatwić w biurze.
- Okej, rozumiem. -powiedziała Liliane lekko smutniejąc
Pożegnaliśmy się - Do później! -rzuciłem już w drzwiach stajni. Pokierowałem się do biura. Dowiedziałem się do i jak z tym boksem Diego. Ktoś miał się zająć jego naprawą, ale dopiero jutro rano. Zwrócili mi resztę pieniędzy, która została po zakupieniu materiału na furtkę. Wróciłem do pokoju i odpaliłem komputer. Sprawdziłem wiadomości. Napisało do mnie kilka osób, z zapytaniem czy nie wyrwę się gdzieś na miasto. Jednak ja nie miałem ochoty się nigdzie ruszać. Wymyśliłem coś, żeby ich spławić, odłożyłem laptopa i położyłem się na łóżku w zamyśleniu. W pewnym momencie mi się przysnęło. Śniły mi się jak zawsze jakieś głupoty. Po przebudzeniu myślą przodującą było " za dużo seriali ". Zaśmiałem się sam do siebie. Wstałem z łóżka i ziewnąłem. Sprawdziłem godzinę. Kurwa! Już 19?! Długo spałem. Pasowałoby zejść na dół. Podszedłem do drzwi, a w momencie gdy je otworzyłem zobaczyłem Liliane w pozycji do zapukania w drzwi.
- Cześć. -powiedziałem
< Liliane? wybacz, że takie krótkie ;c >
Dziewczyna spojrzała na mnie - Kilka lat. -powiedziała i uśmiechnęła się
- A od kiedy masz Dance Macabre?
- Od trzynastego roku życia. -powiedziała dziewczyna - A twój Diego? Jak długo go masz? -zapytała tym razem dziewczyna
- Paradoksalnie.. Od trzynastego roku życia. -uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko, na co dziewczyna nie dowierzając lekko się zaróżowiła
Podeszliśmy do boksów swoich koni, były niedaleko siebie. Pogłaskałem Diego po jego muskularnej szyi. - Piękny jest. -powiedziała dziewczyna wpatrując się w prężącego się ogiera
- Dzięki. -powiedziałem - Twoja klacz też jest bardzo ładna. Uwielbiam jabłkowite odznaczenia na sierści koni. U Diego raczej się one nie pojawiają -dodałem
- Wiesz co, jadę na przejażdżkę. -powiedziała nagle dziewczyna - Chcesz się przejechać? -zaproponowała
- Niestety muszę odmówić. -skrzywiłem się lekko, bo bardzo chciałem jechać - Muszę jeszcze coś załatwić w biurze.
- Okej, rozumiem. -powiedziała Liliane lekko smutniejąc
Pożegnaliśmy się - Do później! -rzuciłem już w drzwiach stajni. Pokierowałem się do biura. Dowiedziałem się do i jak z tym boksem Diego. Ktoś miał się zająć jego naprawą, ale dopiero jutro rano. Zwrócili mi resztę pieniędzy, która została po zakupieniu materiału na furtkę. Wróciłem do pokoju i odpaliłem komputer. Sprawdziłem wiadomości. Napisało do mnie kilka osób, z zapytaniem czy nie wyrwę się gdzieś na miasto. Jednak ja nie miałem ochoty się nigdzie ruszać. Wymyśliłem coś, żeby ich spławić, odłożyłem laptopa i położyłem się na łóżku w zamyśleniu. W pewnym momencie mi się przysnęło. Śniły mi się jak zawsze jakieś głupoty. Po przebudzeniu myślą przodującą było " za dużo seriali ". Zaśmiałem się sam do siebie. Wstałem z łóżka i ziewnąłem. Sprawdziłem godzinę. Kurwa! Już 19?! Długo spałem. Pasowałoby zejść na dół. Podszedłem do drzwi, a w momencie gdy je otworzyłem zobaczyłem Liliane w pozycji do zapukania w drzwi.
- Cześć. -powiedziałem
< Liliane? wybacz, że takie krótkie ;c >
Od Stiles'a Cd. Mary
Gdy zauważyliśmy, że nie ma naszych koni byliśmy przerażeni. Zaczęliśmy biegać po lesie i je nawoływać. Minęło 10, 15 minut. Nic. Po koniach ani śladu.
- Może się wróciły? -powiedziałem z nadzieją
Szybko wróciliśmy by to sprawdzić, na szczęście przeczucie mnie nie myliło. Diego i Austie stały spokojnie przy stoisku. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczym spojrzeniem po czym podeszliśmy do swoich koni.
- Gdzieście byli? -zapytała dziewczyna wtulając się w szyję swojej klaczy
- Łobuzie... -zażartowałem klepiąc Diego po szyi
- To co wracamy? -dziewczyna skierowała pytanie do mnie
- Tak, dość już na dzisiaj przygód. -zaśmiałem się
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę akademii. Jechaliśmy stępem. Dobrze zrobił nam taki spacerek. Jednak gdy pojawiła się długa prosta na horyzoncie poczułem jak w Diego wzbierała energia. Nie mogłem sobie odpuścić tego galopu.
- Goń mnie! -zawołałem do dziewczyny i dodałem Diego łydki na co od razu ruszył galopem
- To falstart!! -zawołała dziewczyna poganiając swojego konia
Jednak przez nasz szybszy start dziewczyna miała ciężko nas dogonić, dlatego postanowiłem dać jej fory i ściągnąłem do siebie delikatnie wodze, na co Diego automatycznie trochę zwolnił. Raz dwa udało się dziewczynom nas dogonić. Jechaliśmy koło siebie. Gdy tylko zaczęły się zakręty zwolniliśmy do kłusa, by zaraz później przejść do stępa.
- Ej.. -zagaiła dziewczyna
- No? -zapytałem
- Miałeś mi coś o sobie opowiedzieć. -powiedziała głosem nie tolerującym sprzeciwu
- Ehh... No dobrze. -powiedziałem po czym zacząłem moją opowieść - Mieszkam z ojcem, jest gliną. Właściwie to nawet szeryfem.
- Łoo.. -zdziwiła się dziewczyna - nie wyglądasz mi na syna szeryfa -powiedziała dziewczyna
na co tylko się zaśmiałem i wróciłem do mojej opowieści - Mama nie żyje, zmarła gdy miałem siedem lat...
- Przykro mi... -wcięła się dziewczyna
- Interesuję się w sumie wszystkim. -zaśmiałem się odchodząc od tematu mojej matki
- Czym najbardziej? -zainteresowała się dziewczyna
- Jeździectwo jest moją pasją. -uśmiechnąłem się i poklepałem Diego po szyi - Umiem grać na sporej ilości instrumentów.. Lubię węże. -powiedziałem
- W sumie fajnie. -powiedziała dziewczyna kiwając głową
- Masz dziewczynę? -zapytała, nie spodobało mi się to trochę, bo ja nie wypytywałem o jej życie uczuciowe, ale cóż jak już zapytała... - Nie. -odpowiedziałem
- Mhm.. -przytaknęła
Dojeżdżaliśmy już do akademii. Zapadła cisza, nie rozmawialiśmy. Zsiedliśmy z koni i zaczęliśmy wprowadzać konie do stajni. Puściłem Mary przodem.
- Dzięki. -powiedziała z uśmiechem
Zaprowadziliśmy konie do boksów i zaczęliśmy je rozsiodływać. Mary skończyła prędzej i podeszła do furtki boksu Diego.
- Co tam? -zapytałem wychylając się z za konia
< Mary? >
- Może się wróciły? -powiedziałem z nadzieją
Szybko wróciliśmy by to sprawdzić, na szczęście przeczucie mnie nie myliło. Diego i Austie stały spokojnie przy stoisku. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczym spojrzeniem po czym podeszliśmy do swoich koni.
- Gdzieście byli? -zapytała dziewczyna wtulając się w szyję swojej klaczy
- Łobuzie... -zażartowałem klepiąc Diego po szyi
- To co wracamy? -dziewczyna skierowała pytanie do mnie
- Tak, dość już na dzisiaj przygód. -zaśmiałem się
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę akademii. Jechaliśmy stępem. Dobrze zrobił nam taki spacerek. Jednak gdy pojawiła się długa prosta na horyzoncie poczułem jak w Diego wzbierała energia. Nie mogłem sobie odpuścić tego galopu.
- Goń mnie! -zawołałem do dziewczyny i dodałem Diego łydki na co od razu ruszył galopem
- To falstart!! -zawołała dziewczyna poganiając swojego konia
Jednak przez nasz szybszy start dziewczyna miała ciężko nas dogonić, dlatego postanowiłem dać jej fory i ściągnąłem do siebie delikatnie wodze, na co Diego automatycznie trochę zwolnił. Raz dwa udało się dziewczynom nas dogonić. Jechaliśmy koło siebie. Gdy tylko zaczęły się zakręty zwolniliśmy do kłusa, by zaraz później przejść do stępa.
- Ej.. -zagaiła dziewczyna
- No? -zapytałem
- Miałeś mi coś o sobie opowiedzieć. -powiedziała głosem nie tolerującym sprzeciwu
- Ehh... No dobrze. -powiedziałem po czym zacząłem moją opowieść - Mieszkam z ojcem, jest gliną. Właściwie to nawet szeryfem.
- Łoo.. -zdziwiła się dziewczyna - nie wyglądasz mi na syna szeryfa -powiedziała dziewczyna
na co tylko się zaśmiałem i wróciłem do mojej opowieści - Mama nie żyje, zmarła gdy miałem siedem lat...
- Przykro mi... -wcięła się dziewczyna
- Interesuję się w sumie wszystkim. -zaśmiałem się odchodząc od tematu mojej matki
- Czym najbardziej? -zainteresowała się dziewczyna
- Jeździectwo jest moją pasją. -uśmiechnąłem się i poklepałem Diego po szyi - Umiem grać na sporej ilości instrumentów.. Lubię węże. -powiedziałem
- W sumie fajnie. -powiedziała dziewczyna kiwając głową
- Masz dziewczynę? -zapytała, nie spodobało mi się to trochę, bo ja nie wypytywałem o jej życie uczuciowe, ale cóż jak już zapytała... - Nie. -odpowiedziałem
- Mhm.. -przytaknęła
Dojeżdżaliśmy już do akademii. Zapadła cisza, nie rozmawialiśmy. Zsiedliśmy z koni i zaczęliśmy wprowadzać konie do stajni. Puściłem Mary przodem.
- Dzięki. -powiedziała z uśmiechem
Zaprowadziliśmy konie do boksów i zaczęliśmy je rozsiodływać. Mary skończyła prędzej i podeszła do furtki boksu Diego.
- Co tam? -zapytałem wychylając się z za konia
< Mary? >
11.18.2018
Od Stiles'a Cd. Liliany
- Właściwie to długo już tutaj jesteś? -zapytałem, bo jakby nie patrzeć skądś ją kojarzyłem, ale nie mieliśmy jeszcze okazji pogadać
- Od początku roku. -odpowiedziała niechętnie
Poczułem się dość niezręcznie, a rzadko mnie się to zdarza. Jednak nie dałem za wygraną i dalej brnąłem w rozmowę. Cudem udało mi się wydusić z niej skąd jest i dlaczego akurat Impossible Horse Academy. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, aż dziewczyna nie skończyła kolacji. Gdy tylko przestała jeść postanowiła zakończyć nasze spotkanie - Wiesz miło się gadało, ale muszę już iść. -powiedziała
- No okej, cześć. -rzuciłem do dziewczyny, która akurat wstawała od stolika
- Cześć. -odpowiedziała już odchodząc
Po kolacji poszedłem do pokoju. Stwierdziłem, że wezmę prysznic. Naszykowałem sobie czyste bokserki, wziąłem piżamę oraz ręcznik. Udało mi się ustawić idealny strumień wody, nie był ani zbyt zimny ani zbyt ciepły... Był po prostu idealny. Namydliłem włosy szamponem po czym dokładnie je spłukałem. Gdy wyszedłem spod prysznica od razu zająłem się wycieraniem z włosów, z których ściekała woda. Ubrany już w piżamę wrzuciłem brudne rzeczy do kosza na pranie. Wszedłem do pokoju i "rzuciłem" się na łóżko. Złapałem telefon, który był pozostawiony na stoliku nocnym obok łóżka. Patrzę... Trzy nieodebrane wiadomości. Od razu sprawdziłem kto dzwonił. Dzwonił mój ojciec. Bez chwili zawahania oddzwoniłem do ojca. Porozmawiałem z nim chwilę, uspokoiłem jego nerwy i obawy, oraz opowiedziałem o niefortunnym zdarzeniu. Z troską zapytał czy potrzebuję pieniędzy, ale zaprzeczyłem. Na tą chwilę w zupełności mi wystarczy, a wiem że jemu samemu się nie przelewa. Muszę ogarnąć sobie jakąś robótkę, ale jeszcze nie na tą chwilę. Najpierw muszę się wdrożyć w panujący tutaj rytm. Po skończonej rozmowie z ojcem otworzyłem laptopa i sprawdziłem interesujące mnie strony czy są jakieś newsy, oczywiście nie obeszło by się gdybym nie obejrzał wiadomości. Musiałem wszystko nadrobić. Zeszło mi tak do około pierwszej w nocy. Gdy zamknąłem laptopa, czułem ulgę na oczach, które były już zmęczone światłem z ekranu komputera. Odłożyłem laptopa i wróciłem do łóżka. Trochę się powierciłem i nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju przez oszronione szyby. Wstałem ziewając, po czym się przeciągnąłem. Poszedłem ospałym krokiem na poranną toaletę. Wyszorowałem zęby, przeczesałem włosy, które jak zawsze żyły swoim życiem i wróciłem do pokoju.
Ubrałem się dość zwyczajnie. Bordowy t-shirt, granatowe jeansy. Przed wyjściem z pokoju założyłem buty i złapałem z wieszaka kurtkę. Fakt. Szedłem na stołówkę, ale wziąłem kurtkę po to by nie musieć się wracać do pokoju. W drzwiach wpadłem na wyższego ode mnie chłopaka o blond włosach, był pokryty bliznami i tatuażami.
- Uważaj jak chodzisz. -burknął na mnie
- Sory. -powiedziałem zadzierając ręce do góry
Więcej go już nie widziałem, nie wiem gdzie poszedł i szczerze niezbyt mnie to obchodzi. Teraz interesowało mnie tylko to, czy ktoś znajomy będzie na stołówce. Była Mary, Sofia i jeszcze parę osób. Dosiadłem się do nich i przywitałem się. Byli zafascynowani zawodami, które mają być u nas w akademii. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie wziąłem śniadania. Szybko to nadrobiłem i wróciłem z tacą do stolika. W tym momencie do stołówki weszła blondynka, którą udało mi się wczoraj trochę poznać
- Hej Liliana! Chodź do nas. -zawołałem, wiedziałem że nikt nie będzie miał nic przeciwko
Gdy zaczęła iść w naszą stronę zrobiłem jej miejsce koło siebie
< Liliana? >
- Od początku roku. -odpowiedziała niechętnie
Poczułem się dość niezręcznie, a rzadko mnie się to zdarza. Jednak nie dałem za wygraną i dalej brnąłem w rozmowę. Cudem udało mi się wydusić z niej skąd jest i dlaczego akurat Impossible Horse Academy. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, aż dziewczyna nie skończyła kolacji. Gdy tylko przestała jeść postanowiła zakończyć nasze spotkanie - Wiesz miło się gadało, ale muszę już iść. -powiedziała
- No okej, cześć. -rzuciłem do dziewczyny, która akurat wstawała od stolika
- Cześć. -odpowiedziała już odchodząc
Po kolacji poszedłem do pokoju. Stwierdziłem, że wezmę prysznic. Naszykowałem sobie czyste bokserki, wziąłem piżamę oraz ręcznik. Udało mi się ustawić idealny strumień wody, nie był ani zbyt zimny ani zbyt ciepły... Był po prostu idealny. Namydliłem włosy szamponem po czym dokładnie je spłukałem. Gdy wyszedłem spod prysznica od razu zająłem się wycieraniem z włosów, z których ściekała woda. Ubrany już w piżamę wrzuciłem brudne rzeczy do kosza na pranie. Wszedłem do pokoju i "rzuciłem" się na łóżko. Złapałem telefon, który był pozostawiony na stoliku nocnym obok łóżka. Patrzę... Trzy nieodebrane wiadomości. Od razu sprawdziłem kto dzwonił. Dzwonił mój ojciec. Bez chwili zawahania oddzwoniłem do ojca. Porozmawiałem z nim chwilę, uspokoiłem jego nerwy i obawy, oraz opowiedziałem o niefortunnym zdarzeniu. Z troską zapytał czy potrzebuję pieniędzy, ale zaprzeczyłem. Na tą chwilę w zupełności mi wystarczy, a wiem że jemu samemu się nie przelewa. Muszę ogarnąć sobie jakąś robótkę, ale jeszcze nie na tą chwilę. Najpierw muszę się wdrożyć w panujący tutaj rytm. Po skończonej rozmowie z ojcem otworzyłem laptopa i sprawdziłem interesujące mnie strony czy są jakieś newsy, oczywiście nie obeszło by się gdybym nie obejrzał wiadomości. Musiałem wszystko nadrobić. Zeszło mi tak do około pierwszej w nocy. Gdy zamknąłem laptopa, czułem ulgę na oczach, które były już zmęczone światłem z ekranu komputera. Odłożyłem laptopa i wróciłem do łóżka. Trochę się powierciłem i nawet nie wiem kiedy usnąłem.

Ubrałem się dość zwyczajnie. Bordowy t-shirt, granatowe jeansy. Przed wyjściem z pokoju założyłem buty i złapałem z wieszaka kurtkę. Fakt. Szedłem na stołówkę, ale wziąłem kurtkę po to by nie musieć się wracać do pokoju. W drzwiach wpadłem na wyższego ode mnie chłopaka o blond włosach, był pokryty bliznami i tatuażami.
- Uważaj jak chodzisz. -burknął na mnie
- Sory. -powiedziałem zadzierając ręce do góry
Więcej go już nie widziałem, nie wiem gdzie poszedł i szczerze niezbyt mnie to obchodzi. Teraz interesowało mnie tylko to, czy ktoś znajomy będzie na stołówce. Była Mary, Sofia i jeszcze parę osób. Dosiadłem się do nich i przywitałem się. Byli zafascynowani zawodami, które mają być u nas w akademii. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie wziąłem śniadania. Szybko to nadrobiłem i wróciłem z tacą do stolika. W tym momencie do stołówki weszła blondynka, którą udało mi się wczoraj trochę poznać
- Hej Liliana! Chodź do nas. -zawołałem, wiedziałem że nikt nie będzie miał nic przeciwko
Gdy zaczęła iść w naszą stronę zrobiłem jej miejsce koło siebie
< Liliana? >
Od Stiles'a Cd. Liliany
Gdy wszedłem do stajni i zauważyłem rozwaloną furtkę do boksu Diego byłem przerażony. Nie wiedziałem gdzie jest. Zacząłem go szukać. Usłyszałem stłumiony stukot kopyt na lekko zmarzniętej ziemi i udałem się w jego kierunku. Zobaczyłem go, zacząłem nawoływać. Nic. Jakby wpadł w trans. Spanikowałem gdy zobaczyłem dziewczynę na koniu uciekającą przed moim ogierem. Nie wiedziałem co robić. Pobiegłem tam, bo spróbować go złapać. Całe szczęście, że się udało.
- Chcesz potrenować, to ci nawet w nocy nie dadzą bez prawie - zapłodnienia ci konia -burknęła na mnie dziewczyna
Spojrzałem tylko na nią, nie odezwałem się ani słowem. Nie będę robił z siebie głupka i tłumaczył, że to nie moja wina. Odprowadziłem Diego do stajni, wstawiając go do wolnego boksu, jako boks zastępczy. Poszedłem do biura. Opowiedziałem co się stało i poniosłem koszty wyrządzone przez mojego konia, które wiązały się z naprawą furtki do boksu.
- Powinieneś go wykastrować, jeśli już zawsze miałby tak reagować na klacz w rui. -usłyszałem od jednej z kobiet tam zebranych
Przez myśl by mi nie przeszło, że może on tak zareagować, że aż rozwali furtkę boksu. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Czasami nawet stał na padoku z klaczami i nic takiego nie miało miejsca. Myślę, że to wcale nie chodziło o klacz, tylko musiało stać się coś innego. Cóż. Po skończonej rozmowie poszedłem do pokoju. Zbliżał się czas kolacji. Przebrałem się i poszedłem na dół, do stołówki. W środku siedziała już masa osób. W moje oczy rzuciła się dziewczyna z niedawnego incydentu. Siedziała sama... nie przy ludziach, tylko sama. Zaintrygowało mnie to. Stwierdziłem, że się dosiądę, będzie okazja porozmawiać. Najpierw jednak poszedłem po tacę z jedzeniem. Podszedłem do stolika, przy którym siedziała blondynka i zapytałem
- Mogę się dosiąść? -zgodziła się nie patrząc na mnie, usiadłem.
- Chciałem Cię przeprosić, za to co się stało. -powiedziałem - Jestem Stiles. -przedstawiłem się i wyciągnąłem do niej rękę
< Liliana? wybacz, że takie krótkie, ale wena gdzieś sobie poszła xs >
- Chcesz potrenować, to ci nawet w nocy nie dadzą bez prawie - zapłodnienia ci konia -burknęła na mnie dziewczyna
Spojrzałem tylko na nią, nie odezwałem się ani słowem. Nie będę robił z siebie głupka i tłumaczył, że to nie moja wina. Odprowadziłem Diego do stajni, wstawiając go do wolnego boksu, jako boks zastępczy. Poszedłem do biura. Opowiedziałem co się stało i poniosłem koszty wyrządzone przez mojego konia, które wiązały się z naprawą furtki do boksu.
- Powinieneś go wykastrować, jeśli już zawsze miałby tak reagować na klacz w rui. -usłyszałem od jednej z kobiet tam zebranych
Przez myśl by mi nie przeszło, że może on tak zareagować, że aż rozwali furtkę boksu. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Czasami nawet stał na padoku z klaczami i nic takiego nie miało miejsca. Myślę, że to wcale nie chodziło o klacz, tylko musiało stać się coś innego. Cóż. Po skończonej rozmowie poszedłem do pokoju. Zbliżał się czas kolacji. Przebrałem się i poszedłem na dół, do stołówki. W środku siedziała już masa osób. W moje oczy rzuciła się dziewczyna z niedawnego incydentu. Siedziała sama... nie przy ludziach, tylko sama. Zaintrygowało mnie to. Stwierdziłem, że się dosiądę, będzie okazja porozmawiać. Najpierw jednak poszedłem po tacę z jedzeniem. Podszedłem do stolika, przy którym siedziała blondynka i zapytałem
- Mogę się dosiąść? -zgodziła się nie patrząc na mnie, usiadłem.
- Chciałem Cię przeprosić, za to co się stało. -powiedziałem - Jestem Stiles. -przedstawiłem się i wyciągnąłem do niej rękę
< Liliana? wybacz, że takie krótkie, ale wena gdzieś sobie poszła xs >
Od Stiles'a Cd. Mary
- Oni mają lekcje po obiedzie, ale ja mam chwilę. Możemy wybrać się na przejażdżkę po okolicy. Co ty na to? -zaproponowałem
- Z chęcią. -powiedziała Mary, a na jej buzi pojawił się uśmiech
Po obiedzie poszliśmy od razu do stajni. Pogoda nie była najlepsza, ale nie padało, więc nic nie mogło nam przeszkodzić w naszej przejażdżce.
- Muszę wyczyścić Austie. -powiedziała dziewczyna podchodząc do boksu swojej klaczy
- Okej, ja też muszę wyczyścić Diego, więc dobrze się składa, nie będziesz musiała bezczynnie czekać. -zaśmiałem się
Poszliśmy do siodlarni po szczotki naszych koni. Mary poszła do Austie, a ja do boksu Diego. Nim jeszcze zacząłem czyścić ogiera spostrzegłem, że zrzucił lizawkę. Położyłem ją na swoim miejscu i zabrałem się za szczotkowanie Diego. Najpierw pozbyłem się wszystkich możliwych zaklejek. Wyczyściłem mu kopyta, rozczesałem grzywę i ogon. Na końcu przeczesałem go miękką szczotką, aby zgarnąć ewentualny kurz. Mary skończyła chwilę później. Zaczekałem na nią z odniesieniem szczotek. Poszliśmy razem, od razu zaopatrując się w sprzęt do jazdy. Wziąłem ogłowie bezwędzidłowe i siodło wszechstronne, do tego pomarańczowy, pikowany czaprak wycięty w łezkę.
Gdy skończyłem siodłać Diego, co szło mi bardzo mozolnie, bo nie chciał założyć ani ogłowia ani siodła, wreszcie mogłem wyprowadzić go z boksu. Mary i Austie już czekały. Konie się powąchały, zareagowały na siebie raczej dobrze. Wyprowadziliśmy je przed stajnie, gdzie je dosiedliśmy.
- To co, gdzie najpierw? -spytała dziewczyna
- Myślę, że najpierw pokażę Ci teren akademii, później pojedziemy gdzieś dalej -uśmiechnąłem się
- Okej -zgodziła się dziewczyna
Zwiedzanie zaczęliśmy od przejechania między akademikiem, a domem kadry. Pokazałem jej gdzie znajduje się karuzela, lonżownik, którędy dotrzeć na halę, parkury do jazdy, maneże, tor do crossu. Później stwierdziliśmy, że rozruszamy trochę nasze konie i wybraliśmy się na przejażdżkę do lasu. Przez pół drogi galopowaliśmy, by dać upust energii która rozpierała nasze konie. Dojechaliśmy, aż na Skalny most. Stwierdziliśmy z Mary, że zrobimy sobie kilkaminutową przerwę. Przywiązaliśmy konie do stanowisk nieopodal mostu, a sami weszliśmy na most. Mary usiadła na murze mostu, natomiast ja oparłem się tylko rękoma.
- Może opowiesz mi coś o sobie, jeśli chcesz, oczywiście nie zmuszam. -zaproponowałem z uśmiechem chcąc poznać lepiej dziewczynę
< Mary? wybacz, że takie krótkie ;c >
- Z chęcią. -powiedziała Mary, a na jej buzi pojawił się uśmiech
Po obiedzie poszliśmy od razu do stajni. Pogoda nie była najlepsza, ale nie padało, więc nic nie mogło nam przeszkodzić w naszej przejażdżce.
- Muszę wyczyścić Austie. -powiedziała dziewczyna podchodząc do boksu swojej klaczy
- Okej, ja też muszę wyczyścić Diego, więc dobrze się składa, nie będziesz musiała bezczynnie czekać. -zaśmiałem się
Poszliśmy do siodlarni po szczotki naszych koni. Mary poszła do Austie, a ja do boksu Diego. Nim jeszcze zacząłem czyścić ogiera spostrzegłem, że zrzucił lizawkę. Położyłem ją na swoim miejscu i zabrałem się za szczotkowanie Diego. Najpierw pozbyłem się wszystkich możliwych zaklejek. Wyczyściłem mu kopyta, rozczesałem grzywę i ogon. Na końcu przeczesałem go miękką szczotką, aby zgarnąć ewentualny kurz. Mary skończyła chwilę później. Zaczekałem na nią z odniesieniem szczotek. Poszliśmy razem, od razu zaopatrując się w sprzęt do jazdy. Wziąłem ogłowie bezwędzidłowe i siodło wszechstronne, do tego pomarańczowy, pikowany czaprak wycięty w łezkę.
Gdy skończyłem siodłać Diego, co szło mi bardzo mozolnie, bo nie chciał założyć ani ogłowia ani siodła, wreszcie mogłem wyprowadzić go z boksu. Mary i Austie już czekały. Konie się powąchały, zareagowały na siebie raczej dobrze. Wyprowadziliśmy je przed stajnie, gdzie je dosiedliśmy.
- To co, gdzie najpierw? -spytała dziewczyna
- Myślę, że najpierw pokażę Ci teren akademii, później pojedziemy gdzieś dalej -uśmiechnąłem się
- Okej -zgodziła się dziewczyna
Zwiedzanie zaczęliśmy od przejechania między akademikiem, a domem kadry. Pokazałem jej gdzie znajduje się karuzela, lonżownik, którędy dotrzeć na halę, parkury do jazdy, maneże, tor do crossu. Później stwierdziliśmy, że rozruszamy trochę nasze konie i wybraliśmy się na przejażdżkę do lasu. Przez pół drogi galopowaliśmy, by dać upust energii która rozpierała nasze konie. Dojechaliśmy, aż na Skalny most. Stwierdziliśmy z Mary, że zrobimy sobie kilkaminutową przerwę. Przywiązaliśmy konie do stanowisk nieopodal mostu, a sami weszliśmy na most. Mary usiadła na murze mostu, natomiast ja oparłem się tylko rękoma.
- Może opowiesz mi coś o sobie, jeśli chcesz, oczywiście nie zmuszam. -zaproponowałem z uśmiechem chcąc poznać lepiej dziewczynę
< Mary? wybacz, że takie krótkie ;c >
11.17.2018
Od Stiles'a Cd. Sofii do Mary
Sofia ma piękny głos. O tak. Patrzyłem na nią zafascynowany, co widocznie trochę ją onieśmielało na początku. Jednak już po chwili poczuła się jak ryba w wodzie. Gdy skończyła śpiewać, wszyscy byli zachwyceni. Pani Elena powiedziała Sofii o próbach, na co ta przystała i powiedziała, że się zjawi. Wyszliśmy z sali, a ja patrzyłem na Sofię z podziwem
- Co jest ? pobrudziłam się, że tak patrzysz ? -zapytała wytrącając mnie z zamyślenia
- Masz piękny głos. -powiedziałem z delikatnym uśmiechem
- Dziękuję. -powiedziała lekko się rumieniąc
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy do stajni. Gdy tylko weszliśmy rozległo się głośne rżenie. Wszystkie konie, które akurat nie były na treningu nas powitały. Diego zaczął uderzać kopytami o furtkę swojego boksu.
- Może weźmiemy je na padok? Niech się trochę wyszaleją. -zaproponowała dziewczyna
Szybko przystałem na propozycję Sofii, bo widziałem jak bardzo Diego rozpiera energia. Poszliśmy do siodlarni, wzięliśmy potrzebny sprzęt, a mianowicie kantary i uwiązy swoich koni. Zabraliśmy konie z boksów i wyszliśmy na dwór. Umieściliśmy konie na padoku. Klacz Sofii nie miała rui więc nie było obaw by stała na padoku z ogierem. Nasze konie bardzo się polubiły. Staliśmy tak chwilę rozmawiając. W tym momencie podjechało auto z przyczepą do przewozu koni. Zaintrygowało nas to, bo nie słyszeliśmy o tym, że ma przyjechać ktoś nowy. Z samochodu wysiadła całkiem ładna, niziutka blondynka, ubrana bardzo schludnie. Podeszła do przyczepy swojego konia i wyprowadziła go. Wraz z Sofią zdecydowaliśmy się podejść bliżej.
- Cześć! -zajadałem - Jestem Stiles, a to jest Sofia
Dziewczyna z lekkim uśmiechem odpowiedziała - Ja jestem Mary
Poszliśmy z nią do stajni odprowadzić jej konia. Był czas żeby się trochę lepiej poznać, ale dziewczyna nie była zbyt rozmowna. Dość szybko skończyła się nasza rozmowa, bo Sofia stwierdziła, że musi iść do pani Eleny, a ja postanowiłem ją odprowadzić.
Byłem już w swoim pokoju. Cały czas myślałem o tej nowej, Mary. Zbliżał się czas kolacji. Poszedłem do stołówki. Sofia siedziała ze znajomymi. Przywitałem się i dosiadłem. Rozglądałem się po całej stołówce za tą małą blondynką, która dzisiaj przyjechała. Stwierdziłem, że może nie wiedzieć, że jest teraz kolacja. Wstałem mówiąc - Muszę coś załatwić -i wyszedłem
W dość łatwy sposób znalazłem jej pokój. Zapukałem,
- Proszę! -usłyszałem
Wchodząc zapytałem - Nie jesteś przypadkiem głodna?
- W sumie to tak.. -powiedziała dziewczyna
- To chodź do stołówki, wszyscy już jedzą kolację... -oznajmiłem
< Mary? >
- Co jest ? pobrudziłam się, że tak patrzysz ? -zapytała wytrącając mnie z zamyślenia
- Masz piękny głos. -powiedziałem z delikatnym uśmiechem
- Dziękuję. -powiedziała lekko się rumieniąc
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy do stajni. Gdy tylko weszliśmy rozległo się głośne rżenie. Wszystkie konie, które akurat nie były na treningu nas powitały. Diego zaczął uderzać kopytami o furtkę swojego boksu.
- Może weźmiemy je na padok? Niech się trochę wyszaleją. -zaproponowała dziewczyna
Szybko przystałem na propozycję Sofii, bo widziałem jak bardzo Diego rozpiera energia. Poszliśmy do siodlarni, wzięliśmy potrzebny sprzęt, a mianowicie kantary i uwiązy swoich koni. Zabraliśmy konie z boksów i wyszliśmy na dwór. Umieściliśmy konie na padoku. Klacz Sofii nie miała rui więc nie było obaw by stała na padoku z ogierem. Nasze konie bardzo się polubiły. Staliśmy tak chwilę rozmawiając. W tym momencie podjechało auto z przyczepą do przewozu koni. Zaintrygowało nas to, bo nie słyszeliśmy o tym, że ma przyjechać ktoś nowy. Z samochodu wysiadła całkiem ładna, niziutka blondynka, ubrana bardzo schludnie. Podeszła do przyczepy swojego konia i wyprowadziła go. Wraz z Sofią zdecydowaliśmy się podejść bliżej.
- Cześć! -zajadałem - Jestem Stiles, a to jest Sofia
Dziewczyna z lekkim uśmiechem odpowiedziała - Ja jestem Mary
Poszliśmy z nią do stajni odprowadzić jej konia. Był czas żeby się trochę lepiej poznać, ale dziewczyna nie była zbyt rozmowna. Dość szybko skończyła się nasza rozmowa, bo Sofia stwierdziła, że musi iść do pani Eleny, a ja postanowiłem ją odprowadzić.
Byłem już w swoim pokoju. Cały czas myślałem o tej nowej, Mary. Zbliżał się czas kolacji. Poszedłem do stołówki. Sofia siedziała ze znajomymi. Przywitałem się i dosiadłem. Rozglądałem się po całej stołówce za tą małą blondynką, która dzisiaj przyjechała. Stwierdziłem, że może nie wiedzieć, że jest teraz kolacja. Wstałem mówiąc - Muszę coś załatwić -i wyszedłem
W dość łatwy sposób znalazłem jej pokój. Zapukałem,
- Proszę! -usłyszałem
Wchodząc zapytałem - Nie jesteś przypadkiem głodna?
- W sumie to tak.. -powiedziała dziewczyna
- To chodź do stołówki, wszyscy już jedzą kolację... -oznajmiłem
< Mary? >
11.16.2018
Od Stiles'a Cd. Sofii
Bez większego namysłu przystałem na propozycję Sofii. Usiadłem na jej łóżku po turecku i położyłem sonie kota na nogach.
- Jak ma na imię? -zapytałem wskazując na kociaka
- Gracia. -odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy i zaczęła szukać czegoś na półce
- Czego szukasz? -spytałem dosyć zdziwiony
- Płyty z jakimś dobrym filmem. -oznajmiła
Trochę mnie to zaskoczyło, od dawna filmy oglądam na necie, nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałem coś z płyty.
- Jaki mamy wybór? -zapytałem odkładając kota, po czym podszedłem bliżej dziewczyny i złapałem ją jedną ręką w talii nachylając się do półki zza jej pleców. Sofia lekko się zaróżowiła.
- Wybacz. -powiedziałem i lekko się odsunąłem zabierając z niej moją rękę
- Nie, nic nie szkodzi. -powiedziała - Mamy do wyboru komedię romantyczną, albo horror. Co wolisz? - zapytała podając mi dwie płyty
Spojrzałem na nią z uśmieszkiem - Chyba nie sądzisz, że będę oglądał romansidło -powiedziałem
- Czyli horror. -pokiwała głową dziewczyna zabierając mi z dłoni płyty, jedną odłożyła na półkę, a z drugą podeszła do laptopa. Uruchomiła komputer i włączyła film. - Powiem Ci szczerze, że jeszcze tego nie oglądałam -usłyszałem z jej ust
- To lepiej. -powiedziałem
Laptopa ustawiliśmy na półce nocnej, a my położyliśmy się obok siebie na łóżku. Gracia widząc, że nie ma dla niej miejsca poszła do miski i zaczęła jeść karmę.
- Taak. To chrupanie bardzo pomaga. -zaśmiałem się
W tym momencie na ekranie pojawiła się dość straszna, a za razem śmieszna postać. Zawsze mam bekę z klaunów. Sofia zasłoniła twarz poduszką wydając z siebie lekki pisk, ja natomiast zareagowałem śmiechem.
- Hej. Jestem tu. Nie masz się czego bać. -powiedziałem kojącym głosem, zabierając jej poduszkę z twarzy i kładąc ją sobie pod głowę.
< Sofia? >
- Jak ma na imię? -zapytałem wskazując na kociaka
- Gracia. -odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy i zaczęła szukać czegoś na półce
- Czego szukasz? -spytałem dosyć zdziwiony
- Płyty z jakimś dobrym filmem. -oznajmiła
Trochę mnie to zaskoczyło, od dawna filmy oglądam na necie, nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałem coś z płyty.
- Jaki mamy wybór? -zapytałem odkładając kota, po czym podszedłem bliżej dziewczyny i złapałem ją jedną ręką w talii nachylając się do półki zza jej pleców. Sofia lekko się zaróżowiła.
- Wybacz. -powiedziałem i lekko się odsunąłem zabierając z niej moją rękę
- Nie, nic nie szkodzi. -powiedziała - Mamy do wyboru komedię romantyczną, albo horror. Co wolisz? - zapytała podając mi dwie płyty
Spojrzałem na nią z uśmieszkiem - Chyba nie sądzisz, że będę oglądał romansidło -powiedziałem
- Czyli horror. -pokiwała głową dziewczyna zabierając mi z dłoni płyty, jedną odłożyła na półkę, a z drugą podeszła do laptopa. Uruchomiła komputer i włączyła film. - Powiem Ci szczerze, że jeszcze tego nie oglądałam -usłyszałem z jej ust
- To lepiej. -powiedziałem
Laptopa ustawiliśmy na półce nocnej, a my położyliśmy się obok siebie na łóżku. Gracia widząc, że nie ma dla niej miejsca poszła do miski i zaczęła jeść karmę.
- Taak. To chrupanie bardzo pomaga. -zaśmiałem się
W tym momencie na ekranie pojawiła się dość straszna, a za razem śmieszna postać. Zawsze mam bekę z klaunów. Sofia zasłoniła twarz poduszką wydając z siebie lekki pisk, ja natomiast zareagowałem śmiechem.
- Hej. Jestem tu. Nie masz się czego bać. -powiedziałem kojącym głosem, zabierając jej poduszkę z twarzy i kładąc ją sobie pod głowę.
< Sofia? >
11.14.2018
Od Stiles'a Cd. Sofii
Wraz z Sofią poszliśmy do stajni. Pomogłem ogarnąć dziewczynie sprzęt. Ustawiałem akurat jej pakę pod ścianą przy wygrawerowanym imieniu Pepito, gdy ta niespodziewanie znalazła się blisko boksu Diego. Widząc złe zamiary ogiera zawołałem karcącym głosem - Diego! -na co ogier natychmiast zareagował i postawił uszy
- Twój? -zapytała Sofia
- Tak... Jest po przejściach, dlatego jest taki niepewny. -oznajmiłem
- Jakich przejściach? -bez chwili zastanowienia zapytała dziewczyna
- Miał dość ciężką przeszłość... -zacząłem opowiadać - Diego urodził się w przydomowej stajni. Jednak właściciele się nim niezbyt zajmowali. W stanie krytycznym trafił do starszego mężczyzny, który zajął się jego leczeniem. Jednakże, gdy Diego odzyskał zdrowie i energię, mężczyzna nie mógł sobie z nim poradzić. Był zmuszony sprzedać ogiera. Wtedy Diego trafił do handlarza. Stamtąd go wykupiłem, właściwie fartem. Przez dwa lata pracowałem z Diegiem nad zaufaniem. Nie dawał do siebie podchodzić, atakował, gryzł, kopał. Dopiero po tych dwóch latach zaczęliśmy pracę z siodłem. -powiedziałem
Dziewczyna wyrywając się ze zdumienia zapytała - Był bity?
- Na pewno. -odpowiedziałem głaszcząc konia po czole
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy o przeszłości Diego. Zaproponowałem jej, żeby opowiedziała trochę o przeszłości Pepito, jednak ona nie była tym zbytnio zainteresowana, wręcz przeciwnie chciała ominąć temat.
- Pepito nie ma jakiejś specjalnej przeszłości... -powiedziała - Jest z hodowli. -dodała po chwili
Pokiwałem głową, że rozumiem. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
-Mam pomysł... - przerwałem ciszę i zwróciłem się do obok stojącej Sofii - Skoro żadne z nas nie zna dokładnie miejsca to proponuję wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po pobliskim miasteczku.
-Co proponujesz, panie przewodniku? - dziewczyna widocznie bez wahania przystała na propozycję odwiedzenia miasteczka. Sam uważałem swój pomysł za dobry. Zamierzałem już na samym początku zobaczyć co znajduje się wokół akademii by przez tydzień być w miarę świadomym gdzie mogę zaszyć się samotnie albo urządzić ewentualny wypad.
-Panie mają pierwszeństwo - poprawiłem sobie kołnierz koszuli w nonszalanckim stylu.
-W dodatku dżentelmen...
-Zawsze i wszędzie. Na życzenie? - skłoniłem głowę, chowając ręce w kieszenie i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyznaczonego celu- A w pakiecie jest ich tylko trzy, więc należy je odpowiednio wykorzystać - Sofia uśmiechnęła się, wypowiadając ciche "tak".
W międzyczasie wpadliśmy na szybkie śniadanie do kawiarenki, zdając sobie sprawę, że raczej do Akademii nie zdążymy dojść. A raczej znaczyło na pewno. Samo przejście dziesięciu kilometrów ze szkoły na miejsce zajęło nam, mniej więcej, czterdzieści pięć minut. Zważywszy na to, że dzień był jeszcze młody, a ludzie o tej godzinie śpią, nie specjalnie się śpieszyliśmy. Im ich mniej tym lepiej. Dyskrecja ponad wszystko. Tymczasem w niewielkiej kawiarni, do której pójścia musiałem niemal namawiać Sofie z wielu powodów, które wymieniła. Naturalnie, starałem się je wszystkie obalić i z samego początku mi się udawało. Ostatecznie wygrały babeczki z musem malinowym, które obiecałem kupić dziewczynie na miły dzień.
-Skrzypce nie są takie złe - pokręciłem głową, dokańczając swoje śniadanie. Sofia zmrużyła oczy, zauważając mój delikatny uśmiech.
-Wydaje mi się, że to nie było to końca szczerze stwierdzenie - oparła podbródek o rękę.
Uniosłem spojrzenie do góry, początkowo robiąc poważną minę, jednak zaraz potem moje kąciki ust uniosły się wysoko. Pokręciłem głową, widząc jak dziewczyna wyrazem twarzy zamierza zakończyć temat.
-Na prawdę - położyłem sobie dłoń na sercu - Grałem kiedyś... w dzieciństwie... raz, może dwa, ale grałem. I rzeczywiście szlachetny instrument - usprawiedliwiałem się z szerokim uśmiechem - Aczkolwiek nadal twierdzę, że wolę fortepian czy gitarę. Co nie oznacza, że inne są gorsze - oparłem się plecami o krzesło, czekając aż moja towarzyszka dokończy swój posiłek.
-Gitara jest przereklamowana - wzruszyła ramionami w złośliwym uśmiechu. Zmarszczyłem czoło na te słowa, zaciskając usta. Spuściła głowę, unikając mojego karcącego spojrzenia.
-Ranisz... - mruknąłem, wstając i zabierając jej talerzyk.
Przełknęła ostatni kęs w pośpiechu i zamrugała zdziwiona, wędrując wzrokiem za mną, gdy oddawałem kelnerce zastawę.
-Nie skończyłam - uniosła ramiona do góry, wycierając palce w leżącą obok, białą serwetkę.
-A ja tak. Musimy zdążyć jeszcze wrócić zanim zbiorą się tłumy ludzi wokół nas i zaczną zadawać dziwne pytania - ponagliłem ją, otwierając drzwi od kawiarenki. Wstała z krzesła, delikatnie zdezorientowana i nadal patrząca na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczyma. Zatrzymałem taksówkę, która akurat nadjeżdżała w naszym kierunku i obydwoje wsiedliśmy do środka.
-Do Impossible Horse Academy - kierowca kiwnął głową, ruszając.
-Mogliśmy wrócić pieszo. Aż tak ci się śpieszy? - dziewczyna spojrzała przez okno na migające budynki mieszkalne w miasteczku.
-Gdybyś widziała mój pokój i stertę walizek, która prosi się o wypakowanie, sama starałabyś się wrócić czym prędzej - potwierdziłem ruchem głowy powagę sytuacji, która nieco rozbawiła Sofię. Zrobiła poważną minę, mówiąc, że nie należy z taką rzeczą czekać ani chwili więcej. W szczególności gdy w twoim pokoju mieszka kotowaty stwór, zdolny do mordu ubrań w każdej chwili.
Wreszcie dojechaliśmy. Zapłaciłem taksówkarzowi i wysiedliśmy.
- Może Cię odprowadzę? -zaproponowałem - Gdzie masz pokój?
< Sofia? :) >
- Twój? -zapytała Sofia
- Tak... Jest po przejściach, dlatego jest taki niepewny. -oznajmiłem
- Jakich przejściach? -bez chwili zastanowienia zapytała dziewczyna
- Miał dość ciężką przeszłość... -zacząłem opowiadać - Diego urodził się w przydomowej stajni. Jednak właściciele się nim niezbyt zajmowali. W stanie krytycznym trafił do starszego mężczyzny, który zajął się jego leczeniem. Jednakże, gdy Diego odzyskał zdrowie i energię, mężczyzna nie mógł sobie z nim poradzić. Był zmuszony sprzedać ogiera. Wtedy Diego trafił do handlarza. Stamtąd go wykupiłem, właściwie fartem. Przez dwa lata pracowałem z Diegiem nad zaufaniem. Nie dawał do siebie podchodzić, atakował, gryzł, kopał. Dopiero po tych dwóch latach zaczęliśmy pracę z siodłem. -powiedziałem
Dziewczyna wyrywając się ze zdumienia zapytała - Był bity?
- Na pewno. -odpowiedziałem głaszcząc konia po czole
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy o przeszłości Diego. Zaproponowałem jej, żeby opowiedziała trochę o przeszłości Pepito, jednak ona nie była tym zbytnio zainteresowana, wręcz przeciwnie chciała ominąć temat.
- Pepito nie ma jakiejś specjalnej przeszłości... -powiedziała - Jest z hodowli. -dodała po chwili
Pokiwałem głową, że rozumiem. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
-Mam pomysł... - przerwałem ciszę i zwróciłem się do obok stojącej Sofii - Skoro żadne z nas nie zna dokładnie miejsca to proponuję wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po pobliskim miasteczku.
-Co proponujesz, panie przewodniku? - dziewczyna widocznie bez wahania przystała na propozycję odwiedzenia miasteczka. Sam uważałem swój pomysł za dobry. Zamierzałem już na samym początku zobaczyć co znajduje się wokół akademii by przez tydzień być w miarę świadomym gdzie mogę zaszyć się samotnie albo urządzić ewentualny wypad.
-Panie mają pierwszeństwo - poprawiłem sobie kołnierz koszuli w nonszalanckim stylu.
-W dodatku dżentelmen...
-Zawsze i wszędzie. Na życzenie? - skłoniłem głowę, chowając ręce w kieszenie i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyznaczonego celu- A w pakiecie jest ich tylko trzy, więc należy je odpowiednio wykorzystać - Sofia uśmiechnęła się, wypowiadając ciche "tak".
W międzyczasie wpadliśmy na szybkie śniadanie do kawiarenki, zdając sobie sprawę, że raczej do Akademii nie zdążymy dojść. A raczej znaczyło na pewno. Samo przejście dziesięciu kilometrów ze szkoły na miejsce zajęło nam, mniej więcej, czterdzieści pięć minut. Zważywszy na to, że dzień był jeszcze młody, a ludzie o tej godzinie śpią, nie specjalnie się śpieszyliśmy. Im ich mniej tym lepiej. Dyskrecja ponad wszystko. Tymczasem w niewielkiej kawiarni, do której pójścia musiałem niemal namawiać Sofie z wielu powodów, które wymieniła. Naturalnie, starałem się je wszystkie obalić i z samego początku mi się udawało. Ostatecznie wygrały babeczki z musem malinowym, które obiecałem kupić dziewczynie na miły dzień.
-Skrzypce nie są takie złe - pokręciłem głową, dokańczając swoje śniadanie. Sofia zmrużyła oczy, zauważając mój delikatny uśmiech.
-Wydaje mi się, że to nie było to końca szczerze stwierdzenie - oparła podbródek o rękę.
Uniosłem spojrzenie do góry, początkowo robiąc poważną minę, jednak zaraz potem moje kąciki ust uniosły się wysoko. Pokręciłem głową, widząc jak dziewczyna wyrazem twarzy zamierza zakończyć temat.
-Na prawdę - położyłem sobie dłoń na sercu - Grałem kiedyś... w dzieciństwie... raz, może dwa, ale grałem. I rzeczywiście szlachetny instrument - usprawiedliwiałem się z szerokim uśmiechem - Aczkolwiek nadal twierdzę, że wolę fortepian czy gitarę. Co nie oznacza, że inne są gorsze - oparłem się plecami o krzesło, czekając aż moja towarzyszka dokończy swój posiłek.
-Gitara jest przereklamowana - wzruszyła ramionami w złośliwym uśmiechu. Zmarszczyłem czoło na te słowa, zaciskając usta. Spuściła głowę, unikając mojego karcącego spojrzenia.
-Ranisz... - mruknąłem, wstając i zabierając jej talerzyk.
Przełknęła ostatni kęs w pośpiechu i zamrugała zdziwiona, wędrując wzrokiem za mną, gdy oddawałem kelnerce zastawę.
-Nie skończyłam - uniosła ramiona do góry, wycierając palce w leżącą obok, białą serwetkę.
-A ja tak. Musimy zdążyć jeszcze wrócić zanim zbiorą się tłumy ludzi wokół nas i zaczną zadawać dziwne pytania - ponagliłem ją, otwierając drzwi od kawiarenki. Wstała z krzesła, delikatnie zdezorientowana i nadal patrząca na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczyma. Zatrzymałem taksówkę, która akurat nadjeżdżała w naszym kierunku i obydwoje wsiedliśmy do środka.
-Do Impossible Horse Academy - kierowca kiwnął głową, ruszając.
-Mogliśmy wrócić pieszo. Aż tak ci się śpieszy? - dziewczyna spojrzała przez okno na migające budynki mieszkalne w miasteczku.
-Gdybyś widziała mój pokój i stertę walizek, która prosi się o wypakowanie, sama starałabyś się wrócić czym prędzej - potwierdziłem ruchem głowy powagę sytuacji, która nieco rozbawiła Sofię. Zrobiła poważną minę, mówiąc, że nie należy z taką rzeczą czekać ani chwili więcej. W szczególności gdy w twoim pokoju mieszka kotowaty stwór, zdolny do mordu ubrań w każdej chwili.
Wreszcie dojechaliśmy. Zapłaciłem taksówkarzowi i wysiedliśmy.
- Może Cię odprowadzę? -zaproponowałem - Gdzie masz pokój?
< Sofia? :) >
11.13.2018
Od Stiles'a do Sofii
Diego źle znosi przeprowadzkę. Zauważyłem to już przy wyprowadzaniu konia z boksu. Musiał coś przeczuwać gdyż nawet za namową nie zamierzał wyjść ze stajni. O wejściu do przyczepy nie wspominając. Był spięty, a gdy tylko usłyszał rżenie nowych koni i poczuł zapach obcego miejsca zaczął zachowywać się jak... jak on. Czyli zaparte koniowate, za którym musiałbym gonić pół nocy. Na szczęście, chyba był równie zmęczony podróżą co ja. Nie zważając na nic, z lekka ogłuszony snem po rozmowie z właścicielami ośrodka udałem się do swojego pokoju. Padłem na łóżko, lecz nie mogłem usnąć. Być może to przez myśli latające mi po głowie, obowiązki czekające jutro i pierwszy poranek. Na pewno odpuszczam sobie jazdę. Diego powinien się zaaklimatyzować, a to oznacza albo duży problem albo mały. Zależy od jego jak i mojego humoru. Oby było prosto, choć ten jedyny raz. Ostatni raz spojrzałem na stertę toreb. Zdecydowanie nie byłem w stanie ich teraz rozpakować. Obróciłem się na drugi bok i zasnąłem.
***
Obudził mnie dzwonek telefonu. Nawet nie przypominam sobie żebym ustawił budzik. Schowałem twarz w poduszkę, nakrywając się kołdrą i w myślach, powtarzając wkoło nie, nie, nie, nie. Ignorowałem z całych sił denerwujące urządzenie, które zaczęło pod wpływem wibracji "chodzić" po całym stoliku nocnym. Wkrótce ucichło, jednak nie na długo, ponieważ tuż po minucie znowu dało się słyszeć usiłującą mnie obudzić wibrację w telefonie. Wyłączyłem budzik. Zerkając na zegarek byłem załamany, była równo piąta! To jakiś żart, jednak wiedziałem, że już nie usnę. Rzuciłem telefon gdzieś na środek niepościelonego łóżka i dobyłem walizki, która już od wczoraj czekała na rozpakowanie. Plan dnia? Przeżyć.
Zwlekłem się z łóżka, wziąłem czyste ubrania i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Ubrałem się dość neutralnie, trampki, granatowe jeansy, czarny t-shirt i czerwono-czarna koszula w kratę. Nie chciałem zwracać na siebie zbytniej uwagi już pierwszego dnia. Po "porannej toalecie" postanowiłem zobaczyć co u Diego. Nie chcąc nikogo obudzić, spokojnym krokiem zszedłem po schodach, wychodząc na pusty dziedziniec i kierując się w stronę stajni. Boks Diego znajdował się gdzieś na końcu. Wychylił łeb, a zaraz potem z powrotem schował się w boksie.
-Co ty taki wstydliwy? - oparłem się o furtkę boksu, trzymając już w ręce derkę.
Koń nie zwracając na mnie większej uwagi, w spokoju przeżuwał w pysku siano. Wszedłem do środka, zakładając na głowę konia kantar. Ubranie Diego w derkę okazało się nie lada wyzwaniem, gdyż sprytnie zdejmował zębami wszystko co udało mi się na niego założyć. Utrudniał mi życie w każdym stopniu. Po jakimś czasie uporałem się z nim i wyprowadziłem na zewnątrz.
Krajobraz, w którym położona była Akademia zachwyciłby nie jednego, dlatego i mi nie pozostał obojętny. Co prawda było mało co widać z powodu mgły, która zawisła nad pastwiskami, ale poszczególne obiekty były dość dobrze widoczne.
Trzymając uwiąz w ręce i uważnie obserwując każdy ruch konia, prowadziłem ją na pobliski czworobok, na którym mógłby się oswoić z otoczeniem i wyrzucić wzbierającą w nim już od wczoraj energię. Puki co wydawał się być spokojny, ale znam go już na tyle, że nie zdziwiłoby mnie gdyby teraz zaczął robić piruety. Jego uszy odwracały się w kierunku nawet najdrobniejszego szmeru. Był zainteresowany nowym miejscem, a to dobry znak. Może nie będzie aż tak źle. Zamknąłem drzwiczki, zaraz potem spuszczając Diego z uwiązu i przeszedłem na sam środek, by mieć widok na wszystko wokół. Nie trwało to długo, bo już po chwili Diego zaczął galopować po całym czworoboku, ryjąc w ziemi kopytami. Coraz bardziej żwawo i pewnie. Były momenty kiedy to bałem się, że mnie staranuje, brykając coraz bliżej mnie. Jednak za każdym razem zatrzymywał się tuż obok i gwałtownie skręcał. Zachęcany do zabawy, wstałem i zacząłem podążać jego krokiem. Uwielbiał mnie gonić. Jak pies.
-Koniec - odparłem zdyszany, kładąc się na piasku. Poczułem ciepły oddech prze koszulkę na brzuchu. Diego starannie obwąchał moje kieszenie, po czym przeszła na twarz, opluwając mój policzek. Skrzywiłem się, dmuchając mu w chrapy. Odsunął się ode mnie, a ja wstałem, otrzepując się z ziemi i podszedłem do bramy.
-Idziemy szogunie - rzuciłem do ogiera -Jakiś ty dzisiaj grzeczny, aż niemożliwe. -dopowiedziałem
Ruszyliśmy z powrotem do stajni.
Po drodze jednak zatrzymały mnie pewne dźwięki dochodzące z ćwiczebnego parkoura. Ktoś widocznie lubił trenować wcześnie rano. Delikatnie dając znać ogierowi by skręcił, ruszyłem w tamtym kierunku z czystej ciekawości. Stanąłem przy płocie, patrząc na dziewczynę trenującą skoki na ogierze. Oparłem się rękoma z delikatnym uśmiechem, obserwując skupienie nieznajomej. Diego w tym samym czasie zaczął skubać trawę, widocznie nie przejmując się niczym innym.
Na prawdę dobrze jej szło i już pod sam koniec, dała radę namówić swojego wierzchowca na ostatnie dwa skoki. Poklepała go po szyi.
Zacząłem klaskać, odrywając się od metalowej barierki. Głowa dziewczyny odwróciła się w moją stronę. Zatrzymała ogiera, patrząc delikatnie zdziwiona.
-Ładnie, podobało mi się - powiedziałem, wzrokiem okalając cały tor przeszkód
-Nie zauważyłam cię. Myślałam, że jestem sama... - nieznajoma podjechała bliżej
-Nie dziwne, starałem się - parsknąłem pod nosem, uśmiechając się ponownie - Startujesz na coś? - schowałem ręce w kieszenie, nadal trzymając uwiąz w dłoni
-Nie. Przyszłam tylko poćwiczyć - zsiadła z konia, przerzucając wodze nad jego głową
-Że też komuś chce się o tej godzinie wychodzić z łóżka. - stanąłem bokiem, kątem oka obserwując swojego konia -Bardzo ładnie ci szło. Ja poprawiłbym tylko nadgarstek -nie mogłem powstrzymać się od złośliwej zaczepki
Dziewczyna uchyliła usta, krzyżując ręce na piersi. Zmierzyła mnie swoim spojrzeniem, ewidentnie nie spodziewała się takiej uwagi od obcego człowieka.
< Sofia? Padło na Ciebie c; >
WARTO MIEĆ MARZENIA, NAWET ŻAŁOŚNIE NIEREALNE

Wizerunek: Dylan O'Brien
Imię i nazwisko: Stiles Stilinski
Wiek: 19 lat
Płeć: Mężczyzna
Ranga: Intermédiair
Grupa: I
Imię konia: Diego
Pokój: Numer 13
Charakter: Stiles jest sarkastyczny, inteligentny, z dziwnym poczuciem humoru, którego nikt nie rozumie. Potrafi rozbawić lub zirytować ludzi samą mimiką twarzy. Niektórzy określają go mianem geniusza, miewa sto pomysłów na minutę. Wygadany, na co dzień tryskający entuzjazmem i optymizmem. Sprytny, umiejący wykorzystać swój geniusz i charakter. Obecny przy chorującej matce, nigdy nie pogodził się z jej śmiercią. Niewiele osób wie, że obwinia się za jej śmierć, ponieważ zaczęła chorować po jego urodzeniu. Stiles ma niski poziom własnej wartości, który stara się zatuszować udawaną pewnością siebie. Pomaga mu to w pracy, jako dobry aktor jest nie do zdarcia. Często staje się paranoiczny i obsesyjny, gdy za bardzo skupia się na jednej rzeczy. Kieruje się własną intuicją, polega na niej przy każdym trudnym wyborze. Zazwyczaj jest to trafny wybór, ale było kilka takich, za które płaci do dzisiaj. Waleczny, uparty i zmotywowany, za wszelką cenę dąży do skończenia zaczętej przez niego pracy. Nie lubi się poddawać, każdy odwrót uważa za swoją porażkę, która przyczynia się do jego samokrytyki. Nie wierzy w szczerość ludzkich intencji i uczuć. Za te prawdziwe uważa tylko ból i przerażenie, ponieważ je trudno udawać. Boi się odrzucenia przez przyjaciół i rodzinę, wszystkie emocje zakopuje głęboko. Niektórzy uważają, że mimo wieku jest dziecinny. Natomiast jest on nad wyraz dojrzały i wyrozumiały, zwyczajnie nie okazuje emocji i wszystko maskuje żartem. Boi się odrzucenia oraz, że po raz kolejny zostanie zraniony śmiercią kogoś bliskiego. Czasami zachowuje się jak gówniarz, rani innych by samemu nie zostać zranionym. Żyje w swoim własnym świecie, nie dopuszcza do siebie myśli, że poza jego mieszkaniem i myślami jest jakiś inny świat.
Aparycja: Stiles mierzy równe 180 centymetrów wzrostu. Ma średniej długości ciemne włosy, często potargane, jakby dopiero wyczołgał się z łóżka. Jego oczy są koloru brązowego, jednak pod wpływem silnych emocji stają się niemalże czarne. Wysoki i szczupły, o chudych nogach. Nie jest nadzwyczajnie napakowany, ale muskularny i silny. Ma jasną karnację, więc sińce przemęczenia wyglądają na nim okropnie, jego znajomi próbują wysłać go z tego powodu do lekarza. Posiada dużą ilość pieprzyków. Jego największym atutem (a przynajmniej on tak uważa) są wystające obojczyki oraz długie, cienkie palce dłoni.
Historia: Stiles urodził się jako pierworodne dziecko Claudii i Andrew'a Stilińskich. Tuż po jego narodzinach matka Stiles'a - Claudia, zaczęła chorować. Zmarła na demencję płata czołowego, która wywoływała objawy takie jak drażliwość, bezsenność czy niepotrafienie rozpoznania snu od rzeczywistości, halucynacje. Cierpiąc na objawy choroby uważała, że Stiles próbuje ją zabić. Jemu samemu dość mocno zakorzeniło się to w głowie. Obwiniał się za śmierć matki, a z czasem przestał o niej wspominać. Stiles jako dziecko miał ewidentne ADHD i słomiany zapał do wszystkiego. Grał na gitarze, perkusji, pianinie, trąbce, a nawet saksofonie, tańczył, śpiewał, malował, grał w piłkę, a także już w wieku 10 lat zaczął jeździć konno. Hobby w jego życiu przychodziły i odchodziły, jednak jedno pozostało niezmienne - jeździectwo. W każde wakacje i dni wolne chodził do pracy by zarobić na swojego własnego konia oraz jego utrzymanie. Oczywiście nie było możliwości, żeby jako dziecko zarobił tak wielką sumę pieniędzy. Tutaj z dobrej strony pokazał się ojciec Stilesa - Andrew, który postanowił wspierać syna w tym co chce robić. Pojechali obejrzeć pierwszego konia, na miejscu nie byli przekonani. Była to starsza klacz po kontuzji. Jednak dobrze, że zjawili się w tamtym miejscu, bo gdyby nie zbieg okoliczności to nigdy nie trafili by na Diego. Stiles z ojcem chcieli zakończyć oględziny jednak w tym momencie ze stajni wybiegł galopem skarogniady ogier, złożyło się tak, że Stiles'owi udało się go złapać, fartem okazało się, że za dobrą opłatą mogą go sprzedać. Andrew dołożył synowi brakującą sumę i wrócili do domu z nowym koniem. Dwa lata zajęło Stiles'owi budowanie z Diegiem zaufania. Dopiero po tych dwóch latach mógł go dosiąść. Teraz chłopak zabrał swojego wierzchowca do tej akademii, aby dać mu szansę na lepsze życie i rozwój.
Rodzina:
• Claudia Stilinski – zmarła, gdy miał 7 lat; chorowała
• Andrew Stilinski – szeryf; kochający ojciec; dbający o jedynego syna
Orientacja seksualna: Heteroseksualna
Partnerka: Na chwilę obecną brak
Inne:
• jeździectwo jest jego pasją od dziecka
• potrafi grać na wielu instrumentach
• ma niezły głos do wokalu, ale się nie chwali
• ma niebieskiego Jeep'a
• jako dziecko miał pytona królewskiego, wie wiele o wężach
• jest dość blady, gdy pojawiają się u niego sińce zmęczenia wygląda jak żywy trup
• na co dzień nie pali, jednak na imprezach lub pod wpływem alkoholu mu się zdarza
• potrafi jeździć na motorach, quadach etc.
Właściciel: fallenangel00

Imię: Diego
Rasa: Koń oldenburski
Wiek: 8 lat
Płeć: Ogier
Charakter: Diego to ogier po przejściach. Ciężko u niego o zaufanie. Jest odważny, ale jak każdemu zdarzy się spłoszyć. Czasem przejawia zachowania agresywne, ale jest to coraz rzadsze. Stiles'owi ufa do granic możliwości i jest gotów dla niego zginąć. Na padoku jest dość dominujący, a ma to chyba związek z jego przeszłością. Po za złymi cechami jest to koń idealny do sportu. Szybko się uczy, jest chętny do współpracy.
Dyscyplina: Skoki, Ujeżdżenie
Należy do: Stiles Stilinski
Subskrybuj:
Posty (Atom)