11.21.2018

Od Stiles'a Cd. Liliane

Gdy Liliane pojechała stwierdziłem, że posiedzę jeszcze chwilę z Diego. Poszedłem do jego boksu, pogłaskałem go trochę. Koń chciał za wszelką cenę iść ze mną gdy skończyłem go głaskać i zacząłem wychodzić z boksu.
- Chcesz pobiegać? -zapytałem, było to oczywiście pytanie retoryczne, bo zwierzęta nie mówią, jednak Diego ma coś w sobie, czuję jakby rozumiał niektóre słowa i reagował na nie jakby było to coś normalnego. Podpiąłem uwiąz do kantaru ogiera i otworzyłem do końca furtkę boksu. Wyprowadziłem go ze stajni. Zaczęliśmy kierować się na halę, było zbyt zimno jak dla mnie, żeby jeździć na dworze, poza tym się ściemniało, a na hali jest oświetlenie. Odpiąłem uwiąz i puściłem ogiera, jednak ten pozostał przy mnie nieruchomo. Od razu wiedziałem o co mu chodzi, chciał żebym go dosiadł. - No stary. Dawno tak nie jeździłem, tylko nie szalej. -powiedziałem do konia
Stanąłem z jego lewej strony, lewą ręką złapałem się grzywy, a prawą podparłem się o grzbiet. Raz.. dwa.. trzy! Wybiłem się porządnie i już po chwili siedziałem wygodnie na grzbiecie Diego.  Zrobiliśmy kilka rundek w stępie, żebym się wczuł, bo zazwyczaj jeżdżę w siodle. Chwilę później dodałem ogierowi łydkę i zaczęliśmy kłusować. Jego ruch był bardzo płynny, w związku z tym bardzo szybko mogłem się wczuć. Gdy czułem się już na tyle pewnie by zagalopować dodałem ogierowi łydki dokładając do tego dobry dosiad. Ogier reagował bardzo dobrze. Poćwiczyliśmy ruszanie i zatrzymywanie dosiadem. Byłem z niego bardzo dumny, zrobiliśmy też kilka wolt, oraz przejazdów przez przekątne hali. Po skończonej jeździe zsunąłem się płynnie z grzbietu Diego. Jednak nie podpinałem uwiązu, pozwoliłem mu się trochę wyszaleć. Ogier zrozumiał o co chodzi i zaczął biegać, skakać, brykać. Po zabawach stwierdziłem, że czas go odprowadzić do stajni. Podpiąłem uwiąz i wyszliśmy z hali. Było jeszcze zimniej niż wcześniej. Gdy tylko weszliśmy do stajni, wprowadziłem Diego do boksu. Szybkim krokiem poszedłem po derkę dla ogiera i nałożyłem mu ją na grzbiet. Dałem mu do żłobu kilka marchewek i wróciłem do akademika. Niestety traf chciał, że nie zdążyłem na kolację. Zamówiłem więc sobie pizze. Chodziła za mną już ze dwa tygodnie, czekała tylko na okazję, która z resztą właśnie się przytrafiła. Czekanie na dostawcę trochę mi się dłużyło. Jednak w końcu zadzwonił telefon. Wyszedłem przed akademik, zapłaciłem i odebrałem pizzę. Wróciłem do pokoju i położyłem opakowanie wraz z zawartością na biurku. Gdy tylko otworzyłem pudełko po pokoju rozniósł się smakowity zapach. Wziąłem kawałek i usadowiłem się na łóżku. Zacząłem rozmyślać o wszystkim tym co było do tej pory, o wszystkich tych których już poznałem. Moje istnienie w tej chwili nie stanowiło jednej całości, rozpływałem się na łóżku z pizzą w ustach i obserwowałem sufit który wydawał się błyszczeć bielą. Zabawne, nigdy nie obserwowałem sufitu ale teraz dotarło do mnie jaki czysty był.. to uspakajało..  Przymknąłem oczy mrucząc cicho do siebie jakąś mało konkretną melodię i przełknąłem kolejny kęs. Westchnąłem i przeniosłem dłonie pod głowę, może by tak sobie puścić muzykę? Na oślep poklepałem za telefonem który powinien być na moim łóżku, znalazłem go pod poduszką. Włączyłem sobie 30 minutową play-listę i zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz