***
Poczułam
lekkie szturchanie i przeciągając się otworzyłam oczy. Ujrzałam piękny
budynek i wielki ośrodek. Już wiedziałam, że będzie mi tu dobrze.
Wysiadłam z auta, rozciągnęłam się i podeszłam do tyłu wozu, by otworzyć
go, jednak Brad mnie w tym wyręczył. Weszłam więc do przyczepy
odwiązując kobyłę i wychodząc. Ściągnęłam jej ochraniacze i chwilę z nią
pochodziłam, po czym oddałam ją w ręce kierowcy. Podeszłam do
stajennego pytając się, gdzie jest siodlarnia. Wskazał mi ją, a ja
wyciągnęłam z koniowozu pakę i parę innych dupereli i je tam zaniosłam.
Po drodze złapałam parę zdziwionych spojrzeń, jednak nie przejęłam się
tym i podeszłam ma plac widząc tam kobietę. Okazało się, że ma na imię
Elena i jest właścicielką ośrodka. Wskazała mi boks mojego rumaka.
Wzięłam klacz od Brada, podziękowałam mu i patrzyłam jak odjeżdża. Gdy
już skończyłam mu machać podeszłam do stajni, gdzie przywiązałam konia i
zaczęłam ja czyścić by się rozluźniła, dla niej to też była nowa
sytuacja. Po ogarnięciu jej stwierdziłam, że pójdziemy na spacer w ręku
bym ja i ona poznała teren stajni. Przeszłyśmy obok pastwisk,
lonżowników i z daleka podziwiałyśmy budynki. Gdy dotarłam do placu to
zobaczyłam jak parę osób kończy jazdę. Na pierwszy rzut oka zobaczyłam,
że to klasyk. Gdy zostałam zauważona to patrzyli się na mnie jak na
kosmitę, prychnęłam pod nosem zażenowana i zaprowadziłam Misię do boku,
gdzie już o dziwo wisiała tabliczka z jej informacjami. Pogłaskałam
konia na pożegnanie i ruszyłam w stronę budynków. Złapałam tam jakąś
sympatyczną panią, która mnie oprowadziła. Na początek zobaczyłam wielką
i piękną stołówkę, gdzie będę jadać posiłki, następnie trafiłam do
naszej prywatnej kuchni, gdzie na własną rękę się robi posiłki.
Zobaczyłam też cudną bibliotekę, która wręcz zwalała z nóg. Następnie
trafiłam na korytarz z pokojami. Kobieta opowiadała kto ma gdzie pokój,
wymieniała imiona, których i tak nie zapamiętam. W końcu doprowadziła
mnie do mojego, który miał numer jeden. Był wprost przecudny! Gdy
skończyłyśmy oprowadzanie poprosiłam o zaprowadzenie mnie do właścicieli
ośrodka. Tam im wytłumaczyłam, że praktykuje western i powiedziałam, że
będę miała swojego trenera, lecz czasami będę się zjawiać na treningach
klasycznych, np. na ujeżdżeniu. Dowiedziałam się też, że na stanie
stajni są beczki, pachołki i tym podobne, które mogę wykorzystać. Elena
oczywiście przybliżyła mi wszystkie zasady i życzyła miłego pobytu w
ośrodku. Po wyjściu z gabinetu spojrzałam na zegarek. Minęły już dwie
godziny od mojego przyjazdu. Postanowiłam przejechać się by ruszyć
kobyłę. Wyciągnęłam ją z boksu, wyczyściłam kopyta i przeszłam do
siodłania. Wybrałam na dzisiaj granatowy czaprak i takiego samego koloru
ochraniacze. Zgrabnie podpięłam popręg i wyszłam przed stajnię.
Wsiadłam na kobyłę i ruszyłam w stronę jednego z placów. Na jeździe nie
robiłyśmy nic ciekawego. Jedynie stęp, kłus, galop i parę lotnych. Na
rozstępowanie pojechałam w krótki teren by się zapoznać z okolicą
ośrodka. Po powrocie do stajni zastałam parę osób w stajni, które się na
mnie gapiły, uraczyłam je tekstem:
-Wiem, że jestem cudna i mam cudo konia.- Uśmiechnęłam się wrednie.- Ślinka wam cieknie.
Zdenerwowani
odwrócili się, a ja wróciłam do rozsiodływania. Ulokowałam konia w
boksie i poszłam do siodlarni odwiesić siodło. Gdy się wróciłam po
ogłowie i chciałam je umyć, ktoś zagrodził mi drogę mówiąc:
- Nie kojarzę cię.- O nie ja ciebie też!- Powiedziałam łapiąc się za policzki z udawanym szokiem i ironią.- Co teraz?!
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz