11.09.2018

Od Rekera cd. Irmy

Cały mój wypoczynek skupiał się na spacerowaniu leśną ścieżką, która kończyła się gdzieś w środku tej niewielkiej puszczy. Chociaż mogłoby się wydawać, że przez działalność człowieka jest ona opuszczona, to wierzcie mi lub nie, ale się strasznie mylicie. Podczas podróży wiele razy mogłem usłyszeć spokojny śpiew ptaków, bądź cichy szelest krzewów, w których buszowały przerośnięte zające. Kiedy zaczęło robić się powoli ciemnawo, zawróciłem swoją postać z powrotem do akademii, lecz zanim się do niej dostałem, musiałem zaliczyć niezbyt miłe spotkanie z wściekłym lisem. Nie dobrał się on na szczęście do mojej szyi, ale ponadgryzał on porządnie moje palce wraz z lewym nadgarstkiem. Jeszcze brakuje, żebym miał wściekliznę - pomyślałem nerwowo widząc jak odkopnięte ciało lisa znika gdzieś pośród leśnej roślinności. Nie chcąc, aby ktoś zobaczył moje rany, postanowiłem nasunąć na swoje dłonie jeździeckie rękawiczki, które dzięki dobremu materiałowi i kolorowi czerni nie przesiąknęły od razu krwią. Starając się nie ukazywać bólu, który w tej chwili szargał moim ciałem, wróciłem szybkim tempem na tereny znanej mi już od jakiegoś czasu placówki. Ku mojemu zdziwieniu trwało tam własnie ognisko, którym zainteresowało się dość duże grono uczniów. Wszyscy świetnie się bawili piekąc na kijach kiełbaski, bądź blade jak kości pianki. Był to dość przyjemny dla oka widok, lecz jakoś nie ciągnęło mnie do tego, aby brać w tym wszystkim udział. Miałem już wracać do swojego pokoju, gdy nagle ktoś stanowczo mnie przytrzymał. Zdziwiony, od razu okręciłem się w stronę atakującego, którym okazał się nie kto inny jak zmartwiony Jay. Wzdychając cicho na jego widok, wróciłem wzrokiem do tańczących języków ognia, które swoimi kolorami inspirowały zapewne nie jednego człowieka.
- Reker gdzie ty byłeś? - odezwał się w końcu, próbując zwrócić na siebie moją uwagę - Szukałem cię wszędzie... Miałeś wyłączony telefon... Martwiłem się - dorzucił, widząc jak niezbyt reaguję na jego słowa. Martwił się o mnie? Niby po co... Ma teraz swoją Irmusie więc pewnie mało go obchodzę.
- Przejść się... Czemu się tak mną interesujesz co? - mruknąłem, siadając na wolnej ławce pozbawionej jakiegokolwiek człowieka - Byłem w lesie, musiałem coś sobie przemyśleć i tyle - wytłumaczyłem pośpiesznie, starając się uniknąć wzroku ciekawskich nauczycieli. Z pewnością u tego Dewidelio, czy jak mu tam miałem już nieźle przekichane, ale co ja będę się tym przejmował? Mam przecież sporo innych, ważniejszych przedmiotów niż jakieś śmieszne ujeżdżenie, którego moje konie w ogóle nie trawią.
- Przecież wiesz, że możesz zawsze o wszystkim ze mną pogadać - przeczesał dłonią swoje włosy, a następnie zajął miejsce znajdujące się bardzo blisko mnie - Wiem, że się kłócisz z ojcem, ale to nie koniec świata. Niedługo wszystko wróci do normy i o tym zapomnicie.
- Ale ty się nie kłócisz nigdy ze swoim ojczulkiem więc nie wiesz jak to jest - prychnąłem, chowając swoje ręce pod zgięcia kolan - Nic nigdy nie jest dobrze. Woli swoją firmę i resztę rodziny niż mnie.  Tak było zawsze... Kupował mi drogie zabawki, lecz tak na prawdę nigdy go przy mnie nie było - zacząłem cicho, wyrzucając ze swojej duszy pierwszą porcję dławiącego żalu - Traktował mnie jak przedmiot, a nie jak syna, a teraz będzie się dziwić, że są ze mną problemy - nie chcąc się przed nim całkowicie rozkleić, pociągnąłem lekko nosem, zaczynając szperać wzrokiem po reszcie, spędzających czas przy ognisku uczniów. Jak zwykle pojawienie się Irmy wywołało dość duży szum wśród szkolnych chuliganów, którzy korzystając z okazji zaczęli od razu jej dokuczać - Przestaniecie kiedyś zachowywać się jak bachory w piaskownicy? Męczy mnie to. Pierdolonego gówniarze co po pysku porządnie nie dostały - fuknąłem z drwiną, świdrując ich twardym, zahaczającym o wściekłość wzrokiem.
- Reker odpuść - usłyszałem ciche szepnięcie Jay'a, który jak zwykle próbował odsunąć mnie od głupich pomysłów.
- Nie - skrzyżowałem ręce na piersi - Wnerwiają mnie już, głowa mi pęka, a te dzbany nie chcą się zamknąć.
- Jak nas nazwałeś? - zbulwersowany blondyn podbiegł do mnie niczym antylopa szukająca dobrych kasków na terytorium swojego stada.
- Dzbanem sieroto - odpowiedziałem bez strachu, nie ruszając się ze swojego miejsca. Kątem oka mogłem zobaczyć jak jeden z nauczycieli zaczął się powoli interesować początkiem naszej potyczki słownej. Co prawda nie stawiał on jeszcze kroków w nasza stronę, ale jego czujność znacznie wzrosła - Lepiej się nie pruj, bo złamiesz sobie jeszcze paznokcie księżniczko - zaśmiałem się, co wywołało atak ze strony młodszego o rok ode mnie chłopaka. Wykonując szybki unik, miałem wspaniałą okazję do złapania owego delikwenta za łydkę oraz wyrzucenia go prosto w wyłysiałe krzaki - Żenada - skomentowałem ponurym głosem, po czym nie reagują na jakiekolwiek głosy, ruszyłem szybkim krokiem w stronę akademika. Miałem wszystkiego dosyć. Bolała mnie głowa, brzuch, a moje samopoczucie było tak tragiczne jak nigdy dotąd. Kiedy tylko dotarłem do swojego azylu, poczułem jak grunt zaczyna osuwać mi się pod nogami, a cały świat zawirował wokół mnie niczym brudne ubrania umieszczone w kuble pralki. Nim zdążyłem coś krzyknąć, przed moimi oczami zawitała ciemność

Irma? ;3
Stracił przytomność xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz