11.15.2018

Od Honolulu CD. Thomasa

 Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, że zaproponowałam to spotkanie, być może fakt, że po kłótni z Danielem nie chciałam być sama? Nie wiem. Nie rozumiałam tego, jednak w żadnym wypadku nie miałam zamiaru się wycofać.
  W każdym razie rozmowa z Thomasem wprawiła mnie w troszkę lepszy nastrój.  A może to tylko dopamina, która zaczęła się pojawiła się w moim mózgu, gdy wypaliłam papierosa?
 Douce lekko szczypnęła mnie w szyję chrapami, domagając się z mojej strony troszkę więcej uwagi. Pogładziłam ją po ładnej głowie.
 - Co, maleńka? Podobał ci się trening? - mówiłam cicho, cały czas głaszcząc klacz po głowie i szyi. Odpowiedziało mi ciche rżenie, a ja zaśmiałam się - Czeka nas jeszcze wiele pracy.
 Zgarnęłam kantar, który przed treningiem powiesiłam na ogrodzeniu i założyłam go Vie, następnie przypięłam uwiąz i wyprowadziłam ją na padok, gdzie pasły się już inne konie. Douce nie odstąpiła mnie na krok, dalej tkwiła przy moim boku, nie zamierzając odejść.
 - Mam coś dla ciebie. - oznajmiłam. Może to i głupie, że rozmawiam z koniem, ale nie obchodzi mnie to. Czasami mam wrażenie, że ona rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
 Wyciągnęłam z kieszeni jabłko i rozerwałam je w rękach na pół.
 - Nie dam ci całego, grubasie. - powiedziałam do klaczy i wyciągnęłam do niej rękę ze smakołykiem, a ona szybko porwała go z mojej dłoni. Zajadała ze smakiem i zadowoleniem wymalowanym na pyszczku - No leć już. Będę tęsknić, malutka.
Wróciłam z padoku, zajadając połówkę jabłka.
~*~
Kolejne godziny w akademii upływały jak zwykle, jak w zegarku. Wszystko miało swój ustalony rytm i porządek, nic nie zmąciło planu dnia, który kadra  dla nas ustanowiła.
  Na treningu z crossu ja i Douce dawałyśmy z siebie około pięćdziesięciu procent tego, co byłyśmy w stanie razem zrobić. Nie chciałam jej dzisiaj forsować, bynajmniej nie na crossie, dawałam jej czas na przywyknięcie do nowych koni i uczniów, którzy pojawili się w naszej grupie. Kiedy tak przyglądałam się wierzchowcom oraz ich jeźdźcom dokonałam naprawdę wielkiego odkrycia. Tak olbrzymiego, że aż miałam ochotę mocno stuknąć się w czoło. Olśniło mnie, że przecież już jakiś czas temu Thomas trafił do akademii i, rzecz jasna, do mojej grupy jeździeckiej. Ale nie widziałam go tu więcej niż jeden, może dwa razy. Więcej już się nie pojawił, a mnie lekko zaintrygowało dlaczego. To właśnie dlatego rano go kojarzyłam, jednak wtedy nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Nie czułam się w jakiś sposób urażona, tym, że nie przyszedł na trening się ze mną zobaczyć. Nasza znajomość nie była nijak zobowiązująca, po prostu chłopak był na tyle miły, że poczęstował mnie swoim papierosem. Z resztą, wcale nie miałam pewności co do tego czy on w ogóle ma pojęcie, że jesteśmy w jednej grupie, czy też nie.
 Po crossie mięliśmy dwadzieścia minut przerwy na ochłonięcie, po czym wszyscy musieliśmy przejść na halę. Strasznie się rozpadało i zaczęło bić gradem. Wszyscy wprowadzili swoje konie na halę,  gdzie posłusznie ustawiłam się w rządku za resztą uczniów. Pani Lisa, trenerka, spóźniała się. Powoli zaczynałam się niecierpliwić, z resztą, Douce także nie wyglądała na zachwyconą przymusem czekania.
Słyszałam jak niektórzy klną cicho pod nosem ze zniecierpliwienia i rozumiałam to doskonale, bo sama miałam wielką chęć wyjścia stamtąd i trzaśnięcia drzwiami. Miałam poczucie, że ktoś marnuje mój cenny czas. Zaczęłam stępować wraz z klaczą dookoła sali, a później przeszłam do kłusa i zrobiłam parę prostych ćwiczeń. Inni także starali się w jakiś sposób wykorzystać to, że to nasza kolej treningu.
 Nagle drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a do środka wszedł jeden z uczniów, oznajmiając, że pani Lisa potwornie się rozchorowała i dzisiaj nie będzie treningu. Z kilku stron posypały się głośne przekleństwa, a ja tylko cicho westchnęłam.
 - Cóż,  wygląda na to, że na dzisiaj koniec , kochana. - szepnęłam do klaczy, kładąc się na niej i wtulając w jej szyję.
 Nie wiem dlaczego, ale odczułam pewnego rodzaju zawód. Thomas nie pojawił się do końca treningu, a ja, nie wiedzieć czemu, chyba skrycie na to liczyłam.  Nie rozumiałam tego, nigdy specjalnie mi nie zależało na tworzeniu jakichś relacji z pozostałymi podopiecznymi akademii. Raczej od nich stroniłam, nie interesowały mnie znajomości z nimi. Nie zwracając na niego uwagi i próbując pozbyć się tego niekomfortowego poczucia opuściłam halę, pozostawiając wszystkich za sobą. Sądząc po rozgardiaszu, jaki zapanował za mną, pozostali uczniowie także zaczęli się rozchodzić.
Pozostałą część dnia spędziłam niezbyt produktywnie. Coś tam pobaźgrałam, coś tam poczytałam w bibliotece. Oglądnęłam kilka filmików na you tubie i dużo czasu poświęciłam Douce. Bawiłyśmy się trochę razem, uwielbiam spędzać z nią czas i patrzeć jak klacz otwiera się przede mną coraz bardziej. Jak coraz bardziej mi ufa. Pamiętam jak trudne były nasze początki, jak ciężko było mi z nią współpracować. Ale cały trud, który włożyłyśmy w naszą współpracę okazał się być tego warty. Efekty są bardziej niż zadowalające, a ja zyskałam najlepszą przyjaciółkę na świecie.
~*~
 Poirytowana ilością osób, które, jak na złość, postanowiły spędzić dzisiaj swój wolny czas w bibliotece, wyszłam na spacer. Było coś koło dziewiętnastej i na dworze panował półmrok, ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej przestało padać. Żałowałam tylko, że nie wzięłam jakiejś kurtki, bo moja bluza była stanowczo za cienka, a zaczynało robić się chłodno i w dodatku wzmógł się dosyć silny wiatr. Usiadłam na ogrodzeniu, nieopodal umówionego miejsca spotkania, wyciągnęłam z kieszeni nieco już połamany ołówek i dość mocno zgniecioną kartkę. Rozprostowałam ją na kolanach i zaczęłam szkicować. Rysunek nie był dokładny, bo oświetlenie nie pozwoliło mi na porządne nakreślenie wszelkich szczegółów i detali. Myślałam, że dłonie odpadną mi od zimna, były skostniałe i, o ile dobrze mogłam dostrzec w słabym świetle, czerwone i lekko zsiniałe. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Za dwadzieścia ósma. Spostrzegłam w półmroku jakąś wysoką postać, nadchodzącą w moim kierunku. Zeskoczyłam z ogrodzenia, na którym siedziałam, i ruszyłam w jej kierunku.
 - Co tuj robisz tak wcześnie? - usłyszałam znajomy głos.
 - Opalam się, jak widać. - odparłam sarkastycznie, trzęsąc się z zimna. Mój rysunek bezceremonialnie włożyłam do kieszeni bluzy. - A ty?
 - Opalam się. - zakpił ze mnie, dając tym samym wyraźnie do zrozumienia, że nie odpowie mi, dopóki ja nie odpowiem jemu.
Westchnęłam cicho i włożyłam ręce do kieszeni, by chociaż trochę móc je ogrzać.
 - Najwidoczniej zamarzam. - parsknęłam - Po prostu miałam już dość ludzi i wyszłam się przewietrzyć. Potrafią być irytujący. A teraz mi odpowiesz?
 - Cóż... Podobnie jak ty, miałem ich wszystkich dosyć i po prostu wyszedłem. - odparł. Jego twarz skryta była w cieniu, dlatego ciężko mi było odczytać z niej jakiekolwiek emocje.
 - Nie widziałam cię tu wcześniej. - stwierdziłam, bez skrępowania przyglądając się chłopakowi. Można by rzec, że bezczelnie wpatrywałam się w niego, jednak jemu raczej to nie przeszkadzało. Nie uciekał wzrokiem, jak wszyscy, tylko sam zaczął patrzyć na mnie.
 - Nie jestem tutaj od dawna. - odpowiedział na moje niewypowiedziane pytanie - W sumie, jak na razie, średnio mi się tutaj podoba.
Parsknęłam śmiechem. Sama pamiętam jak prosiłam brata, by pozwolił mi trenować z naszym sąsiadem, panem Stanem,  żeby nie wysyłał mnie tutaj. Że nie chcę i że nie będę tu uczęszczać. Ale Daniel uparł się, że muszę otworzyć się na społeczeństwo.
 - Co jest? - zapytał Thomas, zbity stropu moim śmiechem.
 - Nic. - wzruszyłam ramionami - Gwarantuję ci, że się przyzwyczaisz.
Sama nie wiem kiedy zaczęliśmy oddalać się od akademika, zmierzając w stronę lasu. Zrobiło się już naprawdę ciemno i bardzo chłodno.
- Umrę jeśli zaraz nie napiję się gorącej czekolady. - oznajmiłam nagle, a mój głos drżał od zimna.
 - Gorącej czekolady? - powtórzył Thomas. Był wyraźnie zaskoczony, ale może i też trochę rozbawiony.
 - Nie takiej zwykłej. Tylko takiej z chili, podwójną bitą śmietaną i mimipiankmi. - na samą myśl zrobiło mi się trochę cieplej - Jestem pewna, że jest w kuchni, czasem ją wam podkradam.
 - Jak to podkradasz nam? - nie zdążył do kończyć, bo mu przerwałam.
 - Uczę się tutaj, ale tu nie mieszkam. Dlatego można powiedzieć, że kradnę. - zaśmiałam się - W ogóle to ... Pewnie nie powinno mnie już tu być, ale jakoś nie mam ochoty wracać do domu. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Może i mówiłam trochę za dużo, ale nie obchodziło mnie dziś to. W ogóle już mało co mnie obchodziło.
Thomas?
naprawdę się staram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz