Dzień mijał mi równie nudno co zwykle. Nic ciekawego nie dzieje się w tej zapyziałej dziurze, którą wszyscy inni się tak zachwycają. Ospałym krokiem zwlekłem się z łóżka. Wziąłem czyste ubrania, ręcznik i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Tym razem udało mi się ustawić idealny strumień, woda nie była ani zbyt gorąca ani zbyt zimna. Prysznic miał być dla mnie chwilą relaksu. Jednak nie był. W mojej głowie stłumiły się setki myśli. W dodatku tych najgorszych. Nie pasuję tu i nie chcę tu być. Po kąpieli chciałem się ogolić. Wziąłem maszynkę, już miałem umieścić w niej żyletkę, jednak znowu mnie pokorciło. Zrobiłem delikatne nacięcie na klatce piersiowej. Chciałem się ukarać. Powinienem widzieć plusy bycia tutaj, a nie same wady. Ze złości zrobiłem jeszcze kilka nacięć, w różnych miejscach. Mój ból mnie koił. Koił moje rozkołotane myśli. Wiem, że jestem masochistą, ale nie zamierzam nic z tym robić. Nigdy nie byłem normalny. Z natłoku myśli wyrwał mnie dzwoniący telefon. Szybko dostrzegłem, że to nie mój kurator, tylko ojczym, więc nawet nie odebrałem. Jakbym go co najmniej interesował, albo gdyby miał dla mnie jakieś znaczenie, gdyby w dzieciństwie był dla mnie ojcem, a nie człowiekiem który tylko przynosi pieniądze do domu.... Może byłoby inaczej. Ale cóż. Nie ma się co nad tym zastanawiać....
Ogoliłem się, po czym przetarłem swoje rany zwilżonym papierem, krew już nie leciała. Ubrałem na siebie ciuchy, które uprzednio naszykowałem. Wyszedłem z łazienki. Założyłem buty, ściągnąłem skórzaną kurtkę z wieszaka, po czym narzuciłem ją na siebie. Złapałem ze stolika paczkę fajek oraz zapalniczkę i włożyłem je do kieszeni. Wyszedłem z pokoju zamykając po sobie drzwi. Myślą przednią było - zapalić. Gdy tylko znalazłem się przed drzwiami wyjściowymi odpaliłem pierwszego papierosa. Jednak szybko go wypaliłem. Stwierdziłem, że się przejdę. Pogoda nie była, aż taka zła, najwyżej zmoknę, co mi to szkodzi, z cukru nie jestem. Szedłem akurat koło jakiejś łąki, na której były przeszkody, to chyba nazywa się padok. Ćwiczyła na nim jakaś dziewczyna ze swoim koniem, całkiem ładna. Stwierdziłem, że im się trochę poprzyglądam. Całkiem ładnie jej szło. Wyglądała jakby z koniem stanowiła jedno ciało, a ich ruchy świetnie się ze sobą zgrywały. Odpaliłem sobie kolejnego papierosa. Dziewczyna po chwili mnie zauważyła. Zgrabnie zsunęła się z konia i podeszła bliżej mnie. Nie miałem większej ochoty na rozmowę, ale coś mnie w niej intrygowało. Była inna niż reszta dziewczyn w tej akademii... Miała coś w sobie.
- Ładnie to tak podglądać? - zapytałam, patrząc mi prosto w oczy i zadzierając lekko głowę w górę, w końcu byłem od niej sporo wyższy
- Ładnie to tak zaczepiać obcych ludzi? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, dziewczyna odpłaciła się takim samym uśmiechem po czym powiedziała - Pewnie nie. - przy czym lekceważąco wzruszyła ramionami
- Sama sobie odpowiadasz. -odparłem gładko, z tym samym uśmiechem co wcześniej
Dziewczyna nie spuszczając ze mnie oczu pogładziła swojego konia po szyi, po czym poprawiła kosmyki włosów, który wypadł jej z kitki.
- Poczęstujesz mnie? - zapytała, wskazując na papierosa w mojej dłoni, na co parsknąłem śmiechem
- To takie małe francuzeczki jak ty palą? - zapytałem drwiąco, kpiąc sobie z jej akcentu
- A tacy ładni chłopcy jak ty? - zaśmiała się - To co, poczęstujesz czy nie? - dodała już zniecierpliwona
- Tak - powiedziałem wyciągając w jej kierunku paczkę z fajkami - każdy chce karmić swojego raczka - zaśmiałem się, dziewczyna powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem, podałem jej zapalniczkę, a ona gdy tylko odpaliła papierosa oddała mi ją
- Może powiesz mi jak masz na imię? - nawinąłem temat do rozmowy, aż sam siebie nie poznaję, normalnie postałbym w ciszy, ewentualnie pożegnał się i poszedł
- Honolulu. -powiedziała dziewczyna wyciągając w moim kierunku rękę
Uśmiechnąłem się pod nosem - Orientalnie. - powiedziałem - Ja jestem Thomas. -uścisnąłem jej dłoń
Dziewczyna lekko się zaróżowiła. Choć w sumie nie wiem dlaczego. Z resztą nie istotne.
- Będę spadał. -powiedziałem - Narazie! -rzuciłem już odchodząc
- Cześć - powiedziała, dziewczynie zniknął uśmiech z twarzy, a nawet delikatnie posmutniała
- Może zobaczymy się później? - zaproponowała zatrzymując mnie
- Mam czas o dwudziestej, będę czekał w tym miejscu - odkrzyknąłem jej śmiejąc się cicho pod nosem, tak by tego nie zauważyła
Rozjebało mnie to do kwadratu. Ale co mi szkodzi. Wróciłem do akademika. Posiedziałem trochę w pokoju grając na kompie. Zadzwoniła do mnie moja ex. Narobiła mi tylko niepotrzebnej ochoty, bo nie mogę przecież rzucić wszystkiego i do niej pojechać. Szlag by to! Czas upływał mi dość szybko. Gdy była pora obiadowa zszedłem na dół, na stołówkę. Wziąłem co było i usiadłem przy osobnym stoliku. Już porobiły się tutaj grupki. Jedni ludzie znali się bardziej, inni dopiero się poznawali. Podeszła do mnie Alex i zamieniła ze mną dwa zdania, potem gdzieś zniknęła. Zjadłem obied, odniosłem tacę z nakryciem i wróciłem do pokoju. Tym razem dłużyło mi się jak cholera. Wyszedłem kilka razy na fajkę. Cały czas myślałem o spotkaniu z Honolulu. Czas upływał, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłem. Dochodziła 19, stwierdziłem, że muszę wyjść z pokoju bo szału dostanę. Poszedłem od razu na umówione miejsce. Dobrze, że wziąłem nową paczkę fajek, bo tamta by mi nie starczyła. Była 19:40, a zauważyłem że ktoś idzie w moją stronę. Z mroku wyłoniła się dziewczyna, z którą byłem tutaj umówiony
- Co tu robisz tak wcześnie? -zapytałem z ciekawości
< Honolulu? ;D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz