11.18.2018

Od Rekera cd. Irmy

- To był męczący dzień - westchnąłem, siadając na krześle, znajdującym się po prawej stronie Irmy - Moje nogi i tyłek wysiadają! Nie wiem jak ty możesz lubić to cholerne ujeżdżenie - pacnąłem Jay'a w głowę, próbując się rozluźnić jak najmocniej się tylko dało. O tak! Pierwszy dzień zawodów WKKW w końcu za nami! Było ciężko, ale jednak dzięki wielu treningom mogliśmy zająć dogodne miejsce w kwalifikacji drużynowej. Cóż, większość osób uczęszczających do IHA wolało skoki i cross, dlatego nie dziwota, że prawie cała nasza grupa, była wrogo nastawiona do pierwszego konkursowego dnia.
- To proste jak się skupicie! - rzekł, krzyżując ręce na piersi - Co niby w tym takiego złego? Wystarczy mieć dobry dosiad wraz z łydką i wszystko wychodzi - dorzucił, starając się przekonać nas, że konkurencja jaką się pasjonował nie była tak okropna oraz straszna jak wszyscy dookoła sądzą. Przewracając na jego słowa jedynie oczami, wziąłem do ręki czerwony kubek, którego zawartość była bardzo słodka, gdyż jak idzie się domyślić była to gorąca czekolada. Nie miałem zamiaru jeść dzisiaj obiadu, dlatego chociaż w najmniejszym stopniu, musiałem dać swojemu organizmowi jakąś energię.
- Galop wyciągnięty to najgorsze co może być - stwierdziła niebieskooka, prawie rozpływając się w miękkim fotelu - Mam nadzieję, że nie wymyślą jakiś cudów na tej próbie terenowej... Jeśli będzie zawiłe ustawienie, to nasze konie nie dadzą sobie rady na skokach, będą zbyt wymęczone - ciągnęła dalej, bardzo się niepokojąc.
- Będzie dobrze, nie takie rzeczy się już robiło - rozczochrałem jej bujne włosy, a następnie wziąłem kolejnego łyka brunatnej cieczy - Poza tym to regionalne... Nie będzie tu takiego szału jak na krajowych - pokrzepiłem ją swoimi słowami, które wywołały na jej twarzy delikatny uśmiech - Nie panikuj póki nie zobaczysz tego na własne oczy. Touch Down na pewno da sobie radę! To silne konisko, które raczej szybko ci się nie zmęczy - dodałem na koniec, zakładając jedną nogę na drugą, co okazało się teraz najkorzystniejszą pozycją dla mojego organizmu. Przymykając z lekka swoje przemęczone oczy, zacząłem myśleć o swoim domu. Byłem ciekaw co teraz robi mój ojciec, matka, a przede wszystkim młodszy brat, który ostatnio sprawiał rodzicom dużo problemów. Zaczął wymykać się z domu, palić, a nawet czasami ponoć coś wypił... Martwiło mnie takie zachowanie, gdyż nigdy nie przejawiał zapędów do tego rodzaju używek. Może popadł w złe towarzystwo odkąd go nie pilnuję? - pomyślałem ze smutkiem, lecz niedane było mi tego ukazać na twarzy, ponieważ coś, a raczej ktoś, uderzył mnie porządnie w łokieć.
- Nie ma spania - zaśmiała się drobna kobietka, otwierając się nieco na innych ludzi - Dopiero szesnasta więc nie przesadzaj - Ponoć wieczorem ma być jakiś pokaz filmów i seriali w sali kinowej. Pójdziecie? - uniosła jedną brew w dość badawczym geście.
- Jeśli ty pójdziesz to czemu nie - oznajmił Jay, nie dając mi prawa wyboru.
- Tak - chrząknąłem, drapiąc się po zaczerwienionym od kasku karku - A co mają puszczać?  Klasyki, czy jakieś nowości? Fajnie byłoby zobaczyć Władcy Pierścieni albo Mumii.
- Nie mam pojęcia... Zapewne przekonamy się dopiero na miejscu - przeciągnęła się, strzelając swoimi rękami prosto w sufit - Ale Pani Hils powiedziała, że bez kolacji nas nie puści więc musimy się nieźle obeżreć, aby pokazać jej pełne brzuchy - zażartowała, kończąc swój napój bogów, którego puste "opakowanie", wylądowało na stoliczku znajdującym się niedaleko niej.
- No nie wiem, czy potem nas konie udźwigną - zaśmiałem się cicho, mając nadzieję, że na tej wymarzonej kolacji nikt nie zaserwuje nam jakiś owoców morza, których bym chyba nie strawił.
⤱⤱⤱⤱⤱
Cały wczorajszy dzień był taki szalony, że następnego ranka czułem się jak nowo narodzony. Noc seansów trwała dość długo, gdyż kiedy wychodziliśmy z sali, na zegarach ściennych ukazywała się godzina dwudziesta trzecia. Babsko sprawujące nad nami opiekę, nie było zbytnio zadowolone z tego, iż zostaliśmy tam do końca, ale kto tam by się nią przejmował? Czyściłem właśnie swojego konia za pomocą zgrzebła oraz miękkiej szczotki, która strzepywała z niego pozostałości starej sierści. Moje białe bryczesy, gdyby nie fartuch, zapewne byłby już uwalone od góry do dołu ciemnym włosem, który nie wyglądałby zbyt estetycznie podczas mojego występu.
- Stój prosto - mruknąłem do Evila, który nie chciał pozwolić mi na wyszorowanie, zabrudzonego zadu - A jak ci powiem, że dostaniesz marchewkę? - próbowałem go zachęcić, co wywołało u niego szybkie poruszenie uszami - Chciałbyś co? - zacząłem przesuwać szczotką po jego czterech literach, dzięki czemu głośno sapnął. Tak jak obiecałem, podarowałem mu owe warzywo, które pomogło mi też w dobraniu się do jego kopyt, czy też grzywy. Kiedy zabrałem się za jego siodłanie, w tymczasowej stajni pojawiła się też i zaspana Irma, która przywitała się ze mną przelotnie, a następnie zabrała się za oporządzanie rozleniwionego Touch Downa. Zakładając selle francaisowi biały czaprak, a następnie brązowe siodło, poczułem jakby coś mi tutaj nie pasowało. Nie mogąc jednak znaleźć niepokojącej zmiany, zabrałem się za podpinanie fartucha, a następnie zakładanie ogłowia wraz z napierśnikiem. Nie mogłem także zapomnieć o nowym skośniku, który zacisnął się na pysku ogiera niczym gumka recepturka na małym palcu. Zakładając na koniec przednie i tylne ochraniacze, poczułem się gotowym do ruszenia na rozprężalnie - Będę na czworoboku - poinformowałem Enderfind, która kiwając na to głową, zezwoliła mi na zmienienie butów, ściągnięcie fartucha oraz założenie przystosowanego do crossu kasku. Czekało mnie także założenie kamizelki wybuchowej, ale to postanowiłem zrobić później. Wsadzając lewą nogę w odpowiednie strzemię, poczułem nagle dużą niepewność, która okazała się słuszna, ponieważ gdy wzbijałem się w powietrze, upadłem solidnie na tyłek, uderzając głową o ziemię.

Irma? ;3
Przepraszam za chaotyczność, ale źle się czuję ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz