- Kurwaaaa!!! -wrzasnąłem ze wściekłością, gdy tylko Lulu opuściła mój pokój
Wszystko poszło nie tak. Ja pierdole. Miało być zupełnie inaczej. Nienawidzę takich lasek. Najpierw drażnią chuja, a później zwijają wrotki. Nawet nie miałem ochoty za nią iść. W dupie miałem to gdzie poszła, czy jest jej zimno, czy ktoś się nią zajmie. Nie interesowało mnie to w tej chwili. Byłem wściekły na siebie, że mimo wszystko mogłem rozegrać to zupełnie inaczej, i że mogłem dać jej czas, a nie się bezsensownie napalać. Odpaliłem papierosa, nie interesował mnie zakaz palenia wiszący w holu. Nic mnie na tą chwilę nie obchodziło. Poszedłem do łazienki strzepując wypalony tytoń do zlewu. Sięgnąłem po żyletkę. Jedno nacięcie... drugie. Potem kolejne, co jakiś czas brałem macha tlącego się papierosa. Zaczęło robić mi się słabo. Umywalka zalana była krwią, krew skapywała powoli też na podłogę, spływała po moich rękach, bokach i nogach. Rzuciłem wypalonego papierosa do kibla. Rozebrałem się z zakrwawionych bokserek i wszedłem pod prysznic. Gdy tylko odkręciłem wodę powstała czerwona rzeka. Woda spływała mi po twarzy. Patrzyłem na lekko zaparowującą szybę prysznica. Zacząłem tracić przytomność, ale podtrzymałem się uchwytu w kabinie i szybko odzyskałem świadomość. Natychmiast zakręciłem wodę i otworzyłem drzwi kabiny by zaczerpnąć świeżego powietrza. Złapałem ręcznik, zacząłem się wycierać, każde tarcie sprawiało mi ogromny ból, ale lubiłem to. Krew nadal leciała, stwierdziłem, że muszę opatrzyć rany, bo są zbyt głębokie by samoistnie się zasklepiły. Ponakładałem wyjałowione gazy w miejsca nacięć, następnie pozawijałem je bandażem. Ewidentnie mógłbym iść na bal przebierańców robiąc za mumię. Ubrałem czyste bokserki i pościerałem krew z podłogi, nie zapomniałem też o umyciu umywalki i przepłukaniu prysznica. Brudne rzeczy wrzuciłem do kosza na pranie, a sam poszedłem i padłem na łóżko. Czułem jej zapach. Szlag mnie trafiał. Wierciłem się po łóżku, za nic w świecie nie mogłem zasnąć. Zacząłem rozmyślać. Z upływem czasu człowiek widzi swoje błędy jak na dłoni. Lulu miała pełne prawo do tego by wyjść, a ja głupi powinienem iść za nią, tyle że nie leży to w mojej naturze, raczej nie jestem z tych co lubią troszczyć się o innych.. Choćby dlatego, że o mnie nikt nigdy nie troszczył się, ani nie walczył. Zawsze byłem traktowany jak śmieć. Natłok myśli spowodował w mojej głowie zamęt, który przyprawił mnie o większe zmęczenie. Z trudem przekręcając się na drugi bok zamknąłem oczy by spróbować usnąć. Trochę tak leżałem, nawet nie wiem kiedy odpłynąłem. Przebudziłem się w nocy zalany potem, łapiąc bolesny łyk powietrza. Nie wiedziałem co się stało, poczułem kropelki potu na moim czole, nie mam pojęcia czy coś mi się śniło czy co... Spojrzałem na zegarek. Dochodziła piąta. Nie było mowy o tym żebym usnął. Wstałem więc z łóżka. Stwierdziłem, że się od bandażuje. Wraz z gazą odrywały się strupki powstałe ze skrzepniętej krwi. Przemyłem je lekko zostawiając lekko wilgotne, na moment i za chwilę przecierając dokładnie papierem by je osuszyć, ta metoda sprawdziła się idealnie, krew już nie leciała. Stwierdziłem, że czas się ubrać. Założyłem spodnie, skarpetki, bluzę, narzuciłem też skórzaną kurtkę. Wziąłem nieodłączną część mnie, tak chodzi o szlugi. Wyszedłem z pokoju i od razu pokierowałem się do wyjścia. Gdy tylko znalazłem się za drzwiami odpaliłem papierosa. Nie wiem co mnie pokusiło, ale zacząłem iść w stronę stajni. Wkoło ani żywej duszy, ale co się tu dziwić w końcu nie ma jeszcze nawet szóstej. Wyrzuciłem kiepa i wszedłem do środka. Spojrzałem w dal korytarza i zobaczyłem ją... Honolulu. Była ubrana w te rzeczy, które miała na sobie dzisiejszej nocy. - Spałaś tutaj? -zapytałem zaskoczony, myślałem raczej że brat po nią przyjechał, albo śpi u jakiejś koleżanki
< Honolulu? ;/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz