11.02.2018

Od Rekera cd. Irmy

- Prędzej tobie - warknąłem zsiadając z skarogniadego ogiera, który zniżył szybko swoją głowę zaczynając głośno rżeć. Wykrzywiając na to swoje usta, ściągnąłem z jego szyi brązowawe wodze, które z ogromnym trudem walczyły o to, aby nie zlać się całkowicie z umaszczeniem zmęczonego holsztyna - Beznadzieja jakaś, a nie koń - mruknąłem oddając dziewczynie jej własność - Niewygodny, szybko się męczy, a skacze jak jakaś krowa - dodałem na sam koniec, a następnie przyśpieszając tępo swoich kroków, wyminąłem ją lekkim slalomem, aby móc udać się do swojego akademickiego lokum. I tak miałem już zniszczony cały dzień więc nawet zaczepki właścicielka tej marnej szkółki nie były w stanie mnie zatrzymać. Jak chce wpisać mi uwagę to proszę bardzo! Mój zakichany ojciec i tak się tym nie przejmie, bo ma swoje idealne życie, w którym już nigdy nie pojawię się ja. Lukas pewnie jest szczęśliwy, że mnie nie ma - pomyślałem dobijająco wbiegając po kolejnych stopniach zakręconych schodów. Kiedy dotarłem na męskie piętro, bez wahania przedarłem się do pierwszego pomieszczenia od lewej, które zostało zamknięte przeze mnie kluczem od środka. Nie chciałem, aby ktokolwiek mi teraz przeszkadzał... Musiałem się po protu wyciszyć i nie zmusić do strzelenia sobie w łeb. Byłem już na etapie wyłączania telefonu, lecz w tym samym momencie przyszedł do mnie SMS o dość znaczącej treści, a mianowicie objawił mi, że moja głupia matka znowu się zaciążyła i będę miał cholernego, małego brata, który przejmie teraz uwagę całego rodu Blackfreyów. Czyli tak to sobie zaplanowałeś? Wywozisz mnie na jakieś zadupie, robisz sobie nowego dzieciaka i o mnie przypominasz sobie tylko za potrzebą? Wielkie dzięki - kłębiące się w mojej głowie myśli nie dawały mi nawet chwili czasu na odpoczynek. Nie mając zamiaru mu odpisywać, postanowiłem zrobić wcześniej zamierzaną czynność, a następnie schować jeden z najdroższych na świecie gadżetów elektronicznych do szuflady swojej szafki nocnej, na której cały czas leżało opakowanie fioletowej czekolady. Mając nadzieję, iż uspokoi ona moje nerwy, odwinąłem plastikowy papierek, co umożliwiło mi ułamanie pierwszego rządu, błagającej o pochłonięcie słodyczy, który raz po raz zaczął znikać w moich ustach. Nim się obejrzałem, w moim żołądku pływała już niemal cała zawartość tego dobrodziejstwa. Sądząc, iż na dzisiaj mi wystarczy, ułożyłem się na lewym boku, a następnie ostrym zamachem nadgarstka, zakryłem całe swoje ciało kolorową kołdrą. Nie mam już na to sił - westchnąłem na koniec pozwalając swojemu organizmowi w końcu zasnąć, na co jak idzie się domyślić długo czekać nie musiałem. Przynajmniej choć tutaj na kilka minut mogłem poczuć się bezpiecznie. Oczywiście mój świat zawsze mógł zostać strawiony przez najczarniejsze koszmary, ale tego obawiałem się akurat w swojej sytuacji najmniej.
⤱⤱⤱⤱⤱
Następnego dnia obudziłem się dopiero o godzinie ósmej trzydzieści. Byłem już grubo spóźniony na trening ujeżdżenia prowadzony przez pana Marcusa Dewidelio, lecz jakoś nie wywołało to u mnie poczucia winy. Wygrzebując się niechętnie z wygodnego posłania, udałem się do łazienki, gdzie po szybkim ogarnięciu stanu swojej twarzy, włosów, czy też zębów, mogłem zabrać się za wybieranie swojego stroju do jazdy na dzisiejszy dzień. Nie mając nadal dobrego humoru, postanowiłem ubrać to co znalazło się na samym wierzchu pułki, a mianowicie białe bryczesy z pełny, silikonowym lejem oraz kontrastującą do nich granatową bluzkę, której i tak zresztą nie będzie widać. Nie zapominając też o lekko przybrudzonych sztybletach, narzuciłem na siebie przylegającą do ciała kurtkę, a następnie bez żadnego posiłku udałem się do stajni, gdzie czekał na mnie pełen energii Blackie.
- Dzisiaj zajmiemy się tobą - szepnąłem, żeby nie zbudzić ledwie stojącego na nogach, śpiącego Evila. Z tego co widziałem to ogier był już wyczyszczony, ale i tak zmusiłem się do lekkiej korekty czynów jednego ze stajennych. Martwiąc się również o stan jego kopyt, wziąłem do ręki czarną kopystkę, za pomocą której pozbyłem się całego brudu znajdującego się na jego podeszwie. Idąc spacerkiem do siodlarni, zacząłem się zastanawiać nad zestawem jaki dzisiaj będzie pasował do tego rozbrykanego holsztyna. Będąc już u celu, na sam początek wziąłem do rąk brązowe, profilowane siodło wraz z ochraniaczami, popręgiem i ogłowiem, a dopiero później zacząłem przypatrywać się czaprakom i nausznikom, których kolory wyglądały jak ponura tęcza. Nie chcąc spędzać w tym miejscu zbyt dużo czasu, zdecydowałem się na czarne kolory obszyte złotą lamówką, która teoretycznie miała rozpogadzać ten zbyt ciemny dla oka widok. Cały proces siodłania nie zabrał mi zbyt wiele czasu. Nawet mój głupi jełop nie stawiał się przy podciąganiu popręgu tylko stał nieruchomo, poddając się zabiegowi zwanemu "przygotowaniem do jazdy". Kiedy wybiła godzina dziewiąta trzydzieści, postanowiłem przypałętać się na samą końcówkę pierwszej godziny treningowej, gdzie wszyscy oprócz mnie ćwiczyli właśnie wykonywanie podstawowych figur na ujeżdżalni. Od razu w moje oko wpadła twarz uśmiechniętego Jay'a, dla którego takie rzeczy były niemal chlebem powszednim. Piękny hanower bez żadnego trudu "płynął" w powietrzu dobrze unosząc swoje nogi. Był stworzony do trudniejszych kombinacji, ale te też były mu jakby obojętne. Przypatrując się przez dwie minuty ich poczynaniom, w pewnym momencie zobaczyłem jak mój przyjaciel rozmawia radośnie z tą całą Irmą. Czyżby się zaprzyjaźnili? Znaleźli ze sobą wspólny język? Ciekawe... Dziewczyna również wyglądała na bardzo zainteresowaną przeprowadzanym dialogiem, dlatego nie miałem zamiaru się do nich zbliżać.
- No proszę nasza śpiąca królewna w końcu wstała - po pomieszczeniu rozlał się nagle głos ulizanego trenera, który jak zawsze nie był zadowolony z tego, że moja osoba miała czelność pojawiać się w jego rewirze - Myślałem, że już całkowicie odpuściłeś sobie szkołę.
- A co to pana niby obchodzi? - mruknąłem patrząc na niego obojętnym wzrokiem - I tak nie wyciągnę stąd żadnych korzyści więc mnie to nie obchodzi... Możecie wzywać sobie mojego ojca ile razy tylko chcecie chociaż wątpię czy odbierze telefon... Mam gdzieś za kogo mnie pan uważa i jaki powinienem dla pana być - warknąłem na koniec naciskając na ostatnie słowo, po czym bez żadnego ostrzeżenia, zawróciłem wierzchowca udając się szybkim tempem na tor crossowy, który jak nigdy o tej porze świecił pustkami. Druga grupa treningowa miała dzisiaj jakiś ważny wyjazd do głównego miasta, więc tylko nam przyszło tutaj siedzieć i nic nie robić - Jeszcze stąd ucieknę i mnie nikt nie zobaczy... Zobaczysz... Znajdziesz innego, dużo lepszego właściciela - podrapałem ogiera między oczami, aby się nieco uspokoić - Nie mogę ukazywać emocji innym. Musimy być twardzi.

Irma? :3
Jak tam? xd Przyjaźnisz się z Jay'em? xd Będą zawody klasowe? xd Ma zły humor i jest nieco podłamany przez Matta :/ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz