- No już Reker... Nic mu nie będzie, w szpitalu się nim dobrze zajmą - starał się mnie uspokoić, kładąc jedną dłoń na moich włosach - Musisz się teraz skupić na przejeździe. Dużo zależy od tego jak ty i Irma przejedziecie - przyznał z niepokojem, wiedząc, że stąpamy teraz po kruchym lodzie.
- Nie wiem czy dam radę... - westchnąłem, odkładając czarny kask na drżące nogi - Nie chce zawalić... Nie chcę, żebyśmy przegrali przeze mnie - wymruczałem na koniec, zdejmując ze swoich rąk skórzane rękawiczki, które był nieodłączonym elementem mojego stroju jeździeckiego. Dość długo zajęło mi zastanawianie się nad tym jak mam postąpić. To wszystko było takie skomplikowane i wręcz nie zrozumiałe dla mojego, rozkojarzonego umysłu. Nawet się nie obejrzałem, a zostałem sam. Dziwny chłód jaki w tamtym momencie oblał całe moje ciało, spowodował, że zerwałem się na równe nogi, które wymagały ode mnie lekkiego rozprostowania.
- Skoro twierdzisz, że się nie nadajesz to pojedzie Will - głos Ernosa, który pojawił się za moimi plecami wprawił mnie w dość duże osłupienie - Jechał z nami jako rezerwowy... Przynajmniej przetestuje nowego konia - dorzucił, z zamiarem odejścia do mojego zastępcy, ale w samą porę go od tego powstrzymałem. Will? Ten śmieć ma zamiar w ogóle się tutaj pokazywać?! Marna kurwa wojskowa z niego i tyle! Odkąd go tylko zobaczyłem, widziałem, iż ten zjeb przyciąga same problemy. Już w szkole dawał mi nieźle popalić, ale teraz nie zamierzałem się pod nim ugiąć. Niech ten biedny, mały, żołnierzyk ze stresem pourazowym lepiej poszuka swojego smoczka, który zapewne kula się gdzieś po ziemi.
- Nie ma mowy! Ten idiota nigdzie się nie rusza - warknąłem, ukazując swoje złe oblicze, które ostatnimi czasy gdzieś się za podziało - Ma nawet nie podnosić dupy z ławki rezerwowych, bo go normalnie zapierdole. Będę za dwie minuty i niech lepiej pan pomyśli następnym razem, czy ta sierota w ogóle na konia powinna wsiadać - fuknąłem, kierując się szybkim krokiem w stronę stajni. Mało mnie obchodziło jak na moje słownictwo zareaguje Pol, ponieważ liczyło się teraz, aby nikt nie przyniósł wstydu. Jay odpadł dając nam dość dużo punktów karnych, ale zawsze możemy to jeszcze nadrobić! Odpychając silnie stojącego na mojej drodze Derkstronga, wkroczyłem do ogromnego budynku, gdzie w jednym z boksów czekał mój, poddenerwowany ogier - Spokojnie mały, spokojnie - wyciągnąłem do niego ostrożnie rękę, która wylądowała na jego chrapach. Po krótkich pieszczotach, wyprowadziłem go z determinacją na świeże powietrze. Nie myśląc zbyt wiele o swoim przejeździe, udałem się z powrotem na miejsce startu, skąd mogłem zobaczyć przejazd ostatniego z zawodników - Damy sobie radę - zapewniałem siebie cicho, nie mając ochoty na interakcje z jakimkolwiek człowiekiem.
- A za chwilę nastąpi przejazd Rekera Blackfrey'a na koniu Resident Evil - głos komentatora, zezwolił mi na wskoczenie na grzbiet swojego wierzchowca, który na mój gest szarpnął kilka razy głową. Nie przejmując się tym zbytnio, wjechałem na przyozdobiony przeszkodami plac, co powiązało się z głośnymi okrzykami widowni. Przewracając na to jedynie oczami, zrobiłem rundę dookoła parkuru, dzięki czemu zorientowałem się gdzie znajduje się pierwsza stacjonata - Miał wystąpić jako zawodnik numer dwadzieścia jeden, ale przez małe problemy jego przejazd został opóźniony - mówił dalej, gdy ja w tym samym momencie zatrzymałem konia przed jury, którzy po moim ukłonie dali mi sygnał do startu. Ściskając konia łydkami, zrobiłem niewielkie koło, a następnie w spokojnym tempie natarłem na pierwszą barierę. Nie miałem zamiaru zajeżdżać konia dla marnego pucharu, postanowiłem postawić na nie obciążające konia tępo. Jeśli wygramy to wygramy, jeśli nie to szczęście najwidoczniej nas nie lubi.
Irma? ;3
Nie miałam na to żadnej weny... Przepraszam ;c Jak mu poszło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz