11.17.2018

Od Irmy cd. Rekera

Zdziwiłam się gdy ujrzałam Rekera, ale jeszcze bardziej się na to spięłam... Nie chciałam by mnie uważano za kogoś, kto tylko ucieka gdy tylko coś jest nie tak. To moja wina że mi tak dokuczali że nie mogłam sobie znaleźć miejsca? Jak było widać, większość to odebrała tak jakbym uciekła bo nie dawałam sobie rady z ich wysokim poziomem jeździeckim czy też nauczania. Super po prostu, czyli będę miała jeszcze większe piekło niż wcześniej pomyślałam ponuro.
- Zastanowię się - odpowiedziałam mu krótko, po czym wyszłam ze stajni, nie chcąc już słuchać dłużej wyśmiewania do mojej osoby.
Może ja po prostu się nie nadaję... Co z tego że lubię jeździć? W końcu nie każdy kto lubi jeździć, zna się na tym dobrze i nie każdy dobrze znosi emocje na zawodach pomyślałam wlokąc się do akademika.Czułam się znowu do bani, lecz miałam nadzieję że jakoś przetrwam ten czas, choć miałam wrażenie że będę miała tutaj wiele rozczarowań. Wchodząc do swojego pokoju, rozejrzałam się po nim uważnie i szczerze to tęskniłam za pokojem w Ecole Montage. Ten wydawał się mniej przytulny niż tamten, ale nie zamierzałam narzekać. Ważne że w ogóle miałam gdzie spać i że miałam ciepło, bo bym zwariowała inaczej, gdybym musiała wrócić do prymitywnych warunków w których żyłam od urodzenia w swoim "rodzinnym" domu. Tam to w ogóle spałam na starym materacu, dziurawym, którego się brzydziłam i zawsze starałam się jakoś tak go owinąć by nie było go widać... Jeśli chodzi o ciepło w nim, to zawsze była lodownia, gdyż budynek się sypał dosłownie, a ogrzewania nie było wcale. Co do prądu to też go nie było, więc jedyne co miałam to czasem świeczki, a w zimie było najciężej się uczyć, gdy tak szybko robiło się ciemno. W dodatku w pokoju głównym, gdzie urzędował nasz ojciec pijak było wybite okno, gdyż jeden raz tak się schlał że je wybił cegłą, ale jakoś i tak tam siedział. Zasłonił jakimś starym prześcieradłem i szmatkami to, i uważał że jest naprawione.
Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co teraz... Na trening nie mogłam się udać, bo koń musiał się znowu zaadaptować do swojego miejsca, a i też nie chciałam by mnie ktoś zauważył i wytykał mi palcami że to znowu ja i że wróciłam do nich, kiedy wcześniej byłam w innej akademii. Byłam zła, a właściwie zrozpaczona że zamknęli moją akademię, gdyż tam na prawdę dobrze się czułam ale cóż... Chyba dane mi życie ciągle pod górkę, bo co się coś polepszy, to i zaraz coś się zepsuje, tak jak to jest teraz z moim rakiem krwi, czyli białaczką. Dalej Irma... Weź się w garść, musisz walczyć, choć wszystko wydaje się już być stracone pomyślałam szybko, by podnieść się na duchu, co nie za bardzo mi wyszło, ale wiedziałam że muszę jakoś dać radę, bo nie chciałam znowu wylądować w zwyklej szkole, gdzie nic innego mnie nie czeka. Wzdychając na to lekko, poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie kanapkę z szynką, po czym poczytałam jakąś książkę i tak mi zleciał cały czas.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
Kolejny dzień zaczął się od razu od wzięcia kilku tabletek, które przepisał mi lekarz i to te które musiałam przyjąć przed śniadaniem, przez co w efekcie nie za bardzo chciało mi się jeść... Mimo odczucia chęci zwrotu pokarmu, jakoś zmusiłam się do zjedzenia piętki z chleba chociaż, a następnie na szybko się ubrałam, uczesałam włosy, a następnie udałam się do stajni, by przygotować konia do jazdy. Dzisiaj była środa, więc najpierw mieliśmy zajęcia z panem Polem, który swoją drogą chyba za tamto zwycięstwo miał ochotę mnie zagryźć i to swoimi zębami. W końcu jego ekipa z tej konkurencji, w której ja startowałam, przegrała po moim przejeździe, bo tak to by wygrali... Przynajmniej nikt nie wie tutaj o mojej chorobie, ani nikt nie wiedział w poprzedniej akademii, więc o tyle jest jakiś plus przeszło mi przez myśl, gdy siodłałam swojego konia, który ciekawsko nadstawiał uszu. Gdy upewniłam się że dobrze zapięłam mu popręg i że nie nabrał powietrza gdy go zapinałam, założyłam nauszniki, na to uzdę, a na koniec ochraniacze na nogi. Oczywiście derka była takę fioletowa, tak samo jak strzemiona, które właśnie przyczepiłam odpowiednio, a metalowe schowałam do skrzynki na sprzęt jeździecki. 
Kiedy wszystko już było gotowe, wyprowadziłam ogiera z boksu, a następnie po wyjściu ze stajni, wyregulowałam odpowiednio strzemiona. Następnie wsiadłam na jego grzbiet i skierowałam się na parkur do skoków, gdzie większość już się zebrała, w tym Reker z Jay'em oraz pan Pol, który uważnie na wszystkich patrzył. Widząc mnie na chwilę zawiesił na mnie wzrok, po czym znowu przeleciał wzrokowo całą grupę, by upewnić się czy aby na pewno wszyscy już są. 
- Wszyscy są? - spytał.
- Tak - odparliśmy chórem jednocześnie.
- To dobrze... Zanim zaczniemy trening, chcę was poinformować, że za tydzień są zawody WKKW w stanie Oregon w mieście Redmond i zaraz wam powiem kto z was na nie pojedzie - poinformował nas wszystkich, co było dla nas wielkim zaskoczeniem i każdy zaczął patrzeć na innych, chcąc zobaczyć ich reakcje na tą wieść. Chwilę czekaliśmy, aż pan Pol wyjął z kieszeni swojej czarnej krótki małą karteczkę złożoną na pół, a następnie ją rozłożył. 
- Czytam osoby, które jadą na zawody - poinformował nas, więc wszyscy wyostrzyli zmysł słuchu najlepiej jak tylko mógł - Jay Salvatore, Stevani Majers, Will Derkstrong, Sam Cavaletti, Tom Gryfs i Dylan Norts - przeczytał, lecz zaraz rozłożył kartkę i zaczął czytać dalej - Rezerwowi to: Reker Blackfrey, Irma Enderfind oraz Nik Sattello - skończył, a ja nie mogłam wyjść z szoku że miałam być w grupie rezerwowej! A to gad! Wiedziałam że ten jaszczur się na mnie odgryzie przeszło mi przez myśl i odechciało mi się nawet tego głupiego treningu skoków.

< Reker? ;3 szok? xdd Lecimy tam samolotem z końmi xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz