11.18.2018

Od Leonarda cd. Honolulu

I ja mam tutaj niby przeżyć to pół roku? - pomyślałem, unikając rozrzuconego dookoła błota, które było niemal wszędzie. Zero jakiejkolwiek estetyki! I ja mam tu niby spędzić całe pół roku? Też mi coś! Prędzej tutaj zaliczę swoją śmierć, niż czegoś się nauczę. Jeszcze to wytykanie palcami... Ja rozumiem, że ta amerykańska wieś nie widziała nigdy żadnej, sławnej osoby na oczy, ale mogliby chociaż zachować nieco kultury prawda? Już nawet dwuletnim dzieciom mówi się, że tak nie wolno, a ci, prawie dorośli ludzie nadal to praktykują. Mówię wam busz, totalny busz.
- Czemu one wszystkie tak na ciebie reagują? - zapytała drobna postać, znajdująca się tuż obok mnie. Muszę przyznać, że gdyby nie jej osoba, z pewnością nie rozglądałbym się aż tak bardzo po tym całym IHA. Nie była zbyt natrętna, ani nachalna, co bardzo mnie urzekło, lecz moja władcza strona zaczęła z tego powodu coraz bardziej cierpieć. Zwykle lubiłem krzyczeć na swoich przewodników, którzy przez dobór złych słów, uciekali przede mną, jak stado przerażonych gołębi. Śmieszne były z ich istoty, ale za to ile potrafiły przynieść człowiekowi radości.
- To ty nie wiesz, z kim masz przyjemność? - zdziwiłem się, nie mogąc zrozumieć jej niewiedzy.
- Absolutnie nie - odparła, nie wyrażając najmniejszej skruchy. Przyglądając jej się od góry do dołu, przygryzłem lekko swoją dolną wargę, starając się tym samym wyzbyć się uczucia złości. Nie znać mnie? Wspaniałego Windsora? Jednego z najlepszych jeźdźców Londynu? Widać, że ten naród jest pełen ciemnoty.
- Jego królewska wysokość książę Leonard Wiliam II Windsor z Wesseksu - wyrecytowałem, pomijając dużą część swoich tytułów, których to dziecko pewnie by nie spamiętało - Więc Lulu, o ile mogę tak do ciebie mówić, powinnaś znać już chociaż część mojej rodziny - przeczesałem swoje włosy zadbaną dłonią, co jeszcze bardziej pogorszyło ich stan ułożenia.
- Ciekawe - stwierdziła chłodno, zaplatając swoje, drobne ręce na klatce piersiowej. Z pewnością była mała, ale za to strasznie waleczna. Ciekawe jak długo wytrzymasz - przeszło mi przez myśl, kiedy odwracałem się na pięcie, z powrotem w stronę prywatnej stajni, która była jedynym, w miarę interesującym mnie obiektem.
- Bardzo nieprawdaż? - rzuciłem niedbale przez ramię, starając ukryć się zadziorny uśmieszek, jaki w owej chwili wpłynął na moją twarz - Łap, to mały prezencik ode mnie, za przywitanie mnie w tym marnym kraju - mówiąc to, odpiąłem ze swojego lewego nadgarstka srebrzystego Rolexa, który wylądował prosto w jej dłoniach. Miałem ich setki, jak nie tysiące, a zawsze na moje najmniejsze skinienie palcem mogłem dostać ich jeszcze więcej. Nie chcąc czekać wiekami na jej reakcję, postanowiłem oddalić się w stronę wspomnianego już dzisiaj budynku. Mogłem się tylko domyślać co w swoim nowym boksie robi Attack. Pamiętam, że jak kiedyś byłem chory, to dla zabawy rozwalił solidny żłób, poidło i nową derkę, które jak wiadomo są dla czterokopytnych najsmaczniejsze. Nie dość, że ten głupek miał prawie problemy zdrowotne to i mnie czekała pogadanka z tępym jak but Wiliamem, który jak zwykle upierał się, że wie co dla mnie najlepsze, ale tak na prawdę gówno wiedział i gówno wiedzieć będzie. Otwierając drzwiczki boksu należącego do mojego ogiera, o mało nie uwaliłem swoich butów w śmierdzącej słomie - Ohyda - warknąłem pod nosem, pozwalając gniadoszowi wyjść na korytarz, rozdzielający dwa rzędy boksów - Ej ty! - krzyknąłem w stronę stajennego, co zaciekawiło, niektóre końskie łby - Masz mi go wyczyścić i osiodłać. Sprzęt pod nazwiskiem Windsor - powiadomiłem go, a z lekkiego aktu łaski, podpiąłem Life'a, pod uwiązy boczne. Nie zwracając już uwagi, na to co dzieje się za moimi plecami dodałem jeszcze - Będę za dziesięć minut, jeśli nie zdążysz to pewnie cię wyleją.
➼➼➼➼➼➼➼
Rozprężenie holsztyna na niezbyt imponującej rozmiarami hali, zajęło mi niecałe dwadzieścia minut. Nigdy nie lubiłem stępować, lecz jeśli miałem ryzykować kontuzją tego szałaputa wolałem już to zrobić. Przyglądając się czujnym wzrokiem, parkurowi ustawionemu na moje życzenie, usłyszałem jak ktoś nagle przedziera się do środka. Był to nikt inny jak dziewczyna, którą spotkałem podczas pierwszych minut przebywania w tej okropnej ruderze. Za nią spacerowała klacz nieokreślonej rasy, która wzbudziła w moim zazdrośniku wielkie zainteresowanie.
- Lulcia też przyszła skoki poćwiczyć? - spytałem, podnosząc swoją głowę ku rozświetlonemu sufitowi - Wątpię - dorzuciłem szybko, zanim ta zdążyła wejść w moje słowa - Jesteś bardzo słodka i miła, ale może spotkamy się później? Lubisz herbatę? Kawę? Lody? Lepiej rozmawia się przy jedzeniu niż na sucho. Mam pomysł. Może pojedziemy do mnie? Muszę jakoś przetestować nowy ogród.

Lulu? ^^
Starałam się :c 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz