11.29.2018

Od Irmy cd. Rekera

Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie, dosłownie jakby ktoś nam puszczał co po chwilę stop klatkę… Jay zachowywał się jak nie on, tak samo jak jego koń, który na ogół był bardzo spokojnym koniem i opanowanym. Teraz gdy zrzucił chłopaka ze swojego siodła, ganiał spłoszony jak szalony, strącając przy okazji przeszkody, które stanęły na jego drodze podczas ucieczki od strasznych dla niego ludzi, którzy próbowali go zagonić w jeden róg by go złapać. Chłopak natomiast leżał bezwładnie na ziemi, a jego ciało nie leżało w naturalnej pozycji, co świadczyło o tym że na pewno jest w niektórych częściach ciała połamany, co niezbyt dobrze wróżyło… Martwiłam się o to czy jego kręgosłup jest cały no i oczywiście bałam się o jego życie! Boże Jay czemu tak dziwnie pojechałeś? Co się z Tobą stało? pomyślałam trzymając swojego konia jak i konia Rekera, który podbiegł do jego nie ruszającego się ciała, a za nim nasz trener i wychowawca, pan Pol, nie mówiąc o ratownikach medycznych, którzy szybko zaczęli się zajmować nieprzytomnym chłopakiem.
Powstało jedne wielkie zamieszanie, podczas którego przerwano na razie wszystkie przejazdy, a ratownicy medyczni robili swoje by pomóc Jay’owi oraz by utrzymać go przy życiu, dopóki nie znajdzie się pod bardziej fachowymi rękami w szpitalu.
Rannego otoczono czarnymi płachtami by nikt nie widział tego co z nim robią, a pan Pol odciągnął jakoś roztrzęsionego Rekera od swojego rannego przyjaciela by nie przeszkadzał lekarzom. Widząc jak załamany jest chłopak co stało się z jego przyjacielem, nasz wychowawca zabrał go w inne miejsce by się uspokoił, a w tym czasie pani Rosa Hils, porozmawiała z jurorami by opóźnić jego start by mógł nieco ochłonąć. Oznaczało to że ja jechałam jako pierwsza, lecz na razie po zabraniu Jay’a helikopterem do szpitala, ja odstawiłam konia Rekera do jego boksu by nie stal sam przy barierce i by się nie denerwował tak iż nie ma nigdzie jego właściciela. Sama natomiast ostatni raz upewniłam się że Carisma jest dobrze rozgrzana, a w następnej chwili pojawiła się obok mnie pani Hils, stając z boku i łapiąc za wodze śnieżno białej klaczki, która nieco przeżuwała wędzidło.
- Irma szykuj się, zaraz wjeżdżasz na parkur – poinformowała mnie na co skinęłam lekko głową.
- Dobrze, pani Hils – odparłam trzymając mocno wodze klaczki, nieco się sterując, gdyż jechanie na koniu którego nie znam w tak ważnych zawodach było naprawdę zwariowane! Nasz drużyna powinna się wycofać po stracie jednego kluczowego zawodnika, lecz nadal mogliśmy wygrać. Nasza akademia zajmowała egzekwo drugie miejsce z akademią Point Horse Academy, a na pierwszym miejscu była akademia Winter Horse and Rider Academy. Swoją drogą to mieli strasznie długą nazwę akademii…
- Nie stresuj się bo koń to czuje – odezwała się nagle – Staraj się pojechać jak najszybciej się tylko da… Musimy nadgonić punkty, więc nie mamy nic do stracenia, musimy zdobyć jak największą liczbę punktów – dodała.
- Postaram się, ale nie czuję się pewnie na tym koniu – przyznałam.
- Dasz radę skup się na torze, a będzie dobrze – mówiąc spojrzała mi w oczy, na co skinęłam lekko głową, a ona poklepała klaczkę po szyi. Chwilę jeszcze tak na niej siedziałam, aż usłyszałam jak wzywają mnie na parkur.
- Irma Enderfind z akademii IHA proszona jest na parkur – usłyszałam.
- Już czas… Daj z siebie wszystko! - mówiąc to, pani Hils pościła wodze mojego konia, a ja nie patrząc już na nią dałam spokojnie znać klaczy by ruszyła do przodu co też wykonała, a po chwili przeszłam z nią w lekki kłus, dzięki czemu znalazłam się po chwili na samym środku parkuru i zaczęłam lekko się przyglądać niektórym przeszkodom. Czas maksymalny na przejechanie parkuru wynosił 76.00 setnych sekundy. Inni przejeżdżali tor gdzieś tak na 74.57, a najszybszy czas to 73.82 sekundy, a tym najszybszym jak dotąd był właśnie Maykel Donacosta z tej akademii która obecnie prowadziła w rankingu.
- Irma Enderfind na koniu Carisma de Fuerza z ojca po Cardo a matki Espalya. To jej pierwszy przejazd na tym koniu i po raz pierwszy ją widzimy na tej klaczce, o jej podstawowy koń i taki numer jeden uległ poważnej kontuzji wczoraj, więc nie mogła na nim wystartować… To dość młoda zawodniczka i nie jedna z najmniej doświadczonych, aczkolwiek na ostatnich zawodach pokazała że dobrze sobie nawet radzi na zawodach wyższej kategorii, choć jest w nowicjuszką w świecie tego sportu – mówił ciągle komentator, przedstawiając wszystkim, jak i w telewizji moją karierę zawodową w świecie jeździectwa i innych bzdetach. Czując iż jestem gotowa, dałam jurorom znak w postaci dotknięcia czubka swojego kasku i lekkie ukłonienie się, dzięki czemu jurorzy dali mi zgodę na przejazd, a ja zaczęłam powoli rozpędzać klaczkę do lekkiego galopu i naprowadzać ją na pierwszą przeszkodą, którą był w tym wypadku okser. Tor liczył w sumie dwanaście przeszkód, które były rozłożone nawet w trudnej kombinacji, ale przestałam o tym myśleć, gdy skupiłam się tylko i wyłącznie na torze.
Klaczka dość mocno odbiła się od ziemi lecz przeskoczyła bezbłędnie, więc jechałam dalej prosto, a następnie lekko w prawo na przeszkodę numer dwa, czyli stacjonatę. Jechałam szybko więc gdy byłam bliżej przeszkody, wyhamowałam nieco klaczkę stanowczym przyciągnięciem do siebie wodzy, przez co klaczka lekko potrząsnęła łbem na boki, a gdy było trzeba popuściłam jej wodze, dzięki czemu gładko przeskoczyła stacjonatę, dobrze przy tym pracując szyją. Poganiając klaczkę dalej, pojechałam dość szerokim łukiem na lewą rękę, gdzie czekał na nasz szereg podwójny złożony z oksera i stacjonaty, gdzie pomiędzy okserem a stacjonatą koń musiał się niemalże od razu odbić, więc tym razem chcąc mieć pewność że Carizma nie staranuje tych przeszkód, mocniej ją przyhamowałam i wcześniej oksera, dzięki czemu zmieściłam się bez problemu między przeszkodami i o dziwo przeskoczyłam na czysto, beż żadnego puknięcia w drąg! Następnie pogoniłam klaczkę machając lekko wodzami przy jej szyi dzięki czemu przyspieszyła znacznie do oksera, który przeskoczyła bardzo szybko w ogóle nie zwalniając, po czym ścięłam nieco zakręt, który prowadził co prawda łagodnym łukiem do przeszkody, lecz ja musiałam nieco go przyciąć by mieć lepszy czas, choć bardzo przy tym ryzykowałam!
Zwłaszcza że następną przeszkodą był właśnie okser a na tych bardzo łatwo się było wyłożyć… Carizma przeskoczyła ze mną na grzbiecie okser bardzo na ukos, a dzięki temu że się wydłużyła bardzo i podniosła wyżej zad, nie strąciła żadnego drąga. Czując wielki przypływ adrenaliny i jednocześnie czując lekki strach w sercu, szybko poprawiłam tor kierunku konia, a następnie przeskoczyłam stacjonatę oraz okser, które tym razem były bardziej od siebie oddalone bo aż na pięć fule, choć ja przejechałam to na cztery, więc konisko miało mniej miejsca, lecz jakoś przeskoczyłyśmy razem. Mimo wszystko mój słuch bardzo nasłuchiwał czy strąciłyśmy jakiś drąg bądź drągi, gdyż nigdy nie wiadomo, a wolałam się nie odwracać by popatrzeć, gdyż to mogło by się skończyć kolejną katastrofą.
Później znowu skróciłam trasę swojego przejazdu do przeszkody numer osiem, jadąc przy tym dość szybko, lecz tutaj już nie jechałam tak brawurowo, tylko ściągnęłam wodze wcześniej, wiedząc iż koń może nie skoczyć czysto wychodząc z tak skróconego łuku jaki zrobiłam i szybkiego. Dlatego więc ustawiłam jakoś klaczkę prosto do oksera, dzięki czemu miała szansę lepiej pracować swoim ciałem w powietrzu. Chwila grozy w powietrzu, a po chwili twarde lądowanie, po czym znowu mocne skupienie, ponowny skok nad stacjonatą, a następnie jeszcze większe skupienie na szeregu podwójnym, który szybko się do „nas” zbliżał.
Znowu poczułam serce w gardle i to duszące uczucie przejęcia… Jeden skok… jeden, dwa, trzy, cztery… skok! myślałam a następnie mocno skręciłam koniem w prawo jadąc niczym strzała do przeszkody numer „10”, mijając przy tym krzak ozdobny po swojej lewej stronie, następnie znowu mocno skręciłam koniem w prawo, dzięki czemu klacz znowu przeskoczyła stacjonatę na ukos, lecz tym razem usłyszałam bardzo głośne puknięcie, na co widownia zareagowała głośnym… zdziwieniem? Sama nie wiedziałam jak o określić, lecz miałam nadzieję że nie zrzuciłam żadnego drąga… Na samą myśl o tym poczułam ucisk w żołądku lecz widząc przed sobą przeszkodę numer „11” czyli kolejny okser, ponownie się skupiłam na swoim zadaniu, wstrzymałam lekko konia, delikatnie go przytrzymując, popuszczając, przytrzymując i jeszcze raz popuszczając, przez co klaczka znowu szarpnęła lekko łbem próbując walczyć z moimi rękami, lecz po chwili się mocno odbiła, pięknie przelatując nad przeszkodą.
Widząc ostatnią przeszkodę na naszej drodze, znowu pogoniłam klaczkę energicznymi ruchami rąk, dzięki czemu przyśpieszyła znacznie, a w ostatniej chwili przyhamowałam mocno, a klacz odbiła się mocno od ziemi, głośno przy tym po końsku sapiąc. Czułam przez chwilę grozę w sercu taką, jakbym miała zaraz stoczyć walkę o życie, gdy jeszcze byłam z Carismą w powietrzu, a gdy klacz dotknęła przednimi nogami ziemi, a następnie tylnymi i nie usłyszałam żadnego spadającego drąga za sobą czy też odgłosu puknięcia, widownia zaczęła bić prawa i na chwilę puścili energiczną muzyczkę jak to było zorganizowane podczas bezbłędnych przejazdów, więc wiedziałam już że wtedy do mocne uderzenie kopytami Carismy o drąg nie skończył się tragicznie, bo jakimś cudem drąg nie spadł!
- Czas 72 i 98 setnych sekundy – poinformował mnie komentator jak i publiczność – Irma Enderfin wysuwa się na prowadzenie, a akademia IHA zyskując punkty wysuwa się na prowadzenie, na razie zyskując przewagę nad akademią WHRA – dodał na co się bardzo ucieszyłam i poklepałam śnieżno białą klaczkę po szyi obiema rękami, dziękując jej za przejazd i skierowałam się lekkim kłusem ku wyjściu z parkuru. Za mną było jeszcze dwanaście zawodników, więc mogli mnie prześcignąć, lecz miałam nadzieję że jeśli ktoś mnie przegoni to jedynie ktoś z naszej akademii, a nie żaden inny uczestnik z innej akademii.
- Wilma Gostenmayer proszona na parkur – usłyszałam jeszcze komentatora, który wywoływał kolejną osobę, a mnie przejęła pani Hils, która poklepała klaczkę po szyi i dała jej smakołyka w nagrodę z czego się bardzo ucieszyła.
- Doskonale! Obyśmy utrzymali takie tempo – usłyszałam od niej, na co skinęłam głową jedynie lekko i sama ponownie poklepałam klaczkę po szyi swoją prawą ręką, dziękując jej za świetny przejazd. Do tej pory czułam te niezwykłe emocji i muszę powiedzieć że lekko drżały mi nogi i ręce z tego wszystkiego, ale było warto! Co prawda pewnie i tak dostanę wykład że za bardzo ryzykowałam ale co tam…

< Reker? ;3 jak się tam trzymasz? Xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz