11.23.2018

Od Irmy cd. Rekera

Byłam totalnie wściekła na tą Stevani! Przecież my mogliśmy się przez nią pozabijać! Nie uszkodzić, tylko pozabijać! Jak trzeba być głupim i tak chorym by coś takiego w ogóle wymyślić?! Jeszcze ta biedna siwa klacz którą niemalże zajechała na śmierć złym rozgrzaniem… Tak ciężko oddychała i była zgrzana że się to normalnie w głowie nie mieści! Jak można doprowadzić konia do takiego stanu? pomyślałam patrząc uważniej jak po szyi śnieżno białej klaczy spływa pot. Pan Pol podszedł do niej i złapał za wodze klaczy, a następnie kazał jej zsiadać, co bardzo zdziwiło naszą „koleżankę”, a gdy wylądowała na ziemi, coś jej powiedział ostrego, gdyż zaraz momentalnie zbladła, a nasz wychowawca zabrał jej konia.
- Pewnie poszedł się zająć jej biednym koniem – usłyszałam głos Rekera zza moich pleców.
- Pewnie tak… Chodźmy! Musimy rozgrzać nasze konie – powiedziałam szybko, przypominając sobie że mamy mało czasu. No niby pan Pol powiedział że nam załatwi więcej czasu na lepszą rozgrzewkę, ale i tak musieliśmy dmuchać na zimno i być przygotowanymi. Wolałam by mój koń był solidnie rozgrzany, by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
- Racja – przyznał, po czym znowu ruszając sprintem dotarliśmy do stajni, gdzie upewniając się na szybko że sprzęt już jest dobrze wymieniony i założony, oraz że ta mała gnida znowu nam czegoś nie popsuła, wyprowadziliśmy je ze stajni, a następnie odbijając się niemalże w tym samym czasie od ziemi, wsiedliśmy na swoje wierzchowce. Czym prędzej ruszyliśmy na rozprężalnie, gdzie zaczęliśmy robić kółka z kłusie, lecz ja w przeciwną stronę niż on byśmy mieli więcej miejsca na placu. Może i innym wydawało się że rozgrzanie konia jest proste, lecz w rzeczywistości takie łatwe to nie jest… Trzeba przynajmniej dziesięć minut kłusa robić i to jechać trzeba w różnych kierunkach, takie jak robienie ósemek, kółek by dobrze rozgrzać każdą część mięśni konia, a następnie wchodzi się w lekki galop, który ma jeszcze bardziej rozgrzać mięśnie wierzchowca by nie doznał żadnych poważnych kontuzji.
Na rozprężalni dostaliśmy jeszcze mapkę toru jutrzejszego do skoków od naszej drugiej nauczycielki od skoków, czyli pani Hils, która doprawdy nie mogła sobie znaleźć lepszego momentu na wręczanie takiego świstka! Nie komentując tego, spojrzałam szybko na plan jazdy, a następnie szybko go schowałam do kieszonki zapinanej na zamek, gdy ją złożyłam.
Jeszcze w trakcie rozgrzewki się okazało że to ja jadę jako pierwsza, gdyż jeden z zawodników miał wypadek na koniu, pokonując przeszkodę, a inna zawodniczka musiała zrezygnować bo koń jej kilka razy nie chciał przeskoczyć tej samej przeszkody, czyli rowu. Na szczęście zdążyłam rozgrzać odpowiednio konia, nie mówiąc o tym że było to na styk kiedy musiałam się już ustawiać na starcie. Ubrałam jeszcze na szybko kamizelkę, a następnie patrząc na wielki wyświetlacz odliczający sekundy do startu, przez co mocniej zacisnęłam ręce na wodach Touch Downa, który czując moje przejęcie by jak najlepiej wypaść, przez co też nieco nogami przebierał w miejscu, nie mogąc się już doczekać. Tylko spokojnie... pomyślałam widząc po chwili na wielkim wyświetlaczu słowo "START". Dając w ułamku sekundy znać łydką koniowi, ten ruszył niczym torpeda wystrzelona z okrętu podwodnego i wjechaliśmy do niewielkiego lasku gdzie czekała na nas pierwsza przeszkoda.
Przeskoczyłam ją bez problemu, lecz zaraz zaczęłam kierować konia mocno w prawo, przez wielką polanę, gdzie czekała już kolejna przeszkoda czyli kłoda. Mocniej ściągnęłam wodze, a następnie przeskoczyliśmy idealnie równo między czerwoną a białą chorągiewką. Zadowolona z takiego obrotu spraw zaczęłam nakierowywać konia na rów z wodą. Kiedy tylko ogier zetknął się kopytami z woda, poczułam jak strasznie zimna jest ta woda. Musiałam dużo mocniej skontrować Touch Downa na kolejną przeszkodę w wodze, co niezbyt mu się podobało, lecz na szczęście wykonał moje polecenie i ładnie ją przeskoczył, a następnie musiał wyskoczyć z wody na niewielką górkę, gdzie na niemalże samym szczycie była kolejna przeszkoda w kształcie niewielkiego daszku. Tą przeszkodę ogier pokonał jakby ostatkiem sił, gdyż z wody bardzo ciężko się rozpędzić, zwłaszcza gdy ma się jeszcze przeszkodę niemalże na samym szczycie górki... Później skierowałam mocno konia w lewo, gdzie czekała na nas kolejna przeszkoda z kłody. Szczerze mówiąc ten tor był dla mnie wyjątkowo trudny, zwłaszcza iż nie byłam tak bardzo doświadczoną zawodniczką, lecz starałam się hamować konia na początku bym nie zużyła wszystkich jego sił, nie mówiąc o tym że tor był bardzo długi. Jakoś jednak udało mi się dotrwać i gdy miałam już ostatnią prostą, mocno przyśpieszyłam by uzyskać jak najlepszy tylko czas. Ogier mnie nie zawiódł i udało nam się przejechać bardzo szybko na linii mety, a następnie łagodnie wyhamowałam, a na mecie już czekał pan Pol, Jay i reszta świty. Pewnie miałam bardzo wolny przejazd.... Będą musieli się przeze mnie starać bardziej by uzyskać lepszy czas drużynowy pomyślałam szybko zsiadając z konia, b następnie dać obowiązkowo siodło do zważenia czy nie jest za ciężkie. Przynajmniej Touch Down nie zatrzymał się na żadnej przeszkodzie, to już coś i tak... przeszło mi jeszcze przez myśl, gdy waga siodła była całkowicie w porządku, a po chwili podeszli do mnie chłopaki, wraz z koniem którego trzymali za wodze.

< Reker? ;3 jak tam jej poszło? jaki miała czas? xdd Tor do skoków na jutro jest dość trudny xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz