Jak na nieszczęście gdy jadłam kawałek kromki dopadł mnie pan Pol i szczerze nie rozumiałam złości która malowała się na jego twarzy. Nawet nie mogłam dokończyć swojego posiłku gdyż złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku... Ścisk był bardzo silny i zabolało mnie to zważywszy że lewą ręką zawsze miałam najbardziej wrażliwą. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wepchnął mnie do niewielkiego pomieszczenia w którym paliła się malutka żaróweczka. Chciałam się spytać o co mu chodzi lecz w tej samej chwili zamknął mi drzwi przed nosem i tak zostałam sama w tym dość chłodnym pomieszczeniu.
Nie zdążyłam wziąć lekarstw na białaczkę... Jeśli ich nie wezmę na czas to mogę dostać ataku drżenia mięśni w połączeniu z silnym krwotokiem z nosa, a przy mojej chorobie taki krwotok może mnie zabić! Muszę się stąd wydostać... Muszę jutro wziąć udział w zawodach o ile w ogóle Carizma będzie w stanie pomyślałam nerwowo, bardzo przejmując się upływającym czasem, który kontrolowałam spoglądając co po chwile na zegarek znajdujący się na mojej lewej ręce. Nie minęła chwila a do pomieszczenia zaraz został wepchnięty ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, który zaczął na mnie znowu najeżdżać słownie wyraźnie wściekły, a ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego on tak bardzo jest na mnie zły.
- Czego Ty ciągle ode mnie chcesz? Tylko Tobie coś się nie podoba - zaczęłam jakoś się bronić.
- Bo jesteś głupia i na nic nie zasługujesz - warknął wściekły na mnie.
- Jakbyś nie wiedział to nikomu na prawo i lewo się nie chwalę że mnie ojciec katował i siostrę... Sami inni to rozpowiadają, ja nigdy nie chciałam tego ujawniać - zaczęłam podnosić głos.
- Ta jasne! Rozpowiadasz bo tak Ci jest wygodniej bo się nad Tobą litują i nic nie musisz robić idiotko! - niemalże wrzasnął.
- Niczego nie rozpowiadam! Tak samo jest z moją chorobą... Nie mam zamiaru nikomu do tego się przyznawać dla Twojej wiadomości bo ja wolę trenować ostro by być przygotowanym na wszystko! - broniłam się jakoś.
- Ty nawet jeździć nie potrafisz ofermo - fuknął zły a z jego oczu szła tylko wściekłość.
- A Ty niby kiedyś potrafiłeś? Ja w przeciwieństwie do Ciebie uczę się od niedawna, podczas gdy Ty trenowałeś od małego gówniarza! Jakoś wtedy też nic nie potrafiłeś ale nikt Cię nie gnoił tak jak Ty mnie... - odparłam na co prychnął poirytowany - Prychaj sobie ile chcesz! Oceniasz mnie z góry a sam święty nie jesteś! Dla Twojej wiadomości ja nie chciałam tej głupiej klaczy... Nawet nie zasługuję na drugiego konia... Wiem że nie jeżdżę wspaniale ale dopiero się uczę i dla mnie każdy przejazd bez błędu jest sukcesem. Dla Ciebie to idiotyzm bo sam nie pamiętasz już jak to było - dodałam.
- Twój przejazd był do niczego - prychnął znowu a jego słowa raniły niczym nóż wbity w serce.
- Dla Ciebie to była prościzna bo jesteś już doświadczony ale dla mnie ten przejazd był trudny i to moje pierwsze takiego typu zawody... Nigdy na żadnych nie byłam... Ciebie było na to stać bo jesteś bogaty i miał kto Ci opłacić wpisowe! - powiedziałam starając się by znowu nie poleciały mi łzy z oczu. Wiedziałam że ma mnie za nic i to mnie najbardziej bolało.
- Tak tak rozrycz się jeszcze jesteś beznadziejna - warknął znowu nie odpuszczając.
- Ciekawe kiedy Ty oporządzałeś ostatnio swojego konia sam? Stajenni zawsze Cię wyręczali i nic nie musiałeś robić bo nawet Ci je siodłali i wyprowadzali! Mnie ciągle oskarżasz o niestworzone rzeczy ale prawda jest taka że ja sama cały czas oporządzam swojego konia nawet jak fatalnie się czuję... - mówiłam ciągle - Jesteś zły bo trafiłeś do IHA i musisz wszystko robić sam bo normalnie to w ogóle nie zajmowałeś się swoimi końmi tylko co jakiś czas sobie przyjeżdżałeś i jeździłeś gdy miałeś zachcianki. Niby dlaczego Twój wspaniały klub jeździecki się rozpadł skoro byliście niby tacy wspaniali i jeździliście najlepiej waszym zdaniem? Gdyby było dobrze to dochody z wygranych zawodów utrzymały by wasz klub ale tak się nie stało... Myślisz że niby nie popełniasz błędów na koniu? Popełniasz ich dużo ale Twoje ego nie pozwala Ci tego zobaczyć bo przecież jesteś bogaty i masz najdroższe konie jakie tylko mogą chodzić po świecie... Patrzysz tylko ciągle na wszystkich z góry i oceniasz, a nawet nikogo nie znasz i nie znasz problemów innych! Uważasz się ciągle za lepszego od siebie i patrzysz tylko pod siebie jak by tu zrobić by Tobie było w życiu dobrze. Śmiało kpij sobie ze mnie i mnie obrażaj ale tak na prawdę nie masz pojęcia przez co przeszłam w życiu... Dla Ciebie słowo bicie nic nie znaczy bi sam nie wiesz jak to jest dostać z pięści w twarz czy z kija bejsbolowego i nie czułeś ja łamią Ci się kości od siły uderzenia... Nikt nie pluł nigdy Ci w twarz.... Nigdy nie musiałeś spać przy rozbitym oknie przy minus trzydziestu paru stopniach, mając do dyspozycji tylko cienki koc! Dla Ciebie to tylko marne i żałosne opowieści, bo Twoim zdaniem mi sprawia przyjemność opowiadanie na prawo i lewo o tym co mnie spotkało! Ale wiesz? Mnie to nie sprawia przyjemności i nikomu tego nie rozpowiadam bo wiem że i tak nikt tego nie zrozumie... Ten kto jest bogaty ma władze i przyjaciół, a mnie nie było stać nawet na jedzenie a co dopiero było mówić o ciuchach... W zimie chodziłam w dziurawych i starych trampkach do szkoły które wygrzebałam ze śmietnika! - mówiąc to niestety same łzy zaczęły mi lecieć z oczu - Myślisz że było to miłe?! Myślisz że było mi łatwo i że chcę o tym mówić? W przeciwieństwie do Ciebie ja nigdy nie miałam żadnych przyjaciół ani kolegów... Nigdy nikomu nie mogłam się zwierzyć czy wypłakać.... Myślisz że leki mnie wyleczą? Gówno! One tylko przedłużają to co nieuniknione. To wszystko co mi dano, to tylko na krótką metę. Ty dostaniesz przeszczep jeśli trzeba będzie bo wciągną Cię na listę a z wpływami Twojego ojca na bank dostaniesz to bardzo szybko... Ja nie mam dawcy... Może mnie jedynie uratować przeszczep ze strony rodziny, której nie mam bo matka ma HIV'a a ojciec jest alkoholikiem i też nie nadaje się na dawce... A nawet jeśli by był dawca to miałabym zaledwie pięć procent szans na to że by się przyjął! Mam niecałe dwa a może trzy miesiące życia... Nie uważam wcale że zasługuję na te wszystkie rzeczy które mi dano czy też konie... Wiem że jestem śmieciem społeczeństwa i Ty też tak uważasz. Ale nie martw się niedługo już mnie nie będzie więc będziesz mógł sobie jeździć na zawody bez obawy że takie gówno jak ka przyćmi Twój wspaniały przejazd na koniu który kosztuje majątek... Nikomu nie chce się chwalić że umieram.... nikomu... Chcę tylko żyć chociaż te trzy ostatnie miesiące spełniając swoje marzenie... Ty będziesz mógł to robić ciągle, a ja już nigdy. Dla mnie oporządzenie konie jest trudne nie przeczę ale nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc ani się nie żaliłam że jest mi ciężko! Nie chcę by ktoś ciągle się nade mną użalał! Nie chcę... Wiem że masz to i tak gdzieś... Jesteś ode mnie we wszystkim lepszy zadowolony? Masz wygrane życie już teraz... Ja jestem przegrana ze wszystkim - mówiąc to poczułam jak mięśnie zaczynają mi lekko drżeć i nie panowałam nad tym co znaczyło że mój atak się powoli zaczynał - Nie chcę niczyjej litości... Chcę tylko być szczęśliwa przez te ostatnie dni.... Nic więcej.... Daj mi już wreszcie spokój.... Chcesz to sobie weź tą klacz... Przy mnie i tak się zmarnuje... Jestem zerem zadowolony? To chciałeś usłyszeć? Z resztą te jutrzejsze zawody i tak będą moimi ostatnimi... Bo więcej już nie zniosę... Daj mi wreszcie spokój.... Mam już dość użerania się ze wszystkimi... - mówiąc to osunęłam się ledwie na ziemię i oparłam głowę o róg pomieszczenia z dala od niego, a po chwili poczułam jak krew mi spływa z nosa. Jeśli nie dostane leku to się wykrwawię pomyślałam zmęczona, a drżenie się nasilało.
- Pokazałeś mi gdzie moje miejsce... Jesteś zadowolony? Zgnoiłeś mnie jak wszyscy dookoła... Wiem że jestem ścierwem które nic nie potrafi ale się starałam...
< Reker? :3 dopiąłeś swego ;c Pisałam z tel więc sorki jeśli są jakieś błędy...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz